Streszczenie Dzienników Ćwoków I - XIII
Spis treści
1. O nieoczekiwanych konsekwencjach kupienia nieruchomości na prowincji
2. Pierwsze kroki
3. Grzebanie w archiwach i przeszłości
4. Bingo!
5. Jak z "wskrzeszenia nieboszczyków" zrobić prawa Skarbu Państwa
6. Podwójne "zmartwychwstanie" urzędowo potwierdzone
7. Zdrowie na budowie
8. "Stan faktyczny"
9. Co się zdarzyło w roku 2009?
9A. Podstawa dla "wskrzeszania nieboszczyków"
9B. Tajemnicza dokumentacja z roku 2009
9C. Tajemnicza wzmianka w księdze wieczystej
9D. Tajemniczy wymiar podatku od nieruchomości
10. Wykazujemy pewne zrozumienie dla lokalnych instytucji
11. Analfabetyzm cyfrowy w instytucjach nadzoru
2. Pierwsze kroki
3. Grzebanie w archiwach i przeszłości
4. Bingo!
5. Jak z "wskrzeszenia nieboszczyków" zrobić prawa Skarbu Państwa
6. Podwójne "zmartwychwstanie" urzędowo potwierdzone
7. Zdrowie na budowie
8. "Stan faktyczny"
9. Co się zdarzyło w roku 2009?
9A. Podstawa dla "wskrzeszania nieboszczyków"
9B. Tajemnicza dokumentacja z roku 2009
9C. Tajemnicza wzmianka w księdze wieczystej
9D. Tajemniczy wymiar podatku od nieruchomości
10. Wykazujemy pewne zrozumienie dla lokalnych instytucji
11. Analfabetyzm cyfrowy w instytucjach nadzoru
1. O nieoczekiwanych konsekwencjach kupienia nieruchomości na prowincji
Od ok 2010 roku, czyli kilkanaście miesięcy po tym jak kupiliśmy nieruchomość w uroczym miasteczku M, zaczęto nam dawać do zrozumienia, że istnieją do niej jakieś alternatywne prawa. Gdyby nas poinformowano o tym oficjalnie ścieżka postępowania byłaby oczywista. Jednak "poinformowanie" nas przybrało formę procesowania spraw związanych z naszą nieruchomością przez instytucje państwowe tak jakby cała dokumentacja, zapisy rejestrów czy nawet to co istnieje w terenie nie miało dla nich żadnego znaczenia. Niestety o przyczynach dla których to wszystko jest traktowane jako niewiarygodne już nie chciano nas poinformować.
Znaleźliśmy się więc w sytuacji cokolwiek dziwnej, bowiem na skutek działań instytucji państwowych nie mogliśmy wykonać żadnej czynności prawnej na nieruchomości do której mieliśmy tytuł własności i którą władaliśmy. Z drugiej zaś strony trudno wyjaśniać status prawny nieruchomości jeżeli nie tylko nie ma się twardego dowodu istnienia kogoś kto się alternatywnymi prawami legitymuje, ale jeszcze nie ma się zielonego pojęcia jakim cudem można było wygenerować alternatywne prawa w stosunku do nieruchomości będącej zawsze w rękach swoich prywatnych właścicieli. A najdziwniejsze było to, iż nikt w obrębie instytucji państwowych nie widział w tej sytuacji nic nieprawidłowego.
Innymi słowy byliśmy w poważnym kłopocie i musieliśmy pomyśleć.
Znaleźliśmy się więc w sytuacji cokolwiek dziwnej, bowiem na skutek działań instytucji państwowych nie mogliśmy wykonać żadnej czynności prawnej na nieruchomości do której mieliśmy tytuł własności i którą władaliśmy. Z drugiej zaś strony trudno wyjaśniać status prawny nieruchomości jeżeli nie tylko nie ma się twardego dowodu istnienia kogoś kto się alternatywnymi prawami legitymuje, ale jeszcze nie ma się zielonego pojęcia jakim cudem można było wygenerować alternatywne prawa w stosunku do nieruchomości będącej zawsze w rękach swoich prywatnych właścicieli. A najdziwniejsze było to, iż nikt w obrębie instytucji państwowych nie widział w tej sytuacji nic nieprawidłowego.
Innymi słowy byliśmy w poważnym kłopocie i musieliśmy pomyśleć.
