|
|
|
|
Pisząc o sprawach toczonych przed rejonową prokuraturą i sądem, chcąc nie chcąc, będziemy musieli sporo pisać o Pani Sąsiadce. Robimy to niechętnie bo gdy się relacjonuje z naszego punktu widzenia (jest to jedyny jaki znamy i mamy udokumentowany), Pani Sąsiadka wygląda na raczej krwiożerczą postać. Podejrzewamy jednak, że w jej opowieściach my wyglądalibyśmy podobnie. Według naszej wiedzy nie wynika to bynajmniej ze złośliwości jednej lub drugiej strony, ale z wytworzenia patologicznej sytuacji w której powstał sztucznie wygenerowany tzw "konflikt sąsiedzki" spowodowany tym, że każda ze stron konfliktu żyje w innej rzeczywistości prawnej, a instytucje państwowe w jeszcze innej (której zresztą, z jakiś powodów nie chcą oficjalnie ujawnić) . Winą za wytworzenie tej sytuacji bynajmniej nie winimy Pani Sąsiadki tylko instytucje państwowe, ze szczególnym uwzględnieniem struktur wymiaru sprawiedliwości. Szczególnie prokuratura i sąd są w zasadzie od tego aby wszystkie fakty ujawnić i uzgodnić w sposób jawny, a nie kreować za plecami osób zainteresowanych kolejną rzeczywistość nie kompatybilną z wersją żadnej ze stron "konfliktu". A już na pewno instytucje państwowe ( w tym struktury wymiaru sprawiedliwości) nie są od tego aby wystawiać dokumenty stwarzające iluzję, że wszyscy zainteresowani o ich wersji nie tylko wiedzą, ale się z nią nawet zgadzają bez podjęcia nawet próby konsultacji. Szereg przykładów takich działań umieściliśmy w opisach poszczególnych spraw (zarówno cywilnych jak i karnych).
Rzeczą o którą mamy tak naprawdę pretensję do Pani Sąsiadki jest to, że pomimo iż my machamy naszymi dokumentami na prawo i lewo ona nie pokazuje nic ponadto co istnieje w znanej nam rzeczywistości, a swoje roszczenia, znacznie przekraczające to co wynika ze znanych nam dokumentów stara się wywodzić z jakiś bliżej nie sprecyzowanych "zasad społecznych", "stosunków miedzyludzkich". Wygląda to trochę tak jakby żyła w czasach przed kodeksem Hamburabiego, gdy jedynym prawem były jakieś zwyczaje i zabobony. Trudno nam jednak uwierzyć, aby osoba z wyższym wykształceniem naprawdę wierzyła, ze posiadając 1/6 udziałów może narzucać swoją wolę bez żadnej dyskusji i żądać abyśmy nie tylko się jej podporządkowali, ale nawet oddali jej część naszej własności czy scedowali na nią część swoich praw. Ani sąd ani prokuratura nie przypomniały jej do tej pory, że czasy się zmieniły i nie może już żądać tego co jej się nie należy w rozumieniu obowiązujących ustaw. Co więcej uniewinniają ją konsekwentnie ze szkód czynionych w rzeczywistości prawnej jaką my znamy. Jednocześnie jednak odmawiają tego co w rozumieniu Pani Sąsiadki (i osób z nią związanych ) jej się należy.
Doprowadziło to nawet do super dziwacznej sytuacji, że w jakiś pokrętny sposób staliśmy się przez przypadek chyba jedynym obrońcą interesów pani Sąsiadki. Oczywiście w rzeczywistości prawnej jaką my znamy. Z dokumentów wystawianych przez instytucje państwowe wynika, ze nie uznają one istnienia ..... jej lokalu. Ma to dla niej oczywiste i poważne konsekwencje w szczególnie w czasach gdy mieszkania kupuje się na kredyt. Pomimo to ani Pani Sąsiadka ani jej prawnicy bynajmniej nie oprotestowują tych dokumentów. Robimy to my.
Pomimo usilnych prób nie jesteśmy w stanie nawiązać kontaktu z panią Sąsiadką, a tym samym dowiedzieć się tak "po sąsiedzku" co właściwie w swoim rozumieniu kupiła i dlaczego zachowuje się tak jakby żyła w innej rzeczywistości i co sprawia, że w nią wierzy. Najprawdopodobniej jej reakcja jest typowa dla wszystkich osób wkręconych w "konflikty sąsiedzkie" czy "rodzinne", których w miasteczku M** jest pewna ilość.......
Rzeczą o którą mamy tak naprawdę pretensję do Pani Sąsiadki jest to, że pomimo iż my machamy naszymi dokumentami na prawo i lewo ona nie pokazuje nic ponadto co istnieje w znanej nam rzeczywistości, a swoje roszczenia, znacznie przekraczające to co wynika ze znanych nam dokumentów stara się wywodzić z jakiś bliżej nie sprecyzowanych "zasad społecznych", "stosunków miedzyludzkich". Wygląda to trochę tak jakby żyła w czasach przed kodeksem Hamburabiego, gdy jedynym prawem były jakieś zwyczaje i zabobony. Trudno nam jednak uwierzyć, aby osoba z wyższym wykształceniem naprawdę wierzyła, ze posiadając 1/6 udziałów może narzucać swoją wolę bez żadnej dyskusji i żądać abyśmy nie tylko się jej podporządkowali, ale nawet oddali jej część naszej własności czy scedowali na nią część swoich praw. Ani sąd ani prokuratura nie przypomniały jej do tej pory, że czasy się zmieniły i nie może już żądać tego co jej się nie należy w rozumieniu obowiązujących ustaw. Co więcej uniewinniają ją konsekwentnie ze szkód czynionych w rzeczywistości prawnej jaką my znamy. Jednocześnie jednak odmawiają tego co w rozumieniu Pani Sąsiadki (i osób z nią związanych ) jej się należy.
Doprowadziło to nawet do super dziwacznej sytuacji, że w jakiś pokrętny sposób staliśmy się przez przypadek chyba jedynym obrońcą interesów pani Sąsiadki. Oczywiście w rzeczywistości prawnej jaką my znamy. Z dokumentów wystawianych przez instytucje państwowe wynika, ze nie uznają one istnienia ..... jej lokalu. Ma to dla niej oczywiste i poważne konsekwencje w szczególnie w czasach gdy mieszkania kupuje się na kredyt. Pomimo to ani Pani Sąsiadka ani jej prawnicy bynajmniej nie oprotestowują tych dokumentów. Robimy to my.
Pomimo usilnych prób nie jesteśmy w stanie nawiązać kontaktu z panią Sąsiadką, a tym samym dowiedzieć się tak "po sąsiedzku" co właściwie w swoim rozumieniu kupiła i dlaczego zachowuje się tak jakby żyła w innej rzeczywistości i co sprawia, że w nią wierzy. Najprawdopodobniej jej reakcja jest typowa dla wszystkich osób wkręconych w "konflikty sąsiedzkie" czy "rodzinne", których w miasteczku M** jest pewna ilość.......
Ocena wszystkich spraw związanych z wchodzeniem pani Sąsiadki do naszego pomieszczenia jest pochodna tego co rozumie się z praw przyrody. My osobiście twardo stoimy na stanowisku, że woda zamarza w temperaturze poniżej 0 stopni Celcjusza, a czad unosi się do góry i przy niesprawnej wentylacji jest jednak szkodliwy. Pani Sąsiadka, jak również nadzór budowlany, sąd i prokuratura zdają się jednak być innego zdania. Doprowadziło to do wysoce absurdalnej sytuacji w której my zapieraliśmy się (i nadal zapieramy) rekami i nogami aby Pani Sąsiadce krzywdy przypadkiem nie zrobić, a sama Pani Sąsiadka wspierana przez prawie wszelkie możliwe instytucje powiatu g** nie szczędzi wysiłku by nas do tego zmusić.
Z czasem zorientowaliśmy się, że nie jest to jednak żaden zamach na życie Pani Sąsiadki, ale wypadkowa nie uznawania praktycznie przez żadna instytucję istniejącego stanu faktycznego i prawnego. Bo nie oszukujmy się aby uznać, że z wentylacją jest coś nie tak trzeba zaakceptować, że budynek wygląda tak jak wygląda (i to od ponad 10 lat) a nie koncentrować się na udowodnieniu np rzekomego istnienia jakiś bliżej niesprecyzowanych prac budowlanych w 2010 roku.
Podobnie ze stanem prawnym. Aby uznać, że mamy nie tylko prawo, ale nawet obowiązek do utrzymywania nieruchomości w przyzwoitym (a przynajmniej zgodnym z normami) stanie, trzeba uznać, że mamy do niej prawa właścicielskie. W końcu nie daje się przypadkowemu przechodniowi prawa do remontowania nieruchomości tylko dlatego, że jest w złym stanie.
Ponieważ jednak żadne urojenia nie chcą "stać się ciałem", cała sprawa przyjęła naprawdę absurdalny obrót.
Najpierw nie pozwolono nam doprowadzić wentylacji do stanu zgodnego z normami. Wyłączyliśmy więc piec gazowy z otwarta komora spalania wychodząc z założenia, ze jeżeli coś się stanie to się przed żadnym sądem nie wybronimy z zarzutu "nieumyślnego spowodowania śmierci". Przed zima ostrzegaliśmy Panią Sąsiadkę, ze w razie silnych mrozów będziemy musieli zakręcić wodę doprowadzoną do budynku. Właściwie to nie mieliśmy nawet obowiązku jej ostrzegać. Cała legalna instalacja jest przeznaczona do obsługi naszych lokali więc teoretycznie nie musieliśmy się z panią Sąsiadka liczyć. Chcieliśmy być jednak grzeczni.
Przewidywaliśmy wszystko, ale nie to, że osoba z wyższym wykształceniem oświadczy, że jak woda płynie to nie zamarza toteż po zamknięciu przez nas dopływu wody była zmuszona wejść do naszej piwnicy (z asystą pana z licencją MSWiA i według jej oświadczenia po uzgodnieniu z policją), aby zapewnić jej przepływ. Efekt był łatwy do przewidzenia, bowiem teoria lansowana przez panią Sąsiadkę o tym, że płynąca woda nie zamarza nie chciała się jakoś zmaterializować w praktyce, co miało pewne konsekwencje dla wszelkich instalacji do których wodę postanowiono napuścić.
Zrobił się z tego dysput na najwyższym akademickim poziomie bowiem o ile my twierdzimy, ze instalacje szlag trafił, bo została napełniona wodą, to Pani Sąsiadka upiera się, ze dewastacja nastąpiła, bo woda nie mogła w niej płynąć (czyli dlatego, ze opróżniliśmy ja z wody). Myśleliśmy, ze absurd sięgnął zenitu. Jednak był to dopiero początek.
Z czasem zorientowaliśmy się, że nie jest to jednak żaden zamach na życie Pani Sąsiadki, ale wypadkowa nie uznawania praktycznie przez żadna instytucję istniejącego stanu faktycznego i prawnego. Bo nie oszukujmy się aby uznać, że z wentylacją jest coś nie tak trzeba zaakceptować, że budynek wygląda tak jak wygląda (i to od ponad 10 lat) a nie koncentrować się na udowodnieniu np rzekomego istnienia jakiś bliżej niesprecyzowanych prac budowlanych w 2010 roku.
Podobnie ze stanem prawnym. Aby uznać, że mamy nie tylko prawo, ale nawet obowiązek do utrzymywania nieruchomości w przyzwoitym (a przynajmniej zgodnym z normami) stanie, trzeba uznać, że mamy do niej prawa właścicielskie. W końcu nie daje się przypadkowemu przechodniowi prawa do remontowania nieruchomości tylko dlatego, że jest w złym stanie.
Ponieważ jednak żadne urojenia nie chcą "stać się ciałem", cała sprawa przyjęła naprawdę absurdalny obrót.
Najpierw nie pozwolono nam doprowadzić wentylacji do stanu zgodnego z normami. Wyłączyliśmy więc piec gazowy z otwarta komora spalania wychodząc z założenia, ze jeżeli coś się stanie to się przed żadnym sądem nie wybronimy z zarzutu "nieumyślnego spowodowania śmierci". Przed zima ostrzegaliśmy Panią Sąsiadkę, ze w razie silnych mrozów będziemy musieli zakręcić wodę doprowadzoną do budynku. Właściwie to nie mieliśmy nawet obowiązku jej ostrzegać. Cała legalna instalacja jest przeznaczona do obsługi naszych lokali więc teoretycznie nie musieliśmy się z panią Sąsiadka liczyć. Chcieliśmy być jednak grzeczni.
Przewidywaliśmy wszystko, ale nie to, że osoba z wyższym wykształceniem oświadczy, że jak woda płynie to nie zamarza toteż po zamknięciu przez nas dopływu wody była zmuszona wejść do naszej piwnicy (z asystą pana z licencją MSWiA i według jej oświadczenia po uzgodnieniu z policją), aby zapewnić jej przepływ. Efekt był łatwy do przewidzenia, bowiem teoria lansowana przez panią Sąsiadkę o tym, że płynąca woda nie zamarza nie chciała się jakoś zmaterializować w praktyce, co miało pewne konsekwencje dla wszelkich instalacji do których wodę postanowiono napuścić.
Zrobił się z tego dysput na najwyższym akademickim poziomie bowiem o ile my twierdzimy, ze instalacje szlag trafił, bo została napełniona wodą, to Pani Sąsiadka upiera się, ze dewastacja nastąpiła, bo woda nie mogła w niej płynąć (czyli dlatego, ze opróżniliśmy ja z wody). Myśleliśmy, ze absurd sięgnął zenitu. Jednak był to dopiero początek.
1. Sprawa o kradzież zamka (II W 149/12)
Jak dla nas gdy ktoś wchodzi do cudzego pomieszczenia po to by napełnić wodą instalację w nieogrzewanym pomieszczeniu w temp minus 20 stopni to sytuacja jest ewidentna. Jednak instytucje państwowe miały na ten temat swoje nieco odmienne zdanie. Najpierw wprawiły nas w osłupienie twierdząc, że jedyna nieprawidłowością jaka widzą jest kradzież zamka. Ponieważ pani Sąsiadka zamek na policje oddała, chciano nam go zwrócić i w ten sposób zamknąć sprawę. Nie dopatrzywszy się wielkiej szkodliwości społecznej nawet w tym, że ktoś sobie hobbystycznie wyjmuje zamki z drzwi prowadzących do cudzych pomieszczeń i wstawia w nie własne.
Takie podejście do sprawy niewątpliwie trzeba uznać za wygodne, bowiem nie wymagało ono ustalania do kogo należy nieruchomość, czy posadowiony na niej budynek, czy pomieszczenie do którego się włamano, czy instalacja, której demolka była ewidentna czy nawet drzwi z których zamek wymontowano. Natomiast to ze zamek należał do nas - wszyscy łaskawi byli jednak uznać. Postawiliśmy się jednak i odmówiliśmy przyjęcia zamka z powrotem. Sprawa wylądowała w Sądzie, który początkowo zgodził się z tym, że Panią Sąsiadkę należy ukarać. Pani Sąsiadka złożyła odwołanie i rozpoczął się prawdziwy cyrk. W czasie rozprawy nie tylko Pani Sąsiadka, ale również wszyscy świadkowie potwierdzili, że istotnie uznali za dobry pomysł wchodzenie do naszego pomieszczenia (mając pełną świadomość, że należy do nas) w celu odkręcenia wody w temperaturze ok minus 20 stopni. Co więcej wszyscy zdawali się być przekonani do tego, że maja takie prawo.
