LA  CORRUPTION
  • Blog
    • Kalendarium
    • Galeria
  • Dziennik XVII
    • Sam szczyt (administracja rządowa)
    • Sam szczyt (sądownistwo)
    • Efekty specjalne
  • Dziennik XVI
    • Sam szczyt
  • Dziennik XV
    • Sam szczyt
    • Efekty specjalne
  • Dziennik XIV
    • Instytucje od mienia Skarbu Państwa
    • Instytucje od geodezji
    • Instytucje od budownictwa
    • Sądownictwo powszechne
    • Prokuratura
    • Sam szczyt
    • Efekty specjalne
  • Streszczenie Dzienników I-XIII
  • Nawigator po Dziennikach I - XIII
    • Dziennik Ćwoków I >
      • Dziennik I - część 1
      • Dziennik I - część 2
      • Dziennik I - część 3
    • Dziennik Ćwoków II >
      • Dziennik II - część 1 i 1/2
      • Dziennik II - część 2 i 1/2 >
        • Wątek I
        • Wątek II
        • Wątek III
        • Wątek IV
        • Wątek V
        • Wątek VI
        • Wątek VII
      • Dziennik II - część 3 i 3/4 >
        • Wątek 2
        • Wątek 3
        • Wątek 4
        • Wątek 5
      • Dziennik II - część 4
    • Pzedwczesny epilog III >
      • Epilog (1)
      • Epilog (2)
      • Epilog (3)
      • Epilog (4)
    • Dziennik Ćwoków IV >
      • Gmina i powiat >
        • Urząd miasta
        • Sąd Rejonowy >
          • Sprawy Cywilne
        • Starostwo >
          • EGBiL i modernizacja
        • PINB
        • Prokuratura >
          • Sprawy Karne
    • Dziennik Ćwoków V >
      • Pan Krzysiu reality show
      • Rewizor reality show >
        • SA i administracja >
          • GUNB & co
        • SA i SKO >
          • SKO saute
        • SA , wojewoda i skargi
        • Sądy powszechne (1)
        • Sądy powszechne (2)
        • Prokuratura
    • Dziennik Ćwoków VI >
      • Polowanie na Skunksa (1)
      • Polowanie na Skunksa (2)
      • Polowanie na Skunksa (3) >
        • Urząd Miiasta M
        • Starostwo G.
        • PINB w G
        • Sąd Rejonowy w G.
        • Prokuratura Rejonowa w G
      • Polowanie na Skunksa (4)
      • Polowanie na Skunksa (5)
      • Dziennik Ćwoków VIa >
        • Wojewoda
      • Dziennik Ćwoków VIb >
        • Kancelaria Premiera & Co
        • KRS & Co
    • Dziennik Ćwoków VII >
      • Powiatowe Poczciwiny
      • Park Jurajski
      • Sam Szczyt
    • Dziennik Ćwoków VIII >
      • Kroczek pierwszy
      • Kroczek drugi >
        • Kroczek dwa i pół
        • Kroczek dwa i trzy czwarte
        • Kroczek drugi - podsumowanie
        • Kroczek drugi - wnioski
      • Kroczek trzeci
      • Kroczek czwarty
    • Dziennik Ćwoków IX >
      • Dodatek 1
      • Dodatek 2
      • Dodatek 3
      • Dodatek 4
    • Dziennik Ćwoków X >
      • Pisma w kiblowej sprawie
      • Co może Rząd?
      • Co może Sąd?
      • Przez kieszeń do rozumu
    • Dziennik Ćwoków XI >
      • Fiku-miku w powiaciku >
        • Fiku-miku w bałaganiku >
          • Fiku-miku w bałaganiku (vintage)
      • Fiku-miku ponad powiacikiem >
        • Fiku-miku w rządziku >
          • Fiku-miku w rządziku cd.
          • Fiku-miku w rządziku (o zwrociku)
        • Fiku-miku w sądziku >
          • Fiku-miku w sądziku cd.
          • Fiku-miku w sądziku (o zwrociku)
        • Gdzie by tu jeszcze napisać?
      • Fiku-miku w portfeliku
      • Kto jeszcze puka od dołu?
    • Dziennik Ćwoków XII >
      • Ostatni raz na serio >
        • Małe żuczki >
          • Dokum. 1923-2009
          • Dokum. UMM po 2009r
          • Dokum. Starostwo G. (Geo) po 2009r
          • Dokum. Starostwo G. (Arch-bud) po 2009r
          • Dokum. PINB w G. po 2009r
          • Budowlane P.S.
          • Dokum. Sąd Rejonowy w G. po 2009r
          • Dokum. Prokuratura Rejonowa w G po 2009r
        • Średnie żuczki
        • Duże żuczki >
          • W rządziku
          • W sądziku
      • Dogrywka >
        • Z ostrożności procesowej
        • Łopatologicznie raz jeszcze
        • Jeszcze kilka pytań....
        • Robi się coraz ciekawiej....
        • Super Extra - KPRM
        • Super Extra - KRS
    • Dziennik Ćwoków XIII >
      • Lokaksy
      • Nadrzędnialsy
      • Sam szczyt (Rząd) >
        • Jak pozwaliśmy KPRM ........
      • Sam szczyt (Sąd) >
        • Wielce Czcigodny Sąd Okręgowy & s-ka

Dziennik VIII cd 

12/31/2016

0 Comments

 
CZĘŚĆ II
Procedura, krycie niekompetencji  czy ułatwianie sobie życia

Właściwie to po posklejaniu w koherentna całość  skrawków informacji o "alternatywnej rzeczywistości" w jakiej istnienie na miejscu naszej nieruchomości zdają się wierzyć wszystkie instytucje powiatowe (a za nimi cały aparat państwowy) - wypadałoby zastanowić skąd się ona wzięła i jak pomimo iż nie ma nic wspólnego z istniejąca rzeczywistością rozprzestrzeniła się na cały aparat państwowy.  
 Jednak zanim się za to zabierzemy chcieliśmy opisać dwa nieco zaskakujące zdarzenia, które ostatecznie przekonały nas i jasno pokazały, że w obrębie aparatu państwowego wypracowano  (w mniej lub bardziej, a może nawet całkowicie nieoficjalny sposób) coś w rodzaju "procedury"  co podejrzewamy  w rozumieniu stosujących ją funkcjonariuszy państwowych jest "życiowym sposobem" radzenie sobie z "nieżyciowymi przepisami" odnośnie poszanowania zapisów rejestrów tonących w nieprawdopodobnym bałaganie.  W naszej opinii natomiast jest ona raczej dowodem na  poziom niekompetencji tak monstrualny i wszechobecny, że nawet zaskoczył nas wtedy gdy po napisaniu Dziennika VII myśleliśmy, ze nic nas już nie jest w stanie zaskoczyć. Przynajmniej w tej dziedzinie.  
A ponieważ sposób w jaki są porządkowane rejestry, bez względu na to na czy jest to oficjalna procedura, czy nieformalny zwyczaj, jest kluczowy do znalezienia racjonalnego powodu dla absurdalnych zdarzeń jakie rozgrywają się woków naszej (i nie tylko naszej ) nieruchomości - pozwalamy sobie na małą dygresję.

