LA  CORRUPTION
  • Blog
    • Kalendarium
    • Galeria
  • Dziennik XX
    • Oda do widzących-nie-zauważających >
      • Oda do widzących-nie-zauważających (cz. I)
      • Oda do widzących-nie-zauważających (cz. II)
      • Oda do widzących-nie-zauważających (cz. III)
      • Oda do widzących-nie-zauważających (cz. IV)
      • Oda do widzących-nie-zauważających (cz. V)
      • Oda do widzących-nie-zauważających (cz. VI)
    • Sam szczyt (administracja rządowa)
    • Sam szczyt (sądownictwo)
    • Załączniki do pism z 05.03.2025
    • Efekty specjalne
  • Dziennik XIX
    • Sam szczyt (administracja rządowa)
    • Sam szczyt (sądownictwo)
    • Efekty specjalne
    • Testujemy demokrację IIIRP >
      • Parlamentarzyści
      • Administracja rządowa
  • Nawigator & streszczenie Dzienników XIV - XVIII
    • Dziennik XIV >
      • Instytucje od mienia Skarbu Państwa
      • Instytucje od geodezji
      • Instytucje od budownictwa
      • Sądownictwo powszechne
      • Prokuratura
      • Sam szczyt
      • Efekty specjalne
    • Dziennik XV >
      • Sam szczyt
      • Efekty specjalne
    • Dziennik XVI >
      • Sam szczyt
    • Dziennik XVII >
      • Sam szczyt (administracja rządowa)
      • Sam szczyt (administracja rządowa)[2]
      • Sam szczyt (sądownistwo)
      • Sam szczyt (sądownictwo)[2]
      • Efekty specjalne
    • Dziennik XVIII >
      • Sam szczyt (administracja rządowa)
      • Sam szczyt (sądownictwo)
      • Załącznik 1
  • Streszczenie Dzienników I-XIII
  • Nawigator po Dziennikach I - XIII
    • Dziennik Ćwoków I >
      • Dziennik I - część 1
      • Dziennik I - część 2
      • Dziennik I - część 3
    • Dziennik Ćwoków II >
      • Dziennik II - część 1 i 1/2
      • Dziennik II - część 2 i 1/2 >
        • Wątek I
        • Wątek II
        • Wątek III
        • Wątek IV
        • Wątek V
        • Wątek VI
        • Wątek VII
      • Dziennik II - część 3 i 3/4 >
        • Wątek 2
        • Wątek 3
        • Wątek 4
        • Wątek 5
      • Dziennik II - część 4
    • Pzedwczesny epilog III >
      • Epilog (1)
      • Epilog (2)
      • Epilog (3)
      • Epilog (4)
    • Dziennik Ćwoków IV >
      • Gmina i powiat >
        • Urząd miasta
        • Sąd Rejonowy >
          • Sprawy Cywilne
        • Starostwo >
          • EGBiL i modernizacja
        • PINB
        • Prokuratura >
          • Sprawy Karne
    • Dziennik Ćwoków V >
      • Pan Krzysiu reality show
      • Rewizor reality show >
        • SA i administracja >
          • GUNB & co
        • SA i SKO >
          • SKO saute
        • SA , wojewoda i skargi
        • Sądy powszechne (1)
        • Sądy powszechne (2)
        • Prokuratura
    • Dziennik Ćwoków VI >
      • Polowanie na Skunksa (1)
      • Polowanie na Skunksa (2)
      • Polowanie na Skunksa (3) >
        • Urząd Miiasta M
        • Starostwo G.
        • PINB w G
        • Sąd Rejonowy w G.
        • Prokuratura Rejonowa w G
      • Polowanie na Skunksa (4)
      • Polowanie na Skunksa (5)
      • Dziennik Ćwoków VIa >
        • Wojewoda
      • Dziennik Ćwoków VIb >
        • Kancelaria Premiera & Co
        • KRS & Co
    • Dziennik Ćwoków VII >
      • Powiatowe Poczciwiny
      • Park Jurajski
      • Sam Szczyt
    • Dziennik Ćwoków VIII >
      • Kroczek pierwszy
      • Kroczek drugi >
        • Kroczek dwa i pół
        • Kroczek dwa i trzy czwarte
        • Kroczek drugi - podsumowanie
        • Kroczek drugi - wnioski
      • Kroczek trzeci
      • Kroczek czwarty
    • Dziennik Ćwoków IX >
      • Dodatek 1
      • Dodatek 2
      • Dodatek 3
      • Dodatek 4
    • Dziennik Ćwoków X >
      • Pisma w kiblowej sprawie
      • Co może Rząd?