Najwyraźniej z wdzięczności za taką szczerość sąd postanowił w swoich ustaleniach oprzeć się na zeznaniach Pani Sąsiadki i osób z nią współdziałających. Na tej właśnie podstawie ustalił, że w pomieszczeniu za drzwiami z których wymontowano zamek znajduje się zarówno instalacja pani Sąsiadki jak i wspólna instalacja. Zapomniał jednak powiedzieć, ze ta pierwsza zdaje się być nielegalna, a ta druga jest nasza wyłączna własnością. Łaskawie potwierdził, że się z tą oceną zgadzamy (wysoki sąd musiał się chyba przesłyszeć). Ustalił również, ze nasze zeznania w kwestii zdarzeń poprzedzających są niewiarygodne, bo związek pomiędzy mrozem, niesprawną wentylacją, a zakręceniem wody uznał za rozumowanie niespójne. Po tym incydencie zaczynamy mieć wątpliwości co do tego czy mianowanie na sędziego powinno się dawać osobom, które miały problem z maturą z fizyki.
Po uwiarygodnieniu istnienia alternatywnej rzeczywistości sędzia uznał, że należy Panią Sąsiadkę uniewinnić, bo.... nie miała intencji przywłaszczenia zamka. Oczywiście, że nie miała. Ciekawe czy sędzia również uniewinniłby kogoś kto wymontowawszy zamek z drzwi prowadzących do jego mieszkania odstawił w nim kompletną demolkę, a następnie zwróciłby mu zamek, którego kraść nigdy nie zamierzał. Bo niby po co.
Sprawę własności "ćwoczej nieruchomości" sędzia rozwiązał z równie wielka gracją. Rzekomo na podstawie zeznań i jakiegoś szkicu uznał, ze mamy lokale i "odpowiednio części wspólne". Zaczynamy więc mieć poważne wątpliwości co do tego czy sędziów Sądu Rejonowego w ogóle przeszkolono na okoliczność istnienia czegoś takiego jak księgi wieczyste.....
Jak dla nas gdy ktoś wchodzi do cudzego pomieszczenia po to by napełnić wodą instalację w nieogrzewanym pomieszczeniu w temp minus 20 stopni to sytuacja jest ewidentna. Jednak instytucje państwowe miały na ten temat swoje nieco odmienne zdanie. Najpierw wprawiły nas w osłupienie twierdząc, że jedyna nieprawidłowością jaka widzą jest kradzież zamka. Ponieważ pani Sąsiadka zamek na policje oddała, chciano nam go zwrócić i w ten sposób zamknąć sprawę. Nie dopatrzywszy się wielkiej szkodliwości społecznej nawet w tym, że ktoś sobie hobbystycznie wyjmuje zamki z drzwi prowadzących do cudzych pomieszczeń i wstawia w nie własne.
Takie podejście do sprawy niewątpliwie trzeba uznać za wygodne, bowiem nie wymagało ono ustalania do kogo należy nieruchomość, czy posadowiony na niej budynek, czy pomieszczenie do którego się włamano, czy instalacja, której demolka była ewidentna czy nawet drzwi z których zamek wymontowano. Natomiast to ze zamek należał do nas - wszyscy łaskawi byli jednak uznać. Postawiliśmy się jednak i odmówiliśmy przyjęcia zamka z powrotem. Sprawa wylądowała w Sądzie, który początkowo zgodził się z tym, że Panią Sąsiadkę należy ukarać. Pani Sąsiadka złożyła odwołanie i rozpoczął się prawdziwy cyrk. W czasie rozprawy nie tylko Pani Sąsiadka, ale również wszyscy świadkowie potwierdzili, że istotnie uznali za dobry pomysł wchodzenie do naszego pomieszczenia (mając pełną świadomość, że należy do nas) w celu odkręcenia wody w temperaturze ok minus 20 stopni. Co więcej wszyscy zdawali się być przekonani do tego, że maja takie prawo.
Najwyraźniej z wdzięczności za taką szczerość sąd postanowił w swoich ustaleniach oprzeć się na zeznaniach Pani Sąsiadki i osób z nią współdziałających. Na tej właśnie podstawie ustalił, że w pomieszczeniu za drzwiami z których wymontowano zamek znajduje się zarówno instalacja pani Sąsiadki jak i wspólna instalacja. Zapomniał jednak powiedzieć, ze ta pierwsza zdaje się być nielegalna, a ta druga jest nasza wyłączna własnością. Łaskawie potwierdził, że się z tą oceną zgadzamy (wysoki sąd musiał się chyba przesłyszeć). Ustalił również, ze nasze zeznania w kwestii zdarzeń poprzedzających są niewiarygodne, bo związek pomiędzy mrozem, niesprawną wentylacją, a zakręceniem wody uznał za rozumowanie niespójne. Po tym incydencie zaczynamy mieć wątpliwości co do tego czy mianowanie na sędziego powinno się dawać osobom, które miały problem z maturą z fizyki.
Po uwiarygodnieniu istnienia alternatywnej rzeczywistości sędzia uznał, że należy Panią Sąsiadkę uniewinnić, bo.... nie miała intencji przywłaszczenia zamka. Oczywiście, że nie miała. Ciekawe czy sędzia również uniewinniłby kogoś kto wymontowawszy zamek z drzwi prowadzących do jego mieszkania odstawił w nim kompletną demolkę, a następnie zwróciłby mu zamek, którego kraść nigdy nie zamierzał. Bo niby po co.
Sprawę własności "ćwoczej nieruchomości" sędzia rozwiązał z równie wielka gracją. Rzekomo na podstawie zeznań i jakiegoś szkicu uznał, ze mamy lokale i "odpowiednio części wspólne". Zaczynamy więc mieć poważne wątpliwości co do tego czy sędziów Sądu Rejonowego w ogóle przeszkolono na okoliczność istnienia czegoś takiego jak księgi wieczyste.....
2. Sprawy o włamanie - Sprawa I (2 Ds 191/12 - II Kp 134/12)
Mamy nieodparte wrażenie, ze powodem do wszczęcia postępowania przez prokuraturę nie było bynajmniej plątanie się po naszym pomieszczeniu osób nieuprawnionych, lecz zalanie wszystkich skargami i przekonanie, że jak nie zbadają sprawy, to się nie odczepimy.
Prokuratura Rejonowa postępowanie więc wszczęła, zbadała, odmówiła wszczęcia dochodzenia, a w uzasadnieniu napisała co wiedziała. Dając przy okazji dowód, że ustaleń w tej instytucji nie dokonuje si bynajmniej na podstawie istniejących w przyrodzie faktów i wiarygodnych dokumentów, tylko ..... No właśnie dokładnie nie wiemy czego, bo prokuratura nie ma chyba zwyczaju pisać na podstawie czego swoje ustalenia poczyniła. W każdym razie z tego co Prokuratura Rejonowa napisała wcale nie wynika, że procesując sprawę posługuje się czymś więcej niż szeptanymi do ucha plotkami usłyszanymi od pan Luci/Krysi/Mili/Wandzi (wybór imion przypadkowy), które z rzeczywistością wcale nie muszą mieć wiele wspólnego. Oby nie być gołosłownym.
1. Prokuratura ustala stan prawny nieruchomości.
" Jak wynika z zawiadomienia o przestępstwie złożonym przez (ćwoka), jest ona współwłaścicielką nieruchomości w M** przy ul. K** S3. Część - 1/6 nieruchomości wspólnej należy do (pani Sąsiadki)"
Czyżby poza naszymi wypowiedziami prokuratura nie miała innych źródeł informacji o stanie prawnym nieruchomości? Ale jeżeli tak to na podstawie jakich informacji i od kogo uzyskanych je ocenzurowano, bo my may zwyczaj podawania dokładnie co do nas należy i numery ksiąg wieczystych z których zapisów to wynika.
2. Prokuratura bada okoliczności zdarzenia
"(ćwok) zeznała, ze w wymienionym okresie doszło do "czterech „włamań" do jej piwnicy, o które podejrzewa (panią Sąsiadkę). wg (ćwoka) „włamania" polegały na wymontowaniu zamka w drzwiach, zerwaniu plomb z drzwi, przeróbkach Instalacji wodociągowej, odkręcaniu instalacji wodociągowej"
Jak rozumiemy jesteśmy jedynym źródłem informacji o zdarzeniu jakim Prokuratura jest się gotowa posłużyć. Tylko znowu skąd ta cenzura? Bo my nic nie wiemy o "przeróbkach instalacji" wiemy natomiast o jej dewastacji, a aktu wejścia do naszych pomieszczeń bez pozwolenia nie uważamy za "włamanie" w cudzysłowie.
3 prokuratura podaje okoliczności mające związek ze sprawą.
"Jak ustalono, od dłuższego czasu między współwłaścicielkami nieruchomości trwa konflikt, głównie na tle zarządu nieruchomością. (Ćwok) składa liczne zawiadomienia o przestępstwie dotyczące (Pani Sąsiadki). W tutejszej prokuraturze toczyły się Już postępowania 2 Ds. 1113/10 oraz 2 Ds. 1466/11 dotyczące skarg (ćwoka) m In na (Panią Sąsiadkę), która zdaniem zawiadamiającej uniemożliwia utrzymanie budynku w należytym stanie i nie wyraża zgody na dokonanie remontu budynku. Obie sprawy zostały prawomocnie zakończone odmową wszczęcia postępowania karnego. Analiza materiałów tych postępowań wskazuje, że spór jaki toczą (ćwok) i (Pani Sąsiadka) ma charakter cywilny, lak ustalono toczy się postępowanie cywilne I C 77/11 w Sądzie Rejonowym w G***. Mimo to, w trakcie trwania sporu obie strony konfliktu utrudniają sobie możliwość korzystania ze wspólnej nieruchomość.
Wynika to także z zawiadomienia o przestępstwie jakie złożyła i (Pani Sąsiadka) w Prokuraturze Rejonowej w G***, oskarżając (ćwoka) o zakręcanie zaworu z wodą ł uniemożliwianie dostępu do niego [ 2 Ds. 241/12] Na tym tle z obu stron dochodzi do eskalacji zachowań polegających na utrudnianiu sobie wzajemnie korzystania ze wspólnego budynku."
Pomijając prawdziwość powyższych "ustaleń" i ich fragmentaryczność, to konia z rzędem temu kto powie jaki to ma związek ze sprawą, Czyżby generowanie konfliktu poprzez przypisywanie większych praw Pani Sąsiadce niż tych, które wynikają z dokumentów, które można nam pokazać dawało jej prawo do buszowania po pomieszczeniach będących w naszym władaniu (już nie mówiąc o tym, ze będących nasza własnością). Pani Prokurator, a może by tak wykorzystać ten patent aby dostać się do Pani domu i porobić trochę bałaganu? Nie będzie Pani uważała, że jest to sprzeczne z prawem, prawda?
A może Pani Prokurator wierzy, że cytowane przez nią informacje są dowodem, ze w miejscu ćwoczej nieruchomości znajduje się coś innego, bo w końcu w oparciu o takie założenie procesowane są wszystkie wymienione przez nią sprawy? Ale jeżeli tak to sposób dokonywania "ustaleń" przez prokuraturę zaczyna wyglądać naprawdę interesująco......
4. Prokuratura interpretuje art 193 kk i wymyśla instalację
" Zdarzenia te nie wyczerpują również znamion czynu określonego w art. 193 kk, dla którego zaistnienia z kolei konieczne jest wdarcie się do pomieszczenia zajmowanego wyłącznie przez pokrzywdzonego. W niniejszej sprawie.piwnica z której drzwi usunięto zamki, prowadzi do instalacji wodnej a więc urządzeń, do których obie strony konfliktu powinny mieć dostęp. Dlatego, w tej sprawie należy uznać iż nie doszło do naruszenia miru domowego określonego w art. 193 kk i należało odmówić wszczęcia postępowania karnego."
Po pierwsze jeżeli pomieszczenie jest w czyimś władaniu (nie mówiąc już o własności i władaniu) to nieautoryzowane wejście do niego jest uznawane za czyn zabroniony bez względu na to co się tam znajduje. Po drugie prosimy o chociaż malutki kawałeczek dowodu, ze ten, kto zapewnił o istnieniu w naszej piwnicy czegoś do czego Pani Sąsiadka ma legalnie prawo nie zrobił Pani Prokurator w pospolita trąbę.......
Sprawę próbowaliśmy życzliwie wyjaśnić wnosząc o wytłumaczenie dlaczego wdarcie się do naszego pomieszczenia nie jest przestępstwem, chociaż według zapisów i orzecznictwa jest. Otrzymaliśmy odpowiedź, którą cytujemy w całości.
"W nawiązaniu do Pani pisma z dnia 26.03.2012 [data wpływu do prokuratury 26.03.2012 ] informuję, że postanowienie o odmowie wszczęcia postępowania z dnia 29 02 2012 sygn akt 2 Ds. 191/12 zawiera podstawy prawne rozstrzygnięcia. Przedmiotowe pismo jak również pismo z dnia 13.03.2012 [[ data wpływu do prokuratury 26.03.2012 ] zostały włączone do akt sprawy 2 Ds. 191/12 i wraz z pozostałym materiałem dowodowym będą one przedmiotem rozstrzygnięcia sądu w trakcie rozpoznawania zażalenia."
W każdym bądź razie był to jedyny raz kiedy sędzia Sądu Rejonowego przeprocesował sprawę prawidłowo, czyli w oparciu o założenie, ze na miejscu ćwoczej nieruchomości znajduje się to co się tam naprawdę znajduje (i jest ujawnione w księgach wieczystych) i sprawa wróciła do Prokuratury, kończąc pierwszą część odysei ......
Mamy nieodparte wrażenie, ze powodem do wszczęcia postępowania przez prokuraturę nie było bynajmniej plątanie się po naszym pomieszczeniu osób nieuprawnionych, lecz zalanie wszystkich skargami i przekonanie, że jak nie zbadają sprawy, to się nie odczepimy.
Prokuratura Rejonowa postępowanie więc wszczęła, zbadała, odmówiła wszczęcia dochodzenia, a w uzasadnieniu napisała co wiedziała. Dając przy okazji dowód, że ustaleń w tej instytucji nie dokonuje si bynajmniej na podstawie istniejących w przyrodzie faktów i wiarygodnych dokumentów, tylko ..... No właśnie dokładnie nie wiemy czego, bo prokuratura nie ma chyba zwyczaju pisać na podstawie czego swoje ustalenia poczyniła. W każdym razie z tego co Prokuratura Rejonowa napisała wcale nie wynika, że procesując sprawę posługuje się czymś więcej niż szeptanymi do ucha plotkami usłyszanymi od pan Luci/Krysi/Mili/Wandzi (wybór imion przypadkowy), które z rzeczywistością wcale nie muszą mieć wiele wspólnego. Oby nie być gołosłownym.
1. Prokuratura ustala stan prawny nieruchomości.
" Jak wynika z zawiadomienia o przestępstwie złożonym przez (ćwoka), jest ona współwłaścicielką nieruchomości w M** przy ul. K** S3. Część - 1/6 nieruchomości wspólnej należy do (pani Sąsiadki)"
Czyżby poza naszymi wypowiedziami prokuratura nie miała innych źródeł informacji o stanie prawnym nieruchomości? Ale jeżeli tak to na podstawie jakich informacji i od kogo uzyskanych je ocenzurowano, bo my may zwyczaj podawania dokładnie co do nas należy i numery ksiąg wieczystych z których zapisów to wynika.