9. Sprawa VI C 441/13 i co z niej wynikło
Sprawa VI C 441/13 , którą wytoczyliśmy kancelarii Premiera nie toczy się bynajmniej w Sądzie Rejonowym w G tylko według swojej właściwości miejscowej.  Trzeba przyznać, że sędzia prowadzący sprawę dokonał rzeczy wydałoby się niemożliwej - spowił ją w opary absurdu gęstsze nawet niż  to się zdarzało w Sądzie Rejonowym w G.
Zacznijmy od tego, ze w swojej "niezależnej ocenie" sędzia uznał, ze należy odrzucić wszystkie wnioski mające na celu ustalenie powodów dla których prawa ujawnione w księgach wieczystych nie są szanowane. Odrzucił także dołączenie materiału pokazującego prawie 100-letnia ciągłość własności i władania. Nie chciał przesłuchiwać na tą okoliczność świadków. Odrzucił nawet dołączenie akt spawy w której sędzia rozstrzygnął w zgodzie z faktycznym stanem prawnym, a nie tym urojonym (po pięciu latach, ale zawsze godny uwagi rodzynek). Najwyraźniej w swojej mądrości uznał to wszystko za niewiarygodne i bez znaczenie prawnego, bo tylko w takich okolicznościach mógł te dokumenty uznać za nieistotnie dla sprawy. Za to uznał, ze powinien do sprawy dołączyć jako uczestnika GUNB (czyli nadzór budowlany).  Jak najbardziej przyjął do akt sprawy dokumenty dołączone do GUNB (z których nic nie wynikało , ale najprawdopodobniej sędzia ich nie czytał) i przyjął do protokołu oświadczenie, które sprowadzało się do tego, że pełnomocnik GUNB nie uważa wykorzystania nadzoru budowlanego do uwiarygadniania istnienia fikcyjnej rzeczywistości za coś nieprawidłowego.  Sędziego nie zdziwiło również oświadczenie pełnomocnika kancelarii Premiera, ze  kancelaria Premiera nie uważa, aby w zakresie jej obowiązków leżało zapewnienie aby jednak zapisy ksiąg wieczystych były uważane za wiążące chociażby w obrębie podległej jej administracji.  Z ledwością kryliśmy rozbawienie.
Jeżeli jednak rozłożymy ten cyrk na czynniki pierwsze to nie da się ukryć, ze sędzia tak ewidentnie zignorował wszystko co dokumentowało rzeczywistą sytuację na nieruchomości przez prawie ostatnich 100- lat, pomimo iż dokumentacja ta   potwierdzała prawdziwość zapisów ksiąg wieczystych. Co więcej dokumentacja ta pokazywała, ze sąd rejonowy w G nie jest siedliskiem zbrodni lubującej się w dokonywaniu nieprawdziwych wpisów do ksiąg wieczystych, wręcz przeciwnie.  Jednak chyba o uczciwości sędziów w Sądzie Rejonowym w G prowadzący sprawę ..... sędzia miał wyrobione zdanie.
Po drugie nie da się ukryć,  ze wszystkich instytucji, które coś w sprawie naszej nieruchomości narozrabiały dołączył do sprawy tylko nadzór budowlany, który od kilku lat z lubością zajmuje się uwiarygadnianiem istnienia na naszej nieruchomości fikcyjnej rzeczywistości i uwiarygadnianiu ewidentnie lewych dokumentów wystawionych przez Urząd Miasta M oraz ignorowaniem tego co odzwierciedla rzeczywiście istniejąca rzeczywistość.  Można więc powiedzieć, ze jest specjalista od potwierdzania (fikcyjnych? ) stanów faktycznych. W końcu inne instytucje w teren się nie fatygują) .  Rozumiemy więc, ze w tej roli został do sprawy dołączony.  Oczywiście powodów dla takiego postępowania nie ujawniono.

10. Czyżbyśmy mieli do czynienia z procedurą?
Pomijając już typowo kabaretowy charakter rozprawy w sprawie VI C 441/13 - miał on przede wszystkim znaczenie poznawcze. Bowiem jeżeli odrzucimy  możliwość, ze sędzia po prostu zwariował - to wyszłoby na to, ze szedł za jakąś procedurą.  Ewidentnie w tej procedurze nie liczyły się dokumenty, zapisy ksiąg wieczystych, wypisy z ewidencji gruntów czy akty notarialne. Liczył się natomiast stan faktyczny (prawdziwy czy fikcyjny) poświadczony przez instytucje państwową. Strony mającej interes prawny (czyli mówiąc po prostu właściciela) oczywiście nie poinformowano nawet o tym, że mogą być jakiekolwiek rozbieżności, a tym bardziej z czego one wynikają.   Czyżby właśnie tak wyglądała procedura na uzgadnianie "rozbieżności" czy  zaszłości historycznych lub komunistycznego bałaganu ?  
Bez względu na to czy działanie sędziego w  sprawie było oficjalną  procedura,  swoistym sposobem "ułatwiania sobie pracy" czy tez sposobem radzenia sobie z wtórnym analfabetyzmem - wydaje się ono być powszechne.  Sędzia tym razem po prostu starał się być solidny i zamiast chwycić za telefon i przyjąć to co w nim usłyszał za prawdę objawioną - włączył nadzór budowlany jako uczestnika sprawy, skłonił do sformułowania stanowiska procesowego (którego nie zweryfikował ) , dołączenia materiału dowodowego (którego albo nie przeczytał, albo nie zrozumiał) - i dopiero wtedy uznał, ze ma "podkładkę" dla uznania za dogmat tego co usłyszał.
Dzięki temu przynajmniej ewidentne jest  na podstawie czego sędzia uformował swoją "niezależna ocenę".  W przypadku większości postępowań (również przed innymi instytucjami państwowymi) możemy sobie to tylko kalkulować czy wręcz gubić się w domysłach.
Bez względu na to co sprawiło, ze sędzia bez podania powodów uznał, ze może zignorować wszelką dokumentację (i odzwierciedlający ja stan faktyczny) i oprzeć swoje "ustalenia" odnośnie stanu prawnego nieruchomości  na nie popartym niczym oświadczeniu nadzoru budowlanego (lub innej instytucji)  - jego postępowanie musimy uznać za obowiązującą (choć być może nie do końca oficjalnie) procedurę. Przynajmniej do skazania go prawomocnym wyrokiem sądu z paragrafu o przekroczenie uprawnień.  Wychodzi więc na to, ze najmocniejszym tytułem własności do nieruchomości nie są bynajmniej księgi wieczyste ( te mamy ze 100- letnia ciągłością), akty notarialne (mamy cały komplet od początku istnienia nieruchomości), czy wypisy z ewidencji gruntów (zawsze zbieżne ze z poprzednio wymienionymi dokumentami) ani nawet stan faktyczny ( zawsze odzwierciedlający wymienione rejestry i dokumenty).  Najmocniejszym tytułem własności jest oświadczenie funkcjonariusza państwowego, które w żadnym wypadku nie musi być zgodne z prawdą.
No cóż, jak już napisaliśmy  przy takich procedurach nie jest już nawet potrzebny spisek zmutowanych kurczaków, aby narobić w rejestrach i prawach własności bagno o jakim się filozofom nawet nie śniło.
Jednak to jeszcze nie wszystko. Ostatnio bowiem miało miejsce kolejne ważne wydarzenie uchylające przed nami śmiertelnikami kolejna procedurę o wysoce bagnotwórczych właściwościach.

11. Kolejne wydarzenia
Kolejnym wydarzeniem była odpowiedź Prokuratury Rejonowej w G.  Mieszkając od kilku już lat w powiecie, którego specjalizacją wydaje się załatwianie spraw niemożliwych (oczywiście z prawnego punktu widzenia) przy pomocy łańcuszka niedomówień i błędów zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić
Łańcuszki takie polegają na wystawieniu przez jakiegoś funkcjonariusza dokumentu nieprecyzyjnego, który można odczytywać na wiele sposobów lub dokumentu w którym wypowiada się w kwestii w której nie ma uprawnień. Na podstawie tego dokumentu zrozumianego w sposób w jaki teoretycznie nie powinien być zrozumiany kolejny funkcjonariusz wystawia coś co znowu jest jakąś półprawdą lub pomyłka do której pierwszy funkcjonariusz nie mógłby się w dobrej wierze posunąć bez ewidentnego i oczywistego naruszenia prawa. Dzieje się tak dopóty, doki nie zaistnieje sytuacja w której używając takich podkładek kolejny funkcjonariusz będzie mógł wydać decyzję, która bez podkładki z opisanego łańcuszka niedomówień i przeinaczeń byłaby tak ewidentnym naruszeniem prawa, że aż boli.
Po przyzwyczajeniu się do takiego funkcjonowania powiatu - pismo Prokuratury Rejonowej w G zszokowało nas , bo było jednoznaczne.  Informowało nas, ze badano sprawę, której dotyczyło. A ta sprawą było generowanie przez instytucje powiatowe "alternatywnych rzeczywistości" w dokumentacji. Jak wynika ze wspomnianego pisma Prokuratura sprawę zna i nie interweniuje.  To znaczy, że dla niej nie jest żadna nowością ani bałagan w rejestrach, ani sposób w jaki jest kreowany, ani nawet to, ze uzgadnia się go według uważania za plecami właścicieli.  Czyżby kreowanie "alternatywnych rzeczywistości" w oparciu o ewidentne poświadczenia nieprawdy, a następnie "uzgadnianie" ich z perfekcyjnie udokumentowanym stanem prawnym (ze wskazaniem oczywiście na to pierwsze jako właściwe) nie było uznawane za poważne naruszenie prawa?   
Nie mogliśmy w to uwierzyć i chyba byśmy zaczęli się zastanawiać co babcia tym razem dodała do naszych ulubionych ciasteczek, gdyby nie to, ze  chwile później czytaliśmy pisma otrzymane z Sądu Rejonowego w G, które w zasadzie sprowadzały się do tego samego.  
No cóż podobnie jak w przypadku procedur zastosowanych w przypadku sprawy  VI C 441/13  , tak i tutaj - dopóki osoby wstawiające dokumenty o takiej treści  nie zostaną skazane prawomocnym wyrokiem - musimy uznawać, ze postępują według właściwych i powszechnie uznawanych za prawidłowe (choć niekoniecznie oficjalnych) procedur.
Skłoniło nas to  jednak  do pewnej zadumy......

