Część druga czyli o wspieraniu Polski B
Epizod pierwszy czyli słów kilka o wrażeniach, wnioskach i średniowieczu.![]() Po kilku latach potyczek z lokalnymi przedstawicielami instytucji państwowych zaczęliśmy mieć podejrzenie, że nie do końca są one świadome, że średniowiecze się skoczyło, jakieś 500 lat temu, w czasie których wprowadzono konstytucje, równouprawnienie, uwłaszczenie, demokracje i takie tam.
Wszystko wydawało się trochę surrealne, trochę jak przeniesienie na dwór króla Artura, w którym rycerze i damy ubierają się w stroje wyprodukowane w Chinach w XXI wieku. Nie mogliśmy jednak dyskutować z faktami. Siedzieliśmy w końcu w wynajętym domu, a na prowizorycznych półkach zalegało już kilka segregatorów z decyzjami, poświadczeniami i postanowieniami, których podstaw prawnych nie mogliśmy się doprosić, a które wydawały się dziwnie sprzeczne z tym co wyczytaliśmy książkach, których autorzy twierdzili, że coś tam wiedzą o obowiązującym Prawie. W końcu olśniło nas. Może tak właśnie wygląda zacofana Polska B. Tylko gdzie są ci bezzębni panowie w kufajkach z obniżonym IQ i pociągiem do alkoholu poruszający się w wozach drabiniastych i bezzębne babcie w moherowych beretach. Podobno to z ich uporem przegrywają władze centralne próbując wprowadzić trochę współczesności na zatęchłą polską prowincję? A jeżeli ich nie ma to dlaczego instytucje państwowe zachowują się jakby zostały przeniesione żywcem z czasów gdy pospólstwo praw nie miało, a pleban i sołtys stali ponad prawem i nikt nie musiał się z tego tłumaczyć. Jeżeli nie przysłowiowy wóz drabiniasty i moherowy beret, które uparły się aby żadnych praw ludzie na prowincji nie mieli, to kto konserwuje to średniowiecze? Odpowiedzi postanowiliśmy szukać w instancjach nadrzędnych czyli w pobliskiej Warszawie. |
|
Epizod drugi czyli wywody Pana Wojewody

Pana Wojewodę jasno poinformowaliśmy, że my obywatele na prowincji jesteśmy za współczesnością i nie życzymy sobie żadnych średniowiecznych hucp. Chcemy, by, jak deklaruje rząd była tu świecka Europa i aby prawa wszystkich (w tym nas) były szanowane. Pan Wojewoda nie mógł więc nie wiedzieć, że o żadnym terrorze 'wozów drabiniastych' i 'moherowych beretów' z zacofanej prowincji być nie może.
I co zrobił pan Wojewoda? Ano wsparł działania pani Naczelnik i Starosty. Co prawda nie bezpośrednio, bowiem część decyzji została uchylona ze względu na jakieś drobne uchybienia (których nawet nie podnosiliśmy), ale w uzasadnieniu napisano rzeczy które brzmiały jak deklaracja programowa Zjednoczonej Partii Drabiniastego Wozu i Moherowego Beretu (ZPDWiMB)
Podsumowując wywody pana Wojewody; Na prowincji (bo w Warszawie to się chyba nie da) na terenie dóbr klasztornych budować można co się chce, oby nie garażować TIR-a. Nawet rozbudowa potencjalnych samowól budowlanych jest dozwolona. Ponadto pan Wojewoda wierzy niezłomnie, że wszelkie uciążliwości związane z potencjalną inwestycja zatrzymują się na miedzy ( czyli 10m od inwestycji) po tym jak pan Starosta poświadczy, że tak jest. Nie ma więc powodu by dać sąsiadom status strony sprawy czyli np. prawo wzglądu do akt. Skądinąd słusznie, bo jeszcze się zbyt dużo dopatrzą.