2. Prokuratura bada okoliczności zdarzenia
"(ćwok) zeznała, ze w wymienionym okresie doszło do "czterech „włamań" do jej piwnicy, o które podejrzewa (panią Sąsiadkę). wg (ćwoka) „włamania" polegały na wymontowaniu zamka w drzwiach, zerwaniu plomb z drzwi, przeróbkach Instalacji wodociągowej, odkręcaniu instalacji wodociągowej"
Jak rozumiemy jesteśmy jedynym źródłem informacji o zdarzeniu jakim Prokuratura jest się gotowa posłużyć. Tylko znowu skąd ta cenzura? Bo my nic nie wiemy o "przeróbkach instalacji" wiemy natomiast o jej dewastacji, a aktu wejścia do naszych pomieszczeń bez pozwolenia nie uważamy za "włamanie" w cudzysłowie.
3 prokuratura podaje okoliczności mające związek ze sprawą.
"Jak ustalono, od dłuższego czasu między współwłaścicielkami nieruchomości trwa konflikt, głównie na tle zarządu nieruchomością. (Ćwok) składa liczne zawiadomienia o przestępstwie dotyczące (Pani Sąsiadki). W tutejszej prokuraturze toczyły się Już postępowania 2 Ds. 1113/10 oraz 2 Ds. 1466/11 dotyczące skarg (ćwoka) m In na (Panią Sąsiadkę), która zdaniem zawiadamiającej uniemożliwia utrzymanie budynku w należytym stanie i nie wyraża zgody na dokonanie remontu budynku. Obie sprawy zostały prawomocnie zakończone odmową wszczęcia postępowania karnego. Analiza materiałów tych postępowań wskazuje, że spór jaki toczą (ćwok) i (Pani Sąsiadka) ma charakter cywilny, lak ustalono toczy się postępowanie cywilne I C 77/11 w Sądzie Rejonowym w G***. Mimo to, w trakcie trwania sporu obie strony konfliktu utrudniają sobie możliwość korzystania ze wspólnej nieruchomość.
Wynika to także z zawiadomienia o przestępstwie jakie złożyła i (Pani Sąsiadka) w Prokuraturze Rejonowej w G***, oskarżając (ćwoka) o zakręcanie zaworu z wodą ł uniemożliwianie dostępu do niego [ 2 Ds. 241/12] Na tym tle z obu stron dochodzi do eskalacji zachowań polegających na utrudnianiu sobie wzajemnie korzystania ze wspólnego budynku."
Pomijając prawdziwość powyższych "ustaleń" i ich fragmentaryczność, to konia z rzędem temu kto powie jaki to ma związek ze sprawą, Czyżby generowanie konfliktu poprzez przypisywanie większych praw Pani Sąsiadce niż tych, które wynikają z dokumentów, które można nam pokazać dawało jej prawo do buszowania po pomieszczeniach będących w naszym władaniu (już nie mówiąc o tym, ze będących nasza własnością). Pani Prokurator, a może by tak wykorzystać ten patent aby dostać się do Pani domu i porobić trochę bałaganu? Nie będzie Pani uważała, że jest to sprzeczne z prawem, prawda?
A może Pani Prokurator wierzy, że cytowane przez nią informacje są dowodem, ze w miejscu ćwoczej nieruchomości znajduje się coś innego, bo w końcu w oparciu o takie założenie procesowane są wszystkie wymienione przez nią sprawy? Ale jeżeli tak to sposób dokonywania "ustaleń" przez prokuraturę zaczyna wyglądać naprawdę interesująco......
4. Prokuratura interpretuje art 193 kk i wymyśla instalację
" Zdarzenia te nie wyczerpują również znamion czynu określonego w art. 193 kk, dla którego zaistnienia z kolei konieczne jest wdarcie się do pomieszczenia zajmowanego wyłącznie przez pokrzywdzonego. W niniejszej sprawie.piwnica z której drzwi usunięto zamki, prowadzi do instalacji wodnej a więc urządzeń, do których obie strony konfliktu powinny mieć dostęp. Dlatego, w tej sprawie należy uznać iż nie doszło do naruszenia miru domowego określonego w art. 193 kk i należało odmówić wszczęcia postępowania karnego."
Po pierwsze jeżeli pomieszczenie jest w czyimś władaniu (nie mówiąc już o własności i władaniu) to nieautoryzowane wejście do niego jest uznawane za czyn zabroniony bez względu na to co się tam znajduje. Po drugie prosimy o chociaż malutki kawałeczek dowodu, ze ten, kto zapewnił o istnieniu w naszej piwnicy czegoś do czego Pani Sąsiadka ma legalnie prawo nie zrobił Pani Prokurator w pospolita trąbę.......
Sprawę próbowaliśmy życzliwie wyjaśnić wnosząc o wytłumaczenie dlaczego wdarcie się do naszego pomieszczenia nie jest przestępstwem, chociaż według zapisów i orzecznictwa jest. Otrzymaliśmy odpowiedź, którą cytujemy w całości.
"W nawiązaniu do Pani pisma z dnia 26.03.2012 [data wpływu do prokuratury 26.03.2012 ] informuję, że postanowienie o odmowie wszczęcia postępowania z dnia 29 02 2012 sygn akt 2 Ds. 191/12 zawiera podstawy prawne rozstrzygnięcia. Przedmiotowe pismo jak również pismo z dnia 13.03.2012 [[ data wpływu do prokuratury 26.03.2012 ] zostały włączone do akt sprawy 2 Ds. 191/12 i wraz z pozostałym materiałem dowodowym będą one przedmiotem rozstrzygnięcia sądu w trakcie rozpoznawania zażalenia."
W każdym bądź razie był to jedyny raz kiedy sędzia Sądu Rejonowego przeprocesował sprawę prawidłowo, czyli w oparciu o założenie, ze na miejscu ćwoczej nieruchomości znajduje się to co się tam naprawdę znajduje (i jest ujawnione w księgach wieczystych) i sprawa wróciła do Prokuratury, kończąc pierwszą część odysei ......
3. Sprawy o włamanie - Sprawa II (2 Ds 704/12 - II K 1197)
Procesowanie po raz pierwszy sprawy włamań przez Prokuraturę Rejonową pozostawiło w nas wrażenie, ze Prokuratura po prostu dokumentów nie czyta opierając się w swoich ustaleniach na jakiś informacjach (żeby nie powiedzieć plotkach), których prawdziwości nie próbuje nawet wykazać a tym bardziej dołączyć dowodu ich wiarygodności do akt sprawy. Przy procesowaniu sprawy włamań po raz drugi nie mogliśmy się oprzeć natomiast wrażeniu, że Prokuratura Rejonowa się dokumentów i materiałów dowodowych po prostu boi.
Wrażenie to zaczęło w nas kiełkować gdy dostaliśmy postanowienie o oddaleniu wniosku dowodowego o następującej treści
"Prokuratura Rejonowa w G*** prowadzi postępowanie 2 Ds 704/12 w sprawie wdarcia się przez (Panią Sąsiadkę) do pomieszczeń gospodarczych (ćwoka). W dniu 15.06.20II r pokrzywdzona zgłosiła wnioski dowodowe o dopuszczenie dowodu z dokumentacji bankowej ING oraz protokołu kontroli ***j Spółki Gazownictwa oraz dokumentacji technicznej Zakładu Wodociągów i Kanalizacji. Wnioski te zasługują na oddalenie albowiem okoliczności podane we wniosku nic mają znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy. Wobec powyższego postanowiono jak na wstępie."
Hmm... zastanówmy się. Na rzekomym istnieniu w naszej piwnicy legalnej instalacji wodociągowej należącej do Pani Sąsiadki opiera się nie dopatrywanie się naruszenia prawa w jej wchodzeniu do naszego pomieszczenia. Dlaczego więc Prokuratura nie chciała wsiąść z Zakładu Wodociągów i Kanalizacji dokumentacji. Czyżby doskonale wiedziała, ze instalacji należącej do Pani Sąsiadki tam nie znajdzie?. Spółka Gazownicza ma doskonale udokumentowane władanie nieruchomością przez naszych (czyli ćwoków) poprzedników prawnych. Podpisywane umowy sięgają co najmniej kilkunastu lat. Mają też dokumenty, które jednoznacznie wskazują kto ma instalację gazową i dokładny opis jej badania. Pokazuje, to, że nie jest możliwe zakwestionowanie naszych praw własności. Chyba że na drodze ewidentnego przestępstwa. Ma to zasadniczy wpływ na ustalenie stanu prawnego nieruchomości, szczególnie w przypadku istnienia jakiś potencjalnych wątpliwości, Dlaczego więc Prokuratura Rejonowa nie chciała tej dokumentacji? Czyżby się bała, ze nie potwierdzi ona wersji rzeczywistości w której wchodzenie Pani Sąsiadki do naszej piwnicy nie jest bynajmniej niewinnym dziwactwem? Dokumenty z banku o które wnosiliśmy pokazywały natomiast, że nasza rzeczywistość nie tylko istnieje, ale jest nawet obkredytowana.....
Prokuratura Rejonowa tak się bała mieć w aktach sprawy czegokolwiek co dokumentowałoby istniejący stan faktyczny i prawny,, ze umorzyła częściowo postępowanie w kwestii, która miała zasadnicze znaczenie dla sprawy. Pokazywała bowiem, że włamania były tylko konsekwentną częścią zdarzeń, których początkiem było to, że Pani Sąsiadka uparła się aby utrzymywać dom w stanie w którym niebezpieczne jest nie tylko mieszkanie w nim, ale nawet jego ogrzewanie.... Ponadto przeprocesowanie tej części sprawy w sposób należny oznaczałoby również dołączenie do akt sprawy całej dokumentacji pokazującej nie tylko stan faktyczny ale również wskazującej, ze większością nieruchomości władamy od 2006 roku, i że kupiliśmy nieruchomości od właścicieli, którzy nią również władali. A mamy coraz większe wrażenie, ze takich dokumentów Prokuratura boi się na równi z księgami wieczystymi.
Efektem tej ekwilibrystyki było wystawienie wniosku o warunkowe umorzenie postępowania karnego w którym nawet nie usiłowano ustalić stanu prawnego czy faktycznego nieruchomości ograniczając się do stwierdzenie, że pomieszczenie do którego sprawczyni weszła bez pozwolenia (czego zresztą wcale nie ukrywa) znajdowało się "w dyspozycji" ofiary zdarzeń (czyli ćwoków), a Pani Sąsiadka jest osobą "bez majątku". O ile "w dyspozycji" można jeszcze od biedy wytłumaczyć taką niekompetencja, ze aż kwiczy, o tyle "bez majątku" nie może współistnieć z zapisami ksiąg wieczystych. Czyżby Prokuratura podobnie jak Sąd Rejonowy wierzyła, ze księgi wieczyste, które zawsze odzwierciedlały i odzwierciedlają istniejąca rzeczywistość są wadliwe i na miejscu ćwoczej nieruchomości znajduje się coś czego nigdy tam nie było? Tylko jak się ma do tej wiary konsekwentne ignorowanie i odmowa przyjmowania do materiału dowodowego tego co udokumentuje stan faktyczny? Czy jest możliwe aby ktoś kto naprawdę wierzy, ze na miejscu ćwoczej nieruchomości jest coś innego panikował na widok każdego dokumentu, który potwierdza, że się jednak myli?
Podobne wątpliwości zaczęliśmy mieć w stosunku do Sądu Rejonowego w G**, który pomimo iż wskazaliśmy wszystkie wątpliwości co do "ustaleń" Prokuratury postanowił udowodnić, że wierzy w istnienie innej rzeczywistości (tej na którą żadnych dokumentów nie może pokazać) mocniej niż prokuratura i panią Sąsiadkę po prostu uniewinnił.....
W naszej rzeczywistości (czyli tej, którą można sobie obejrzeć i znaleźć w księgach wieczystych, ewidencjach, aktach notarialnych etc) oznacza to, ze można sobie wchodzić do cudzych pomieszczeń i dewastować to co się w nich znajduje, jeżeli myślimy, że znajduje się w nich coś co do nas należy, ale na czego potwierdzenie nie ma żadnych dowodów. Przynajmniej takich, które można pokazać. Pytanie w jakiej rzeczywistości żyją prokuratorzy i sędziowie. Oraz dlaczego nie przeszkadza im, ze nie potwierdza jej istnienia jakikolwiek dokument, o którego istnieniu mogliby nas poinformować..
Procesowanie po raz pierwszy sprawy włamań przez Prokuraturę Rejonową pozostawiło w nas wrażenie, ze Prokuratura po prostu dokumentów nie czyta opierając się w swoich ustaleniach na jakiś informacjach (żeby nie powiedzieć plotkach), których prawdziwości nie próbuje nawet wykazać a tym bardziej dołączyć dowodu ich wiarygodności do akt sprawy. Przy procesowaniu sprawy włamań po raz drugi nie mogliśmy się oprzeć natomiast wrażeniu, że Prokuratura Rejonowa się dokumentów i materiałów dowodowych po prostu boi.
Wrażenie to zaczęło w nas kiełkować gdy dostaliśmy postanowienie o oddaleniu wniosku dowodowego o następującej treści
"Prokuratura Rejonowa w G*** prowadzi postępowanie 2 Ds 704/12 w sprawie wdarcia się przez (Panią Sąsiadkę) do pomieszczeń gospodarczych (ćwoka). W dniu 15.06.20II r pokrzywdzona zgłosiła wnioski dowodowe o dopuszczenie dowodu z dokumentacji bankowej ING oraz protokołu kontroli ***j Spółki Gazownictwa oraz dokumentacji technicznej Zakładu Wodociągów i Kanalizacji. Wnioski te zasługują na oddalenie albowiem okoliczności podane we wniosku nic mają znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy. Wobec powyższego postanowiono jak na wstępie."
Hmm... zastanówmy się. Na rzekomym istnieniu w naszej piwnicy legalnej instalacji wodociągowej należącej do Pani Sąsiadki opiera się nie dopatrywanie się naruszenia prawa w jej wchodzeniu do naszego pomieszczenia. Dlaczego więc Prokuratura nie chciała wsiąść z Zakładu Wodociągów i Kanalizacji dokumentacji. Czyżby doskonale wiedziała, ze instalacji należącej do Pani Sąsiadki tam nie znajdzie?. Spółka Gazownicza ma doskonale udokumentowane władanie nieruchomością przez naszych (czyli ćwoków) poprzedników prawnych. Podpisywane umowy sięgają co najmniej kilkunastu lat. Mają też dokumenty, które jednoznacznie wskazują kto ma instalację gazową i dokładny opis jej badania. Pokazuje, to, że nie jest możliwe zakwestionowanie naszych praw własności. Chyba że na drodze ewidentnego przestępstwa. Ma to zasadniczy wpływ na ustalenie stanu prawnego nieruchomości, szczególnie w przypadku istnienia jakiś potencjalnych wątpliwości, Dlaczego więc Prokuratura Rejonowa nie chciała tej dokumentacji? Czyżby się bała, ze nie potwierdzi ona wersji rzeczywistości w której wchodzenie Pani Sąsiadki do naszej piwnicy nie jest bynajmniej niewinnym dziwactwem? Dokumenty z banku o które wnosiliśmy pokazywały natomiast, że nasza rzeczywistość nie tylko istnieje, ale jest nawet obkredytowana.....
