|
|
|
|
2. Konsekwencje lokalnych patentów czyli witajcie w rezerwacie im. Stanisława Barei.
Konsekwencją tej dziwnej filozofii porządkowania bałaganu w dokumentacji są dość absurdalne. Bo okazuje się, ze Sąd może "uzgadniać" stany prawne nieruchomości bez oglądania się na zapisy własnych rejestrów (czyli ksiąg wieczystych), Starostwo może przyjmować do ewidencji gruntów dokumenty sprzeczne z całą posiadaną dokumentacją, a Urząd Miasta wystawiać dokumenty, które również zaprzeczają danym, które posiada w swoich rejestrach np meldunkowych. A wszystko dlatego, że te sprzeczne z ich zasobami dane zostały potwierdzone przez inne instytucje - toteż maja domniemanie wiarygodności, a prawdziwości własnych dokumentów żadna lokalna instytucja nie jest pewna.
Nie trzeba mieć nic wspólnego ze złodziejskim procederem, aby od razu zauważyć, że opisana sytuacja to żyłą złota dla wszelkiej maści "łowców okazji" czyli drobnych cwaniaków, którzy jak się zdaje w lokalnej gwarze są nazywani "ludźmi, którzy sobie życie ułożyli" (oczywiście na cudzej nieruchomości, na której mamy wrażenie ich noga nigdy nie postała).
W końcu wystarczy wyciągnąć z urzędowego bałaganu jakieś dokumenty, które powstały na skutek starych pomyłek, czy drobnych kombinacji takich jak obchodzenie restrykcyjnego Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego, wydanie pozwoleń nie tym co trzeba czy jakieś inne PRL-owskie bareizmy. Spiąć je w kupkę. Dołożyć kilka zaświadczeń typu "nie można wykluczyć" oraz dokoptować kogoś kto może poświadczyć, że "sobie życie ułożył" i bingo! Mamy zestaw gotowy do dokonywania uzgodnień przed Sądem, oczywiście pod warunkiem, ze nie próbuje on nawet zajrzeć do ksiąg wieczystych. Bo gdyby zajrzał to zabiłby śmiechem. Przykład "uzgodnienia" na śmieciowych dokumentach podaliśmy (tutaj).
Jak się okazuje, aby dokonać zmian w ewidencji gruntów, budynków i lokali nie trzeba nawet mieć orzeczenia sądowego . Jak pokazuje sprawa, którą opisaliśmy (tutaj), wystarczy mieć zmienione zapisy ksiąg wieczystych na skutek.... ewidentnej pomyłki dokonującego wpisu, lub wniosek Urzędu Miasta o sprostowanie "powielanej latami pomyłki" (tutaj).
A Urząd Miasta ..... no cóż po prostu manipuluje tak aby nie wyszło, ze ma w swoich zasobach kilogramy dokumentów o treści sprzecznej z "ustaleniami" dokonanymi i honorowanymi przez inne instytucje.
Konsekwencją tej dziwnej filozofii porządkowania bałaganu w dokumentacji są dość absurdalne. Bo okazuje się, ze Sąd może "uzgadniać" stany prawne nieruchomości bez oglądania się na zapisy własnych rejestrów (czyli ksiąg wieczystych), Starostwo może przyjmować do ewidencji gruntów dokumenty sprzeczne z całą posiadaną dokumentacją, a Urząd Miasta wystawiać dokumenty, które również zaprzeczają danym, które posiada w swoich rejestrach np meldunkowych. A wszystko dlatego, że te sprzeczne z ich zasobami dane zostały potwierdzone przez inne instytucje - toteż maja domniemanie wiarygodności, a prawdziwości własnych dokumentów żadna lokalna instytucja nie jest pewna.
Nie trzeba mieć nic wspólnego ze złodziejskim procederem, aby od razu zauważyć, że opisana sytuacja to żyłą złota dla wszelkiej maści "łowców okazji" czyli drobnych cwaniaków, którzy jak się zdaje w lokalnej gwarze są nazywani "ludźmi, którzy sobie życie ułożyli" (oczywiście na cudzej nieruchomości, na której mamy wrażenie ich noga nigdy nie postała).
W końcu wystarczy wyciągnąć z urzędowego bałaganu jakieś dokumenty, które powstały na skutek starych pomyłek, czy drobnych kombinacji takich jak obchodzenie restrykcyjnego Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego, wydanie pozwoleń nie tym co trzeba czy jakieś inne PRL-owskie bareizmy. Spiąć je w kupkę. Dołożyć kilka zaświadczeń typu "nie można wykluczyć" oraz dokoptować kogoś kto może poświadczyć, że "sobie życie ułożył" i bingo! Mamy zestaw gotowy do dokonywania uzgodnień przed Sądem, oczywiście pod warunkiem, ze nie próbuje on nawet zajrzeć do ksiąg wieczystych. Bo gdyby zajrzał to zabiłby śmiechem. Przykład "uzgodnienia" na śmieciowych dokumentach podaliśmy (tutaj).
Jak się okazuje, aby dokonać zmian w ewidencji gruntów, budynków i lokali nie trzeba nawet mieć orzeczenia sądowego . Jak pokazuje sprawa, którą opisaliśmy (tutaj), wystarczy mieć zmienione zapisy ksiąg wieczystych na skutek.... ewidentnej pomyłki dokonującego wpisu, lub wniosek Urzędu Miasta o sprostowanie "powielanej latami pomyłki" (tutaj).
A Urząd Miasta ..... no cóż po prostu manipuluje tak aby nie wyszło, ze ma w swoich zasobach kilogramy dokumentów o treści sprzecznej z "ustaleniami" dokonanymi i honorowanymi przez inne instytucje.
3. Poteoretyzujmy trochę czyli co to jest karuzela dokumentów
Ponieważ nad całym procederem unoszą się gęste opary absurdu opiszmy jeszcze raz hipotetyczny schemat zawłaszczanie nieruchomości w hipotetycznej gminie, która znajduje się w hipotetycznym powiecie w którym w ciągu prawie 30 lat nie zdołano doprowadzić do porządku swoich zasobów dotyczących nieruchomości.
I Etap I - Urząd Gminy
Załóżmy, że w Urzędzie Gminy znajduje się powiedzmy ponad 100 dokumentów powstałym na skutek różnych czynności administracyjnych odzwierciedlających rzeczywisty stan faktyczno - prawny oraz jeden dokumencik o wartości dowodowej przysłowiowego "kwitu z pralni" (np pozwolenie na budowę wydane osobie nie mającej prawa do dysponowania nieruchomością na cele budowlane etc) wskazującego na rzekome istnienie innej sytuacji faktyczno-prawnej niż pozostała dokumentacja.
Gdyby dokonano uporządkowania dokumentów przechowywanych w zasobach gminy dokument ten by po prostu usunięto. Ponieważ zasoby są w stanie permanentnego bałaganu nasz "kwit z pralni" jest wydawany jako dokument cieszący się domniemaniem wiarygodności. Nie jest bowiem do niego dołączane oświadczenie, ze jest on ewidentnie sprzeczny z całą pozostałą dokumentacją przechowywaną w Urzędzie Gminy.
II Etap II - "ustalenia" czyli np Sąd
Jeżeli nasz "kwitek od pralni" trafia do jakiegoś postępowania np przed Sądem, to jak każdy dokument wystawiony przez instytucję państwową cieszy się on domniemaniem wiarygodności. Nie byłoby to wielkim problemem, gdyby Sąd wierzył w wiarygodność własnych ksiąg wieczystych. Po prostu po stwierdzeniu, że nasz "kwitek z pralni" nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, której odzwierciedlaniem sa wiarygodne księgi wieczyste - przesłałby go do prokuratury w celu dokonania ustaleń skąd się poświadczenie nieprawdy wzięło w zasobach Urzędu Gminy i dlaczego jego kopie są wydawane jako wiarygodny dokument. Ale jeżeli Sąd nie uznaje wiarygodności własnych ksiąg wieczystych, a dokumenty z innych instytucji traktuje jako wiarygodne podkładki - to może się zdarzyć, ze uwiarygodni "kwitek z pralni" lub raczej rzekome istnienie alternatywnych rzeczywistości, której dowód on stanowi w swoim orzeczeniu. Jest to tym bardziej prawdopodobne jeżeli dołączy się szereg zaświadczeń typu "nie można wykluczyć", (co w naszym hipotetycznym powiecie nie powinno być trudne skoro żadna z instytucji nie jest pewna wiarygodności dokumentów w swoich zasobach) - to istotnie wykluczyć niczego nie może. Są jeszcze osoby, które rzeczony "kwit z pralni" utylizują, a te z pewnością będą gotowe potwierdzić, ze to co on opisuje istnieje naprawdę. Istnienie alternatywnej rzeczywistości faktyczno-prawnej zaczyna więc być naprawdę "dobrze udokumentowane". Oczywiście tylko w naszym hipotetycznym powiecie w którym żadna instytucja nie dowierza swoim rejestrom.
III Etap III Modernizacja albo pranie dokumentów.
Teoretycznie orzeczenie wydane na podstawie "kwitka z pralni" powinno umrzeć śmiercią naturalną, bo teoretycznie nie można go nigdzie ujawnić bez poinformowania o tym właścicieli. Okazuje się jednak, ze to też jest do obejścia. Oczywiście w naszym hipotetycznym powiecie w którym żadna instytucja nie dowierza dokumentom przechowywanym we własnych zasobach, a za to wszystko co pochodzi z innych instytucji traktuje jako wiarygodna podkładkę. Furtka nazywa się "dział I-O" i "modernizacja".
