|
|
W każdym razie w ciągu ostatnich lat z walce z przekonaniem o nieomylności funkcjonariuszy państwowych wypróbowaliśmy broń o największym kalibrze; dokumenty, paragrafy, a nawet zdroworozsądkowe argumenty. Nic nie zadziałało. Co więcej im cięższy kaliber dział wyciągaliśmy tym bardziej pracownicy instytucji państwowych zamykali się w poczuciu urażonej cnoty.
2. Co narozrabiały lokalne instytucje
Po zorientowaniu się jaki bałagan panuje w powiecie we wszystkim co jest związane z nieruchomościami (w tym księgach wieczystych i ewidencji gruntów) i po wysłuchaniu lamentów Burmistrza Miasteczka M, że w momencie przejęcia władzy półki z dokumentami były puste – sprawa tego co narozrabiały instytucje lokalne stałą się jasna.
Biorąc pod uwagę bałagan, „puste półki”, ogólny poziom kompetencji wśród lokalnych kadr i zdumiewający zwyczaj nie angażowania właścicieli nieruchomości w czynione za ich plecami ustalenia dotyczące ich własności - wcale byśmy się nie zdziwili gdyby lokalnym „ekspertom” udało się ustalić nawet takie rewelacje jak to , że na miejscu ich własnej urzędowej siedziby powinien stać Taj Mahal, albo Smocza Jama.
Zwłaszcza po tym jak porażające okazały się wykwity intelektu lokalnych instytucji państwowych w przypadku naszej nieruchomości.
Wygląda bowiem na to, że ustalono iż w miejscu naszej nieruchomości jest inny obiekt do którego jakieś prawa ma Skarb Państwa. I nikt nie zauważył, że jest dobrze udokumentowane, iż w okresie administracji Państwa Polskiego (II RP, PRL, III RP) nasza nieruchomość zawsze pozostawała w prywatnych rękach. A w PRL-u Skarb Państwa (lub raczej jego przedstawiciel) przy kilku okazjach potwierdził, ze do naszej nieruchomości żadnych pretensji nie zgłasza.
Tak się jednak składa, że z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, ze teren naszej nieruchomości został przejęty na potrzeby pobliskiej kwatery Wermachtu w okresie okupacji III Rzeszy.
Innymi słowy lokalizując prawa Skarbu Państwa III RP na naszej nieruchomości potwierdzono, ze mienie Skarbu Państwa III RP ustala się działając nie w oparciu o założenie, ze jest ona kontynuacją PRL-u (który do naszej nieruchomości nic nie miał), tylko III Rzeszy. Najwyraźniej jednak lokalni eksperci tego absurdu nie dostrzegli.
Po zorientowaniu się jaki bałagan panuje w powiecie we wszystkim co jest związane z nieruchomościami (w tym księgach wieczystych i ewidencji gruntów) i po wysłuchaniu lamentów Burmistrza Miasteczka M, że w momencie przejęcia władzy półki z dokumentami były puste – sprawa tego co narozrabiały instytucje lokalne stałą się jasna.
Biorąc pod uwagę bałagan, „puste półki”, ogólny poziom kompetencji wśród lokalnych kadr i zdumiewający zwyczaj nie angażowania właścicieli nieruchomości w czynione za ich plecami ustalenia dotyczące ich własności - wcale byśmy się nie zdziwili gdyby lokalnym „ekspertom” udało się ustalić nawet takie rewelacje jak to , że na miejscu ich własnej urzędowej siedziby powinien stać Taj Mahal, albo Smocza Jama.
Zwłaszcza po tym jak porażające okazały się wykwity intelektu lokalnych instytucji państwowych w przypadku naszej nieruchomości.
Wygląda bowiem na to, że ustalono iż w miejscu naszej nieruchomości jest inny obiekt do którego jakieś prawa ma Skarb Państwa. I nikt nie zauważył, że jest dobrze udokumentowane, iż w okresie administracji Państwa Polskiego (II RP, PRL, III RP) nasza nieruchomość zawsze pozostawała w prywatnych rękach. A w PRL-u Skarb Państwa (lub raczej jego przedstawiciel) przy kilku okazjach potwierdził, ze do naszej nieruchomości żadnych pretensji nie zgłasza.