Prokuratura Rejonowa tak się bała mieć w aktach sprawy czegokolwiek co dokumentowałoby istniejący stan faktyczny i prawny,, ze umorzyła częściowo postępowanie w kwestii, która miała zasadnicze znaczenie dla sprawy. Pokazywała bowiem, że włamania były tylko konsekwentną częścią zdarzeń, których początkiem było to, że Pani Sąsiadka uparła się aby utrzymywać dom w stanie w którym niebezpieczne jest nie tylko mieszkanie w nim, ale nawet jego ogrzewanie.... Ponadto przeprocesowanie tej części sprawy w sposób należny oznaczałoby również dołączenie do akt sprawy całej dokumentacji pokazującej nie tylko stan faktyczny ale również wskazującej, ze większością nieruchomości władamy od 2006 roku, i że kupiliśmy nieruchomości od właścicieli, którzy nią również władali. A mamy coraz większe wrażenie, ze takich dokumentów Prokuratura boi się na równi z księgami wieczystymi.
Efektem tej ekwilibrystyki było wystawienie wniosku o warunkowe umorzenie postępowania karnego w którym nawet nie usiłowano ustalić stanu prawnego czy faktycznego nieruchomości ograniczając się do stwierdzenie, że pomieszczenie do którego sprawczyni weszła bez pozwolenia (czego zresztą wcale nie ukrywa) znajdowało się "w dyspozycji" ofiary zdarzeń (czyli ćwoków), a Pani Sąsiadka jest osobą "bez majątku". O ile "w dyspozycji" można jeszcze od biedy wytłumaczyć taką niekompetencja, ze aż kwiczy, o tyle "bez majątku" nie może współistnieć z zapisami ksiąg wieczystych. Czyżby Prokuratura podobnie jak Sąd Rejonowy wierzyła, ze księgi wieczyste, które zawsze odzwierciedlały i odzwierciedlają istniejąca rzeczywistość są wadliwe i na miejscu ćwoczej nieruchomości znajduje się coś czego nigdy tam nie było? Tylko jak się ma do tej wiary konsekwentne ignorowanie i odmowa przyjmowania do materiału dowodowego tego co udokumentuje stan faktyczny? Czy jest możliwe aby ktoś kto naprawdę wierzy, ze na miejscu ćwoczej nieruchomości jest coś innego panikował na widok każdego dokumentu, który potwierdza, że się jednak myli?
Podobne wątpliwości zaczęliśmy mieć w stosunku do Sądu Rejonowego w G**, który pomimo iż wskazaliśmy wszystkie wątpliwości co do "ustaleń" Prokuratury postanowił udowodnić, że wierzy w istnienie innej rzeczywistości (tej na którą żadnych dokumentów nie może pokazać) mocniej niż prokuratura i panią Sąsiadkę po prostu uniewinnił.....
W naszej rzeczywistości (czyli tej, którą można sobie obejrzeć i znaleźć w księgach wieczystych, ewidencjach, aktach notarialnych etc) oznacza to, ze można sobie wchodzić do cudzych pomieszczeń i dewastować to co się w nich znajduje, jeżeli myślimy, że znajduje się w nich coś co do nas należy, ale na czego potwierdzenie nie ma żadnych dowodów. Przynajmniej takich, które można pokazać. Pytanie w jakiej rzeczywistości żyją prokuratorzy i sędziowie. Oraz dlaczego nie przeszkadza im, ze nie potwierdza jej istnienia jakikolwiek dokument, o którego istnieniu mogliby nas poinformować..
4. Sprawa o zniszczenie mienia (Ds 1007/12 - II Kp 369/12)
Jak już pisaliśmy we wstępie gdy się wierzy, ze w temperaturze minus 20 stopni Celcjusza woda w instalacji nie zamarza "jak płynie" to można narobić sporo szkody. To, że instalacja wodna (a nie wykluczone, że również c.o) jest kompletnie rozwalona w części w której udało ją się pani Sąsiadce wypełnić wodą nie powinno budzić wątpliwości. Zresztą jak rozumiemy potwierdza to nawet pani Sąsiadka przypisując jednak winę za tą demolkę nam, bo zakręcając zawór nie pozwoliliśmy wodzie płynąć.
Debata jak widać ma wysoce intelektualny, a nawet akademicki charakter. Jest więc polem na którym Prokuratura Rejonowa mogłaby w pełni rozwinąć swoje skrzydła rozstrzygając tak interesująca kwestię. Jednak najwyraźniej nie chciała, pomijając tą drażliwą kwestię na równi ze stanem prawnym zdewastowanej instalacji, pomieszczenia w którym się znajdowała i nieruchomości, której to pomieszczenie jest częścią. My byliśmy jednak natrętni. Więc pewnie właśnie dlatego wystawiono w końcu odmowę wszczęcia dochodzenia. Co jak rozumiemy sugeruje, ze sprawę należnie zbadano.
Jak to jest w zwyczaju prokuratury stan prawny ustalono w sposób cokolwiek cudaczny na podstawie " pisma złożonego przez (ćwoka) dołączonych załączników a także analizy postępowań innych spraw, które są lub były prowadzone w tut prokuraturze". Jak widać księgi wieczyste nie cieszą się w tej instytucji państwowej żadną estymą.
Badanie sprawy ograniczyło się zresztą do poświadczenia o istnieniu konfliktu podobno na tle zarządu nieruchomością (co akurat w rzeczywistości istniejącej i potwierdzonej zapisami ksiąg wieczystych po prostu nie może być prawdą, bo przy takich stosunkach własnościowych jest to precyzyjnie uregulowane przez Kodeks Cywilny), oraz podaniu numerów postępowań prowadzonych przed prokuraturą i sądem. Jak rozumiemy fakty te uznano za rozstrzygające w dyspucie o tym czy instalację rozwaliła "woda, która płynie" czy jej brak w instalacji. Prawdziwą perełeczkę znaleźliśmy jednak na końcu postanowienia.
"Biorąc pod uwagę zdarzenia, o których zawiadomiła (ćwok) , nie wyczerpują one znamion przestępstwa uszkodzenia mienia a więc czynu określonego w art. 288 par 1 kk, dla bytu którego niezbędne jest umyślne uszkodzenie, zniszczenie mienia nie stanowiącego własności sprawcy, co w niniejszej sprawie nie nastąpiło."
Wynika z tego, że Prokuratura myśli, że zniszczone instalacje były własnością sprawcy..... No cóż w takim razie ciekawi jesteśmy co jeszcze do Pani Sąsiadki (która według innego postanowienia nie ma żadnego majątku) należy w rozumieniu Prokuratury Rejonowej i jak wygląda według niej nieruchomość przy ulicy K*** 53 w M*** , której współwłasność nam łaskawie przyznała skoro najwyraźniej nie ma ona nic wspólnego ze znajdującymi się w budynku mieszkalnym instalacjami.....
Teoretycznie sprawę powinien wyjaśnić Sąd Rejonowy w G** do którego złożyliśmy zażalenie na ten stek bzdur. Niestety Sędzia nie mógł nam wyjaśnić niczego bo ewidentnie przeprocesował inna sprawę, która dotyczyła " działania pani Sąsiadki polegającego na nie uczestniczeniu w remoncie instalacji wodnej". Nie mamy zielonego pojęcia skąd sędzia ta sprawę wytrzasnął i dlaczego przeprocesował ją pod sygnaturą sprawy o dewastację mienia.
Dziwne to, ale podsumowuje całkiem zgrabnie sposób funkcjonowania struktur wymiaru sprawiedliwości w powiecie G***
Jak już pisaliśmy we wstępie gdy się wierzy, ze w temperaturze minus 20 stopni Celcjusza woda w instalacji nie zamarza "jak płynie" to można narobić sporo szkody. To, że instalacja wodna (a nie wykluczone, że również c.o) jest kompletnie rozwalona w części w której udało ją się pani Sąsiadce wypełnić wodą nie powinno budzić wątpliwości. Zresztą jak rozumiemy potwierdza to nawet pani Sąsiadka przypisując jednak winę za tą demolkę nam, bo zakręcając zawór nie pozwoliliśmy wodzie płynąć.
Debata jak widać ma wysoce intelektualny, a nawet akademicki charakter. Jest więc polem na którym Prokuratura Rejonowa mogłaby w pełni rozwinąć swoje skrzydła rozstrzygając tak interesująca kwestię. Jednak najwyraźniej nie chciała, pomijając tą drażliwą kwestię na równi ze stanem prawnym zdewastowanej instalacji, pomieszczenia w którym się znajdowała i nieruchomości, której to pomieszczenie jest częścią. My byliśmy jednak natrętni. Więc pewnie właśnie dlatego wystawiono w końcu odmowę wszczęcia dochodzenia. Co jak rozumiemy sugeruje, ze sprawę należnie zbadano.
Jak to jest w zwyczaju prokuratury stan prawny ustalono w sposób cokolwiek cudaczny na podstawie " pisma złożonego przez (ćwoka) dołączonych załączników a także analizy postępowań innych spraw, które są lub były prowadzone w tut prokuraturze". Jak widać księgi wieczyste nie cieszą się w tej instytucji państwowej żadną estymą.
Badanie sprawy ograniczyło się zresztą do poświadczenia o istnieniu konfliktu podobno na tle zarządu nieruchomością (co akurat w rzeczywistości istniejącej i potwierdzonej zapisami ksiąg wieczystych po prostu nie może być prawdą, bo przy takich stosunkach własnościowych jest to precyzyjnie uregulowane przez Kodeks Cywilny), oraz podaniu numerów postępowań prowadzonych przed prokuraturą i sądem. Jak rozumiemy fakty te uznano za rozstrzygające w dyspucie o tym czy instalację rozwaliła "woda, która płynie" czy jej brak w instalacji. Prawdziwą perełeczkę znaleźliśmy jednak na końcu postanowienia.
"Biorąc pod uwagę zdarzenia, o których zawiadomiła (ćwok) , nie wyczerpują one znamion przestępstwa uszkodzenia mienia a więc czynu określonego w art. 288 par 1 kk, dla bytu którego niezbędne jest umyślne uszkodzenie, zniszczenie mienia nie stanowiącego własności sprawcy, co w niniejszej sprawie nie nastąpiło."
Wynika z tego, że Prokuratura myśli, że zniszczone instalacje były własnością sprawcy..... No cóż w takim razie ciekawi jesteśmy co jeszcze do Pani Sąsiadki (która według innego postanowienia nie ma żadnego majątku) należy w rozumieniu Prokuratury Rejonowej i jak wygląda według niej nieruchomość przy ulicy K*** 53 w M*** , której współwłasność nam łaskawie przyznała skoro najwyraźniej nie ma ona nic wspólnego ze znajdującymi się w budynku mieszkalnym instalacjami.....
Teoretycznie sprawę powinien wyjaśnić Sąd Rejonowy w G** do którego złożyliśmy zażalenie na ten stek bzdur. Niestety Sędzia nie mógł nam wyjaśnić niczego bo ewidentnie przeprocesował inna sprawę, która dotyczyła " działania pani Sąsiadki polegającego na nie uczestniczeniu w remoncie instalacji wodnej". Nie mamy zielonego pojęcia skąd sędzia ta sprawę wytrzasnął i dlaczego przeprocesował ją pod sygnaturą sprawy o dewastację mienia.
Dziwne to, ale podsumowuje całkiem zgrabnie sposób funkcjonowania struktur wymiaru sprawiedliwości w powiecie G***
5. Pani Sąsiadka składa doniesienie (2 Ds 241/12)
O sprawie 2 Ds 241/12 właściwie nic nie wiemy ponadto co wspomniano o niej w kilku postanowieniach Prokuratury Rejonowej w G**. Sprawa, jak rozumiemy dotyczy "zakręcania zaworu z woda i uniemożliwienia dostępu innego". informację o możliwości popełnienia przestępstwa złożyła pani Sąsiadka.
Przypuszczamy, ze gdyby Prokuratura rejonowa nie uważała tej sprawy za mocny dowód istnienia "konfliktu, głównie na tle zarządu nieruchomością", to byśmy o tej sprawie w ogóle nie zostali poinformowani. W każdym razie nie uznanie nas za stronę w sprawie związanej z nasza własnością w której do tego występujemy najprawdopodobniej w roli krwiożerczych bestii uznajemy za spore faux pas.
Tym niemniej zaintrygowała nas swoista schizofrenia działań Prokuratury Rejonowej do jakiej doprowadziło obrażanie się na księgi wieczyste. Z jednej strony odmawia się wszczęcia śledztwa w sprawie zdemolowanej instalacji argumentując, że aby uznać dewastacje za przestępstwo zdewastowana rzecz nie może należeć do sprawcy.
Jednak jeżeli instalacja w rozumieniu Prokuratury Rejonowej należy do Pani Sąsiadki, to nam powinna być przypisana rola zatwardziałych kryminalistów. Jednak jak rozumiemy Pani Sąsiadka (która zdaje się mieć o nas właśnie taka opinię) w Prokuraturze nic nie ugrała.
Jak więc wygląda świat według Prokuratury Rejonowej w G***? Co w jej rozumieniu jest na miejscu ćwoczej nieruchomości i kto ma do tego prawo? Dlaczego, jeżeli wierzy w istnienie innych praw nie wnioskowała o wpisanie ostrzeżenia do ksiąg wieczystych, których istnienie ignoruje zupełnie tak jakby były kawałkiem elektronicznej makulatury. I najważniejsze, jeżeli rzeczywiście wierzy w istnienie innej rzeczywistości to dlaczego nie dołącza do akt spraw dokumentów na podstawie których tą rzeczywistość sobie wykalkulowała? To ostatnie pytanie warto by również zadać Pani Sąsiadce.
W każdym razie pytań jest coraz więcej i wszystko wydaje się coraz dziwniej pachnieć.
O sprawie 2 Ds 241/12 właściwie nic nie wiemy ponadto co wspomniano o niej w kilku postanowieniach Prokuratury Rejonowej w G**. Sprawa, jak rozumiemy dotyczy "zakręcania zaworu z woda i uniemożliwienia dostępu innego". informację o możliwości popełnienia przestępstwa złożyła pani Sąsiadka.
Przypuszczamy, ze gdyby Prokuratura rejonowa nie uważała tej sprawy za mocny dowód istnienia "konfliktu, głównie na tle zarządu nieruchomością", to byśmy o tej sprawie w ogóle nie zostali poinformowani. W każdym razie nie uznanie nas za stronę w sprawie związanej z nasza własnością w której do tego występujemy najprawdopodobniej w roli krwiożerczych bestii uznajemy za spore faux pas.
Tym niemniej zaintrygowała nas swoista schizofrenia działań Prokuratury Rejonowej do jakiej doprowadziło obrażanie się na księgi wieczyste. Z jednej strony odmawia się wszczęcia śledztwa w sprawie zdemolowanej instalacji argumentując, że aby uznać dewastacje za przestępstwo zdewastowana rzecz nie może należeć do sprawcy.
Jednak jeżeli instalacja w rozumieniu Prokuratury Rejonowej należy do Pani Sąsiadki, to nam powinna być przypisana rola zatwardziałych kryminalistów. Jednak jak rozumiemy Pani Sąsiadka (która zdaje się mieć o nas właśnie taka opinię) w Prokuraturze nic nie ugrała.
Jak więc wygląda świat według Prokuratury Rejonowej w G***? Co w jej rozumieniu jest na miejscu ćwoczej nieruchomości i kto ma do tego prawo? Dlaczego, jeżeli wierzy w istnienie innych praw nie wnioskowała o wpisanie ostrzeżenia do ksiąg wieczystych, których istnienie ignoruje zupełnie tak jakby były kawałkiem elektronicznej makulatury. I najważniejsze, jeżeli rzeczywiście wierzy w istnienie innej rzeczywistości to dlaczego nie dołącza do akt spraw dokumentów na podstawie których tą rzeczywistość sobie wykalkulowała? To ostatnie pytanie warto by również zadać Pani Sąsiadce.
