|
|
|
|
Zysk z takich działań nie musi być koniecznie wirtualny, bowiem nawet relatywnie twardy człowiek ma czasami dość mieszkania w powiecie, w którym nie dość, że nie może załatwić w żadnej instytucji państwowej nic co w jakikolwiek sposób potwierdzałoby jego prawa własności, to do tego np. przy pomocy lokalnej prokuratury usiłuje się go skłonić do potwierdzenia faktów podważających jego prawa własności. Można więc sobie wyobrazić, że po pewnym czasie tylko najtwardsi nie rozważają sprzedania nieruchomości za pół ceny, lub nawet podpisania jakiś "uzgodnień" zrzekając się części swojej własności. Oczywiście na rzecz jakiejś Właściwej i Szanowanej Osoby.
Jak się więc okazuje cała powiatowa psychoza, której doświadczamy od kilku lat nie musi więc być spiskiem kosmitów czy cyklistów, lecz może być konsekwencja ukrywania monstrualnego i całkiem świeżego urzędowego bałaganu, lokalnych patentów na wykazywanie iż bałagan nie jest świeży tylko "komunistyczny" lub "sanacyjny" i .... radosnej działalności kogoś o bardzo króciutkim rozumku, kto takiej okazji przepuścić przecież nie może.
Jak się więc okazuje cała powiatowa psychoza, której doświadczamy od kilku lat nie musi więc być spiskiem kosmitów czy cyklistów, lecz może być konsekwencja ukrywania monstrualnego i całkiem świeżego urzędowego bałaganu, lokalnych patentów na wykazywanie iż bałagan nie jest świeży tylko "komunistyczny" lub "sanacyjny" i .... radosnej działalności kogoś o bardzo króciutkim rozumku, kto takiej okazji przepuścić przecież nie może.
Kto wykorzystał pana Krzysia??
cz. I
Bynajmniej nic nie mamy do pana Krzysia, byłego burmistrza, radnego powiatowego, działacza jednej z głównych partii i podpory personelu Pałacu Kultury. Co więcej nie zdziwiłoby nas wcale gdyby o całej aferze nic nie wiedział, a gdyby go zapytano o zdanie byłby szczerze oburzony, że jego dobre serce (cokolwiek to znaczy) tak perfidnie wykorzystano. Nie zmienia to jednak faktu, że to właśnie jego podpis widnieje pod jedynym dokumentem, który poświadcza o rzekomym istnieniu innego stanu faktycznego i który w odmętach powiatowego bałaganu udało nam się namierzyć.
Dokument jest co prawda tylko starym (z 1993 roku) pozwoleniem na "nadbudowę" wydanym na planach nieistniejącej nieruchomości. Być może taka dziwna forma wynikała z chęci obejścia restrykcyjnego Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego. Być może z faktu, ze inwestorce nie chciało się płacić za narysowania planu właściwej nieruchomości skoro taniej było zutylizować jakieś stare plany, które po pewnym (dużym ) naciągnięciu istniejąca nieruchomość przypominały. To znaczy przypominały w tym względzie, że oba budynki (ten z planu i ten rzeczywiście istniejący były parterowe i mniej więcej na planie prostokąta). Jednak w powiecie, który dokumentami się specjalnie nie przejmuje takie podobieństwo mogło być wystarczające. Kilka groszy zawsze zostawało w kieszeni.....
Pewnie w każdym innym miejscu na ziemi taki dokument nie miałby żadnego znaczenia. Chociażby dlatego, ze później dokonywano na nieruchomości wielu inwestycji i w tych przypadkach inwestorzy już na sporządzeniu planów nie oszczędzali. Istnieje więc duży wolumen dokumentów, który w każdym jawnym ustaleniu pokazałby jasno, ze pan Krzysiu miał po prostu jakieś 23 lata remu zły dzień i nie sprawdził dokładnie co podsunął mu pewnie kuzyn czyjegoś kuzyna.
Jednak w powiecie G przestrzeganie zasady jawności postępowań wydaje się być grzechem śmiertelnym, więc takie dokumenty jak ten podpisany 23 lata temu przez Pana Krzysia zaczynają żyć własnym życiem. Wystarczy, że pewna ilość instytucji go uwiarygodni i przyjmie za dogmat, że poświadczona w nim rzeczywistość istniała naprawdę (w przeciwieństwie do tej, którą można zobaczyć nie tylko w rzeczywistości ale również w dziesiątkach innych dokumentów ) A na wkręcenie ich w to w powiecie G jest kilka patentów.
Przekonanie instytucji, ze dokument sygnowany przez pana Krzysia. a raczej dołączona do niego mapka geodezyjna i plan budynku odzwierciedlał w 1993 roku rzeczywiście istniejący stan faktyczny wydaje się być procesem cokolwiek pracochłonnym, bo nikt ot tak siebie nie potwierdziłby chyba tak ewidentnej bzdury. Jednak drobne życzliwe "przeoczenia" i "niedomówienia zdają się być w powiecie w pełni akceptowane. W imię "porządkowania komunistyczno-sanacyjnego" bałaganu oczywiście. Najlepiej tak aby nie umoczyć przy okazji niczyjego kuzyna.
Dokument jest co prawda tylko starym (z 1993 roku) pozwoleniem na "nadbudowę" wydanym na planach nieistniejącej nieruchomości. Być może taka dziwna forma wynikała z chęci obejścia restrykcyjnego Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego. Być może z faktu, ze inwestorce nie chciało się płacić za narysowania planu właściwej nieruchomości skoro taniej było zutylizować jakieś stare plany, które po pewnym (dużym ) naciągnięciu istniejąca nieruchomość przypominały. To znaczy przypominały w tym względzie, że oba budynki (ten z planu i ten rzeczywiście istniejący były parterowe i mniej więcej na planie prostokąta). Jednak w powiecie, który dokumentami się specjalnie nie przejmuje takie podobieństwo mogło być wystarczające. Kilka groszy zawsze zostawało w kieszeni.....
Pewnie w każdym innym miejscu na ziemi taki dokument nie miałby żadnego znaczenia. Chociażby dlatego, ze później dokonywano na nieruchomości wielu inwestycji i w tych przypadkach inwestorzy już na sporządzeniu planów nie oszczędzali. Istnieje więc duży wolumen dokumentów, który w każdym jawnym ustaleniu pokazałby jasno, ze pan Krzysiu miał po prostu jakieś 23 lata remu zły dzień i nie sprawdził dokładnie co podsunął mu pewnie kuzyn czyjegoś kuzyna.
Jednak w powiecie G przestrzeganie zasady jawności postępowań wydaje się być grzechem śmiertelnym, więc takie dokumenty jak ten podpisany 23 lata temu przez Pana Krzysia zaczynają żyć własnym życiem. Wystarczy, że pewna ilość instytucji go uwiarygodni i przyjmie za dogmat, że poświadczona w nim rzeczywistość istniała naprawdę (w przeciwieństwie do tej, którą można zobaczyć nie tylko w rzeczywistości ale również w dziesiątkach innych dokumentów ) A na wkręcenie ich w to w powiecie G jest kilka patentów.
Przekonanie instytucji, ze dokument sygnowany przez pana Krzysia. a raczej dołączona do niego mapka geodezyjna i plan budynku odzwierciedlał w 1993 roku rzeczywiście istniejący stan faktyczny wydaje się być procesem cokolwiek pracochłonnym, bo nikt ot tak siebie nie potwierdziłby chyba tak ewidentnej bzdury. Jednak drobne życzliwe "przeoczenia" i "niedomówienia zdają się być w powiecie w pełni akceptowane. W imię "porządkowania komunistyczno-sanacyjnego" bałaganu oczywiście. Najlepiej tak aby nie umoczyć przy okazji niczyjego kuzyna.
1. Kroczek pierwszy czyli Urząd Miasta uwiarygadnia dokumencik .....
Uwiarygodnienie każdego dokumentu wyciągniętego z urzędowego bałaganu jest niejako automatyczne. W końcu wydawanie kopii z zasobów Urzędu Miasta z adnotacja "zgodne z oryginałem" jest normalna procedurą. Dokument taki ma domniemanie wiarygodności. W końcu trudno zakładać, że Urząd Miasta przechowuje w swoich zasobach coś co jest wierutna bzdurą.
Oczywiście uczciwiej by było gdyby koło pieczątki o zgodności z oryginałem widniała również pieczątka, że Urząd Miasta za zgodność ze stanem faktycznym ani prawnym tego dokumentu nie odpowiada. Byłoby to przynajmniej konsystentne z innymi działaniami Urzędu Miasta np odmową potwierdzenia, że na naszej nieruchomości nie zrobił lub nie uczestniczył w żadnym szacher macher. W końcu jeżeli nie ma problemu, z potwierdzeniem, że ma taki bałagan w dokumentach, ze nie jest w stanie nawet ustalić czy nieruchomości, z która nie miał nigdy nic wspólnego, nie zasiedział lub nie umieścił na niej wirtualnych lokatorów - to dlaczego poświadczając o zgodności z oryginałem jakiegoś dokumentu nie postępuje podobnie?
Jeszcze uczciwiej byłoby oczywiście ten cały bałagan uporządkować, ale jak rozumiemy to w zakres procedur powiatu G nie wchodzi.
Pozwolenie na "nadbudowę" (czyli dokument podpisany przez Pana Krzysia z 1993 roku) jak najbardziej jest przechowywane w zasobach Urzędu Miasta M i jak najbardziej są wydawane jego kopie z adnotacja "zgodne z oryginałem". Jedną taką sami otrzymaliśmy. Jednak jak się później okazało niekompletna, bo gdy się zwrócił do Urzędu Miasta nadzór budowlany to dostał nie tylko plan "nadbudowywanego" budynku, ale również działki, która w takim kształcie również w 1993 roku nie istniała bo podzielona została w 1968 roku.
Wydaje się więc, że wydawanie uwiarygodnionych kopii ma w powiecie również charakter wybiórczy. Wzbudziło w nas to podejrzenie, ze z tym "porządkowaniem" jest coś nie tak.
Postanowiliśmy więc sprawdzić czy Urząd Miasta M jest skłonny do wyjaśnienia sprawy pozwolenia na na "nadbudowę" z 1993 roku czyli do rzetelnego uporządkowania bałaganu we własnych zasobach przynajmniej na tym niewielkim odcinku . W końcu jeżeli jego intencje są czyste i w kreowaniu alternatywnej rzeczywistości uczestniczyć nie zamierza , a istniejący bałagan wynika z czystej niemocy, to powinien z radością powitać możliwość wyjaśnienia statusu nieszczęsnego pozwolenia z 1993r. Tym bardziej, że w rzeczywistości może ono co najwyżej być dowodem, ze pewna młoda osóbka miała węża w kieszeni, a pan Krzysiu zły dzień jakieś 23 lata temu. Chyba, że .......
Uwiarygodnienie każdego dokumentu wyciągniętego z urzędowego bałaganu jest niejako automatyczne. W końcu wydawanie kopii z zasobów Urzędu Miasta z adnotacja "zgodne z oryginałem" jest normalna procedurą. Dokument taki ma domniemanie wiarygodności. W końcu trudno zakładać, że Urząd Miasta przechowuje w swoich zasobach coś co jest wierutna bzdurą.
Oczywiście uczciwiej by było gdyby koło pieczątki o zgodności z oryginałem widniała również pieczątka, że Urząd Miasta za zgodność ze stanem faktycznym ani prawnym tego dokumentu nie odpowiada. Byłoby to przynajmniej konsystentne z innymi działaniami Urzędu Miasta np odmową potwierdzenia, że na naszej nieruchomości nie zrobił lub nie uczestniczył w żadnym szacher macher. W końcu jeżeli nie ma problemu, z potwierdzeniem, że ma taki bałagan w dokumentach, ze nie jest w stanie nawet ustalić czy nieruchomości, z która nie miał nigdy nic wspólnego, nie zasiedział lub nie umieścił na niej wirtualnych lokatorów - to dlaczego poświadczając o zgodności z oryginałem jakiegoś dokumentu nie postępuje podobnie?
Jeszcze uczciwiej byłoby oczywiście ten cały bałagan uporządkować, ale jak rozumiemy to w zakres procedur powiatu G nie wchodzi.
Pozwolenie na "nadbudowę" (czyli dokument podpisany przez Pana Krzysia z 1993 roku) jak najbardziej jest przechowywane w zasobach Urzędu Miasta M i jak najbardziej są wydawane jego kopie z adnotacja "zgodne z oryginałem". Jedną taką sami otrzymaliśmy. Jednak jak się później okazało niekompletna, bo gdy się zwrócił do Urzędu Miasta nadzór budowlany to dostał nie tylko plan "nadbudowywanego" budynku, ale również działki, która w takim kształcie również w 1993 roku nie istniała bo podzielona została w 1968 roku.
Wydaje się więc, że wydawanie uwiarygodnionych kopii ma w powiecie również charakter wybiórczy. Wzbudziło w nas to podejrzenie, ze z tym "porządkowaniem" jest coś nie tak.
Postanowiliśmy więc sprawdzić czy Urząd Miasta M jest skłonny do wyjaśnienia sprawy pozwolenia na na "nadbudowę" z 1993 roku czyli do rzetelnego uporządkowania bałaganu we własnych zasobach przynajmniej na tym niewielkim odcinku . W końcu jeżeli jego intencje są czyste i w kreowaniu alternatywnej rzeczywistości uczestniczyć nie zamierza , a istniejący bałagan wynika z czystej niemocy, to powinien z radością powitać możliwość wyjaśnienia statusu nieszczęsnego pozwolenia z 1993r. Tym bardziej, że w rzeczywistości może ono co najwyżej być dowodem, ze pewna młoda osóbka miała węża w kieszeni, a pan Krzysiu zły dzień jakieś 23 lata temu. Chyba, że .......
Do: Urząd Miasta M
Szanowni Państwo,
Występuję z żądaniem dokonania jawnego uzgodnienia decyzji nr 933014 z 1993 roku podpisanej przez ówczesnego Burmistrza Miasta M. z księgami wieczystymi prowadzonymi dla nieruchomości przy ulicy K** 53 i 55 w M** oraz stanem faktycznym dobrze udokumentowanym za co najmniej ostatnich 25 lat. Uzgodnienie powinno być formalnością ponieważ istnienia pod wskazanym adresem nieruchomości na planach której wydano decyzję nie potwierdza nawet inwestor nadbudowy będącej przedmiotem decyzji, ani wykonawca projektu.
Wyrażam zarazem zdziwienie, ze decyzja wydana na planach nieruchomości nie istniejącej pod wskazanym adresem jest przechowywana jako dokument wiarygodny i jako taki udostępniana innym instytucjom państwowym.
Wskazuję również, że uchylanie się od jawnego uzgodnienia nie będzie mogło być interpretowane inaczej niż świadome uwiarygadnianie rzekomego istnienia innego stanu faktycznego niż ten ujawniony w księgach wieczystych prowadzonych dla wskazanych nieruchomości. Wobec zapisów art 6 Ustawy o księgach wieczystych i hipotece jest to równoznaczne z tworzeniem warunków dla bezprawnego podważania wiarygodności konsekwentnie prowadzonych ksiąg wieczystych, a tym samym bezprawnego zawłaszczania nieruchomości. Tym bardziej, że jak wynika z dotychczasowej korespondencji Urząd Miasta M. ma problemy z potwierdzeniem oczywistych faktów dla rzeczywiście istniejącej pod adresem K*** 53 w M** (i dobrze udokumentowanej m. in w księgach wieczystych) nieruchomości.
Szczerze rekomenduje natychmiastowe zaadresowanie problemu. Uchylenie się od podjęcia bezzwłocznych działań stawia pod znakiem zapytania prawdziwość domniemania, ze przyczyną zaistniałej sytuacji jest tylko i wyłącznie skrajna niekompetencja pracowników UMM.
Jako interes prawny podaję władanie nieruchomością przy ul. K*** 53 w Mi** w należnym zakresie wynikającym z umowy podpisanej z właścicielem ujawnionym w księgach wieczystych W***/*******/5, W***/*******/6, W***/****/3 i wynikającą stąd konieczność wyjaśnienia sytuacji prawnej nieruchomości.
Z poważaniem
Do: Prokuratura Rejonowa w G.
Szanowni Państwo,
Ze zdumieniem stwierdzam, ze do dnia dzisiejszego nie otrzymałam informacji o
1. uzgodnieniu decyzji nr 933014 z 1993 roku podpisanej przez ówczesnego Burmistrza Miasta M ze stanem faktycznym potwierdzonym zapisami ksiąg wieczystych konsekwentnie prowadzonych przez okres co najmniej ostatnich kilkudziesięciu lat
2. nadaniu wymienionemu w pkt 1 dokumentowi statusu dokumentu poświadczającego nieprawdę w zakresie stanu faktycznego i prawnego nieruchomości znajdujących się pod adresem K 53 i 55 w M.