Tak się jednak składa, że z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, ze teren naszej nieruchomości został przejęty na potrzeby pobliskiej kwatery Wermachtu w okresie okupacji III Rzeszy.
Innymi słowy lokalizując prawa Skarbu Państwa III RP na naszej nieruchomości potwierdzono, ze mienie Skarbu Państwa III RP ustala się działając nie w oparciu o założenie, ze jest ona kontynuacją PRL-u (który do naszej nieruchomości nic nie miał), tylko III Rzeszy. Najwyraźniej jednak lokalni eksperci tego absurdu nie dostrzegli.
3. Robi się naprawdę wesoło...
Już w momencie gdy sprawa naszej nieruchomości trafiła do instytucji nadzoru była sprawą nadzwyczaj interesującą. Dotyczyła bowiem nieruchomości, która pozostawała w rękach właścicieli, którzy poszanowanie swoich praw w okresie administracji Państwa Polskiego mieli doskonale udokumentowane.
Prawa te nie były jednak szanowane w obrębie instytucji lokalnych, które jakoś zdołały siebie przekonać, że do nieruchomości należy przypisać prawa Skarbu Państwa, które mogły istnieć tylko w sytuacji gdy III RP jest prawną kontynuacja III Rzeszy. Do tego były też przekonane, że sprawy w żaden sposób nie powinno się wyjaśniać w sposób jawny z właścicielami nieruchomości – co już samo w sobie powinno wzbudzić pewne podejrzenia co do źródła tych „ustaleń” ;-)
Wydawać by się mogło, że po trafieniu na taki absurd jedyną możliwą ścieżką działania instytucji nadzoru jest spuszczenie instytucjom lokalnym niezłego łomotu. Po czym dołączenie informacji o źródle wygenerowanego absurdu i jawne wyjaśnienie sprawy.
Najwyraźniej jednak obowiązującą w instytucjach państwowych zasadą jest to , że funkcjonariusz państwowy ma zawsze rację. Nawet gdy jej ewidentnie nie ma. Toteż instytucje nadzoru skupiły się na potwierdzaniu o prawidłowości działań instytucji lokalnych. Oraz zaczęły pouczać nas, że instytucje państwowe należy szanować.
W pełni rozumiemy, że istnieje coś takiego jak „solidarność zawodowa” funkcjonariuszy państwowych. Jednak wydaje nam się, że sama idea instytucji nadzoru wymaga jednak żeby nie działać w oparciu o założenie nieomylności instytucji nadzorowanej. Zwłaszcza jeśli instytucja nadzorowana naustalała sobie, że III RP jest kontynuacją III Rzeszy.
Już w momencie gdy sprawa naszej nieruchomości trafiła do instytucji nadzoru była sprawą nadzwyczaj interesującą. Dotyczyła bowiem nieruchomości, która pozostawała w rękach właścicieli, którzy poszanowanie swoich praw w okresie administracji Państwa Polskiego mieli doskonale udokumentowane.
Prawa te nie były jednak szanowane w obrębie instytucji lokalnych, które jakoś zdołały siebie przekonać, że do nieruchomości należy przypisać prawa Skarbu Państwa, które mogły istnieć tylko w sytuacji gdy III RP jest prawną kontynuacja III Rzeszy. Do tego były też przekonane, że sprawy w żaden sposób nie powinno się wyjaśniać w sposób jawny z właścicielami nieruchomości – co już samo w sobie powinno wzbudzić pewne podejrzenia co do źródła tych „ustaleń” ;-)
Wydawać by się mogło, że po trafieniu na taki absurd jedyną możliwą ścieżką działania instytucji nadzoru jest spuszczenie instytucjom lokalnym niezłego łomotu. Po czym dołączenie informacji o źródle wygenerowanego absurdu i jawne wyjaśnienie sprawy.
Najwyraźniej jednak obowiązującą w instytucjach państwowych zasadą jest to , że funkcjonariusz państwowy ma zawsze rację. Nawet gdy jej ewidentnie nie ma. Toteż instytucje nadzoru skupiły się na potwierdzaniu o prawidłowości działań instytucji lokalnych. Oraz zaczęły pouczać nas, że instytucje państwowe należy szanować.