      • Co może Sąd?
      • Przez kieszeń do rozumu
    • Dziennik Ćwoków XI >
      • Fiku-miku w powiaciku >
        • Fiku-miku w bałaganiku >
          • Fiku-miku w bałaganiku (vintage)
      • Fiku-miku ponad powiacikiem >
        • Fiku-miku w rządziku >
          • Fiku-miku w rządziku cd.
          • Fiku-miku w rządziku (o zwrociku)
        • Fiku-miku w sądziku >
          • Fiku-miku w sądziku cd.
          • Fiku-miku w sądziku (o zwrociku)
        • Gdzie by tu jeszcze napisać?
      • Fiku-miku w portfeliku
      • Kto jeszcze puka od dołu?
    • Dziennik Ćwoków XII >
      • Ostatni raz na serio >
        • Małe żuczki >
          • Dokum. 1923-2009
          • Dokum. UMM po 2009r
          • Dokum. Starostwo G. (Geo) po 2009r
          • Dokum. Starostwo G. (Arch-bud) po 2009r
          • Dokum. PINB w G. po 2009r
          • Budowlane P.S.
          • Dokum. Sąd Rejonowy w G. po 2009r
          • Dokum. Prokuratura Rejonowa w G po 2009r
        • Średnie żuczki
        • Duże żuczki >
          • W rządziku
          • W sądziku
      • Dogrywka >
        • Z ostrożności procesowej
        • Łopatologicznie raz jeszcze
        • Jeszcze kilka pytań....
        • Robi się coraz ciekawiej....
        • Super Extra - KPRM
        • Super Extra - KRS
    • Dziennik Ćwoków XIII >
      • Lokaksy
      • Nadrzędnialsy
      • Sam szczyt (Rząd) >
        • Jak pozwaliśmy KPRM ........
      • Sam szczyt (Sąd) >
        • Wielce Czcigodny Sąd Okręgowy & s-ka
Rezerwat im Stanisława Barei poszerza swoje granice
czyli o funkcjonowaniu instytucji państwowych słów kilka

...od kiedy zostaliśmy zmuszeni do opuszczenia domu.
Picture
...od kiedy uniemozliwia nam się usunięcie zagrozenia zdrowia w budynku w którym mieszkamy.
...od kiedy wyjasniamy \"tajemnicę lokalu nr 3\" (kolejna nieprawidłowość na którą trafiliśmy, wyjaśniając dwie poprzednie) .
#
Niewiele mniej dni minęło od powiadomienia prokuratury, sądów i rządu- jak na razie bez skutku. .

Kalendarium
czyli skrót zdarzeń


HUCPOLAND
(o państwie prawa na prowincji)

Archiwum pani M
czyli Milanleaks


Picture
 Przez cały Dziennik Ćwoków VI usiłowaliśmy się dowiedzieć, jaka czynność mająca znaczenie prawne wykonano na naszej nieruchomości (oczywiście za naszymi plecami) ok 2010 roku, która sprawiła, że od tego czasu wszystkie instytucje państwowe  przestały respektować nasze prawa związane z własnością nieruchomości.  Innymi słowy szukaliśmy jakiegoś Skunksa, który ta całą hucpę zainicjował i cały czas nakręca posługując się jakimiś bliżej nie określonymi, lecz przynajmniej na pierwszy rzut oka wyglądającymi na wiarygodne,  dokumentami  i który zamierza czerpać z niej namacalne materialne korzyści. Podejrzewaliśmy nawet, że jest utalentowanym socjotechnikiem albo... pospolitym psychopatą (paradoksalnie może dawać to podobne rezultaty).