12. Bagno. bagno i jeszcze większe bagno.
Wygląda więc na to, ze w rejestrach dotyczących spraw związanych z nieruchomościami panuje bałagan o jakim się filozofom nawet nie śniło. Są one, podobnie jak prawa własności w nich ujawnione w pieczy ludzi, którzy nie tylko nie mają zdolności do analizy dokumentów, ale nawet chyba nie rozumieją samej koncepcji praw własności.  Tylko i wyłącznie w takich warunkach mogłaby zaistnieć sytuacja w której  seria ewidentnych poświadczeń nieprawdy czy przeinaczeń przez funkcjonariuszy państwowych mogłaby być uważana za równorzędny tytuł własności z konsekwentnie prowadzonymi rejestrami i zachowanym kompletem dokumentów i być przechowywana w zasobach instytucji państwowych  Nie mówiąc już o sytuacji jak zaistniała na naszej nieruchomości w której serię ewidentnych poświadczeń nieprawdy uważa się ewidentnie nawet za mocniejszy tytuł własności niż konsekwentnie prowadzona dokumentacja.
Sytuację pogarsza przyzwolenie, by  pozbawione  podstawowych kwalifikacji osoby dokonywały  niejawnych "uzgodnień" w trakcie postępowań za najmocniejszy tytuł własności przyjmując  ewidentne poświadczenie nieprawdy innego funkcjonariusza państwowego.  Nie analizując nawet żadnych dokumentów i nawet nie słuchając ujawnionego w księgach wieczystych właściciela.  Czyżby tak usiłowano przykryć niekompetencje i brak zdrowego rozsądku wśród funkcjonariuszy państwowych?
Przy takim poziomie niekompetencji, a nawet zwykłej głupoty  wzmocnionej kryminogennymi procedurami - nie zdziwilibyśmy się gdyby prawa własności w III RP były istnym żerowiskiem dla wszelkiego rodzaju cwaniaków.

cdn
0 Comments

Dziennik VIII

12/30/2016

0 Comments

 
W razie gdyby się nasi czytelnicy pogubili przypominamy, ze od kilku lat usiłujemy ustalić powody dla których instytucje państwowe od 2010 roku procesują wszystkie sprawy związane z nasza nieruchomością tak jakby nie uznawały naszych dobrze udokumentowanych praw własności (zarazem nie mówiąc o co chodzi).  Przy okazji skutecznie w ten sposób uniemożliwia się korzystanie z nieruchomości.
Szybko  okazało się, ze nasza sytuacja nie jest bynajmniej wyjątkowa w miasteczku M. i  nie powinniśmy jej brać osobiście tylko  zabrać się za ustalanie jakie patologie mogły doprowadzić do jej zaistnienia, a następnie  poszukać, kto i jak na tych patologiach kapitalizuje. Powoli powiat G i nie tylko zaczęły odsłaniać przed nami swoje tajemnice.
I tak w  Dzienniku Ćwoków IV mogliśmy już  opisać bałagan jaki panuje w rejestrach gminnych  dotyczących nieruchomości. Kolejny Dziennik został poświęcony sposobom ich "dyskretnego porządkowania". W Dzienniku Ćwoków VI wysłaliśmy do poszczególnych instytucji powiatowych  pisma, których główna intencją było  skłonienie tych instytucji aby przestały się bawić w ciuciu-babkę i wreszcie powiedziały kto i w jaki sposób zrobił ich w trąbę - skłaniając do procesowania spraw w oparciu o ...... jakieś urojenia.  Niestety bez rezultatu.
Ponieważ jednocześnie wysyłaliśmy pisma do instytucji nadrzędnych z podobnym przesłaniem i z podobnym skutkiem - zaczęło nam świtać, że być może mamy do czynienia  z problemem znacznie przekraczającym granice powiatu.  Toteż w Dzienniku Ćwoków VII zajęliśmy się tym jakie tajniki funkcjonowania aparatu państwowego ujawniła nasza sprawa.  
Uzbrojeni w wiedzę o nieprawdopodobnej wręcz niekompetencji osób awansowanych na stanowisko funkcjonariusza państwowego (w tym sędziego czy prokuratora) i typowej dla pracownika najemnego tendencji do tego by się jak najmniej narobić - wracamy do naszych  poszukiwań. Poszukiwań nie tylko mechanizmów, których zhakowanie  umożliwiło zaistnienie takiej hucpy jak ta związana z nasza (i nie tylko naszą) nieruchomością, ale również sposobów na poradzenie sobie z nimi.
Zanim jednak zaczniemy szukać ostatnich już elementów, karkołomnej łamigłówki, której ofiarą nie tylko my padliśmy - przypomnimy i uporządkujemy to co w obecnej chwili wydaje się najważniejsze.   Opowiemy  również o kilku wydarzeniach, które nie tylko wprawiły nas w olbrzymią konsternację, ale również wydają odsłaniać informacje  się kluczowe dla zrozumienia sprawy

CZĘŚĆ  I
Poznajemy kształt "alternatywnej rzeczywistości"

Dzienniki Ćwoków poświęcone są wyjaśnianiu co sprawiło, ze ok 2010 roku wszystkie instytucje państwowe zaczęły procesować sprawy tak jakby przeniesiono je nagle do jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Rzeczywistości w której na miejscu naszej  nieruchomości rzeczywiście istniejącej i perfekcyjnie udokumentowanej istnieje coś innego. Nikt do tej pory nie podał ani przyczyn takiego zachowania, ani nie poinformował cóż to takiego znajduje się w przekonaniu instytucji państwowych na miejscu naszej nieruchomości.
Ze skrawków informacji jakie do nas docierają - niczym z puzzli można jednak spróbować poskładać  poskładać obraz alternatywnej rzeczywistości  w której znajdują się instytucje państwowe.

1. O pewnych nieboszczykach w ewidencji gruntów.  
Informacją od której można zacząć odtwarzanie alternatywnej rzeczywistości jaka ulokowano na naszej nieruchomości jest umieszczona podobno już w latach 1970-tych w ewidencji gruntów informacja o rzekomym istnieniu działki drogowej 275a należącej do jej pierwszych właścicieli.
Ma to związek z naszą nieruchomością o tyle, że nasza działka była częścią parceli 275a wydzielonej we wczesnych latach 1920-tych. Jednak jej pierwsi właściciele , którzy nabyli ją w roku 1923 już dawno nie żyją. Ich spadkobiercy, zarówno ci mieszkający w PRL jak i w innych częściach świata  (Rodezja Południowa czyli dzisiejsze Zimbabwe) wypełniając wszelkie skomplikowane formalności zbyli tą nieruchomość w całości  latach 1950-1955.  Na przełomie lat 1960/1970 parcela 275a została podzielona z wyodrębnieniem 2 działek budowlanych 275a/1 275a/2 i jednej pod drogą (początkowo bez numeru). Ta ostatnia została przekazana Skarbowi Państwa (wszystko z zachowaniem należnej formy odpowiednio decyzji Rady Narodowej czy aktu notarialnego). Wszystko perfekcyjnie udokumentowane. W naszej (czyli tej realnie istniejącej) rzeczywistości o istnieniu żadnej działki 275a należącej do jej pierwszych właścicieli nie może być mowy.
Jednak działka drogowa 275a będąca  własnością pierwszych właścicieli została umieszczona w zasobach ewidencji gruntów i  cały czas tam figuruje.  Co więcej informacja ta, pomimo iż jest sprzeczna z pozostałymi informacjami przechowywanymi w zasobach i nawet z treścią wystawianych wielokrotnie na przestrzeni kilku dekad wypisów,  jest przez powiatową geodezję uznawana za tak wiarygodną, że pomimo iż jak wspomnieliśmy powyżej istnieje stos dokumentów wskazujących, że nie jest możliwe jej istnienie -  okazała się  nieusuwalna.
Działania Starostwa można by w zasadnie określić jako absurdalne, bowiem  z jednej strony wystawia wypisy z ewidencji gruntów opisujące prawidłowo istniejącą i dobrze udokumentowana rzeczywistość (w której działka 275a została sprzedana i podzielona).  Z drugiej zaś z uporem utrzymuje w zasobach ewidencji gruntów dokument o ewidentnie nieprawdziwej treści w której przynajmniej działka drogowa 275a cały czas należy do pierwszych właścicieli i  ignoruje przynajmniej część dokumentów potwierdzających rzeczywiście istniejący  stan faktyczno-prawny. To ostatnie zaowocowało  już zresztą w dokonanych w nieustalonych okolicznościach zmianach w wyrysie ewidencji gruntów.  Co więcej Starostwo do posiadania przynajmniej części  dokumentów odzwierciedlających rzeczywisty stan faktyczny  przyznaje się jakby ze wstydem dopiero gdy okazuje się, ze ich kopie mamy.  Zupełnie jakby miało z ich posiadaniem jakiś poważny problem.
Innymi słowy  Starostwo sprawia cudaczne wrażenie jakby robiło co może aby wykazać "dyskretnie" (czyli nie informując o niczym nas czyli prawdziwych właścicieli)  inną rzeczywistość, ale na skutek istnienia bogatej dokumentacji - nie bardzo mu to wychodziło.  
Zachowanie Starostwa wygląda jeszcze bardziej cudacznie jeżeli przeanalizujemy co oznacza uznawanie prawdziwości informacji o istnieniu działki drogowej 275a należącej do przedwojennych właścicieli parceli 275a.
Otóż w okresie gdy przedwojenni właściciele nabyli parcelę 275a  działka drogowa była przypisana do przylegającej parceli budowlanej i stanowiła z nią jedną parcelę. W takiej sytuacji  nie można było zbyć parceli budowlanej bez działki drogowej. No chyba, ze się ja wcześniej przekazało Skarbowi Państwa na warunkach jakie obowiązywały w danym punkcie historii.  Istnienie działki drogowej 275a należącej do przedwojennych właścicieli wskazuje więc, że w "świecie" w którym przebywa Starostwo przedwojenni właściciele nigdy nie sprzedali lub nie przekazali w żaden inny sposób całej parceli  275a.  
Innymi słowy - bez względu na to jak to dziwnie brzmi - Starostwo wydaje się najwyraźniej żyć w przekonaniu, że parcela 275a nigdy nie została zbyta przez przedwojennych właścicieli ani nawet przekazana spadkobiercom, a wszelkie dokumenty potwierdzające czynności prawne dokonane na nieruchomości w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat (tj. co najmniej od chwili nabycia praw do nieruchomości przez spadkobierców pierwszych właścicieli)  są co najmniej niepewne i podejrzane.