Wskazać należy, ze poświadczenie nieprawdy w dokumencie państwowym jest uznawane przez Kodeks Karny za czyn zabroniony toteż nie podjecie należnych czynności należy uznać za równoznaczne z oświadczeniem, że w ocenie Prokuratury Rejonowej w G w 1993 roku na terenie nieruchomości znajdujących się pod aktualnym adresem K 53 i 55 znajdował się obiekt na planach którego wydano wzmiankowana decyzję.
Oznaczałoby to jednak zaangażowanie Prokuratury Rejonowej w uwiarygadnianie rzekomego istnienia nieistniejących stanów faktycznych w przeszłości. Wobec zapisów art 6 Ustawy o księgach wieczystych i hipotece byłoby to równoznaczne z tworzeniem warunków dla bezprawnego podważania wiarygodności konsekwentnie prowadzonych ksiąg wieczystych, a tym samym bezprawnego zawłaszczania nieruchomości.
Wobec powyższego wyrażam nadzieję, ze zaistniała sytuacja jest wynikiem autentycznego przeoczenia zostaje wyjaśniona w trybie natychmiastowym. W przeciwnym wypadku nie będzie podstaw dla domniemania, ze Prokuratura Rejonowa w G*** nie ma pełnej świadomości konsekwencji podejmowanych działań.
Jako interes prawny podaję władanie nieruchomością przy ul. K 53 w Mi w należnym zakresie wynikającym z umowy podpisanej z właścicielem ujawnionym w księgach wieczystych W***/*******/5, W***/*******/6, W***/****/3 i wynikającą stąd konieczność wyjaśnienia sytuacji prawnej nieruchomości.
Z poważaniem
2. Kroczek drugi czyli o usuwaniu "powielanych pomyłek"
Samo znalezienie w archiwach Urzędu Miasta dokumenciku, który potwierdza bzdurę tak ewidentną, ze aż boli nie miałoby pewnie żadnego znaczenia gdyby nie istnienie procedur umożliwiających dalsze uwiarygadniania tego kitu.
Naprawdę nie wiemy jaka może być podstawa prawna do uznania, ze mniej lub bardziej konsekwentne zapisy dokumentów cieszących się domniemaniem wiarygodności (czyli ksiąg wieczystych i ewidencji gruntów, budynków i lokali) mogą być uznane za "powielane pomyłki" i zmienione bo tak Urzędowi Miasta wynika z jakiegoś papierku teoretycznie bez znaczenia prawnego. I to przy powszechnej wiedzy, ze archiwa Urzędu miasta są w niezłym rozgardiaszu.
Jednak jak pokazuje dokument opisany na poprzedniej stronie. UMM takie prawo ma i z niego korzysta.
Nie chcemy być złośliwi, ale mamy niejasne podejrzenie, ze wynika to po części z faktu, że czasami łatwiej uznać, ze w zamierzchłej sanacyjno- komunistycznej przeszłości popełniono błąd, który przez dziesiątki lat był powielany (czego najwyraźniej za nieprawidłowość się nie uznaje) niż przyjąć do wiadomości, ze jakiemuś Szanowanemu Obywatelowi (i kuzynowi czyjegoś kuzyna) coś się być może nie tak dawno zwyczajnie pochrzaniło.....
Na to, że Urząd Miasta mógł zwrócić się do powiatowej geodezji z żądaniem sprostowania "powielanej pomyłki" (od roku 1923 i do tego nie tylko na naszej, ale też na sąsiednich nieruchomościach) wskazuje dokonana zmiana zarysu budynku, która o dziwo wygląda jak rzut nieruchomości z pozwolenia na "nadbudowę" z roku 1993 wydane przez pana Krzysia
Prawdę mówiąc to teoretycznie chyba nikt poza Urzędem Miasta nie mógł się zwrócić z takim wnioskiem, bo jak wspomnieliśmy osoba opisana w tym dokumencie jako inwestor wielokrotnie potwierdziła, że na żadne halucynacje nie cierpi i nie tylko widzi, ale nawet uznaje to co naprawdę istnieje (i co możemy znaleźć w księgach wieczystych). Co więcej potwierdziła to w sposób wysoce zobowiązujący czyli zbywając swoje udziały w rzeczywiście istniejącej nieruchomości w roku 1999 i 2009, a w roku 2005 podpisując akt notarialny mądrze zwany "częściowym zniesieniem współwłasności". Mniej więcej to samo można powiedzieć o pozostałych współwłaścicielach rzeczywiście istniejącej nieruchomości. A poza inwestorem, Urzędem Miasta oraz pozostałymi współwłaścicielami, których łaskawie poinformowano o inwestycji przesyłając im wspomniane pozwolenie "do wiadomości" - nikt dokumentu nie powinien posiadać.
Po tym jak zorientowaliśmy się, że zmieniono zarys budynku w ewidencji gruntów próbowaliśmy wyjaśnić sprawę u źródła czyli w starostwie i natrafiliśmy na dość dziwną reakcję bo Starostwo odmówiło wyjaśnienia na jakiej podstawie zmieniło zarys budynku. , a jako warunek sprostowania (znaczy przywrócenia w ewidencji gruntów z powrotem istniejącego budynku, a nie tego z decyzji z 1993) postawiło.. dostarczenie przez nas inwentaryzacji odnośnie wykonania jakiś mitycznych prac budowlanych.
Na marginesie mówiąc odmówiono nam również powiedzenia w jakich okolicznościach i na czyj wniosek zmieniono kształt działki (oczywiście również tylko w wyrysie).
Bez względu jednak na to co było podstawą wprowadzenia do ewidencji gruntów wyrysu budynku podobnego do tego z pozwolenia na "nadbudowę" z 1993 roku, Starostwo robiąc to co zrobiło uwiarygodniło istnienie tego co nigdy w tym miejscu nie istniało i nie przeszkodził temu fakt, ze w zasobach starostwa jest szereg dokumentów pokazujących, ze uwiarygadnia ewidentna bzdurę.
Jeżeli była to rzeczywiście pomyłka wynikająca z rzeczywistej chęci "porządkowania" bałaganu w archiwach to nie powinno być problemu z uzyskaniem informacji na podstawie czego dokonano zmian i ich wyprostowaniu tego co w ramach porządkowania nabałaganiono. innymi słowy jeżeli Starostwo ma dobra wole to nie powinno odmówić wyjaśnienia sprawy w sposób jawny.
Samo znalezienie w archiwach Urzędu Miasta dokumenciku, który potwierdza bzdurę tak ewidentną, ze aż boli nie miałoby pewnie żadnego znaczenia gdyby nie istnienie procedur umożliwiających dalsze uwiarygadniania tego kitu.
Naprawdę nie wiemy jaka może być podstawa prawna do uznania, ze mniej lub bardziej konsekwentne zapisy dokumentów cieszących się domniemaniem wiarygodności (czyli ksiąg wieczystych i ewidencji gruntów, budynków i lokali) mogą być uznane za "powielane pomyłki" i zmienione bo tak Urzędowi Miasta wynika z jakiegoś papierku teoretycznie bez znaczenia prawnego. I to przy powszechnej wiedzy, ze archiwa Urzędu miasta są w niezłym rozgardiaszu.
Jednak jak pokazuje dokument opisany na poprzedniej stronie. UMM takie prawo ma i z niego korzysta.
Nie chcemy być złośliwi, ale mamy niejasne podejrzenie, ze wynika to po części z faktu, że czasami łatwiej uznać, ze w zamierzchłej sanacyjno- komunistycznej przeszłości popełniono błąd, który przez dziesiątki lat był powielany (czego najwyraźniej za nieprawidłowość się nie uznaje) niż przyjąć do wiadomości, ze jakiemuś Szanowanemu Obywatelowi (i kuzynowi czyjegoś kuzyna) coś się być może nie tak dawno zwyczajnie pochrzaniło.....
Na to, że Urząd Miasta mógł zwrócić się do powiatowej geodezji z żądaniem sprostowania "powielanej pomyłki" (od roku 1923 i do tego nie tylko na naszej, ale też na sąsiednich nieruchomościach) wskazuje dokonana zmiana zarysu budynku, która o dziwo wygląda jak rzut nieruchomości z pozwolenia na "nadbudowę" z roku 1993 wydane przez pana Krzysia
Prawdę mówiąc to teoretycznie chyba nikt poza Urzędem Miasta nie mógł się zwrócić z takim wnioskiem, bo jak wspomnieliśmy osoba opisana w tym dokumencie jako inwestor wielokrotnie potwierdziła, że na żadne halucynacje nie cierpi i nie tylko widzi, ale nawet uznaje to co naprawdę istnieje (i co możemy znaleźć w księgach wieczystych). Co więcej potwierdziła to w sposób wysoce zobowiązujący czyli zbywając swoje udziały w rzeczywiście istniejącej nieruchomości w roku 1999 i 2009, a w roku 2005 podpisując akt notarialny mądrze zwany "częściowym zniesieniem współwłasności". Mniej więcej to samo można powiedzieć o pozostałych współwłaścicielach rzeczywiście istniejącej nieruchomości. A poza inwestorem, Urzędem Miasta oraz pozostałymi współwłaścicielami, których łaskawie poinformowano o inwestycji przesyłając im wspomniane pozwolenie "do wiadomości" - nikt dokumentu nie powinien posiadać.
Po tym jak zorientowaliśmy się, że zmieniono zarys budynku w ewidencji gruntów próbowaliśmy wyjaśnić sprawę u źródła czyli w starostwie i natrafiliśmy na dość dziwną reakcję bo Starostwo odmówiło wyjaśnienia na jakiej podstawie zmieniło zarys budynku. , a jako warunek sprostowania (znaczy przywrócenia w ewidencji gruntów z powrotem istniejącego budynku, a nie tego z decyzji z 1993) postawiło.. dostarczenie przez nas inwentaryzacji odnośnie wykonania jakiś mitycznych prac budowlanych.
Na marginesie mówiąc odmówiono nam również powiedzenia w jakich okolicznościach i na czyj wniosek zmieniono kształt działki (oczywiście również tylko w wyrysie).
Bez względu jednak na to co było podstawą wprowadzenia do ewidencji gruntów wyrysu budynku podobnego do tego z pozwolenia na "nadbudowę" z 1993 roku, Starostwo robiąc to co zrobiło uwiarygodniło istnienie tego co nigdy w tym miejscu nie istniało i nie przeszkodził temu fakt, ze w zasobach starostwa jest szereg dokumentów pokazujących, ze uwiarygadnia ewidentna bzdurę.
Jeżeli była to rzeczywiście pomyłka wynikająca z rzeczywistej chęci "porządkowania" bałaganu w archiwach to nie powinno być problemu z uzyskaniem informacji na podstawie czego dokonano zmian i ich wyprostowaniu tego co w ramach porządkowania nabałaganiono. innymi słowy jeżeli Starostwo ma dobra wole to nie powinno odmówić wyjaśnienia sprawy w sposób jawny.
Do: Starostwo G
Szanowni Państwo,
Wnoszę o:
1. przesłanie na adres ***** elektronicznej kopii wniosku Urzędu Miasta M. o poprawienie "powielanej pomyłki" w zakresie stanu faktyczno-prawnego nieruchomości przy ulicy K** 53 w M**.
2. przesłanie na adres ***** elektronicznej kopii decyzji Starosty G. na podstawie której zmieniono w wyrysie kształt z istniejącego w rzeczywistości na ten, który obecnie widnieje w wyrysie (lub innego dokumentu będącego podstawa dla dokonania zmian).
3. wyjaśnieniu dlaczego zmiana kształtu nie została uzgodniona z władającymi nieruchomością właścicielami ujawnionymi w prowadzonych dla nieruchomości księgach wieczystych
Wskazać należy również, że jeżeli zmiana w wyrysie została dokonana przez Starostwo w dobrej wierze - to nie ma powodu dla ukrywania dokumentów na podstawie których zostały te zmiany dokonane, wręcz przeciwnie ujawnienie ich umożliwi dokonanie jawnego uzgodnienia z księgami wieczystymi i dokumentacją opisująca stan faktyczny na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci, a tym samym wyjaśnienie sprawy.
Uniemożliwianie poczynienia JAWNYCH uzgodnień w sprawie czyni domniemanie o dobrej wierze starostwa wysoce problematycznym.
Z poważaniem
Do:Prokuratura Rejonowa w G
Szanowni Państwo,
Ze zdumieniem stwierdzam, ze do chwili obecnej Prokuratura Rejonowa w G. nie podjęła działań w celu wyjaśnienia okoliczności zmiany kształtu wyrysu budynku posadowionego na posesji pod adresem K** 53 w M** oraz kształtu działki nr 73 obr *** przez Starostwo G**.
W związku z prowadzeniem szeregu spraw związanych z nieruchomością przy ul K** 53 w M**, przy należnym zbadaniu sprawy, Prokuratura nie mogła nie ustalić, ze Wydział Geodezji w Starostwie G** bez wiedzy władających nieruchomością właścicieli ujawnionych w księgach wieczystych zmienił kształt budynku z istniejącego na nieistniejący. Zmianie uległ również kształt działki.
Wskazać należy, ze w III RP księgi wieczyste są uznawane za najmocniejszy tytuł własności. A do zakwestionowania praw ujawnionych tam właścicieli władających nieruchomością nie ma nawet Sąd. Nie jest więc zrozumiałe dlaczego Starostwo zdecydowało się na zakwestionowanie istniejącego stanu rzeczy dokonując zmian w wyrysie na wniosek podmiotu, którym nie mógł być żaden z ówczesnych właścicieli ujawnionych w księgach wieczystych prowadzonych dla nieruchomości. Wszyscy oni zbyli bowiem swoje udziały, które posiadali według prowadzonych dla nieruchomości ksiąg - potwierdzając w aktach notarialnych prawdziwość ich zapisów odzwierciedlających stan faktyczny.
Domniemywam, ze dalsze działania Prokuratury pokażą, że dotychczasowy brak zainteresowania sprawą jest wyrazem tylko przeoczenia, a nie wyrazem świadomego lub nieświadomego uwiarygadniania rzekomego istnienia fikcyjnego stanu faktyczno- prawnego nieruchomości przy ul K** 53 w Mi**
Jako interes prawny podaję władanie nieruchomością przy ul. K** 53 w Mi** w należnym zakresie wynikającym z umowy podpisanej z właścicielem ujawnionym w księgach wieczystych W***/*******/5, W***/*******/6, W***/****/3 i wynikającą stąd konieczność wyjaśnienia sytuacji prawnej nieruchomości.
Z poważaniem
3. Kroczek trzeci czyli o fantasmagoriach różnych
Gdy się zakłada, że dokument wyciągnięty z bałaganu Urzędu Miasta ma tak wielką wiarygodność, że na jego podstawie można nawet uznać, że zapisy w ustawowo wiarygodnych rejestrach są "powielana latami pomyłką", lub stać się podstawa do zasiedzenie nieruchomości (i to bez oglądania się na ujawnionych w nich właścicieli) to czasami może zdarzyć się niespodzianka. Może się mianowicie okazać, że nieruchomość wygląda dokładnie tak jak to było w "powielanej latami pomyłce", a nie tak jak to potwierdził jakiś powszechnie szanowany szanowany obywatel i niewątpliwie kuzyn lub przyjaciel czyjegoś kuzyna.
Najbardziej na takie niespodzianki narażony musi być nadzór budowlany, bo zajmuje się czasami sprawdzaniem stanu technicznego czyli tego jak dany obiekt wygląda w rzeczywistości. Chyba takie zdarzenie, że dany obiekt nie wygląda tak jak według źródeł informacji nadzoru budowlanego powinien, nie jest czymś co się zdarza od wielkiego dzwonu, bo w przypadku naszej nieruchomości nadzór budowlany działał tak jakby wstrzymywanie nieprowadzonych prac budowlanych było jednym z jego podstawowych obowiązków. Nie zraziło go nawet to, że wykazaliśmy, że żadne prace nie miały miejsca, ani to, że budynek nie wygląda na przebudowywany. Najwyraźniej w rozumieniu Panów Inspektorów skoro nieruchomość nie wygląda tak jak jakieś źródło "wiarygodnych" informacji mówi to przebudowywana być musiała. Kropka.
Zapomniano nas co prawda poinformować co w miejscu naszej nieruchomości w przekonaniu Panów Inspektorów znajdować się powinno. Jednak z faktu, że decyzję Burmistrza Miasta M nr 933014 z roku 1993 (pozwolenie na nadbudowę sygnowane przez Pana Krzysia) uznano za bodajże jedyny wiarygodny dokument z całej kolekcji jaka do akt spraw dostarczyliśmy - pozwalamy sobie wnioskować, że to właśnie o umieszczenie na naszej posesji nieruchomości z mapki geodezyjnej dołączonej do tej decyzji stara się nadzór budowlany siłą swojej wyobraźni.