2. Pierwsze kroki
W sytuacji w jakiej się znaleźliśmy oczywistym wydawało nam się, iż musimy intensywnie podyskutować z instytucjami państwowymi. Złożyliśmy więc szereg wniosków, zapytań etc i mieliśmy nadzieję, iż ktoś wreszcie wyjaśni skąd się wzięły alternatywne prawa do naszej nieruchomości, kto jest ich beneficjantem i dlaczego maja one w rozumieniu instytucji państwowych wpływ na nasze prawa nabyte w tzw dobrej wierze i z dochowaniem tzw należnej staranności. Bo akurat złej wiary i nie dochowania należnej staranności nikt nie mógł nam zarzucić.
Co prawda nikt nam niczego nie miał zamiaru wyjaśniać. Natomiast dowody tego, iż jesteśmy traktowani przez instytucje państwowe jak niepożądani squatersi w jakimś obiekcie znajdującym się na miejscu naszej nieruchomości zaczęły wypełniać kolejne segregatory z taką szybkością, że sprawiliśmy sobie kolejny regał.
Jednak chyba intensywna dyskusja z instytucjami państwowymi nie była zbędnym wysiłkiem. Bowiem kiedy w końcu dotarła do nas plotka, że w całej sprawie chodzi o to, że jakaś lokalna instytucja zbyła naszą nieruchomość "lokatorowi" niespecjalnie nas to zaskoczyło. Co prawda zdziwił nas ten "lokator", bo nasza nieruchomość nigdy nie była objęta kwaterunkiem i nie było na niej żadnego lokatora. Tym niemniej to, że alternatywne prawa do naszej nieruchomości mają coś wspólnego ze Skarbem Państwa zdążyliśmy już sobie wykombinować z prowadzonej korespondencji
Co prawda nikt nam niczego nie miał zamiaru wyjaśniać. Natomiast dowody tego, iż jesteśmy traktowani przez instytucje państwowe jak niepożądani squatersi w jakimś obiekcie znajdującym się na miejscu naszej nieruchomości zaczęły wypełniać kolejne segregatory z taką szybkością, że sprawiliśmy sobie kolejny regał.
Jednak chyba intensywna dyskusja z instytucjami państwowymi nie była zbędnym wysiłkiem. Bowiem kiedy w końcu dotarła do nas plotka, że w całej sprawie chodzi o to, że jakaś lokalna instytucja zbyła naszą nieruchomość "lokatorowi" niespecjalnie nas to zaskoczyło. Co prawda zdziwił nas ten "lokator", bo nasza nieruchomość nigdy nie była objęta kwaterunkiem i nie było na niej żadnego lokatora. Tym niemniej to, że alternatywne prawa do naszej nieruchomości mają coś wspólnego ze Skarbem Państwa zdążyliśmy już sobie wykombinować z prowadzonej korespondencji
3. Grzebanie w archiwach i przeszłości
W międzyczasie przegrzebywaliśmy archiwa i inne zbiory dokumentów w celu odtworzenia historii naszej nieruchomości by znaleźć cokolwiek co dawałoby punkt zaczepienia dla jakichkolwiek alternatywnych praw (a zwłaszcza jakiekolwiek praw Skarbu Państwa). Niestety w historii naszej nieruchomości nie znaleźliśmy żadnej luki, która mogłaby być podstawą dla wygenerowania alternatywnych praw własności. Zastrzegamy, że mówimy o okresie administracji Państwa Polskiego (II RP, PRL i III RP). Bo o tym co było w antrakcie, którym była II wojna światowa nic pewnego nie wiemy. Jednak nawet gdyby III Rzesza skonfiskowała naszą nieruchomość na rzecz swojego skarbu państwa to nie powinno to przecież mieć żadnego wpływu na ustalanie praw Skarbu Państwa Polskiego. Prawda?
Nie znaleźliśmy niczego, żadnej luki w udokumentowanej historii naszej nieruchomości, więc zaczęliśmy się rozglądać nieco szerzej.
Tu trzeba wyjaśnić, że nasza nieruchomość ma swój obecny kształt od roku 1968/1973 czyli od momentu podziału przedwojennej parceli 275a na dwie działki budowlane (z których jedna to nasza nieruchomość) i jedną drogową. Podział trwał długo, jak chyba wszystko w zbiurokratyzowanym do bólu PRL. Rozpoczął się złożeniem wniosku o podział, po którym nastąpił szereg udokumentowanych formalności z których ostatnią było nieodpłatne przekazanie działki pod drogą Skarbowi Państwa aktem notarialnym.