W sprawie działań, które praktycznie uniemożliwiły nam mieszkanie we własnym domu (po sąsiedzku ze wspomnianym wyżej klasztorem) pan Wojewoda nawet pozorów przyzwoitości nie utrzymał. Po prostu podtrzymał sprzeciw wobec wykonania prac usuwających zagrożenie zdrowia. Co prawda jakiś rok później się pokajał i sprzeciw cofnięto. Nie wyjaśniono jednak nigdy sprawy w sposób należny i efekt jest taki, że remontów co prawda nie blokuje administracja państwowa, ale prokuratura/ policja/sąd karny. Bowiem gdzieś na tej linii procesowany jest wniosek o przymuszenie pani Sąsiadki do kooperacji w stopniu, który umożliwi nam odgrzybienie, odkorniczenie i wyremontowanie wentylacji. Czy byłoby to możliwe gdyby urzędnik, który wydał sprzeciw został rozliczony należnie? Czy byłoby to możliwe gdyby w stosunku do prokuratora i sędziego, którzy poświadczył o prawidłowości działań urzędnika wszczęto postępowanie wyjaśniające? Podstawową funkcją kary jest prewencja, ale tutaj najwyraźniej nikomu na tym nie zależało.
No cóż prowincja to nie Warszawa i najwyraźniej pomimo wzięcia unijnych milionów, dokłada się wszelkich starań by tak pozostało.
I co zrobił pan Wojewoda? Ano wsparł działania pani Naczelnik i Starosty. Co prawda nie bezpośrednio, bowiem część decyzji została uchylona ze względu na jakieś drobne uchybienia (których nawet nie podnosiliśmy), ale w uzasadnieniu napisano rzeczy które brzmiały jak deklaracja programowa Zjednoczonej Partii Drabiniastego Wozu i Moherowego Beretu (ZPDWiMB)
Podsumowując wywody pana Wojewody; Na prowincji (bo w Warszawie to się chyba nie da) na terenie dóbr klasztornych budować można co się chce, oby nie garażować TIR-a. Nawet rozbudowa potencjalnych samowól budowlanych jest dozwolona. Ponadto pan Wojewoda wierzy niezłomnie, że wszelkie uciążliwości związane z potencjalną inwestycja zatrzymują się na miedzy ( czyli 10m od inwestycji) po tym jak pan Starosta poświadczy, że tak jest. Nie ma więc powodu by dać sąsiadom status strony sprawy czyli np. prawo wzglądu do akt. Skądinąd słusznie, bo jeszcze się zbyt dużo dopatrzą.
W sprawie działań, które praktycznie uniemożliwiły nam mieszkanie we własnym domu (po sąsiedzku ze wspomnianym wyżej klasztorem) pan Wojewoda nawet pozorów przyzwoitości nie utrzymał. Po prostu podtrzymał sprzeciw wobec wykonania prac usuwających zagrożenie zdrowia. Co prawda jakiś rok później się pokajał i sprzeciw cofnięto. Nie wyjaśniono jednak nigdy sprawy w sposób należny i efekt jest taki, że remontów co prawda nie blokuje administracja państwowa, ale prokuratura/ policja/sąd karny. Bowiem gdzieś na tej linii procesowany jest wniosek o przymuszenie pani Sąsiadki do kooperacji w stopniu, który umożliwi nam odgrzybienie, odkorniczenie i wyremontowanie wentylacji. Czy byłoby to możliwe gdyby urzędnik, który wydał sprzeciw został rozliczony należnie? Czy byłoby to możliwe gdyby w stosunku do prokuratora i sędziego, którzy poświadczył o prawidłowości działań urzędnika wszczęto postępowanie wyjaśniające? Podstawową funkcją kary jest prewencja, ale tutaj najwyraźniej nikomu na tym nie zależało.
No cóż prowincja to nie Warszawa i najwyraźniej pomimo wzięcia unijnych milionów, dokłada się wszelkich starań by tak pozostało.