2. Opowieści o  podrabianych nieboszczykach c.d.
Z informacji o drogowej działce 275a należącej cały czas do przedwojennych właścicieli zawartych w ewidencji gruntów można dowiedzieć się jeszcze więcej.  Po pierwsze dowiedzieć się można, że działka została nabyta przez przedwojennych właścicieli w 1920 roku. Jest to wierutną bzdurą. Mamy uwiarygodnioną kopie aktu nabycia przez nich parceli 275a z roku 1923. Niby niewielka różnica, ale pokazuje, że osoba, która sobie alternatywną historię działki 275a  wykonfabulowała - nie miała dostępu do prawdziwej dokumentacji.  
Na to samo wskazuje zresztą sam pomysł przypisania własności parceli 275a pierwszym właścicielom - małżeństwu Marii i Tomaszowi Łebkowskim, bowiem chociażby z zapisów dobrze zachowanej księgi hipotecznej wynika, nie tylko ze pan Tomasz Łebkowski umarł ok 1930 roku, ale nawet, że przeprowadzono po nim postępowanie spadkowe co zaowocowało zmianą zapisów dotyczących własności w księdze hipotecznej "Willa Elibor" prowadzonej m. in dla parceli 275a.
W obliczu tych faktów pojawienie się   informacji o działce drogowej 275a należącej po wojnie do pierwszych właścicieli wydaje się  niezmiernie  dziwne, bo każda osoba operująca na terenie PRL  i poddająca się za właściciela, czy inny podmiot mający interes prawny mogła sobie obejrzeć dokumentację w biurze notarialnym lub archiwum.  
Kolejna ciekawostką jest to, ze podobno informacja o tej działce pochodzi jeszcze z lat 1970-tych (dokładnie z wykonanej wtedy modernizacji ewidencji gruntów).  Konia z rzędem temu, kto  potrafi wyjaśnić dlaczego ktokolwiek w PRL-u miałby  interes w wymyślaniu alternatywnej historii parceli 275a  i to w  sytuacji gdy na terenie posesji mieszkała jeszcze pani, która osobiście nabyła parcelę od spadkobierców pierwszych właścicieli (umarła dopiero w 2002 roku).
Jeszcze większą zagwozdką jest to, że informacja o działce 275a została podobno znaleziona w "wpisie jawnym" podobno w czasie badania ksiąg wieczystych.  Niestety nie podano więcej szczegółów. I znowu pojawia się zagadka w jakim "wpisie jawnym" mogła być informacja o działce 275a z wadliwie podaną data zakupu i właścicielami po jednym z których  zdążono jeszcze przed wojna przeprowadzić postępowanie spadkowe.
Być może nie bez znaczenia jest, że pierwsi właściciele parceli 275a zainwestowali w szereg parceli w miasteczku M. Część z nich istotnie kupili w roku 1920. Czyżby "posklejano" te wszystkie nieruchomości w jednym dokumencie dogodnie przeoczając fakt, ze prawie wszystkie zbyto przed śmiercią jednego z pierwszych właścicieli?  Skąd więc mógłby się w latach 1970-tych wziąć dokument (określony jako "wpis jawny") wskazujący, że mogło być  inaczej?  
Zastanawiające jest jaki to mógłby być dokument.  Jednak musiałby odstawać tak bardzo od sytuacji w terenie i zgromadzonych w tutejszych instytucjach dokumentów, że za wysoce wątpliwe należałoby uznać, ze jego autorem jest ktoś kto ma wzgląd w rzeczywistą sytuację w terenie oraz dokumenty przechowywane w tutejszych instytucjach.  Z drugiej jednak strony informację o nieszczęsnej działce drogowej 275a wprowadzono do zasobów ewidencji gruntów wtedy gdy były one prowadzone przez Urząd Gminy/Miasta M, który znajdował się dosłownie "rzut kamieniem" od tej działki.  Jak to możliwe?

3. Gmina w przeszłości pilnie potrzebna
Skoro Starostwo zapiera się by nie usunąć dokumentu wskazującego, ze przedwojenni właściciele działki 275a nigdy jej nie sprzedali, ani nie przekazali w inny sposób, to może oznaczać tylko, ze ani ich ani ich spadkobierców tutaj nikt od dawna (co najmniej od wojny) nie widział. W przeciwnym wypadku chociażby z racji ich wieku nieruchomość musiałaby przejść z pierwszych właścicieli  na spadkobierców.  Skoro ich jednak tutaj nie było to nieruchomość jako  mienie porzucone musiałaby być  od dawna   w zarządzie czy władaniu  gminy.  
Co prawda nie ma na to żadnego dowodu (wręcz przeciwnie jest sporo dokumentów potwierdzających, ze Gmina M. z nieruchomością nic wspólnego nie miała),  ale Urząd Miasta M. nie chce swojego zarządu czy władania nieruchomością wykluczyć. I upiera się tak bardzo, że nie są go w stanie przekonać żadne dokumenty. Po prostu uparł się aby nie zaświadczyć, ze nie miał nigdy z  nieruchomością nic wspólnego. Co więcej explicite napisał, ze nie może wykluczyć istnienia na niej lokatora w szczególnym trybie najmu (co jest zresztą ewidentną nieprawdą).
Z tym lokatorem to jest  nawet  większa hucpa, bo nieruchomość do końca lat 1950-tych pozostawała niezabudowana.  W czasach przymusowego kwaterunku nie było więc gdzie tych lokatorów umieścić (chyba, ze w dziupli w drzewie). Jednak Urząd Miasta się uparł.
Wygląda więc na to, ze w "alternatywnej rzeczywistości" przedwojenni właściciele nieruchomości zostawili nieruchomość pod czułym okiem Skarbu Państwa reprezentowanego przez Urząd Miasta/Gminy, a sami odeszli w sina dal. Urząd Miasta/Gminy natomiast najwyraźniej wyczarował na działce dom i nie może wykluczyć, ze nie ulokował w nim lokatora.
Nie ma to żadnego odzwierciedlenia w terenie z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze w takim wypadku parcela 275a musiałby zostać niepodzielona. Tymczasem z parceli 275a po podziale dokonanym w roku 1968 powstały 2 działki budowlane przedzielone już leciwym płotem. Po drugie w rzeczywistości z parceli 275a pod drogę oddano tylko ok 80 m2, co ma odzwierciedlenie na mapie geodezyjnej oraz w wielkości działek budowlanych , a nie 232  m2 jak wynikałoby z istnienia działki drogowej należącej z cały czas do pierwszych właścicieli, którą wyczarowano w latach 1970-tych.
Wypada jeszcze wyjaśnić dlaczego istotna jest różnica 80/232m2 jest istotna. Otóż cała parcela 275a miała pierwotnie ok 3732 m (piszemy około bo wymiary były podawane wówczas w łokciach). Istniejące  działki budowlane (ogrodzone całkiem już leciwym płotem) mają razem ok 3651m2  toteż ze zwykłej arytmetyki wynika, ze na drogę oddano ok 80 m2. Ma to zresztą odzwierciedlenie w mapach geodezyjnych i aktach notarialnych.  Gdyby prawdą było, że z parceli 275a odcięto działkę drogową o pow 232m2, wówczas pozostałą by działka budowlana o pow 3500m2.  A takiej działki nie ma i nie było  w terenie pod adresem ul K 53 w M.
Na marginesie warto wspomnieć, ze głowiliśmy się przez pewien czas jak mogło  dojść do tego, ze naszym poprzednikom prawnym udało się niejako "powiększyć" działkę budowlana kosztem drogowej. Wreszcie trafiliśmy na pamiętniki przedwojennej celebrytki, która mieszkała kilka posesji dalej. W pamiętnikach odnotowała, że w czasie II wojny światowej po ulicy K (wówczas leśna droga z nieogrodzonymi posesjami po bokach) śmigały ciężarówki i inne ciężkie pojazdy. Spokojnie mogły więc ulicę K. rozjechać powodując jej przesuniecie.   Na marginesie trzeba dodać, ze przesunięcia nie zauważyła ani geodezja gminna ani powiatowa co niewątpliwie wiele mówi o precyzji z jaka były prowadzone wszelkie pomiary i "ustalenia" ;-)
Wygląda więc na to, ze  Urząd Miasta jak i Starostwo maja podobną wersje "alternatywnej rzeczywistości". W tej "alternatywnej rzeczywistości" przedwojenni właściciele ani ich spadkobiercy nigdy nie zbyli działki 275a. Po wojnie działką się nie interesowali więc najwyraźniej władała nią gmina, i nie można wykluczyć, ze  zamieszkiwali w niej lokatorzy. Na potwierdzenie "alternatywnej rzeczywistości" nie ma co prawda nic, co można pokazać (za to istnieją stosy dowodów potwierdzających, że nie mogła istnieć). Jednak zarówno Urząd Miasta jak i Starostwo wydają się w "alternatywną rzeczywistość" święcie wierzyć (na co wskazuje chociażby niezdolność potwierdzenia oczywistych i dobrze udokumentowanych faktów i niezdolność usunięcia z obiegu prawnego dokumentu potwierdzającego  ewidentne bzdury - nie do końca zresztą wiadomo skąd wytrzaśnięte).  
To w co wierzy Urząd Miasta M można wnioskować nie tylko z tego czego nie chce potwierdzić, czy czemu nie chce zaprzeczyć. W jego zasobach natrafiliśmy na ślad kolejnego dokumentu, którego pomimo wielkich wysiłków również do tej pory nie udało nam się usunąć.