Skoro alternatywnych praw własności nie można było wywieść z historii naszej nieruchomości, to zaczęliśmy sprawdzać czy można je wywieźć z historii innej części przedwojennej parceli 275a. Zaczęliśmy wiec szukać i .... trafiliśmy Bingo!
Nie znaleźliśmy niczego, żadnej luki w udokumentowanej historii naszej nieruchomości, więc zaczęliśmy się rozglądać nieco szerzej.
Tu trzeba wyjaśnić, że nasza nieruchomość ma swój obecny kształt od roku 1968/1973 czyli od momentu podziału przedwojennej parceli 275a na dwie działki budowlane (z których jedna to nasza nieruchomość) i jedną drogową. Podział trwał długo, jak chyba wszystko w zbiurokratyzowanym do bólu PRL. Rozpoczął się złożeniem wniosku o podział, po którym nastąpił szereg udokumentowanych formalności z których ostatnią było nieodpłatne przekazanie działki pod drogą Skarbowi Państwa aktem notarialnym.
Skoro alternatywnych praw własności nie można było wywieść z historii naszej nieruchomości, to zaczęliśmy sprawdzać czy można je wywieźć z historii innej części przedwojennej parceli 275a. Zaczęliśmy wiec szukać i .... trafiliśmy Bingo!
4. Bingo!
"Bingo" było tak absurdalne, że aż nie mogliśmy w nie uwierzyć. Okazało się bowiem iż przedwojenna parcela 275a ma alternatywne życie, ślady którego znaleźliśmy w zapisach ewidencji gruntów dla działki pod drogą znajdującej się obok naszej nieruchomości (warto dodać, że innej działki pod drogą niż działka która powstała na skutek podziału z lat 1968/1973).
Działkę tę opisano jako część przedwojennej parceli 275a mimo, iż jest dobrze udokumentowane, że do tego miejsca parcela 275a nie sięgała. Natomiast jako jej aktualnych właścicieli ujawniono Tomasza i Marię Łebkowskich, którzy istotnie byli właścicielami parceli 275a od momentu jej zakupu w 1923 roku do momentu swoich zgonów w latach 1930-tych i przeprowadzonych krótko po nich postępowań spadkowych. Innymi słowy okazało się, że parcela 275a w swojej alternatywnej wersji leży w nieco innym miejscu, a jej spoczywający od prawie 90-ciu lat na Powązkach przedwojenni właściciele znów żyją i są jej właścicielami.
W pierwszym odruchu myśleliśmy, iż jest to po prostu pomyłka w dokonanym w późnych latach 1970-tych wpisie do ewidencji gruntów. Bliżej zainteresowała nas ona dopiero wtedy gdy okazało się, iż żadna z lokalnych instytucji, które powinny tą pomyłkę skorygować nie chce tego zrobić, a instytucje nadzoru nie widzą w tym nic nagannego.
Działkę tę opisano jako część przedwojennej parceli 275a mimo, iż jest dobrze udokumentowane, że do tego miejsca parcela 275a nie sięgała. Natomiast jako jej aktualnych właścicieli ujawniono Tomasza i Marię Łebkowskich, którzy istotnie byli właścicielami parceli 275a od momentu jej zakupu w 1923 roku do momentu swoich zgonów w latach 1930-tych i przeprowadzonych krótko po nich postępowań spadkowych. Innymi słowy okazało się, że parcela 275a w swojej alternatywnej wersji leży w nieco innym miejscu, a jej spoczywający od prawie 90-ciu lat na Powązkach przedwojenni właściciele znów żyją i są jej właścicielami.
W pierwszym odruchu myśleliśmy, iż jest to po prostu pomyłka w dokonanym w późnych latach 1970-tych wpisie do ewidencji gruntów. Bliżej zainteresowała nas ona dopiero wtedy gdy okazało się, iż żadna z lokalnych instytucji, które powinny tą pomyłkę skorygować nie chce tego zrobić, a instytucje nadzoru nie widzą w tym nic nagannego.