Dział I-O ksiąg wieczystych lokalizuje prawa ujawnione w pozostałych działach ksiąg wieczystych na konkretniej nieruchomości. Jak już wielokrotnie pisaliśmy, w naszej opinii za jedna z największych kompromitacji Sądu Najwyższego należy uznać jego uchwałę z 1989 roku w której zdjęto domniemanie wiarygodności z działu I-O. W ten sposób wysłano w kosmos wszystkie księgi wieczyste, lub raczej uzależniono ich wiarygodność od wiarygodności rejestrów w których do danej nieruchomości przypisuje się księgę wieczystą - czyli od ewidencji gruntów (obecnie gruntów, budynków i lokali). Być może w latach 1980-tych i 1990--tych miało to jeszcze pewien sens, bowiem podmiot prowadzący tą ewidencją musiał o każdej zmianie informować ujawnionych w niej właścicieli. Jednak bodajże na początku tego wieku obowiązek ten zdjęto. Dzieło zniszczenia zostało jednak dokończone przez proces zwany modernizacją ewidencji gruntów. Teoretycznie w modernizacja służy do uaktualniania i porządkowania ewidencji gruntów. W praktyce w ten sposób przyjmuje się jednak każdy śmieć nawet ewidentnie sprzeczny z zapisami ewidencji gruntów i dokumentami przechowywanymi w jej zasobach. Chociaż z drugiej strony jeżeli z góry się zakłada, ze zapisy ewidencji gruntów i dokumenty w niej zawarte nie muszą być wiarygodne - to jakie niby są możliwości weryfikacji czegokolwiek?
Jak wiec widać w obecnej sytuacji prawnej modernizacja jest sposobem na wprowadzenie do ewidencji gruntów dowolnego dokumentu w oparciu o który można dokonać zmiany w jej zapisach, bez informowania nawet o tym władających nieruchomością właścicieli.
IV Etap IV Wpis do księgi wieczystej
A mając w ręku zmodyfikowany na podstawie naszego orzeczenia (lub innego dokumentu) wypis z ewidencji gruntów, budynków i lokali zmieniający zapisy działu I-O można dokonać zmian w księgach wieczystych wysyłając uwiarygodnione w księgach wieczystych prawa właścicieli w kosmos tj. po prostu "odpinając" ich prawa własności od konkretnej nieruchomości. Jeżeli nie dokonuje się zmian dotyczących bezpośrednio prawa własności (czyli działu II) to chyba nie ma nawet potrzeby by ich o tym informować. W końcu dlaczego Sąd ma informować o zmianach w ewidencji gruntów, które zostały ujawnione w dziale I-O, za którego wiarygodność sąd nie odpowiada?
O zmianach/ właściciel, lub jego spadkobiercy dowiaduje się po latach, bo raczej rzadko kto ma zwyczaj regularnego sprawdzania, czy nie zmieniono za jego plecami zapisów w rejestrach, które mają domniemanie wiarygodności ;-)
Podsumowując mamy więc na początku tego hipotetycznego procederu osobę będącą właścicielem „kwitka z pralni”, a na końcu będącą właścicielem okazałej nieruchomości o znacznej wartości.
Ponieważ nad całym procederem unoszą się gęste opary absurdu opiszmy jeszcze raz hipotetyczny schemat zawłaszczanie nieruchomości w hipotetycznej gminie, która znajduje się w hipotetycznym powiecie w którym w ciągu prawie 30 lat nie zdołano doprowadzić do porządku swoich zasobów dotyczących nieruchomości.
I Etap I - Urząd Gminy
Załóżmy, że w Urzędzie Gminy znajduje się powiedzmy ponad 100 dokumentów powstałym na skutek różnych czynności administracyjnych odzwierciedlających rzeczywisty stan faktyczno - prawny oraz jeden dokumencik o wartości dowodowej przysłowiowego "kwitu z pralni" (np pozwolenie na budowę wydane osobie nie mającej prawa do dysponowania nieruchomością na cele budowlane etc) wskazującego na rzekome istnienie innej sytuacji faktyczno-prawnej niż pozostała dokumentacja.
Gdyby dokonano uporządkowania dokumentów przechowywanych w zasobach gminy dokument ten by po prostu usunięto. Ponieważ zasoby są w stanie permanentnego bałaganu nasz "kwit z pralni" jest wydawany jako dokument cieszący się domniemaniem wiarygodności. Nie jest bowiem do niego dołączane oświadczenie, ze jest on ewidentnie sprzeczny z całą pozostałą dokumentacją przechowywaną w Urzędzie Gminy.
II Etap II - "ustalenia" czyli np Sąd
Jeżeli nasz "kwitek od pralni" trafia do jakiegoś postępowania np przed Sądem, to jak każdy dokument wystawiony przez instytucję państwową cieszy się on domniemaniem wiarygodności. Nie byłoby to wielkim problemem, gdyby Sąd wierzył w wiarygodność własnych ksiąg wieczystych. Po prostu po stwierdzeniu, że nasz "kwitek z pralni" nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, której odzwierciedlaniem sa wiarygodne księgi wieczyste - przesłałby go do prokuratury w celu dokonania ustaleń skąd się poświadczenie nieprawdy wzięło w zasobach Urzędu Gminy i dlaczego jego kopie są wydawane jako wiarygodny dokument. Ale jeżeli Sąd nie uznaje wiarygodności własnych ksiąg wieczystych, a dokumenty z innych instytucji traktuje jako wiarygodne podkładki - to może się zdarzyć, ze uwiarygodni "kwitek z pralni" lub raczej rzekome istnienie alternatywnych rzeczywistości, której dowód on stanowi w swoim orzeczeniu. Jest to tym bardziej prawdopodobne jeżeli dołączy się szereg zaświadczeń typu "nie można wykluczyć", (co w naszym hipotetycznym powiecie nie powinno być trudne skoro żadna z instytucji nie jest pewna wiarygodności dokumentów w swoich zasobach) - to istotnie wykluczyć niczego nie może. Są jeszcze osoby, które rzeczony "kwit z pralni" utylizują, a te z pewnością będą gotowe potwierdzić, ze to co on opisuje istnieje naprawdę. Istnienie alternatywnej rzeczywistości faktyczno-prawnej zaczyna więc być naprawdę "dobrze udokumentowane". Oczywiście tylko w naszym hipotetycznym powiecie w którym żadna instytucja nie dowierza swoim rejestrom.
III Etap III Modernizacja albo pranie dokumentów.
Teoretycznie orzeczenie wydane na podstawie "kwitka z pralni" powinno umrzeć śmiercią naturalną, bo teoretycznie nie można go nigdzie ujawnić bez poinformowania o tym właścicieli. Okazuje się jednak, ze to też jest do obejścia. Oczywiście w naszym hipotetycznym powiecie w którym żadna instytucja nie dowierza dokumentom przechowywanym we własnych zasobach, a za to wszystko co pochodzi z innych instytucji traktuje jako wiarygodna podkładkę. Furtka nazywa się "dział I-O" i "modernizacja".
Dział I-O ksiąg wieczystych lokalizuje prawa ujawnione w pozostałych działach ksiąg wieczystych na konkretniej nieruchomości. Jak już wielokrotnie pisaliśmy, w naszej opinii za jedna z największych kompromitacji Sądu Najwyższego należy uznać jego uchwałę z 1989 roku w której zdjęto domniemanie wiarygodności z działu I-O. W ten sposób wysłano w kosmos wszystkie księgi wieczyste, lub raczej uzależniono ich wiarygodność od wiarygodności rejestrów w których do danej nieruchomości przypisuje się księgę wieczystą - czyli od ewidencji gruntów (obecnie gruntów, budynków i lokali). Być może w latach 1980-tych i 1990--tych miało to jeszcze pewien sens, bowiem podmiot prowadzący tą ewidencją musiał o każdej zmianie informować ujawnionych w niej właścicieli. Jednak bodajże na początku tego wieku obowiązek ten zdjęto. Dzieło zniszczenia zostało jednak dokończone przez proces zwany modernizacją ewidencji gruntów. Teoretycznie w modernizacja służy do uaktualniania i porządkowania ewidencji gruntów. W praktyce w ten sposób przyjmuje się jednak każdy śmieć nawet ewidentnie sprzeczny z zapisami ewidencji gruntów i dokumentami przechowywanymi w jej zasobach. Chociaż z drugiej strony jeżeli z góry się zakłada, ze zapisy ewidencji gruntów i dokumenty w niej zawarte nie muszą być wiarygodne - to jakie niby są możliwości weryfikacji czegokolwiek?
Jak wiec widać w obecnej sytuacji prawnej modernizacja jest sposobem na wprowadzenie do ewidencji gruntów dowolnego dokumentu w oparciu o który można dokonać zmiany w jej zapisach, bez informowania nawet o tym władających nieruchomością właścicieli.
IV Etap IV Wpis do księgi wieczystej
A mając w ręku zmodyfikowany na podstawie naszego orzeczenia (lub innego dokumentu) wypis z ewidencji gruntów, budynków i lokali zmieniający zapisy działu I-O można dokonać zmian w księgach wieczystych wysyłając uwiarygodnione w księgach wieczystych prawa właścicieli w kosmos tj. po prostu "odpinając" ich prawa własności od konkretnej nieruchomości. Jeżeli nie dokonuje się zmian dotyczących bezpośrednio prawa własności (czyli działu II) to chyba nie ma nawet potrzeby by ich o tym informować. W końcu dlaczego Sąd ma informować o zmianach w ewidencji gruntów, które zostały ujawnione w dziale I-O, za którego wiarygodność sąd nie odpowiada?
O zmianach/ właściciel, lub jego spadkobiercy dowiaduje się po latach, bo raczej rzadko kto ma zwyczaj regularnego sprawdzania, czy nie zmieniono za jego plecami zapisów w rejestrach, które mają domniemanie wiarygodności ;-)
Podsumowując mamy więc na początku tego hipotetycznego procederu osobę będącą właścicielem „kwitka z pralni”, a na końcu będącą właścicielem okazałej nieruchomości o znacznej wartości.