W każdym razie pytań jest coraz więcej i wszystko wydaje się coraz dziwniej pachnieć.
6. Sprawa o przekroczenie uprawnień (2 Ds 520/14 - II Kp 242/14)
Po tym jak w postanowieniu kończącym sprawie 2 Ds 704/12 złożono poświadczenia, które jasno wskazywały, że wydający postanowienie prokurator wcale nie uważa zapisów ksiąg wieczystych za wiążące, zasypaliśmy skargami i wnioskami wszystkie instytucje jakie przyszły nam do głowy. Na tym etapie naszej znajomości Prokuratura Rejonowa najwyraźniej doszła do wniosku, że najlepszym sposobem na zakończenie tych nieprzyjemności jest wystawienie postanowienia o odmowie wszczęcia dochodzenia w sprawie przekroczenia uprawnień.
Postanowienie takie zostało więc wystawione. Aby było bardziej "elegancko" przez prokuratora, który sądząc z napisów przy pieczątkach jest podwładnym osoby, której działalność badał. Jednak jak zdołaliśmy się już przyzwyczaić takie procedury istnieją w instytucjach państwowych.
Postanowienie o odmowie śledztwa okazało się niezwykle cenne bowiem niedwuznacznie poświadczyło o istnieniu procedur, przy pomocy których można przejąć każdą nieruchomość.
Oczywiście żadnego przestępstwa się nie opatrzono i zapisów wskazujących na przekonanie Prokurator o prawie do nieprzejmowania się zapisami ksiąg wieczystych nie usunięto. No cóż najwyraźniej Prokurator w dokumentach może poświadczać co mu akurat przyjdzie do głowy nie przejmując się tym czy jest to prawda czy nie. Za to poważne konsekwencje ma wytykanie mu tego, że poświadczył ewidentną nieprawdę na co jest mocny materiał dowodowy w postaci chociażby zapisów ksiąg wieczystych (ustawowe domniemanie wiarygodności), wypisów z ewidencji gruntów, budynków i lokali (ustawowe domniemanie wiarygodności), aktów notarialnych (ustawowe domniemanie wiarygodności).
"W tym miejscu należy wskazać, że inkryminowane funkcjonariuszowi czyn jest przestępstwem o znacznym ciężarze gatunkowym. Przestępstwo stypizowane w art. 231 § 1 k.k. może polegać w zależności od okoliczności na przekroczeniu uprawnień lub nie dopełnieniu obowiązku, przy czym funkcjonariusz powinien działać na szkodę interesu publicznego lub prywatnego. Tego rodzaju działanie może polegać przykładowo na podejmowaniu czynności wykraczających poza uprawnienia funkcjonariusza lub zaniechaniu wykonania, albo podjęciu działań sprzecznych z celem lub istotą obowiązku."
Szczerze mówiąc to zastanawialiśmy się przez moment, czy powyższy cytat nie wypełnia definicji groźby bezprawnej, ale w końcu daliśmy sobie spokój. W każdym bądź razie nie jest to w żadnym wypadku wyjaśnienie dlaczego składanie poświadczeń wskazujących, że Prokuratura nie zgadza się z istniejąca rzeczywistością i nie ma zamiaru jej akceptować nie jest rażącym przekroczeniem uprawnień. Ale najwyraźniej nie jest.
Być może wynika to z faktu, że Prokurator nie jest świadkiem
"Nic sposób się jednak zgodzić, aby sformułowanie wniosku o warunkowe umorzenie postępowania przez organ procesowy - prokuratora mogło wypełniać znamiona czynu z art. 233 § 1 k.k. Prokurator jest gospodarzem postępowania przygotowawczego i jako taki w żadnym razie nie występuje w nim w roli podmiotu składającego zeznania tj. świadka. Wobec powyższego należy z całą mocą podkreślić, że przedmiotowy czyn nie wypełnił znamion czynu z art. 233 § 1 k.k. z tego też względu brak jest podstaw do przyjęcia, aby prokurator formułując wniosek o warunkowe umorzenie postępowania przekroczył swoje służbowe uprawnienia. Zatem zasadne jest przyjęcie, że inkryminowany czyn nie wypełnia znamion czynu zabronionego, a wobec powyższego znajduje zastosowanie dyspozycja art. 17 § I pkt 2 k.p.k., który stanowi, iż nie wszczyna się postępowania gdy czyn nie zawiera znamion czynu
zabronionego"
Ponieważ w miedzy czasie zdołaliśmy ustalić, fakt nie posiadania przez Panią Sąsiadkę żadnego majątku (pomimo iż zapisów wieczystych taki majątek owszem posiada) ustalono na podstawie jej zeznań, zawiłości myślenia Pani Prokurator rozpatrującej niniejszą sprawę wydały się jeszcze bardziej zawiłe. Otóż Pani Sąsiadka nie mogła zeznać, że nie posiada majątku. Bo gdyby zeznała bo to by automatycznie oznaczało przyznanie się do oszustwa związanego z zakupem i dokonaniem wpisów do księgi wieczystej. Prokurator gdyby jej uwierzył musiałby więc wszcząć postępowanie z urzędu (podobnie jak w każdym innym przypadku stwierdzenia, że ktoś mataczył przy księgach wieczystych, aktach notarialnych etc). Jeżeli jednak Pani Sąsiadka nie poświadczyła niczego takiego - to oznacza, ze w rozumieniu Pani Prokurator przeinaczanie jej zeznań nie jest przekroczeniem uprawnień, bo .... prokurator nie jest światkiem.
Poważnie zastanawiamy się czy Pani Prokurator naprawdę rozumie co pisze.
Jednak naszych wątpliwości nie podzielił Sąd Rejonowy w G***, który z linią rozumowania wyrażoną w postanowieniu 2 Ds 520/14 się jak najbardziej zgodził.
"Sąd w pełni podziela stanowisko Prokuratora w przedmiocie odmowie wszczęcia śledztwa w niniejszej sprawie. Nie można bowiem przyjąć, ze zachowanie Prokuratora wypełniało znamiona zarówno czynu z art 231 § 1 k.k. jak i art. 233 $ 1 k.k. Słusznie wskazano w uzasadnieniu skarżonego postanowienia, ze Prokurator składając wniosek o warunkowe umorzenie postępowania działała na podstawie i w granicach prawa, dokonując czynności wynikającej z przyznanych mu przez ustawę uprawnień (możliwość złożenia przedmiotowego wniosku przewiduje bowiem przepis art 336 § 1 kpk). Ponadto zgodne z treścią przepisu art 7 kpk prokurator dysponuje możliwością swobodnej oceny dowodów, na podstawie której kształtuje swoje przekonanie co do konkretnych okoliczności sprawy. Nie można zatem uznać. i2 przyjęcie przez prokuratora w złożonym wniosku pewnych okoliczności, które uznał za prawdziwe i udowodnione, a których skarżąca za takie nie uznaje, są przekroczeniem przez niego uprawnień
Jako gospodarz postępowania przygotowawczego prokurator nie może również występować w nim jako podmiot składający zeznania. Nie ma zatem możliwości, by jego działanie wypełniało znamiona czynu opisanego w art 233 § 1 k.k., to bowiem może popełnić każdy, kto składa zeznania, które mają służyć za dowód w postępowaniu prowadzonym na podstawie przepisów ustawy. Wobec powyższego decyzja prokuratora o odmowie wszczęcia śledztwa również w tym zakresie jest w pełni uzasadniona."
No cóż jeżeli nie jest przekroczeniem uprawnień poświadczenie (bez podania ku temu podstaw) czegoś co jest sprzeczne z całym plikiem dokumentów i rejestrów cieszących się ustawowym domniemaniem wiarygodności to odpadamy. Dajemy bowiem Prokuraturze licencje na kreowani alternatywnej rzeczywistości i redystrybucje mienia. Szczególnie gdy nie trzeba na wykazanie prawdziwości składanych oświadczeń mieć nawet malusieńkiego kawałeczka dokumentu, który nadawałby się do pokazania.
Po tym jak w postanowieniu kończącym sprawie 2 Ds 704/12 złożono poświadczenia, które jasno wskazywały, że wydający postanowienie prokurator wcale nie uważa zapisów ksiąg wieczystych za wiążące, zasypaliśmy skargami i wnioskami wszystkie instytucje jakie przyszły nam do głowy. Na tym etapie naszej znajomości Prokuratura Rejonowa najwyraźniej doszła do wniosku, że najlepszym sposobem na zakończenie tych nieprzyjemności jest wystawienie postanowienia o odmowie wszczęcia dochodzenia w sprawie przekroczenia uprawnień.
Postanowienie takie zostało więc wystawione. Aby było bardziej "elegancko" przez prokuratora, który sądząc z napisów przy pieczątkach jest podwładnym osoby, której działalność badał. Jednak jak zdołaliśmy się już przyzwyczaić takie procedury istnieją w instytucjach państwowych.
Postanowienie o odmowie śledztwa okazało się niezwykle cenne bowiem niedwuznacznie poświadczyło o istnieniu procedur, przy pomocy których można przejąć każdą nieruchomość.
Oczywiście żadnego przestępstwa się nie opatrzono i zapisów wskazujących na przekonanie Prokurator o prawie do nieprzejmowania się zapisami ksiąg wieczystych nie usunięto. No cóż najwyraźniej Prokurator w dokumentach może poświadczać co mu akurat przyjdzie do głowy nie przejmując się tym czy jest to prawda czy nie. Za to poważne konsekwencje ma wytykanie mu tego, że poświadczył ewidentną nieprawdę na co jest mocny materiał dowodowy w postaci chociażby zapisów ksiąg wieczystych (ustawowe domniemanie wiarygodności), wypisów z ewidencji gruntów, budynków i lokali (ustawowe domniemanie wiarygodności), aktów notarialnych (ustawowe domniemanie wiarygodności).
"W tym miejscu należy wskazać, że inkryminowane funkcjonariuszowi czyn jest przestępstwem o znacznym ciężarze gatunkowym. Przestępstwo stypizowane w art. 231 § 1 k.k. może polegać w zależności od okoliczności na przekroczeniu uprawnień lub nie dopełnieniu obowiązku, przy czym funkcjonariusz powinien działać na szkodę interesu publicznego lub prywatnego. Tego rodzaju działanie może polegać przykładowo na podejmowaniu czynności wykraczających poza uprawnienia funkcjonariusza lub zaniechaniu wykonania, albo podjęciu działań sprzecznych z celem lub istotą obowiązku."
Szczerze mówiąc to zastanawialiśmy się przez moment, czy powyższy cytat nie wypełnia definicji groźby bezprawnej, ale w końcu daliśmy sobie spokój. W każdym bądź razie nie jest to w żadnym wypadku wyjaśnienie dlaczego składanie poświadczeń wskazujących, że Prokuratura nie zgadza się z istniejąca rzeczywistością i nie ma zamiaru jej akceptować nie jest rażącym przekroczeniem uprawnień. Ale najwyraźniej nie jest.
Być może wynika to z faktu, że Prokurator nie jest świadkiem
"Nic sposób się jednak zgodzić, aby sformułowanie wniosku o warunkowe umorzenie postępowania przez organ procesowy - prokuratora mogło wypełniać znamiona czynu z art. 233 § 1 k.k. Prokurator jest gospodarzem postępowania przygotowawczego i jako taki w żadnym razie nie występuje w nim w roli podmiotu składającego zeznania tj. świadka. Wobec powyższego należy z całą mocą podkreślić, że przedmiotowy czyn nie wypełnił znamion czynu z art. 233 § 1 k.k. z tego też względu brak jest podstaw do przyjęcia, aby prokurator formułując wniosek o warunkowe umorzenie postępowania przekroczył swoje służbowe uprawnienia. Zatem zasadne jest przyjęcie, że inkryminowany czyn nie wypełnia znamion czynu zabronionego, a wobec powyższego znajduje zastosowanie dyspozycja art. 17 § I pkt 2 k.p.k., który stanowi, iż nie wszczyna się postępowania gdy czyn nie zawiera znamion czynu
zabronionego"
Ponieważ w miedzy czasie zdołaliśmy ustalić, fakt nie posiadania przez Panią Sąsiadkę żadnego majątku (pomimo iż zapisów wieczystych taki majątek owszem posiada) ustalono na podstawie jej zeznań, zawiłości myślenia Pani Prokurator rozpatrującej niniejszą sprawę wydały się jeszcze bardziej zawiłe. Otóż Pani Sąsiadka nie mogła zeznać, że nie posiada majątku. Bo gdyby zeznała bo to by automatycznie oznaczało przyznanie się do oszustwa związanego z zakupem i dokonaniem wpisów do księgi wieczystej. Prokurator gdyby jej uwierzył musiałby więc wszcząć postępowanie z urzędu (podobnie jak w każdym innym przypadku stwierdzenia, że ktoś mataczył przy księgach wieczystych, aktach notarialnych etc). Jeżeli jednak Pani Sąsiadka nie poświadczyła niczego takiego - to oznacza, ze w rozumieniu Pani Prokurator przeinaczanie jej zeznań nie jest przekroczeniem uprawnień, bo .... prokurator nie jest światkiem.
Poważnie zastanawiamy się czy Pani Prokurator naprawdę rozumie co pisze.
Jednak naszych wątpliwości nie podzielił Sąd Rejonowy w G***, który z linią rozumowania wyrażoną w postanowieniu 2 Ds 520/14 się jak najbardziej zgodził.
"Sąd w pełni podziela stanowisko Prokuratora w przedmiocie odmowie wszczęcia śledztwa w niniejszej sprawie. Nie można bowiem przyjąć, ze zachowanie Prokuratora wypełniało znamiona zarówno czynu z art 231 § 1 k.k. jak i art. 233 $ 1 k.k. Słusznie wskazano w uzasadnieniu skarżonego postanowienia, ze Prokurator składając wniosek o warunkowe umorzenie postępowania działała na podstawie i w granicach prawa, dokonując czynności wynikającej z przyznanych mu przez ustawę uprawnień (możliwość złożenia przedmiotowego wniosku przewiduje bowiem przepis art 336 § 1 kpk). Ponadto zgodne z treścią przepisu art 7 kpk prokurator dysponuje możliwością swobodnej oceny dowodów, na podstawie której kształtuje swoje przekonanie co do konkretnych okoliczności sprawy. Nie można zatem uznać. i2 przyjęcie przez prokuratora w złożonym wniosku pewnych okoliczności, które uznał za prawdziwe i udowodnione, a których skarżąca za takie nie uznaje, są przekroczeniem przez niego uprawnień
Jako gospodarz postępowania przygotowawczego prokurator nie może również występować w nim jako podmiot składający zeznania. Nie ma zatem możliwości, by jego działanie wypełniało znamiona czynu opisanego w art 233 § 1 k.k., to bowiem może popełnić każdy, kto składa zeznania, które mają służyć za dowód w postępowaniu prowadzonym na podstawie przepisów ustawy. Wobec powyższego decyzja prokuratora o odmowie wszczęcia śledztwa również w tym zakresie jest w pełni uzasadniona."
No cóż jeżeli nie jest przekroczeniem uprawnień poświadczenie (bez podania ku temu podstaw) czegoś co jest sprzeczne z całym plikiem dokumentów i rejestrów cieszących się ustawowym domniemaniem wiarygodności to odpadamy. Dajemy bowiem Prokuraturze licencje na kreowani alternatywnej rzeczywistości i redystrybucje mienia. Szczególnie gdy nie trzeba na wykazanie prawdziwości składanych oświadczeń mieć nawet malusieńkiego kawałeczka dokumentu, który nadawałby się do pokazania.