Epizod trzeci czyli dyskusja na poziomie.

Zdumieni wsparciem pana Wojewody dla utrzymywania prowincji w mrokach średniowiecza (wbrew woli jej mieszkańców czyli nas) postanowiliśmy odbyć konsultacje z Ministerstwem Administracji i Spraw Wewnetrznych. Ministerstwo nie było chętne do podjęcia dyskusji i próbowało klasycznego uniku czyli przesłania sprawy gdzie indziej (zdaje się do GUNB) pod pretekstem, że to nie jego sprawa.
Mocno nas to zdziwiło. Ministerstwo Administracji i Spraw Wewnętrznych nie jest zainteresowane tym co wyprawia administracja państwowa? Zastosowaliśmy więc klasyczny kontra-unik i zażądaliśmy wyjaśnienia dlaczego nie dopatrzono się w działaniach administracji naruszenia prawa. Przecież gdyby stwierdzono naruszenie prawa trzeba byłoby nasze pismo przesłać do prokuratury, a nie do GUNB, prawda? Wywiązała się z tego wielce interesująca dyskusja. Z ostatniego pisma otrzymanego z Ministerstwa (przed jego reorganizacją, która miała miejsce po wyborach) wynikało, ze 'świadomość instytucji' nie pozwala mu się dopatrzeć naruszenia prawa w działaniach pana Wojewody, pana Starosty (oraz pani Naczelnik działającej z umocowania pana Starosty).
Obecnie prowadzimy dyskusje na podobnym poziomie z następcami Ministerstwa czyli Ministerstwem Spraw Wewnętrznych oraz Ministerstwem Administracji i Dygitalizacji.
Uchylając rąbka tajemnicy naszej korespondencji wyjawiamy, że do dnia dzisiejszego nie udało nam się ustalić, kim jest ta tajemnicza 'świadomość instytucji', która nie pozwala dopatrzeć się naruszenia prawa w konserwowaniu średniowiecza w Polsce B (wbrew woli jej mieszkańców).
Mocno nas to zdziwiło. Ministerstwo Administracji i Spraw Wewnętrznych nie jest zainteresowane tym co wyprawia administracja państwowa? Zastosowaliśmy więc klasyczny kontra-unik i zażądaliśmy wyjaśnienia dlaczego nie dopatrzono się w działaniach administracji naruszenia prawa. Przecież gdyby stwierdzono naruszenie prawa trzeba byłoby nasze pismo przesłać do prokuratury, a nie do GUNB, prawda? Wywiązała się z tego wielce interesująca dyskusja. Z ostatniego pisma otrzymanego z Ministerstwa (przed jego reorganizacją, która miała miejsce po wyborach) wynikało, ze 'świadomość instytucji' nie pozwala mu się dopatrzeć naruszenia prawa w działaniach pana Wojewody, pana Starosty (oraz pani Naczelnik działającej z umocowania pana Starosty).
Obecnie prowadzimy dyskusje na podobnym poziomie z następcami Ministerstwa czyli Ministerstwem Spraw Wewnętrznych oraz Ministerstwem Administracji i Dygitalizacji.
Uchylając rąbka tajemnicy naszej korespondencji wyjawiamy, że do dnia dzisiejszego nie udało nam się ustalić, kim jest ta tajemnicza 'świadomość instytucji', która nie pozwala dopatrzeć się naruszenia prawa w konserwowaniu średniowiecza w Polsce B (wbrew woli jej mieszkańców).
Epizod czwarty czyli zdrowie na budowie.

Główny Urząd Nadzoru Budowlanego (GUNB) jest instytucja apolityczną, której jedynym zadaniem jest zapewnienie właściwego stanu obiektów budowlanych. Trudno więc znaleźć powód dla którego mógłby się namiętnie zaangażować w konserwowanie średniowiecza na prowincji. Jednak tony korespondencji mówią za siebie.