W pełni rozumiemy, że istnieje coś takiego jak „solidarność zawodowa” funkcjonariuszy państwowych. Jednak wydaje nam się, że sama idea instytucji nadzoru wymaga jednak żeby nie działać w oparciu o założenie nieomylności instytucji nadzorowanej. Zwłaszcza jeśli instytucja nadzorowana naustalała sobie, że III RP jest kontynuacją III Rzeszy.
4. Odrobina jawności nigdy nie zaszkodzi.
Przeglądając całą korespondencję otrzymają od instytucji państwowych nie mogliśmy się oprzeć wrażeniu, ze piszący je funkcjonariusze państwowi kipią wręcz z oburzenia i kwestionujemy ich ocenę sytuacji. I momentami mamy wrażenie, że w tym oburzeniu tak się zapamiętali, że nie zdołali zauważyć, że zamiast się oburzać po prostu powinni sprawę jawnie wyjaśnić.
A zebrało się już naprawdę dużo rzeczy do jawnego wyjaśnienia np.
1. Dlaczego nie uznają rzeczywiście istniejącego kształtu nieruchomości nadanego jej przez kolejnych prywatnych właścicieli w okresie PRL i III RP np. przez podział działki czy jej zabudowę (w końcu Google Maps chyba nie kłamie?)
2. Dlaczego nie uznają za wiarygodną dokumentacji powstałej w okresie administracji Państwa Polskiego ani prowadzonych w tym czasie rejestrów?
3. Dlaczego nie uznają wiążącego charakteru transakcji dokonanych w okresie administracji Państwa Polskiego w oparciu o rękojmię ksiąg wieczystych i domniemanie wiarygodności wypisów z ewidencji gruntów potwierdzających zgodność ich zapisów z sytuacją w terenie?
4. Dlaczego nie uznają za wiążące poświadczeń przedstawicieli Skarbu Państwa z okresu PRL o tym, ze Skarb Państwa nie ma do nieruchomości żadnych roszczeń, a przypisują Skarbowi państwa III RP stan prawny, który mógł istnieć co najwyżej w okresie okupacji III Rzeszy?
5. Dlaczego nie niepokoi ich to iż rzekomo istniejących praw do naszej nieruchomości Skarbu Państwa (w oparciu o istnienie których procesowane są sprawy związane z naszą nieruchomością od 2009 roku ) nie można latami ujawnić w istniejących rejestrach, ani nawet oficjalnie poinformować nas, czyli władających nieruchomością właścicieli, o ich istnieniu i źródle z którego się wzięły?
6. Dlaczego po prostu nie dołączą dokonanych ok 2009 roku przez instytucje lokalne „ustaleń” w oparciu o które działają do akt sprawy i nie przystąpią do jawnych ustaleń co i jak?
Niewątpliwie większe zamiłowanie do jawności uchroniłoby instytucje państwowe od wystawiania dokumentów, de facto potwierdzających o prawidłowości ustaleń opartych na założeniu, ze III RP to kontynuacja III Rzeszy. Tylko czy taka jawność nie naruszyłaby poczucia „nieomylności” funkcjonariuszy państwowych".
Przeglądając całą korespondencję otrzymają od instytucji państwowych nie mogliśmy się oprzeć wrażeniu, ze piszący je funkcjonariusze państwowi kipią wręcz z oburzenia i kwestionujemy ich ocenę sytuacji. I momentami mamy wrażenie, że w tym oburzeniu tak się zapamiętali, że nie zdołali zauważyć, że zamiast się oburzać po prostu powinni sprawę jawnie wyjaśnić.
A zebrało się już naprawdę dużo rzeczy do jawnego wyjaśnienia np.
1. Dlaczego nie uznają rzeczywiście istniejącego kształtu nieruchomości nadanego jej przez kolejnych prywatnych właścicieli w okresie PRL i III RP np. przez podział działki czy jej zabudowę (w końcu Google Maps chyba nie kłamie?)
2. Dlaczego nie uznają za wiarygodną dokumentacji powstałej w okresie administracji Państwa Polskiego ani prowadzonych w tym czasie rejestrów?
3. Dlaczego nie uznają wiążącego charakteru transakcji dokonanych w okresie administracji Państwa Polskiego w oparciu o rękojmię ksiąg wieczystych i domniemanie wiarygodności wypisów z ewidencji gruntów potwierdzających zgodność ich zapisów z sytuacją w terenie?