Przez długi okres czasu wydawało nam się, że musi istnieć jakiś logiczny (i namacalny) powód dla którego raptem, ni z gruszki ni z pietruszki - wszyscy funkcjonariusze państwowi (szczególnie ci w instytucjach nadzoru, którzy z powiatowym grajdołkiem nie mają żadnych oczywistych powiązań),  zaczęli zachowywać  się tak jakby zaczęli wierzyć w jakąś alternatywna rzeczywistość. I  to tak mocno, że są nie tylko odporni na wszelkie podnoszone przez nas argumenty, ale również  składają własny podpis na dokumentach zawierających czasami takie bzdury, ze osoba przebywająca w realnie istniejącej rzeczywistości, chcąc nie chcąc,  musi zadać sobie pytanie - czy z nimi jest oby wszystko w porządku.
Nasze działania udokumentowane w Dzienniku Ćwoków VI nie przyniosły jednak wielkiego rezultatu. Wszyscy - aż do najwyższego szczebla w instytucjach państwowych - zachowywali się tak jakby uparli się aby nie puścić pary z gęby i broń Boże nie powiedzieć nam co się stało na przełomie 2009/2010 roku, a tym bardziej nie ujawnić przed nami personaliów tajemniczego Skunksa.  Innymi słowy z punktu widzenia naszych założeń - wszyscy zachowali się całkowicie irracjonalnie.
No cóż musieliśmy wreszcie przyznać, że trafiamy najwyraźniej kulą w płot. To znaczy, że jeżeli chcemy się posunąć do przodu musimy sprawę jeszcze raz przemyśleć, bo nie możemy mieć już złudzeń co do tego, ze  robimy w naszych założeniach  jakiś fundamentalny  błąd .
Traf chciał, abyśmy  chcąc poprawić sobie humor sięgnęli po film Stanisława Barei.  Ku naszemu niekłamanemu zdumieniu film okazał się zadziwiająco aktualny.  Zupełnie jakby odzwierciedlał rzeczywistość nie z lat 1970-tych, ale znacznie bardziej współczesną. Zastanowiło nas to głęboko.  Być  może właśnie aktualność filmów Stanisława Barei  jest  kluczem do naszej zagadki (mamy nadzieje, że tym razem właściwy).  Czy jest to jednak możliwe?
Sprawdzaniu tego  postanowiliśmy poświęcić  dziennik VII



Najnowszy epizod
(na blogu)

Stanisław Bareja i s-ka
1. Na początek trochę o twórczości Stanisława Barei.
2. Przedmiot rekreacyjny dmuchany - czyli deja vu
3. Sklep mięsny deja vu.
4. Świat Stanisława Barei czy jeszcze kilka kroków dalej?
5. Podsumowanie

Pytania Ćwoka
Czy ktokolwiek czuje się odpowiedzialny a prawidłowe funkcjonowanie instytucji państwowych? Czy zakres uprawnień i sposób pracy funkcjonariuszy państwowych określa prawo czy ich wewnętrzne obyczaje?

Kapituła Wielkiego Kalesona
każdy ma takiego przeciwnika na jakiego zasługuje

1. Na początek trochę o twórczości Stanisława Barei
Filmy Stanisława Barei są w gruncie rzeczy  najlepszymi dokumentami o polskim komuno-socjaliżmie.  W przeciwieństwie do autorów  innych filmów fabularnych, dokumentów czy opracowań, które ambitnie podejmowały tematykę prześladowań, dyskryminacji, opresji, systemowej niesprawiedliwości ( czyli tematy, które z definicji dotyczyły głównie  części społeczeństwa zaangażowanego w politykę) - Stanisław Bareja podjął się pokazania tego co najbardziej dotykało wszystkich żyjących pod tym systemem i to  praktycznie bez wyjątków. Mówiąc po prostu Stanisław Bareja zajął się  absurdami  generowanymi przez  niefunkcjonujące państwo.  Miał odwagę pokazać system z punktu widzenia przeciętnego zjadacza chleba, a nie działacza opozycji czy ofiary systemu.