We wszelkich sprawach budowlanych GUNB jest bezpośrednim zwierzchnikiem (i nadzorcą) Wojewody i Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego (bezpośredniego zwierzchnika Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego opisanego w poprzedniej części jako pan Inspektor)
O działaniach GUNB możemy pisać tomy, Jednak największym niesmakiem napełniła nas szybkość z jaką wydano poświadczenie, że pan Wojewoda ma prawo do prowadzenia postępowania w sprawie 'rozbudowy' na terenie dóbr klasztornych obiektu, który najprawdopodobniej jest niemożliwą do zalegalizowania samowolą budowlaną. Szybkość z jaką wydano to poświadczenie wzbudza nasze podejrzenia, że obiekt albo nie zostanie uznany za samowolę, albo zalegalizowany, pomimo iż nie widzimy możliwości, aby kiedykolwiek istniały warunki do jego budowy czy legalizacji. No cóż wszelkie poświadczenia sugerujące nieobowiązywanie prawa na terenie dóbr klasztornych (w rozumieniu instytucji państwowych) wzmacniają tylko nasze (i nie tylko nasze) roszczenie odszkodowawcze. Podobnie jak inna decyzja, podpisana ręką tej samej osoby, która zawieszając postępowanie odmówiła unieważnienia sprzeciwu wobec usunięcia (przez osobę protestującą) zagrożenia zdrowia spowodowanego stanem budynku mieszkalnego. Konsekwencja tego był uszczerbek na zdrowiu i konieczność wyprowadzki. Wyjaśnianie tej ostatniej sprawy trwa już tzw ruski rok.
Z otrzymanego ostatnio pisma w tej sprawie zrozumieliśmy, że kolejny wniosek o stwierdzenie nieważności tej decyzji (o sprzeciwie wobec prac usuwających zagrożenie zdrowia) rozpatrzyła również ta sama osoba. Hmm..... Nietrudno się domyślać co postanowiła. Nie możemy przecież wymagać, by świadczyła przeciwko sobie. Dokładnej treści postanowienia nie znamy. Poczta nie dowiozła. Wiadomo drogi wyboiste, za każdym drzewem czai się niedźwiedź i zbój. Co się dziwić, że urzędowe pisma do nas nie dochodzą.
Obecnie mamy nieodparte wrażenie, że GUNB zrezygnował nawet z przestrzegania procedur administracyjnych. Na skargę na dyrektora departamentu odpowiedział jego zastępca (czyli podwładny) oczywiście niczego się nie dopatrując. Biorąc pod uwagę zależność służbową trudno mu się dziwić.
Dziwi nas zaangażowanie apolitycznej instytucji w konserwowanie średniowiecza w Polsce B. Jednak opasłe segregatory mówią same za siebie. Może więc GUNB nie jest tak apolityczny jak się wydaje.......
We wszelkich sprawach budowlanych GUNB jest bezpośrednim zwierzchnikiem (i nadzorcą) Wojewody i Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego (bezpośredniego zwierzchnika Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego opisanego w poprzedniej części jako pan Inspektor)
O działaniach GUNB możemy pisać tomy, Jednak największym niesmakiem napełniła nas szybkość z jaką wydano poświadczenie, że pan Wojewoda ma prawo do prowadzenia postępowania w sprawie 'rozbudowy' na terenie dóbr klasztornych obiektu, który najprawdopodobniej jest niemożliwą do zalegalizowania samowolą budowlaną. Szybkość z jaką wydano to poświadczenie wzbudza nasze podejrzenia, że obiekt albo nie zostanie uznany za samowolę, albo zalegalizowany, pomimo iż nie widzimy możliwości, aby kiedykolwiek istniały warunki do jego budowy czy legalizacji. No cóż wszelkie poświadczenia sugerujące nieobowiązywanie prawa na terenie dóbr klasztornych (w rozumieniu instytucji państwowych) wzmacniają tylko nasze (i nie tylko nasze) roszczenie odszkodowawcze. Podobnie jak inna decyzja, podpisana ręką tej samej osoby, która zawieszając postępowanie odmówiła unieważnienia sprzeciwu wobec usunięcia (przez osobę protestującą) zagrożenia zdrowia spowodowanego stanem budynku mieszkalnego. Konsekwencja tego był uszczerbek na zdrowiu i konieczność wyprowadzki. Wyjaśnianie tej ostatniej sprawy trwa już tzw ruski rok.