4. Urząd Miasta po raz drugi (czyli Pan Krzysiu - Wielki Imperator Kosmosu)
Poza dokumentem którego kurczowo trzyma się Starostwo (który opisywaliśmy powyżej) równie nieusuwalny dokument posiada również Urząd Miasta. Jest nim decyzja - pozwolenie na "nadbudowę" z 1993 roku.
W Dzienniku V nabijaliśmy się trochę z poczciwego Pana Krzysia, który będąc burmistrzem Miasta M wydał pozwolenie na nadbudowę nieruchomości znajdującej się pod adresem naszej nieruchomości na planach nieruchomości nie istniejącej pod tym adresem (nie na wymaganym w takich wypadkach wyrysie z ewidencji gruntów).  W Dzienniku VI wyliczyliśmy wszystkie nieprawidłowości tej decyzji i prawdę mówiąc to jest ich tak wiele, że aż się dziwimy, ze papier to wytrzymał. Jednak Urząd Miasta M ciągle waha się czy uznać ją za wadliwą. Podobnie zresztą jak nadzór budowlany, który się zresztą nawet nie wahał tylko uznał ten dokument za jedyny na zasługujący na poważne traktowanie z całej sterty, która dostarczyliśmy (pozostałe jednak dotyczyły rzeczywiście istniejącej nieruchomości a nie konfabulacji Pana Krzysia).  Wnioskujemy więc, ze ten właśnie dokument odzwierciedla "alternatywną rzeczywistość" do której mają ambicję równać wszystkie powiatowe instytucje.
Ze wszystkich zawartych w tym dokumencie informacji szczególnie zainteresowały nas dwie. Pierwsza to kształt i wielkość nieruchomości, która jednoznacznie wskazuje, że mamy do czynienia z parcelą 275a nie podzieloną, której wielkość jest taka jakby odcięto od nie działkę drogową dokładnie  tej wielkości co  drogowa działka 275a należąca cały czas do przedwojennych właścicieli, która zmaterializowała się w zasobach ewidencji gruntów w latach 1970-tych.  Wydaje się więc, że jest to kolejne potwierdzenie "alternatywnej rzeczywistości" w którą wierzą instytucje państwowe.
Druga informacją, która obudziła nasze zainteresowanie była inwestorka, czyli osoba mająca prawo  do dysponowania nieruchomością na cele budowlane. Najczęściej jest to właściciel. Problem w tym, ze  osoba wymieniona w decyzji  była w rzeczywistości tylko współwłaścicielką posiadająca 1/3 udziałów w nieruchomości i to bynajmniej nie całej parceli 275a tylko jednej działki budowlanej powstałej z podziału. Jednak pozwolenie zostało wydane zupełnie tak jakby rzeczona osoba miała znacznie więcej. Czyżby w alternatywnej rzeczywistości miała ona prawa własności nie tylko do naszej nieruchomości, ale i nieruchomości sąsiadów?  Skoro poczciwy pan Krzysiu, ówczesny burmistrz miasteczka M, swój podpis pod taka decyzją złożył, to oznacza, że jak najbardziej mógł być o tym przekonany. Przekonany o tym jest również najwyraźniej nadzór budowlany, który nie tylko potraktował decyzję pana Krzysia jak prawdę objawioną, ale jeszcze przyznał inwestorce tytuł właścicielki.
W jaki jednak sposób właścicielka 1/3 działki powstałej z podziały parceli 275a stałą się właścicielką (lub jej substytutem) obu działek budowlanych powstałych z podziału parceli 275a?  I tu zaczyna się robić naprawdę ciekawie..... Ale o tym za chwilę.

5. Dokument sądowy.
W uzasadnieniu wyroku I C 170/10 sędzia unieważnił umowę z 25.05.2005. Z treści wyroku ani uzasadnienia nie wynika, którą z dwóch umów (tj. quoad usum czy akt notarialny na podstawie którego wydzielone zostały lokale mieszkalne) miał na myśli. Opis nie pasował w zasadzie do  żadnej.  W naszej rzeczywistości (czyli tej istniejącej naprawdę i w znanej nam dokumentacji) była to czysta hucpa, bo sąd nie ma uprawnień by ingerować w umowy cywilne, ale z zawartego opisu stanu prawnego wynikało, ze sędzia żył w jakiejś "alternatywnej rzeczywistości".
Z opisu zawartego w uzasadnieniu wynika, ze naszych praw własności wywodzących się  z jednej z wyżej wspomnianych umów chyba sędzia nie uznawał, bo ograniczył się do podania numerów ksiąg wieczystych prowadzonych dla naszych lokali mieszkalnych (pominął księgę wieczysta prowadzona dla części nieruchomości pozostającej we współwłasności  z której księgi wieczyste dla naszych lokali zostały wydzielone), ale nie ulokował ich pod adresem K 53 w M, ale na ul K. Zupełnie jakby dotyczyły one lokali fruwających nad ulicą.
Jeżeli chodzi o Panią Sąsiadkę, to co prawda uznał jej prawa własności do nieruchomości przy ul K 53 w M, ale nie podał z zapisów jakich ksiąg one wynikają. Zupełnie jakby uznawał prawa pani Sąsiadki do nieruchomości, ale nie te, które my znamy......
No cóż jeżeli chodzi o nasze prawa to chyba rewelacje sędziego  nie wnoszą  nic nowego i wydają się być konsystentne z urojeniami  Urzędu Miasta M i Starostwa. bo w końcu jeżeli przedwojenni właściciele nie dokonali żadnej czynności na nieruchomości i w miejscu naszej nieruchomości  (a także sąsiadującej nieruchomości, powstałej także z działki 275a) istnieje dalej niepodzielona działka 275a - to nasze prawa własności w tym "alternatywnym świecie" faktycznie nie wiadomo gdzie upchnąć.  Ulica K jest równie dobrym miejscem w tym celu jak każde inne.
Interesujące jest natomiast to co napisał o Pani Sąsiadce. Wynika bowiem z tego, ze jej prawo do  nieruchomości przy ul K 53 w M jak najbardziej uznaje. Nie uznaje tylko, ze pochodzi ono z tego samego zestawu co nasze prawa.   Wygląda to jeszcze bardziej dziwnie jeżeli uwzględnimy fakt, że pani Sąsiadka nabyła swoje prawa własności od "inwestorki"  z decyzji wystawionej przez pana Krzysia. Co prawda w istniejącej rzeczywistości prawa te ograniczały się do lokalu mieszkalnego nr 3 i 1/6 udziałów w częściach wspólnych nieruchomości, jednak jeśli w "alternatywnej  rzeczywistości" inwestorka była właścicielką nieruchomości pokrywającej działkę naszą i sąsiadującą powstała również podziału działki 275a, to nie możemy wykluczyć, że może Pani Sąsiadka jest aktualnie właścicielką naszej nieruchomości oraz sąsiedniej (co z pewnością wprawiłoby w zdumienie mieszkającą tam sympatyczną wielopokoleniową rodzinę, która nabyła swoją nieruchomość w roku 1973).