A z  punktu wiedzenia przeciętnego obywatela podstawową wada systemu nie było bynajmniej okrucieństwo z jaką obchodził się on z tymi, których  uznał za opozycję polityczną czy też jakie tam ideologiczne banialuki. Za to chyba każdy żyjący pod tym systemem na co dzień i na własnej skórze doświadczał  konsekwencji sposobu w jaki obsadzane były decyzyjne stanowiska, czyli jak rekrutowani byli ludzie, którym niejednokrotnie dawano  bardzo wielka władzę. Sposób ten sprowadzał się do hasła "mierny, ale wierny".  Najważniejszym kryterium awansu była prawomyślność ideologiczna, co trzeba przyznać jest bardzo ulotnym pojęciem umożliwiającym wsadzanie na decyzyjne stanowiska nawet największych tłuków - chociażby pod pretekstem braku lepszej ideologicznie sprawdzonej kadry.  Efekt był łatwy do przewidzenia.  Za czasów, do których sięgamy  pamięcią za ludzi z różnym stopniu upośledzenia umysłowego byli uważani nie tylko policjanci, członkowie PZPR czy różnego rodzaju aktywiści ale również kadra profesorska czy kierownicza państwowych zakładów przemysłowych etc.  Nawet dzieciaki w szkole nie traktowały nauczyciela jako autorytetu. I były ku temu dobre powody. Po prostu ludzie, którym komunistyczno-socjalistyczna struktura dawała władzę - ani nie rozumieli czego się od nich wymaga ani nie radzili sobie z powierzonymi obowiązkami.  Chyba nawet nie do koca wiedzieli, co znaczą wyuczone slogany, które coraz bardziej rozjeżdżały się  z życiem między innymi dzięki ich radosnej działalności . Aby  przykryć własna niekompetencję budowali sobie własne "orszaki" "miernych ale wiernych" i razem ze swoimi protegowanymi i ludźmi w podobnej sytuacji zajmowali się tworzeniem iluzji panowania nad sytuacją.  A tak naprawdę nie panowali nad niczym. Ludzie nad praca których mieli czuwać, po prostu ich ignorowali.  Świetnie to obrazuje scenka w kotłowni z filmu Barei "Miś"
Prowadziło to do  generowania przez aparat państwowy coraz większych absurdów, które  coraz bardziej uwierały przeciętnego zjadacza chleba.  Stopień
bezradności kadr mianowanych według zasad "mierny ale wierny" i " nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie managera"  sprawił, że gdy pojawił się ruch "Solidarność" - zyskał on olbrzymia popularność, bowiem dawał nadzieją na przywrócenie normalności i uwolnienie się od absurdów życia codziennego.
Ze swojego czasu byliśmy zdumieni, ze filmy Barei nie śmieszą w zasadzie nikogo spoza naszego najbliższego kręgu kulturowego. Długo się nawet nad tym zastanawialiśmy i zanudzaliśmy naszych zagranicznych znajomych pytaniami chcąc ustalić przyczynę. W końcu doszliśmy do zdumiewającej konkluzji. Aby filmy Barei śmieszyły, trzeba wierzyć, że opisywany w nich absurd jest możliwy, a wszelkie "przerysowania" są tylko kosmetyczne.
To, że filmy Barei śmieszą również młodych obywateli III RP, którzy okresu komuno-socjalizmu nie pamiętają powinno dać wszystkim już dawno do myślenia.
2. Przedmiot rekreacyjny dmuchany - czyli deja vu
Fragmentem filmu Stanisława Barei, który nas zainspirował była scena z kultowego filmu "Co mnie zrobisz jak mnie złapiesz". W scenie tej (rewelacyjny zresztą) Bronisław Pawlik posługując się metka od "Przedmiotu rekreacyjnego dmuchanego" (czyli dmuchanego koła ratunkowego- zabawki)  z powodzeniem przechodzi przez kontrolę legitymacji uprawniającej do wstępu na teren jakiegoś ośrodka, podczas gdy posługujący się paragrafami, rozporządzeniami czyli ogólnie obowiązującym prawem osobnik nie ma najwyraźniej szans na przekonanie strażnika, że powinien go wpuścić.
