|
|
Cała sprawa wyglądałaby na pospolity i wyjątkowo bezczelny przekręt reprywatyzacyjny (nie widzimy bowiem innego sposobu wyprodukowania alternatywnych praw do nieruchomości niż te, które istniały i uznawane były od zawsze), gdyby nie to, że jak do tej pory nieprawidłowości w działaniach instytucji państwowych nie dopatrzyły się cztery kolejne Kancelarie Premiera i kilka ministerstw, KRS, Sąd Najwyższy, NSA. O instytucjach niższego szczebla nawet nie wspominamy.
A stanowisko tych ostatnich nie budzi już żadnych wątpliwości. Naszą wesołą korespondencję prowadzimy bowiem od prawie dziesięciu lat i wymieniliśmy z nimi już co najmniej kilkaset pism.
Powyższe stanowi w zasadzie wierne streszczenie Dzienników Ćwoków I-XI
A stanowisko tych ostatnich nie budzi już żadnych wątpliwości. Naszą wesołą korespondencję prowadzimy bowiem od prawie dziesięciu lat i wymieniliśmy z nimi już co najmniej kilkaset pism.
Powyższe stanowi w zasadzie wierne streszczenie Dzienników Ćwoków I-XI
W Dzienniku XII zebraliśmy się wreszcie na odwagę, by podjąć kroki w kierunku weryfikacji pewnej krążącej po Miasteczku M plotki. Plotka ta mówi o tym co rzekomo pewna lokalna instytucja zrobiła z naszą nieruchomością za naszymi plecami. Plotkę słyszeliśmy już dość dawno, ale wydawała nam się zbyt absurdalna, żeby traktować ją naprawdę poważnie.
Jednak instytucje państwowe latami pracowały, aby plotkę uwiarygodnić. Zdecydowaliśmy więc że nadszedł czas, żeby z nimi poważnie porozmawiać na ten temat.
Jednak instytucje państwowe latami pracowały, aby plotkę uwiarygodnić. Zdecydowaliśmy więc że nadszedł czas, żeby z nimi poważnie porozmawiać na ten temat.
1. Dokonujemy wstępnej weryfikacji
Jakoś niezręcznie jest konfrontować instytucje państwowe z super-mega-absurdalną plotką. Zaczęliśmy więc od zadania kilku sondujących pytań. I oczywiście nie pominęliśmy żadnej okazji aby zaapelować, aby całą sprawę wyjaśnić jednak w jawny sposób. Idąc po kolei:
a) W piśmie z 28.10.2018 roku wskazaliśmy, że w oparciu o istniejącą dokumentację niezmiernie łatwo jest wykazać, że instytucje państwowe od 2009, prowadząc sprawy związane z naszą nieruchomością nie działają w oparciu o dokumenty, rejestry etc pochodzące od Państwa Polskiego. Wystarczy tylko zestawić treść dokumentacji z lat 1923 - 2009, która w ewidentny sposób dotyczy nieruchomości zawsze prywatnej. posiadającej konsekwentnie prowadzone księgi wieczyste, z dokumentami wystawianymi po 2009 roku, które dotyczą nieruchomości do której jakieś prawa miał Skarb Państwa. Podkreśliliśmy, że nieruchomość przy ul K*** 53 w M**** nie została nigdy przejęta przez Skarb Państwa i także w okresie PRL pozostawała w rękach następców prawnych przedwojennych właścicieli. Toteż wszelkie wywody że Skarb Państwa III RP ma/miał z nią cokolwiek wspólnego można prowadzić tylko przy założeniu, że III RP jest kontynuacją III Rzeszy. Tym bardziej, że ta ostatnia istotnie w okresie okupacji nieruchomość mogła przejąć.
Niestety nie zmotywowało to instytucji państwowych do ujawnienia skąd wzięło się u nich przekonanie, że w miejscu naszej nieruchomości znajduje się inny obiekt do którego prawa ma/miał Skarb Państwa
b) W piśmie z 30.01.2019 roku spytaliśmy, czy instytucje państwowe mają cokolwiek co pochodziłoby sprzed 2009 roku (a najlepiej sprzed 1989 roku) i co można by było zinterpretować jako dowód władania Skarbu Państwa naszą nieruchomością.
Instytucje państwowe nie były w stanie niczego pokazać
c) W piśmie z 11.02. 2019 roku jeszcze raz z grzeczności i dla pewności zapytaliśmy instytucje państwowe; " Czy są Państwo w stanie wskazać na inną możliwości wprowadzenia do obiegu prawnego informacji o rzekomym istnieniu w miejscu dobrze udokumentowanej prywatnej nieruchomości obiektu do którego prawa ma Skarb Państwa niż poprzez proces reprywatyzacji? Przypominam, że proces reprywatyzacji jest jedynym procesem w którym instytucje państwowe nie muszą się kierować ani rzeczywistą sytuacją w terenie ani żadną dokumentacją powstałą w okresie PRL-u, nie są również zobowiązane do włączania jako stron sprawy osób władających nieruchomością będącą przedmiotem postępowania i ujawnionych w księgach wieczystych jako jej właściciele."
Instytucje państwowe nie podały innej możliwości.
d) W piśmie z 12.04.2019 roku wskazaliśmy, że z wystawianych przez instytucje państwowe pism (ze szczególnym uwzględnieniem odpowiedzi na trzy wymienione powyżej pisma) wynika, że żyją one w przekonaniu, że do ich "obowiązków należy dostosowywanie rzeczywistego stanu prawnego nieruchomości uznawanego przez instytucje państwowe przez cały okres administracji Państwa Polskiego (II RP, PRL, III RP) do ewidentnie sprzecznej ze stanem faktycznym dokumentacji powstałej w wyniku procesu reprywatyzacji (procesu opartego na niejednokrotnie nie zweryfikowanych informacjach zawartych w decyzjach nacjonalizacyjnych wydawanych w okresie powojennego bałaganu)".
Ponadto zauważyliśmy, ze "że wskazane byłoby aby wykazali Państwo iż konsekwentne poświadczenia o nie dopatrzeniu się nieprawidłowości w opisanych działaniach były składane w dobrej wierze. To znaczy aby udostępnili Państwo dokumentację reprywatyzacji obejmującej teren nieruchomości przy ul. K*** 53 w M*** (na to, że mają Państwo do niej dostęp wskazuje chociażby sposób prowadzenia spraw związanych z nieruchomością )."
Instytucje państwowe zignorowały nasz wniosek
e) w piśmie z 29.05.2019 roku wskazaliśmy, że w odpowiedzi na skierowane do instytucji państwowych pisma (ze szczególnym uwzględnieniem pism wymienionych powyżej) nie przedstawiono żadnego materiału dowodowego, "który pozwalałby interpretować (......) działania podejmowane w stosunku do wzmiankowanej nieruchomości inaczej niż jako swoisty sposób "odnajdowania" nieruchomości Skarbu Państwa na potrzeby zaspokojenia roszczeń reprywatyzacyjnych przez instytucje państwowe/samorządowe."
Ponadto wskazaliśmy, że skoro instytucje państwowe uważają "za legalny opisany sposób 'odzyskiwania' dla Skarbu Państwa nieruchomości, które nigdy nie były znacjonalizowane, a jedynym dowodem rzekomego istnienia praw Skarbu Państwa są zgłoszone roszczenia reprywatyzacyjne - to dlaczego proces ten nie jest prowadzony w sposób jawny." Wyraziliśmy nadzieję, że instytucje państwowe zgodzą się z tym, "że absurdalne jest zakładanie iż rzeczywiści właściciele nieruchomości (będący następcami prawnymi przedwojennych właścicieli) nie tylko domyślą się istnienia 'roszczeń reprywatyzacyjnych' do ich nigdy nie znacjonalizowanej nieruchomości, ale jeszcze uznają ich słuszność bez oglądania dokumentów jakimi posługuje się "alternatywny" właściciel." Na koniec po raz kolejny zasugerowaliśmy jawne wyjaśnienie sprawy.
Instytucje państwowe pozostały nieugięte w swoim uporze aby nie udzielać żadnych informacji.
f) W piśmie z 06.06.2019 roku sprawdzaliśmy, czy wprowadzona na przełomie lat 1970-tych i 1980-tych informacja o przedwojennych właścicielach naszej nieruchomości jako aktualnych właścicielach działki pod ulicą, której przypisano stary numer naszej nieruchomości nie jest przypadkiem śladem po naprawdę starym roszczeniu reprywatyzacyjnym. W szczególności zauważyliśmy, że " wprowadzenie do obiegu prawnego jako wiążącej prawnie informacji o charakterze "historycznym" (odtwarzającej stan sprzed wielu dekad) może mieć miejsce tylko w wyniku posługiwania się danymi pochodzącymi z procesu reprywatyzacji. Pozostaje niejasne jednak dlaczego latami konsekwentnie odmawiają Państwo ujawnienia dokumentu reprywatyzacyjnego, który ewidentnie nie jest spójny z dokumentacją i stanem faktycznym z okresu administracji Państwa Polskiego ani dlaczego nie są Państwo zainteresowani jawnym wyjaśnieniem sprawy. Wobec powyższego po raz kolejny wnoszę o elektroniczną kopię prawomocnego dokumentu powstałego w wyniku reprywatyzacji (decyzji, orzeczenia etc) z którego pochodzą informacje o Tomaszu i Marii Łebkowskich jako aktualnych właścicielach parceli oznaczonej 275a."
Ponadto wskazaliśmy, ze "kolejne uchylenie się od przesłania mi elektronicznej kopii wnioskowanej decyzji/orzeczenia etc, będzie wskazywało, że wnioskowany dokument nie istnieje, a podstawą dla działań instytucji (...) jest wyłącznie złożony, ale jeszcze nie przeprocesowany, ewidentnie wadliwy wniosek w jakiejś sprawie związanej z reprywatyzacją i to wniosek pozostający w ewidentnej sprzeczności z istniejącą dokumentacją pochodząca z okresu administracji Państwa Polskiego."
Nie musimy chyba dodawać, że żadnego dokumentu nie ujawniono.
g) W piśmie z 07.06.2019 roku zajęliśmy się Decyzją Burmistrza Miasta M*** nr 933014 z 16.03.1993r . Decyzja ta została wydana tak jakby nieruchomość przy ul K* 53 w M* nie miała swojego rzeczywistego kształtu, ale kształt przedwojenny z naniesionym na nią budynkiem mieszkalnym w kształcie jaki nigdy nie istniał. Z treści decyzji wynika, że była ona m. in legalizacją tego budynku (nie musimy chyba dodawać, że rzeczywiście istniejący budynek mieszkalny był wzniesiony legalnie przez następców prawnych przedwojennych właścicieli rzeczonej parceli). Z treści rzeczonej decyzji wynika, ze nie wymagano zgody wszystkich ówczesnych właścicieli i innych osób mających do nieruchomości prawo (służebność mieszkania poprzedniej właścicielki). To wszystko oznaczało, ze owa specyficzna "legalizacja" została dokonana nie tylko na innym stanie fizycznym, ale również na innym stanie prawnym.
Wskazaliśmy więc, ze " jeżeli Decyzja Burmistrza Miasta M*** nr 933014 z 16.03.1993 nie jest wystawionym z ewidentnym naruszeniem prawa dokumentem, to należy ją uznać za swoisty sposób "odnajdywania/odzyskiwania" dla Skarbu Państwa nieruchomości, które według dokumentacji reprywatyzacyjnej Skarb Państwa powinien mieć, a które w rzeczywistości nigdy nie były znacjonalizowane przez Państwo Polskie. O legalności opisanego procesu potwierdziła m.in Państwa instytucja odmawiając uznania decyzji Burmistrza Miasta M*** nr 933014 z 16.03.1993 za ewidentne naruszenie prawa i wycofania jej z obiegu prawnego."
Ponadto wnieśliśmy po raz kolejny o ujawnienie dokumentacji reprywatyzacyjnej, która stała się podstawą dla wystawienia wspomnianego dokumentu, oraz ujawnienie jakiejkolwiek okoliczności pozwalającej na domniemanie, ze właśnie ta decyzja jest odzwierciedleniem stanu faktycznego, a nie składana później czy wcześniej dokumentacja geodezyjno-budowlana. Przy czym zaznaczyliśmy, że nie ujawnienie wnioskowanych okoliczności trzeba będzie "potraktować jako potwierdzenie poszlak wskazujących iż jest to dokumentacja analogiczna do Decyzji Burmistrza Miasta M*** nr 933014 z 1993 roku przyjęta do zasobów budowlanych ok. 2009 roku (najprawdopodobniej pod pozorem odtworzenia decyzji Burmistrza Miasta M*** nr 933014) przy czym wnioskodawcą nie była raczej E.Ch., ale najprawdopodobniej Urząd Miasta M*** lub M.Z. (względnie osoba/osoby z nią związane)."