5. Jak z "wskrzeszenia nieboszczyków" zrobić prawa Skarbu Państwa
To, że jakiś pojedynczy wadliwy wpis do ewidencji gruntów z końca lat 1970-tych może być dla instytucji państwowych wyznacznikiem porządku prawnego (a tym samym decydować o prawach własności), a nie zapisy ksiąg wieczystych czy szereg dokumentów Państwa Polskiego - wydawało się tezą zbyt odjechaną by ją nawet rozpatrywać. Jednak nie mając innych tropów postanowiliśmy tu nieco podrążyć.
Tym bardziej iż trop ten zaczął wyglądać interesująco w świetle dekretu z dnia 8 marca 1946 r o majątkach opuszczonych i poniemieckich , który głosił, iż jeżeli nie było kontaktu z właścicielami nieruchomości przez 10 lat, to ich majątek przechodzi na własność Skarbu Państwa. Jeżeli więc ów nieszczęsny wpis do ewidencji gruntów byłby podstawą dla wyczarowania alternatywnych praw do naszej nieruchomości, to beneficjantem tego hokus-pokus byłby Skarb Państwa.
W pewnym sensie odetchnęliśmy z ulga, bowiem wydawało nam się, iż żadne poważne państwo nie może sobie pozwolić na to by powiększano jego majątek patentem "na zmartwychwstałych nieboszczyków".
Zaczęliśmy więc ze zdwojoną energią żądać od lokalnych instytucji korekty wpisu do ewidencji gruntów przywracającego życie państwu Łebkowskim i ujawnienia w oparciu o jakie dokumenty ten wpis zrobiono. Oczekiwaliśmy szybkiego wyjaśnienia sprawy.
Tym bardziej iż trop ten zaczął wyglądać interesująco w świetle dekretu z dnia 8 marca 1946 r o majątkach opuszczonych i poniemieckich , który głosił, iż jeżeli nie było kontaktu z właścicielami nieruchomości przez 10 lat, to ich majątek przechodzi na własność Skarbu Państwa. Jeżeli więc ów nieszczęsny wpis do ewidencji gruntów byłby podstawą dla wyczarowania alternatywnych praw do naszej nieruchomości, to beneficjantem tego hokus-pokus byłby Skarb Państwa.
W pewnym sensie odetchnęliśmy z ulga, bowiem wydawało nam się, iż żadne poważne państwo nie może sobie pozwolić na to by powiększano jego majątek patentem "na zmartwychwstałych nieboszczyków".
Zaczęliśmy więc ze zdwojoną energią żądać od lokalnych instytucji korekty wpisu do ewidencji gruntów przywracającego życie państwu Łebkowskim i ujawnienia w oparciu o jakie dokumenty ten wpis zrobiono. Oczekiwaliśmy szybkiego wyjaśnienia sprawy.
6. Podwójne "zmartwychwstanie" urzędowo potwierdzone
Do dziś nie wiemy co jest podstawą dla wpisu w ewidencji gruntów z końca lat 1970-tych dotyczącego działki pod drogą, według którego przedwojenna parcela 275a do tej pory jest własnością Tomasza i Marii Łebkowskich. Nie wiemy z tego prostego powodu, iż pomimo naszej natarczywości niczego nam nie ujawniono.
Wiemy natomiast, że zgon Tomasza i Marii Łebkowskich i istnienie ich spadkobierców jest tak dobrze udokumentowane, że lepiej być nie może.
Poświadczają o tym dokumenty II RP (księga hipoteczna) pokazujące, iż Tomasz i Maria Łebkowscy umarli kolejno w 1930 i 1935 roku i krótko po ich śmierci przeprowadzono postępowania spadkowe, a spadkobiercy dysponowali swobodnie nabytym majątkiem. Na potwierdzenie mieliśmy dodatkowo ich nekrologi z lat 1930-tych i informacje Dyrekcji Cmentarza Powązkowskiego wskazujące kwaterę w której od lat 1930-tych spoczywają rzeczeni nieboszczycy. Zresztą wraz z jednym ze swoich spadkobierców.
Istnieje również stosik dokumentów pokazujących, iż PRL także uznawał prawa zarówno spadkobierców p. Łebkowskich jak i ich następców prawnych do swobodnego dysponowania nieruchomością położoną pod aktualnym adresem K 53 w M jako swoja własnością. I co więcej mieliśmy dokumenty wskazujące, iż Skarb Państwa PRL nie tylko nie czepiał się praw następców prawnych spadkobierców p. Łebkowskich, ale nawet tak mocno w nie wierzył, że sam sobie nabył od nich inną działkę pod drogą stając się w ten sposób jednym z następców prawnych spadkobierców rzeczonych Tomasza i Marii Łebkowskich. Istnieją także dowody, że przedwojenna parcela 275a w ogóle nie sięgała do działki do której przypisano ją wraz z cudownie wskrzeszonymi p. Łebkowskimi.