Scena ta, pomimo pozorów nieprawdopodobnego absurdu,  była jak najbardziej z życia wzięta.  W końcu dla każdego żyjącego w komuno-socjalismie wiadomo było, ze prawo sobie, a życie sobie.  Kto by się  więc przejmował tym co ktoś sobie w paragrafach napisał (W końcu komuno-socjalistyczny wymiar sprawiedliwości był zaprojektowany do walczenia z nieprawomyślnością ideologiczną, a nie do tak przyziemnych spraw jak egzekwowanie prawa w instytucjach państwowych. Te ostatnie zresztą według ideologicznej doktryny, jako własność pracującej w nich klasy robotniczej miały zdolność do samo-motywowacji i samo-nadzoru ) .  Co więcej w systemie, który cierpiał na chroniczny brak rąk do pracy - często zdarzało się, ze zatrudniano na niższych stanowiskach osoby nie posiadające najbardziej podstawowych kwalifikacji, których, do tego, mianowani z "ideologicznego klucza" managerowie nie potrafili ani przeszkolić, ani dać właściwych wytycznych.  Tworzyło to cokolwiek wybuchowa mieszankę.   I to, że na "bramce" do ośrodka mógł stać  osobnik, który nie potrafił odróżnić legitymacji od metki od "przedmiotu rekreacyjnego dmuchanego" ale wiedział, że bez legitymacji wpuścić nie może - nie było więc absolutnie nieprawdopodobne. Ale oczywiście tylko dla każdego kto żył zanurzony w komuno-soscjalistycznym absurdzie.  Co więcej człowiek posługujący się paragrafami i rozporządzeniami musiał osobom znającym praktyczne aspekty funkcjonowania realnego komuno-socjalizmu wydawać  się  mocno "nieteges".  Przecież z góry było  wiadomo, ze nie tak się sprawy załatwiało w tym systemie. 
Oglądając ta scenkę z kilkanaście razy po rząd  poczuliśmy dziwne deja vu.  W końcu od kilku laty posługując się dokumentami i zapisami obowiązujących ustaw nie możemy wyegzekwować podstawowych rzeczy, a wszelkie "papiery" o jakich się dowiedzieliśmy i które nie odzwierciedlają naszej rzeczywistości maja taka samą wartość dowodową jak metka od "Przedmiotu rekreacyjnego dmuchanego"
Zaczęliśmy się zastanawiać, czy jest możliwe aby komuno-socjalizm wraz ze swoimi absurdami nie tylko zakonserwował się, ale nawet rozkwitł  w instytucjach państwowych prowadząc do absurdów o jakich się nie śniło nawet Stanisławowi Barei czyli do sytuacji w której nieruchomość można zabrać siedzącym na niej właścicielom posługując się metka od "przedmiotu dmuchanego rekreacyjnego" lub czymś o podobnej wartości dowodowej.
3.  Sklep mięsny deja vu
Wbrew pozorom koncepcja, że w powiecie g wystawia się dokumenty mające jak najbardziej znaczenie prawne na podstawie czegoś co ma taki związek ze sprawą i taka wartość dowodowa jak metka "przedmiotu rekreacyjnego dmuchanego" nie jest bynajmniej ani rewolucyjna, ani nowa. Opisaliśmy już w "Dziennikach Ćwoków"  (a także podpatrzyliśmy w innych serwisach internetowych) wiele przypadków podejmowania decyzji na podstawie "dokumentów" o podobnej wartości dowodowej.  Warto przypomnieć chociażby
1. zasiedzenie dokonane na postawie dokumentów takich jak stara decyzja o przydziale mieszkania czy pozwolenie na rozbiórkę budynku
2, zabranie  44 m2  gruntu w wyniku pomyłki, której prostować nikt nie zamierza (a tym bardziej oddać te 44 m2 pierwotnym właścicielom)
3.  nieuznawanie istnienia dobrze udokumentowanej drogi gminnej (właściwie to nawet nie do końca wiadomo dlaczego)
4.  funkcjonowanie betoniarni na podstawie dokumentu, który ..... z pewnością na to nie zezwala, ani nie potwierdza legalności niczego
5. wycinka drzew na podstawie ogólnych impresji o wycinaniu drzew
6. wydanie pozwolenia na budowę sprzecznego z planami zagospodarowania przestrzennego na podstawie "oceny konserwatora zabytków ", a potem próba prostowania na podstawie dokumentu wystawionego rzez nieuprawnionego pracownika o rzekomej zgodności z poprzednim planem.