Z pewnego punktu widzenia to nawet rozumiemy Panów Inspektorów. O rzekomym istnieniu tego obiektu potwierdził nie tylko były burmistrz, szanowany obywatel, radny powiatowy, i działacz jednej z głównych partii. W końcu to nie on wyciągnął ten zagrzebany gdzieś głęboko w archiwach dokument i nie on wprowadził zmiany w geodezyjnym wyrysie. To ostatnie musiał zatwierdzić Starosta. Zgodnie z prawem budowlanym Starosta współdecyduje o odwołaniu funkcjonariusza PINB ze stanowiska. W takiej sytuacji kwestionować to co potwierdził Starosta jakoś niezręcznie?. Już lepiej chyba nie wierzyć własnym oczom......
Do PINB pisać już nie będziemy, Zasklepił się w swojej wirtualnej rzeczywistości i żaden argument, ani żadna ilość dokumentów nie jest go w stanie z niej wyrwać.
Ciekawi nas jednak dlaczego za przywołanie go do porządku nie wzięła się Prokuratura. Czyżby ona również wierzyła, ze siła decyzji administracyjnej były burmistrz, szanowany obywatel, radny powiatowy i działacz jednej z głównych partii zmienił istniejąca w terenie rzeczywistość. Nawet jeżeli trzeba wymyślać jakieś bliżej niesprecyzowane prace budowlane (po których nie ma nawet śladu), aby wyjaśnić dlaczego posesja wygląda inaczej niż w tej decyzji......
W końcu jeżeli cały bałagan jest wynikiem szczerej i niezamierzonej pomyłki oraz jeszcze bardziej szczerej chęci porządkowania istniejącego bałaganu - to prokuratura powinna sprawę wyjaśnić i nadgorliwca upomnieć. Prawda?
Gdy się zakłada, że dokument wyciągnięty z bałaganu Urzędu Miasta ma tak wielką wiarygodność, że na jego podstawie można nawet uznać, że zapisy w ustawowo wiarygodnych rejestrach są "powielana latami pomyłką", lub stać się podstawa do zasiedzenie nieruchomości (i to bez oglądania się na ujawnionych w nich właścicieli) to czasami może zdarzyć się niespodzianka. Może się mianowicie okazać, że nieruchomość wygląda dokładnie tak jak to było w "powielanej latami pomyłce", a nie tak jak to potwierdził jakiś powszechnie szanowany szanowany obywatel i niewątpliwie kuzyn lub przyjaciel czyjegoś kuzyna.
Najbardziej na takie niespodzianki narażony musi być nadzór budowlany, bo zajmuje się czasami sprawdzaniem stanu technicznego czyli tego jak dany obiekt wygląda w rzeczywistości. Chyba takie zdarzenie, że dany obiekt nie wygląda tak jak według źródeł informacji nadzoru budowlanego powinien, nie jest czymś co się zdarza od wielkiego dzwonu, bo w przypadku naszej nieruchomości nadzór budowlany działał tak jakby wstrzymywanie nieprowadzonych prac budowlanych było jednym z jego podstawowych obowiązków. Nie zraziło go nawet to, że wykazaliśmy, że żadne prace nie miały miejsca, ani to, że budynek nie wygląda na przebudowywany. Najwyraźniej w rozumieniu Panów Inspektorów skoro nieruchomość nie wygląda tak jak jakieś źródło "wiarygodnych" informacji mówi to przebudowywana być musiała. Kropka.
Zapomniano nas co prawda poinformować co w miejscu naszej nieruchomości w przekonaniu Panów Inspektorów znajdować się powinno. Jednak z faktu, że decyzję Burmistrza Miasta M nr 933014 z roku 1993 (pozwolenie na nadbudowę sygnowane przez Pana Krzysia) uznano za bodajże jedyny wiarygodny dokument z całej kolekcji jaka do akt spraw dostarczyliśmy - pozwalamy sobie wnioskować, że to właśnie o umieszczenie na naszej posesji nieruchomości z mapki geodezyjnej dołączonej do tej decyzji stara się nadzór budowlany siłą swojej wyobraźni.
Z pewnego punktu widzenia to nawet rozumiemy Panów Inspektorów. O rzekomym istnieniu tego obiektu potwierdził nie tylko były burmistrz, szanowany obywatel, radny powiatowy, i działacz jednej z głównych partii. W końcu to nie on wyciągnął ten zagrzebany gdzieś głęboko w archiwach dokument i nie on wprowadził zmiany w geodezyjnym wyrysie. To ostatnie musiał zatwierdzić Starosta. Zgodnie z prawem budowlanym Starosta współdecyduje o odwołaniu funkcjonariusza PINB ze stanowiska. W takiej sytuacji kwestionować to co potwierdził Starosta jakoś niezręcznie?. Już lepiej chyba nie wierzyć własnym oczom......
Do PINB pisać już nie będziemy, Zasklepił się w swojej wirtualnej rzeczywistości i żaden argument, ani żadna ilość dokumentów nie jest go w stanie z niej wyrwać.
Ciekawi nas jednak dlaczego za przywołanie go do porządku nie wzięła się Prokuratura. Czyżby ona również wierzyła, ze siła decyzji administracyjnej były burmistrz, szanowany obywatel, radny powiatowy i działacz jednej z głównych partii zmienił istniejąca w terenie rzeczywistość. Nawet jeżeli trzeba wymyślać jakieś bliżej niesprecyzowane prace budowlane (po których nie ma nawet śladu), aby wyjaśnić dlaczego posesja wygląda inaczej niż w tej decyzji......
W końcu jeżeli cały bałagan jest wynikiem szczerej i niezamierzonej pomyłki oraz jeszcze bardziej szczerej chęci porządkowania istniejącego bałaganu - to prokuratura powinna sprawę wyjaśnić i nadgorliwca upomnieć. Prawda?
Do: Prokuratura Rejonowa w G
Szanowni Państwo,
Wyrażam zdumienie, ze do chwili obecnej nie zostałam powiadomiona o wszczęciu postępowania w sprawie wymyślania przez PINB w G. jakichś prac budowlanych z 2010 roku (które nie miały miejsca) i nakazywanie zrobienia ich inwentaryzacji. Wiedzę o tych zdarzeniach Prokuratura musi posiadać chociażby z tytułu prowadzenia postępowań dotyczących nieruchomości przy ul K* 53 w M* w latach 2014-2015.
Nie bez znaczenia jest, ze PINB w G. prowadzi sprawy tak jakby pod adresem K** 53 i 55 w M** znajdowała się nieruchomość na planach której wydano decyzję Burmistrza Miasta M. nr 933014 z 1993 roku. Pomimo iż takiej nieruchomości pod podanymi adresami nigdy nie było, co potwierdziły nawet w trakcie przesłuchania w PINB w G. osoby będące inwestorem i wykonawcą projektu według wspomnianej decyzji
Na uwagę zasługuje również fakt, że PINB w G. nie jest w stanie wyjaśnić powodów swojego działania, ani na czym opiera swoje przekonanie o istnieniu alternatywnej rzeczywistości, której wyrazem jest chociażby uznawanie za wiarygodny stan faktyczny z wspomnianej decyzji Burmistrza z 1993 roku czy wstrzymywanie w 2010 roku prac budowlanych, które nie miały miejsca. Nie jest też w stanie wyjaśnić dlaczego nie respektuje jako wiarygodne dokumentów odzwierciedlających istniejącą rzeczywistość, ani dlaczego się uparł, że pod adresem jest budynek jednorodzinny (najwyżej dwa lokale), skoro wielokrotnie w czasie oględzin mógł zobaczyć, że w budynku są trzy lokale (dokładnie tak jak jest to opisane w księgach wieczystych prowadzonych dla nieruchomości)
Wskazuje, że nie wszczynając postępowania Prokuratura Rejonowa w G. potwierdza brak nieprawidłowości w działaniach PINB w G. , a tym samym uwiarygadnia rzekome istnienie kreowanej przez niego alternatywnej rzeczywistości.
Nadmieniam również, ze Prokuratura Rejonowa w G. nie może nie znać zapisów art 6 Ustawy o księgach wieczystych i hipotece, a tym samym nie może nie rozumieć konsekwencji takich działań.
Wyrażam nadzieje, ze zaistniała sytuacja jest wynikiem popełnionego w dobrej wierze przeoczenia, o którego naprawieniu zostanę bezzwłocznie poinformowana. W przeciwnym wypadku domniemanie o dobrej wierze Prokuratury Rejonowej w G. trzeba będzie uznać za wysoce problematyczne.
Jako interes prawny podaję władanie nieruchomością przy ul. K** 53 w Mi** w należnym zakresie wynikającym z umowy podpisanej z właścicielem ujawnionym w księgach wieczystych W***/*******/5, W***/*******/6, W***/****/3 i wynikającą stąd konieczność wyjaśnienia sytuacji prawnej nieruchomości.
Z poważaniem
4. Kroczek czwarty czyli ..... brothers in crime?
Każdemu umiejącemu czytać człowiekowi wydaje się, ze księgi wieczyste są najmocniejszym tytułem własności i prawa własności w nich ujawnione może zakwestionować tylko Sąd w jawnym postępowaniu i to tylko w wyjątkowych sytuacjach. Nam też się tak wydawało. Być może zresztą tak istotnie jest w innych zakątkach kraju, ale nie w powiecie G.
Tutejszy Sąd Rejonowy ma najwyraźniej tak wysokie mniemanie o wiarygodności swoich ksiąg wieczystych, że w ogóle nie bierze pod uwagę ich zapisów. Przynajmniej w niektórych sprawach. Trochę trudno się temu dziwić bo w księgach wieczystych prowadzonych przez Sąd Rejonowy w G. panuje rzeczywiście niewyobrażalny bałagan, a jeśli chodzi o znajdujące się w nich kategorie błędów to łatwiej byłoby chyba wyliczyć te których w nich nie ma. Są jednak w tej kolekcji księgi prowadzone prawidłowo w co jednak chyba Sąd nie wierzy.
Cały czas jednak nie możemy się nadziwić, ze Sąd Rejonowy woli uznać, ze fałszował księgi wieczyste prowadzone dla naszej nieruchomości ile razy tylko miał okazje coś o nich napisać niż uznać że były prowadzone prawidłowo. Dlaczego? Właśnie nie do końca wiemy czego. Bo chyba nie chodzi o same pozwolenie na "nadbudowę z 1993 roku wydana przez pana Krzysia na planach nieistniejącej nieruchomości?
Nawet po pięcioletniej znajomości z tutejszym Sądem Rejonowym i generowanymi przez tą instytucje gęstymi oparami absurdu - to wytłumaczenie nie wydaje nam się wystarczające. Jednak jak wynika z postanowienia o zasiedzeniu nieruchomości o którym pisaliśmy tutaj, Sąd Rejonowy potrafi jak najbardziej uznać prawo własności Urzędu Miasta do nieruchomości w oparciu o dokumenty przy których pozwolenie pana Krzysia z 1993 roku wydaje się być mocnym kwitem.
Pewne podejrzenia budzi również fakt, że podobnie jak w przypadku Urzędu Miasta, tutejszy Sąd ma problemy z potwierdzeniem, że nie zrobił czegoś co w istniejącej rzeczywistości faktyczno-prawnej byłoby ewidentnym przestępstwem, czyli np nie dokonał "uzgodnień" zapisów ksiąg wieczystych z nieistniejącym stanem faktycznym (być może właśnie tym, opisanym w decyzji z 1993 roku firmowanej przez pana Krzysia). Pytaliśmy o "uzgodnienia", bo w zasadzie niezgodność zapisów ksiąg wieczystych ze stanem faktycznym jest jedyna sytuacja w której można zakwestionować zapisy ksiąg wieczystych. Co więcej Sąd nie chce również potwierdzić, że znane nam księgi wieczyste są jedynymi prowadzonymi dla nieruchomości pomimo iż nie ma problemu z potwierdzeniem, że są to jedyne księgi jakie dla nieruchomości ujawnia centralny system ksiąg wieczystych. Jakoś ciężko nam z tej łamigłówki cokolwiek wywnioskować co przynajmniej udawałoby, ze jest zgodne z prawem.
Tym niemniej tutejszy Sąd prowadząc już bodajże kilkadziesiąt spraw wychodzi z siebie, aby nie dokonywać jawnych uzgodnień. Co więcej wydał co najmniej 4 wyroki z których treści i/lub uzasadnienia wynika, że dotyczą innej nieruchomości (i poświadczył nawet, ze podobno nawet z nasza pomocą to ustalił). Wygląda więc na to, że uwiarygadnianie powagą Sądu nie istniejących stanów faktyczno-prawnych bez oglądania się na właścicieli jest przynajmniej w tutejszym sądzie jak najbardziej praktykowane.
Dobrze by było aby Sąd Rejonowy udzielił wreszcie wyjaśnień skąd czerpie informacje o rzekomo istniejącym innym stanie faktyczno-prawnym. Chociażby po to abyśmy mogli wszelkie :"szkalujące" go podejrzenia odrzucić. Jednak jak do tej pory Sąd nie bardzo zdaje się być zainteresowany dobrze rozumiana obrona swojego dobrego imienia.....
Spróbujmy więc go zmotywować. Jeżeli naprawdę wierzy, wszystkie te dziwne działania podejmuje w imię porządkowania powiatowego bałaganu to powinien być zachwycony, że ktoś, kto (jak wynika ze wspomnianych sądowych dokumentów) w rozumieniu sądu nie ma tego co ujawniają odzwierciedlające rzeczywistość księgi wieczyste - chce przystąpić do jawnych uzgodnień i wyjaśnić sprawę raz na zawsze. Chyba, ze nie o porządkowanie bałaganu Sądowi chodzi
Każdemu umiejącemu czytać człowiekowi wydaje się, ze księgi wieczyste są najmocniejszym tytułem własności i prawa własności w nich ujawnione może zakwestionować tylko Sąd w jawnym postępowaniu i to tylko w wyjątkowych sytuacjach. Nam też się tak wydawało. Być może zresztą tak istotnie jest w innych zakątkach kraju, ale nie w powiecie G.
Tutejszy Sąd Rejonowy ma najwyraźniej tak wysokie mniemanie o wiarygodności swoich ksiąg wieczystych, że w ogóle nie bierze pod uwagę ich zapisów. Przynajmniej w niektórych sprawach. Trochę trudno się temu dziwić bo w księgach wieczystych prowadzonych przez Sąd Rejonowy w G. panuje rzeczywiście niewyobrażalny bałagan, a jeśli chodzi o znajdujące się w nich kategorie błędów to łatwiej byłoby chyba wyliczyć te których w nich nie ma. Są jednak w tej kolekcji księgi prowadzone prawidłowo w co jednak chyba Sąd nie wierzy.
Cały czas jednak nie możemy się nadziwić, ze Sąd Rejonowy woli uznać, ze fałszował księgi wieczyste prowadzone dla naszej nieruchomości ile razy tylko miał okazje coś o nich napisać niż uznać że były prowadzone prawidłowo. Dlaczego? Właśnie nie do końca wiemy czego. Bo chyba nie chodzi o same pozwolenie na "nadbudowę z 1993 roku wydana przez pana Krzysia na planach nieistniejącej nieruchomości?
Nawet po pięcioletniej znajomości z tutejszym Sądem Rejonowym i generowanymi przez tą instytucje gęstymi oparami absurdu - to wytłumaczenie nie wydaje nam się wystarczające. Jednak jak wynika z postanowienia o zasiedzeniu nieruchomości o którym pisaliśmy tutaj, Sąd Rejonowy potrafi jak najbardziej uznać prawo własności Urzędu Miasta do nieruchomości w oparciu o dokumenty przy których pozwolenie pana Krzysia z 1993 roku wydaje się być mocnym kwitem.
Pewne podejrzenia budzi również fakt, że podobnie jak w przypadku Urzędu Miasta, tutejszy Sąd ma problemy z potwierdzeniem, że nie zrobił czegoś co w istniejącej rzeczywistości faktyczno-prawnej byłoby ewidentnym przestępstwem, czyli np nie dokonał "uzgodnień" zapisów ksiąg wieczystych z nieistniejącym stanem faktycznym (być może właśnie tym, opisanym w decyzji z 1993 roku firmowanej przez pana Krzysia). Pytaliśmy o "uzgodnienia", bo w zasadzie niezgodność zapisów ksiąg wieczystych ze stanem faktycznym jest jedyna sytuacja w której można zakwestionować zapisy ksiąg wieczystych. Co więcej Sąd nie chce również potwierdzić, że znane nam księgi wieczyste są jedynymi prowadzonymi dla nieruchomości pomimo iż nie ma problemu z potwierdzeniem, że są to jedyne księgi jakie dla nieruchomości ujawnia centralny system ksiąg wieczystych. Jakoś ciężko nam z tej łamigłówki cokolwiek wywnioskować co przynajmniej udawałoby, ze jest zgodne z prawem.