4. Mur milczenia czyli teoretyzowania ciąg dalszy
Pozostaje wyjaśnić jaka to „konspiracja” powodowałaby, że opisana powyżej procedura procedura mogłaby kwitnąć w najlepsze, a prawowici właściciele nieruchomości które byłyby nią dotknięte (jak to nam kiedyś ktoś powiedział) „wariują, albo uciekają”.
Wydaje się, że byłby to dokładnie dokładnie ta sama „konspiracja”, która powoduje dzieciaki milczą, gdy grając w piłkę stłuką szybę. Nikt nie czuje się winny, że źle wyszło. W końcu wszyscy uczestniczący w opisanym procederze nie robiliby w swojej świadomości nic złego. W końcu tylko porządkują rejestry, które „zła komuna” pozostawiła w takim stanie, ze do tej pory nie można się pozbierać. Wobec tego bałaganu robią co mogą aby wszystko działało jak trzeba i w ich rozumieniu pewnie perfekcyjnie działa o ile nie zjawią się ludzie z jakąś podejrzanie kompletną dokumentacją. Bo jak rozumiemy „przyzwoity człowiek” w takich miejscach powiatowy rezerwat im.Stanisława Barei żadnych dokumentów nie posiada, więc każdy kto posiada jest z definicji podejrzany ;-)
Ponadto ponieważ wiarygodność ksiąg wieczystych jest kluczowa dla opartej na kredycie gospodarki kapitalistycznej – domniemać można, ze za każde wyjście na jaw podwójnego ohipotekowania czy niezgodności zapisów ewidencji gruntów, budynków i lokali może powodować niezły dym. Być może właśnie strach przed nim powoduje, ze funkcjonariusze instytucji powiatowych dosłownie głupieją gdy pojawi się ktoś kto zdoła zamachać przysłowiowym "kwitkiem z pralni" uwiarygodnionym przez jedną instytucję i pokazującym rzeczywistość faktyczno-prawną odmienną od tego co pokazują jego własne rejestry. Być może strach jest nawet tak wielki, że wszystkim jest dokładnie wszystko jedno kto ma prawdziwe prawa do nieruchomości, a jedyną rzeczą jaką ich interesuje jest to aby zakopać "dowód rozbieżności" dając osobie machającej "kwitkiem z pralni" dokładnie to co sobie życzy - czyli czyjąś nieruchomość.
Tyle teoretyczny model. Sprawdźmy czy przystaje on do naszej sytuacji i czy tłumaczy to co zaczęło się dziać na przełomie 2009/2010 roku na naszej nieruchomości.
Pozostaje wyjaśnić jaka to „konspiracja” powodowałaby, że opisana powyżej procedura procedura mogłaby kwitnąć w najlepsze, a prawowici właściciele nieruchomości które byłyby nią dotknięte (jak to nam kiedyś ktoś powiedział) „wariują, albo uciekają”.
Wydaje się, że byłby to dokładnie dokładnie ta sama „konspiracja”, która powoduje dzieciaki milczą, gdy grając w piłkę stłuką szybę. Nikt nie czuje się winny, że źle wyszło. W końcu wszyscy uczestniczący w opisanym procederze nie robiliby w swojej świadomości nic złego. W końcu tylko porządkują rejestry, które „zła komuna” pozostawiła w takim stanie, ze do tej pory nie można się pozbierać. Wobec tego bałaganu robią co mogą aby wszystko działało jak trzeba i w ich rozumieniu pewnie perfekcyjnie działa o ile nie zjawią się ludzie z jakąś podejrzanie kompletną dokumentacją. Bo jak rozumiemy „przyzwoity człowiek” w takich miejscach powiatowy rezerwat im.Stanisława Barei żadnych dokumentów nie posiada, więc każdy kto posiada jest z definicji podejrzany ;-)
Ponadto ponieważ wiarygodność ksiąg wieczystych jest kluczowa dla opartej na kredycie gospodarki kapitalistycznej – domniemać można, ze za każde wyjście na jaw podwójnego ohipotekowania czy niezgodności zapisów ewidencji gruntów, budynków i lokali może powodować niezły dym. Być może właśnie strach przed nim powoduje, ze funkcjonariusze instytucji powiatowych dosłownie głupieją gdy pojawi się ktoś kto zdoła zamachać przysłowiowym "kwitkiem z pralni" uwiarygodnionym przez jedną instytucję i pokazującym rzeczywistość faktyczno-prawną odmienną od tego co pokazują jego własne rejestry. Być może strach jest nawet tak wielki, że wszystkim jest dokładnie wszystko jedno kto ma prawdziwe prawa do nieruchomości, a jedyną rzeczą jaką ich interesuje jest to aby zakopać "dowód rozbieżności" dając osobie machającej "kwitkiem z pralni" dokładnie to co sobie życzy - czyli czyjąś nieruchomość.
Tyle teoretyczny model. Sprawdźmy czy przystaje on do naszej sytuacji i czy tłumaczy to co zaczęło się dziać na przełomie 2009/2010 roku na naszej nieruchomości.
5. Wracamy do naszej nieruchomości
I. "Lewy” dokumencik (a właściwie dwa).
Nie ma wątpliwości, że w czasie prawie 100 lat władania nieruchomością nasi poprzednicy prawni my siłą rzeczy wprowadziliśmy do instytucji państwowych kilogramy różnych papierów dokumentujących szereg czynności jakie dokonuje władający nieruchomością właściciel. Są to dane meldunkowe, dane o urodzinach czy zgonach, dokumentacja związana z wydawaniem dowodów osobistych i prawa jazdy, dokumentacja rejestracji samochodu , dokumentacja postępowania spadkowego, dokumentacja związana z posyłaniem dzieci do szkół publicznych, różnego rodzaju zezwolenia na przebudowy, podłączenie przyłączy gazowych i wodociągowych, umowy o media (prąd , gaz etc), opłaty za wywóz śmieci , pozwolenia na działalność gospodarczą, dane podatkowe, akty notarialne sprzedaży, podziału, a nawet darowizny kawałka nieruchomości ma rzecz Skarbu Państwa, wielokrotne wypisy z ewidencji gruntów, korespondencja w sprawach administracyjnych, powiadomienia o dokonanych wpisach etc Trudno wyliczyć wszystkie dokumenty, zaświadczenia, pozwolenia etc, jakie są wymagane od przeciętnego zjadacza chleba obecnie. Podobnie w PRL, który był także państwem bardzo zbiurokratyzowanym. Wszystkie te dokumenty (a przynajmniej te podpadające pod odpowiednie kategorie archiwalne) powinny być przechowywane w wymaganym przez prawo zakresie w instytucjach państwowych.
Nie musimy chyba mówić, że dokumenty te potwierdzają rzeczywiście istniejący stan faktyczno-prawny. Być może to jest właśnie powód dlaczego do istnienia sporej części tych dokumentów instytucje państwowe nie chcą się przyznać. Co ciekawe Starostwo przyznaje się zwykle, że jakiś dokument ma gdy pokażemy, że i tak go mamy z innego źródła. Natomiast Urząd Miasta pozostaje niezłomny, upierając się, że dokumentu nie ma w swoich zasobach, nawet jeśli wyciągniemy jego opatrzoną pieczątką Urzędu Miasta kopię z innego źródła. Taka widać lokalna specyfika.
Naprzeciwko tej całej potwierdzającej istniejący stan faktyczno-prawny dokumentacji, która w każdej instytucji powinna liczyć co najmniej solidne kilka segregatorów są dwa (dosłownie DWA) dokumenciki, które są ewidentnie wadliwe, ale których nie tylko nikt nie chce usunąć z obiegu prawnego, ale też są rozpowszechniane jako wiarygodne.
Pierwszy z nich to pozwolenie na "nadbudowę" z 1993 roku (z dokumentacji wynika, ze jest to jednak pozwolenie na adaptację części strychu) wydanie nie na wyrysie z ewidencji gruntów (jak nakazuje prawo budowlane), ale mapce nie istniejącej pod tym adresem nieruchomości pokrywającej nie tylko nasza nieruchomość, ale jeszcze sąsiadów. Jakby tego było mało to jeszcze nieruchomość oznaczono przy pomocy numeracji geodezyjnej zarzuconej dwadzieścia lat wcześniej, a osoba opisana jako "inwestorka" była właścicielką 1/3 udziałów w nieruchomości (rzeczywiście istniejącej) nie miała więc nawet prawa do samodzielnego dysponowania nieruchomością na cele budowlane.
Drugi to informacja znaleziona podobno w czasie badania ksiąg wieczystych o tym, że państwo Łebkowscy - pierwsi właściciele parceli 275a z której powstała nasza nieruchomość - byli właścicielami jakiejś działki 275a jeszcze w 2002 roku. Jest to fizycznie niemożliwe, bowiem cała parcela została zbyta przez ich spadkobierców w latach 1950-tych, co jest zresztą bardzo dobrze udokumentowane. Jakby tego jeszcze było mało to od dłuższego okresu czasu nie możemy ustalić w jakiej księdze wieczystej / w jakim zbiorze dokumentów znaleziono te rewelacje. Nie jest więc nawet pewne czy nie jest to zwykła konfabulacje osoby, która ten dokument wyprodukowała .