Tego typu absurdy lub raczej bareizmy  można w powiecie G mnożyć.   Tylko do tej pory jakoś nie mogliśmy zaakceptować, ze w oparciu o "materiał dowodowy" tej jakości co metka od "przedmiotu rekreacyjnego dmuchanego" można kwestionować coś tak świętego jak prawo własności do nieruchomości, nabyte zresztą za ciężkie pieniądze.   Jednak po obejrzeniu kolejnej kultowej scenki z  filmu "Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?" (tym razem scenka w sklepie mięsnym) przypomnieliśmy sobie, ze istotnie w  czasie komuno-socjalizmu wytknięcie błędu lub nieprawidłowości w zarządzanej przez jakiegoś idiotę placówce - mogło się naprawdę źle skończyć.  A szaleństw obrażonego idioty bardzo często nie prostował nikt w strukturach państwowych obsadzonych w większości przez osoby o podobnym poziomie intelektualnym i podobnym stopniu zrozumienia swojej funkcji.  Tym bardziej, że nigdy nie było wiadomo do końca jakie idiota może mieć "chody", więc lepiej nie było zaczynać awantury, tym bardziej, ze za przymknięcie oka żadne konsekwencje nie groziły. Takie były realia owych czasów. Gdyby komuno-socjalistyczne bareizmy nie tylko nie zniknęły z instytucji państwowych, ale się nawet pogłębiły - wówczas właściwie próba zabrania nieruchomości komuś takiemu jak my co to robi kłopoty, bo nie rozumie, że w gminie są równi i równiejsi - - właściwie nie powinno  wydawać się nie do pomyślenia. 
Swoiste deja vu, jakie mamy przy oglądaniu filmów Stanisława Barei sprawia, ze coraz bardziej zasadne wydaje nam się spojrzenie na sprawę naszej nieruchomości przy założeniu, ze w przeciwieństwie do gospodarki, w instytucjach państwowych w zakresie weryfikacji kadr,  nic się od czasu komuno-socjalizmu nie zmieniło. A jeżeli już coś to ewentualnie na gorsze. W końcu przy możliwościach jakie daje współczesna gospodarka - kto chciałby pracować w  rezerwacie im Stanisława Barei, którym coraz bardziej wydaja się być wszelkie instytucje państwowe? Chyba tylko ktoś, kto nie potrafi nawet dokonać oczywistego skojarzenia jakie mogą być konsekwencje procesowania spraw w oparciu o założenie, że metka "przedmiotu rekreacyjnego dmuchanego" to pełnowartościową legitymacja, lub co gorsza dowodem pozwalający zakwestionować prawa własności ze 100-letnia ciągłością.
4. Świat Stanisława Barei czy jeszcze kilka kroków dalej?
Jest jednak jeden aspekt sprawy dotyczącej naszej nieruchomości, do którego odniesienia pewnie nie znajdziemy w filmach Stanisława Barei  opowiadających o zbiurokratyzowanej rzeczywistości komuno-socjalizmu.  Aspekt, który sprawia, ze zaczynamy podejrzewać,  ze o ile w czasach komuno-socjalizmu nikt nie podejrzewał instytucji państwowych o przekroczenie dwucyfrowego IQ, o tyle  w III RP zbiorowe IQ instytucji państwowych wydaje się nie  osiągać nawet takiego poziomu.