4. Dlaczego nie uznają za wiążące poświadczeń przedstawicieli Skarbu Państwa z okresu PRL o tym, ze Skarb Państwa nie ma do nieruchomości żadnych roszczeń, a przypisują Skarbowi państwa III RP stan prawny, który mógł istnieć co najwyżej w okresie okupacji III Rzeszy?
5. Dlaczego nie niepokoi ich to iż rzekomo istniejących praw do naszej nieruchomości Skarbu Państwa (w oparciu o istnienie których procesowane są sprawy związane z naszą nieruchomością od 2009 roku ) nie można latami ujawnić w istniejących rejestrach, ani nawet oficjalnie poinformować nas, czyli władających nieruchomością właścicieli, o ich istnieniu i źródle z którego się wzięły?
6. Dlaczego po prostu nie dołączą dokonanych ok 2009 roku przez instytucje lokalne „ustaleń” w oparciu o które działają do akt sprawy i nie przystąpią do jawnych ustaleń co i jak?
Niewątpliwie większe zamiłowanie do jawności uchroniłoby instytucje państwowe od wystawiania dokumentów, de facto potwierdzających o prawidłowości ustaleń opartych na założeniu, ze III RP to kontynuacja III Rzeszy. Tylko czy taka jawność nie naruszyłaby poczucia „nieomylności” funkcjonariuszy państwowych".
5. Robi się jeszcze weselej...
Wydawać by się mogło, że Kancelaria Premiera czy Krajowa Rada Sądownicza wyskoczą z butów gdy dowiedzą się, ze pracownicy odpowiednio administracji państwowej i sądownictwa zamiast wyjaśnić w sposób jawny kwestię jakichś szemranych gminno-powiatowych „ustaleń” zajmują się potwierdzaniem o rzekomej prawidłowości prowadzenia postępowań tak jakby te „ustalenia” miały wiążący charakter (nie dołączając jednak tych „ustaleń” do akt sprawy).
Beztrosko przy tym potwierdzając, że nie mają zamiaru przejmować się (sprzecznym z tymi „ustaleniami”) stanem prawnym oraz geodezyjnym nieruchomości uznawanym przez kolejne administracje Państwa Polskiego, wystawianymi w tym czasie dokumentami oraz rejestrami mającymi domniemanie wiarygodności. Do tego nie mają zamiaru niczego wyjaśniać właścicielom dotkniętej „ustaleniami” nieruchomości, a na wskazanie, ze coś tu jest chyba nie tak reagują oburzeniem.
Tymczasem Kancelaria Premiera uznała, że to nie jej sprawa, a Krajowa Rada Sądownicza jak rozumiemy zajęła stanowisko, że takie działanie pozostaje w zakresie uprawnień sędziego. Stanowiska ich nie zmieniło nawet wskazanie, że alternatywne prawa do naszej nieruchomości to można co najwyżej wywieść z okresu okupacji III Rzeszy.
W tym miejscu zrobiło się nam już naprawdę wesolutko.
Wychodzi bowiem, że mamy Kancelarię Premiera, która uważa, ze nie jest jej problemem, ze instytucje państwowe (zamiast zaadresować coś, co w naszym przekonaniu jest co najwyżej jakimś lokalnym przewałem), dosłownie wypluwają dokumenty poświadczające de facto, ze majątek Skarbu Państwa III RP ustala się w oparciu o założenie, ze III RP jest kontynuacją III Rzeszy.
Oraz KRS, który poświadcza de facto, że uwiarygadnianie iż III RP jest następcą prawnym III Rzeszy leży w zakresie uprawnień sędziego do niezależnej oceny.
I w tym miejscu zaczęliśmy się zastanawiać co o tej sytuacji mamy naprawdę myśleć...
Wydawać by się mogło, że Kancelaria Premiera czy Krajowa Rada Sądownicza wyskoczą z butów gdy dowiedzą się, ze pracownicy odpowiednio administracji państwowej i sądownictwa zamiast wyjaśnić w sposób jawny kwestię jakichś szemranych gminno-powiatowych „ustaleń” zajmują się potwierdzaniem o rzekomej prawidłowości prowadzenia postępowań tak jakby te „ustalenia” miały wiążący charakter (nie dołączając jednak tych „ustaleń” do akt sprawy).