Tym niemniej tutejszy Sąd prowadząc już bodajże kilkadziesiąt spraw wychodzi z siebie, aby nie dokonywać jawnych uzgodnień. Co więcej wydał co najmniej 4 wyroki z których treści i/lub uzasadnienia wynika, że dotyczą innej nieruchomości (i poświadczył nawet, ze podobno nawet z nasza pomocą to ustalił). Wygląda więc na to, że uwiarygadnianie powagą Sądu nie istniejących stanów faktyczno-prawnych bez oglądania się na właścicieli jest przynajmniej w tutejszym sądzie jak najbardziej praktykowane.
Dobrze by było aby Sąd Rejonowy udzielił wreszcie wyjaśnień skąd czerpie informacje o rzekomo istniejącym innym stanie faktyczno-prawnym. Chociażby po to abyśmy mogli wszelkie :"szkalujące" go podejrzenia odrzucić. Jednak jak do tej pory Sąd nie bardzo zdaje się być zainteresowany dobrze rozumiana obrona swojego dobrego imienia.....
Spróbujmy więc go zmotywować. Jeżeli naprawdę wierzy, wszystkie te dziwne działania podejmuje w imię porządkowania powiatowego bałaganu to powinien być zachwycony, że ktoś, kto (jak wynika ze wspomnianych sądowych dokumentów) w rozumieniu sądu nie ma tego co ujawniają odzwierciedlające rzeczywistość księgi wieczyste - chce przystąpić do jawnych uzgodnień i wyjaśnić sprawę raz na zawsze. Chyba, ze nie o porządkowanie bałaganu Sądowi chodzi
Do: Sąd Rejonowy w G
Szanowni Państwo,
Wnoszę o dokonanie jawnego uzgodnienia dokumentów, które stały się podstawą dla orzeczeń o sygnaturach I C 170/10, II W 237/12, II W 149/12, II K 1197 z zapisami ksiąg wieczystych prowadzonych dla nieruchomości przy ul K** 53 w M*** i istniejącym w ciągu ostatnich 25 lat stanem faktycznym. Z treści orzeczeń i/lub ich uzasadnień wynika, ze nie były one wydane dla rzeczywiście istniejącej nieruchomości pod adresem K** 53 w Mi**, której stan faktyczny i prawny za okres co najmniej ostatnich 25 lat jest ujawniony w księgach wieczystych W***/*******/5, W***/*******/6, W***/****/3 , W***/****/0 oraz innej dokumentacji powstałej w wyniku działalności władających nieruchomością właścicieli.
Pozostają niejasne powody dla których sędziowie wydający orzeczenia byli przekonani, ze pod wskazanym adresem znajduje się nieruchomość o innej charakterystyce niż rzeczywiście istniejąca i dobrze udokumentowana. Jest to tym bardziej zdumiewające, że nie byli w stanie dołączyć do akt sprawy żadnego dokumentu na poparcie tej tezy. Dodatkowe zaniepokojenie budzi podpieranie się w uzasadnieniach rzekomymi oświadczeniami, które nigdy nie zostały złożone.
Wskazuję jednocześnie, że nie wydaje się możliwe, aby sędziom nie był znany art 6 Ustawy o księgach wieczystych i hipotece, a tym samym aby byli nieświadomi konsekwencji prawnych uwiarygadniania w wystawianych przez siebie dokumentach rzekomego istnienia innej sytuacji faktyczno - prawnej niż ta, która istnieje/istniała w rzeczywistości.
Wskazuję, ze z każda odmową wyjaśnienia sprawy czyni domniemanie iż Sąd Rejonowy w G. działa w dobrej wierze coraz bardziej problematycznym.
Jako interes prawny podaję władanie nieruchomością przy ul. K** 53 w M** w należnym zakresie wynikającym z umowy podpisanej z właścicielem ujawnionym w księgach wieczystych W***/*******/5, W***/*******/6, W***/****/3 wynikającą stąd konieczność wyjaśnienia sytuacji prawnej nieruchomości.
Z poważaniem
5. Kroczek piąty czyli o swoistej interpretacji prawa
Po pięciu latach mamy już pogląd na to jak wygląda świat według Prokuratury.. Prokuratura nie jest od ingerowania w proces administracyjny, jeżeli obywatelowi nie podoba się decyzja administracyjna to ma do dyspozycji ścieżkę administracyjną i nie powinien Prokuraturze głowy zawracać, bo ona nie jest książką skarg i zażaleń dla niezadowolonych obywateli. Podobnie z wyrokami sądowymi. Sąd jest niezależny, jeżeli są zastrzeżenia co do wyroku to jest ścieżka odwołań sądowych. Prokuratura w orzeczenia niezależnego sądownictwa ingerować nie zamierza.
No cóż w zasadzie , zdawałoby się, że można by tylko pochwalić niezachwiana wiarę Prokuratury w to, że na decyzyjnych stanowiska w administracji i sądownictwie są obsadzane same archanioły, które do zrobienia czegoś niewłaściwego nigdy by się nie zniżyły, a jak się zniżą, to super archanioły w instancji wyższej wszystko wyprostują. Jest tylko jedno "ale".
Procesując szereg spraw związanych z naszą nieruchomością Prokuratura również działała tak jakby na jej miejscu znajdował się inny obiekt. Jednak nigdy nie dołączyła do akt sprawy dokumentu (bez względu na to czy była to decyzja administracyjna czy orzeczenie sadu), na podstawie którego to ustaliła. A przecież musiała mieć jakąś "podkładkę", by tak dokumentnie ignorować nie tylko istniejąca rzeczywistość, ale również księgi wieczyste. Czy byłby jakikolwiek powód takiej wstrzemięźliwości gdyby w ocenie Prokuratury Rejonowej w G. dokumenty podważające zapisy ksiąg wieczystych i istniejącą rzeczywistość były wystawione w sposób nie budzący wątpliwości co do zgodności z prawem? Jaki bowiem mógłby być wówczas powód dla poczynienia jawnych ustaleń i wyjaśnienia sprawy raz i na zawsze
Zastanawiamy się więc, czy wstrzemięźliwość z jaka Prokuratura Rejonowa w G. odnosi się do badania prawidłowości zgodności z prawem dokumentów wystawianych przez administrację czy Sąd rzeczywiście wynika z jej przekonania, że prawidłowość działań tych instytucji jest poza jakimkolwiek podejrzeniem....
Może czas otwarcie zapytać, czy Prokuratura jest gotowa ujawnić jakie dokumenty sprawiają, że zachowuje się jakby przebywała w alternatywnej rzeczywistości i czy jest w stanie wykazać, że są to dokumenty mające znaczenie prawne i wystawione zostały w zgodzie z obowiązującym prawem. Możemy mieć tylko nadzieje, ze nie będzie to tylko decyzja nr 933014 z 1993 roku ewentualnie uwiarygodniona zeznaniami jakichś świadków czerpiących z tych zeznań ewidentne korzyści......
Jeżeli działania prokuratury są szczerym, aczkolwiek wysoce nieudolnym sposobem porządkowania , to chyba będzie zachwycona, ze przynajmniej sytuacje jednej nieruchomości może wyjaśnić raz na zawsze...
Po pięciu latach mamy już pogląd na to jak wygląda świat według Prokuratury.. Prokuratura nie jest od ingerowania w proces administracyjny, jeżeli obywatelowi nie podoba się decyzja administracyjna to ma do dyspozycji ścieżkę administracyjną i nie powinien Prokuraturze głowy zawracać, bo ona nie jest książką skarg i zażaleń dla niezadowolonych obywateli. Podobnie z wyrokami sądowymi. Sąd jest niezależny, jeżeli są zastrzeżenia co do wyroku to jest ścieżka odwołań sądowych. Prokuratura w orzeczenia niezależnego sądownictwa ingerować nie zamierza.
No cóż w zasadzie , zdawałoby się, że można by tylko pochwalić niezachwiana wiarę Prokuratury w to, że na decyzyjnych stanowiska w administracji i sądownictwie są obsadzane same archanioły, które do zrobienia czegoś niewłaściwego nigdy by się nie zniżyły, a jak się zniżą, to super archanioły w instancji wyższej wszystko wyprostują. Jest tylko jedno "ale".
Procesując szereg spraw związanych z naszą nieruchomością Prokuratura również działała tak jakby na jej miejscu znajdował się inny obiekt. Jednak nigdy nie dołączyła do akt sprawy dokumentu (bez względu na to czy była to decyzja administracyjna czy orzeczenie sadu), na podstawie którego to ustaliła. A przecież musiała mieć jakąś "podkładkę", by tak dokumentnie ignorować nie tylko istniejąca rzeczywistość, ale również księgi wieczyste. Czy byłby jakikolwiek powód takiej wstrzemięźliwości gdyby w ocenie Prokuratury Rejonowej w G. dokumenty podważające zapisy ksiąg wieczystych i istniejącą rzeczywistość były wystawione w sposób nie budzący wątpliwości co do zgodności z prawem? Jaki bowiem mógłby być wówczas powód dla poczynienia jawnych ustaleń i wyjaśnienia sprawy raz i na zawsze
Zastanawiamy się więc, czy wstrzemięźliwość z jaka Prokuratura Rejonowa w G. odnosi się do badania prawidłowości zgodności z prawem dokumentów wystawianych przez administrację czy Sąd rzeczywiście wynika z jej przekonania, że prawidłowość działań tych instytucji jest poza jakimkolwiek podejrzeniem....
Może czas otwarcie zapytać, czy Prokuratura jest gotowa ujawnić jakie dokumenty sprawiają, że zachowuje się jakby przebywała w alternatywnej rzeczywistości i czy jest w stanie wykazać, że są to dokumenty mające znaczenie prawne i wystawione zostały w zgodzie z obowiązującym prawem. Możemy mieć tylko nadzieje, ze nie będzie to tylko decyzja nr 933014 z 1993 roku ewentualnie uwiarygodniona zeznaniami jakichś świadków czerpiących z tych zeznań ewidentne korzyści......
Jeżeli działania prokuratury są szczerym, aczkolwiek wysoce nieudolnym sposobem porządkowania , to chyba będzie zachwycona, ze przynajmniej sytuacje jednej nieruchomości może wyjaśnić raz na zawsze...
Do:Prokuratura Rejonowa w G
Wnoszę o udostępnienie kserokopii dokumentów, które pozwoliły Prokuraturze Rejonowej w G. procesować sprawy związane z nieruchomością przy ulicy K** 53 w M** tak jakby na jej miejscu znajdował się inny obiekt niż ten który jest ujawniony w prowadzonych dla nieruchomości księgach wieczystych, które zawsze odzwierciedlały stan faktyczny.
W uzasadnieniu należy wskazać że przy założeniu iż Prokuratura Rejonowa w G. rzeczywiście działała w dobrej wierze i w szczerym przekonaniu, że na miejscu istniejącej i dobrze udokumentowanej nieruchomości znajduje się obiekt o innej charakterystyce - to szereg jej działań wydaje się niezrozumiałych m. in.
- uchylenie się od wpisania ostrzeżenia do ksiąg wieczystych
- uchylenie się od ustalenia okoliczności w których doszło na przestrzeni prawie 100 lat do wystawienia co najmniej kilkudziesięciu dokumentów potwierdzających istnienie pod adresem K** 53 w M** nieruchomości , której istnienia nie uznaje Prokuratura.
- uchylenie się od wyjaśnienia dlaczego nieruchomość, której istnienia nie uznaje Prokuratura cały czas stoi pod wskazanym adresem
- uchylenie się od wyjaśnienia dlaczego o istnieniu nieruchomości, której istnienia pod wskazanym adresem nie uznaje Prokuratura poświadczyło w dokumentach kilkadziesiąt osób (w tym wielu funkcjonariuszy państwowych)
Należy wskazać, że wykonanie każdej z powyższych czynności wiązałoby się z koniecznością ujawnienia dokumentów, które przekonały Prokuraturę o rzekomym istnieniu alternatywnego stanu faktyczno-prawnego i bez wątpienia doprowadziłoby do wyjaśnienia sprawy.
Należy wskazać także, że obecnie na skutek zaniechań Prokuratury Rejonowej w G. (jak również innych instytucji powiatu g) na nieruchomości przy ulicy K** 53 w M**, która do 2009 roku miała czysta sytuację prawną, powstał formalno-prawny bałagan, który wymaga uporządkowania w sposób JAWNY.
W zaistniałej sytuacji nie widzę możliwości aby działając w dobrej wierze Prokuratura Rejonowa w G. mogła utrudniać mi JAWNE uporządkowanie sytuacji nieruchomości poprzez odmowę udostępnienia dokumentów, na podstawie których ustaliła, ze może procesować sprawy tak jakby pod adresem K** 53 w M** znajdował się obiekt o innej charakterystyce niż ten, który tam rzeczywiście istnieje i którego istnienie jest potwierdzone zapisami prowadzonych dla niego ksiąg wieczystych.
Jako interes prawny podaję władanie nieruchomością przy ul. K** 53 w M** w należnym zakresie wynikającym z umowy podpisanej z właścicielem ujawnionym w księgach wieczystych W***/*******/5, W***/*******/6, W***/****/3 i wynikającą stąd konieczność wyjaśnienia sytuacji prawnej nieruchomości.
Z poważaniem
6. Małe podsumowanko
Niestety mimo upływu upływu ponad miesiąca żadna z instytucji powiatowych nie pofatygowała się aby udzielić odpowiedzi poza Starostą który dalej "idzie w zaparte" i nie ma zamiaru wyjaśnić ani na podstawie czego naniósł zmiany w wyrysie, ani też ich skorygować.
Wygląda więc na to, że o jawnych uzgodnieniach i o jawnym wyjaśnieniu sprawy nie mamy nawet co marzyć. Przynajmniej w powiecie.
Postanowiliśmy więc pokusić o małe podsumowanko.
# # #
Pozwolenie na nadbudowę z 1993 roku podpisane przez Pana Krzysia wydaje się cieszyć w powiecie nieprawdopodobna estymą. Pomimo iż zostało wydane na planach nie istniejącej nieruchomości. Przegrywają z nim księgi wieczyste, wypisy z rejestru gruntów, akty notarialne i nawet istniejąca rzeczywistość. Urząd Miasta poproszony o jego uzgodnienie z istniejąca dokumentacja (i rzeczywistością) najwyraźniej zamilkł obrażony. Zupełnie jakby świętokradztwem było już samo zgłoszenie takiego wniosku. Podobnie zresztą jak Prokuratura Rejonowa
Najlepiej jednak widać to na przykładzie nadzoru budowlanego, który zdaje się dwoić i troić uzgadniając istniejącą rzeczywistość z tym dokumentem (bodajże jedynym, którego wiarygodność zdaje się uznawać). Z tym "uzgadnianiem" to jest jednak trochę tajemnicza sprawa. Bo wygląda na to, że dla uwiarygodnienie powiatowych fantasmagorii inspirowanych dokumentem pana Krzysia koniecznie potrzebne są prace budowlane prowadzone w 2010 roku. W żadnym wypadku nie wcześniej. Czyżby więc wszystkie powiatowe fantasmagorie opierały się na założeniu, że jeszcze w 2009 roku nasza nieruchomość wyglądała tak jak w dokumencie podpisanym przez pana Krzysia?
Cóż takiego mogło mieć miejsce na przełomie 2009 i 2010 roku, że cały powiat staje niemalże na rzęsach aby wykazać, ze jeszcze w 2009 roku nasza nieruchomość wyglądała inaczej? Być może orzeczenie sądowe. Musiało by się sprowadzać ono co prawa do "uzgodnienia" jakichś fikcyjnych praw własności z równie fikcyjną rzeczywistością. Do tego bez udziału i powiadomienia właścicieli w momencie gdy nie tylko władali rzeczywiście istniejącą nieruchomością, ale również prowadzili intensywna korespondencję z różnymi instytucjami w związku z planowaną za płotem ich inwestycja (tj. w żaden sposób nie można byłoby więc wytłumaczyć braku ich powiadomienia brakiem kontaktu). Dokonanie w takiej sytuacji "uzgodnienia" dawałoby niewątpliwie odpowiedzialnemu za nie sędziemu niemalże 100% pewność znalezienia się na pierwszym miejscu w każdym plebiscycie na idiotę wszechczasów.
Zagadką pozostaje tylko to jak to się stało, że jeśli "orzeczenie" uzgadniające fikcyjny stan faktyczny rzeczywiście wydano, nikt w powiecie od ponad 5 lat nie puścił na ten temat przysłowiowej pary z pyska. Chociaż czy taką zagadką? Bo niby kto miałby nam powiedzieć. Sąd? . Z czysto ludzkiego punktu widzenia trudno oczekiwać aby od kogokolwiek aby kablował kolegów. Prokuratura? Postanowienia prokuratury zaskarża się do sądu. Może jesteśmy cyniczni, ale będąc powiatowym prokuratorem instynktownie oczekiwalibyśmy wielu lat ciągłych problemów po "podkablowaniu" sędziego w sądzie do którego są skarżone nasze postanowienia. Urząd Miasta? Gdyby Urząd Miasta dostarczył na potrzeby takiego "uzgodnienia" jakieś ewidentnie wadliwe kwity ze swoich pogrążonych w permanentnym bałaganie archiwów - też pewnie siedziałby cicho. A Starostwo? Żadne sądowe uzgodnienie z nieistniejącym stanem faktycznym nie jest możliwe bez dostarczenia wadliwego dokumentu z Ewidencji Gruntów, Budynków i Lokali. W końcu to jest miejsce w którym informacje o stanie faktycznym są co kilka lat uaktualniane w procesie tzw modernizacji (w praktyce generując jak się zdaje coraz większy bałagan więcej tutaj) Pozostaje jeszcze nadzór budowlany, który jest po pierwsze zależny od Starostwa zgodnie z zapisami Prawa Budowlanego. A poza tym nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić nikogo, kto przebierałby nogami żeby donieść do Prokuratury o okolicznościach wskazujących na możliwość popełnienie przestępstwa przez Sąd.