6. Co właściwie kupiła Pani Sąsiadka?
No cóż jest to pewne wytłumaczenie dla dziwnego zachowania nie tylko Pani Sąsiadki, która od początku zachowywała się tak jakby była właścicielka czegoś innego niż to na co wskazywały i wskazują znane nam dokumenty (łącznie z jej aktem notarialnym).  Można by to było co prawda wytłumaczyć ekscentrycznym charakterem Pani Sąsiadki, jednak osoby, które były zainteresowane odkupieniem od niej  jej praw do nieruchomości zachowywały się równie dziwnie.  Poza tym osoby związane z Panią Sąsiadką  oskarżały nas o naprawdę dziwne rzeczy np  "wyszczucie jej z części domu", "oszukanie przy sprzedaży".  Co więcej  działającemu  w jej imieniu prawnikowi wydawało się nawet, ze jej pełnomocnictwa dają prawo do zarządzania cała nieruchomością.  Niestety nikt (łącznie z tym prawnikiem) nie chciał powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi i z czego to wynika.
Jednak zeznając na sali sądowej Pani Sąsiadka potwierdza, ze jej własność ogranicza się do wspomnianego  lokalu mieszkalnego nr 3 oraz 1/6 udziałów w częściach wspólnych nieruchomości, a jakiekolwiek pytania o lokatorów budzą w niej szczere zdziwienie (porównywalne tylko ze zdziwieniem jakie budzi  w sędziach prowadzących sprawy jej odpowiedź).
Warto jeszcze wspomnieć, że przy jakiejś okazji "inwestorka" wykrzyczała nam, ze wszelkie dokumenty przekazała pani Sąsiadce.  Brzmiało to wówczas jak groźba i prawdę mówiąc nie rozumieliśmy za bardzo  o co chodzi.   Gdyby  jednak "inwestorka" sprzedała Pani Sąsiadce coś więcej niż to co jest w dokumentach, które można nam pokazać - to chyba było wystarczająco dużo czasu aby zorientować się, że sprzedano jej coś bezwartościowego.  Chyba jednak Pani Sąsiadka nie doszła do takiego wniosku, bo ostatni raz jak widzieliśmy je razem - były obie w jak najlepszej komitywie.
Wydaje się to tym bardziej dziwne, ze pewna Pani Prokurator "zbadawszy" sprawę doszła do wniosku, ze pani Sąsiadka nie posiada żadnego majątku. Wynikałoby z tego, ze nie uznała ona praw własności Pani Sąsiadki do nieruchomości, ani w realnie istniejącej rzeczywistości ani w tej alternatywnej w której zdaje się Prokuratura przebywać. Niestety pomimo trwających latami nagabywań nie wyjaśniono dlaczego.  Tym niemniej dobra komitywa Pani Sąsiadki z "inwestorką" wydaje się naprawdę dziwna...

7. Bajka  robi się coraz ładniejsza

 Wygląda więc na to, że w "alternatywnej rzeczywistości" istnieje  nie niepodzielona działka 275a , której przedwojennych właścicieli nikt po wojnie nie widział na której gmina mogła się nie tylko panoszyć, ale nawet ulokować lokatorów.   
To znaczy istniała jeszcze w 1993 roku, co należy uznać za swoisty fenomen, bowiem w tym czasie sposób numerowania działek został już dwukrotnie zmieniony, ale jak rozumiemy działka 275a ma zdolność podróży w czasie ;-)
Juz w roku 1993 działka wraz z zabudowaniami przeszła w ręce "inwestorki", a być może nawet właścicielki - jeżeli potraktujemy "ustalenia" nadzoru budowlanego poważnie. Nie przeszkodził temu fakt, że według istniejących dokumentów była ona wówczas  właścicielka 1/3 nieruchomości powstałej z podziału działki 275a. Ale jak wspomnieliśmy sposób numerowania działek zmienił się dwukrotnie więc być może nikt (łącznie z "inwestorką") sobie tych faktów nie skojarzył.  Podobnie jak faktu, ze nieruchomość była zamieszkała przez babcię "inwestorki", która nieruchomość kupiła w roku 1973 jak najbardziej na starych numerach jako 275a/2 i  która kilka lat wcześniej obdarowała swoje wnuki swoimi udziałami w nieruchomości z czego 1/3 udziałów przypadło "inwestorce".  Nie skojarzenie sobie, ze nieruchomość, której właścicielką jest w 1/3 i nieruchomość  która postanowiła sobie "nadbudować" nie mogą istnieć w tej samej czaso-przestrzeni jest tym bardziej dziwna, ze odwiedzając babcię -dobrodziejkę "inwestorka" mogła sobie z pewnością pogaworzyć  z poprzednią współwłaścicielką działki 275a.  Bowiem osoba, która odkupiła działkę 275a od spadkobierców pierwszych właścicieli sprzedając  swoją część zachowała prawo do zamieszkania na nieruchomości do swojej śmierci (tzw służebność osobista mieszkania), która nastąpiła dopiero w 2002 roku.
Cokolwiek kombinowała sobie "inwestorka",  pozostaje poza wszelką dyskusją, że w 1993 roku  potwierdziła ona rzekome istnienie "alternatywnej rzeczywistości". Wydawać by się mogło, że nie mogła nie mieć przy tym  pełnej świadomości nie tylko  co do tego, że "alternatywna rzeczywistość" nie istnieje, ale również, że potwierdzając "alternatywną rzeczywistość" podważa nie tylko prawa własności własnej rodziny i swoje, ale również prawo do posiadania dachu nad głową poprzedniej właścicielki (tej od służebności osobistej mieszkania) oraz prawa własności sąsiadów z nieruchomości.
Czy miała świadomość co robi?  Tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że jeżeli celem było zwędzenie nieruchomości (lub raczej dwóch nieruchomości) powstałych z parceli 275a - to był to przekręt nieprawdopodobnie głupi i niemożliwy do dokończenia.   
Zresztą nie mamy powodu, by podejrzewać "inwestorkę" o takie niecne plany skoro mamy serię dokumentów podpisanych przez nią potwierdzających rzeczywiście istniejący stan faktyczny i prawny z których pierwszy datowany jest już na rok 1996 (trzy lata później) i jest odpowiedzą Urzędu Miasta na wniosek złożony przez wszystkich współwłaścicieli nieruchomości odnośnie ustalenia czy istnieje mozliwość podziału rzeczywiście istniejącego budynku na 3 lokale.  Kolejne dokumenty to trzy akty notarialne, które dotyczą jak najbardziej istniejącej nieruchomości.
Dlaczego więc "inwestorka" złożyła wniosek o nadbudowę nieistniejącej nieruchomości? Być może pewne światło rzuca na to fakt, że inwestycja (która nawiasem mówiąc nie była wcale "nadbudową"  jak wynika z treści pozwolenia tylko adaptacja części strychu jak wynika z dokumentacji) w momencie wydania pozwolenia była ukończona bodajże w 90%.  Decyzja z 1993 roku wygląda więc nie tyle na "pozwolenie na nadbudowę" ile na swoistą legalizację prac budowlanych.  Czy możliwe jest aby warunkiem legalizacji było złożenie wniosku na planach nieistniejącej nieruchomości?  Jeżeli tak to pojawiają się kolejne pytania;  Dlaczego postawiono taki warunek i kto na tm skorzystał?
Oraz czy ma to jakiś związek z naprawdę zdumiewającą odmową Urzędu Miasteczka M wystawienia zaświadczenia, że .... nie sprzedał naszej nieruchomości (pomimo iż nie ma problemu z potwierdzeniem, ze w swoich zapisach księgowych nie ma po takiej transakcji śladu).
Cała sprawa jest więc co najmniej zadziwiająca. Rozwiązaniem mogłyby być oczywiście "cudowne właściwości" wody w tutejszych wodociągach, która przepływa sobie pod zamkniętym wysypiskiem śmieci. Jednakże przed przekierowaniem do tutejszego wodopoju spragnionych wrażeń wycieczek reklamując miasteczko M. jako "nowy Amsterdam" postanowiliśmy sprawdzić kilka innych opcji.  
8. O korzyściach wścibiania nosa w nie swoje sprawy
Ze strzępków informacji jakie udało nam się pozbierać wynika, ze nasza nieruchomość nie jest jedynym przypadkiem nieruchomości w stosunku do której instytucje powiatu G działają tak jakby nie uznawały żadnych dokumentów wystawionych  po wojnie (a może nawet wcześniejszych) za wiarygodne.  I mamy wrażenie, ze konsekwentnie  i przede wszystkim "dyskretnie" (czyli nie mówiąc ujawnionym w księgach wieczystych właścicielom o co chodzi) usiłuje się je usuwać wprowadzając na ich miejsce "właściwy" (co nie znaczy bynajmniej prawdziwy) opis stanu prawnego.  Możemy wymienić kilka przypadków właścicieli dobrze udokumentowanych nieruchomości mających  problemy z wyegzekwowaniem oczywistych praw.  Z reguły są zdezorientowani i nie wiedzą o co chodzi. I trudno im się dziwić. W końcu wszystkie dokumenty mają w porządku i nie pokazuje im się niczego co wskazywałoby, że są jakiekolwiek powody dla myślenia, że z ich prawami własności coś jest nie tak. Po prostu raptem ich prawa przestają być szanowane bez podania powodu.  Będąc też w tej sytuacji musimy uczciwie przyznać, że dopóki człowiek nie zorientuje się, ze ma do czynienia z wysoce dysfunkcjonalnym aparatem państwowym - to istotnie ma się wrażenie, ze jacyś kosmici, cykliści czy zmutowane kurczaki się na niego uwzięły.  Szczególnie gdy okazuje się, ze żadne instytucje wyższego szczebla nie widzą nic dziwnego w tym co się w powiecie G dzieje.
Ponadto Urząd Miasta ma w swoim posiadaniu pewną ilość nieruchomości od działek drogowych do  wartościowych obiektów zabytkowych w stosunku do których wykonuje jakieś dziwne ruchy (np. latami nie ujawnia swoich praw własności w księgach wieczystych, twierdzi, ze nie ma dokumentów na podstawie których je nabył, zeruje ich wyceny itp) - zupełnie jakby nie mógł nimi normalnie i w jawny sposób rozporządzać.  Do tego ostatnio "utajniona" została ewidencja nieruchomości gminnych.
Innymi słowy wygląda na to, że sprawa naszej nieruchomości może być częścią znacznie
większej hucpy....
cdn.
0 Comments