II. "Ustalenia"
Czy te dwa opisane dokumenciki stały się podstawą dla dla jakiś ustaleń? Na to wskazuje coraz więcej poszlak:
a) Urząd Miasta nie chce wystawiać dokumentów (np. w formie zaświadczenia) poświadczających o rzeczywiście istniejącym stanie faktyczno-prawnym. Urząd Miasta odmawia też potwierdzenia oczywistych i dobrze udokumentowanych faktów w zakresie dotyczącym rzeczywiście istniejącego stanu faktyczno-prawnego nieruchomości.
b) Starostwo nie chce wszcząć postępowania administracyjnego w celu usunięcia oczywistej rozbieżności pomiędzy wypisem i wyrysem z ewidencji gruntów. Nie chce również wyjaśnić w jakich okolicznościach w wyrysie pojawił się rzut nie istniejącego w terenie budynku.
c) Sąd Rejonowy prowadzi wszystkie postępowania tak jakby na miejscu naszej nieruchomości znajdował się obiekt o innym stanie faktyczno-prawnym. Zważywszy, ze cały czas jednak istnieje rzeczywistość która istnieje ( i to zarówno w terenie jak i w rejestrach) daje to zdumiewające rezultaty takie jak "mała szkodliwość społeczna" włamywania się do naszego pomieszczenia, unieważnianie umów cywilnych w które sąd nie powinien ingerować, niezdolność przeprocesowania prostej sprawy o zwrot obowiązkowych kosztów związanych z zarządzaniem nieruchomością już 5 rok etc
d) Nadzór budowlany widzi na miejscu naszej nieruchomości „coś” innego, a to, że to „coś” co wygląda jak nasza nieruchomości wytłumaczył sobie jakimiś samowolnymi przebudowami, których nawet nie mógł udokumentować, bo ich po prostu nie ma.
e) Praktycznie wszystkie dokumenty dotyczące rzeczywiście istniejącej nieruchomości są traktowane jako niewiarygodne ( w przeciwieństwie rzecz jasna do tych dwóch dokumencików o których pisaliśmy w pkt 1,które z kolei są traktowane jako jak najbardziej wiarygodne)
f) Pomimo ewidentnego naruszania naszych praw (oczywiście w istniejącej i udokumentowanej rzeczywistości) prokuratura nie dopatrzyła się do tej pory naruszenia prawa. Nawet w sytuacji tak ekstremalnej jak konieczność opuszczenia nieruchomości po doznanym uszczerbku ma zdrowiu
g) Urząd Miasta i Sąd Rejonowy odmawiają wydania zaświadczenia, że nie dokonano żadnych ustaleń zmieniających zapisy ksiąg wieczystych prowadzonych dla naszej nieruchomości.
III. "Ujawnianie" i "przepinanie"
Na to, ze możemy być w trakcie opisanego procesu wskazuje również szereg okoliczności
a) Dokonano zmiany kształtu budynku na wyrysie z ewidencji gruntów na kształt nie odpowiadający rzeczywistości, za to odpowiadający decyzji o "nadbudowie" - patrz par 1)
b) Mimo kilkakrotnie zwracanej uwagi Urząd Miasta odmawia naliczania podatków od nieruchomości z uwzględnieniem istniejącego stanu faktyczno-prawnego (nie uwzględnia wydzielonych lokali mieszkalnych)
c) Nadzór budowlany prowadzi postępowanie w trakcie którego usiłuje wykazać, iż obecny kształt budynku jest wynikiem przebudów (ponieważ cały czas traktuje budynek jako jednorodzinny podejrzewany, ze chodzi o wydzielenie lokali, które usiłuje przenieść na 2010 rok)
d) Wyrok I C 170/10 w którym sędzia unieważnił umowę z dnia 25.05.2005 zawartą pomiędzy ówczesnymi współwłaścicielami nieruchomości nie precyzując jednak czy chodzi o umowę quad usum, czy umowę częściowego zniesienia współwłasności (wydzielenie lokali mieszkalnych). Sąd nie chce wydać zaświadczenia doprecyzowującego na podstawie akt sprawy, że chodzi o umowę quad usum. Nie chce również skorygować cudacznego opisu stanu prawnego nieruchomości z którego wynika, ze nasze lokale bujają nad ulica K** (wraz z przypisanymi do niech współudziałami w jakiejś nieruchomości) . Za to Pani Sąsiadka posiada co prawda lokal mieszkalny i 1/6 nieruchomości pod adresem ul K** 53 w M, ale z opisu nie wynika bynajmniej w jakiej księdze wieczystej jest on ujawniony.
e) Sąd Rejonowy odmawia wydania zaświadczenia, ze księgi wieczyste ujawnione w centralnym systemie ksiąg wieczystych jako prowadzone dla nieruchomości pod adresem K** 53 w M są jedynymi księgami prowadzonymi dla tej nieruchomości.
Tak więc wygląda, że proces "przepinania nieruchomości" rozpoczął się w okolicach roku 2010 i gdyby nie nasza determinacja w wyjaśnianiu sprawy to być może byłby już zakończony, a my dołączylibyśmy do innych prawowitych właścicieli nieruchomości z miasteczka M, którzy podobno „wariowali, albo uciekali”.
I. "Lewy” dokumencik (a właściwie dwa).
Nie ma wątpliwości, że w czasie prawie 100 lat władania nieruchomością nasi poprzednicy prawni my siłą rzeczy wprowadziliśmy do instytucji państwowych kilogramy różnych papierów dokumentujących szereg czynności jakie dokonuje władający nieruchomością właściciel. Są to dane meldunkowe, dane o urodzinach czy zgonach, dokumentacja związana z wydawaniem dowodów osobistych i prawa jazdy, dokumentacja rejestracji samochodu , dokumentacja postępowania spadkowego, dokumentacja związana z posyłaniem dzieci do szkół publicznych, różnego rodzaju zezwolenia na przebudowy, podłączenie przyłączy gazowych i wodociągowych, umowy o media (prąd , gaz etc), opłaty za wywóz śmieci , pozwolenia na działalność gospodarczą, dane podatkowe, akty notarialne sprzedaży, podziału, a nawet darowizny kawałka nieruchomości ma rzecz Skarbu Państwa, wielokrotne wypisy z ewidencji gruntów, korespondencja w sprawach administracyjnych, powiadomienia o dokonanych wpisach etc Trudno wyliczyć wszystkie dokumenty, zaświadczenia, pozwolenia etc, jakie są wymagane od przeciętnego zjadacza chleba obecnie. Podobnie w PRL, który był także państwem bardzo zbiurokratyzowanym. Wszystkie te dokumenty (a przynajmniej te podpadające pod odpowiednie kategorie archiwalne) powinny być przechowywane w wymaganym przez prawo zakresie w instytucjach państwowych.
Nie musimy chyba mówić, że dokumenty te potwierdzają rzeczywiście istniejący stan faktyczno-prawny. Być może to jest właśnie powód dlaczego do istnienia sporej części tych dokumentów instytucje państwowe nie chcą się przyznać. Co ciekawe Starostwo przyznaje się zwykle, że jakiś dokument ma gdy pokażemy, że i tak go mamy z innego źródła. Natomiast Urząd Miasta pozostaje niezłomny, upierając się, że dokumentu nie ma w swoich zasobach, nawet jeśli wyciągniemy jego opatrzoną pieczątką Urzędu Miasta kopię z innego źródła. Taka widać lokalna specyfika.
Naprzeciwko tej całej potwierdzającej istniejący stan faktyczno-prawny dokumentacji, która w każdej instytucji powinna liczyć co najmniej solidne kilka segregatorów są dwa (dosłownie DWA) dokumenciki, które są ewidentnie wadliwe, ale których nie tylko nikt nie chce usunąć z obiegu prawnego, ale też są rozpowszechniane jako wiarygodne.
Pierwszy z nich to pozwolenie na "nadbudowę" z 1993 roku (z dokumentacji wynika, ze jest to jednak pozwolenie na adaptację części strychu) wydanie nie na wyrysie z ewidencji gruntów (jak nakazuje prawo budowlane), ale mapce nie istniejącej pod tym adresem nieruchomości pokrywającej nie tylko nasza nieruchomość, ale jeszcze sąsiadów. Jakby tego było mało to jeszcze nieruchomość oznaczono przy pomocy numeracji geodezyjnej zarzuconej dwadzieścia lat wcześniej, a osoba opisana jako "inwestorka" była właścicielką 1/3 udziałów w nieruchomości (rzeczywiście istniejącej) nie miała więc nawet prawa do samodzielnego dysponowania nieruchomością na cele budowlane.
Drugi to informacja znaleziona podobno w czasie badania ksiąg wieczystych o tym, że państwo Łebkowscy - pierwsi właściciele parceli 275a z której powstała nasza nieruchomość - byli właścicielami jakiejś działki 275a jeszcze w 2002 roku. Jest to fizycznie niemożliwe, bowiem cała parcela została zbyta przez ich spadkobierców w latach 1950-tych, co jest zresztą bardzo dobrze udokumentowane. Jakby tego jeszcze było mało to od dłuższego okresu czasu nie możemy ustalić w jakiej księdze wieczystej / w jakim zbiorze dokumentów znaleziono te rewelacje. Nie jest więc nawet pewne czy nie jest to zwykła konfabulacje osoby, która ten dokument wyprodukowała .