Podsumowując. Istnienie sądowego "orzeczenia" oznaczałoby co prawda powiatową zmowę w celu krycia ewidentnego przestępstwa, ale byłoby przynajmniej racjonalne. Nie możemy jednak wykluczyć, że istnieje jeszcze bardziej egzotyczna opcja czyli to, że poza dokumentem Pana Krzysia nic więcej nie ma. Innymi słowy, że zaliczyliśmy trwającą ponad 5 lat epopeję obalania naszych praw własności ujawnionych w księgach wieczystych o 100-letniej ciągłości wyłącznie na podstawie czyichś fantazji na temat starego dokumentu o wiarygodności "kwitu z pralni". Oznaczałoby to jednak, że powiat już naprawdę odleciał i do tego w kompletny kosmos.
Tak naprawdę istotne są naszym zdaniem jednak nie powiatowe psychozy (bo te trafiały się zawsze - Orson Wells i jego atak marsjan na New Jersey najlepszym przykładem), ale to jak zachowały się instytucje kontrolne. Bo niezależnie od tego czy mamy do czynienia z ewidentnym przestępstwem czy ewidentną psychozą nie ulega wątpliwości, ze powinny to unieszkodliwić, a nie pracowicie podkarmiać.
Niestety mimo upływu upływu ponad miesiąca żadna z instytucji powiatowych nie pofatygowała się aby udzielić odpowiedzi poza Starostą który dalej "idzie w zaparte" i nie ma zamiaru wyjaśnić ani na podstawie czego naniósł zmiany w wyrysie, ani też ich skorygować.
Wygląda więc na to, że o jawnych uzgodnieniach i o jawnym wyjaśnieniu sprawy nie mamy nawet co marzyć. Przynajmniej w powiecie.
Postanowiliśmy więc pokusić o małe podsumowanko.
# # #
Pozwolenie na nadbudowę z 1993 roku podpisane przez Pana Krzysia wydaje się cieszyć w powiecie nieprawdopodobna estymą. Pomimo iż zostało wydane na planach nie istniejącej nieruchomości. Przegrywają z nim księgi wieczyste, wypisy z rejestru gruntów, akty notarialne i nawet istniejąca rzeczywistość. Urząd Miasta poproszony o jego uzgodnienie z istniejąca dokumentacja (i rzeczywistością) najwyraźniej zamilkł obrażony. Zupełnie jakby świętokradztwem było już samo zgłoszenie takiego wniosku. Podobnie zresztą jak Prokuratura Rejonowa
Najlepiej jednak widać to na przykładzie nadzoru budowlanego, który zdaje się dwoić i troić uzgadniając istniejącą rzeczywistość z tym dokumentem (bodajże jedynym, którego wiarygodność zdaje się uznawać). Z tym "uzgadnianiem" to jest jednak trochę tajemnicza sprawa. Bo wygląda na to, że dla uwiarygodnienie powiatowych fantasmagorii inspirowanych dokumentem pana Krzysia koniecznie potrzebne są prace budowlane prowadzone w 2010 roku. W żadnym wypadku nie wcześniej. Czyżby więc wszystkie powiatowe fantasmagorie opierały się na założeniu, że jeszcze w 2009 roku nasza nieruchomość wyglądała tak jak w dokumencie podpisanym przez pana Krzysia?
Cóż takiego mogło mieć miejsce na przełomie 2009 i 2010 roku, że cały powiat staje niemalże na rzęsach aby wykazać, ze jeszcze w 2009 roku nasza nieruchomość wyglądała inaczej? Być może orzeczenie sądowe. Musiało by się sprowadzać ono co prawa do "uzgodnienia" jakichś fikcyjnych praw własności z równie fikcyjną rzeczywistością. Do tego bez udziału i powiadomienia właścicieli w momencie gdy nie tylko władali rzeczywiście istniejącą nieruchomością, ale również prowadzili intensywna korespondencję z różnymi instytucjami w związku z planowaną za płotem ich inwestycja (tj. w żaden sposób nie można byłoby więc wytłumaczyć braku ich powiadomienia brakiem kontaktu). Dokonanie w takiej sytuacji "uzgodnienia" dawałoby niewątpliwie odpowiedzialnemu za nie sędziemu niemalże 100% pewność znalezienia się na pierwszym miejscu w każdym plebiscycie na idiotę wszechczasów.
Zagadką pozostaje tylko to jak to się stało, że jeśli "orzeczenie" uzgadniające fikcyjny stan faktyczny rzeczywiście wydano, nikt w powiecie od ponad 5 lat nie puścił na ten temat przysłowiowej pary z pyska. Chociaż czy taką zagadką? Bo niby kto miałby nam powiedzieć. Sąd? . Z czysto ludzkiego punktu widzenia trudno oczekiwać aby od kogokolwiek aby kablował kolegów. Prokuratura? Postanowienia prokuratury zaskarża się do sądu. Może jesteśmy cyniczni, ale będąc powiatowym prokuratorem instynktownie oczekiwalibyśmy wielu lat ciągłych problemów po "podkablowaniu" sędziego w sądzie do którego są skarżone nasze postanowienia. Urząd Miasta? Gdyby Urząd Miasta dostarczył na potrzeby takiego "uzgodnienia" jakieś ewidentnie wadliwe kwity ze swoich pogrążonych w permanentnym bałaganie archiwów - też pewnie siedziałby cicho. A Starostwo? Żadne sądowe uzgodnienie z nieistniejącym stanem faktycznym nie jest możliwe bez dostarczenia wadliwego dokumentu z Ewidencji Gruntów, Budynków i Lokali. W końcu to jest miejsce w którym informacje o stanie faktycznym są co kilka lat uaktualniane w procesie tzw modernizacji (w praktyce generując jak się zdaje coraz większy bałagan więcej tutaj) Pozostaje jeszcze nadzór budowlany, który jest po pierwsze zależny od Starostwa zgodnie z zapisami Prawa Budowlanego. A poza tym nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić nikogo, kto przebierałby nogami żeby donieść do Prokuratury o okolicznościach wskazujących na możliwość popełnienie przestępstwa przez Sąd.
Podsumowując. Istnienie sądowego "orzeczenia" oznaczałoby co prawda powiatową zmowę w celu krycia ewidentnego przestępstwa, ale byłoby przynajmniej racjonalne. Nie możemy jednak wykluczyć, że istnieje jeszcze bardziej egzotyczna opcja czyli to, że poza dokumentem Pana Krzysia nic więcej nie ma. Innymi słowy, że zaliczyliśmy trwającą ponad 5 lat epopeję obalania naszych praw własności ujawnionych w księgach wieczystych o 100-letniej ciągłości wyłącznie na podstawie czyichś fantazji na temat starego dokumentu o wiarygodności "kwitu z pralni". Oznaczałoby to jednak, że powiat już naprawdę odleciał i do tego w kompletny kosmos.
Tak naprawdę istotne są naszym zdaniem jednak nie powiatowe psychozy (bo te trafiały się zawsze - Orson Wells i jego atak marsjan na New Jersey najlepszym przykładem), ale to jak zachowały się instytucje kontrolne. Bo niezależnie od tego czy mamy do czynienia z ewidentnym przestępstwem czy ewidentną psychozą nie ulega wątpliwości, ze powinny to unieszkodliwić, a nie pracowicie podkarmiać.
cz. II
Myśleliśmy, że lokalnie nie uzyskamy już żadnych interesujących informacji odnośnie tego kto wykorzystał Pana Krzysia kiedy otrzymaliśmy pismo od Pani Kierownik od Geodezji w Urzędzie Miasta. Pismo stanowiło odpowiedź na pismo, które opublikowaliśmy powyżej (w części "Urząd Miasta uwiarygadnia dokumencik") w którym wnosiliśmy o:
" .....dokonanie jawnego uzgodnienia decyzji nr 933014 z 1993 roku podpisanej przez ówczesnego Burmistrza Miasta M. z księgami wieczystymi prowadzonymi dla nieruchomości przy ulicy K** 53 i 55 w M** oraz stanem faktycznym dobrze udokumentowanym za co najmniej ostatnich 25 lat. Uzgodnienie powinno być formalnością ponieważ istnienia pod wskazanym adresem nieruchomości na planach której wydano decyzję nie potwierdza nawet inwestor nadbudowy będącej przedmiotem decyzji, ani wykonawca projektu.
Wyrażam zarazem zdziwienie, ze decyzja wydana na planach nieruchomości nie istniejącej pod wskazanym adresem jest przechowywana jako dokument wiarygodny i jako taki udostępniana innym instytucjom państwowym......"
Pani Kierownik od Geodezji odpisała...
"W odpowiedzi na Pani pismo z dnia 30 grudnia 2012 roku (...) informuję że postawą uzgodnienia treści księgi wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym jest art 10 Ustawy o księgach wieczystych i hipotece (..). o takie uzgodnienie wnosić może osoba mająca interes prawny w usunięciu wskazanych niezgodności. Gmina M** takiego interesu nie posiada, więc ewentualne wszczęcie działań przez sąd wieczystoksięgowy w trybie art 10 ustawy leży w pani gestii "
Wygląda więc na to, ze Pani Kierownik od Geodezji w Urzędzie Miasta uważa, że to księgi wieczyste powinny zostać uzgodnione z dokumentem wystawionym przez Pana Krzysia (czyli zmienione tak by odzwierciedlały stan faktyczny i prawny z tego dokumentu), a nie odwrotnie. I bynajmniej nie przeszkadza jej, ze rzeczywiście istniejący stan faktyczny odzwierciedlają księgi wieczyste a nie dokument Pana Krzysia. No cóż najwyraźniej nie przyszło jej do głowy, że jednak według obowiązującego prawa to księgi wieczyste, a nie stare pozwolenia na budowę są uważane za najmocniejszy tytuł własności. Tym bardziej jeżeli to stare pozwolenie na "nadbudowę" nie odzwierciedla rzeczywistości, a księgi wieczyste i owszem - co pani Kierownik może sobie najprawdopodobniej ustalić z okien Urzędu Miasta, nawet za pomocą niespecjalnie dobrej lornetki).
Jednak wygląda na to, że uzgodnieniem rzeczywistości z dokumentem podpisanym przez Pana Krzysia zajął się już nadzór budowlany, który prowadzi postępowania w oparciu o ten dokument, a ponieważ nie zgadza się on z rzeczywistością, to wymyśla sobie prace budowlane. W końcu jeżeli jeżeli nie widać "w realu" nieruchomości na planach której pan Krzysiu wydał pozwolenie to oznacza, że ja przebudowano. Logiczne, nie??
Trzeba przyznać, że powiat ma specyficzna kulturę prawna, której nawet Bareja by nie wymyślił. Żeby jednak mieć pełen obraz musimy powrócić na chwile do powiatu i wyjaśnić jeszcze co nie co.
p.s.
Wszystkich funkcjonariuszy państwowych, którzy jak dotychczasowa korespondencja wskazuje przebierają nogami, najwyraźniej nie mogąc się doczekać aż zostaną uwiecznieni w księdze Guinessa jako najdłuższa lista hmm.... (tu należy wstawić sobie tytuł jednej z powieści Dostojewskiego) , którzy dali się wkręcić w uwiarygadnianie powiatowych fantasmagorii - za krótka zwłokę najserdeczniej przepraszamy.
" .....dokonanie jawnego uzgodnienia decyzji nr 933014 z 1993 roku podpisanej przez ówczesnego Burmistrza Miasta M. z księgami wieczystymi prowadzonymi dla nieruchomości przy ulicy K** 53 i 55 w M** oraz stanem faktycznym dobrze udokumentowanym za co najmniej ostatnich 25 lat. Uzgodnienie powinno być formalnością ponieważ istnienia pod wskazanym adresem nieruchomości na planach której wydano decyzję nie potwierdza nawet inwestor nadbudowy będącej przedmiotem decyzji, ani wykonawca projektu.
Wyrażam zarazem zdziwienie, ze decyzja wydana na planach nieruchomości nie istniejącej pod wskazanym adresem jest przechowywana jako dokument wiarygodny i jako taki udostępniana innym instytucjom państwowym......"
Pani Kierownik od Geodezji odpisała...
"W odpowiedzi na Pani pismo z dnia 30 grudnia 2012 roku (...) informuję że postawą uzgodnienia treści księgi wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym jest art 10 Ustawy o księgach wieczystych i hipotece (..). o takie uzgodnienie wnosić może osoba mająca interes prawny w usunięciu wskazanych niezgodności. Gmina M** takiego interesu nie posiada, więc ewentualne wszczęcie działań przez sąd wieczystoksięgowy w trybie art 10 ustawy leży w pani gestii "
Wygląda więc na to, ze Pani Kierownik od Geodezji w Urzędzie Miasta uważa, że to księgi wieczyste powinny zostać uzgodnione z dokumentem wystawionym przez Pana Krzysia (czyli zmienione tak by odzwierciedlały stan faktyczny i prawny z tego dokumentu), a nie odwrotnie. I bynajmniej nie przeszkadza jej, ze rzeczywiście istniejący stan faktyczny odzwierciedlają księgi wieczyste a nie dokument Pana Krzysia. No cóż najwyraźniej nie przyszło jej do głowy, że jednak według obowiązującego prawa to księgi wieczyste, a nie stare pozwolenia na budowę są uważane za najmocniejszy tytuł własności. Tym bardziej jeżeli to stare pozwolenie na "nadbudowę" nie odzwierciedla rzeczywistości, a księgi wieczyste i owszem - co pani Kierownik może sobie najprawdopodobniej ustalić z okien Urzędu Miasta, nawet za pomocą niespecjalnie dobrej lornetki).
Jednak wygląda na to, że uzgodnieniem rzeczywistości z dokumentem podpisanym przez Pana Krzysia zajął się już nadzór budowlany, który prowadzi postępowania w oparciu o ten dokument, a ponieważ nie zgadza się on z rzeczywistością, to wymyśla sobie prace budowlane. W końcu jeżeli jeżeli nie widać "w realu" nieruchomości na planach której pan Krzysiu wydał pozwolenie to oznacza, że ja przebudowano. Logiczne, nie??
Trzeba przyznać, że powiat ma specyficzna kulturę prawna, której nawet Bareja by nie wymyślił. Żeby jednak mieć pełen obraz musimy powrócić na chwile do powiatu i wyjaśnić jeszcze co nie co.
p.s.
Wszystkich funkcjonariuszy państwowych, którzy jak dotychczasowa korespondencja wskazuje przebierają nogami, najwyraźniej nie mogąc się doczekać aż zostaną uwiecznieni w księdze Guinessa jako najdłuższa lista hmm.... (tu należy wstawić sobie tytuł jednej z powieści Dostojewskiego) , którzy dali się wkręcić w uwiarygadnianie powiatowych fantasmagorii - za krótka zwłokę najserdeczniej przepraszamy.
7. Kwestia pierwsza Urząd Miasta
W kwietniu 1993 roku, czyli niecały miesiąc po wydaniu przez pana Krzysia nieszczęsnego postanowienia na "nadbudowę" został wydany wyrys z dla sąsiedniej działki na którym znalazła się prawie cała nasza nieruchomość w formie w jakiej naprawdę istnieje. Wyglądała ona dokładnie tak jak teraz czyli inaczej niż na planie dołączonym do postanowienia Pana Krzysia z 1993 roku. W ówczesnych warunkach ewidencje gruntów, budynków i lokali prowadził Urząd Miasta. Więc siłą rzeczy to on wydawał wyrysy. Mamy więc dokument poświadczający istnienie jednej rzeczywistości wystawiony "z upoważnienia Burmistrza" z marca 1993 i drugi dokument wystawiony "z upoważnienia Burmistrza" poświadczający istnienie zupełnie innej rzeczywistości z kwietnia 1993. Przyjmijmy więc za dobra monetę to co pisze pani Kierownik i dowiedzmy się z którym dokumentem wystawionym w 1993 roku przez Urząd Miasta powinno się uzgodnić księgi wieczyste. Z obydwoma po prostu nie da rady....