Dziennik VII - Sam szczyt

12/29/2016

0 Comments

 
Krótka historia o praktykowaniu tumiwisizmu czyli o nie poczuwaniu się do odpowiedzialności za cokolwiek

Pisanie o najwyższych instytucjach w państwie zawsze niesie za sobą ryzyko bycia oskarżonym o "angażowanie się w politykę". Jednak chyba w naszym przypadku to nie grozi, bowiem wszystkie osoby odpowiadające w imieniu  najwyższych instytucji mówią to samo. I to niezależnie od tego, która opcje polityczna reprezentują. Jak z tego wynika istnieje szeroki ( a nawet bardzo szeroki) konsensus , który sprowadza się do tego, że tak "trywialna" sprawa jak rozwalanie wiarygodności ksiąg wieczystych i innych rejestrów i dokumentów związanych z prawem własności  do nieruchomości po prostu nie leży w zakresie zainteresowań i rzekomo również uprawnień najwyższych instytucji państwowych.  Czyli mówiąc kolokwialnie - ich to nie obchodzi, bo to nie ich sprawa.
Budzi to nasze, podejrzewamy, ze uzasadnione obawy, iż w naszym demokratycznym państwie powierzono najwyższe funkcje osobom, które nie panują nawet nad własnym sekretariatem czy kancelarią.  Nie będziemy jednak gubić się w domysłach czy właśnie to stoi za zdumiewającym przyzwoleniem na wystawianie dokumentów, które de facto potwierdzają, ze prawami własności ujawnionymi  w ustawowo wiarygodnych rejestrach i dokumentach nikt się specjalnie nie przejmuje.  Skoro osoba odpowiadająca w imieniu Sądu Najwyższego, naczelnego Sądu Administracyjnego, Kancelarii Premiera  czy ministerstw tak twierdzi - to po prostu nie wypada nam nie wierzyć.....
Nie wypada również jednak nie dać najwyższym urzędom w państwie szansy wykazania, ze nie pogrążyły się wszystkie w kulturze tu-mi-wisizmu, (jak zdaje się wynikać z pism wysłanych jakby na to nie patrzeć w ich imieniu) chociaż jako podatnicy płacimy im za to by jednak pilnowali by państwo przynajmniej jako tako działało.
Zacznijmy więc po kolei

1. Administracja Państwowa
Jak już pisaliśmy w Dzienniku VI zirytowani działaniem instytucji państwowych założyliśmy sprawę Kancelarii Premiera.  Nie do końca wiedzieliśmy czego się spodziewać. Z pewnością nie spodziewaliśmy się tego, ze stanowisko Kancelarii Premiera będzie takie, ze to nie jej sprawa.  I że stanowisko to podtrzymają dwa kolejne rządy
Prawdę mówiąc to podejrzewamy, że takiej sytuacji  wymyśliliby żaden satyryk, nawet obdarzony   najbardziej ułańską fantazja, bo przypomnijmy sprawa dotyczy tego, ze instytucje państwowe, w tym te bezpośrednio podległe Premierowi - nie uważają zapisów ksiąg wieczystych, wypisów z ewidencji gruntów czy treści aktów notarialnych za wiążące.  I to do tego stopnia, ze nie widzą nic złego w zabawianiu się w uwiarygadnianie rzekomego istnienia  fikcyjnych rozbieżności pomiędzy treścią tych dokumentów i rejestrów a stanem faktycznym.  Oznacza to de facto, że wszelkie prawa własności ujawnione w tych dokumentach to właściwie  fikcja.  Ot taka bajka dla naiwnych.
No cóż rozumiemy, że są ludzie, którzy uważają, że Rząd jest od rzeczy WIELKICH; spotkania z innymi rządami, przecinania wstąg, przypinania orderów, płomiennych przemówień czy  bankietów w ambasadach, wypowiadania wojen etc a do zajmowania się czymś mniejszym niż międzynarodowa korporacja nie powinien się zniżać.  I po kontakcie z pełnomocnikiem Kancelarii już trzech kolejnych Premierów i korespondencja z kilkoma Ministerstwami poważnie zastanawiamy się czy właśnie nie z ludzi o takim rozumieniu "rządzenia" składają  się nasze kolejne Rządy.
Nie będziemy więc nawet zaprzątać głowy obecnego Premiera  i jego ministrów przypominaniem, ze aparat państwowy nie powinien zajmować się redystrybucja prywatnego mienia na podstawie jakiś niejawnych ustaleń (lub nawet czyiś urojeń).  Bo w końcu do tego sprowadza się ignorowanie wszelkich dokumentów, które podobno są dowodem własności do nieruchomości w III RP.
Jeżeli już Rząd jest przekonany o tym, ze jest tylko od "rzeczy wielkich" to wypada wskazać, ze lobby bankowe nie jest rzeczą małą i nie powinien mieć interesów sektora  bankowego aż tak głęboko w miejscu gdzie kura ma jajko.   W końcu nie trzeba być geniuszem aby wiedzieć jaki wpływ ma przyzwolenie na  ignorowanie zapisów ksiąg wieczystych (a tym samym ujawnionych w nich praw własności) dla oceny wartości porfolio pożyczek hipotecznych  międzynarodowych banków, które w III RP sporo zainwestowały
W razie gdyby miłościwie nam panujący rząd (jak również dwa poprzednie) uważał, że nigdy nie twierdził, ze nie ma problemu z podważaniem wiarygodności systemu ksiąg wieczystych przez aparat państwowy  to przypominamy, że takie jest właśnie stanowisko pełnomocnika Kancelarii Premiera w sprawie VI C 441/13 . Stanowisko to jest powtarzane na każdej rozprawie od kilku lat w imieniu trzeciego już rządu.
W razie gdyby były jakiekolwiek wątpliwości co do  tego, ze jest to oficjalne stanowisko najwyższych organów administracji państwowej - to niewątpliwie  już dawno powinno je rozwiać  stanowisko Ministerstwa Infrastruktury ( i jego poprzedników), które w procesowaniu spraw przez  GUNB i instytucje mu podległe podległe w oparciu o istnienie fikcyjnej rzeczywistości (podczas gdy zapisy ksiąg wieczystych ujawniają tą rzeczywiście istniejącą)  nie dopatrzyło sie do chwili obecnej nieprawidłowości . Przynajmniej w takim stopniu aby nie pozwolić na kontynuowanie hucpy jaka jest  wykorzystanie nadzoru budowlanego i administracji architektoniczno budowlanej nie tylko do uniemożliwiania bezpiecznego mieszkania we własnej nieruchomości, ale nawet wykazywania, że na na miejscu nieruchomości pięknie opisanej m. in w księgach wieczystych i ewidencji gruntów znajduje się coś innego pomimo iż wygląda dokładnie tak jak jest to opisane we wspomnianych rejestrach.  Nawiasem mówiąc, to już sama koncepcja, że księgi wieczyste i ewidencja gruntów ma odzwierciedlenie w rzeczywistości na skutek wykonania prac, po których nie ma śladu i które trzeba wykazać "podstępnie" nie informując o tym stronom sprawy - wydaje nam się tak odjechana, że zastanawiamy się czy przyzwolenie na kontynuowanie tej hucpy aż do poziomu wiceministra nie sugeruje, że osoby pełniące eksponowane stanowiska nie powinny być poddawane regularnej ewaluacji przez odpowiedniego specjalistę. Oczywiście w celu uniemożliwienia kierowania państwem przez osoby, którym można wcisnąć największy kit.
Osiągnięcia dla utrzymania wiarygodności (lub raczej niewiarygodności) ksiąg wieczystych  ciągle zmieniającego swoją nazwę ministerstwa, obecnie zwanego Ministerstwem Infrastruktury, bledną jednak w porównaniu z Ministerstwem Sprawiedliwości.  Te bowiem wyglądają na najprawdziwszy sabotaż.
Zacznijmy od tego, ze  Ministerstwo Sprawiedliwości utrzymuje na swoich stronach elektroniczna wersje ksiąg wieczystych. Tak na logikę powinno więc być zainteresowane przynajmniej utrzymaniem pozorów ich wiarygodności.
Chyba jednak taka logika w Ministerstwie Sprawiedliwości nie obowiązuje, bowiem konia z rzędem temu, kto wyjaśni dlaczego pozwala by w III RP w obiegu prawnym pozostawała Uchwałą Sądu Najwyższego z 28 lutego 1989 roku, która zdejmuje domniemanie wiarygodności z działu I-O ksiąg wieczystych.  Tłumaczyliśmy już to chyba kilkukrotnie, że w dziale I-0 ksiąg wieczystych jest dokładnie opisane gdzie znajduje się nieruchomość dla której prowadzona jest dana księga wieczysta i jak ona wygląda. Jeżeli dział I-O nie cieszy się domniemaniem wiarygodności ( w czym o ile nas pamięć nie myli, nas zresztą upewniła pewna pani właśnie z Ministerstwa Sprawiedliwości) to właściwie nie wiadomo czego prawa ujawnione w pozostałych działach dotyczą.  Nie musimy chyba dodawać, że nie znaleźliśmy  na stronach Ministerstwa Sprawiedliwości żadnego ostrzeżenia w tej kwestii. co już samo w sobie powinno niezmiernie dziwić.
Nie chcemy w tym miejscu wchodzić w to co kierowało sędziami Sądu Najwyższego w lutym 1989 roku, gdy zdejmowali domniemanie wiarygodności z działu I-O. Mieliśmy wówczas inny system. Być może miało to jakiś sens.  Ale utrzymywanie rzeczonej uchwały do chwili obecnej doprowadziło do tego, ze nawet Ministerstwa Sprawiedliwości (nie mówiąc już o innych instytucjach) nie bulwersuje to, ze sprawy związane z nieruchomością procesuje się we wszystkich instytucjach państwowych z jakimi mieliśmy do czynienia tak jakby zapisy ksiąg wieczystych, wypisy z ewidencji gruntów (podobno zastępującej dział I-O) czy akty notarialne (nawet te wystawiane po 1989 roku) to był zwykły szwindel.
Pozostaje więc iście hamletowskie pytanie czy toi głupota czy sabotaż. Osobiście stawiamy na głupotę, bo tylko skrajna  głupota dorwawszy się do najwyższych stanowisk w administracji państwowej mogłaby uważać, że to jak bardzo dysfunkcjonalne jest państwo - to nie jej sprawa.
więcej