Nie tylko w sprawach związanych z włamaniami Pani Sąsiadki do ćwoczego pomieszczenia prokuratura wykręcała się jak tylko można od należnego ustalenia stanu prawnego/faktycznego ćwoczej nieruchomości Była jeszcze pewna ilość innych spraw w których także konieczne było ustalenie stanu prawnego/faktycznego nieruchomości przy ul K** 53 w M**. Przynajmniej w części tych spraw Pani Sąsiadka w żaden sposób nie uczestniczyła (aczkolwiek część z nich jej również dotyczyła) więc to że zadziwiające pląsy prokuratury miały miejsce na jej cześć można całkowicie odrzucić. Zwłaszcza, że jak już raz wspomnieliśmy Pani Sąsiadka także w którymś momencie próbowała złożyć na ćwoki doniesienie do prokuratury i nie została potraktowana lepiej niż ćwoki donoszące na nią. Ponieważ prokuratura jednak odmówiła ćwokom dostępu do akt tej sprawy więc nie wiadomo czy chodziło w niej tylko o zamrożenie przez ćwoki wody (która według Pani Sąsiadki w temperaturze poniżej zero stopni nie zamarza gdy płynie) czy też o coś więcej.
Poniżej przedstawiamy więc krótki przegląd innych spraw karnych w których prokuratura miała ewidentny problem z ustaleniem stanu prawnego/faktycznego ćwoczej nieruchomości.
Poniżej przedstawiamy więc krótki przegląd innych spraw karnych w których prokuratura miała ewidentny problem z ustaleniem stanu prawnego/faktycznego ćwoczej nieruchomości.
1. Sprawy która spłynęły z ABW (1) (1 Ds 346/11 - II Kp 200/11)
Po dwóch latach głośnego krzyczenia odnośnie tego, że w powiecie G. źle się dzieje, a wszystkie instytucje które powinny powiatem G. się zająć jakoś wolą udawać, że nic nie widzą trafiliśmy do ABW, które sprawą zainteresowało się, wysłuchało nas a także przyjęło zgłoszenie odnośnie konieczności zbadania m.in. działań Starostwa oraz PINB polegających na uniemożliwianiu wykonania remontu. Zgłoszenie przesłane zostało do lokalnej prokuratury, co do której co prawda mieliśmy już wyrobione zdanie, jednak sądziliśmy, że zgłoszenie spływające z ABW może zostanie potraktowane poważniej niż zgłoszenie składane przez byle ćwoki i prokuratura przynajmniej raz zbada sprawę solidnie. Jak się jednak okazało tutejsza prokuratura nie miała zamiaru traktować ABW poważniej niż ćwoków.
Standardowo zostało wydane postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa zawierające szereg zadziwiających informacji. Własność ćwoków opisano jako "jest współwłaścicielką budynku mieszkalnego" podczas gdy istotne było raczej iż jest współwłaścicielką całej nieruchomości (w tym sporej działki) na której znajduje się budynek mieszkalny. Nie można przyjąć iż była to pojedyncza pomyłka bo konsekwentnie powtarza się to dalej w tekście uzasadnienia w połączeniu z takimi informacjami jak to, że prawa własności ćwoków to "5/6 budynku" a Pani Sąsiadki "1/6 budynku" (powinno być 2 lokali mieszkalnych oraz 5/6 udziałów w częściach wspólnych nieruchomości obejmujących działkę o pow. 1825m2 oraz części wspólne znajdujących się na niej budynków (ćwoki) i 1 lokal mieszkalny oraz 1/6 udziałów w częściach wspólnych nieruchomości obejmujących działkę o pow. 1825m2 oraz części wspólne znajdujących się na niej budynków (Pani Sąsiadka).
Do tego prokuratura ewidentnie nie miała ochoty badać tematu przekształcenia ćwoczego domku z budynku jednorodzinnego na wielorodzinny które dokonali poprzedni właściciele w 2004 roku (czyli osoby od których swoje części nieruchomości nabyła zarówno Pani Sąsiadka jak i ćwoki) . Właściwie to nie jesteśmy pewni czy dokonanie tego przekształcenia prokuratura w ogóle przyjęła do wiadomości bo do sprawy odniosła się następująco: "(...) powiadomiła również o nieprawidłowościach związanych ze zmianą sposobu użytkowania budynku, którego współwłaścicielką jest (ćwok). W opinii zawiadamiającej wynikają one z niezgodności z Miejscowym Planem Zagospodarowania Przestrzennego, który dla tego obszaru przewiduje zabudowę mieszkaniową indywidualną, a przedmiotowy budynek tych cech nic spełnia. W/w zeznała, że waz z siostrą próbowały dotrzeć do dokumentacji związanej ze zmianą sposobu użytkowania, ale Starosta udzielił: im odpowiedzi, że takiej dokumentacji nie posiada.".
Biorąc pod uwagę iż z tych tych dwóch zdań wynika, że nie zbadano czy zmienia została dokonana w zgodności z Miejscowym Planem Zagospodarowania Przestrzennego oraz uchylono się od zbadania czy Starosta ma jakąkolwiek dokumentację odnośnie dokonanej zmiany sposobu użytkowania budynku - to prawdziwe mistrzostwo świata. Po dobrej jednak stronie jeśli w opinii prokuratury Starosta nie popełnił przestępstwa wydając zaświadczenie potwierdzające stan faktyczny budynku - to de facto prokuratura potwierdza, że przynajmniej w tym postępowaniu uznaje istniejący stan prawny/faktyczny budynku mieszkalnego znajdującego się na ćwoczej działce (szkoda, że nie wiemy jednak co uznaje odnośnie samej działki).
Sprawa była następnie badana przez sąd który także przychylił się do opinii prokuratury odnośnie stanu prawnego/faktycznego ćwoczej nieruchomości stwierdzając "również wydawanie zaświadczeń w oparciu o inwentaryzację techniczną budynku nie może być uznane za przestępstwo przekroczenia uprawnień przez Naczelnika Wydziału Architektoniczno-Budowlanego".
Jakby nie patrzeć jeśli więc lokalna prokuratura oraz sąd potrzebuje w jakimś postępowaniu potwierdzić rzeczywiście istniejący stan prawny/faktyczny budynku znajdującego się na ćwoczej nieruchomości to nie ma z tym problemu. Czyżby więc uznawanie albo nie uznawanie zapisów ksiąg wieczystych oraz istnienia zgodnej z nimi rzeczywistości miało charakter czysto uznaniowy i zależny od fanaberii funkcjonariusza państwowego?
Po dwóch latach głośnego krzyczenia odnośnie tego, że w powiecie G. źle się dzieje, a wszystkie instytucje które powinny powiatem G. się zająć jakoś wolą udawać, że nic nie widzą trafiliśmy do ABW, które sprawą zainteresowało się, wysłuchało nas a także przyjęło zgłoszenie odnośnie konieczności zbadania m.in. działań Starostwa oraz PINB polegających na uniemożliwianiu wykonania remontu. Zgłoszenie przesłane zostało do lokalnej prokuratury, co do której co prawda mieliśmy już wyrobione zdanie, jednak sądziliśmy, że zgłoszenie spływające z ABW może zostanie potraktowane poważniej niż zgłoszenie składane przez byle ćwoki i prokuratura przynajmniej raz zbada sprawę solidnie. Jak się jednak okazało tutejsza prokuratura nie miała zamiaru traktować ABW poważniej niż ćwoków.
Standardowo zostało wydane postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa zawierające szereg zadziwiających informacji. Własność ćwoków opisano jako "jest współwłaścicielką budynku mieszkalnego" podczas gdy istotne było raczej iż jest współwłaścicielką całej nieruchomości (w tym sporej działki) na której znajduje się budynek mieszkalny. Nie można przyjąć iż była to pojedyncza pomyłka bo konsekwentnie powtarza się to dalej w tekście uzasadnienia w połączeniu z takimi informacjami jak to, że prawa własności ćwoków to "5/6 budynku" a Pani Sąsiadki "1/6 budynku" (powinno być 2 lokali mieszkalnych oraz 5/6 udziałów w częściach wspólnych nieruchomości obejmujących działkę o pow. 1825m2 oraz części wspólne znajdujących się na niej budynków (ćwoki) i 1 lokal mieszkalny oraz 1/6 udziałów w częściach wspólnych nieruchomości obejmujących działkę o pow. 1825m2 oraz części wspólne znajdujących się na niej budynków (Pani Sąsiadka).
Do tego prokuratura ewidentnie nie miała ochoty badać tematu przekształcenia ćwoczego domku z budynku jednorodzinnego na wielorodzinny które dokonali poprzedni właściciele w 2004 roku (czyli osoby od których swoje części nieruchomości nabyła zarówno Pani Sąsiadka jak i ćwoki) . Właściwie to nie jesteśmy pewni czy dokonanie tego przekształcenia prokuratura w ogóle przyjęła do wiadomości bo do sprawy odniosła się następująco: "(...) powiadomiła również o nieprawidłowościach związanych ze zmianą sposobu użytkowania budynku, którego współwłaścicielką jest (ćwok). W opinii zawiadamiającej wynikają one z niezgodności z Miejscowym Planem Zagospodarowania Przestrzennego, który dla tego obszaru przewiduje zabudowę mieszkaniową indywidualną, a przedmiotowy budynek tych cech nic spełnia. W/w zeznała, że waz z siostrą próbowały dotrzeć do dokumentacji związanej ze zmianą sposobu użytkowania, ale Starosta udzielił: im odpowiedzi, że takiej dokumentacji nie posiada.".
Biorąc pod uwagę iż z tych tych dwóch zdań wynika, że nie zbadano czy zmienia została dokonana w zgodności z Miejscowym Planem Zagospodarowania Przestrzennego oraz uchylono się od zbadania czy Starosta ma jakąkolwiek dokumentację odnośnie dokonanej zmiany sposobu użytkowania budynku - to prawdziwe mistrzostwo świata. Po dobrej jednak stronie jeśli w opinii prokuratury Starosta nie popełnił przestępstwa wydając zaświadczenie potwierdzające stan faktyczny budynku - to de facto prokuratura potwierdza, że przynajmniej w tym postępowaniu uznaje istniejący stan prawny/faktyczny budynku mieszkalnego znajdującego się na ćwoczej działce (szkoda, że nie wiemy jednak co uznaje odnośnie samej działki).
Sprawa była następnie badana przez sąd który także przychylił się do opinii prokuratury odnośnie stanu prawnego/faktycznego ćwoczej nieruchomości stwierdzając "również wydawanie zaświadczeń w oparciu o inwentaryzację techniczną budynku nie może być uznane za przestępstwo przekroczenia uprawnień przez Naczelnika Wydziału Architektoniczno-Budowlanego".
Jakby nie patrzeć jeśli więc lokalna prokuratura oraz sąd potrzebuje w jakimś postępowaniu potwierdzić rzeczywiście istniejący stan prawny/faktyczny budynku znajdującego się na ćwoczej nieruchomości to nie ma z tym problemu. Czyżby więc uznawanie albo nie uznawanie zapisów ksiąg wieczystych oraz istnienia zgodnej z nimi rzeczywistości miało charakter czysto uznaniowy i zależny od fanaberii funkcjonariusza państwowego?
2. Sprawy która spłynęły z ABW (2) (1 Ds 1074/12 - II Kp 3/13)
Mimo iż lokalna prokuratura okazała się kompletnie niewrażliwa na urok ABW rok później spróbowaliśmy jeszcze raz złożyć zgłoszenie odnośnie tego co dzieje się w powiecie G (w tym wyczynów lokalnych funkcjonariuszy państwowych w sprawie ćwoczej nieruchomości).
Jedynym efektem było to że zirytowana prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w celu zbadania któregokolwiek z potencjalnych przypadków korupcji które zasygnalizowaliśmy .Do tego prokuratura dorzuciła nieco osobistych wycieczek pod adresem jednego z ćwoków tj.
"Wnioskować można natomiast, ze zawiadomienia składane przez zawiadamiającą stanowią niekończącą się reakcję na wydane już decyzja administracyjne, które nie są zbieżne z jej interesami i dlatego w subiektywnej ocenie zawiadamiającej, już tylko z tego powodu należy przedmiotowe rozstrzygnięcia uznawać za niezgodne z prawem. Co więcej, zawiadamiająca skarży te same decyzje, zmieniając jedynie podmiot odpowiedzialny za wydanie decyzji takiej a nie innej treści"
Cóż, gdyby prokuratura przynajmniej jeden raz solidnie rozpatrzyła kierowane do niej zgłoszenie to może nie musiałaby się oganiać później od "niekończącej się reakcji". Nie rozumiemy też co oznacza to skarżenie tych samych decyzji zmieniając jedynie podmiot odpowiedzialny za ich wydanie. Tak się składa, że na wydanej decyzji jest nazwa podmiotu odpowiedzialnego za jego wydanie więc zmienić się go nie da. Jeśli więc prokurator widzi tą samą decyzje wydawaną raz przez jeden, raz przez drugi podmiot to jedyne co możemy zarekomendować to długi urlop.
Sąd oczywiście przychylił się do stanowiska prokuratury.
Prawdę mówiąc to nie rozumiemy. ABW uznało nasze zgłoszenie za na tyle poważne aby przesłać je do prokuratury. Prokuratura nie chciała od nas żadnego materiału dowodowego odnośnie działań lokalnych funkcjonariuszy państwowych, za to czym prędzej wydała postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa. Sąd nie zauważył, że jest w porządku iż prokuratura nie chce nawet zobaczyć żadnego materiału dowodowego i zamiast zbadać sprawę dogłębnie odmawia wszczęcia śledztwa.
Prawdę mówiąc to dokładnie po tej sprawie nabraliśmy przekonania, że w powiecie G istnieje chyba jakaś kultura plemienna, w której w roli nietykalnego bóstwa występuje każdy funkcjonariusz państwowy, cokolwiek zrobi i zaczęliśmy badać to egzotyczne zjawisko.
Mimo iż lokalna prokuratura okazała się kompletnie niewrażliwa na urok ABW rok później spróbowaliśmy jeszcze raz złożyć zgłoszenie odnośnie tego co dzieje się w powiecie G (w tym wyczynów lokalnych funkcjonariuszy państwowych w sprawie ćwoczej nieruchomości).
Jedynym efektem było to że zirytowana prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w celu zbadania któregokolwiek z potencjalnych przypadków korupcji które zasygnalizowaliśmy .Do tego prokuratura dorzuciła nieco osobistych wycieczek pod adresem jednego z ćwoków tj.
"Wnioskować można natomiast, ze zawiadomienia składane przez zawiadamiającą stanowią niekończącą się reakcję na wydane już decyzja administracyjne, które nie są zbieżne z jej interesami i dlatego w subiektywnej ocenie zawiadamiającej, już tylko z tego powodu należy przedmiotowe rozstrzygnięcia uznawać za niezgodne z prawem. Co więcej, zawiadamiająca skarży te same decyzje, zmieniając jedynie podmiot odpowiedzialny za wydanie decyzji takiej a nie innej treści"
Cóż, gdyby prokuratura przynajmniej jeden raz solidnie rozpatrzyła kierowane do niej zgłoszenie to może nie musiałaby się oganiać później od "niekończącej się reakcji". Nie rozumiemy też co oznacza to skarżenie tych samych decyzji zmieniając jedynie podmiot odpowiedzialny za ich wydanie. Tak się składa, że na wydanej decyzji jest nazwa podmiotu odpowiedzialnego za jego wydanie więc zmienić się go nie da. Jeśli więc prokurator widzi tą samą decyzje wydawaną raz przez jeden, raz przez drugi podmiot to jedyne co możemy zarekomendować to długi urlop.