W kwietniu 1993 roku, czyli niecały miesiąc po wydaniu przez pana Krzysia nieszczęsnego postanowienia na "nadbudowę" został wydany wyrys z dla sąsiedniej działki na którym znalazła się prawie cała nasza nieruchomość w formie w jakiej naprawdę istnieje. Wyglądała ona dokładnie tak jak teraz czyli inaczej niż na planie dołączonym do postanowienia Pana Krzysia z 1993 roku. W ówczesnych warunkach ewidencje gruntów, budynków i lokali prowadził Urząd Miasta. Więc siłą rzeczy to on wydawał wyrysy. Mamy więc dokument poświadczający istnienie jednej rzeczywistości wystawiony "z upoważnienia Burmistrza" z marca 1993 i drugi dokument wystawiony "z upoważnienia Burmistrza" poświadczający istnienie zupełnie innej rzeczywistości z kwietnia 1993. Przyjmijmy więc za dobra monetę to co pisze pani Kierownik i dowiedzmy się z którym dokumentem wystawionym w 1993 roku przez Urząd Miasta powinno się uzgodnić księgi wieczyste. Z obydwoma po prostu nie da rady....
Szanowna Pani Burmistrz,
W nawiązaniu do pisma GNPP.680.153.2015 podpisanego z Pani upoważnienia, w którym informuje mnie Pani, ze w mojej gestii jest uzgodnienie ksiąg wieczystych prowadzonych dla nieruchomości przy ul K** 53 w M** z rzeczywistym stanem prawnym. Z kontekstu pisma wynika, że przez "rzeczywisty stan prawny" rozumie Pani treść decyzji uzgodnienia decyzji nr 933014 z 1993 roku podpisanej przez ówczesnego Burmistrza Miasta Krzysztofa **.
Nie mam wiedzy by kwestionować Pani ocenę, że jakość ksiąg wieczystych prowadzonych przez Sąd Rejonowy w G** jest tak niska, że maja mniejsza wiarygodność od starego pozwolenia na "nadbudowę" i powinny być do niego dostosowane. Wskazuje jedynie, ze nie można dokonać uzgodnienia ksiąg wieczystych prowadzonych dla nieruchomości przy ul K** 53 w M** z rzeczywistym stanem prawnym z dwóch następujących powodów.
1. Nieruchomość przy ul K** 53 w M** wygląda dokładnie tak jak jest to ujawnione w prowadzonych dla niej księgach wieczystych i jest we władaniu osób ujawnionych w nich jako właściciele lub osób przez nich wskazanych w oparciu o umowę.
2. W 1993 roku nieruchomość przy ul K** 53 w M** wyglądała dokładnie tak jak jest to ujawnione w prowadzonych dla niej księgach wieczystych i była we władaniu osób ujawnionych w nich jako właściciele lub osób przez nich wskazanych w oparciu o umowę
Można to samo powiedzieć o każdym kalendarzowym roku po 1923, kiedy to nastąpiło wydzielenie nieruchomości z której następnie w wyniku podziału w 1968 oku powstała nieruchomość istniejąca obecnie pod adresem K** 53 w M** .
Jeżeli Pani brak wiary w wiarygodność ksiąg wieczystych prowadzonych przez Sąd Rejonowy w G** nie pozwala Pani na uzgodnienie decyzji nr 933014 z 1993 wydanej przez Burmistrza Miasta M** z księgami wieczystymi (czyli de facto nadanie ten decyzji statusu - niezgodny z rzeczywistym stanem prawnym i faktycznym) to przychodząc Pani z pomocą dołączam wyrys wystawiony przez Burmistrza Miasta M** niecały miesiąc po decyzji nr 933014 obejmujący prawie całą nieruchomość przy ul K** 53 w M** . Mam nadzieję, ze nie będzie Pani kwestionowała również wiarygodności wyrysów wydawanych przez Burmistrza Miasta M** i dokona Pani należnego uzgodnienia informując o tym wszystkie podmioty, które Urząd Miasta M** mógł wprowadzić w błąd wdając kopię decyzji nr 933014 jako dokument wiarygodny rzekomo odzwierciedlający istniejący stan faktyczny i prawny.
Jako interes prawny w wyjaśnieniu sprawy podaję władanie nieruchomością przy ul. K** 53 w M** w należnym zakresie wynikającym z umowy podpisanej z właścicielem ujawnionym w księgach wieczystych W***/*******/5, W***/*******/6, W***/****/3 i wynikającą stąd konieczność wyjaśnienia sytuacji prawnej nieruchomości.
Z poważaniem
Do wiadomości:
Prokuratura Rejonowa w G***
W załączeniu:
Wyrys z kwietnia 1993 roku
8. Kwestia druga - PINB
PINB w G** od kilku lat zajmuje się pracowicie uzgadnianiem istniejącej rzeczywistości z decyzją pana Krzysia. Wykazanie istnienia czegoś co nigdy nie istniało jest zadaniem godnym herosa i wydaje się, ze mocno nadwyrężyło już siły tej instytucji. Postanowiliśmy więc jej ulżyć.
PINB w G** od kilku lat zajmuje się pracowicie uzgadnianiem istniejącej rzeczywistości z decyzją pana Krzysia. Wykazanie istnienia czegoś co nigdy nie istniało jest zadaniem godnym herosa i wydaje się, ze mocno nadwyrężyło już siły tej instytucji. Postanowiliśmy więc jej ulżyć.
Szanowni Państwo,
Z kontekstu pisma Burmistrza Miasta M** GNPP.680.153.2015 zdaje się wynikać , że przynajmniej w obrębie tej instytucji odzwierciedlające istniejąca rzeczywistość księgi wieczyste uważane są za rejestry które należy dostosowywać do dokumentów z zasobów Urzędu Miasta M**, które z rzeczywistością nie mają nic wspólnego (a nie odwrotnie).
Nie ma gwarancji, ze podobna kultura prawna nie obowiązuje również w innych instytucjach powiatu g. Tym bardziej, ze od kilku lat z nie ujawnionych względów Państwa instytucja prowadzi sprawy związane z nieruchomością przy ul. K** 53 w M** tak jakby na jej miejscu znajdowała się nieruchomość na planach której Burmistrz Miasta M** wydał w 1993 roku decyzje nr 933014.
Wobec powyższego przesyłam w załączeniu wyrys z ewidencji gruntów wydany przez Burmistrza Miasta M** w 1993 roku (niecały miesiąc po wydaniu przez Burmistrza Miasta M** decyzji nr 933014 ) na którym widoczny jest budynek przy ul K** 53 w M** w jego obecnym kształcie. Dokument ten został wystawiony przez tego samego Burmistrza Miasta M** co decyzja nr 933014 i potwierdza istnienie pod wskazanym adresem nieruchomości w obecnym kształcie udokumentowanym m. in w 5-letnim obowiązkowym przeglądzie technicznym z 2010, inwentaryzacji do podziału z 2004 i ujawniony w prowadzonych dla nieruchomości księgach wieczystych (ostatnie wpisy 1999, 2005, 2006, 2008, 2009 na podstawie aktów notarialnych i wypisów z rejestru gruntów).
Wobec powyższego oczekuje dokonania korekty wszystkich postępowań prowadzonych w oparciu o założenie, ze pod wskazanym adresem znajduje się inny obiekt niż ten ujawniony w księgach wieczystych i istniejący w rzeczywistości
Wskazuję również, że załączony wyrys jest kolejnym przekazanym do PINB w G** dokumentem wskazującym, ze pod adresem K** 53 w M** nigdy nie istniała nieruchomość na planach, której wydano decyzje nr 933014. Jeżeli maja Państwo wiedzę o wykorzystaniu tego dokumentu dla wykazanie rzekomego istnienia innej sytuacji faktyczno-prawnej w szczególności w celu dokonania bezprawnej zmiany właścicieli nieruchomości znajdującej się pod adresem K** 53 i 55 w M** - to maja Państwo informację o ewidentnym przestępstwie i maja Państwo obowiązek poinformować o tym organy ścigania.
Jako interes prawny w wyjaśnieniu sprawy podaję władanie nieruchomością przy ul. K** 53 w M** w należnym zakresie wynikającym z umowy podpisanej z właścicielem ujawnionym w księgach wieczystych W***/*******/5, W***/*******/6, W***/****/3 i wynikającą stąd konieczność wyjaśnienia sytuacji prawnej nieruchomości.
Z poważaniem
W załączeniu:
Wyrys z kwietnia 1993 roku
Do wiadomości:
Prokuratura Rejonowa w G**
9. Kwestia trzecia - Starostwo
Jak już wielokrotnie pisaliśmy Starostwo wije się straszliwie aby nie powiedzieć nam w jakich okolicznościach dokonano zmiany w wyrysie. Jego ulubionym trikiem jest sugerowanie, że nasza nieruchomość miała w wyrysie zawsze taki sam kształt jak ma obecnie. Mamy dla niego mała niespodziankę.
Jak już wielokrotnie pisaliśmy Starostwo wije się straszliwie aby nie powiedzieć nam w jakich okolicznościach dokonano zmiany w wyrysie. Jego ulubionym trikiem jest sugerowanie, że nasza nieruchomość miała w wyrysie zawsze taki sam kształt jak ma obecnie. Mamy dla niego mała niespodziankę.
Do: Starostwo G
Szanowni Państwo,
Jeżeli dobrze zrozumiałam otrzymaną informacje twierdza Państwo, ze w ewidencji gruntów budynków i lokali nie dokonano w ostatnim okresie żadnych zmian w wyrysie nieruchomości znajdującej się pod adresem K** 53 w M**
Aby odświeżyć Państwu pamięć załączam kserokopie wyrysu z roku 1993 na którym wschodnia część działki ma kształt pokrywający się z płotem, a posadowiony na niej budynek kształt jaki ma w rzeczywistości do dnia dzisiejszego.
Oczekuję, ze po zapoznaniu się z tym dokumentem znajdą Państwo w swoich zasobach podstawy wnioski i decyzje, które stały się podstawą dla wprowadzenia zmian w ewidencji gruntów, których efektem jest obecny wyrys dla nieruchomości będącej przedmiotem sprawy.
Wskazuję również, że według mojej wiedzy właściciele ujawnieni w księgach wieczystych prowadzonych dla nieruchomości nie wnioskowali o dokonanie zmian i nie mieli podstaw by o nie wnioskować (jak rozumiem nie były sporządzane za ich wiedzą żadne mapy geodezyjne, które mogły by być podstawą dla dokonania takich zmian).
Nie powinno ulegać wątpliwości, że zmiana wyrysu nie uzgodniona z właścicielami nieruchomości wskazuje na zajście bezprawnej czynności. Pozostaje jednak do ustalenia czy mamy do czynienia z samowolą Starostwa czy tez z działaniem na podstawie dokumentu powstałego w wyniku ewidentnie bezprawnych działań. Jeżeli miało miejsce to ostatnie to przypominam o obowiązku powiadomienia organów ścigania.
Jako interes prawny w wyjaśnieniu sprawy podaję władanie nieruchomością przy ul. K** 53 w M** w należnym zakresie wynikającym z umowy podpisanej z właścicielem ujawnionym w księgach wieczystych W***/*******/5, W***/*******/6, W***/****/3 i wynikającą stąd konieczność wyjaśnienia sytuacji prawnej nieruchomości.
Z poważaniem
W załączeniu:
Wyrys z kwietnia 1993 roku
10. Kwestia czwarta - Sąd
Sąd Rejonowy w G** wydaje się mieć swoiste hobby w procesowaniu spraw i wystawianiu orzeczeń tak jakby na miejscu naszej nieruchomości znajdowało się coś zgoła innego. Co prawda niezmiernie ciekawi nas czy robią tak tylko ze względu na dokumencik wystawiony przez Pana Krzysia czy też za naszymi plecami zdołali już przyoblec go w jakąś formę prawną czyli mówiąc po prostu np wydać orzeczenie przemieszczające wirtualnie tą nieistniejąca nieruchomość na naszą działkę (a może również na działkę sąsiadów jeżeli trzeba było wielkość jakoś dopasować). Oczywiście razem z prawami własności jakie niewątpliwie ktoś posiada o tej wirtualnej nieruchomości. Nasze wątpliwości są o tyle uzasadnione, ze Sąd Rejonowy odmówił potwierdzenia, ze orzeczenia w tym typie nie wydał, a Urząd Miasta zaparł się nogami i rękami, a by nie potwierdzić, ze w takiej hucpie nie uczestniczył. Pisaliśmy o tym wielokrotnie, a powtarzamy znowu, bo cały czas nie możemy się temu nadziwić.
Sąd Rejonowy w G** wydaje się mieć swoiste hobby w procesowaniu spraw i wystawianiu orzeczeń tak jakby na miejscu naszej nieruchomości znajdowało się coś zgoła innego. Co prawda niezmiernie ciekawi nas czy robią tak tylko ze względu na dokumencik wystawiony przez Pana Krzysia czy też za naszymi plecami zdołali już przyoblec go w jakąś formę prawną czyli mówiąc po prostu np wydać orzeczenie przemieszczające wirtualnie tą nieistniejąca nieruchomość na naszą działkę (a może również na działkę sąsiadów jeżeli trzeba było wielkość jakoś dopasować). Oczywiście razem z prawami własności jakie niewątpliwie ktoś posiada o tej wirtualnej nieruchomości. Nasze wątpliwości są o tyle uzasadnione, ze Sąd Rejonowy odmówił potwierdzenia, ze orzeczenia w tym typie nie wydał, a Urząd Miasta zaparł się nogami i rękami, a by nie potwierdzić, ze w takiej hucpie nie uczestniczył. Pisaliśmy o tym wielokrotnie, a powtarzamy znowu, bo cały czas nie możemy się temu nadziwić.
Do: Sąd Rejonowy w G***
Ponaglenie
Przypominam o konieczności usunięcia oparciu o prawo karne orzeczeń dokonanych w oparciu o założenie, ze pod adresem K** 53 w M** znajduje się nieruchomość o innym stanie faktyczno-prawnym niz ta rzeczywiście istniejąca. Trwająca już kilka lat zwłoka budzi moje najszczersze zdumienie.
Szczególnie w świetle pisma GNPP.680.153.2015 Burmistrza Miasta M** odmawiającego usunięcia ewidentnie wadliwego dokumentu przechowywanego w jego zasobach (i wydawanego z potwierdzeniem o zgodności z oryginałem) lub nadania mu statusu niezgodnego z rzeczywistym stanem faktycznym i prawnym. Pismo to zdaje się sugerować , ze przynajmniej w obrębie tej instytucji odzwierciedlające istniejąca rzeczywistość księgi wieczyste uważane są za niewiarygodne rejestry które należy dostosować do dokumentów z zasobów Urzędu Miasta M**, które z rzeczywistością nie mają nic wspólnego (a nie odwrotnie).
Nie ma gwarancji, ze podobna kultura prawna nie obowiązuje również w innych instytucjach powiatu g. Tym bardziej, ze od kilku lat z nie ujawnionych względów Państwa instytucja prowadzi sprawy związane z nieruchomością przy ul. K** 53 w M** tak jakby na jej miejscu znajdował się obiekt o innej charakterystyce faktyczno -prawnej. Jedynym dokumentem w którym występuje pod wskazanym adresem inny obiekt niż ten istniejący w rzeczywistości jaki ujawniono jest ewidentnie wadliwa decyzja Burmistrza Miasta M** 933014 z 1993 roku oparta na planach nie istniejącej pod tym adresem nieruchomości (załączony wyrys z 1993 roku pokazuje kształt istniejący w rzeczywistości). Co ciekawe Burmistrz Miasta M** sugeruje iż właśnie decyzja 933014 przedstawia rzeczywisty stan faktyczno - prawny z którym jak rozumiem powinny w jej opinii być "uzgodnione" księgi wieczyste.
Wobec powyższego jeszcze raz ponawiam żądanie unieważnienia wszystkich dokumentów wystawionych przez Sąd Rejonowy w G***, które pozostają w sprzeczności z zapisami ksiąg wieczystych prowadzonych dla nieruchomości przy ul K** 53 w M** lub naruszają prawa z tych zapisów wynikające.
Wyrażam przy tym nadzieję iż przypadek nieruchomości przy ul. K** 53 w M** jest pojedynczą anomalią, a nie dowodem na istnienie długoletniego procederu "uzgadniania" przez Sąd Rejonowy w G*** ksiąg wieczystych z ewidentnie wadliwymi dokumentami pochodzącymi z zasobów Urzędu Miasta M**, bez powiadamiania o tym właścicieli ujawnionych w księgach wieczystych (nawet jeśli władają oni rzeczoną nieruchomością).
Jako interes prawny w wyjaśnieniu sprawy podaję władanie nieruchomością przy ul. K** 53 w M** w należnym zakresie wynikającym z umowy podpisanej z właścicielem ujawnionym w księgach wieczystych W***/*******/5, W***/*******/6, W***/****/3 i wynikającą stąd konieczność wyjaśnienia sytuacji prawnej nieruchomości.