Z otrzymanego ostatnio pisma w tej sprawie zrozumieliśmy, że kolejny wniosek o stwierdzenie nieważności tej decyzji (o sprzeciwie wobec prac usuwających zagrożenie zdrowia) rozpatrzyła również ta sama osoba. Hmm..... Nietrudno się domyślać co postanowiła. Nie możemy przecież wymagać, by świadczyła przeciwko sobie. Dokładnej treści postanowienia nie znamy. Poczta nie dowiozła. Wiadomo drogi wyboiste, za każdym drzewem czai się niedźwiedź i zbój. Co się dziwić, że urzędowe pisma do nas nie dochodzą.
Obecnie mamy nieodparte wrażenie, że GUNB zrezygnował nawet z przestrzegania procedur administracyjnych. Na skargę na dyrektora departamentu odpowiedział jego zastępca (czyli podwładny) oczywiście niczego się nie dopatrując. Biorąc pod uwagę zależność służbową trudno mu się dziwić.
Dziwi nas zaangażowanie apolitycznej instytucji w konserwowanie średniowiecza w Polsce B. Jednak opasłe segregatory mówią same za siebie. Może więc GUNB nie jest tak apolityczny jak się wydaje.......
Epizod piąty czyli po szklanie i na rusztowanie

Opisana wcześniej działalność GUNB i jednostek mu podległych, była przedmiotem szeregu skarg do Ministerstwa Infrastruktury i jego następcy (Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej). Wynikła z tego wielce interesująca korespondencja z coraz wyższymi urzędnikami w hierarchii. Obecnie korespondujemy z Podsekretarzem Stanu. Oczywiście nikt nie dopatrzył się w zdarzeniach opisanych poprzednio nieprawidłowości.
Co prawda poglądów Ministerstwa nie podzielamy i uważamy, że na prowincji, podobnie jak w Warszawie, Paryżu, Berlinie, Wiedniu czy Bukareszcie powinny obowiązywać europejskie zasady poszanowania praw człowieka, równości, świeckości i ogólnie Prawa. Jednak niezachwiane wsparcie udzielone GUNB musi budzić coś w rodzaju podziwu, szczególnie po tym jak informacje uzyskane z GUNB skłoniły Ministerstwo do poświadczenia o rzekomym wykonaniu prac, których właśnie administracja państwowa (z wiedza i przyzwoleniem GUNB) wykonać nie pozwalała, co było powodem obfitej korespondencji z Ministerstwem w tym czasie. Rozumiemy więc, że nawet robienie Ministerstwa w trąbę przez podległą mu instytucję nieprawidłowością nie jest.
Jaka koncepcja prowincji (zwanej również Polską B) wyłania się z korespondencji z Ministerstwem. Podobna do koncepcji pana Wojewody i GUNB. Komercyjna inwestycja kościoła zdaje się być wartością nadrzędna w stosunku do Konstytucji, szeregu ustaw (w tym Prawa budowlanego), karty praw człowieka i ustawodawstwa europejskiego a przy okazji również ochrony dóbr kultury narodowej i ochrony przyrody. A obywatel który nie chce by odbywało się to jego kosztem - traci szereg praw, nawet jego życie i zdrowie przestają być wartością chronioną. Super. Tylko dlaczego tak nie jest również w Warszawie?