Instytucje państwowe nie drgnęły.
h) w piśmie z 09.06.2019 roku sprawdzaliśmy czy przypadkiem instytucje państwowe nie mówią nam dlaczego sprawy związane z naszą nieruchomością są procesowane tak jakby na jej miejscu istniał inny budynek z innym właścicielem, dlatego, że zaklasyfikowano tą informację jako "fakt powszechnie znany". Nie pozostawiliśmy przy tym żadnych wątpliwości co do tego, że klasyfikacja ta jest błędna.
"Życzliwie pomijam komiczny aspekt założenia na potrzeby prowadzonych postępowań, że dla właściciela nieruchomości 'faktem powszechnie znanym' jest istnienie innego obiektu w miejscu jego własności (którą można zobaczyć w terenie i np na Google.maps i która jest dobrze udokumentowana i ujawniona w powszechnie dostępnych rejestrach). Lub założenie, że 'faktem powszechnie znanym' dla następcy prawnego przedwojennych właścicieli jest to, że jego nieruchomość uległa reprywatyzacji na stanie prawnym nie istniejącym w okresie administracji Państwa Polskiego (czyli co najwyżej na rzecz następcy prawnego jakiegoś wojennego 'szmalcownika' wywodzącego swoje prawa własności z konfiskat i nadań III Rzeszy).
Skoro jednak upierają się Państwo, że w procesowaniu spraw związanych z nieruchomością przy ul K*** 53 w M*** po 2009 roku nie doszło do naruszenia prawa - to wyjaśnienia jednak wymaga, z jakiego źródła czerpią Państwo informacje o 'faktach powszechnie znanych' czy 'znanych urzędowo'".
Instytucje państwowe oczywiście niczego nie wyjaśniły.
i) W piśmie z 12.06. 2019 i 14.06.2019 roku musieliśmy zaadresować problem Sądu Rejonowego w G*, który ni z gruszki ni z pietruszki zaczął traktować nasze pisma jako wnioski o dokonanie zmian w księgach wieczystych. W takiej sytuacji poczuliśmy się w obowiązku sprawdzenia czy Sąd Rejonowy w G* czegoś przed nami nie ukrywa i zadaliśmy następujące pytania:
"1. Czy są w stanie Państwo podać jakąkolwiek okoliczność (popartą materiałem dowodowym), poza prowadzeniem przez Wydział Cywilny i Karny postępowań nie opartych na zapisach ksiąg wieczystych ****/0000****/5 oraz ksiąg z niej wyodrębnionych ani aktach sprawy , która w jakikolwiek sposób podważałaby zgodność zapisów ksiąg wieczystych prowadzonych dla nieruchomości przy ul. K*** 53 w M*** z sytuacją w terenie w okresie PRL-u i później i mogła stanowić podstawę dla przypuszczenia, ze ich zapisy nie są zgodne ze stanem faktycznym?
2. Czy są w stanie Państwo przytoczyć jakikolwiek dokument z akt ksiąg wieczystych prowadzonych dla nieruchomości przy ul K*** 53 w M*** (a nawet szerzej dla ksiąg wieczystych wszystkich nieruchomości powstałych z podziału dawnej parceli 275a), który wskazywałby, że w jakimkolwiek momencie z okresu administracji PRL lub III RP nieruchomość przy ul K*** 53 w M*** mogła mieć innego właściciela lub być we władaniu innego podmiotu niż następcy prawni przedwojennych właścicieli, a zapisy wzmiankowanych ksiąg mogły nie odzwierciedlać sytuacji istniejącej w terenie.
Według znanego mi materiału dowodowego odpowiedzią na powyższe pytania jest zdecydowane 'nie'. Wobec czego jeżeli w przewidzianym terminie nie dostarczą mi Państwo żadnego dodatkowego materiału dowodowego zakładam, że jest to również Państwa odpowiedź."
Oczywiście Sąd Rejonowy w G nie był w stanie nic nowego ujawnić. Nie ujawniły też inne instytucje, którym tą sprawę podano do wiadomości.
j) w piśmie z 26.06.2019 roku poczuliśmy się gotowi do pierwszej nieśmiałej bezpośredniej weryfikacji krążącej po mieście super-absurdalnej plotki o tym, że jakaś lokalna instytucja zbyła część naszej nieruchomości osobie poddającej się za „lokatora ; W związku z tym zadaliśmy Urzędowi Miasta M*** następujące pytania;
"1. Wnoszę o elektroniczną kopie całej dokumentacji która nie pozwala Państwu wydać zaświadczenia o braku "najemców w trybie decyzji administracyjnej" w stosunku do nieruchomości przy ul K*** 53 w M*** pomimo iż zawartość zasobów instytucji Powiatu G*** (w tym Urzędu Miasta M***) pozwala wykluczyć taką okoliczność ze 100% pewnością.
Zarazem informuję, że jeżeli w terminie przewidzianym przez kpa dokumenty dokumenty o które wnoszę nie zostaną ujawnione, to będę zmuszona domniemać, że to właśnie decyzja Burmistrza Miasta M*** nr 933014 z 1993 roku jest przez Państwa odczytywana nie tylko jako potwierdzenie istnienia rzekomych praw Skarbu Państwa do nieruchomości przy ul. K*** 53 w M***, innego kształtu nieruchomości, ale także jako dowód, że wnioskodawca był lokatorem. (...)
2. Wnoszę o elektroniczną kopię całej dokumentacji która nie pozwala Państwu wydać zaświadczenia, że "Burmistrz Miasta M*** ani żadna z osób działających z jego upoważnienia nie była sygnatariuszem jakiejkolwiek umowy przeniesienia własności w stosunku do nieruchomości znajdującej się przy ul K*** 53 w M*** lub jej części".
Na marginesie wskazuję, że nie ma żadnego powodu dla którego nie mieliby Państwo zaświadczyć, ze nie zadysponowano prywatna nieruchomością bez wiedzy władających nieruchomością właścicieli (tj. następców prawnych przedwojennych właścicieli), gdyby takie zdarzenie nie miało miejsca. Toteż do momentu jawnego wyjaśnienia sprawy przyjąć należy, że takie zdarzenie istotnie miało miejsce i było częścią uwiarygadniania jakiegoś roszczenia reprywatyzacyjnego dotyczącego wzmiankowanej nieruchomości."
Natomiast innym instytucjom Powiatu G*** przypomnieliśmy o zeznaniach świadków, które istnienie jakiegokolwiek lokatora wykluczały i które były powszechnie przez nie ignorowane. Ponadto wnieśliśmy o "wykazanie, że procesowanie spraw dotyczących nieruchomości przy ul K*** 53 w M*** dla ewidentnie innego stanu prawnego niż wynika ze wzmiankowanych powyżej ksiąg wieczystych nie wynika z tych samych okoliczności co odmowa Urzędu Miasta M*** wystawienia zaświadczenia, że "Burmistrz Miasta M*** ani żadna z osób działających z jego upoważnienia nie była sygnatariuszem jakiejkolwiek umowy przeniesienia własności w stosunku do nieruchomości znajdującej się przy ul K*** 53 w M*** lub jej części".
Urząd Miasta M* żadnego dokumentu oczywiście nie ujawnił. Żadna z instytucji powiatu G nie zaprzeczyła, ze powody dla ich działań są tożsame z powodem dla którego Urząd Miasta M nie może zaświadczyć, że nie rozporządził naszą nieruchomością za naszymi plecami.
k) W piśmie z 03.07.2019 roku jeszcze raz wyjaśnialiśmy z Urzędem Miasta M* i Sądem Rejonowym w G* czy rzeczywiście prawdziwe są informacje zawarte w wystawianych dokumentach. Z informacji tych wynika, że dostosowują księgi wieczyste do dokumentów wystawionych w oparciu o założenie, że wiążącym stanem prawnym (czy tez faktycznym) są informacje zawarte we wniosku reprywatyzacyjnym.
Ani Urząd Miasta M*, ani Sąd Rejonowy w G nie zdementował tych informacji. Nie uznała ich też za nieprawidłowość żadna z instytucji, do wiadomości których podano te pisma.
l) w piśmie z 04.07.2019 roku przesłaliśmy podsumowanie dotychczasowej korespondencji z instytucjami powiatowymi z której wynika, że w tych instytucjach za "stan faktyczny" uznaje się nie to co jest w terenie czy było w okresie administracji Państwa Polskiego i jest udokumentowane w wystawianej w tym okresie dokumentacji i rejestrach. W instytucjach tych za „stan faktyczny” uznaje się dane ze złożonego wniosku reprywatyzacyjnego.
Niewątpliwie taka definicja stanu faktycznego tłumaczyłaby wiele. Począwszy od traktowania wszystkiego co jest związane z całym okresem administracji Państwa Polskiego jako powielanej pomyłki czy "serii wadliwych rozstrzygnięć". A skończywszy na tym, że nikt nie widzi nic niewłaściwego w tym, że mogło dojść do zbycia przez jakąś lokalną instytucję części naszej nieruchomości, która według dokumentacji z okresu administracji Państwa Polskiego jest prywatną nieruchomością do której nawet w okresie PRL-u Skarb Państwa nie zgłaszał żadnych roszczeń.
Ani Urząd Miasta M, ani żadna inna z instytucji Powiatu G nie podjęły polemiki z naszymi ustaleniami. A przecież gdyby nasze ustalenia były wadliwe, to aby to wykazać wystarczyło tylko ujawnić inną przyczynę dla której sprawy związane z naszą nieruchomością po 2009 roku są procesowane tak jakby na jej miejscu znajdował się inny obiekt z innym właścicielem.
Cytowane powyżej pisma kierowane do instytucji Powiatu G w całości zostały opublikowane w "dogrywce" Dziennika XII. Pisma te były także przesyłane do instytucji nadrzędnych. Toteż nie ma powodu do podejrzeń, że instytucje lokalne robiły coś z czym instytucje wyższego szczebla mogły się gruntownie nie zgadzać.
Jakoś niezręcznie jest konfrontować instytucje państwowe z super-mega-absurdalną plotką. Zaczęliśmy więc od zadania kilku sondujących pytań. I oczywiście nie pominęliśmy żadnej okazji aby zaapelować, aby całą sprawę wyjaśnić jednak w jawny sposób. Idąc po kolei:
a) W piśmie z 28.10.2018 roku wskazaliśmy, że w oparciu o istniejącą dokumentację niezmiernie łatwo jest wykazać, że instytucje państwowe od 2009, prowadząc sprawy związane z naszą nieruchomością nie działają w oparciu o dokumenty, rejestry etc pochodzące od Państwa Polskiego. Wystarczy tylko zestawić treść dokumentacji z lat 1923 - 2009, która w ewidentny sposób dotyczy nieruchomości zawsze prywatnej. posiadającej konsekwentnie prowadzone księgi wieczyste, z dokumentami wystawianymi po 2009 roku, które dotyczą nieruchomości do której jakieś prawa miał Skarb Państwa. Podkreśliliśmy, że nieruchomość przy ul K*** 53 w M**** nie została nigdy przejęta przez Skarb Państwa i także w okresie PRL pozostawała w rękach następców prawnych przedwojennych właścicieli. Toteż wszelkie wywody że Skarb Państwa III RP ma/miał z nią cokolwiek wspólnego można prowadzić tylko przy założeniu, że III RP jest kontynuacją III Rzeszy. Tym bardziej, że ta ostatnia istotnie w okresie okupacji nieruchomość mogła przejąć.
Niestety nie zmotywowało to instytucji państwowych do ujawnienia skąd wzięło się u nich przekonanie, że w miejscu naszej nieruchomości znajduje się inny obiekt do którego prawa ma/miał Skarb Państwa
b) W piśmie z 30.01.2019 roku spytaliśmy, czy instytucje państwowe mają cokolwiek co pochodziłoby sprzed 2009 roku (a najlepiej sprzed 1989 roku) i co można by było zinterpretować jako dowód władania Skarbu Państwa naszą nieruchomością.