Sąd oczywiście przychylił się do stanowiska prokuratury.
Prawdę mówiąc to nie rozumiemy. ABW uznało nasze zgłoszenie za na tyle poważne aby przesłać je do prokuratury. Prokuratura nie chciała od nas żadnego materiału dowodowego odnośnie działań lokalnych funkcjonariuszy państwowych, za to czym prędzej wydała postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa. Sąd nie zauważył, że jest w porządku iż prokuratura nie chce nawet zobaczyć żadnego materiału dowodowego i zamiast zbadać sprawę dogłębnie odmawia wszczęcia śledztwa.
Prawdę mówiąc to dokładnie po tej sprawie nabraliśmy przekonania, że w powiecie G istnieje chyba jakaś kultura plemienna, w której w roli nietykalnego bóstwa występuje każdy funkcjonariusz państwowy, cokolwiek zrobi i zaczęliśmy badać to egzotyczne zjawisko.
3. Od wykroczenia do czynu zabronionego (II W 1590/12)
Sprawa o istnieniu zagrażającej zdrowiu i życiu instalacji elektrycznej Pani Sąsiadki prowadzona była przez tutejszy komisariat policji. Wychodzi więc, że lokalna prokuratura nie za bardzo chciała mieć z nią do czynienia. Właściwie to nic dziwnego skoro dla jej rozstrzygnięcia niezbędne było ustalenie czyja jest to instalacja i gdzie prowadzi. Tymczasem tak się składa, że prowadzi do lokalu nr 3 którego istnienie w budynku mieszkalnym na ćwoczej nieruchomości różne instytucje powiatu G. usiłują wyprzeć ze swojej świadomości.
Jak się później okazało nie chodziło tylko o to,żeby nie mieć ze sprawą do czynienia, ale też o to, że prowadzenie sprawy przez policję zamiast prokuraturę było błędem formalnym na który powołał się sąd umarzając sprawę.
Dokładnie napisane zostało iż:
"Taki opis czynu wchodzi w zakres występku określonego w art. 91a ustawy prawo budowlane. Czyn ten z uwagi na charakter przewidzianych sankcji stanowi przestępstwo, a nie wykroczenie jak wskazano we wniosku o ukaranie. W tej sytuacji zatem postępowanie powinno toczyć się przed Prokuratorem, a złożenie przez policję wniosku o ukaranie nie było uzasadnione. (...) Biorąc to wszystko pod uwagę, postępowanie o wykroczenie w tej sprawie należało
umorzyć z uwagi na to. że czyn ten nie wypełnił znamion wykroczenia. Po uprawomocnieniu się niniejszego postanowienia akta sprawy zostaną przekazane Prokuratorowi Rejonowemu w G*** celem rozważenia przeprowadzenia postępowania o czyn z art.91 a prawa budowlanego."
Na postanowienie sądu ćwoki zażalenie domagając się aby ustalony został stan prawny/faktyczny nieruchomości ustalony na potrzeby postępowania. Sąd okręgowy zażalenie odrzucił natomiast stwierdził, że kwestia stanu prawnego/faktycznego zbadana zostanie przez prokuraturę do której sprawa miała trafić
"Argumenty powołane we przedmiotowym zażaleniu w ogóle nie odnoszą się Tymczasem do kwestii dotyczących trybu postępowania właściwego dla zarzuconego (pani Sąsiadce) czynu, lecz dotyczą problematyki własności budynku przy ul. K** 53 w M***, w jakim wedle zarzutu (Pani Sąsiadka) miała utrzymywać w nienależytym stanie technicznym instalacje elektryczną, zagrażającą zdrowiu i życiu mieszkańców. Kwestia ta będzie jednak mogła być weryfikowana dopiero w postępowaniu prowadzonym we właściwym dla zarzuconego czynu trybie."
Jak do tej pory nic nam nie wiadomo żeby prokuratura się tym zajęła. No chyba, że pomieszano tą sprawę z jakąś inną zapominając poinformować o tym osoby zainteresowane.
Sprawa o istnieniu zagrażającej zdrowiu i życiu instalacji elektrycznej Pani Sąsiadki prowadzona była przez tutejszy komisariat policji. Wychodzi więc, że lokalna prokuratura nie za bardzo chciała mieć z nią do czynienia. Właściwie to nic dziwnego skoro dla jej rozstrzygnięcia niezbędne było ustalenie czyja jest to instalacja i gdzie prowadzi. Tymczasem tak się składa, że prowadzi do lokalu nr 3 którego istnienie w budynku mieszkalnym na ćwoczej nieruchomości różne instytucje powiatu G. usiłują wyprzeć ze swojej świadomości.
Jak się później okazało nie chodziło tylko o to,żeby nie mieć ze sprawą do czynienia, ale też o to, że prowadzenie sprawy przez policję zamiast prokuraturę było błędem formalnym na który powołał się sąd umarzając sprawę.
Dokładnie napisane zostało iż:
"Taki opis czynu wchodzi w zakres występku określonego w art. 91a ustawy prawo budowlane. Czyn ten z uwagi na charakter przewidzianych sankcji stanowi przestępstwo, a nie wykroczenie jak wskazano we wniosku o ukaranie. W tej sytuacji zatem postępowanie powinno toczyć się przed Prokuratorem, a złożenie przez policję wniosku o ukaranie nie było uzasadnione. (...) Biorąc to wszystko pod uwagę, postępowanie o wykroczenie w tej sprawie należało
umorzyć z uwagi na to. że czyn ten nie wypełnił znamion wykroczenia. Po uprawomocnieniu się niniejszego postanowienia akta sprawy zostaną przekazane Prokuratorowi Rejonowemu w G*** celem rozważenia przeprowadzenia postępowania o czyn z art.91 a prawa budowlanego."
Na postanowienie sądu ćwoki zażalenie domagając się aby ustalony został stan prawny/faktyczny nieruchomości ustalony na potrzeby postępowania. Sąd okręgowy zażalenie odrzucił natomiast stwierdził, że kwestia stanu prawnego/faktycznego zbadana zostanie przez prokuraturę do której sprawa miała trafić
"Argumenty powołane we przedmiotowym zażaleniu w ogóle nie odnoszą się Tymczasem do kwestii dotyczących trybu postępowania właściwego dla zarzuconego (pani Sąsiadce) czynu, lecz dotyczą problematyki własności budynku przy ul. K** 53 w M***, w jakim wedle zarzutu (Pani Sąsiadka) miała utrzymywać w nienależytym stanie technicznym instalacje elektryczną, zagrażającą zdrowiu i życiu mieszkańców. Kwestia ta będzie jednak mogła być weryfikowana dopiero w postępowaniu prowadzonym we właściwym dla zarzuconego czynu trybie."
Jak do tej pory nic nam nie wiadomo żeby prokuratura się tym zajęła. No chyba, że pomieszano tą sprawę z jakąś inną zapominając poinformować o tym osoby zainteresowane.
4 Jak Sąd nie chciał ustalić (2 Ds 1466/11 - II W 237/12)
Sprawa dotyczyła uniemożliwiania przez Panią Sąsiadkę wykonania remontów. Policja zachowała się w tej sprawie prawidłowo i wysłała do sadu wniosek o ukaranie Pani Sąsiadki. Sąd prawidłowo wydał też wyrok nakazowy, od którego Pani Sąsiadka się odwołała wnosząc o przesłuchanie świadków część poprzednich współwłaścicieli ćwoczej nieruchomości oraz swoją matkę na okoliczność stanu technicznego.
I tu zaczął się cyrk. Samo przesłuchanie świadków wydawało się nam dobrym pomysłem, tyle że nie na okoliczność stanu technicznego nieruchomości (który był dobrze udokumentowany i opisany przez osoby kompetentne), ale stanu prawnego nieruchomości. Dokładnie mieliśmy nadzieję iż konfrontacja nawet części poprzednich współwłaścicieli z sądem doprowadzi do tego, że wreszcie ktoś powie nam w tej epopei kwestionowania naszych praw do nieruchomości która wówczas trwała już 3 lata w czasie których nikt nie puścił pary z ust o co tu chodzi.
Dlatego też wnieśliśmy o przesłuchanie świadków:
"na okoliczność znanego im stanu prawnego nieruchomości, ze szczególnym uwzględnieni zgodności stanu prawnego ujawnionego w księgach wieczystych nieruchomości znajdującej się przy ul. K** 53 w M** z jej stanem faktycznym oraz istnienia jakichkolwiek zobowiązań związanych ze wzmiankowaną nieruchomością o których, wiedza powinna zostać przekazana (nabywcy) przy zakupie przez nią nieruchomości położonej przy ulicy K** 53 w M**."
Niestety ku naszemu zdziwieniu okazało się iż sąd nie tylko w najmniejszym stopniu nie jest zainteresowany jawnym ustaleniem o co chodzi z kwestionowaniem naszych praw własności, ale też będzie blokował nasze wysiłki podejmowane w tym celu. Co więcej okazało się iż Sąd Okręgowy do którego trafił wniosek o wyłączenie sędziego uważał, że jest to słuszne stanowisko. Powstaje więc pytanie dlaczego służy w powiecie G sąd? Do redystrybucji cudzego mienia na podstawie jakichś ewidentnie lewych kwitów? Bo przecież gdyby rzeczywiście istniały jakieś prawe kwity to chyba nie byłoby problemu z konfrontacją ich z ćwoczymi prawami własności w jawnym procesie, prawda?
Sprawa zakończyła się oczywiście uniewinnieniem Pani Sąsiadki, co było z pewnością bardzo wygodnym wyjściem dla sądu który najwyraźniej nie chciał ustalić jaką wiedzę posiadają świadkowie odnośnie stanu prawnego nieruchomości (a jak wynika z przesłuchań do których doprowadziliśmy w innych sprawach tak się akurat składa, że dokładnie tą samą co my tj. potwierdzają znany nam stan prawny ujawniony w księgach wieczystych). Trochę to dziwne zważywszy, ze gdyby sąd uznawał zapisy ksiąg wieczystych, ewidencji gruntów, wiarygodność aktów notarialnych czy chociaż istniejący stan faktyczny - nie mógłby tego zrobić....
Sprawa dotyczyła uniemożliwiania przez Panią Sąsiadkę wykonania remontów. Policja zachowała się w tej sprawie prawidłowo i wysłała do sadu wniosek o ukaranie Pani Sąsiadki. Sąd prawidłowo wydał też wyrok nakazowy, od którego Pani Sąsiadka się odwołała wnosząc o przesłuchanie świadków część poprzednich współwłaścicieli ćwoczej nieruchomości oraz swoją matkę na okoliczność stanu technicznego.
I tu zaczął się cyrk. Samo przesłuchanie świadków wydawało się nam dobrym pomysłem, tyle że nie na okoliczność stanu technicznego nieruchomości (który był dobrze udokumentowany i opisany przez osoby kompetentne), ale stanu prawnego nieruchomości. Dokładnie mieliśmy nadzieję iż konfrontacja nawet części poprzednich współwłaścicieli z sądem doprowadzi do tego, że wreszcie ktoś powie nam w tej epopei kwestionowania naszych praw do nieruchomości która wówczas trwała już 3 lata w czasie których nikt nie puścił pary z ust o co tu chodzi.
Dlatego też wnieśliśmy o przesłuchanie świadków:
"na okoliczność znanego im stanu prawnego nieruchomości, ze szczególnym uwzględnieni zgodności stanu prawnego ujawnionego w księgach wieczystych nieruchomości znajdującej się przy ul. K** 53 w M** z jej stanem faktycznym oraz istnienia jakichkolwiek zobowiązań związanych ze wzmiankowaną nieruchomością o których, wiedza powinna zostać przekazana (nabywcy) przy zakupie przez nią nieruchomości położonej przy ulicy K** 53 w M**."
Niestety ku naszemu zdziwieniu okazało się iż sąd nie tylko w najmniejszym stopniu nie jest zainteresowany jawnym ustaleniem o co chodzi z kwestionowaniem naszych praw własności, ale też będzie blokował nasze wysiłki podejmowane w tym celu. Co więcej okazało się iż Sąd Okręgowy do którego trafił wniosek o wyłączenie sędziego uważał, że jest to słuszne stanowisko. Powstaje więc pytanie dlaczego służy w powiecie G sąd? Do redystrybucji cudzego mienia na podstawie jakichś ewidentnie lewych kwitów? Bo przecież gdyby rzeczywiście istniały jakieś prawe kwity to chyba nie byłoby problemu z konfrontacją ich z ćwoczymi prawami własności w jawnym procesie, prawda?
Sprawa zakończyła się oczywiście uniewinnieniem Pani Sąsiadki, co było z pewnością bardzo wygodnym wyjściem dla sądu który najwyraźniej nie chciał ustalić jaką wiedzę posiadają świadkowie odnośnie stanu prawnego nieruchomości (a jak wynika z przesłuchań do których doprowadziliśmy w innych sprawach tak się akurat składa, że dokładnie tą samą co my tj. potwierdzają znany nam stan prawny ujawniony w księgach wieczystych). Trochę to dziwne zważywszy, ze gdyby sąd uznawał zapisy ksiąg wieczystych, ewidencji gruntów, wiarygodność aktów notarialnych czy chociaż istniejący stan faktyczny - nie mógłby tego zrobić....
5. Cudowny uzdrowiciel czyli Prokuratura Rejonowa (2 Ds 477/12 - II Kp 187/12)
Po tym jak Pani Naczelnik (działająca z upoważnienia Starosty) zabroniła nam prowadzenia remontów co spowodowało u nas uszczerbek na zdrowiu postanowiliśmy złożyć na Panią Naczelnik doniesienie do prokuratury. Co do tego, że lokalna prokuratura nie dopatrzy się jakiegokolwiek naruszenia prawa przez Panią Naczelnik nie mieliśmy raczej złudzeń bo nie słyszeliśmy jeszcze żeby lokalna prokuratura zrobiła cokolwiek jakiemukolwiek lokalnemu funkcjonariuszowi publicznemu, jednak spodziewaliśmy się że będzie przynajmniej udawać, że cokolwiek bada. Tymczasem z postanowienia prokuratury odmawiającego wszczęcia śledztwa wynika iż:
1. działania urzędników to generalnie nie jej sprawa
"Każda decyzja merytoryczna może zostać zaskarżona i właściwy organ zgodnie Z przepisami kpa oceni czy decyzja była słuszna i czy analiza materiału dokonana przez organ wydający decyzje była prawidłowa i w zależności od lej oceny, utrzyma je w mocy lub też je uchyli wskazując na błędy."
Zastanawiamy się czy Pani Prokurator (bo sprawę badał oczywiście nie kto inny niż specjalistka prokuratury od "konfliktów sąsiedzkich" z nieruchomością w tle w tym zakończonych zniknięciem jednej ze stron "konfliktu") słyszała o czymś takim jak art 231 KK?
2. jedyne co prokuratura w zgłoszeniu widzi to "niezadowolenie z treści decyzji [administracyjnych]"
"Nadesłano zawiadomienie nie zawiera żadnego dowodu uzasadnionego podejrzenia, by funkcjonariusze publiczni dopuścili się przestępstwa, lecz tylko wyraża niezadowolenie z treści ich decyzji. Zatem nie można uznać, że jest to pismo zawiadamiające o faktycznym przestępstwie, które należy rozpoznać w trybie art. 305 par. 1 kpk".