II. "Ustalenia"
Czy te dwa opisane dokumenciki stały się podstawą dla dla jakiś ustaleń? Na to wskazuje coraz więcej poszlak:
a) Urząd Miasta nie chce wystawiać dokumentów (np. w formie zaświadczenia) poświadczających o rzeczywiście istniejącym stanie faktyczno-prawnym. Urząd Miasta odmawia też potwierdzenia oczywistych i dobrze udokumentowanych faktów w zakresie dotyczącym rzeczywiście istniejącego stanu faktyczno-prawnego nieruchomości.
b) Starostwo nie chce wszcząć postępowania administracyjnego w celu usunięcia oczywistej rozbieżności pomiędzy wypisem i wyrysem z ewidencji gruntów. Nie chce również wyjaśnić w jakich okolicznościach w wyrysie pojawił się rzut nie istniejącego w terenie budynku.
c) Sąd Rejonowy prowadzi wszystkie postępowania tak jakby na miejscu naszej nieruchomości znajdował się obiekt o innym stanie faktyczno-prawnym. Zważywszy, ze cały czas jednak istnieje rzeczywistość która istnieje ( i to zarówno w terenie jak i w rejestrach) daje to zdumiewające rezultaty takie jak "mała szkodliwość społeczna" włamywania się do naszego pomieszczenia, unieważnianie umów cywilnych w które sąd nie powinien ingerować, niezdolność przeprocesowania prostej sprawy o zwrot obowiązkowych kosztów związanych z zarządzaniem nieruchomością już 5 rok etc
d) Nadzór budowlany widzi na miejscu naszej nieruchomości „coś” innego, a to, że to „coś” co wygląda jak nasza nieruchomości wytłumaczył sobie jakimiś samowolnymi przebudowami, których nawet nie mógł udokumentować, bo ich po prostu nie ma.
e) Praktycznie wszystkie dokumenty dotyczące rzeczywiście istniejącej nieruchomości są traktowane jako niewiarygodne ( w przeciwieństwie rzecz jasna do tych dwóch dokumencików o których pisaliśmy w pkt 1,które z kolei są traktowane jako jak najbardziej wiarygodne)
f) Pomimo ewidentnego naruszania naszych praw (oczywiście w istniejącej i udokumentowanej rzeczywistości) prokuratura nie dopatrzyła się do tej pory naruszenia prawa. Nawet w sytuacji tak ekstremalnej jak konieczność opuszczenia nieruchomości po doznanym uszczerbku ma zdrowiu
g) Urząd Miasta i Sąd Rejonowy odmawiają wydania zaświadczenia, że nie dokonano żadnych ustaleń zmieniających zapisy ksiąg wieczystych prowadzonych dla naszej nieruchomości.
III. "Ujawnianie" i "przepinanie"
Na to, ze możemy być w trakcie opisanego procesu wskazuje również szereg okoliczności
a) Dokonano zmiany kształtu budynku na wyrysie z ewidencji gruntów na kształt nie odpowiadający rzeczywistości, za to odpowiadający decyzji o "nadbudowie" - patrz par 1)
b) Mimo kilkakrotnie zwracanej uwagi Urząd Miasta odmawia naliczania podatków od nieruchomości z uwzględnieniem istniejącego stanu faktyczno-prawnego (nie uwzględnia wydzielonych lokali mieszkalnych)
c) Nadzór budowlany prowadzi postępowanie w trakcie którego usiłuje wykazać, iż obecny kształt budynku jest wynikiem przebudów (ponieważ cały czas traktuje budynek jako jednorodzinny podejrzewany, ze chodzi o wydzielenie lokali, które usiłuje przenieść na 2010 rok)
d) Wyrok I C 170/10 w którym sędzia unieważnił umowę z dnia 25.05.2005 zawartą pomiędzy ówczesnymi współwłaścicielami nieruchomości nie precyzując jednak czy chodzi o umowę quad usum, czy umowę częściowego zniesienia współwłasności (wydzielenie lokali mieszkalnych). Sąd nie chce wydać zaświadczenia doprecyzowującego na podstawie akt sprawy, że chodzi o umowę quad usum. Nie chce również skorygować cudacznego opisu stanu prawnego nieruchomości z którego wynika, ze nasze lokale bujają nad ulica K** (wraz z przypisanymi do niech współudziałami w jakiejś nieruchomości) . Za to Pani Sąsiadka posiada co prawda lokal mieszkalny i 1/6 nieruchomości pod adresem ul K** 53 w M, ale z opisu nie wynika bynajmniej w jakiej księdze wieczystej jest on ujawniony.
e) Sąd Rejonowy odmawia wydania zaświadczenia, ze księgi wieczyste ujawnione w centralnym systemie ksiąg wieczystych jako prowadzone dla nieruchomości pod adresem K** 53 w M są jedynymi księgami prowadzonymi dla tej nieruchomości.
Tak więc wygląda, że proces "przepinania nieruchomości" rozpoczął się w okolicach roku 2010 i gdyby nie nasza determinacja w wyjaśnianiu sprawy to być może byłby już zakończony, a my dołączylibyśmy do innych prawowitych właścicieli nieruchomości z miasteczka M, którzy podobno „wariowali, albo uciekali”.
6. Efekt domina?
W przypadku naszej nieruchomości nie trzeba nawet teoretyzować odnośnie tego strach przed czym może motywować funkcjonariuszy państwowych ani szukać jakichś hipotetycznych konsekwencji jakie mogą ponieść instytucje powiatowe w przypadku gdy wyjdzie, ze księgach wieczystych znalazło się podwójne ohipotekowanie, a w ewidencji gruntów ponadnormatywne metry, których nie ma gdzie upchnąć.
Widzimy co najmniej dwie namacalne przyczyny dla których zaangażowanym w sprawę naszej nieruchomości funkcjonariuszom państwowym na samą myśl, że nasze prawa własności mogą okazać się prawdziwe przysłowiowe cztery litery mogą się marszczyć ze strachu jak orzech włoski.
Po pierwsze ulica. Decyzja o podziale parceli 275a z 1968 roku ( w wyniku której powstałą nasza nieruchomość, nieruchomość najbliższych sąsiadów i działka pod drogą) wyraźnie pokazuje, ze przebieg ulicy K** gdzieś pomiędzy rokiem 1929 i 1968 uległ przesunięciu o jakieś 4 m na płn (nie ma w tym nic specjalnie niezwykłego, bo ulica K. była w tym czasie drogą gruntową otoczoną przeważnie nieogrodzonymi posesjami. Mogło dojść do tego spokojnie np. w czasie wojny kiedy w willi przy ul. K** mieścił się lokalny sztab niemieckich wojsk , a po ulicy K** jeździł ciężki sprzęt – opisuje w swoich pamiętnikach ówczesna właścicielka tej willi ).
Ślady po tym przesunięciu widać gdy się patrzy na geodezyjną mapę miasta M - widać, ze przy ulicy K*** (po drugiej stronie przecinającej ją drogi powiatowej) jest jeszcze kilka działek odzwierciedlających założenia pierwotnej parcelacji. Tam ma to jednak nieco inny charakter bo wygląda na to, że właściciele tych nieruchomości oddali jeszcze przed wojną część przeznaczoną pod drogę Skarbowi Państwa. Po przesunięciu ul.K*** doszło więc do dziwacznej sytuacji w której za ich płotem znajduje się wąski skrawek będący własnością Skarbu Państwa (aktualnie Gminy) Wszystkie inne nieruchomości znajdujące się przy ul.K*** zostały "zlokalizowane" tak jakby droga nie była przesunięta. Warto jeszcze dodać iż nasza nieruchomość była jedną z nielicznych na ul. K***, które pozostawały cały okres PRL-u rękach właścicieli, były ogrodzone i mają ciągłość ksiąg wieczystych oraz dokumentacji geodezyjnej od lat 20-tych XX wieku.
Dochodząc do tak zwanego gwoździa programu. Jeśli po roku 1989 zaczęli zjawiać się „właściciele” poszczególnych nieruchomości znajdujących się przy ul. K*** których od czasów wojny nikt nie widział, to mieli przedwojenne dokumenty,prawda? To jest pokazujące, że ul.K** uległa przesunięciu. W oparciu o co ustalano więc stan prawno- faktyczny zwracanych czy zasiadywanych nieruchomości skoro przez prawie 30 lat nie zauważono takiego "drobiazgu" jak przesunięcie ulicy? Coś nam mówi, że jeśli więc zacznie się sprawdzać w jaki sposób regulowano po 1989 roku stany prawne nieruchomości znajdujących się przy ul. K** to może wyjść z tego niezły dym ;-)
Po drugie. Jeżeli w „alternatywnej wersji” funkcjonują współcześnie istniejące prawa p. Łebkowskich, to pytanie skąd się ta „alternatywna wersja” wzięła. Czy zgłosili się „spadkobiercy” lub „kuratorzy”? Sprawa robi się wówczas szczególnie interesująca, bowiem na początku lat 1920-tych państwo Łebkowscy mieli prawie 2 hektary w nieruchomościach w miasteczku M, które potem sukcesywnie zbywali. Powstaje więc pytanie czy „spadkobiercy” albo „kuratorzy” zadowolili się samą parcelą 275a czy też sięgnęli po te 2 hektary? Bez względu na to który z przypadków zachodzi - wygląda na to, ze rozporządzono się prawami własności przypisanymi do nieżyjących od kilkudziesięciu lat osób bez wzięcia pod uwagę, że prawa te zostały już dawno zbyte przez ich prawowitych następców prawnych. Czy można to było zrobić bez udziału Sądu? Bo jeżeli nie to sprawa wygląda naprawdę paskudnie dla całych struktur sądowniczych, które przez 6 lat nie wyjaśniły tej ewidentnej sprawy ewidentnie fałszywych praw własności ujawnionych rzekomo w jakiejś prowadzonej przez tutejszy Sąd księdze wieczystej, której numeru jakoś nie chce się nam wyjawić.
W przypadku naszej nieruchomości nie trzeba nawet teoretyzować odnośnie tego strach przed czym może motywować funkcjonariuszy państwowych ani szukać jakichś hipotetycznych konsekwencji jakie mogą ponieść instytucje powiatowe w przypadku gdy wyjdzie, ze księgach wieczystych znalazło się podwójne ohipotekowanie, a w ewidencji gruntów ponadnormatywne metry, których nie ma gdzie upchnąć.