Instytucje państwowe nie były w stanie niczego pokazać
c) W piśmie z 11.02. 2019 roku jeszcze raz z grzeczności i dla pewności zapytaliśmy instytucje państwowe; " Czy są Państwo w stanie wskazać na inną możliwości wprowadzenia do obiegu prawnego informacji o rzekomym istnieniu w miejscu dobrze udokumentowanej prywatnej nieruchomości obiektu do którego prawa ma Skarb Państwa niż poprzez proces reprywatyzacji? Przypominam, że proces reprywatyzacji jest jedynym procesem w którym instytucje państwowe nie muszą się kierować ani rzeczywistą sytuacją w terenie ani żadną dokumentacją powstałą w okresie PRL-u, nie są również zobowiązane do włączania jako stron sprawy osób władających nieruchomością będącą przedmiotem postępowania i ujawnionych w księgach wieczystych jako jej właściciele."
Instytucje państwowe nie podały innej możliwości.
d) W piśmie z 12.04.2019 roku wskazaliśmy, że z wystawianych przez instytucje państwowe pism (ze szczególnym uwzględnieniem odpowiedzi na trzy wymienione powyżej pisma) wynika, że żyją one w przekonaniu, że do ich "obowiązków należy dostosowywanie rzeczywistego stanu prawnego nieruchomości uznawanego przez instytucje państwowe przez cały okres administracji Państwa Polskiego (II RP, PRL, III RP) do ewidentnie sprzecznej ze stanem faktycznym dokumentacji powstałej w wyniku procesu reprywatyzacji (procesu opartego na niejednokrotnie nie zweryfikowanych informacjach zawartych w decyzjach nacjonalizacyjnych wydawanych w okresie powojennego bałaganu)".
Ponadto zauważyliśmy, ze "że wskazane byłoby aby wykazali Państwo iż konsekwentne poświadczenia o nie dopatrzeniu się nieprawidłowości w opisanych działaniach były składane w dobrej wierze. To znaczy aby udostępnili Państwo dokumentację reprywatyzacji obejmującej teren nieruchomości przy ul. K*** 53 w M*** (na to, że mają Państwo do niej dostęp wskazuje chociażby sposób prowadzenia spraw związanych z nieruchomością )."
Instytucje państwowe zignorowały nasz wniosek
e) w piśmie z 29.05.2019 roku wskazaliśmy, że w odpowiedzi na skierowane do instytucji państwowych pisma (ze szczególnym uwzględnieniem pism wymienionych powyżej) nie przedstawiono żadnego materiału dowodowego, "który pozwalałby interpretować (......) działania podejmowane w stosunku do wzmiankowanej nieruchomości inaczej niż jako swoisty sposób "odnajdowania" nieruchomości Skarbu Państwa na potrzeby zaspokojenia roszczeń reprywatyzacyjnych przez instytucje państwowe/samorządowe."
Ponadto wskazaliśmy, że skoro instytucje państwowe uważają "za legalny opisany sposób 'odzyskiwania' dla Skarbu Państwa nieruchomości, które nigdy nie były znacjonalizowane, a jedynym dowodem rzekomego istnienia praw Skarbu Państwa są zgłoszone roszczenia reprywatyzacyjne - to dlaczego proces ten nie jest prowadzony w sposób jawny." Wyraziliśmy nadzieję, że instytucje państwowe zgodzą się z tym, "że absurdalne jest zakładanie iż rzeczywiści właściciele nieruchomości (będący następcami prawnymi przedwojennych właścicieli) nie tylko domyślą się istnienia 'roszczeń reprywatyzacyjnych' do ich nigdy nie znacjonalizowanej nieruchomości, ale jeszcze uznają ich słuszność bez oglądania dokumentów jakimi posługuje się "alternatywny" właściciel." Na koniec po raz kolejny zasugerowaliśmy jawne wyjaśnienie sprawy.
Instytucje państwowe pozostały nieugięte w swoim uporze aby nie udzielać żadnych informacji.
f) W piśmie z 06.06.2019 roku sprawdzaliśmy, czy wprowadzona na przełomie lat 1970-tych i 1980-tych informacja o przedwojennych właścicielach naszej nieruchomości jako aktualnych właścicielach działki pod ulicą, której przypisano stary numer naszej nieruchomości nie jest przypadkiem śladem po naprawdę starym roszczeniu reprywatyzacyjnym. W szczególności zauważyliśmy, że " wprowadzenie do obiegu prawnego jako wiążącej prawnie informacji o charakterze "historycznym" (odtwarzającej stan sprzed wielu dekad) może mieć miejsce tylko w wyniku posługiwania się danymi pochodzącymi z procesu reprywatyzacji. Pozostaje niejasne jednak dlaczego latami konsekwentnie odmawiają Państwo ujawnienia dokumentu reprywatyzacyjnego, który ewidentnie nie jest spójny z dokumentacją i stanem faktycznym z okresu administracji Państwa Polskiego ani dlaczego nie są Państwo zainteresowani jawnym wyjaśnieniem sprawy. Wobec powyższego po raz kolejny wnoszę o elektroniczną kopię prawomocnego dokumentu powstałego w wyniku reprywatyzacji (decyzji, orzeczenia etc) z którego pochodzą informacje o Tomaszu i Marii Łebkowskich jako aktualnych właścicielach parceli oznaczonej 275a."
Ponadto wskazaliśmy, ze "kolejne uchylenie się od przesłania mi elektronicznej kopii wnioskowanej decyzji/orzeczenia etc, będzie wskazywało, że wnioskowany dokument nie istnieje, a podstawą dla działań instytucji (...) jest wyłącznie złożony, ale jeszcze nie przeprocesowany, ewidentnie wadliwy wniosek w jakiejś sprawie związanej z reprywatyzacją i to wniosek pozostający w ewidentnej sprzeczności z istniejącą dokumentacją pochodząca z okresu administracji Państwa Polskiego."
Nie musimy chyba dodawać, że żadnego dokumentu nie ujawniono.
g) W piśmie z 07.06.2019 roku zajęliśmy się Decyzją Burmistrza Miasta M*** nr 933014 z 16.03.1993r . Decyzja ta została wydana tak jakby nieruchomość przy ul K* 53 w M* nie miała swojego rzeczywistego kształtu, ale kształt przedwojenny z naniesionym na nią budynkiem mieszkalnym w kształcie jaki nigdy nie istniał. Z treści decyzji wynika, że była ona m. in legalizacją tego budynku (nie musimy chyba dodawać, że rzeczywiście istniejący budynek mieszkalny był wzniesiony legalnie przez następców prawnych przedwojennych właścicieli rzeczonej parceli). Z treści rzeczonej decyzji wynika, ze nie wymagano zgody wszystkich ówczesnych właścicieli i innych osób mających do nieruchomości prawo (służebność mieszkania poprzedniej właścicielki). To wszystko oznaczało, ze owa specyficzna "legalizacja" została dokonana nie tylko na innym stanie fizycznym, ale również na innym stanie prawnym.
Wskazaliśmy więc, ze " jeżeli Decyzja Burmistrza Miasta M*** nr 933014 z 16.03.1993 nie jest wystawionym z ewidentnym naruszeniem prawa dokumentem, to należy ją uznać za swoisty sposób "odnajdywania/odzyskiwania" dla Skarbu Państwa nieruchomości, które według dokumentacji reprywatyzacyjnej Skarb Państwa powinien mieć, a które w rzeczywistości nigdy nie były znacjonalizowane przez Państwo Polskie. O legalności opisanego procesu potwierdziła m.in Państwa instytucja odmawiając uznania decyzji Burmistrza Miasta M*** nr 933014 z 16.03.1993 za ewidentne naruszenie prawa i wycofania jej z obiegu prawnego."
Ponadto wnieśliśmy po raz kolejny o ujawnienie dokumentacji reprywatyzacyjnej, która stała się podstawą dla wystawienia wspomnianego dokumentu, oraz ujawnienie jakiejkolwiek okoliczności pozwalającej na domniemanie, ze właśnie ta decyzja jest odzwierciedleniem stanu faktycznego, a nie składana później czy wcześniej dokumentacja geodezyjno-budowlana. Przy czym zaznaczyliśmy, że nie ujawnienie wnioskowanych okoliczności trzeba będzie "potraktować jako potwierdzenie poszlak wskazujących iż jest to dokumentacja analogiczna do Decyzji Burmistrza Miasta M*** nr 933014 z 1993 roku przyjęta do zasobów budowlanych ok. 2009 roku (najprawdopodobniej pod pozorem odtworzenia decyzji Burmistrza Miasta M*** nr 933014) przy czym wnioskodawcą nie była raczej E.Ch., ale najprawdopodobniej Urząd Miasta M*** lub M.Z. (względnie osoba/osoby z nią związane)."
Instytucje państwowe nie drgnęły.
h) w piśmie z 09.06.2019 roku sprawdzaliśmy czy przypadkiem instytucje państwowe nie mówią nam dlaczego sprawy związane z naszą nieruchomością są procesowane tak jakby na jej miejscu istniał inny budynek z innym właścicielem, dlatego, że zaklasyfikowano tą informację jako "fakt powszechnie znany". Nie pozostawiliśmy przy tym żadnych wątpliwości co do tego, że klasyfikacja ta jest błędna.
"Życzliwie pomijam komiczny aspekt założenia na potrzeby prowadzonych postępowań, że dla właściciela nieruchomości 'faktem powszechnie znanym' jest istnienie innego obiektu w miejscu jego własności (którą można zobaczyć w terenie i np na Google.maps i która jest dobrze udokumentowana i ujawniona w powszechnie dostępnych rejestrach). Lub założenie, że 'faktem powszechnie znanym' dla następcy prawnego przedwojennych właścicieli jest to, że jego nieruchomość uległa reprywatyzacji na stanie prawnym nie istniejącym w okresie administracji Państwa Polskiego (czyli co najwyżej na rzecz następcy prawnego jakiegoś wojennego 'szmalcownika' wywodzącego swoje prawa własności z konfiskat i nadań III Rzeszy).
Skoro jednak upierają się Państwo, że w procesowaniu spraw związanych z nieruchomością przy ul K*** 53 w M*** po 2009 roku nie doszło do naruszenia prawa - to wyjaśnienia jednak wymaga, z jakiego źródła czerpią Państwo informacje o 'faktach powszechnie znanych' czy 'znanych urzędowo'".
Instytucje państwowe oczywiście niczego nie wyjaśniły.
i) W piśmie z 12.06. 2019 i 14.06.2019 roku musieliśmy zaadresować problem Sądu Rejonowego w G*, który ni z gruszki ni z pietruszki zaczął traktować nasze pisma jako wnioski o dokonanie zmian w księgach wieczystych. W takiej sytuacji poczuliśmy się w obowiązku sprawdzenia czy Sąd Rejonowy w G* czegoś przed nami nie ukrywa i zadaliśmy następujące pytania:
"1. Czy są w stanie Państwo podać jakąkolwiek okoliczność (popartą materiałem dowodowym), poza prowadzeniem przez Wydział Cywilny i Karny postępowań nie opartych na zapisach ksiąg wieczystych ****/0000****/5 oraz ksiąg z niej wyodrębnionych ani aktach sprawy , która w jakikolwiek sposób podważałaby zgodność zapisów ksiąg wieczystych prowadzonych dla nieruchomości przy ul. K*** 53 w M*** z sytuacją w terenie w okresie PRL-u i później i mogła stanowić podstawę dla przypuszczenia, ze ich zapisy nie są zgodne ze stanem faktycznym?
2. Czy są w stanie Państwo przytoczyć jakikolwiek dokument z akt ksiąg wieczystych prowadzonych dla nieruchomości przy ul K*** 53 w M*** (a nawet szerzej dla ksiąg wieczystych wszystkich nieruchomości powstałych z podziału dawnej parceli 275a), który wskazywałby, że w jakimkolwiek momencie z okresu administracji PRL lub III RP nieruchomość przy ul K*** 53 w M*** mogła mieć innego właściciela lub być we władaniu innego podmiotu niż następcy prawni przedwojennych właścicieli, a zapisy wzmiankowanych ksiąg mogły nie odzwierciedlać sytuacji istniejącej w terenie.