I prokuraturze naprawdę nie przyszło do głowy, że jak ktoś twierdzi, że na skutek działań urzędników doznał uszczerbku na zdrowiu to trzeba zebrać materiał dowodowy? Poza tym przyznajemy się, ze nie podoba nam się, ze urzędnik uważa, ze może wystawiać decyzje wymuszające utrzymanie budynku mieszkalnego w stanie stanowiącym zagrożenie. Co więcej w naszej opinii nie powinno się to podobać również Prokuraturze. Jednak najwyraźniej ma ona inny gust niż my...
Sprawę na skutek naszego zażalenia badał następnie sąd który ku naszemu zdziwieniu zgodził się z prokuraturą, że uszczerbku na zdrowiu nie widzi co najwyżej niezadowolenie z decyzji administracyjnych.
Po tym doszliśmy do wniosku, ze z tym powiatem jest chyba jednak coś nie tak. Bo chyba nie jest normalne, żeby lokalny sąd i prokuratura były obsadzone przez osobników którzy uważają, że jak odwrócą głowę i będą udawać że wszystko jest OK to problem zniknie.
No, ale gdyby przyznali, że uszczerbek na zdrowiu powstał to musieliby przecież ustalić czym kierowała się Pani Naczelnik , która stanu prawnego/faktycznego ćwoczej nieruchomości chyba nie uznaje oraz udaje przed nami, ze w archiwach Starostwa są dokumentów w postaci zgłoszeń prac budowlanych dokonywanych przez poprzednich właścicieli. A tak się składa, że potwierdzają one iż stan prawny/faktyczny jaki znamy jak najbardziej istniał i była go świadoma poprzednik Pani Naczelnik przystawiając na zgłoszeniach piękną czerwoną pieczątkę z napisem "brak sprzeciwu".
Po tym jak Pani Naczelnik (działająca z upoważnienia Starosty) zabroniła nam prowadzenia remontów co spowodowało u nas uszczerbek na zdrowiu postanowiliśmy złożyć na Panią Naczelnik doniesienie do prokuratury. Co do tego, że lokalna prokuratura nie dopatrzy się jakiegokolwiek naruszenia prawa przez Panią Naczelnik nie mieliśmy raczej złudzeń bo nie słyszeliśmy jeszcze żeby lokalna prokuratura zrobiła cokolwiek jakiemukolwiek lokalnemu funkcjonariuszowi publicznemu, jednak spodziewaliśmy się że będzie przynajmniej udawać, że cokolwiek bada. Tymczasem z postanowienia prokuratury odmawiającego wszczęcia śledztwa wynika iż:
1. działania urzędników to generalnie nie jej sprawa
"Każda decyzja merytoryczna może zostać zaskarżona i właściwy organ zgodnie Z przepisami kpa oceni czy decyzja była słuszna i czy analiza materiału dokonana przez organ wydający decyzje była prawidłowa i w zależności od lej oceny, utrzyma je w mocy lub też je uchyli wskazując na błędy."
Zastanawiamy się czy Pani Prokurator (bo sprawę badał oczywiście nie kto inny niż specjalistka prokuratury od "konfliktów sąsiedzkich" z nieruchomością w tle w tym zakończonych zniknięciem jednej ze stron "konfliktu") słyszała o czymś takim jak art 231 KK?
2. jedyne co prokuratura w zgłoszeniu widzi to "niezadowolenie z treści decyzji [administracyjnych]"
"Nadesłano zawiadomienie nie zawiera żadnego dowodu uzasadnionego podejrzenia, by funkcjonariusze publiczni dopuścili się przestępstwa, lecz tylko wyraża niezadowolenie z treści ich decyzji. Zatem nie można uznać, że jest to pismo zawiadamiające o faktycznym przestępstwie, które należy rozpoznać w trybie art. 305 par. 1 kpk".
I prokuraturze naprawdę nie przyszło do głowy, że jak ktoś twierdzi, że na skutek działań urzędników doznał uszczerbku na zdrowiu to trzeba zebrać materiał dowodowy? Poza tym przyznajemy się, ze nie podoba nam się, ze urzędnik uważa, ze może wystawiać decyzje wymuszające utrzymanie budynku mieszkalnego w stanie stanowiącym zagrożenie. Co więcej w naszej opinii nie powinno się to podobać również Prokuraturze. Jednak najwyraźniej ma ona inny gust niż my...
Sprawę na skutek naszego zażalenia badał następnie sąd który ku naszemu zdziwieniu zgodził się z prokuraturą, że uszczerbku na zdrowiu nie widzi co najwyżej niezadowolenie z decyzji administracyjnych.
Po tym doszliśmy do wniosku, ze z tym powiatem jest chyba jednak coś nie tak. Bo chyba nie jest normalne, żeby lokalny sąd i prokuratura były obsadzone przez osobników którzy uważają, że jak odwrócą głowę i będą udawać że wszystko jest OK to problem zniknie.
No, ale gdyby przyznali, że uszczerbek na zdrowiu powstał to musieliby przecież ustalić czym kierowała się Pani Naczelnik , która stanu prawnego/faktycznego ćwoczej nieruchomości chyba nie uznaje oraz udaje przed nami, ze w archiwach Starostwa są dokumentów w postaci zgłoszeń prac budowlanych dokonywanych przez poprzednich właścicieli. A tak się składa, że potwierdzają one iż stan prawny/faktyczny jaki znamy jak najbardziej istniał i była go świadoma poprzednik Pani Naczelnik przystawiając na zgłoszeniach piękną czerwoną pieczątkę z napisem "brak sprzeciwu".
6. Pochwała głupoty (2 Ds 1113/10 - II Kp 122/11)
Rok wcześniej zanim miało miejsce opisywane powyżej postępowanie odnośnie spowodowania przez Panią Naczelnik uszczerbku na ćwoczym zdrowiu wnosiliśmy do prokuratury o zbadanie czy Pani Naczelnik nie przekroczyła przypadkiem uprawnień powodując przy okazji zagrożenie dla ćwoczego zdrowia.
Być może ten fakt tłumaczy częściowo dlaczego kiedy do uszczerbku na zdrowiu rzeczywiście doszło prokuratura oraz sąd uznali, że lepiej nic nie widzieć. Inaczej musieliby przecież zbadać co źle zdobili w poprzednim postępowaniu, prawda? Do tego dodatkową trudnością w postępowaniu które miało miejsce już po uszczerbku na zdrowiu jest to, że wcześniejsze postępowanie w którym była mowa jedynie o narażeniu na uszczerbek na zdrowiu prowadziła sama Prokurator Rejonowy. Trudno więc aby prowadząca kolejne postępowanie Prokuratoe wkopywała własną szefową.
Wracając do postępowania dotyczącego możliwości przekroczenia uprawnień przez Panią Naczelnik powodując przy okazji zagrożenie dla ćwoczego zdrowia to prokuratura oczywiście odmówiła wszczęcia śledztwa. Nie zniżyła się przy tym do należnego opisania stanu prawnego nieruchomości stwierdzając jedynie enigmatycznie iż:
"(Ćwok) jest współwłaścicielem nieruchomości przy K** 53 w M**, który został zakupiony w 2006r. Natomiast drugim współwłaścicielem jest (pan Sąsiadka). posiadająca udział w wysokości 1/6.".
Nie wygląda wiec na to aby Pani Sąsiadka nie posiada żadnego majtku jak to "ustalono" na potrzeby innego postępowania. W tym postępowaniu (w przeciwieństwie do jeszcze innego postępowania) jakoś nie było problemu z uznaniem iż zagrożenie zdrowia wykazują dokumenty dołączone do akt sprawy. Rok później przy sprawie z uszczerbkiem na zdrowiu do którego już doszło starannie unikano tego tematu.
Całe obszerne uzasadnienie odmowy wszczęcia śledztwa (nigdy więcej nie widzieliśmy tak obszernego dokumentu wytworzonego przez tutejszą prokuraturę) można jednak podsumować tak "jeśli funkcjonariuszem państwowym jest kompletny idiota to cokolwiek zrobi jest niewinny" .Przyznajemy jednak iż Prokurator Rejonowy napisała to z większym wdziękiem tj.
"Ponadto samo przekroczenie przez funkcjonariusza publicznego swoich uprawnień lub niedopełnienie ciążących na nim obowiązków służbowych, nawet gdyby takowe miało miejsce w opisanej wyżej sytuacji nie stanowi przestępstwa stypizowanego w art. 231 par. 1 kk, gdyż dla jego bytu konieczne jest także działanie na szkodę interesu publicznego lub prywatnego (...) Przestępstwo to musi być zawinione umyślnie, co oznacza, że funkcjonariusz publiczny musi obejmować swoim zamiarem (bezpośrednim lub ewentualnym) zarówno przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków w wyniku działania jak i zaniechania) jak i działanie na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, charakteryzujące to przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków."
Wystarczy więc tylko nie pomyśleć o tym jakie są konsekwencje wbicia komuś noża w plecy, aby wszystko było OK....
Obszernym wywodem Prokurator Rejonowej poczuliśmy się zobowiązani i napisaliśmy 3-stronnicowe zażalenie wytykając wszystkie niedociągnięcia których się dopatrzeliśmy. Jak się okazało niepotrzebnie gdyż sąd się do podnoszonych przez nas argumentów nie odniósł zamiast tego racząc nas zadziwiającą informacją:
"Sprawca swoją świadomością, obejmuje przynajmniej możliwość narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i chce lego albo przewidując możliwość narażenia człowieka na określone w ustawie skutki godzi się na takie narażenie. Z akt niniejszej sprawy wynika, iz (ćwok) była świadoma złego sianu technicznego zakupionego budynku. "
Czyli co? Jeśli jakiś osobnik ma świadomość że stan techniczny budynku w którym się mieszka jest zły i pyta o co chodzi urzędnikom blokującym jego remont to cokolwiek złego go spotyka to jego własna wina?
Cóż sędziemu rozsądzającemu tą sprawę życzymy długiej i owocnej kariery w sądownictwie. Niewątpliwie zasługuje na to ze względu na swój intelekt, urodę oraz (jak głosi lokalna plotka) bliskiego krewnego w Sądzie Najwyższym.
Rok wcześniej zanim miało miejsce opisywane powyżej postępowanie odnośnie spowodowania przez Panią Naczelnik uszczerbku na ćwoczym zdrowiu wnosiliśmy do prokuratury o zbadanie czy Pani Naczelnik nie przekroczyła przypadkiem uprawnień powodując przy okazji zagrożenie dla ćwoczego zdrowia.
Być może ten fakt tłumaczy częściowo dlaczego kiedy do uszczerbku na zdrowiu rzeczywiście doszło prokuratura oraz sąd uznali, że lepiej nic nie widzieć. Inaczej musieliby przecież zbadać co źle zdobili w poprzednim postępowaniu, prawda? Do tego dodatkową trudnością w postępowaniu które miało miejsce już po uszczerbku na zdrowiu jest to, że wcześniejsze postępowanie w którym była mowa jedynie o narażeniu na uszczerbek na zdrowiu prowadziła sama Prokurator Rejonowy. Trudno więc aby prowadząca kolejne postępowanie Prokuratoe wkopywała własną szefową.
Wracając do postępowania dotyczącego możliwości przekroczenia uprawnień przez Panią Naczelnik powodując przy okazji zagrożenie dla ćwoczego zdrowia to prokuratura oczywiście odmówiła wszczęcia śledztwa. Nie zniżyła się przy tym do należnego opisania stanu prawnego nieruchomości stwierdzając jedynie enigmatycznie iż:
"(Ćwok) jest współwłaścicielem nieruchomości przy K** 53 w M**, który został zakupiony w 2006r. Natomiast drugim współwłaścicielem jest (pan Sąsiadka). posiadająca udział w wysokości 1/6.".
Nie wygląda wiec na to aby Pani Sąsiadka nie posiada żadnego majtku jak to "ustalono" na potrzeby innego postępowania. W tym postępowaniu (w przeciwieństwie do jeszcze innego postępowania) jakoś nie było problemu z uznaniem iż zagrożenie zdrowia wykazują dokumenty dołączone do akt sprawy. Rok później przy sprawie z uszczerbkiem na zdrowiu do którego już doszło starannie unikano tego tematu.
Całe obszerne uzasadnienie odmowy wszczęcia śledztwa (nigdy więcej nie widzieliśmy tak obszernego dokumentu wytworzonego przez tutejszą prokuraturę) można jednak podsumować tak "jeśli funkcjonariuszem państwowym jest kompletny idiota to cokolwiek zrobi jest niewinny" .Przyznajemy jednak iż Prokurator Rejonowy napisała to z większym wdziękiem tj.
"Ponadto samo przekroczenie przez funkcjonariusza publicznego swoich uprawnień lub niedopełnienie ciążących na nim obowiązków służbowych, nawet gdyby takowe miało miejsce w opisanej wyżej sytuacji nie stanowi przestępstwa stypizowanego w art. 231 par. 1 kk, gdyż dla jego bytu konieczne jest także działanie na szkodę interesu publicznego lub prywatnego (...) Przestępstwo to musi być zawinione umyślnie, co oznacza, że funkcjonariusz publiczny musi obejmować swoim zamiarem (bezpośrednim lub ewentualnym) zarówno przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków w wyniku działania jak i zaniechania) jak i działanie na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, charakteryzujące to przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków."
Wystarczy więc tylko nie pomyśleć o tym jakie są konsekwencje wbicia komuś noża w plecy, aby wszystko było OK....
Obszernym wywodem Prokurator Rejonowej poczuliśmy się zobowiązani i napisaliśmy 3-stronnicowe zażalenie wytykając wszystkie niedociągnięcia których się dopatrzeliśmy. Jak się okazało niepotrzebnie gdyż sąd się do podnoszonych przez nas argumentów nie odniósł zamiast tego racząc nas zadziwiającą informacją:
"Sprawca swoją świadomością, obejmuje przynajmniej możliwość narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i chce lego albo przewidując możliwość narażenia człowieka na określone w ustawie skutki godzi się na takie narażenie. Z akt niniejszej sprawy wynika, iz (ćwok) była świadoma złego sianu technicznego zakupionego budynku. "
Czyli co? Jeśli jakiś osobnik ma świadomość że stan techniczny budynku w którym się mieszka jest zły i pyta o co chodzi urzędnikom blokującym jego remont to cokolwiek złego go spotyka to jego własna wina?
Cóż sędziemu rozsądzającemu tą sprawę życzymy długiej i owocnej kariery w sądownictwie. Niewątpliwie zasługuje na to ze względu na swój intelekt, urodę oraz (jak głosi lokalna plotka) bliskiego krewnego w Sądzie Najwyższym.
Dziennik pierwszy (pisany przed 08-2012) | Dziennik drugi (pisany po 08-2012). |
# Wstęp - Jak w Bollywood # Część pierwsza - Co to jest Polska B. # Część druga - O podtrzymywaniu Polski B # Część trzecia - Co wiedzą instancje nadrzędne # Część trzy i pół - Co wie pani Sąsiadka |
# Wstęp - Na rodzimym gruncie # Część jeden i pół - Więcej o Polsce B. # Część dwa i pół - W obronie ciemnogrodu? # Część trzy i trzy czwarte - A może o to chodzi? # Część czwarta - Pytania i wątpliwości |
Aneks I (Czarne_dziury) | Aneks II (Bug_1) |
Aneks III (Bug_2) | Epilog (Składamy klocki) |