Widzimy co najmniej dwie namacalne przyczyny dla których zaangażowanym w sprawę naszej nieruchomości funkcjonariuszom państwowym na samą myśl, że nasze prawa własności mogą okazać się prawdziwe przysłowiowe cztery litery mogą się marszczyć ze strachu jak orzech włoski.
Po pierwsze ulica. Decyzja o podziale parceli 275a z 1968 roku ( w wyniku której powstałą nasza nieruchomość, nieruchomość najbliższych sąsiadów i działka pod drogą) wyraźnie pokazuje, ze przebieg ulicy K** gdzieś pomiędzy rokiem 1929 i 1968 uległ przesunięciu o jakieś 4 m na płn (nie ma w tym nic specjalnie niezwykłego, bo ulica K. była w tym czasie drogą gruntową otoczoną przeważnie nieogrodzonymi posesjami. Mogło dojść do tego spokojnie np. w czasie wojny kiedy w willi przy ul. K** mieścił się lokalny sztab niemieckich wojsk , a po ulicy K** jeździł ciężki sprzęt – opisuje w swoich pamiętnikach ówczesna właścicielka tej willi ).
Ślady po tym przesunięciu widać gdy się patrzy na geodezyjną mapę miasta M - widać, ze przy ulicy K*** (po drugiej stronie przecinającej ją drogi powiatowej) jest jeszcze kilka działek odzwierciedlających założenia pierwotnej parcelacji. Tam ma to jednak nieco inny charakter bo wygląda na to, że właściciele tych nieruchomości oddali jeszcze przed wojną część przeznaczoną pod drogę Skarbowi Państwa. Po przesunięciu ul.K*** doszło więc do dziwacznej sytuacji w której za ich płotem znajduje się wąski skrawek będący własnością Skarbu Państwa (aktualnie Gminy) Wszystkie inne nieruchomości znajdujące się przy ul.K*** zostały "zlokalizowane" tak jakby droga nie była przesunięta. Warto jeszcze dodać iż nasza nieruchomość była jedną z nielicznych na ul. K***, które pozostawały cały okres PRL-u rękach właścicieli, były ogrodzone i mają ciągłość ksiąg wieczystych oraz dokumentacji geodezyjnej od lat 20-tych XX wieku.
Dochodząc do tak zwanego gwoździa programu. Jeśli po roku 1989 zaczęli zjawiać się „właściciele” poszczególnych nieruchomości znajdujących się przy ul. K*** których od czasów wojny nikt nie widział, to mieli przedwojenne dokumenty,prawda? To jest pokazujące, że ul.K** uległa przesunięciu. W oparciu o co ustalano więc stan prawno- faktyczny zwracanych czy zasiadywanych nieruchomości skoro przez prawie 30 lat nie zauważono takiego "drobiazgu" jak przesunięcie ulicy? Coś nam mówi, że jeśli więc zacznie się sprawdzać w jaki sposób regulowano po 1989 roku stany prawne nieruchomości znajdujących się przy ul. K** to może wyjść z tego niezły dym ;-)
Po drugie. Jeżeli w „alternatywnej wersji” funkcjonują współcześnie istniejące prawa p. Łebkowskich, to pytanie skąd się ta „alternatywna wersja” wzięła. Czy zgłosili się „spadkobiercy” lub „kuratorzy”? Sprawa robi się wówczas szczególnie interesująca, bowiem na początku lat 1920-tych państwo Łebkowscy mieli prawie 2 hektary w nieruchomościach w miasteczku M, które potem sukcesywnie zbywali. Powstaje więc pytanie czy „spadkobiercy” albo „kuratorzy” zadowolili się samą parcelą 275a czy też sięgnęli po te 2 hektary? Bez względu na to który z przypadków zachodzi - wygląda na to, ze rozporządzono się prawami własności przypisanymi do nieżyjących od kilkudziesięciu lat osób bez wzięcia pod uwagę, że prawa te zostały już dawno zbyte przez ich prawowitych następców prawnych. Czy można to było zrobić bez udziału Sądu? Bo jeżeli nie to sprawa wygląda naprawdę paskudnie dla całych struktur sądowniczych, które przez 6 lat nie wyjaśniły tej ewidentnej sprawy ewidentnie fałszywych praw własności ujawnionych rzekomo w jakiejś prowadzonej przez tutejszy Sąd księdze wieczystej, której numeru jakoś nie chce się nam wyjawić.
7. Czy lokalnie wiemy już wszystko co istotne?
Właściwie to sprawa tego co zaszło na naszej nieruchomości została już na lokalnym poziomie mniej więcej wyjaśniona. Nie mamy co prawda sygnatur czy nazwisk (których ujawnienia wielokrotnie nam odmawiano), ale prześledziliśmy cały schemat z tolerowania którego III RP niewątpliwie powinna się wytłumaczyć.
Bez względu bowiem na to co się stało w powiecie i istnienie jakich patologii tutaj nasza sprawa wyciąga - poszanowanie praw własności potwierdzonych zapisami ksiąg wieczystych, wypisami z ewidencji gruntów, czy aktami notarialnymi (wymieniamy tylko te dokumenty, które są ujawnione w powszechnie dostępnych w instytucjach państwowych elektronicznym systemie ksiąg wieczystych) wymagało dokonania przez instytucji nadzoru natychmiastowej korekty, a zostawienia nas na pożarcie powiatowi,mając nadzieję, że damy się skonsumować.
Bez względu więc na to jakie patologie w powiecie nasza sprawa wyciąga, wyciąga ona bez porównania większą patologię w funkcjonowaniu instytucji nadzoru. W ciągu ostatnich 5 lat wystawiły one ponad tysiąc dokumentów podpisanych przez kilkuset funkcjonariuszy , które w rzeczywistości faktyczno-prawnej udokumentowanej w rejestrach mających domniemanie wiarygodności trzeba uznać jeżeli nie za ewidentne naruszenie prawa to za ewidentne przyzwolenie na jego naruszanie.
Tak więc oczywiście będziemy jeszcze wyjaśniać jakieś drobne wątpliwości w obrębie powiatu, ale sprawą która uważamy za najbardziej istotną jest ustalenie jak należy interpretować wystawione w naszej sprawie dokumenty pokazujące przyzwolenie na ignorowania praw własności wynikające z ksiąg wieczystych,ewidencji gruntów i aktów notarialnych. Czy wynika to z żenującego poziomu kadr w instytucjach kontroli (w tym zatrudniania funkcjonalnych analfabetów) czy stanowi przejaw systemowego załamania wiarygodności ksiąg wieczystych (a co za tym idzie opartych o nie zabezpieczeń hipotecznych).
Mówiąc inaczej wygląda na to, że ubocznym skutkiem naszych przygód w powiecie G. będzie ustalenie czy III RP będzie pierwszym państwem w którym do krachu gospodarczego doprowadzą struktury wymiaru sprawiedliwości. Mamy nadzieję, że rozsądek zwycięży, trwająca od kilku lat hucpa zostanie w końcu uznana za ewidentne naruszenie prawa, a my po zainkasowaniu odszkodowania (które Skarb Państwa ściągnie z majątku funkcjonariuszy państwowych, którzy do powstania tej tej sytuacji doprowadzili) będziemy mogli się zająć bardziej sensownymi rzeczami niż wyręczanie uprawnionych instytucji w tropieniu powiatowych Skunksów.
Właściwie to sprawa tego co zaszło na naszej nieruchomości została już na lokalnym poziomie mniej więcej wyjaśniona. Nie mamy co prawda sygnatur czy nazwisk (których ujawnienia wielokrotnie nam odmawiano), ale prześledziliśmy cały schemat z tolerowania którego III RP niewątpliwie powinna się wytłumaczyć.
Bez względu bowiem na to co się stało w powiecie i istnienie jakich patologii tutaj nasza sprawa wyciąga - poszanowanie praw własności potwierdzonych zapisami ksiąg wieczystych, wypisami z ewidencji gruntów, czy aktami notarialnymi (wymieniamy tylko te dokumenty, które są ujawnione w powszechnie dostępnych w instytucjach państwowych elektronicznym systemie ksiąg wieczystych) wymagało dokonania przez instytucji nadzoru natychmiastowej korekty, a zostawienia nas na pożarcie powiatowi,mając nadzieję, że damy się skonsumować.
Bez względu więc na to jakie patologie w powiecie nasza sprawa wyciąga, wyciąga ona bez porównania większą patologię w funkcjonowaniu instytucji nadzoru. W ciągu ostatnich 5 lat wystawiły one ponad tysiąc dokumentów podpisanych przez kilkuset funkcjonariuszy , które w rzeczywistości faktyczno-prawnej udokumentowanej w rejestrach mających domniemanie wiarygodności trzeba uznać jeżeli nie za ewidentne naruszenie prawa to za ewidentne przyzwolenie na jego naruszanie.
Tak więc oczywiście będziemy jeszcze wyjaśniać jakieś drobne wątpliwości w obrębie powiatu, ale sprawą która uważamy za najbardziej istotną jest ustalenie jak należy interpretować wystawione w naszej sprawie dokumenty pokazujące przyzwolenie na ignorowania praw własności wynikające z ksiąg wieczystych,ewidencji gruntów i aktów notarialnych. Czy wynika to z żenującego poziomu kadr w instytucjach kontroli (w tym zatrudniania funkcjonalnych analfabetów) czy stanowi przejaw systemowego załamania wiarygodności ksiąg wieczystych (a co za tym idzie opartych o nie zabezpieczeń hipotecznych).