Według znanego mi materiału dowodowego odpowiedzią na powyższe pytania jest zdecydowane 'nie'. Wobec czego jeżeli w przewidzianym terminie nie dostarczą mi Państwo żadnego dodatkowego materiału dowodowego zakładam, że jest to również Państwa odpowiedź."
Oczywiście Sąd Rejonowy w G nie był w stanie nic nowego ujawnić. Nie ujawniły też inne instytucje, którym tą sprawę podano do wiadomości.
j) w piśmie z 26.06.2019 roku poczuliśmy się gotowi do pierwszej nieśmiałej bezpośredniej weryfikacji krążącej po mieście super-absurdalnej plotki o tym, że jakaś lokalna instytucja zbyła część naszej nieruchomości osobie poddającej się za „lokatora ; W związku z tym zadaliśmy Urzędowi Miasta M*** następujące pytania;
"1. Wnoszę o elektroniczną kopie całej dokumentacji która nie pozwala Państwu wydać zaświadczenia o braku "najemców w trybie decyzji administracyjnej" w stosunku do nieruchomości przy ul K*** 53 w M*** pomimo iż zawartość zasobów instytucji Powiatu G*** (w tym Urzędu Miasta M***) pozwala wykluczyć taką okoliczność ze 100% pewnością.
Zarazem informuję, że jeżeli w terminie przewidzianym przez kpa dokumenty dokumenty o które wnoszę nie zostaną ujawnione, to będę zmuszona domniemać, że to właśnie decyzja Burmistrza Miasta M*** nr 933014 z 1993 roku jest przez Państwa odczytywana nie tylko jako potwierdzenie istnienia rzekomych praw Skarbu Państwa do nieruchomości przy ul. K*** 53 w M***, innego kształtu nieruchomości, ale także jako dowód, że wnioskodawca był lokatorem. (...)
2. Wnoszę o elektroniczną kopię całej dokumentacji która nie pozwala Państwu wydać zaświadczenia, że "Burmistrz Miasta M*** ani żadna z osób działających z jego upoważnienia nie była sygnatariuszem jakiejkolwiek umowy przeniesienia własności w stosunku do nieruchomości znajdującej się przy ul K*** 53 w M*** lub jej części".
Na marginesie wskazuję, że nie ma żadnego powodu dla którego nie mieliby Państwo zaświadczyć, ze nie zadysponowano prywatna nieruchomością bez wiedzy władających nieruchomością właścicieli (tj. następców prawnych przedwojennych właścicieli), gdyby takie zdarzenie nie miało miejsca. Toteż do momentu jawnego wyjaśnienia sprawy przyjąć należy, że takie zdarzenie istotnie miało miejsce i było częścią uwiarygadniania jakiegoś roszczenia reprywatyzacyjnego dotyczącego wzmiankowanej nieruchomości."
Natomiast innym instytucjom Powiatu G*** przypomnieliśmy o zeznaniach świadków, które istnienie jakiegokolwiek lokatora wykluczały i które były powszechnie przez nie ignorowane. Ponadto wnieśliśmy o "wykazanie, że procesowanie spraw dotyczących nieruchomości przy ul K*** 53 w M*** dla ewidentnie innego stanu prawnego niż wynika ze wzmiankowanych powyżej ksiąg wieczystych nie wynika z tych samych okoliczności co odmowa Urzędu Miasta M*** wystawienia zaświadczenia, że "Burmistrz Miasta M*** ani żadna z osób działających z jego upoważnienia nie była sygnatariuszem jakiejkolwiek umowy przeniesienia własności w stosunku do nieruchomości znajdującej się przy ul K*** 53 w M*** lub jej części".
Urząd Miasta M* żadnego dokumentu oczywiście nie ujawnił. Żadna z instytucji powiatu G nie zaprzeczyła, ze powody dla ich działań są tożsame z powodem dla którego Urząd Miasta M nie może zaświadczyć, że nie rozporządził naszą nieruchomością za naszymi plecami.
k) W piśmie z 03.07.2019 roku jeszcze raz wyjaśnialiśmy z Urzędem Miasta M* i Sądem Rejonowym w G* czy rzeczywiście prawdziwe są informacje zawarte w wystawianych dokumentach. Z informacji tych wynika, że dostosowują księgi wieczyste do dokumentów wystawionych w oparciu o założenie, że wiążącym stanem prawnym (czy tez faktycznym) są informacje zawarte we wniosku reprywatyzacyjnym.
Ani Urząd Miasta M*, ani Sąd Rejonowy w G nie zdementował tych informacji. Nie uznała ich też za nieprawidłowość żadna z instytucji, do wiadomości których podano te pisma.
l) w piśmie z 04.07.2019 roku przesłaliśmy podsumowanie dotychczasowej korespondencji z instytucjami powiatowymi z której wynika, że w tych instytucjach za "stan faktyczny" uznaje się nie to co jest w terenie czy było w okresie administracji Państwa Polskiego i jest udokumentowane w wystawianej w tym okresie dokumentacji i rejestrach. W instytucjach tych za „stan faktyczny” uznaje się dane ze złożonego wniosku reprywatyzacyjnego.
Niewątpliwie taka definicja stanu faktycznego tłumaczyłaby wiele. Począwszy od traktowania wszystkiego co jest związane z całym okresem administracji Państwa Polskiego jako powielanej pomyłki czy "serii wadliwych rozstrzygnięć". A skończywszy na tym, że nikt nie widzi nic niewłaściwego w tym, że mogło dojść do zbycia przez jakąś lokalną instytucję części naszej nieruchomości, która według dokumentacji z okresu administracji Państwa Polskiego jest prywatną nieruchomością do której nawet w okresie PRL-u Skarb Państwa nie zgłaszał żadnych roszczeń.
Ani Urząd Miasta M, ani żadna inna z instytucji Powiatu G nie podjęły polemiki z naszymi ustaleniami. A przecież gdyby nasze ustalenia były wadliwe, to aby to wykazać wystarczyło tylko ujawnić inną przyczynę dla której sprawy związane z naszą nieruchomością po 2009 roku są procesowane tak jakby na jej miejscu znajdował się inny obiekt z innym właścicielem.
Cytowane powyżej pisma kierowane do instytucji Powiatu G w całości zostały opublikowane w "dogrywce" Dziennika XII. Pisma te były także przesyłane do instytucji nadrzędnych. Toteż nie ma powodu do podejrzeń, że instytucje lokalne robiły coś z czym instytucje wyższego szczebla mogły się gruntownie nie zgadzać.
2. Podsumowanie wstępnej weryfikacji.
Chyba jednak czujemy się trochę zdumieni faktem, że instytucje lokalne nie były nawet w stanie podjąć, popartej materiałem dowodowym, polemiki z tym, że z ich dotychczasowych działań wynika, że za „stan faktyczny” uważają nie sytuację wynikająca z rzeczywistej sytuacji jaka istnieje w terenie oraz dokumentach z okresu administracji Państwa Polskiego, ale informacje wynikające ze zgłoszonego roszczenia reprywatyzacyjnego. Jesteśmy również zdumieni, że z tym stwierdzeniem zgodziły się instytucje nadzoru. Trudno bowiem inaczej interpretować to, ze ani nie zażądały od instytucji powiatowych wyjaśnień w tej sprawie, ani nie ukarały swoich własnych pracowników, którzy latami utwierdzali instytucje powiatowe w przekonaniu o prawidłowości podejmowanych przez nie działań.
Jeszcze bardziej jesteśmy zdumieni faktem, że uznanie za "stan faktyczny" informacji ze zgłoszonego roszczenia reprywatyzacyjnego daje w rozumieniu instytucji państwowych prawo do traktowania całości dokumentacji pokazującej, że nieruchomość nie została w okresie PRL znacjonalizowana jako czegoś w rodzaju "powielanej pomyłki" lub " serii wadliwych rozstrzygnięć"
Najbardziej jednak dziwi nas to, że to, że tak rozumianego "stanu faktycznego" nie uzgadnia się w sposób jawny z osobami ujawnionymi w księgach wieczystych i ewidencji gruntów jako właściciele nieruchomości. Za to uważa się że dokumenty wystawione przy założeniu cudownego zmaterializowania się” owego "stanu faktycznego" są podstawą dla dokonania zmian w ewidencji gruntów i księgach wieczystych.
W takich okolicznościach plotka o tym, że jakaś lokalna instytucja zbyła część nie znacjonalizowanej przez Państwo Polskie nieruchomości lokatorowi, którego nigdy nie było nie wydaje się już wcale aż tak nieprawdopodobna. Podobnie jak plotka, że o zwrot nieznacjonalizowanej nieruchomości, będącej nawet w PRL w rękach następców prawnych przedwojennych właścicieli skutecznie starają się jacyś "przedwojenni właściciele".
Plotki będziemy oczywiście dalej weryfikować w Dzienniku XIII i badać czy właśnie zdarzenie jakie opisuje nie jest przyczyną tego, że sprawa naszej nieruchomości od prawie dekady nie jest wyjaśniana w sposób jawny.
Zanim jednak przejdziemy do ustalenia czy jakaś instytucja państwowa istotnie rozporządziła się nasza nieruchomością nie informując nas o tym musimy wyjaśnić jeszcze jeden drobiazg.
Chyba jednak czujemy się trochę zdumieni faktem, że instytucje lokalne nie były nawet w stanie podjąć, popartej materiałem dowodowym, polemiki z tym, że z ich dotychczasowych działań wynika, że za „stan faktyczny” uważają nie sytuację wynikająca z rzeczywistej sytuacji jaka istnieje w terenie oraz dokumentach z okresu administracji Państwa Polskiego, ale informacje wynikające ze zgłoszonego roszczenia reprywatyzacyjnego. Jesteśmy również zdumieni, że z tym stwierdzeniem zgodziły się instytucje nadzoru. Trudno bowiem inaczej interpretować to, ze ani nie zażądały od instytucji powiatowych wyjaśnień w tej sprawie, ani nie ukarały swoich własnych pracowników, którzy latami utwierdzali instytucje powiatowe w przekonaniu o prawidłowości podejmowanych przez nie działań.
Jeszcze bardziej jesteśmy zdumieni faktem, że uznanie za "stan faktyczny" informacji ze zgłoszonego roszczenia reprywatyzacyjnego daje w rozumieniu instytucji państwowych prawo do traktowania całości dokumentacji pokazującej, że nieruchomość nie została w okresie PRL znacjonalizowana jako czegoś w rodzaju "powielanej pomyłki" lub " serii wadliwych rozstrzygnięć"
Najbardziej jednak dziwi nas to, że to, że tak rozumianego "stanu faktycznego" nie uzgadnia się w sposób jawny z osobami ujawnionymi w księgach wieczystych i ewidencji gruntów jako właściciele nieruchomości. Za to uważa się że dokumenty wystawione przy założeniu cudownego zmaterializowania się” owego "stanu faktycznego" są podstawą dla dokonania zmian w ewidencji gruntów i księgach wieczystych.
W takich okolicznościach plotka o tym, że jakaś lokalna instytucja zbyła część nie znacjonalizowanej przez Państwo Polskie nieruchomości lokatorowi, którego nigdy nie było nie wydaje się już wcale aż tak nieprawdopodobna. Podobnie jak plotka, że o zwrot nieznacjonalizowanej nieruchomości, będącej nawet w PRL w rękach następców prawnych przedwojennych właścicieli skutecznie starają się jacyś "przedwojenni właściciele".
Plotki będziemy oczywiście dalej weryfikować w Dzienniku XIII i badać czy właśnie zdarzenie jakie opisuje nie jest przyczyną tego, że sprawa naszej nieruchomości od prawie dekady nie jest wyjaśniana w sposób jawny.
Zanim jednak przejdziemy do ustalenia czy jakaś instytucja państwowa istotnie rozporządziła się nasza nieruchomością nie informując nas o tym musimy wyjaśnić jeszcze jeden drobiazg.
Bez względu na to co jest przyczyna tego iż od 2009 roku traktuje się nas jak nielegalnych squatersów we własnym domu - faktem jest, że jesteśmy tak traktowani i żadna z instytucji nadzoru nie zgłosiła to tego żadnych zastrzeżeń. Bez względu na to co jest przyczyną tego, że od 2009 roku wszystkie okoliczności związane z okresem administracji Państwa Polskiego (II RP, PRL, III RP) są traktowane jako coś w rodzaju "powielanej pomyłki" czy "serii wadliwych rozwiązań" instytucje nadzoru także konsekwentnie potwierdzają o prawidłowości takiego podejścia. Przez prawie dekadę nie ujawniono nam też co jest podstawą założenia, że na miejscu naszej nieruchomości znajduje się coś innego -i to też działo się z całkowitym i bezwarunkowym wsparciem instytucji nadzoru. Przykłady można by mnożyć.