Materiał dowodowy jak widać jest obszerny i przekonujący. Nikt nie próbował go nigdy podważyć. Jednak korekty wpisu do ewidencji gruntów wskrzeszającego p. Łebkowskich odmówiono. W oczach instytucji państwowych ani dokumentacja II RP (księga hipoteczna), ani PRL i IIIRP (księgi wieczyste i dowody uznawania praw spadkobierców i ich następców prawnych) ani aktualny stan faktyczny rozumiany jako sytuacja w terenie (m.in. nagrobek na Powązkach), ani nawet szereg niedawnych zapisów w ewidencji gruntów i innych rejestrach cyfrowych nie były materiałem pozwalającym na stwierdzenie, iż Tomasz i Maria Łebkowscy nie mogą żyć prawie 90 lat po swoim dobrze udokumentowanym zgonie.
Jakby tego było mało udręczony naszym nagabywaniem Wydział Geodezji i Kartografii Starostwa G zdecydował się wreszcie na zatrudnienie zewnętrznego audytora. Zewnętrzny audytor po zbadaniu sprawy potwierdził o... prawidłowości wpisu „wskrzeszającego” p. Marię i Tomasza Łebkowskich. Najwyraźniej rozumiejąc jednak, że 140 lat to jednak wiek którego mało kto dożywa zaasekurował się jedynie dodając, że aktualnie państwo Tomasz i Maria Łebkowscy "PRAWDOPODOBNIE już nie żyją".
Musieliśmy więc z rosnącym zdumieniem stwierdzić, że albo musimy uwierzyć, iż mamy do czynienia z pierwszym w historii galaktyki urzędowo potwierdzonym, podwójnym zmartwychwstaniem albo przyjąć do wiadomości, iż lokalne instytucje swoiście rozumieją pojęcie "stan faktyczny", którego odzwierciedleniem w zamierzeniu ustawodawcy są zapisy ewidencji gruntów.
Na potwierdzenie tego ostatniego znaleźliśmy wkrótce kolejny dowód.
Wiemy natomiast, że zgon Tomasza i Marii Łebkowskich i istnienie ich spadkobierców jest tak dobrze udokumentowane, że lepiej być nie może.
Poświadczają o tym dokumenty II RP (księga hipoteczna) pokazujące, iż Tomasz i Maria Łebkowscy umarli kolejno w 1930 i 1935 roku i krótko po ich śmierci przeprowadzono postępowania spadkowe, a spadkobiercy dysponowali swobodnie nabytym majątkiem. Na potwierdzenie mieliśmy dodatkowo ich nekrologi z lat 1930-tych i informacje Dyrekcji Cmentarza Powązkowskiego wskazujące kwaterę w której od lat 1930-tych spoczywają rzeczeni nieboszczycy. Zresztą wraz z jednym ze swoich spadkobierców.
Istnieje również stosik dokumentów pokazujących, iż PRL także uznawał prawa zarówno spadkobierców p. Łebkowskich jak i ich następców prawnych do swobodnego dysponowania nieruchomością położoną pod aktualnym adresem K 53 w M jako swoja własnością. I co więcej mieliśmy dokumenty wskazujące, iż Skarb Państwa PRL nie tylko nie czepiał się praw następców prawnych spadkobierców p. Łebkowskich, ale nawet tak mocno w nie wierzył, że sam sobie nabył od nich inną działkę pod drogą stając się w ten sposób jednym z następców prawnych spadkobierców rzeczonych Tomasza i Marii Łebkowskich. Istnieją także dowody, że przedwojenna parcela 275a w ogóle nie sięgała do działki do której przypisano ją wraz z cudownie wskrzeszonymi p. Łebkowskimi.
Materiał dowodowy jak widać jest obszerny i przekonujący. Nikt nie próbował go nigdy podważyć. Jednak korekty wpisu do ewidencji gruntów wskrzeszającego p. Łebkowskich odmówiono. W oczach instytucji państwowych ani dokumentacja II RP (księga hipoteczna), ani PRL i IIIRP (księgi wieczyste i dowody uznawania praw spadkobierców i ich następców prawnych) ani aktualny stan faktyczny rozumiany jako sytuacja w terenie (m.in. nagrobek na Powązkach), ani nawet szereg niedawnych zapisów w ewidencji gruntów i innych rejestrach cyfrowych nie były materiałem pozwalającym na stwierdzenie, iż Tomasz i Maria Łebkowscy nie mogą żyć prawie 90 lat po swoim dobrze udokumentowanym zgonie.