Mówiąc inaczej wygląda na to, że ubocznym skutkiem naszych przygód w powiecie G. będzie ustalenie czy III RP będzie pierwszym państwem w którym do krachu gospodarczego doprowadzą struktury wymiaru sprawiedliwości. Mamy nadzieję, że rozsądek zwycięży, trwająca od kilku lat hucpa zostanie w końcu uznana za ewidentne naruszenie prawa, a my po zainkasowaniu odszkodowania (które Skarb Państwa ściągnie z majątku funkcjonariuszy państwowych, którzy do powstania tej tej sytuacji doprowadzili) będziemy mogli się zająć bardziej sensownymi rzeczami niż wyręczanie uprawnionych instytucji w tropieniu powiatowych Skunksów.
II
Korespondencji z Sądem ciąg dalszy
8. Prawdziwa hucpa dopiero się zaczyna....
Kiedy wydawało się, że żadna więcej powiatowa instytucja nie zniży się do udzielania wyjaśnień ku naszemu zdziwieniu okazało się, że pismo przysłał jeszcze Sąd. Jeszcze bardziej zdziwiło nas, że pismo jak na standardy tutejszego Sądu było dość długie i zawierało jakąś treść. Zapoznanie się z tą treścią spowodowało, że nasze szczeki opadły tak mocno, że chyba przebiły ziemię i wylądowały na antypodach.
Po pierwsze okazało się, że podniesienie kwestii "podwójnego hipotekowania" generowanego w oparciu o ewidentnie fikcyjne prawa własności (współcześnie istniejące prawa przedwojennych właścicieli, których spadkobiercy w rzeczywistości zbyli prawa własności w latach 50-tych) jest kwestią która sąd rusza i to bardzo. Jest to bardzo cenna informacja gdyż z naszego doświadczenia wynika, że sąd generalnie niewiele rusza.
Po drugie sad zaprzecza, że mamy do czynienia z "podwójnym hipotekowaniem" sugerując, że chodzi raczej o niezgodność stanu prawnego ujawnionego w księdze wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym. Przyznajemy, że tak karkołomna interpretacja była główną przyczyną dla której nasze szczęki poszybowały w dół. Bo o jaką niezgodność niby tu chodzi? Tak bowiem się składa, że na terenie naszej nieruchomości stoi dokładnie to co jest ujawnione w naszych księgach wieczystych. Potwierdzają to całe stosy dokumentów. Potwierdzają to świadkowie. Poza tym na własne oczy widziała to Przewodnicząca Wydziału Cywilnego dokonując oględzin w trakcie jednej ze spraw. Poszczególnymi częściami nieruchomości władają dokładnie te osoby, które mają prawa do nich ujawnione w naszych księgach wieczystych. Potwierdzają to całe stosy dokumentów. Potwierdzają to świadkowie. Poza tym na własne oczy widziała to Przewodnicząca Wydziału Cywilnego dokonując oględzin w trakcie jednej ze spraw. O co więc chodzi? I jeśli Sąd uważa, że o coś chodzi to dlaczego nie wyjaśnił tego w trakcie którejś z ponad 20(!) spraw dotyczących nieruchomości, które prowadził?
Światło na powody tego absurdu rzuca jednak dalsza część pisma w której Sąd stwierdza, że "działka 275a nie brała udziału w postępowaniu migracyjnym". Hmm...to jak to się dzieje, że Starostwo do tej pory uważa, że księga wieczysta w której działka 275a jest ujawniona jest wiarygodna? (bo gdyby tak nie uważało to z pewnością usunęłoby informację o niej ze swoich zasobów, a nie fanatycznie odmawiało naniesienia sprostowania ) Czyżby Sąd w trakcie migracji do centralnego systemu ksiąg wieczystych wykrył nieco przypadków "podwójnego hipotekowania" i postanowił ten problem rozwiązać chowając niektóre księgi do późniejszego uporządkowania, co już samo w sobie byłoby dziwne? Jeszcze dziwniejsze byłoby jednak gdyby Sąd postanowił, że będzie robił to porządkowanie pozbawiając praw prawowitych właścicieli nieruchomości poprzez wykazanie rzekomej "niezgodności stanu prawnego ujawnionego w księgach wieczystych z rzeczywistym stanem prawnym". Nawet jeśli pierwotną intencją Sądu było hmm... uniknięcie awantury z powodu istnienia "podwójnego hipotekowania" to niestety, ale wyszedł z tego zupełnie inny i bynajmniej nie tak niewinny proceder.
Postanowiliśmy więc ustalić kilka rzeczy. Po pierwsze skąd Sąd wziął informacje o rzekomej niezgodności stanu prawnego ujawnionego w księdze wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym. Został wkręcony przez inne instytucje czy sam sobie wymyślił? Po drugie ile ksiąg wieczystych zostało przez Sąd zachomikowanych w procesie migracji do centralnego systemu ksiąg wieczystych do późniejszego wyjaśnienia. Po trzecie czy na przełomie 2009/2010 Sąd dokonał jakiegoś "uzgodnienia"czy też taką rolę przewidziano dla dokumentów typu wyrok I C 170/10, którego uzasadnienie zostało tak napisane, że może chyba służyć do wykazania praw dowolnej osoby do dowolnej nieruchomości przy ul. K***
Kiedy wydawało się, że żadna więcej powiatowa instytucja nie zniży się do udzielania wyjaśnień ku naszemu zdziwieniu okazało się, że pismo przysłał jeszcze Sąd. Jeszcze bardziej zdziwiło nas, że pismo jak na standardy tutejszego Sądu było dość długie i zawierało jakąś treść. Zapoznanie się z tą treścią spowodowało, że nasze szczeki opadły tak mocno, że chyba przebiły ziemię i wylądowały na antypodach.
Po pierwsze okazało się, że podniesienie kwestii "podwójnego hipotekowania" generowanego w oparciu o ewidentnie fikcyjne prawa własności (współcześnie istniejące prawa przedwojennych właścicieli, których spadkobiercy w rzeczywistości zbyli prawa własności w latach 50-tych) jest kwestią która sąd rusza i to bardzo. Jest to bardzo cenna informacja gdyż z naszego doświadczenia wynika, że sąd generalnie niewiele rusza.
Po drugie sad zaprzecza, że mamy do czynienia z "podwójnym hipotekowaniem" sugerując, że chodzi raczej o niezgodność stanu prawnego ujawnionego w księdze wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym. Przyznajemy, że tak karkołomna interpretacja była główną przyczyną dla której nasze szczęki poszybowały w dół. Bo o jaką niezgodność niby tu chodzi? Tak bowiem się składa, że na terenie naszej nieruchomości stoi dokładnie to co jest ujawnione w naszych księgach wieczystych. Potwierdzają to całe stosy dokumentów. Potwierdzają to świadkowie. Poza tym na własne oczy widziała to Przewodnicząca Wydziału Cywilnego dokonując oględzin w trakcie jednej ze spraw. Poszczególnymi częściami nieruchomości władają dokładnie te osoby, które mają prawa do nich ujawnione w naszych księgach wieczystych. Potwierdzają to całe stosy dokumentów. Potwierdzają to świadkowie. Poza tym na własne oczy widziała to Przewodnicząca Wydziału Cywilnego dokonując oględzin w trakcie jednej ze spraw. O co więc chodzi? I jeśli Sąd uważa, że o coś chodzi to dlaczego nie wyjaśnił tego w trakcie którejś z ponad 20(!) spraw dotyczących nieruchomości, które prowadził?
Światło na powody tego absurdu rzuca jednak dalsza część pisma w której Sąd stwierdza, że "działka 275a nie brała udziału w postępowaniu migracyjnym". Hmm...to jak to się dzieje, że Starostwo do tej pory uważa, że księga wieczysta w której działka 275a jest ujawniona jest wiarygodna? (bo gdyby tak nie uważało to z pewnością usunęłoby informację o niej ze swoich zasobów, a nie fanatycznie odmawiało naniesienia sprostowania ) Czyżby Sąd w trakcie migracji do centralnego systemu ksiąg wieczystych wykrył nieco przypadków "podwójnego hipotekowania" i postanowił ten problem rozwiązać chowając niektóre księgi do późniejszego uporządkowania, co już samo w sobie byłoby dziwne? Jeszcze dziwniejsze byłoby jednak gdyby Sąd postanowił, że będzie robił to porządkowanie pozbawiając praw prawowitych właścicieli nieruchomości poprzez wykazanie rzekomej "niezgodności stanu prawnego ujawnionego w księgach wieczystych z rzeczywistym stanem prawnym". Nawet jeśli pierwotną intencją Sądu było hmm... uniknięcie awantury z powodu istnienia "podwójnego hipotekowania" to niestety, ale wyszedł z tego zupełnie inny i bynajmniej nie tak niewinny proceder.