Jeżeli mamy kilka dokumentów wystawionych przez instytucje nadzoru potwierdzających o prawidłowości takich rewelacji jak wymieniliśmy w powyżej to możemy snuć różne przypuszczenia: pomyłka, korupcja, niekompetencja. Jeżeli dysponujemy co najmniej kilkoma setkami takich dokumentów wystawianymi na przestrzeni dekady - to musimy szukać innego rozwiązania. Przez długi okres czasu byliśmy przekonani, że wyjaśnienie może być tylko jedno - nieprzestrzeganie podstawowych procedur i ewidentne niewypełnianie podstawowych obowiązków (np ustalenia czego dotyczy sprawa przed jej rozpatrzeniem). Dopiero ostatnio trafiliśmy na inne wytłumaczenie w którym o ewidentnym niewypełnianiu obowiązków nie może być mowy.
Jeżeli mamy kilka dokumentów wystawionych przez instytucje nadzoru potwierdzających o prawidłowości takich rewelacji jak wymieniliśmy w powyżej to możemy snuć różne przypuszczenia: pomyłka, korupcja, niekompetencja. Jeżeli dysponujemy co najmniej kilkoma setkami takich dokumentów wystawianymi na przestrzeni dekady - to musimy szukać innego rozwiązania. Przez długi okres czasu byliśmy przekonani, że wyjaśnienie może być tylko jedno - nieprzestrzeganie podstawowych procedur i ewidentne niewypełnianie podstawowych obowiązków (np ustalenia czego dotyczy sprawa przed jej rozpatrzeniem). Dopiero ostatnio trafiliśmy na inne wytłumaczenie w którym o ewidentnym niewypełnianiu obowiązków nie może być mowy.
1. Wesołe jest życie staruszka lat 120+
Dla przeciętnego obywatela prawo to uchwalane przez Sejm ustawy. Jednak pewien znaleziony w internecie artykuł skłonił nas do refleksji czy istotnie tak rozumie prawo pracownik instytucji państwowych. Artykuł dotyczył wyznaczania kuratorów dla bardzo wiekowych staruszków (120+ lat). W rozumieniu przeciętnego obywatela jest to nie tylko naruszenie prawa, ale przede wszystkim ewidentna hucpa. Jednak we wspomnianym artykule pewien wysoce utytułowany sędzia wykazywał, ze ustanawianie kuratorów dla staruszków lat 120+ nie jest bynajmniej nadużyciem, tylko wynika z linii orzeczniczej.
"- Sędzia czuje, że coś jest nie tak, że kurator 120-letniej osoby to jednak dziwny przypadek. Ale jeśli wyda niepomyślną dla niego decyzję procesową, to będzie musiał ją uzasadnić na piśmie. A pisać mu się nie chce, a bywa też, że nie umie - twierdzi prof. Łętowska. Zwraca uwagę na to, że o ile sędziowie z chęcią piszą uzasadnienia wyroków, które wpisują się w ugruntowaną linię orzeczniczą, tak problem pojawia się wtedy, gdy trzeba pójść pod prąd. Bo to wymaga o wiele większego nakładu pracy i nie ma gwarancji, że decyzja utrzyma się w apelacji. A ambicje do naprawy świata i kryteria awansu zawodowego nie zawsze idą w parze. Większości sędziów zależy na tym, by ich skuteczność była możliwie największa."
(cyt z "130-letni klient to norma. Czym jest tzw. taśmociąg reprywatyzacyjny?" artykuł z portalu foksal.pl z 26.04.2016r)
Sędzia nawet nie zająknął się o takich zapisach obowiązujących ustaw jak art 231 kk (przekroczenie uprawnień, które z pewnością nie obejmują wyznaczania kuratorów dla osób, z daty urodzenia których wynika, że nie mogą już pozostawać wśród żywych) czy art 271 kk (poświadczenie nieprawdy poprzez wykonanie czynności opartej na nieprawdziwej informacji). Innymi słowy uznał najwyraźniej zapisy ustaw za całkowicie bez znaczenia w świetle obowiązującej linii orzeczniczej. Nie mamy powodu wątpić (w końcu cytowany utytułowany sędzia z racji swojej ścieżki kariery nie może nie wiedzieć o czym mówi), że właśnie interpretacja prawa cytowanego sędziego obowiązuje w instytucjach państwowych, bo jak do tej pory nie usłyszeliśmy o ani jednym wyroku skazującym dla sędziego, który wyznaczył kuratora dla majątku osobnika lat 120+.
No i w tym momencie oświeciło nas czemu nasza argumentacja na temat niezgodności z obowiązującymi ustawami oraz dokumentami działań podejmowanych w sprawie naszej nieruchomości jest powszechnie ignorowana zarówno przez administrację państwową, sądownictwo jak i prokuraturę. Po prostu kierują się one najwyraźniej nie ustawami czy dokumentami, ale „utrwalona linią orzeczniczą” podążanie za którą daje gwarancje utrzymania decyzji/orzeczenia etc w apelacji. Dla przeciętnego obywatela nie jest to bynajmniej intuicyjne.
Po dokonaniu odkrycia, że "linia orzecznicza" może tak bardzo modyfikować to co jest prawidłowe, a co nieprawidłowe postanowiliśmy przyjrzeć się sprawie naszej nieruchomości bliżej w kontekście różnych utrwalonych "linii orzeczniczych" które mogły zrobić z nas (czyli właścicieli nieruchomości, którzy swoje prawa własności mogą wywieść co najmniej od lat 20-tych XX wieku) nielegalnych squatersów w fikcyjnym budynku dzielonym z fikcyjnymi lokatorami po który być może nawet zgłosili się wskrzeszeni kilkadziesiąt lat po swoim zgonie nieboszczycy. I zarazem pozbawić nas prawa do uzyskania informacji skąd takie rewelacje mogły się wziąć.
Dla przeciętnego obywatela prawo to uchwalane przez Sejm ustawy. Jednak pewien znaleziony w internecie artykuł skłonił nas do refleksji czy istotnie tak rozumie prawo pracownik instytucji państwowych. Artykuł dotyczył wyznaczania kuratorów dla bardzo wiekowych staruszków (120+ lat). W rozumieniu przeciętnego obywatela jest to nie tylko naruszenie prawa, ale przede wszystkim ewidentna hucpa. Jednak we wspomnianym artykule pewien wysoce utytułowany sędzia wykazywał, ze ustanawianie kuratorów dla staruszków lat 120+ nie jest bynajmniej nadużyciem, tylko wynika z linii orzeczniczej.
"- Sędzia czuje, że coś jest nie tak, że kurator 120-letniej osoby to jednak dziwny przypadek. Ale jeśli wyda niepomyślną dla niego decyzję procesową, to będzie musiał ją uzasadnić na piśmie. A pisać mu się nie chce, a bywa też, że nie umie - twierdzi prof. Łętowska. Zwraca uwagę na to, że o ile sędziowie z chęcią piszą uzasadnienia wyroków, które wpisują się w ugruntowaną linię orzeczniczą, tak problem pojawia się wtedy, gdy trzeba pójść pod prąd. Bo to wymaga o wiele większego nakładu pracy i nie ma gwarancji, że decyzja utrzyma się w apelacji. A ambicje do naprawy świata i kryteria awansu zawodowego nie zawsze idą w parze. Większości sędziów zależy na tym, by ich skuteczność była możliwie największa."
(cyt z "130-letni klient to norma. Czym jest tzw. taśmociąg reprywatyzacyjny?" artykuł z portalu foksal.pl z 26.04.2016r)
Sędzia nawet nie zająknął się o takich zapisach obowiązujących ustaw jak art 231 kk (przekroczenie uprawnień, które z pewnością nie obejmują wyznaczania kuratorów dla osób, z daty urodzenia których wynika, że nie mogą już pozostawać wśród żywych) czy art 271 kk (poświadczenie nieprawdy poprzez wykonanie czynności opartej na nieprawdziwej informacji). Innymi słowy uznał najwyraźniej zapisy ustaw za całkowicie bez znaczenia w świetle obowiązującej linii orzeczniczej. Nie mamy powodu wątpić (w końcu cytowany utytułowany sędzia z racji swojej ścieżki kariery nie może nie wiedzieć o czym mówi), że właśnie interpretacja prawa cytowanego sędziego obowiązuje w instytucjach państwowych, bo jak do tej pory nie usłyszeliśmy o ani jednym wyroku skazującym dla sędziego, który wyznaczył kuratora dla majątku osobnika lat 120+.
No i w tym momencie oświeciło nas czemu nasza argumentacja na temat niezgodności z obowiązującymi ustawami oraz dokumentami działań podejmowanych w sprawie naszej nieruchomości jest powszechnie ignorowana zarówno przez administrację państwową, sądownictwo jak i prokuraturę. Po prostu kierują się one najwyraźniej nie ustawami czy dokumentami, ale „utrwalona linią orzeczniczą” podążanie za którą daje gwarancje utrzymania decyzji/orzeczenia etc w apelacji. Dla przeciętnego obywatela nie jest to bynajmniej intuicyjne.
Po dokonaniu odkrycia, że "linia orzecznicza" może tak bardzo modyfikować to co jest prawidłowe, a co nieprawidłowe postanowiliśmy przyjrzeć się sprawie naszej nieruchomości bliżej w kontekście różnych utrwalonych "linii orzeczniczych" które mogły zrobić z nas (czyli właścicieli nieruchomości, którzy swoje prawa własności mogą wywieść co najmniej od lat 20-tych XX wieku) nielegalnych squatersów w fikcyjnym budynku dzielonym z fikcyjnymi lokatorami po który być może nawet zgłosili się wskrzeszeni kilkadziesiąt lat po swoim zgonie nieboszczycy. I zarazem pozbawić nas prawa do uzyskania informacji skąd takie rewelacje mogły się wziąć.
2. Linia orzecznicza po raz pierwszy czyli jawność postępowań.
Dla przeciętnego obywatela jawność postępowania polega na tym, że wszystkie informacje mające wpływ na działania instytucji państwowych znajdują się w aktach sprawy i strony są o nich poinformowane. Błąd! Zgodnie z art 228 KPC, art 168 KPK , art 77, par 4 KPA do akt sprawy nie muszą być dołączane informacje znane instytucji urzędowo, ani tzw fakty powszechnie znane. Co jest faktem powszechnie znanym? Tu definicja nie jest precyzyjna i nie wątpimy, że " utrwalona linia orzecznicza zajęła się tym z należna troską, skoro od szeregu lat nikt nas nie poinformował dlaczego za "fakt powszechnie znany" uważa się istnienie w miejscu naszej nieruchomości fikcyjnego obiektu w którym jesteśmy co najwyżej nielegalnymi squatersami. O sprawdzeniu dlaczego o tym "fakcie powszechnie znanym" nic nie wiedza osoby najbardziej zainteresowane (czyli domniemani squatersi) nikt nawet przez prawie dekadę nie pomyślał... Czyżby więc istniała utrwalona linia orzecznicza uznająca ustalony poza aktami sprawy „stan faktyczny” za "fakt powszechnie znany"? Skoro nie dopatrzono się nieprawidłowości w nie informowaniu nas w oparciu o co ustalono, że w miejscu naszej nieruchomości istnieje rzekomo coś innego - to wydaje się to więcej niż prawdopodobne,.
Dla przeciętnego obywatela jawność postępowania polega na tym, że wszystkie informacje mające wpływ na działania instytucji państwowych znajdują się w aktach sprawy i strony są o nich poinformowane. Błąd! Zgodnie z art 228 KPC, art 168 KPK , art 77, par 4 KPA do akt sprawy nie muszą być dołączane informacje znane instytucji urzędowo, ani tzw fakty powszechnie znane. Co jest faktem powszechnie znanym? Tu definicja nie jest precyzyjna i nie wątpimy, że " utrwalona linia orzecznicza zajęła się tym z należna troską, skoro od szeregu lat nikt nas nie poinformował dlaczego za "fakt powszechnie znany" uważa się istnienie w miejscu naszej nieruchomości fikcyjnego obiektu w którym jesteśmy co najwyżej nielegalnymi squatersami. O sprawdzeniu dlaczego o tym "fakcie powszechnie znanym" nic nie wiedza osoby najbardziej zainteresowane (czyli domniemani squatersi) nikt nawet przez prawie dekadę nie pomyślał... Czyżby więc istniała utrwalona linia orzecznicza uznająca ustalony poza aktami sprawy „stan faktyczny” za "fakt powszechnie znany"? Skoro nie dopatrzono się nieprawidłowości w nie informowaniu nas w oparciu o co ustalono, że w miejscu naszej nieruchomości istnieje rzekomo coś innego - to wydaje się to więcej niż prawdopodobne,.