Dalsza korespondencja z Ministerstwem zapowiada się na wielce interesująca zważywszy, ze ostatnio pan podsekretarz stanu rozpatrzył skargę na samego siebie. Czyżby nikt innych nie chciał się podpisać pod oświadczeniem, że jego działania były bez zarzutu? Budzi to pewne nadzieje.
Co prawda poglądów Ministerstwa nie podzielamy i uważamy, że na prowincji, podobnie jak w Warszawie, Paryżu, Berlinie, Wiedniu czy Bukareszcie powinny obowiązywać europejskie zasady poszanowania praw człowieka, równości, świeckości i ogólnie Prawa. Jednak niezachwiane wsparcie udzielone GUNB musi budzić coś w rodzaju podziwu, szczególnie po tym jak informacje uzyskane z GUNB skłoniły Ministerstwo do poświadczenia o rzekomym wykonaniu prac, których właśnie administracja państwowa (z wiedza i przyzwoleniem GUNB) wykonać nie pozwalała, co było powodem obfitej korespondencji z Ministerstwem w tym czasie. Rozumiemy więc, że nawet robienie Ministerstwa w trąbę przez podległą mu instytucję nieprawidłowością nie jest.
Jaka koncepcja prowincji (zwanej również Polską B) wyłania się z korespondencji z Ministerstwem. Podobna do koncepcji pana Wojewody i GUNB. Komercyjna inwestycja kościoła zdaje się być wartością nadrzędna w stosunku do Konstytucji, szeregu ustaw (w tym Prawa budowlanego), karty praw człowieka i ustawodawstwa europejskiego a przy okazji również ochrony dóbr kultury narodowej i ochrony przyrody. A obywatel który nie chce by odbywało się to jego kosztem - traci szereg praw, nawet jego życie i zdrowie przestają być wartością chronioną. Super. Tylko dlaczego tak nie jest również w Warszawie?
Dalsza korespondencja z Ministerstwem zapowiada się na wielce interesująca zważywszy, ze ostatnio pan podsekretarz stanu rozpatrzył skargę na samego siebie. Czyżby nikt innych nie chciał się podpisać pod oświadczeniem, że jego działania były bez zarzutu? Budzi to pewne nadzieje.
Epizod szósty czyli o szansie na rozwój.

Konserwator Zabytków jest kolejną instytucją apolityczną. Co więcej, w przeciwieństwie do np GUNB (ach ci paskudni technokraci) zajmuje się sprawami wyższymi czyli zachowaniem tzw dziedzictwa narodowego. Urząd więc uduchowiony, kulturalny do wyższych rzeczy stworzony.
Jako typowe przyziemne wielkomiejskie Ćwoki byliśmy chyba od początku skazani na hmm... pewne różnice poglądów. Dla nas wspaniały, stosunkowo dobrze zachowany, zespół zabytkowych willi letniskowych 30 km od Warszawy to wartość,którą należy konserwować za wszelka cenę. Jest szansą dla zadłużonej gminy, żeby stać się atrakcją turystyczną przyciągająca do niej pieniądze i nie wisieć przy garnuszku sąsiadującej stolicy. Konserwator Zabytków najwyraźniej naszego entuzjazmu nie podziela. Odnosimy wrażenie, że jedyne co Konserwator w stosunku do tutejszego zespołu zabytkowych willi robi to wykreśla kolejne wille z rejestru zabytków.
Jak rozumiemy co innego dla Konserwatora Warszawa. Tam o taką starą parowozownię Konserwator walczył do końca. Rozumiemy i cenimy wartość historyczna tego obiektu, ale co tu dużo mówić Warszawa bez starej parowozowni też się będzie rozwijać. Zburzenie starej parowozowni nie zniszczy wartości Łazienek i Wilanowa i inie przegoni potencjalnych inwestorów.