0 Comments

    Archiwum

    November 2023
    July 2023
    October 2022
    August 2022
    July 2022
    May 2022
    November 2021
    September 2021
    November 2019
    October 2019
    September 2019
    August 2019
    July 2019
    June 2019
    May 2019
    April 2019
    November 2018
    October 2018
    June 2018
    May 2018
    April 2018
    March 2018
    November 2017
    October 2017
    September 2017
    August 2017
    July 2017
    June 2017
    April 2017
    March 2017
    January 2017
    December 2016
    November 2016
    October 2016
    September 2016
    August 2016
    July 2016
    June 2016
    May 2016
    February 2016
    January 2016
    August 2015
    June 2015
    May 2015
    April 2015
    March 2015
    July 2014
    June 2014
    May 2014
    April 2014
    October 2013
    September 2013
    August 2013
    July 2013
    June 2013
    May 2013
    April 2013
    March 2013
    February 2013
    January 2013
    December 2012
    November 2012
    October 2012
    September 2012
    August 2012
    July 2012
    June 2012
    May 2012
    April 2012
    March 2012
    February 2012
    January 2012
    December 2011
    November 2011
    October 2011
    September 2011
    August 2011
    July 2011
    June 2011
    May 2011

    RSS Feed

Powered by Create your own unique website with customizable templates.
Photos from mattjiggins, Robert Couse-Baker, Sarah Gadd, controlarms, eflon, Mike Licht, NotionsCapital.com, ~Brenda-Starr~, Philgarlic, mikecogh, Cea., srqpix, reneetb, Toronto Public Library Special Collections, Ewan-M, archer10 (Dennis), Tamago Moffle, Sterling College, Roberto Verzo, zoyachubby, Thoth, God of Knowledge, pfly, Kecko, jmcarthy99, torre.elena, manoftaste.de, angelocesare, Dan4th, Jasmine&Roses, Laura Nolte, swanksalot, 401(K) 2012, mueritz, pierre-alain dorange, Katie@!, Milica Sekulic, Sporthotel Achental, hjjanisch, hjjanisch, Alex E. Proimos, annieb, srqpix, ahisgett, Sweet One, onlyberlin, Neville10, simononly, avlxyz, sludgegulper, Ritzee Rebel, pablo.sanchez, Florin Gorgan, susivinh, ollesvensson, LoboStudio Hamburg, Lablascovegmenu, SleetDro, comedy_nose, Nic's events, Andrew Morrell Photography, ismael villafranco, David Blaine, erix!, California Cthulhu (Will Hart), Muffet, Dawn Endico, James & Vilija, włodi, sahlgoode, SilverScreenJean, yeowatzup, Muffet, Bob Dass, Remi Mathis, drapetomania, Slideshow Bruce, conner395, Jayson Emery, Ardent Photography, spilltojill, Salid, Stifts- och landsbiblioteket i Skara, Boston Public Library, Son of Groucho, rosmary, John.Karakatsanis, Images_of_Money, onlyberlin, atomicjeep, bloomsberries, twm1340, ginnerobot, D Petzold Photography, vince42, BobMacInnes, grongar, Brett Jordan, Robot B, NechakoRiver, Remi Mathis, Calgary Reviews, Steve Snodgrass, Smabs Sputzer, griannan, Mark Wheadon, AJC1, Dougtone, jetheriot, jespahjoy, misteraitch, Dirty S, Ephemeral Scraps, Tamago Moffle, yrrek, quinn.anya, Rooey202, chada, JeremyMcWilliams, hardworkinghippy, OliBac, mikebaird, dvanzuijlekom, cuatrok77, the Italian voice, llorias, stevendepolo, Ashborne Bristol Photography, Mary-Lynn, rharrison, cbransto, Chopianissima, judy_breck, pablo.sanchez, phonogalerie.com, Putneypics, State Records NSW, rusvaplauke, katsommers, Paco Espinoza Photography, Dana Moos, El Bibliomata, Karen Roe, laogooli, Lemsipmatt, matrianklw, blumenbiene, judy_breck, Sterling College, Justin A. Wilcox, sancho_panza, WordRidden, tuppus, twoshortplanks, akeg, 70023venus2009, zerok, riptheskull, emma.maria, waferboard, nottsexminer, ibm4381, garryknight, rahego, PhotoAtelier (Glen), Nesster, Evil Preacher, orangeacid, _Pek_, Dun can, goodiesfirst, jpockele, Marysol*, BobMacInnes, Steve Snodgrass, apple_pathways, prayitno, Chadie dela Cruz, mikecogh, ducksandbooks, dok1, maciekSz, Alkan de Beaumont Chaglar, happy_serendipity, Stig Nygaard, Chez Eskay, Maurizio Costanzo - mavik2007, jinterwas, bortescristian, swanksalot, firepile, fauxto_digit, Migle Seikyte, ralpe, SidPix, mrkathika, theogeo, Jessiner, Rodrigo_Amorim, Mohammed Alborum, Elsie esq., visulogik, orangeacid, Franco Folini, hans s, romana klee, Bondesgaarde, farmalldanzil, Nicholas_T, Travels with a dog and a Camera :), joe calhoun, Jasmine&Roses, avlxyz, meaduva, The Travelling Bum, blmurch, MonkeySimon, Yortw, dalbera, Tekniska museet, liebeslakritze, morberg, ilovegreenland, Yinghai, ddfreedl, DoNotLick, adamnsinger, Jeff Belmonte, Claus Rebler, Paul Lowry, BFS Man, cygnus921, Wrote, grecolina, matthewf01, jdn, OliBac, dok1, keetr, Shaylor, bunnygoth, bloomsberries, kimberlyannryan, Gudlyf, aschaf, Vincent_AF, onnola, Infomastern, avlxyz, Carly & Art, joiseyshowaa, erix!, Jim Anzalone, Vectorportal, Dainis Matisons, geishaboy500, jmcarthy99, eva101, David Paul Ohmer, Nomadic Lass, riptheskull, L'eau Bleue, Paul Stainthorp, jfgornet, Christian Haugen, sleepyneko, thegardenbuzz, Renodesertfoxstill, Alex E. Proimos, brizzle born and bred, CarbonNYC, nissennetz, Matt From London, taberandrew, JC i Núria, Rachel Strohm, California Cthulhu (Will Hart), C Jill Reed, jbcurio, RambergMediaImages, Martin Pettitt, Copper Kettle, DonkeyHotey, Sarah G..., Monika Kostera (urbanlegend), onnola, mattandrubydavis, Francis Storr, net_efekt, gbaku, born1945, lostinfog, McD22, adactio, Lars Plougmann, New Brunswick Tourism | Tourisme Nouveau-Brunswick, Jorbasa, *King of the Ants*, mikecogh, antonikon, krossbow, Hans Pama