W naszej opinii nie ma co się w takich działaniach doszukiwać teorii konspiracyjnych. Po latach kontaktu z instytucjami nadzoru myślimy, że przyczyna jest trywialnie prosta - zaniechanie zwyczaju czytania akt sprawy i zastąpienie go przysłowiowym rozpoznaniem sprawy „na telefon”. W pełni rozumiemy, że nie tylko my zdołaliśmy skolekcjonować segregatory korespondencji i ale również każda instytucja nadzoru ma oddzielną półeczkę poświęconą naszej sprawie. Co więcej rozumiemy, że przedarcie się przez wygenerowane opary absurdu zajęłoby trochę czasu. Co więcej przyznajemy, że przedzwonienie do koleżanki/kolegi z niższej instancji i spytanie się o co chodzi wydaje się kuszące. Jednak jeżeli efektem tych zdawałoby się niewinnych działań jest uniemożliwianie przez prawie dekadę właścicielowi korzystania z nieruchomości i wystawianie dokumentów mogących w przeszłości posłużyć do pozbawienia go praw własności to nie powinno być wątpliwości, że takie działania powinny być uznane za ewidentne niedopełnienie obowiązków.
Skoro jednak żadna z instytucji nadzoru nie może dopatrzeć się nieprawidłowości w działaniach swoich pracowników - to musimy odłożyć nasze spekulacje na bok i potraktować wystawiane przez instytucje dokumenty dosłownie - czyli świadomie złożone oświadczenie, że w prowadzeniu spraw związanych z naszą nieruchomością nie ma żadnego naruszenia prawa. A to powoduje zagęszczenie się oparów absurdu unoszących się nad sprawą naszej nieruchomości do takiego poziomu, że wpędziłoby w kompleksy nawet Latający Cyrk Monty Pythona.
Bez względu bowiem na to jak oceniamy działania lokalnych instytucji - instytucje nadzoru okazały się całkowicie odporne na wszelkie dokumenty czy zawartość rejestrów Państwa Polskiego (w tym IIRP, PRL i IIIRP), traktując je jak (używając słownictwa lokalnych instytucji) "powielaną latami pomyłkę" lub "serię wadliwych rozstrzygnięć". Ponieważ instytucje nadzoru są również odporne na zeznania świadków i istniejąca w terenie sytuacje to wygląda to trochę tak jakby za "powielaną latami pomyłkę" czy "serię wadliwych rozstrzygnięć" uważano wszystkie okoliczności z całego okresu funkcjonowania administracji Państwa Polskiego.
Aby podkreślić absurd podejmowanych przez instytucje nadzoru działań wskazaliśmy, że w przypadku naszej nieruchomości „alternatywne” prawa do nieruchomości mogą się wywodzić co najwyżej z okresu okupacji III Rzeszy i mogłyby istnieć co najwyżej gdyby III RP była kontynuacja III Rzeszy. Instytucje nadzoru okazały się jednak i na to odporne.
Nie mamy zamiaru dłużej kłócić się z instytucjami nadzoru wskazując, że ich działania w sprawie nieruchomości przy ul K 53 w M nie wydają się prawidłowe. Wskazujemy tylko nieśmiało, że nie powinno być wątpliwości, że nie wynikają one bezpośrednio z zapisów obowiązujących ustaw. Jeżeli więc instytucje państwowe nie mogą dopatrzeć się w podejmowanych działaniach naruszenia prawa - to wskazują, że istnieją utrwalone „linie orzecznicze" umożliwiające takie zachowanie.
Innymi słowy od prawie dekady szereg instytucji nadzoru zamiast wyjaśnić jawnie o co chodzi z tym procesowaniem spraw dotyczących naszej nieruchomości z całkowitym pominięciem wszelkich dokumentów, rejestrów, zeznań świadków czy sytuacji istniejącej w terenie w okresie II RP, PRL o III RP - zaczęło wystawiać dokumenty o zdumiewającej treści. Z dokumentów tych wynika, że zafundowano nam „linie orzecznicze”, według których prawidłowym działaniem instytucji państwowych jest traktowanie Państwa Polskiego jako „wielokrotnie powielanej pomyłki” lub „serii wadliwych rozstrzygnięć” i uznawanie za wiążące informacji, które mogłyby odzwierciedlać sytuacją w terenie co najwyżej tylko przy założeniu, że III RP jest kontynuacją III Rzeszy (!).
Być może podsumowanie tego co instytucje nadzoru napoświadczały otrzeźwi je przynajmniej na tyle, by zażądać od instytucji lokalnych jakiegokolwiek dowodu na potwierdzenie przekazywanych „na telefon” informacji. Jeżeli tak się nie stanie - to już naprawdę nie tylko ręce, ale i nogi opadają
więcej