Jakby tego było mało udręczony naszym nagabywaniem Wydział Geodezji i Kartografii Starostwa G zdecydował się wreszcie na zatrudnienie zewnętrznego audytora. Zewnętrzny audytor po zbadaniu sprawy potwierdził o... prawidłowości wpisu „wskrzeszającego” p. Marię i Tomasza Łebkowskich. Najwyraźniej rozumiejąc jednak, że 140 lat to jednak wiek którego mało kto dożywa zaasekurował się jedynie dodając, że aktualnie państwo Tomasz i Maria Łebkowscy "PRAWDOPODOBNIE już nie żyją".
Musieliśmy więc z rosnącym zdumieniem stwierdzić, że albo musimy uwierzyć, iż mamy do czynienia z pierwszym w historii galaktyki urzędowo potwierdzonym, podwójnym zmartwychwstaniem albo przyjąć do wiadomości, iż lokalne instytucje swoiście rozumieją pojęcie "stan faktyczny", którego odzwierciedleniem w zamierzeniu ustawodawcy są zapisy ewidencji gruntów.
Na potwierdzenie tego ostatniego znaleźliśmy wkrótce kolejny dowód.
7. Zdrowie na budowie
Decyzja Burmistrza Miasta M nr 933014 z 1993 roku jest dokumentem zdumiewającym. Minęło sporo czasu zanim zorientowaliśmy się, iż odczytując ją należy zapomnieć o porządku prawnym jaki znamy. Odczytywana w tym porządku nie ma po prostu sensu i jest potężnym zbiorem najróżniejszych nieprawidłowości np. oparcie się na planach fikcyjnej nieruchomości, zezwolenie na fikcyjne prace budowlane (do tego opisane jako w znacznej części wykonane), naruszenie planu zagospodarowania, brak zgód większości właścicieli nieruchomości, nieprawidłowe oznaczenie nieruchomości itp.
Natomiast jeżeli odczytamy rzeczoną decyzję bez wstępnych uprzedzeń to jest ona dokumentem wydanym przy założeniu iż prawa do dysponowania nieruchomością miał wydający ją organ czyli Urząd Miasta M. (ówczesny dysponent praw Skarbu Państwa na swoim terenie). Zgodnie z tą logiką od niego musiały też pochodzić plany na których została wydana decyzja nr 933014 (a więc siłą rzeczy musiały dotyczyć innych zabudowań bo nie władając w rzeczywistości nieruchomością przy ul K 53 w M Urząd Miasta M jej planów po prostu nie posiadał). W tej sytuacji wnioskodawca mógł być co najwyżej "lokatorem" legalizującym stara samowolę na gruncie Skarbu Państwa lub wykonującym jakąś nadbudowę.
Nie trudno jest zauważyć, że nie jest to sytuacja wynikająca ze tego co rzeczywiście jest w terenie, ksiąg wieczystych i innych dokumentów Państwa Polskiego. Jest ona natomiast zbieżna z zapisem z lat 1970-tych dotyczącym działki pod drogą do której przypisano numer przedwojennej parceli 275a i przez "wskrzeszenie" p. Łebkowskich wygenerowano do parceli 275a jakieś prawa Skarbu Państwa.
Trudno o bardziej odjechaną koncepcję niż ta, iż dla jakiejś instytucji stanem faktycznym w oparciu o który prowadzi się proces budowlany nie jest to co rzeczywiście istnieje w terenie, ale jakiś pojedynczy, stary wpis do ewidencji gruntów sprzeczny ze wszystkim co ma ustawowo znaczenie prawne. Nie mówiąc już o bezczelnym wkręcaniu właściciela mniejszościowego (wnioskodawca decyzji) w zanegowanie w ten sposób, jakby nie było, także swoich praw własności.
Jednak na wszelki wypadek postanowiliśmy zbadać stosunek instytucji państwowych do wzmiankowanej decyzji. Albo uogólniając do tego czy „stan faktyczny” to dla nich to co istnieje w terenie oraz dokumentach czy też to co pasuje np do koncepcji istnienia jakichś praw Skarbu Państwa (w tym przypadku wyprodukowanych patentem „na zmartwychwstałych nieboszczyków”).