Trudno nam sobie bowiem wyobrazić poziom zbiorowej inteligencji instytucji zatrudniającej osobników, którzy radośnie uwiarygadniają dokumenty o treści sprzecznej z rejestrami prowadzonymi przez  tą instytucje. Czy naprawdę tak trudno jest  poczynić skojarzenie, ze  nie uznawanie wiarygodności rejestrów prowadzonych przez instytucję przez jej pracownika jest w zasadzie równoznaczne rzucaniu pod jej adresem bardzo poważnych oskarżeń? Bo w końcu jeżeli osoby wiedzące jak się prowadzi rejestry uważają, ze nawet ewidentnie wadliwe dokumenty są bardziej wiarygodne od nich - to być może  istotnie warto zadać pytanie co się wyprawia się z tymi rejestrami  w praktyce. A z tego może zawsze wyjść niezły dym.  Czy , patrząc na sprawę z jeszcze bardziej osobistego punktu widzenia,   naprawdę wymaga geniuszu skojarzenie sobie, jak będzie musiała wzrosnąć rata kredytu hipotecznego (który niewątpliwie zaciągnęło szereg pracowników instytucji państwowych) gdy okaże się, że dokumenty i rejestry, które są gwarancja prawa własności stanowiącego zabezpieczenie  nie są poważane nawet przez te osoby, które przy ich tworzeniu  uczestniczą lub uczestniczyły?  
Prawdę mówiąc to oderwanie treści dokumentów państwowych wystawianych w sprawie naszej nieruchomości nie tylko od rzeczywistości i zapisów ksiąg wieczystych i innych rejestrów ale przede wszystkim od akt sprawy jest niejednokrotnie tak wielkie, że  kiełkuje w nas pewne podejrzenie.  Coraz bardziej prawdopodobne nam się wydaje, ze  w instytucjach państwowych porzucono  nawet zwyczaj zaznajomienia się z aktami sprawy chociażby w najmniejszym stopniu  przed wystawieniem, oficjalnie opartego na nich, dokumentu.
Problemu tego nie podnosił chyba już Stanisław Bareja w swojej twórczości odzwierciedlającej końcówkę komuno-socjalizmu w naszym rodzimym wydaniu. Znalazł się on w we wcześniejszej twórczości kabaretowej - a konkretnie w repertuarze Kabaretu Dudek.  Problem nie czytania tego co obywatel pisze  był  najprawdopodobniej nie tylko pokłosiem rekrutowania przez szereg lat do prac biurowych, szczególnie we wczesnym PRL-u osób, których jedyna umiejętnością była umiejętność czytelnego pisania, bo ludzi o wyższych kwalifikacjach i do tego "pewnych ideologicznie" było w tym czasie jak na lekarstwo. Ale przede wszystkim ideologicznego przekonania, że ludowa władza oparta na awangardzie robotniczo-chłopskiej wie lepiej i z tym co ma do powiedzenia  ciemny obywatel (z pewnością "reakcjonista" bo tylko tacy mogą mieć uwagi do tego co awangarda wyprawia) liczyć się nie musi.
5. Podsumowanie
Prawdę mówiąc to sporym zdziwieniem i konsternacją napawa nas fakt, iż wystarczy założyć, ze   PRL-owska niekompetencja nie tylko nie  zniknęła, ale nawet rozkwitła w instytucjach państwowych. Jednak przy założeniu jej istnienia,  cały absurd wykreowany wokół spraw związanych z nasza nieruchomością układa się  w  logiczną całość. I to w całość nie zakładająca istnienia  super konspiracji czy działania sił mniej lub bardziej nadprzyrodzonych.
Ma to jednak bardzo poważne konsekwencje, które bynajmniej nie sprowadzają się do biadolenia, ze "komuna" wypchnięta z gospodarki zbudowała sobie bastion w  instytucjach państwowych. Czyżby nikomu w ciągu prawie 30 lat nie przyszło do głowy, że jednak należałoby zmienić procedury w oparciu o które funkcjonują instytucje państwowe? I nikt nie rozumiał konsekwencji zostawienia wszystkiego "po staremu" w nowym, zupełnie innym systemie gospodarczym, w którym zachowanie wiarygodności pewnych rejestrów jest kluczowe?