Właściwie to nie wymagamy od Konserwatora Zabytków, aby zasłaniał zabytki na prowincji własną piersią niczym starą parowozownię. Chcielibyśmy tylko aby w swoich decyzjach trzymał się ustaleń prawa i nie wspierał dewastacji zabytków poprzez np zgodę na bezkosztową wycinkę starodrzewia (ponad 100 pozwoleń rocznie), czy budowę obiektów sprzecznych z Miejscowym Planem Zagospodarowania Przestrzennego.
Każde wycięte drzewo, każdy uciążliwy obiekt, każdy podział działki zmniejsza wartość stojących w pobliżu zabytkowych obiektów i skazuje je na dogorywanie, a gminę na wegetacje za wyżebrane z budżetu państwa pieniądze czyli na bycie Polską B.
Chyba,że sama Polska B tez jest też wpisanym na listę (archeologicznych wykopalisk) zabytkiem, który Konserwator Zabytków ma obowiązek konserwować? A wygląda na to że tak właśnie jest..
Jako typowe przyziemne wielkomiejskie Ćwoki byliśmy chyba od początku skazani na hmm... pewne różnice poglądów. Dla nas wspaniały, stosunkowo dobrze zachowany, zespół zabytkowych willi letniskowych 30 km od Warszawy to wartość,którą należy konserwować za wszelka cenę. Jest szansą dla zadłużonej gminy, żeby stać się atrakcją turystyczną przyciągająca do niej pieniądze i nie wisieć przy garnuszku sąsiadującej stolicy. Konserwator Zabytków najwyraźniej naszego entuzjazmu nie podziela. Odnosimy wrażenie, że jedyne co Konserwator w stosunku do tutejszego zespołu zabytkowych willi robi to wykreśla kolejne wille z rejestru zabytków.
Jak rozumiemy co innego dla Konserwatora Warszawa. Tam o taką starą parowozownię Konserwator walczył do końca. Rozumiemy i cenimy wartość historyczna tego obiektu, ale co tu dużo mówić Warszawa bez starej parowozowni też się będzie rozwijać. Zburzenie starej parowozowni nie zniszczy wartości Łazienek i Wilanowa i inie przegoni potencjalnych inwestorów.
Właściwie to nie wymagamy od Konserwatora Zabytków, aby zasłaniał zabytki na prowincji własną piersią niczym starą parowozownię. Chcielibyśmy tylko aby w swoich decyzjach trzymał się ustaleń prawa i nie wspierał dewastacji zabytków poprzez np zgodę na bezkosztową wycinkę starodrzewia (ponad 100 pozwoleń rocznie), czy budowę obiektów sprzecznych z Miejscowym Planem Zagospodarowania Przestrzennego.
Każde wycięte drzewo, każdy uciążliwy obiekt, każdy podział działki zmniejsza wartość stojących w pobliżu zabytkowych obiektów i skazuje je na dogorywanie, a gminę na wegetacje za wyżebrane z budżetu państwa pieniądze czyli na bycie Polską B.
Chyba,że sama Polska B tez jest też wpisanym na listę (archeologicznych wykopalisk) zabytkiem, który Konserwator Zabytków ma obowiązek konserwować? A wygląda na to że tak właśnie jest..
Epizod siódmy czyli jeszcze o zabytkach i rozwoju

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego jest z natury milczące i skryte. Długo trzeba było czekać, aż wyjawiło stanowisko w sprawach w których do niego pisaliśmy. W niektórych przypadkach około roku. Ogółem rzecz biorąc wyraziło wsparcie dla działań Konserwatora Zabytków konserwujących Polskę B (hmm może myśli, że Polska B to chroniony zabytek). Ministerstwo nie uznało za naruszenie prawa wydania przez Konserwatora zgody na stawianie obiektów, które w oczywisty sposób naruszają zabytkowy układ urbanistyczny (o zgodności z Miejscowym Planem Zagospodarowania Przestrzennego nie wspominając), czy zgodę na bezkosztową wycinkę drzew po opisaniu, że rzekomo zagrażają życiu i mieniu. Z drugiej strony Ministerstwo odmówiło wydania zaświadczenia, ze działania Konserwatora są zgodne z doktryną prawną realizowaną przez rząd. Ubawiło nas to setnie. A może Ministerstwo uważa,że gdy chodzi o klasztor żeński to prawo nie obowiązuje? W każdym razie to by tłumaczyło ta pozorna sprzeczność.