3. Linia orzecznicza po raz drugi czyli prawa własności
Przeciętny obywatel wierzy, że jeżeli ma wszystkie dokumenty w porządku to jego prawa własności do nieruchomości są zabezpieczone. Nie mieści mu się w głowie, że w obrębie instytucji państwowej może nie być traktowany jako właściciel jeżeli ma w ręku akt notarialny nabycia nieruchomości, który jest potwierdzony zapisami ksiąg wieczystych. Te ostatnie jawią się przeciętnemu obywatelowi jako tak pewne i trwałe jakby były zapisane na kamiennych tablicach.
Musimy jednak przeciętnego obywatela rozczarować, bowiem zgodnie z uchwałą Sądu Najwyższego z 28 lutego 1989 roku domniemanie wiarygodności mają tylko zapisy ksiąg wieczystych dotyczące praw, ale wiarygodne nie są informacje dotyczące tego jakiego obiektu te prawa dotyczą. Pełna świadomość tego musi mieć przynajmniej Sąd Najwyższy skoro jeden z jego sędziów powiedział.
"W opinii, która jest własnością Senatu, sędzia Sądu Najwyższego, pan Gerard Bieniek, stwierdza, że w polskim systemie prawnym wpis własności do księgi wieczystej nie ma charakteru konstytutywnego. Co to znaczy? To znaczy, że niezależnie od tego jaki jest ten wpis to stan taktyczny świadczy o tym kto jest właścicielem.”
(Sprawozdanie Stenograficzne z 13. posiedzenia Senatu Rzeczypospolitej Polskiej w dniach 4 i 5 czerwca 2008 r.)
Innymi słowy wygląda na to, że ustawy ustawami, a „linia orzecznicza” jest taka, że aby w rozumieniu instytucji państwowych pozbawić właściciela nieruchomości praw własności (lub przynajmniej uczynić je wysoce wątpliwymi) wystarczy tylko aby ktoś za "fakt powszechnie znany" uznał iż na miejscu nieruchomości znajduje się się coś innego niż to do czego ów właściciel ma prawo
Przeciętny obywatel wierzy, że jeżeli ma wszystkie dokumenty w porządku to jego prawa własności do nieruchomości są zabezpieczone. Nie mieści mu się w głowie, że w obrębie instytucji państwowej może nie być traktowany jako właściciel jeżeli ma w ręku akt notarialny nabycia nieruchomości, który jest potwierdzony zapisami ksiąg wieczystych. Te ostatnie jawią się przeciętnemu obywatelowi jako tak pewne i trwałe jakby były zapisane na kamiennych tablicach.
Musimy jednak przeciętnego obywatela rozczarować, bowiem zgodnie z uchwałą Sądu Najwyższego z 28 lutego 1989 roku domniemanie wiarygodności mają tylko zapisy ksiąg wieczystych dotyczące praw, ale wiarygodne nie są informacje dotyczące tego jakiego obiektu te prawa dotyczą. Pełna świadomość tego musi mieć przynajmniej Sąd Najwyższy skoro jeden z jego sędziów powiedział.
"W opinii, która jest własnością Senatu, sędzia Sądu Najwyższego, pan Gerard Bieniek, stwierdza, że w polskim systemie prawnym wpis własności do księgi wieczystej nie ma charakteru konstytutywnego. Co to znaczy? To znaczy, że niezależnie od tego jaki jest ten wpis to stan taktyczny świadczy o tym kto jest właścicielem.”
(Sprawozdanie Stenograficzne z 13. posiedzenia Senatu Rzeczypospolitej Polskiej w dniach 4 i 5 czerwca 2008 r.)
Innymi słowy wygląda na to, że ustawy ustawami, a „linia orzecznicza” jest taka, że aby w rozumieniu instytucji państwowych pozbawić właściciela nieruchomości praw własności (lub przynajmniej uczynić je wysoce wątpliwymi) wystarczy tylko aby ktoś za "fakt powszechnie znany" uznał iż na miejscu nieruchomości znajduje się się coś innego niż to do czego ów właściciel ma prawo
4. Linia orzecznicza po raz trzeci czyli instytucje nadzoru.
Przeciętny obywatel wierzy, że instytucje nadzoru są od kompleksowego zaadresowania nieprawidłowości w podległych instytucjach. Błąd! Instytucje nadzoru korygują tylko to co jest w ich rozumieniu w zakresie ich uprawnień. A to jak podejrzewamy wynika z "utrwalonych linii orzeczniczych". Czasami mamy jednak wrażenie że w zakresie uprawnień instancji kontrolnych pozostało już tylko badanie czy dotrzymywane są terminy załatwienia sprawy.
Prowadzi to do takich absurdów jak potwierdzanie o prawidłowości prowadzenia procesu budowlanego dla fikcyjnej (nie istniejącej w terenie) nieruchomości, bo wyższe instancje nadzoru budowlanego czy sądownictwo administracyjne najwyraźniej żyją w przekonaniu, że nie są od weryfikowania tego co jest w terenie. Czy też takich absurdów jak niedopatrywanie się nieprawidłowości w prowadzeniu postępowań sądowych dla innego stanu prawnego czy fizycznego nieruchomości niż rzeczywiście istniejący, bo .... nie ma uprawnień by ingerować w prawo sędziego do niezawisłej oceny. Ponieważ takie stanowisko nie wynika z żadnych ustaw podejrzewać można, że istnieje „utrwalona linia orzecznicza” uznająca, że "niezawisła ocena sędziego" pozwala na procesowanie spraw w oparciu o ewidentną fikcję.
Przeciętny obywatel wierzy, że instytucje nadzoru są od kompleksowego zaadresowania nieprawidłowości w podległych instytucjach. Błąd! Instytucje nadzoru korygują tylko to co jest w ich rozumieniu w zakresie ich uprawnień. A to jak podejrzewamy wynika z "utrwalonych linii orzeczniczych". Czasami mamy jednak wrażenie że w zakresie uprawnień instancji kontrolnych pozostało już tylko badanie czy dotrzymywane są terminy załatwienia sprawy.
Prowadzi to do takich absurdów jak potwierdzanie o prawidłowości prowadzenia procesu budowlanego dla fikcyjnej (nie istniejącej w terenie) nieruchomości, bo wyższe instancje nadzoru budowlanego czy sądownictwo administracyjne najwyraźniej żyją w przekonaniu, że nie są od weryfikowania tego co jest w terenie. Czy też takich absurdów jak niedopatrywanie się nieprawidłowości w prowadzeniu postępowań sądowych dla innego stanu prawnego czy fizycznego nieruchomości niż rzeczywiście istniejący, bo .... nie ma uprawnień by ingerować w prawo sędziego do niezawisłej oceny. Ponieważ takie stanowisko nie wynika z żadnych ustaw podejrzewać można, że istnieje „utrwalona linia orzecznicza” uznająca, że "niezawisła ocena sędziego" pozwala na procesowanie spraw w oparciu o ewidentną fikcję.
5. Linia orzecznicza po raz czwarty czyli niezawisłe sady .
Przeciętny obywatel również uważa, że postępowanie sądowe jest miejscem jawnego wyjaśnienia wszelkich nieprawidłowości i miejscem w którym można zakwestionować wszelkie wadliwe dokumenty. Nic podobnego. Dzięki orzecznictwu sąd jest związany decyzją administracyjną, nawet wadliwą.
"W postępowaniu cywilnym sądy nie są władne badać prawidłowości podjęcia decyzji administracyjnej, w szczególności czy istniały przesłanki, które w świetle przepisów prawa materialnego, stanowiły podstawę jej podjęcia. Związanie to ma miejsce niezależnie od treści uzasadnienia decyzji, ponieważ w zakresie objętym treścią rozstrzygnięcia jest ona - bez względu na motywy jej podjęcia - wyrazem stanowiska organu administracji publicznej. Wynika to z przewidzianego w obowiązującym prawie rozgraniczenia między drogą sądową i drogą administracyjną, którego konsekwencją jest niemożność rozstrzygania przez sąd powszechny wszelkich kwestii należących do drogi administracyjnej"
Sąd Najwyższy Sygn. akt I CSK 419/13
Poza tym orzecznictwo zwolniło sędziego z wypełniania art 304 kpk, który nakłada obowiązek poinformowania o przestępstwie jeżeli informacje o tym uzyska w postępowaniu sądowym.
"Reasumując stwierdzić należy, że w obowiązującym stanie prawnym brak jest podstaw do pociągnięcia każdego sędziego do odpowiedzialności kaniej za tzw. przestępstwo urzędnicze, polegające na niedopełnieniu obowiązku zawiadomienia o przestępstwie, o jakim mowa wart. 304 § 2 k.p.k. Wynikający z tego przepisu obowiązek prawny zawiadomienia o przestępstwie ciąży na osobach pełniących funkcje kierownicze w instytucji państwowej, jaką jest sąd. lub na osobach ponoszących z innego tytułu szczególną odpowiedzialność w tej instytucji. Do kręgu tych osób nie należał obwiniony sędzia Sądu Okręgowego. Każdemu sędziemu można jedynie przypisać służbowy obowiązek zawiadomienia prezesa sądu o powzięciu informacji o popełnieniu przestępstwa."
(uchwała Sądu Najwyższego - Sądu Dyscyplinarnego z dn 23.08.2007 sygn akt SNO 42/07)
Innymi słowy jeżeli z jakiegoś dokumentu administracyjnego wynika iż w miejscu jakiejś nieruchomości znajduje się inny obiekt z innym właścicielem niż wynika np z ksiąg wieczystych czy sytuacji w terenie, to sąd nie tylko nie jest zobowiązany do usunięcia z obiegu prawnego takiego dokumentu jako poświadczenia nieprawdy, ale musi na nim oprzeć sprawę, bo jest związany dokumentem administracyjnym.
Co w naszej opinii stanowi swoiste podsumowanie „niezawisłości sędziego”.
Przeciętny obywatel również uważa, że postępowanie sądowe jest miejscem jawnego wyjaśnienia wszelkich nieprawidłowości i miejscem w którym można zakwestionować wszelkie wadliwe dokumenty. Nic podobnego. Dzięki orzecznictwu sąd jest związany decyzją administracyjną, nawet wadliwą.
"W postępowaniu cywilnym sądy nie są władne badać prawidłowości podjęcia decyzji administracyjnej, w szczególności czy istniały przesłanki, które w świetle przepisów prawa materialnego, stanowiły podstawę jej podjęcia. Związanie to ma miejsce niezależnie od treści uzasadnienia decyzji, ponieważ w zakresie objętym treścią rozstrzygnięcia jest ona - bez względu na motywy jej podjęcia - wyrazem stanowiska organu administracji publicznej. Wynika to z przewidzianego w obowiązującym prawie rozgraniczenia między drogą sądową i drogą administracyjną, którego konsekwencją jest niemożność rozstrzygania przez sąd powszechny wszelkich kwestii należących do drogi administracyjnej"
Sąd Najwyższy Sygn. akt I CSK 419/13
Poza tym orzecznictwo zwolniło sędziego z wypełniania art 304 kpk, który nakłada obowiązek poinformowania o przestępstwie jeżeli informacje o tym uzyska w postępowaniu sądowym.
"Reasumując stwierdzić należy, że w obowiązującym stanie prawnym brak jest podstaw do pociągnięcia każdego sędziego do odpowiedzialności kaniej za tzw. przestępstwo urzędnicze, polegające na niedopełnieniu obowiązku zawiadomienia o przestępstwie, o jakim mowa wart. 304 § 2 k.p.k. Wynikający z tego przepisu obowiązek prawny zawiadomienia o przestępstwie ciąży na osobach pełniących funkcje kierownicze w instytucji państwowej, jaką jest sąd. lub na osobach ponoszących z innego tytułu szczególną odpowiedzialność w tej instytucji. Do kręgu tych osób nie należał obwiniony sędzia Sądu Okręgowego. Każdemu sędziemu można jedynie przypisać służbowy obowiązek zawiadomienia prezesa sądu o powzięciu informacji o popełnieniu przestępstwa."