Z poważaniem
W załączeniu:
Wyrys z kwietnia 1993 roku
11. Kwestia piąta - Prokuratura
Jest coś absolutnie niepokojącego w Prokuraturze Rejonowej, która nie potrafi przedstawić materiałów na podstawie których dokonała swoich "ustaleń". Musi to budzić podejrzenie, że procesuje je na podstawie jakiegoś czegoś co "wszyscy wiedzą ale nikt nie potrafi udowodnić". Nie wykluczone, że tak się właśnie dzieje, bo w końcu pomimo ponad 10 postępowań do tej pory nie wiemy dlaczego prokuratura procesuje sprawy tak jakby wierzyła, ze na miejscy naszej nieruchomości znajduje się coś innego. Ciekawe wiec co zrobi Prokuratura Rejonowa po poinformowaniu, że mamy jeden dokument poświadczający istnienie jednej rzeczywistości wystawiony "z upoważnienia Burmistrza" z marca 1993 i drugi dokument wystawiony "z upoważnienia Burmistrza" poświadczający istnienie zupełnie innej rzeczywistości z kwietnia 1993.
Jest coś absolutnie niepokojącego w Prokuraturze Rejonowej, która nie potrafi przedstawić materiałów na podstawie których dokonała swoich "ustaleń". Musi to budzić podejrzenie, że procesuje je na podstawie jakiegoś czegoś co "wszyscy wiedzą ale nikt nie potrafi udowodnić". Nie wykluczone, że tak się właśnie dzieje, bo w końcu pomimo ponad 10 postępowań do tej pory nie wiemy dlaczego prokuratura procesuje sprawy tak jakby wierzyła, ze na miejscy naszej nieruchomości znajduje się coś innego. Ciekawe wiec co zrobi Prokuratura Rejonowa po poinformowaniu, że mamy jeden dokument poświadczający istnienie jednej rzeczywistości wystawiony "z upoważnienia Burmistrza" z marca 1993 i drugi dokument wystawiony "z upoważnienia Burmistrza" poświadczający istnienie zupełnie innej rzeczywistości z kwietnia 1993.
Prokuratura Rejonowa w G***
Jak rozumiem z pisma Urzędu Miasta M** i stanu http://g**.geoportal2.pl/ na dzień18.02.2016 Prokuratura Rejonowa w G** nadal nie podjęła czynności do jakich jest zobowiązana po uzyskaniu informacji o bezprawnym poświadczaniu o istnienia innej sytuacji faktycznej lub/i prawnej na nieruchomości.
Dotychczasowe zaniechanie Prokuratury budzi moje najszczersze zdumienie bowiem samo istnienie w rejestrach i zasobach instytucji państwowych dokumentów poświadczających o rzekomym istnieniu jakiejś alternatywnej rzeczywistości wskazuje na poważne problemy w funkcjonowaniu właśnie Prokuratury.
Jako wyraz życzliwości załączam wyrys z kwietnia 1993 roku, który powinien rozwiać wątpliwości, co do:
1. rzeczywistego stanu faktycznego w kwietniu 1993 (inny niż na planach w oparciu o które Burmistrz Miasta M** wydał w marcu 1993 decyzje nr 933014)
2. dokonania po tej dacie w nieujawnionych okolicznościach zmian w wyrysie ewidencji gruntów, budynków i lokali. (z odzwierciedlającej sytuację faktyczną na nie mającą oparcia w rzeczywistości)
3. istnienia pod adresem K** 53 w M** budynku o tym samym kształcie co najmniej od roku 1993 (tj. rzekomo dokonane w ostatnim czasie przebudowy tego budynku mogą więc istnieć tylko w wyobraźni PINB w G**.
W razie wszczęcia postępowania w sprawie uprzejmie proszę o podanie sygnatury w celu umożliwienia mi złożenia wniosku o objęcie go stosownym nadzorem.
Jako interes prawny w wyjaśnieniu sprawy podaję władanie nieruchomością przy ul. K** 53 w M** w należnym zakresie wynikającym z umowy podpisanej z właścicielem ujawnionym w księgach wieczystych W***/*******/5, W***/*******/6, W***/****/3 i wynikającą stąd konieczność wyjaśnienia sytuacji prawnej nieruchomości.
Z poważaniem
W załączeniu:
Wyrys z kwietnia 1993 roku
12. Kolejne podsumowanko
Osoba działająca z upoważnienia pani Burmistrz miasteczka M w odpowiedzi na nasz wniosek beztrosko odpowiedziała, że usuwać z zasobów Urzędu Miasta ewidentnie wadliwego dokumentów nie zamierza. Jak rozumiemy to jeżeli nie podoba nam się, że jest on sprzeczny z zapisami ksiąg wieczystych to możemy sobie zapisy ksiąg wieczystych pozmieniać. Może jesteśmy naiwni, ale myślimy, że są granice idiotyzmu jaki można świadomie podpisać własnym nazwiskiem. Wydaje się więc, że osoby odpowiadające na masz wniosek muszą naprawdę wierzyć, w istnienie alternatywnej rzeczywistości wyłaniającej się z dokumentu podpisanego Pana Krzysia (bo o ten właśnie dokumencik chodziło w naszym wniosku), a nie w istniejąca faktycznie sytuację, która można obecnie i można było zobaczyć na własne oczy w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat i która jest potwierdzona w co najmniej dziesiątkach innych dokumentów wystawionych przez różne instytucje powiatu g** w tym Urząd Miasteczka M**
Gdyby to się działo w próżni, to można by co najwyżej podejrzewać kogoś o poważne problemy zdrowotne, zwłaszcza szczytowej części ciała. Jednak pismo to zostało poprzedzone latami procesowania spraw przez wszystkie instytucje powiatowe tak jakby na miejscu rzeczywiście istniejącej nieruchomości było coś innego. Musimy więc chyba przyjąć do wiadomości, że przynajmniej w powiecie G** istnieje zwyczaj uzgadniania odzwierciedlających stan faktyczny ksiąg wieczystych z ewidentnie wadliwymi dokumentami wyciągniętymi z urzędowego bałaganu, a nie odwrotnie.
W tym miejscu musimy wyrazić najszczerszą wdzięczność Pani Kierownik i Pani Burmistrz za uświadomienie nas o możliwości istnienia takiej procedury, bowiem zapewniamy solennie, że sami byśmy na to nie wpadli. Skoro jednak nas uświadomiono, postanowiliśmy zwrócić nasza uwagę na instytucje w której dokonuje zgodnie ze wskazówka dana nam przez obie panie takich uzgodnień się dokonuje czyli Sąd.
# # #
Tu na chwilę musimy powrócić wrócimy do sprawy którą opisaliśmy tutaj i pozwolimy sobie zwrócić uwagę na dokumenty w oparciu o które Urząd Miasteczka M. najpierw dokonał dla pewnej nieruchomości korekty "pomyłki powielanej przez ponad 30 lat" w ewidencji gruntów, a następnie tą nieruchomość zasiedział
Dokumenty te to:
1. zezwolenie na rozbiórkę budynku mieszkalnego X (czyli budynku będącego częścią nieruchomości będącej przedmiotem sprawy)
2. wniosek 3 mieszkańców o uporządkowanie stanu prawnego budynku mieszkalnego X kierowany do Starosty powiatu G i Burmistrza miasteczka M
3 zaświadczenie referatu finansowego o nie figurowaniu w rejestrach podatkowych nieruchomości X
4. pismo Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej zatytułowane "informacja o nieruchomości X" kierowana do osoby fizycznej w sprawie nieruchomości X
5. jakaś stara decyzja o przydziale mieszkania.
Prawdę mówiąc to zawsze myśleliśmy, ze takie dokumenty maja wartość dowodowa przysłowiowej makulatury. Ale najwyraźniej w powiecie G*** działa to inaczej.
Kuszące niewątpliwie byłoby zbadanie ile podmiotów ma prawo do zasiedzenia np Pałacu Kultury i Nauki, Luwru czy Taj Mahal w myśl praktykowanego w powiecie G** prawa (może nawet my byśmy się załapali bo do przynajmniej jednego z tych obiektów mamy jakieś stare bilety wstępu i paragon ze sklepu z pamiątkami ;-), ale najpierw powinniśmy się zając bardziej przyziemnymi sprawami. Na przykład poszukaniem odpowiedzi na pytanie dlaczego Sąd Rejonowy w G** nie chce wydać zaświadczenia, że nie zasiedział naszej nieruchomości (lub nie wykonał podobnej czynności odbierającej nam nasze prawa gdy sobie spokojnie usiłowaliśmy wyremontować nasz domek), a Urząd Miasta nie chce zaświadczyć, ze nie brał w czymś takim udziału.
# # #
Zacznijmy od tego, że jeżeli w instytucje powiatu G** uważają, że dokumenty wymienione powyżej są wystarczające dla ustalenia stanu faktycznego nieruchomości z takim stopniem pewności, że można dotychczasowego właściciela przenieść na inne miejsce a nieruchomość przekazać innemu podmiotowi, to zasiedzenie nieruchomości z zawsze odzwierciedlającą stan faktyczny księga wieczystą i właścicielami zawsze władającymi swoja własnością - nie powinno przedstawiać większego problemu. Szczególnie jeżeli się do tego doda inne praktyki stosowane w powiecie G**.
Niemożliwe? Zaraz to wykażemy na przykładzie naszej nieruchomości
1. Usuniecie ksiąg wieczystych z procesu.
Oczywiście nikt nie mógłby "ustalić", że istnieje inny stan faktyczny gdyby zajrzał do ksiąg wieczystych. Jednak kilka lat temu zwróciły naszą uwagę zapisy geoportalu powiatowego dla naszej nieruchomości w których w rubryka przeznaczona na podanie numerów ksiąg wieczystych prowadzonych dla nieruchomości świeciła pustką. Numery oczywiście były podane w innej rubryce, która nie wyświetlała się na ekranie i co więcej były nawet podawane w wypisach z ewidencji gruntów. Uważaliśmy to na jakiś nieistotny błąd do momentu w którym odkryliśmy, ze pracownik wydziału geodezji Urzędu Miasta po sporządzeniu wydruku z geoportalu i zaopatrzeniu go w pieczątkę swojej instytucji używa go w postępowaniu administracyjnym. Oczywiście zrobiliśmy wówczas wielki dym. Nie wiemy jednak czy praktyk takich zaprzestano.
Jak więc widać nie było bynajmniej nie do pomyślenia zrobienie z naszej nieruchomości nieruchomości pozornie nieohipotekowanej na potrzeby jakiegoś postępowania. Wystarczyło tylko przyjąć do akt sprawy wydruk z geoportalu powiatowego opatrzony jakąś urzędową pieczątka pochodzący z okresu zanim się zorientowaliśmy do czego to może służyć i wymusiliśmy uporządkowanie sprawy
2. Wykazanie braku kontaktu z właścicielami (ewentualnie tego, że właściciele nie żyją i brak jest ich znanych spadkobierców)
Właścicieli nieruchomości po prawej czyli willi Margucin na miejscu po wojnie nie było (może dlatego, że nieruchomość była niezabudowana,więc mogliby co najwyżej mieszkać na niej w namiocie). Ostatni raz zainteresowali się swoją nieruchomością podobno w roku 1948 kiedy to odtworzyli dla niej zniszczoną księgę wieczystą myląc przy okazji numer działki z nasza nieruchomością. Pomyłka jest raczej nieistotna z uwagi na wykonaną wówczas mapa dokładnie pokazuje co jest gdzie, a poza tym na początku lat 90-tych objawili się spadkobiercy którzy pomyłkę sprostowali. Jednak nie wiedzieć czemu już po tym sprostowaniu przedwojenni właściciele willi Margucin objawili się na naszej działce jako władający nią nieboszczycy z którymi nie ma kontaktu i to w trakcie modernizacji gruntu wykonywanej przez nieoceniony Urząd Miasta M. Powiedzmy więc, że gdyby jakiejś grzebiącej w dokumentach z modernizacji gruntów Pani Urzędniczce się pomyliło to nieżyjących właścicieli bez znanych spadkobierców już mamy.
3. Umieszczenie na miejscu naszej nieruchomości innej nieruchomości .
Pozwolenie na "nadbudowę" z 1993 roku wystawione przez Pana Krzysia pokazuje istnienie pod adresem K** 21 (stara numeracja) w M pewnego obiektu posadowionego na dwukrotnie większej działce (obejmującej naszą nieruchomość i nieruchomość sąsiadów)
Pozwolenie to ma jedna trochę zaskakująca właściwość - sugeruje, ze na miejscu naszej nieruchomości znajdował się rzekomo w 1993 roku obiekt, który przypominał nieruchomość, która w rzeczywistości znajdowała się trochę dalej, a mianowicie pod numerem 23 (stara numeracja) i która w pewnym okresie z nieustalonych przyczyn była numerowana 21b. Jest to o tyle istotne, że władanie nieruchomością numer 23 przez Gminę i istnienie na niej lokatorów jest dobrze udokumentowane. Budynek w którym byli lokatorzy został zburzony, działka została podzielona i znajduje się obecnie w prywatnych rękach. Sytuacja tej nieruchomości jest równie dobrze udokumentowana jak naszej, jednak Urzędowi Miasta najwyraźniej te dwie nieruchomości się mylą skoro nie może wykluczyć istnienia lokatorów na naszej nieruchomości, ani potwierdzić ich istnienia na nieruchomości o dawnym numerze 23 (21b).
Nie bez znaczenia przy tym jest, że zarówno nasza nieruchomość jak również ta oznaczana w przeszłości nr 23 (21b) są nieruchomościami powstałymi z podziału "willi Elibor" i podobnie jak jeszcze kilka innych w mieście M. (bo przedwojenna willa "Elibor" obejmowała szereg nieruchomości przy dwóch ulicach) zachowały ta nazwę.
4. Wykazanie rzekomego władania nieruchomością lub zarządy Gminy i istnienie lokatorów czyli inne rzeczy dla których Urząd Miasta nie chce ani potwierdzić ani zaprzeczyć
Niepokojące jest to, że jeżeli przyjmiemy, ze Urzędowi Miasta pokręciły się dwie nieruchomości, to znaczy nasza z nieruchomością spod nr 23 (21b) i poświadczył, że wszystkie dokumenty dotyczące tej spod nr 23 (21b) dotyczą naszej nieruchomości - to wszystkie absurdalne działania tej instytucji zaczynają mieć jakiś pokrętny sens. Jeśli dodamy do tego, ze mógł wziąść za dobrą monetę przedwojennych nieboszczyków, którzy w trakcie prowadzonej przez niego modernizacji wylądowali na naszej nieruchomości jako władający to w ogóle się przejaśnia. Idąc po kolei:
3.1. Urząd Miasta twierdzi, ze nie może wykluczyć istnienia na naszej nieruchomości lokatorów w szczególnym trybie najmu, czy wykluczyć, ze ma korespondencje prowadzona z nimi.
Dla nieruchomości spod nr 23 (21b) może mieć tony takich dokumentów (o ile ich nie pogubił). My szukając w innych źródłach sami zdobyliśmy kilka.
3.2 Urząd Miasta twierdzi, że nie może wykluczyć, że nie władał nasza nieruchomością, ani że nie miał jej w zarządzie.
Dla nieruchomości spod nr 23 (21b) może mieć tony takich dokumentów (o ile ich nie pogubił). My mamy nawet dowody nawet na to, ze nieruchomość tą remontował, a koszty remontu wpisał na jej hipotekę (oczywiście księgi wieczystej prowadzonej dla nieruchomości przy K** 23 a nie naszej)
3.3 Urząd Miasta nie wie z jakimi nieruchomościami graniczy ćwocza działka
Jeśli nasza nieruchomość w Urzędowej świadomości skrzyżowała się z dawną nieruchomością nr 23 (21b) to rzeczywiście staje się to problematyczne zwłaszcza wobec faktu, że nieruchomość spod nr 23 (21b) została podzielona w nieco inny sposób niż dawna działka której połówką jest nasza nieruchomość
I tak dalej i tak dalej...
Składając to wszystko razem, gdyby (oczywiście mówimy hipotetycznie) Urząd Miasta lub jakiś inny podmiot na podstawie dokumentów wyciągniętych z urzędowego bałaganu postanowił przejąć naszą nieruchomość to miałby do swojej dyspozycji:
1. udokumentowanych lokatorów, wykonywane przez jakąś instytucję państwową remonty oraz rozbiórkę nieruchomości (co prawda z nieruchomości po lewej)
2. doskonale udokumentowanych nieżyjących właścicieli (co prawda z nieruchomości po prawej)
3. brak księgi wieczystej (na skutek błędnie wypełnionej rubryczki w ewidencji gruntów)
4. udokumentowane istnienie w przeszłości innego budynku niż istnieje naprawdę i jest opisany w księgach wieczystych (tj.dokument Pana Krzysia).