Postanowiliśmy więc ustalić kilka rzeczy. Po pierwsze skąd Sąd wziął informacje o rzekomej niezgodności stanu prawnego ujawnionego w księdze wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym. Został wkręcony przez inne instytucje czy sam sobie wymyślił? Po drugie ile ksiąg wieczystych zostało przez Sąd zachomikowanych w procesie migracji do centralnego systemu ksiąg wieczystych do późniejszego wyjaśnienia. Po trzecie czy na przełomie 2009/2010 Sąd dokonał jakiegoś "uzgodnienia"czy też taką rolę przewidziano dla dokumentów typu wyrok I C 170/10, którego uzasadnienie zostało tak napisane, że może chyba służyć do wykazania praw dowolnej osoby do dowolnej nieruchomości przy ul. K***
9. Wyjaśniamy z Panią Prezes (Sądu rejonowego w G*)
|
07.09.2016
Szanowna Pani, W związku z przekazanym mi Pani pismem sygn. Adm 411-265/16 z 18.08.2016 oraz 19.08.2016 w pierwszej kolejności pragnę wyrazić najwyższe zdumienie jego treścią, z której zdaje się wynikać iż: 1. Sąd Rejonowy w G** posiada wiedzę o rzekomej niezgodności stanu prawnego nieruchomości znajdującego się pod adresem K** 53 w M** ujawnionego w księgach wieczystych W***/0000****/5, W***/0005****/6, , W***/0005****/3, W***/0005****/0 z rzeczywistym stanem prawnym (co jest oczywistą bzdurą i wyjaśnione zostałoby z łatwością gdyby Sąd Rejonowy w G** ujawnił tą "wiedzę" w trakcie któregokolwiek z ponad 20 (!) prowadzonych postępowań dotyczących tej nieruchomości) 2. Sąd Rejonowy w G** nie wprowadził do centralnego systemu ksiąg wieczystych wszystkich posiadanych ksiąg wieczystych, w jakiś sposób chowając te, które potwierdzały istnienie "podwójnego hipotekowania". Ponadto Sąd Rejonowy w G** rozwiązuje problem tego "podwójnego hipotekowania" próbując wykazać niezgodność stanu prawnego ujawnionego w księgach ujawnionych w centralnym systemie ksiąg wieczystych, bez poinformowania o tym właścicieli nieruchomości ujawnionych w tych księgach,mimo iż działanie takie ma w oczywisty sposób wpływ na ich prawa do nieruchomości. Na marginesie, biorąc pod uwagę iż "podwójne hipotekowanie" w przypadku nieruchomości znajdującej się pod adresem K** 53 w M** zdają się tworzyć współcześnie istniejące prawa Marii i Tomasza Łebkowskich do działki 275a, a właściciele nieruchomości ujawnienie w księgach wieczystych W***/0000****/5, W***/0005****/6, , W***/0005****/3, W***/0005****/0 wywodzą swoje prawa od spadkobierców Marii i Tomasza Łebkowskich, którzy zbyli prawa do działki 275a ich poprzednikom prawnym w latach 1950-1955 działanie Sądu można określić jedynie jako kompromitujące i ośmieszające wymiar sprawiedliwości. W związku z powyższym celem jednoznacznego wyjaśnienia tej zadziwiającej sprawy zwracam się z żądaniem: 1. przekazania kopii dokumentów z których wywodzi Pani rzekomą rozbieżność pomiędzy stanem prawnym nieruchomości ujawnionym w księgach wieczystych W***/0000****/5, W***/0005****/6, , W***/0005****/3, W***/0005****/0 oraz rzeczywistym stanem prawnym (informuję iż wychodząc Pani na przeciw zwróciłam się już w tej sprawie do Urzędu Miasta M*, Starostwa G* oraz PINB w G* - rekomenduję jednak raczej nie liczyć iż którakolwiek z tych instytucji przekaże Pani takie dokumenty, ponieważ wszystkie one posiadają bogate zasoby potwierdzające całkowitą zgodność stanu prawnego ujawnionego w księgach W***/0000****/5, W***/0005****/6, , W***/0005****/3, W***/0005****/0 z rzeczywistym stanem prawnym nieruchomości). 2. podania numeru księgi wieczystej (lub zbioru dokumentów) w której ujawnione są prawa Marii i Tomasza Łebkowskich do działki 275a 3. przekazania kopii dokumentu/podstawy prawnej z którego wywiedzione zostało prawo do nie ujawnienia tej księgi w centralnym systemie ksiąg wieczystych, a mimo to uznawania jako wiarygodnej 4. przekazania listy ksiąg wieczystych, które potraktowane zostały w analogiczny sposób jak księga wieczysta w której ujawnione zostały prawa Marii i Tomasza Łebkowskich do działki 275a 5. podania podstawy prawnej dla podejmowanych od 2010 roku działań Sądu Rejonowego w G** polegających na wielokrotnym prowadzeniu postępowania w oparciu o inny stan faktycvzno-prawny niż ujawniony w księgach wieczystych W***/0000****/5, W***/0005****/6, , W***/0005****/3, W***/0005****/0 bez posiadania w aktach sprawy jakichkolwiek dokumentów uzasadniających takie postępowanie oraz wielokrotnego uchylania się od podania osobie mającej interes prawny (tj. osobie której prawa własności ujawnione są w księgach wieczystych W***/0000****/5, W***/0005****/6, , W***/0005****/3) powodów takiego postępowania. 6. podania podstawy prawnej dla wielokrotnego uchylania się od podania osobie mającej interes prawny (tj. osobie której prawa własności ujawnione są w księgach wieczystych W***/0000****/5, W***/0005****/6, , W***/0005****/3) informacji o istnieniu księgi wieczystej (lub zbioru dokumentów) w której ujawnione są prawa Marii i Tomasza Łebkowskich do działki 275a 7. podania sygnatury postępowania w którym dokonane zostało przez Sąd Rejonowy w G** "uzgodnienie" rzekomej niezgodności stanu prawnego ujawnionego w księgach wieczystych W***/0000****/5, W***/0005****/6, , W***/0005****/3, W***/0005****/0 z rzeczywistym stanem prawnym lub uwiarygodnienie innych praw do nieruchomości znajdującej się pod adresem K** 53 w M** niż ujawnionych w księgach wieczystych W***/0000****/5, W***/0005****/6, , W***/0005****/3, W***/0005****/0 . 8. podania podstawy prawnej dla wielokrotnego uchylania się od podania osobie mającej interes prawny (tj. osobie której prawa własności ujawnione są w księgach wieczystych W***/0000****/5, W***/0005****/6, , W***/0005****/3) sygnatury postępowania o którym mowa w pkt 7. z poważaniem |
10. Szukamy źródła tajemniczej informacji (w Urzędzie Miasta M*, Starostwie G* i PINB w G*)
|
07.09.2016
W związku z treścią pism Prezesa Sądu Rejonowego w G* SSO XX sygn. Adm 411-265/16 z dnia 18.08.2016 oraz 19.08.2016 w których sugeruje ona iż otrzymała informacje o rzekomej niezgodności ksiąg wieczystych nieruchomości znajdującej się pod adresem K** 53 w M** W***/0000****/5, W***/0005****/6, , W***/0005****/3, W***/0005****/0 z rzeczywistym stanem prawnym celem ustalenia czy działania Prezesa Sądu Rejonowego w G* wynikają z wprowadzenia w błąd przez inną instytucję czy też z jej indywidualnych problemów zwracam się z żądaniem wskazania iż źródłem informacji o rzekomej niezgodności ksiąg wieczystych nieruchomości znajdującej się pod adresem K** 53 w M** W***/0000****/5, W***/0005****/6, , W***/0005****/3, W***/0005****/0 z rzeczywistym stanem prawnym była Państwa instytucja. Informuję jednocześnie iż w przypadku braku takiego potwierdzenia/braku odpowiedzi zmuszona będę uznać iż informacje o rzekomej niezgodności ksiąg wieczystych nieruchomości znajdującej się pod adresem K** 53 w M** wynikają z indywidualnych problemów Prezesa Sądu Rejonowego w G*. Na marginesie muszę stwierdzić iż pismo Prezes Sądu Rejonowego w G* budzi głębokie zaniepokojenie, szczególnie wobec ujawnienia w czasie ostatnio wykonanej kwerendy dokumentacji istnienia bliżej nieokreślonej księgi wieczystej w której ujawnione są współcześnie istniejące prawa Marii i Tomasza Łebkowskich do historycznej parceli 275a (której częścią jest m.in.nieruchomość znajdująca się pod adresem K** 53 w M**). Prawa te są w oczywisty sposób fałszywe ponieważ m.in.moje prawa do nieruchomości pochodzą od prawa spadkobierców Marii i Tomasza Łebkowskich, którzy zbyli je moim poprzednikom prawnym w latach 50-tych. z poważaniem |
11. Piszemy do instancji nadrzędnych
|
07.09.2016
Szanowni Państwo Przekazuję do Państwa wiadomości pismo przesłane do Prezesa Sądu Rejonowego w G* w związku z wykrytym przypadkiem "podwójnego hipotekowania" opartego na istnieniu oczywiście fałszywych praw do nieruchomości. Jednocześnie zwracam się z żądaniem wszczęcia działań wyjaśniających dotychczas podejmowane działania Sądu Rejonowego w G* o których mowa w piśmie. Jednocześnie informuję iż w przypadku braku podjęcia przez Państwa takich działań zmuszona będę uznać iż nie stanowi to patologii w funkcjonowaniu pojedynczego sądu rejonowego tj. Sądu Rejonowego w G*, ale systemową sprawę wynikającą z ewidentnych patologii migracji ksiąg wieczystych do centralnego systemu ksiąg wieczystych polegających na: 1. ukrywaniu ksiąg wieczystych wskazujących na "podwójne hipotekowanie" 2. próbie rozwiązania problemu "podwójnego hipotekowania" poprzez wykazanie rzekomej niezgodności stanu prawnego ujawnionego w księgach wieczystych które prawidłowo zostały przemigrowane do centralnego systemu ksiąg wieczystych z rzeczywistym stanem prawnym (co przyjmuje tak karykaturalny obraz jak w przypadku nieruchomości znajdującej się przy ul.K** 53 w M**) Rekomenduję przy tym aby dla wszelkich informacji o rzekomym istnieniu na terenie nieruchomości znajdującej pod adresem K** 53 w M** teraz lub w przeszłości innego „rzeczywistego stanu prawnego” niż ujawniony w księgach W***/0000****/5, W***/0005****/6, , W***/0005****/3, W***/0005****/0 żądali Państwo oficjalnego potwierdzenia na piśmie, ponieważ według mojej wiedzy żadna instytucja Państwu takiego oficjalnego potwierdzenia nie dostarczy. Z poważaniem |
Dziennik pierwszy (pisany przed 08-2012) |
Dziennik drugi (pisany po 08-2012). |
Dziennik trzeci (pisany po 04-2014). |
Dziennik czwarty (pisany po 03-2015). |
Dziennik piąty (pisany po 01-2016). |