PS. wszystkich którzy zastanawiają się co przedstawia towarzyszący temu tekstowi obrazek informujemy - dach zabytkowej willi.
PS. wszystkich którzy zastanawiają się co przedstawia towarzyszący temu tekstowi obrazek informujemy - dach zabytkowej willi.
Epizod ósmy czyli o dzielnych szeryfach

Czy pan Prokurator Generalny myśli o Prawie na prowincji podobnie jak pan Wojewoda, GUNB i wymienione poprzednio ministerstwa? Jeszcze nie mamy opinii w tej sprawie, bowiem skierowaliśmy do niego tylko 3 pisma. Te o których dalszych losach wiemy zostały przesłane do Prokuratury Okręgowej (czyli organu, na którego brak reakcji się skarżyliśmy), która następnie odpisała, że we własnych działaniach nieprawidłowości się nie dopatruje. Super! Dla przypomnienia Prokuratura Okręgowa była informowana o praktycznie o wszystkich incydentach opisanych w poprzedniej części i z uporem godnym lepszej sprawy twierdzą, że wszystko jest super, cool i okey. Szkoda tylko, że podstaw prawnych nie podała np dla twierdzenia, że wydanie przez funkcjonariusza państwowego zgody na budowę na terenie dóbr klasztornych obiektu sprzecznego z Miejscowym Planem Zagospodarowania Przestrzennego naruszeniem prawa nie jest, podobnie jak włamywanie się do należących do nas pomieszczeń przez panią Sąsiadkę.
Między Prokuraturą Generalną i Prokuraturą Okręgową jest jeszcze Prokuratura Apelacyjna. Prokuratura Apelacyjna nie stara się nas co prawda przekonać, że naruszenia prawa nie ma, ale twardo twierdzi, że sprawa ta nie leży w jej gestii.
Jak więc widać dzięki prokuraturze poznaliśmy więc liczne ciekawe sposoby na spławianie natrętnych petentów czyli Ćwoków.
Podsumowując musimy wyrazić nasze głębokie zdziwienie, że procesy o ewidentne naruszenie praw człowieka przed różnymi międzynarodowymi instytucjami kosztują skarb państwa tak mało. Jeśli przygody Ćwoków będą kontynuowane to chyba mają szansę zostać pierwszymi milionerami którzy dorobili się dzięki Trybunałowi w Strasburgu. Niech inni męczą się zakładając jakieś google czy inne facebooki :-)
(26-05-2012)
Między Prokuraturą Generalną i Prokuraturą Okręgową jest jeszcze Prokuratura Apelacyjna. Prokuratura Apelacyjna nie stara się nas co prawda przekonać, że naruszenia prawa nie ma, ale twardo twierdzi, że sprawa ta nie leży w jej gestii.
Jak więc widać dzięki prokuraturze poznaliśmy więc liczne ciekawe sposoby na spławianie natrętnych petentów czyli Ćwoków.
Podsumowując musimy wyrazić nasze głębokie zdziwienie, że procesy o ewidentne naruszenie praw człowieka przed różnymi międzynarodowymi instytucjami kosztują skarb państwa tak mało. Jeśli przygody Ćwoków będą kontynuowane to chyba mają szansę zostać pierwszymi milionerami którzy dorobili się dzięki Trybunałowi w Strasburgu. Niech inni męczą się zakładając jakieś google czy inne facebooki :-)
(26-05-2012)
Kapituła Wielkiego Kalesona i.... |