Innymi słowy gdyby jakaś grzebiąca po miejskim archiwum Pani Urzędniczka się uparła to może znaleźć kwitów na kilka zasiedzeń, przejęć spadków czy cokolwiek jej fantazja mogłaby podpowiedzieć. Mogłoby co prawda zastanowić ją to, że poza dokumentami które pasują do teorii o komunalnym budynku zasiedlonym przez lokatorów z nieobecnym właścicielem są jeszcze dokumenty które tą teorię całkowicie obalają, ale jak wielokrotnie mieliśmy okazję się już przekonać zastanawianie się nad czymkolwiek nie jest mocna stroną pracowników tutejszego urzędu.
Jeśli natomiast na podstawie makulatury którą wymieniliśmy powyżej tutejszy Sąd w jakiś sposób dokonał zasiedzenia, nabycia spadku czy innego "ustalenia" tzw rzeczywistego stanu prawnego, a tym samym przeniósł na kogoś innego prawa własności (czego jak już wielokrotnie podkreślaliśmy nie chce wykluczyć) to niestety musimy stwierdzić, że zastanawianie się nad czymkolwiek nie może tez być również mocną stroną tutejszego Sądu. Zwłaszcza wobec tego, co się zdarzyło później czyli ciągnącej się od kilku lat próby obalenia naszych praw własności pod jakimkolwiek pozorem nie mówiąc nam przy tym o co chodzi. Bo (jeśli rzeczywiście Sąd zrobił coś takiego jak tutaj opisaliśmy) to gdyby wyjaśnił od razu moglibyśmy nawet wziąść za dobrą monetę, że to jakiś wyjątkowo pechowy splot głupoty oraz innych okoliczności. Tymczasem po tych kilku latach i kilku podobnych przypadkach na które trafiliśmy to wygląda raczej na normalny trwający latami proceder bezprawnego przejmowania nieruchomości w oparciu o hmm... urzędowy bałagan.
Mimo wszystko mamy jednak nadzieję, że tutejszy Urząd Miasta, Starostwo, PINB, Sąd oraz Prokuratura zdoła podać jakieś inne rozwiązanie tego co wyczyniali od ponad 5 lat.
Osoba działająca z upoważnienia pani Burmistrz miasteczka M w odpowiedzi na nasz wniosek beztrosko odpowiedziała, że usuwać z zasobów Urzędu Miasta ewidentnie wadliwego dokumentów nie zamierza. Jak rozumiemy to jeżeli nie podoba nam się, że jest on sprzeczny z zapisami ksiąg wieczystych to możemy sobie zapisy ksiąg wieczystych pozmieniać. Może jesteśmy naiwni, ale myślimy, że są granice idiotyzmu jaki można świadomie podpisać własnym nazwiskiem. Wydaje się więc, że osoby odpowiadające na masz wniosek muszą naprawdę wierzyć, w istnienie alternatywnej rzeczywistości wyłaniającej się z dokumentu podpisanego Pana Krzysia (bo o ten właśnie dokumencik chodziło w naszym wniosku), a nie w istniejąca faktycznie sytuację, która można obecnie i można było zobaczyć na własne oczy w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat i która jest potwierdzona w co najmniej dziesiątkach innych dokumentów wystawionych przez różne instytucje powiatu g** w tym Urząd Miasteczka M**
Gdyby to się działo w próżni, to można by co najwyżej podejrzewać kogoś o poważne problemy zdrowotne, zwłaszcza szczytowej części ciała. Jednak pismo to zostało poprzedzone latami procesowania spraw przez wszystkie instytucje powiatowe tak jakby na miejscu rzeczywiście istniejącej nieruchomości było coś innego. Musimy więc chyba przyjąć do wiadomości, że przynajmniej w powiecie G** istnieje zwyczaj uzgadniania odzwierciedlających stan faktyczny ksiąg wieczystych z ewidentnie wadliwymi dokumentami wyciągniętymi z urzędowego bałaganu, a nie odwrotnie.
W tym miejscu musimy wyrazić najszczerszą wdzięczność Pani Kierownik i Pani Burmistrz za uświadomienie nas o możliwości istnienia takiej procedury, bowiem zapewniamy solennie, że sami byśmy na to nie wpadli. Skoro jednak nas uświadomiono, postanowiliśmy zwrócić nasza uwagę na instytucje w której dokonuje zgodnie ze wskazówka dana nam przez obie panie takich uzgodnień się dokonuje czyli Sąd.
# # #
Tu na chwilę musimy powrócić wrócimy do sprawy którą opisaliśmy tutaj i pozwolimy sobie zwrócić uwagę na dokumenty w oparciu o które Urząd Miasteczka M. najpierw dokonał dla pewnej nieruchomości korekty "pomyłki powielanej przez ponad 30 lat" w ewidencji gruntów, a następnie tą nieruchomość zasiedział
Dokumenty te to:
1. zezwolenie na rozbiórkę budynku mieszkalnego X (czyli budynku będącego częścią nieruchomości będącej przedmiotem sprawy)
2. wniosek 3 mieszkańców o uporządkowanie stanu prawnego budynku mieszkalnego X kierowany do Starosty powiatu G i Burmistrza miasteczka M
3 zaświadczenie referatu finansowego o nie figurowaniu w rejestrach podatkowych nieruchomości X
4. pismo Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej zatytułowane "informacja o nieruchomości X" kierowana do osoby fizycznej w sprawie nieruchomości X
5. jakaś stara decyzja o przydziale mieszkania.
Prawdę mówiąc to zawsze myśleliśmy, ze takie dokumenty maja wartość dowodowa przysłowiowej makulatury. Ale najwyraźniej w powiecie G*** działa to inaczej.
Kuszące niewątpliwie byłoby zbadanie ile podmiotów ma prawo do zasiedzenia np Pałacu Kultury i Nauki, Luwru czy Taj Mahal w myśl praktykowanego w powiecie G** prawa (może nawet my byśmy się załapali bo do przynajmniej jednego z tych obiektów mamy jakieś stare bilety wstępu i paragon ze sklepu z pamiątkami ;-), ale najpierw powinniśmy się zając bardziej przyziemnymi sprawami. Na przykład poszukaniem odpowiedzi na pytanie dlaczego Sąd Rejonowy w G** nie chce wydać zaświadczenia, że nie zasiedział naszej nieruchomości (lub nie wykonał podobnej czynności odbierającej nam nasze prawa gdy sobie spokojnie usiłowaliśmy wyremontować nasz domek), a Urząd Miasta nie chce zaświadczyć, ze nie brał w czymś takim udziału.
# # #
Zacznijmy od tego, że jeżeli w instytucje powiatu G** uważają, że dokumenty wymienione powyżej są wystarczające dla ustalenia stanu faktycznego nieruchomości z takim stopniem pewności, że można dotychczasowego właściciela przenieść na inne miejsce a nieruchomość przekazać innemu podmiotowi, to zasiedzenie nieruchomości z zawsze odzwierciedlającą stan faktyczny księga wieczystą i właścicielami zawsze władającymi swoja własnością - nie powinno przedstawiać większego problemu. Szczególnie jeżeli się do tego doda inne praktyki stosowane w powiecie G**.
Niemożliwe? Zaraz to wykażemy na przykładzie naszej nieruchomości
1. Usuniecie ksiąg wieczystych z procesu.
Oczywiście nikt nie mógłby "ustalić", że istnieje inny stan faktyczny gdyby zajrzał do ksiąg wieczystych. Jednak kilka lat temu zwróciły naszą uwagę zapisy geoportalu powiatowego dla naszej nieruchomości w których w rubryka przeznaczona na podanie numerów ksiąg wieczystych prowadzonych dla nieruchomości świeciła pustką. Numery oczywiście były podane w innej rubryce, która nie wyświetlała się na ekranie i co więcej były nawet podawane w wypisach z ewidencji gruntów. Uważaliśmy to na jakiś nieistotny błąd do momentu w którym odkryliśmy, ze pracownik wydziału geodezji Urzędu Miasta po sporządzeniu wydruku z geoportalu i zaopatrzeniu go w pieczątkę swojej instytucji używa go w postępowaniu administracyjnym. Oczywiście zrobiliśmy wówczas wielki dym. Nie wiemy jednak czy praktyk takich zaprzestano.
Jak więc widać nie było bynajmniej nie do pomyślenia zrobienie z naszej nieruchomości nieruchomości pozornie nieohipotekowanej na potrzeby jakiegoś postępowania. Wystarczyło tylko przyjąć do akt sprawy wydruk z geoportalu powiatowego opatrzony jakąś urzędową pieczątka pochodzący z okresu zanim się zorientowaliśmy do czego to może służyć i wymusiliśmy uporządkowanie sprawy
2. Wykazanie braku kontaktu z właścicielami (ewentualnie tego, że właściciele nie żyją i brak jest ich znanych spadkobierców)
Właścicieli nieruchomości po prawej czyli willi Margucin na miejscu po wojnie nie było (może dlatego, że nieruchomość była niezabudowana,więc mogliby co najwyżej mieszkać na niej w namiocie). Ostatni raz zainteresowali się swoją nieruchomością podobno w roku 1948 kiedy to odtworzyli dla niej zniszczoną księgę wieczystą myląc przy okazji numer działki z nasza nieruchomością. Pomyłka jest raczej nieistotna z uwagi na wykonaną wówczas mapa dokładnie pokazuje co jest gdzie, a poza tym na początku lat 90-tych objawili się spadkobiercy którzy pomyłkę sprostowali. Jednak nie wiedzieć czemu już po tym sprostowaniu przedwojenni właściciele willi Margucin objawili się na naszej działce jako władający nią nieboszczycy z którymi nie ma kontaktu i to w trakcie modernizacji gruntu wykonywanej przez nieoceniony Urząd Miasta M. Powiedzmy więc, że gdyby jakiejś grzebiącej w dokumentach z modernizacji gruntów Pani Urzędniczce się pomyliło to nieżyjących właścicieli bez znanych spadkobierców już mamy.
3. Umieszczenie na miejscu naszej nieruchomości innej nieruchomości .
Pozwolenie na "nadbudowę" z 1993 roku wystawione przez Pana Krzysia pokazuje istnienie pod adresem K** 21 (stara numeracja) w M pewnego obiektu posadowionego na dwukrotnie większej działce (obejmującej naszą nieruchomość i nieruchomość sąsiadów)
Pozwolenie to ma jedna trochę zaskakująca właściwość - sugeruje, ze na miejscu naszej nieruchomości znajdował się rzekomo w 1993 roku obiekt, który przypominał nieruchomość, która w rzeczywistości znajdowała się trochę dalej, a mianowicie pod numerem 23 (stara numeracja) i która w pewnym okresie z nieustalonych przyczyn była numerowana 21b. Jest to o tyle istotne, że władanie nieruchomością numer 23 przez Gminę i istnienie na niej lokatorów jest dobrze udokumentowane. Budynek w którym byli lokatorzy został zburzony, działka została podzielona i znajduje się obecnie w prywatnych rękach. Sytuacja tej nieruchomości jest równie dobrze udokumentowana jak naszej, jednak Urzędowi Miasta najwyraźniej te dwie nieruchomości się mylą skoro nie może wykluczyć istnienia lokatorów na naszej nieruchomości, ani potwierdzić ich istnienia na nieruchomości o dawnym numerze 23 (21b).
Nie bez znaczenia przy tym jest, że zarówno nasza nieruchomość jak również ta oznaczana w przeszłości nr 23 (21b) są nieruchomościami powstałymi z podziału "willi Elibor" i podobnie jak jeszcze kilka innych w mieście M. (bo przedwojenna willa "Elibor" obejmowała szereg nieruchomości przy dwóch ulicach) zachowały ta nazwę.
4. Wykazanie rzekomego władania nieruchomością lub zarządy Gminy i istnienie lokatorów czyli inne rzeczy dla których Urząd Miasta nie chce ani potwierdzić ani zaprzeczyć
Niepokojące jest to, że jeżeli przyjmiemy, ze Urzędowi Miasta pokręciły się dwie nieruchomości, to znaczy nasza z nieruchomością spod nr 23 (21b) i poświadczył, że wszystkie dokumenty dotyczące tej spod nr 23 (21b) dotyczą naszej nieruchomości - to wszystkie absurdalne działania tej instytucji zaczynają mieć jakiś pokrętny sens. Jeśli dodamy do tego, ze mógł wziąść za dobrą monetę przedwojennych nieboszczyków, którzy w trakcie prowadzonej przez niego modernizacji wylądowali na naszej nieruchomości jako władający to w ogóle się przejaśnia. Idąc po kolei:
3.1. Urząd Miasta twierdzi, ze nie może wykluczyć istnienia na naszej nieruchomości lokatorów w szczególnym trybie najmu, czy wykluczyć, ze ma korespondencje prowadzona z nimi.
Dla nieruchomości spod nr 23 (21b) może mieć tony takich dokumentów (o ile ich nie pogubił). My szukając w innych źródłach sami zdobyliśmy kilka.
3.2 Urząd Miasta twierdzi, że nie może wykluczyć, że nie władał nasza nieruchomością, ani że nie miał jej w zarządzie.
Dla nieruchomości spod nr 23 (21b) może mieć tony takich dokumentów (o ile ich nie pogubił). My mamy nawet dowody nawet na to, ze nieruchomość tą remontował, a koszty remontu wpisał na jej hipotekę (oczywiście księgi wieczystej prowadzonej dla nieruchomości przy K** 23 a nie naszej)
3.3 Urząd Miasta nie wie z jakimi nieruchomościami graniczy ćwocza działka
Jeśli nasza nieruchomość w Urzędowej świadomości skrzyżowała się z dawną nieruchomością nr 23 (21b) to rzeczywiście staje się to problematyczne zwłaszcza wobec faktu, że nieruchomość spod nr 23 (21b) została podzielona w nieco inny sposób niż dawna działka której połówką jest nasza nieruchomość
I tak dalej i tak dalej...
Składając to wszystko razem, gdyby (oczywiście mówimy hipotetycznie) Urząd Miasta lub jakiś inny podmiot na podstawie dokumentów wyciągniętych z urzędowego bałaganu postanowił przejąć naszą nieruchomość to miałby do swojej dyspozycji:
1. udokumentowanych lokatorów, wykonywane przez jakąś instytucję państwową remonty oraz rozbiórkę nieruchomości (co prawda z nieruchomości po lewej)
2. doskonale udokumentowanych nieżyjących właścicieli (co prawda z nieruchomości po prawej)
3. brak księgi wieczystej (na skutek błędnie wypełnionej rubryczki w ewidencji gruntów)
4. udokumentowane istnienie w przeszłości innego budynku niż istnieje naprawdę i jest opisany w księgach wieczystych (tj.dokument Pana Krzysia).
Innymi słowy gdyby jakaś grzebiąca po miejskim archiwum Pani Urzędniczka się uparła to może znaleźć kwitów na kilka zasiedzeń, przejęć spadków czy cokolwiek jej fantazja mogłaby podpowiedzieć. Mogłoby co prawda zastanowić ją to, że poza dokumentami które pasują do teorii o komunalnym budynku zasiedlonym przez lokatorów z nieobecnym właścicielem są jeszcze dokumenty które tą teorię całkowicie obalają, ale jak wielokrotnie mieliśmy okazję się już przekonać zastanawianie się nad czymkolwiek nie jest mocna stroną pracowników tutejszego urzędu.
Jeśli natomiast na podstawie makulatury którą wymieniliśmy powyżej tutejszy Sąd w jakiś sposób dokonał zasiedzenia, nabycia spadku czy innego "ustalenia" tzw rzeczywistego stanu prawnego, a tym samym przeniósł na kogoś innego prawa własności (czego jak już wielokrotnie podkreślaliśmy nie chce wykluczyć) to niestety musimy stwierdzić, że zastanawianie się nad czymkolwiek nie może tez być również mocną stroną tutejszego Sądu. Zwłaszcza wobec tego, co się zdarzyło później czyli ciągnącej się od kilku lat próby obalenia naszych praw własności pod jakimkolwiek pozorem nie mówiąc nam przy tym o co chodzi. Bo (jeśli rzeczywiście Sąd zrobił coś takiego jak tutaj opisaliśmy) to gdyby wyjaśnił od razu moglibyśmy nawet wziąść za dobrą monetę, że to jakiś wyjątkowo pechowy splot głupoty oraz innych okoliczności. Tymczasem po tych kilku latach i kilku podobnych przypadkach na które trafiliśmy to wygląda raczej na normalny trwający latami proceder bezprawnego przejmowania nieruchomości w oparciu o hmm... urzędowy bałagan.
Mimo wszystko mamy jednak nadzieję, że tutejszy Urząd Miasta, Starostwo, PINB, Sąd oraz Prokuratura zdoła podać jakieś inne rozwiązanie tego co wyczyniali od ponad 5 lat.
Dziennik pierwszy (pisany przed 08-2012) |
Dziennik drugi (pisany po 08-2012). |
Dziennik trzeci (pisany po 04-2014). |
Dziennik czwarty (pisany po 03-2015). |
Dziennik piąty (pisany po 01-2016). |
Sposób opowiadania o zdarzeniach prawdziwych został zainspirowany twórczością Andiego Kaufmana i Andiego Warhola. Składamy hołd ich pamieci.. |