Nie da się bowiem ukryć, ze  najważniejszym motywem, który przewija się w sprawie naszej nieruchomości jest całkowity brak poszanowania dla wszelkich dokumentów i rejestrów, których wiarygodność gwarantują ustawy i które  są według prawa najmocniejszym tytułem własności.  W końcu w księgach wieczystych, ewidencji gruntów/ gruntów, budynków i lokali czy komplecie zachowanych aktów notarialnych jest ujawniona nieruchomość, która naprawdę istnieje , a nie ta która pojawiła się po 2009 roku w zbiorowej wyobraźni kilkuset funkcjonariuszy państwowych i w oparciu o założenie istnienia której procesowane są sprawy.
I tak sprawa, która zaczęła się jako jakaś powiatowa psychoza jaka rozwinęła się w pewnym powiecie wokół naprawdę niewielkiej i nieznaczącej nieruchomości wyewoluowała w zapytanie o zdolność utrzymania   wiarygodności wszelkich dokumentów i rejestrów związanych z prawem własności do nieruchomości przez aparat państwowy.  W końcu powiatowe  rojenie sobie o rozbieżności dokumentów/ rejestrów ze 100- letnia ciągłością ze stanem faktycznym - to jedno. A to, że w ciągu już prawie 6 lat w bodajże kilkuset postępowaniach (włączając w to pisma skargowe) nie znalazł się nikt, kto uznałby, że aby uznać księgi wieczyste, ewidencje katastralne czy komplet aktów  notarialnych za niewiarygodne powinien zażądać czegoś więcej niż słowa przysłowiowego "powiatowego sołtysa" przekazywanego poza aktami sprawy - to drugie.  Jeżeli słowo "powiatowego sołtysa" oparte co najwyżej  na kilku "papierkach" bez znaczenia dowodowego wystarczyło aby przekonać dotychczas  wszystkich funkcjonariuszy państwowych instancji nadrzędnych, ze konsekwentnie prowadzone rejestry i zachowany komplet aktów notarialnych to 100- letnia "powielana pomyłka" - to może powinniśmy się przestać czarować. Utrzymanie wiarygodności czegokolwiek przez instytucje państwowe z kadra nadzorczą  tej jakości jest po prostu nie możliwe.
Sprawa naszej nieruchomości każe się również zastanowić czy przy takim zbiorowym IQ, jakie sąd czy prokuratura zademonstrowały w przypadku naszej nieruchomości - można mówić w ogóle o czymś takim jak "niezawisłość".  "Niezawisłość" instytucji wymaga bowiem niezależności intelektualnej osób ta instytucje reprezentujących, a to z kolei wymaga jednak pewnego IQ  tzn przynajmniej takiego przy którym posiada się zdolność czytania akt sprawy i   podstawowych rejestrów i rozumienia, że wystawanie dokumentów bez zaznajomienia się z nimi - to proszenie się o naprawdę wielkie kłopoty;   oraz zdolności zrobienia przynajmniej tak podstawowego skojarzenia, ze jeżeli uwiarygadnia się bzdury sprzeczne z prowadzonymi przez dana instytucje rejestrami - to pośrednio poświadcza się o jej zaangażowaniu w ich fałszowanie.
Wygląda więc na to, ze kupując nieruchomość w pewnej urokliwej miejscowości mogliśmy wyruszyć , nie zdając sobie nawet z tego sprawy, na wyprawę  po rezerwacie im Stanisława Barei. Czy tym razem właściwie diagnozujemy sytuacje?  Czy trafne jest  nasze przypuszczenie, ze najbardziej spektakularne absurdy wyhodowane w PRL-u  bynajmniej nie zniknęły, tylko przemieściły się z gospodarki do instytucji państwowych i tam rozkwitły dając takie rezultaty jak te udokumentowane chociażby w naszych kolejnych  "Dziennikach Ćwoków" ? Czas pokaże.

Dla przypomnienia jak funkcjonowała komuno-socjalistyczna gospodarka skecz "Duży Sęk".
Dziennik pierwszy
(pisany przed 08-2012)
Dziennik drugi
(pisany po 08-2012).
Dziennik trzeci
(pisany po 04-2014).
Dziennik czwarty
(pisany po 03-2015).
Dziennik piąty
(pisany po 01-2016).
Dziennik szósty
(pisany po 04-2016).
Powered by Create your own unique website with customizable templates.
Photo from Infomastern