Beztrosko przy tym potwierdzając, że nie mają zamiaru przejmować się (sprzecznym z tymi „ustaleniami”) stanem prawnym oraz geodezyjnym nieruchomości uznawanym przez kolejne administracje Państwa Polskiego, wystawianymi w tym czasie dokumentami oraz rejestrami mającymi domniemanie wiarygodności. Do tego nie mają zamiaru niczego wyjaśniać właścicielom dotkniętej „ustaleniami” nieruchomości, a na wskazanie, ze coś tu jest chyba nie tak reagują oburzeniem.
Tymczasem Kancelaria Premiera uznała, że to nie jej sprawa, a Krajowa Rada Sądownicza jak rozumiemy zajęła stanowisko, że takie działanie pozostaje w zakresie uprawnień sędziego. Stanowiska ich nie zmieniło nawet wskazanie, że alternatywne prawa do naszej nieruchomości to można co najwyżej wywieść z okresu okupacji III Rzeszy.
W tym miejscu zrobiło się nam już naprawdę wesolutko.
Wychodzi bowiem, że mamy Kancelarię Premiera, która uważa, ze nie jest jej problemem, ze instytucje państwowe (zamiast zaadresować coś, co w naszym przekonaniu jest co najwyżej jakimś lokalnym przewałem), dosłownie wypluwają dokumenty poświadczające de facto, ze majątek Skarbu Państwa III RP ustala się w oparciu o założenie, ze III RP jest kontynuacją III Rzeszy.
Oraz KRS, który poświadcza de facto, że uwiarygadnianie iż III RP jest następcą prawnym III Rzeszy leży w zakresie uprawnień sędziego do niezależnej oceny.
I w tym miejscu zaczęliśmy się zastanawiać co o tej sytuacji mamy naprawdę myśleć...
6. Prezent dla wujcia Adolfa
Prawdę mówiąc to odetchnęlibyśmy z ulgą gdyby udało nam się do całej opowieści dopasować chociażby najbardziej odjechaną teorię konspiracyjną. Gdybyśmy mogli uwierzyć, że to jakiś kosmitów, albo prezent wujka Adolfa z zaświatów poczulibyśmy się mniej absurdalnie.
Jednak z której strony nie patrzymy to wychodzi na to, że od prawie dekady nie możemy sobie poradzić z niepisanym „kodeksem etycznym” funkcjonariuszy państwowych, który składa się z dwóch punktów. Punkt pierwszy - w sporze z petentem funkcjonariusz państwowy ma zawsze rację. Punkt drugi - a jeżeli nawet funkcjonariusz państwowy nie ma racji to i tak zastosowanie ma w pkt 1. Potwierdzają to wiadra świętego oburzenia wylewane na naszą głowę w miejsce rzetelnego wyjaśnienia naprawdę ewidentnej sprawy.
W pełni rozumiemy zjawisko „solidarności zawodowej” i to, ze czasami życzliwie chce się pomóc komuś kto na skutek głupiego błędu znalazł się w delikatnie mówiąc nie najciekawszej sytuacji. Tylko czy rzeczywiście ochrona pojedynczego prowincjonalnego funkcjonariusza przed konsekwencjami własnych błędów jest warta tego by z III RP robić ostatni bastion III Rzeszy lub raczej latający cyrk Monty Pytona?
Choć przyznajemy, ze po prawie dekadzie i wymianie co najmniej kilkuset pism stawką może nie być już nie skórka pojedynczego funkcjonariusza państwowego, ale osąd działania działania całej państwowej biurokracji. Ale przypominamy, ze stało się tak na jej własne życzenie.
Prawdę mówiąc to odetchnęlibyśmy z ulgą gdyby udało nam się do całej opowieści dopasować chociażby najbardziej odjechaną teorię konspiracyjną. Gdybyśmy mogli uwierzyć, że to jakiś kosmitów, albo prezent wujka Adolfa z zaświatów poczulibyśmy się mniej absurdalnie.