(uchwała Sądu Najwyższego - Sądu Dyscyplinarnego z dn 23.08.2007 sygn akt SNO 42/07)
Innymi słowy jeżeli z jakiegoś dokumentu administracyjnego wynika iż w miejscu jakiejś nieruchomości znajduje się inny obiekt z innym właścicielem niż wynika np z ksiąg wieczystych czy sytuacji w terenie, to sąd nie tylko nie jest zobowiązany do usunięcia z obiegu prawnego takiego dokumentu jako poświadczenia nieprawdy, ale musi na nim oprzeć sprawę, bo jest związany dokumentem administracyjnym.
Co w naszej opinii stanowi swoiste podsumowanie „niezawisłości sędziego”.
6. Linia orzecznicza po raz piąty czyli reprywatyzacja
W powszechnej opinii "reprywatyzacja" jest procesem zwracania majątków następcom prawnym właścicieli z okresu II RP przejętych przez reżim komunistyczny. Błąd ! Reprywatyzacja jest procesem badania czy dany majątek podlegał ustawom nacjonalizacyjnym, czy tez został przejęty bezprawnie. Robi się to bez badania czy dana nieruchomość rzeczywiście należała w II RP do poprzednika prawnego wnioskodawcy, jak również bez ustalenia czy została ona w ogóle przez PRL przejęta i na jakiej podstawie. Taka „linia orzecznicza” dziwi tym bardziej, ze decyzje nacjonalizacyjne były częstokroć nieprecyzyjnie sformułowane, a szereg nieruchomości było przejmowanych w trybie bezdecyzyjnym. Innymi słowy przy takim podejściu przy odrobinie fantazji zreprywatyzować można wszystko i to kilka razy.
Teoretycznie stroną w procesie reprywatyzacji jest przedstawiciel Skarbu Państwa (np Starosta) czy nawet jednostka władająca nieruchomością (np gmina), które powinny mieć wiedzę pozwalającą weryfikować zasadność roszczenia. Błąd! Po pierwsze te jednostki same toną we własnym bałaganie i często nie mają pojęcia jakie nieruchomości posiada/posiadał Skarb Państwa na ich terenie. A po drugie jak wynika z uzasadnień orzeczeń, które przeczytaliśmy nikt się tymi jednostkami nie przejmuje nawet jeżeli wskazują, że z informacjami zawartymi we wniosku reprywatyzacyjnym coś może być nie tak.
Teoretycznie stwierdzenie, że nieruchomość nie podlegała nacjonalizacji nie jest nakazem zwrotu nieruchomości. O tym powinno decydować sądownictwo powszechne, ale przypominamy, że zgodnie z „linią orzeczniczą” jest ono związane decyzja administracyjną. Przy takim orzecznictwie nakaz wydania "zreprywatyzowanej" nieruchomości jest czystą formalnością.
W powszechnej opinii "reprywatyzacja" jest procesem zwracania majątków następcom prawnym właścicieli z okresu II RP przejętych przez reżim komunistyczny. Błąd ! Reprywatyzacja jest procesem badania czy dany majątek podlegał ustawom nacjonalizacyjnym, czy tez został przejęty bezprawnie. Robi się to bez badania czy dana nieruchomość rzeczywiście należała w II RP do poprzednika prawnego wnioskodawcy, jak również bez ustalenia czy została ona w ogóle przez PRL przejęta i na jakiej podstawie. Taka „linia orzecznicza” dziwi tym bardziej, ze decyzje nacjonalizacyjne były częstokroć nieprecyzyjnie sformułowane, a szereg nieruchomości było przejmowanych w trybie bezdecyzyjnym. Innymi słowy przy takim podejściu przy odrobinie fantazji zreprywatyzować można wszystko i to kilka razy.
Teoretycznie stroną w procesie reprywatyzacji jest przedstawiciel Skarbu Państwa (np Starosta) czy nawet jednostka władająca nieruchomością (np gmina), które powinny mieć wiedzę pozwalającą weryfikować zasadność roszczenia. Błąd! Po pierwsze te jednostki same toną we własnym bałaganie i często nie mają pojęcia jakie nieruchomości posiada/posiadał Skarb Państwa na ich terenie. A po drugie jak wynika z uzasadnień orzeczeń, które przeczytaliśmy nikt się tymi jednostkami nie przejmuje nawet jeżeli wskazują, że z informacjami zawartymi we wniosku reprywatyzacyjnym coś może być nie tak.
Teoretycznie stwierdzenie, że nieruchomość nie podlegała nacjonalizacji nie jest nakazem zwrotu nieruchomości. O tym powinno decydować sądownictwo powszechne, ale przypominamy, że zgodnie z „linią orzeczniczą” jest ono związane decyzja administracyjną. Przy takim orzecznictwie nakaz wydania "zreprywatyzowanej" nieruchomości jest czystą formalnością.
7. Linia orzecznicza po raz szósty czyli ewidencja gruntów
W powszechnej opinii ewidencja gruntów odzwierciedla rzeczywistą sytuację istniejącą w terenie. Błąd! W ewidencji gruntów ujawnia się wszystkie dokumenty jakie do niej spływają (dokumentacja geodezyjna, dokumentacja budowlana, orzeczenia sądowe etc.) Jak rozumiemy dane z owych dokumentów są pracowicie wprowadzane, w miarę możliwości, do ewidencji gruntów.
Gdyby ewidencja gruntów miała rzeczywiście odzwierciedlać rzeczywistą sytuację w terenie - to Główny Geodeta Kraju czy Geodeta Wojewódzki wyskoczyłby z butów i przeskoczyliby przez sufit dostawszy pierwszą informację o „wskrzeszeniu przedwojennych nieboszczyków, "przerysowaniu" budynku mieszkalnego, dołożeniu obiektu użyteczności publicznej klasy PKOB 1274 itp. Tymczasem w ogóle ich takie „rewelacje” nie ruszają. Domniemać więc możemy, że możemy mieć do czynienia z kolejną "linia orzeczniczą"
W powszechnej opinii ewidencja gruntów odzwierciedla rzeczywistą sytuację istniejącą w terenie. Błąd! W ewidencji gruntów ujawnia się wszystkie dokumenty jakie do niej spływają (dokumentacja geodezyjna, dokumentacja budowlana, orzeczenia sądowe etc.) Jak rozumiemy dane z owych dokumentów są pracowicie wprowadzane, w miarę możliwości, do ewidencji gruntów.
Gdyby ewidencja gruntów miała rzeczywiście odzwierciedlać rzeczywistą sytuację w terenie - to Główny Geodeta Kraju czy Geodeta Wojewódzki wyskoczyłby z butów i przeskoczyliby przez sufit dostawszy pierwszą informację o „wskrzeszeniu przedwojennych nieboszczyków, "przerysowaniu" budynku mieszkalnego, dołożeniu obiektu użyteczności publicznej klasy PKOB 1274 itp. Tymczasem w ogóle ich takie „rewelacje” nie ruszają. Domniemać więc możemy, że możemy mieć do czynienia z kolejną "linia orzeczniczą"
8. Linia orzecznicza po raz siódmy czyli czyli na koniec najlepsze - stan faktyczny.
W powszechnym odczuciu "stan faktyczny" jest to to co istnieje w terenie. Błąd. Najwyraźniej jakaś "linia orzecznicza" definiuje to pojęcie inaczej skoro należnego biegu sprawom związanym z naszą nieruchomością nie jest w stanie przywrócić nawet wskazanie, że Google Maps (który chyba raczej nie jest z nami w zmowie ;-), pokazuje naszą wersję rzeczywistości, a nie "stan faktyczny", w oparciu o który prowadzone są po 2009 roku wszelkie postępowania.
Co więc jest w rozumieniu instytucji państwowych "stanem faktycznym"? Najpierw powiedzmy co nim nie jest. Otóż instytucje państwowe równie głuche (lub raczej ślepe) jak na Google Maps okazały się być również na księgi wieczyste, wypisy z ewidencji gruntów, akty notarialne, dane meldunkowe, dane podatkowe, akty notarialne, zeznania świadków, oględziny, większość dokumentacji budowlanej. Jedynym znanym nam dokumentem traktowanym niczym prawda objawiona jest powtórna legalizacja z 1993 roku legalnie postawionego budynku mieszkalnego (aczkolwiek w innym kształcie) na planie działki sprzed 1945 roku.....
I właśnie nabożny wręcz stosunek do wzmiankowanego dokumentu odsłania rąbek tajemnicy co do tego co jest stanem faktycznym w rozumieniu instytucji państwowych. Każe nam bowiem podejrzewać, że za stan faktyczny uważa się stan w którym ......... uważa się za nieistniejące wszelkie legalne czynności podejmowane w okresie PRL przez władających nieruchomością następców prawnych przedwojennych właścicieli. Co oczywiście wskazuje na informacje wynikające ze zgłoszenie roszczenia reprywatyzacyjnego w/g którego oczywiste jest, że w okresie powojennym nie było właścicieli, Skarb państwa dysponował nieruchomością, zasiedlił ja przez lokatorów etc. Czysty absurd? Ależ nie! wystarczy tylko aby "utrwalona linia orzecznicza" zakładała domniemanie wiarygodności powstałych w procesie reprywatyzacji dokumentów.....
W powszechnym odczuciu "stan faktyczny" jest to to co istnieje w terenie. Błąd. Najwyraźniej jakaś "linia orzecznicza" definiuje to pojęcie inaczej skoro należnego biegu sprawom związanym z naszą nieruchomością nie jest w stanie przywrócić nawet wskazanie, że Google Maps (który chyba raczej nie jest z nami w zmowie ;-), pokazuje naszą wersję rzeczywistości, a nie "stan faktyczny", w oparciu o który prowadzone są po 2009 roku wszelkie postępowania.
Co więc jest w rozumieniu instytucji państwowych "stanem faktycznym"? Najpierw powiedzmy co nim nie jest. Otóż instytucje państwowe równie głuche (lub raczej ślepe) jak na Google Maps okazały się być również na księgi wieczyste, wypisy z ewidencji gruntów, akty notarialne, dane meldunkowe, dane podatkowe, akty notarialne, zeznania świadków, oględziny, większość dokumentacji budowlanej. Jedynym znanym nam dokumentem traktowanym niczym prawda objawiona jest powtórna legalizacja z 1993 roku legalnie postawionego budynku mieszkalnego (aczkolwiek w innym kształcie) na planie działki sprzed 1945 roku.....
I właśnie nabożny wręcz stosunek do wzmiankowanego dokumentu odsłania rąbek tajemnicy co do tego co jest stanem faktycznym w rozumieniu instytucji państwowych. Każe nam bowiem podejrzewać, że za stan faktyczny uważa się stan w którym ......... uważa się za nieistniejące wszelkie legalne czynności podejmowane w okresie PRL przez władających nieruchomością następców prawnych przedwojennych właścicieli. Co oczywiście wskazuje na informacje wynikające ze zgłoszenie roszczenia reprywatyzacyjnego w/g którego oczywiste jest, że w okresie powojennym nie było właścicieli, Skarb państwa dysponował nieruchomością, zasiedlił ja przez lokatorów etc. Czysty absurd? Ależ nie! wystarczy tylko aby "utrwalona linia orzecznicza" zakładała domniemanie wiarygodności powstałych w procesie reprywatyzacji dokumentów.....
9. Trwała asymetria informacji jako wynik "linii orzeczniczych"
Jak widać z powyższej wyliczanki kuratorzy dla osób 120+ lat to może być jeszcze względnie mało kontrowersyjny przykład tego jak "linie orzecznicze" potrafią wykrzywić świat w którym funkcjonują instytucje państwowe względem świata w którym funkcjonuje przeciętny obywatel.