Jednak z której strony nie patrzymy to wychodzi na to, że od prawie dekady nie możemy sobie poradzić z niepisanym „kodeksem etycznym” funkcjonariuszy państwowych, który składa się z dwóch punktów. Punkt pierwszy - w sporze z petentem funkcjonariusz państwowy ma zawsze rację. Punkt drugi - a jeżeli nawet funkcjonariusz państwowy nie ma racji to i tak zastosowanie ma w pkt 1. Potwierdzają to wiadra świętego oburzenia wylewane na naszą głowę w miejsce rzetelnego wyjaśnienia naprawdę ewidentnej sprawy.
W pełni rozumiemy zjawisko „solidarności zawodowej” i to, ze czasami życzliwie chce się pomóc komuś kto na skutek głupiego błędu znalazł się w delikatnie mówiąc nie najciekawszej sytuacji. Tylko czy rzeczywiście ochrona pojedynczego prowincjonalnego funkcjonariusza przed konsekwencjami własnych błędów jest warta tego by z III RP robić ostatni bastion III Rzeszy lub raczej latający cyrk Monty Pytona?
Choć przyznajemy, ze po prawie dekadzie i wymianie co najmniej kilkuset pism stawką może nie być już nie skórka pojedynczego funkcjonariusza państwowego, ale osąd działania działania całej państwowej biurokracji. Ale przypominamy, ze stało się tak na jej własne życzenie.
7. Stawka może być większa niż się wydaje
Z lektury historycznych książek wynika, że (mówiąc w dużym uproszczeniu) PRL przejmował nieruchomości dwa razy. Najpierw odbierał tzw „mienie poniemieckie” celem oddania poprzednim właścicielom (patrz: Manifest PKWN „Własność, zrabowana przez Niemców poszczególnym obywatelom, chłopom, kupcom, rzemieślnikom, drobnym i średnim przemysłowcom, instytucjom i kościołowi będzie zwrócona prawowitym właścicielom.” ). Potem przejmował to co uważał, ze mu się należy różnymi dekretami/ustawami. Po obydwu przejęciach musiały zostać jakieś dokumenty.
Pierwsze "przejęcie" nie było pozyskaniem majątku państwowego, tylko zabezpieczeniem tego co pozostawiła III Rzesza z myślą o zwrocie prawowitym właścicielom. Pozyskanie majątku na rzecz Skarbu Państwa odbyło się przy pomocy dekretów/ustaw. Nie sposób nie zauważyć, że mienie podlegające jednemu i drugiemu przejęciu w sporej części mogła się pokrywać. Większość tzw „mienia poniemieckiego” to były spore majątki i zakłady, które podlegały również nacjonalizacji na dekretów/ustaw. Dekretom/ustawom nie podlegała jednak drobna własność znacjonalizowana przez III Rzeszę. Ta nie przeszła na własność Skarbu Państwa w PRL-u, lecz powróciła do swoich właścicieli. I właśnie takiej własności było sporo w miasteczku M i przykładem takiej własności jest najprawdopodobniej nasza nieruchomość.
Zaczynamy się więc zastanawiać czy przypadkiem nasza nieruchomość nie jest symptomem większego problemu. O ile bowiem nie jesteśmy w stanie uwierzyć, że ktoś celowo uwiarygadnia, że III RP jest kontynuacją III Rzeszy. O tyle, po zapoznaniu się ze sposobem działania tutejszej biurokracji, spokojnie jesteśmy w stanie uwierzyć, że komuś się mogło pomieszać „mienie poniemieckie” z mieniem Skarbu Państwa przejętym na mocy dekretów/ustaw. A tym bardziej prawdopodobne nam się wydaje, ze wiecznie "przepracowani" pracownicy aparatu państwowego mogli dojść do wniosku, że nie mając czasu na solidna analizę niejednokrotnie sprzecznych ze sobą dokumentów "równać" stan prawny nieruchomości będą do tak ustalonego mienia państwowego.
Efekty takiego "ułatwiania sobie pracy" łatwo sobie wyobrazić. Jak również święte oburzenie na taki przypadek jak nasz, który czarno na białym pokazuje, że "równanie do mienia Skarbu Państwa" odbywa się według złych założeń. A radosna działalność aparatu państwowego nie jest bynajmniej walką z "podejrzanym elementem" co uwłaszczył się na „państwowym”, tylko zwykłym zastępowaniem praw wywodzących się z II RP i PRL-u prawami wywodzącymi się z III Rzeszy.
Czy istotnie sprawa naszej nieruchomości jest przejawem takiego zjawiska? Na im bardziej absurdalny opór przed jawnym wyjaśnieniem sprawy natrafiamy, tym bardziej prawdopodobne nam się to wydaje.
Z lektury historycznych książek wynika, że (mówiąc w dużym uproszczeniu) PRL przejmował nieruchomości dwa razy. Najpierw odbierał tzw „mienie poniemieckie” celem oddania poprzednim właścicielom (patrz: Manifest PKWN „Własność, zrabowana przez Niemców poszczególnym obywatelom, chłopom, kupcom, rzemieślnikom, drobnym i średnim przemysłowcom, instytucjom i kościołowi będzie zwrócona prawowitym właścicielom.” ). Potem przejmował to co uważał, ze mu się należy różnymi dekretami/ustawami. Po obydwu przejęciach musiały zostać jakieś dokumenty.
Pierwsze "przejęcie" nie było pozyskaniem majątku państwowego, tylko zabezpieczeniem tego co pozostawiła III Rzesza z myślą o zwrocie prawowitym właścicielom. Pozyskanie majątku na rzecz Skarbu Państwa odbyło się przy pomocy dekretów/ustaw. Nie sposób nie zauważyć, że mienie podlegające jednemu i drugiemu przejęciu w sporej części mogła się pokrywać. Większość tzw „mienia poniemieckiego” to były spore majątki i zakłady, które podlegały również nacjonalizacji na dekretów/ustaw. Dekretom/ustawom nie podlegała jednak drobna własność znacjonalizowana przez III Rzeszę. Ta nie przeszła na własność Skarbu Państwa w PRL-u, lecz powróciła do swoich właścicieli. I właśnie takiej własności było sporo w miasteczku M i przykładem takiej własności jest najprawdopodobniej nasza nieruchomość.
Zaczynamy się więc zastanawiać czy przypadkiem nasza nieruchomość nie jest symptomem większego problemu. O ile bowiem nie jesteśmy w stanie uwierzyć, że ktoś celowo uwiarygadnia, że III RP jest kontynuacją III Rzeszy. O tyle, po zapoznaniu się ze sposobem działania tutejszej biurokracji, spokojnie jesteśmy w stanie uwierzyć, że komuś się mogło pomieszać „mienie poniemieckie” z mieniem Skarbu Państwa przejętym na mocy dekretów/ustaw. A tym bardziej prawdopodobne nam się wydaje, ze wiecznie "przepracowani" pracownicy aparatu państwowego mogli dojść do wniosku, że nie mając czasu na solidna analizę niejednokrotnie sprzecznych ze sobą dokumentów "równać" stan prawny nieruchomości będą do tak ustalonego mienia państwowego.
Efekty takiego "ułatwiania sobie pracy" łatwo sobie wyobrazić. Jak również święte oburzenie na taki przypadek jak nasz, który czarno na białym pokazuje, że "równanie do mienia Skarbu Państwa" odbywa się według złych założeń. A radosna działalność aparatu państwowego nie jest bynajmniej walką z "podejrzanym elementem" co uwłaszczył się na „państwowym”, tylko zwykłym zastępowaniem praw wywodzących się z II RP i PRL-u prawami wywodzącymi się z III Rzeszy.
Czy istotnie sprawa naszej nieruchomości jest przejawem takiego zjawiska? Na im bardziej absurdalny opór przed jawnym wyjaśnieniem sprawy natrafiamy, tym bardziej prawdopodobne nam się to wydaje.
Dziennik pierwszy (pisany przed 08-2012) |
Dziennik drugi (pisany po 08-2012). |
Dziennik trzeci (pisany po 04-2014). |
Dziennik czwarty (pisany po 03-2015). |
Dziennik piąty (pisany po 01-2016). |
Dziennik szósty (pisany po 04-2016). |
Dziennik siódmy (pisany od 10-2016). |
Dziennik ósmy (pisany od 12-2016). |
Dziennik dziewiąty (pisany od 08-2017). |
Dziennik dziesiąty (pisany od 09-2017). |
Dziennik jedenasty (pisany od 03-2018). |
Dziennik dwunasty (pisany po 06-2018). |