Wobec powyższego wcale już nie jesteśmy pewni czy nie powinniśmy potraktować poważnie złożonych już co najmniej kilkaset razy w imieniu co najmniej kilkunastu instytucji państwowych oświadczeń o tym, że nie dopatrzono się nieprawidłowości w sposobie w jaki procesowane są sprawy związane z naszą nieruchomością po 2009 roku. Być może powinniśmy rozważyć, czy przypadkiem ta cała sytuacja nie została wykreowana przez "utrwalone linie orzecznicze"
Nie możemy bowiem wykluczyć, ze nie jest bynajmniej przekrętem” lecz "utrwaloną linią orzeczniczą" traktowanie jako „stanu faktycznego” informacji z roszczenia reprywatyzacyjnego, a wszelkich informacji pokazujących, że nieruchomość przez PRL nie została znacjonalizowana jako serii "wadliwych rozstrzygnięć" lub "powielanej latami pomyłki". I co za tym idzie nie możemy definitywnie wykluczyć, że traktowanie następców prawnych przedwojennych właścicieli, którzy w okresie administracji Państwa Polskiego zawsze władali nieruchomością - jak nielegalnych squatersów (co skutkuje uniemożliwianiem im należnego korzystania ze swojej własności) nie jest "przekrętem" tylko konsekwencją istnienia pewnych "utrwalonych linii orzeczniczych". Te same wątpliwości pojawić się muszą co do możliwości zbycia przez instytucję państwową, części nigdy nie znacjonalizowanej i nie objętej kwaterunkiem nieruchomości osobie poddającej się za rzekomego „lokatora”.
Jak widać z powyższej wyliczanki kuratorzy dla osób 120+ lat to może być jeszcze względnie mało kontrowersyjny przykład tego jak "linie orzecznicze" potrafią wykrzywić świat w którym funkcjonują instytucje państwowe względem świata w którym funkcjonuje przeciętny obywatel.
Wobec powyższego wcale już nie jesteśmy pewni czy nie powinniśmy potraktować poważnie złożonych już co najmniej kilkaset razy w imieniu co najmniej kilkunastu instytucji państwowych oświadczeń o tym, że nie dopatrzono się nieprawidłowości w sposobie w jaki procesowane są sprawy związane z naszą nieruchomością po 2009 roku. Być może powinniśmy rozważyć, czy przypadkiem ta cała sytuacja nie została wykreowana przez "utrwalone linie orzecznicze"
Nie możemy bowiem wykluczyć, ze nie jest bynajmniej przekrętem” lecz "utrwaloną linią orzeczniczą" traktowanie jako „stanu faktycznego” informacji z roszczenia reprywatyzacyjnego, a wszelkich informacji pokazujących, że nieruchomość przez PRL nie została znacjonalizowana jako serii "wadliwych rozstrzygnięć" lub "powielanej latami pomyłki". I co za tym idzie nie możemy definitywnie wykluczyć, że traktowanie następców prawnych przedwojennych właścicieli, którzy w okresie administracji Państwa Polskiego zawsze władali nieruchomością - jak nielegalnych squatersów (co skutkuje uniemożliwianiem im należnego korzystania ze swojej własności) nie jest "przekrętem" tylko konsekwencją istnienia pewnych "utrwalonych linii orzeczniczych". Te same wątpliwości pojawić się muszą co do możliwości zbycia przez instytucję państwową, części nigdy nie znacjonalizowanej i nie objętej kwaterunkiem nieruchomości osobie poddającej się za rzekomego „lokatora”.
10. Konkluzje
Jeżeli jednak uwierzymy instytucjom nadzoru, które w procesowaniu spraw związanych z naszą nieruchomością nie dopatrują się niczego niewłaściwego to będziemy musieli przyjąć do wiadomości iż według obowiązujących „linii orzeczniczych”
1. Procesem reprywatyzacji mogą być objęte nieruchomości, które nie były znacjonalizowane i nawet w okresie PRL- u pozostawały w rękach następców prawnych przedwojennych właścicieli (tj roszczenie reprywatyzacyjne nie musi wynikać z działań Państwa Polskiego, ale może wynikać np z konfiskat i nadań III Rzeszy)
2. Informacje z wniosku reprywatyzacyjnego są tożsame ze „stanem faktycznym” (w przeciwieństwie do rzeczywiście istniejącej w terenie sytuacji i potwierdzających ją dokumentów). W oparciu o tak ustalony stan faktyczny mają być obowiązek procesowane sprawy zarówno administracyjne jak i sądowe.
3. „Stan faktyczny” (także ten ustalony w sposób opisany w pkt 2 ) jest " faktem powszechnie znanym”.w rozumieniu art 228 KPC, art 168 KPK , art 77, par 4 KPA o nie trzeba go dołączyć do akt sprawy ani informować o nim stron postępowania nawet w przypadku, gdy ewidentnie nie są one istnienia owego stanu faktycznego świadome.
4. Dokumenty powstałe w wyniku działań wymienionych w pkt 2 są podstawą dla dokonania zmian w ewidencji gruntów i księgach wieczystych. Przy czym osobom, których prawa takie zmiany naruszają nie są uprawnione do uzyskania informacji o podstawach takich zapisów.
5. Wszelkie okoliczności pokazujące, ze roszczenie reprywatyzacyjne nie może wynikać z działań Państwa Polskiego (w tym także dokumentów wystawianych w okresie III RP) mają status "powielanej pomyłki" czy "serii wadliwych rozstrzygnięć" i mają obowiązek być ignorowane. Nawet jeżeli oznacza to traktowanie w ten sposób niemalże całości dokumentacji, rejestrów, sytuacji w terenie zeznań świadków powstałych w okresie II RP, PRL i III RP
5. Następcy prawni przedwojennych właścicieli, których prawa pozostają w sprzeczności z roszczeniem reprywatyzacyjnym mają status nielegalnych squatersów, a ich prawa własności są ignorowane nawet jeżeli zostały nabyte relatywnie niedawno w oparciu o zapisy ksiąg wieczystych, wypisy z ewidencji gruntów i ich zgodność z sytuacją w terenie.
6. Nie wykonuje się jawnych uzgodnień "stanu faktycznego" wynikającego z roszczenia reprywatyzacyjnego ani z sytuacją w terenie, ani z dokumentami, ani z rejestrami. Nie informuje się też władających nieruchomością właścicieli nieruchomości (następców prawnych przedwojennych właścicieli) czemu ich prawa nagle zaczęły być uważane za „wieloletnią pomyłkę” czy „serię wadliwych rozstrzygnięć”
Jakie są konsekwencje istnienia takich linii orzeczniczych łatwo sobie wykalkulować. Dlatego właśnie cały czas nie jesteśmy pewni czy sprawę naszej nieruchomości powinniśmy traktować jako konsekwencję istnienia "utrwalonych linii orzeczniczych" czy jednak jako zwykły przekręt reprywatyzacyjny, podtrzymywany przy życiu ewidentnym i poważnym niedopełnianiem obowiązków przez kilkuset pracowników instytucji nadzoru (w tym pracowników czterech kolejnych Kancelarii Premiera, kilku ministerstw, KRS, Sądu Najwyższego, NSA).
Tym niemniej wydaje się, że tylko my mamy takie wątpliwości. Bowiem, jak wynika z do tej pory prowadzonej korespondencji , wątpliwości co do tego, ze żadna nieprawidłowość nie wchodzi w rachubę nie miała żadna z co najmniej kilkunastu instytucji. W tym cztery kolejne Kancelarie Premiera, kilkanaście Ministerstw, KRS, Sąd Najwyższy, NSA. Nie mówiąc o co najmniej kilkunastu instytucjach niższego szczebla. Czyżby więc faktycznie zafundowano nam tak kuriozalne linie orzecznicze? Również to będziemy w wyjaśniać w Dzienniku XIII
Jeżeli jednak uwierzymy instytucjom nadzoru, które w procesowaniu spraw związanych z naszą nieruchomością nie dopatrują się niczego niewłaściwego to będziemy musieli przyjąć do wiadomości iż według obowiązujących „linii orzeczniczych”
1. Procesem reprywatyzacji mogą być objęte nieruchomości, które nie były znacjonalizowane i nawet w okresie PRL- u pozostawały w rękach następców prawnych przedwojennych właścicieli (tj roszczenie reprywatyzacyjne nie musi wynikać z działań Państwa Polskiego, ale może wynikać np z konfiskat i nadań III Rzeszy)
2. Informacje z wniosku reprywatyzacyjnego są tożsame ze „stanem faktycznym” (w przeciwieństwie do rzeczywiście istniejącej w terenie sytuacji i potwierdzających ją dokumentów). W oparciu o tak ustalony stan faktyczny mają być obowiązek procesowane sprawy zarówno administracyjne jak i sądowe.
3. „Stan faktyczny” (także ten ustalony w sposób opisany w pkt 2 ) jest " faktem powszechnie znanym”.w rozumieniu art 228 KPC, art 168 KPK , art 77, par 4 KPA o nie trzeba go dołączyć do akt sprawy ani informować o nim stron postępowania nawet w przypadku, gdy ewidentnie nie są one istnienia owego stanu faktycznego świadome.
4. Dokumenty powstałe w wyniku działań wymienionych w pkt 2 są podstawą dla dokonania zmian w ewidencji gruntów i księgach wieczystych. Przy czym osobom, których prawa takie zmiany naruszają nie są uprawnione do uzyskania informacji o podstawach takich zapisów.
5. Wszelkie okoliczności pokazujące, ze roszczenie reprywatyzacyjne nie może wynikać z działań Państwa Polskiego (w tym także dokumentów wystawianych w okresie III RP) mają status "powielanej pomyłki" czy "serii wadliwych rozstrzygnięć" i mają obowiązek być ignorowane. Nawet jeżeli oznacza to traktowanie w ten sposób niemalże całości dokumentacji, rejestrów, sytuacji w terenie zeznań świadków powstałych w okresie II RP, PRL i III RP
5. Następcy prawni przedwojennych właścicieli, których prawa pozostają w sprzeczności z roszczeniem reprywatyzacyjnym mają status nielegalnych squatersów, a ich prawa własności są ignorowane nawet jeżeli zostały nabyte relatywnie niedawno w oparciu o zapisy ksiąg wieczystych, wypisy z ewidencji gruntów i ich zgodność z sytuacją w terenie.
6. Nie wykonuje się jawnych uzgodnień "stanu faktycznego" wynikającego z roszczenia reprywatyzacyjnego ani z sytuacją w terenie, ani z dokumentami, ani z rejestrami. Nie informuje się też władających nieruchomością właścicieli nieruchomości (następców prawnych przedwojennych właścicieli) czemu ich prawa nagle zaczęły być uważane za „wieloletnią pomyłkę” czy „serię wadliwych rozstrzygnięć”
Jakie są konsekwencje istnienia takich linii orzeczniczych łatwo sobie wykalkulować. Dlatego właśnie cały czas nie jesteśmy pewni czy sprawę naszej nieruchomości powinniśmy traktować jako konsekwencję istnienia "utrwalonych linii orzeczniczych" czy jednak jako zwykły przekręt reprywatyzacyjny, podtrzymywany przy życiu ewidentnym i poważnym niedopełnianiem obowiązków przez kilkuset pracowników instytucji nadzoru (w tym pracowników czterech kolejnych Kancelarii Premiera, kilku ministerstw, KRS, Sądu Najwyższego, NSA).
Tym niemniej wydaje się, że tylko my mamy takie wątpliwości. Bowiem, jak wynika z do tej pory prowadzonej korespondencji , wątpliwości co do tego, ze żadna nieprawidłowość nie wchodzi w rachubę nie miała żadna z co najmniej kilkunastu instytucji. W tym cztery kolejne Kancelarie Premiera, kilkanaście Ministerstw, KRS, Sąd Najwyższy, NSA. Nie mówiąc o co najmniej kilkunastu instytucjach niższego szczebla. Czyżby więc faktycznie zafundowano nam tak kuriozalne linie orzecznicze? Również to będziemy w wyjaśniać w Dzienniku XIII
#.
Dziennik pierwszy (pisany przed 08-2012) |
Dziennik drugi (pisany po 08-2012). |
Dziennik trzeci (pisany po 04-2014). |
Dziennik czwarty (pisany po 03-2015). |
Dziennik piąty (pisany po 01-2016). |
Dziennik szósty (pisany po 04-2016). |
Dziennik siódmy (pisany od 10-2016). |
Dziennik ósmy (pisany od 12-2016). |
Dziennik dziewiąty (pisany od 08-2017). |
Dziennik dziesiąty (pisany od 09-2017). |
Dziennik jedenasty (pisany od 03-2018). |
Dziennik dwunasty (pisany po 06-2018). |