Natomiast jeżeli odczytamy rzeczoną decyzję bez wstępnych uprzedzeń to jest ona dokumentem wydanym przy założeniu iż prawa do dysponowania nieruchomością miał wydający ją organ czyli Urząd Miasta M. (ówczesny dysponent praw Skarbu Państwa na swoim terenie). Zgodnie z tą logiką od niego musiały też pochodzić plany na których została wydana decyzja nr 933014 (a więc siłą rzeczy musiały dotyczyć innych zabudowań bo nie władając w rzeczywistości nieruchomością przy ul K 53 w M Urząd Miasta M jej planów po prostu nie posiadał). W tej sytuacji wnioskodawca mógł być co najwyżej "lokatorem" legalizującym stara samowolę na gruncie Skarbu Państwa lub wykonującym jakąś nadbudowę.
Nie trudno jest zauważyć, że nie jest to sytuacja wynikająca ze tego co rzeczywiście jest w terenie, ksiąg wieczystych i innych dokumentów Państwa Polskiego. Jest ona natomiast zbieżna z zapisem z lat 1970-tych dotyczącym działki pod drogą do której przypisano numer przedwojennej parceli 275a i przez "wskrzeszenie" p. Łebkowskich wygenerowano do parceli 275a jakieś prawa Skarbu Państwa.
Trudno o bardziej odjechaną koncepcję niż ta, iż dla jakiejś instytucji stanem faktycznym w oparciu o który prowadzi się proces budowlany nie jest to co rzeczywiście istnieje w terenie, ale jakiś pojedynczy, stary wpis do ewidencji gruntów sprzeczny ze wszystkim co ma ustawowo znaczenie prawne. Nie mówiąc już o bezczelnym wkręcaniu właściciela mniejszościowego (wnioskodawca decyzji) w zanegowanie w ten sposób, jakby nie było, także swoich praw własności.
Jednak na wszelki wypadek postanowiliśmy zbadać stosunek instytucji państwowych do wzmiankowanej decyzji. Albo uogólniając do tego czy „stan faktyczny” to dla nich to co istnieje w terenie oraz dokumentach czy też to co pasuje np do koncepcji istnienia jakichś praw Skarbu Państwa (w tym przypadku wyprodukowanych patentem „na zmartwychwstałych nieboszczyków”).
8. "Stan faktyczny"
Co prawda "stan faktyczny" jest pojęciem nigdzie nie zdefiniowanym (podobnie jak procedura jego ustalania). Intuicyjnie wydawać by się jednak mogło, że stan faktyczny definiuje to co istnieje w terenie, dokumentach i rejestrach, a sposobem jego ustalania jest jawne postępowanie z udziałem wszystkich mających interes prawny stron.
Tym niemniej niedodefiniowanie pojęcia "stan faktyczny" wydaje się być zaskakujące, szczególnie w sytuacji gdy właśnie "stan faktyczny" uczyniono podstawą dla ustalania praw własności.
"W opinii, która jest własnością Senatu, sędzia Sądu Najwyższego, pan Gerard Bieniek, stwierdza, że w polskim systemie prawnym wpis własności do księgi wieczystej nie ma charakteru konstytutywnego. Co to znaczy? To znaczy, że niezależnie od tego jaki jest ten wpis to stan taktyczny świadczy o tym kto jest właścicielem.”
Sprawozdanie Stenograficzne z 13. posiedzenia Senatu Rzeczypospolitej Polskiej w dniach 4 i 5 czerwca 2008 r.
To czy lokalne instytucje przez "stan faktyczny" rozumieją to co rzeczywiście istnieje w terenie, dokumentach, rejestrach itp łatwo można było sprawdzić. Wystarczyło wnieść o unieważnienie pozwolenia na nadbudowę - decyzji Burmistrza Miasta M nr 933014 z 1993 roku w oparciu o przesłanki wynikające ze stanu faktycznego (rozumianego jako rzeczywista i udokumentowana sytuacja w terenie oraz dokumenty i rejestry Państwa Polskiego).
W rzeczywistości wynikającej z sytuacji w terenie i dokumentacji Państwa Polskiego ta decyzja była tak wadliwa, ze utrzymanie jej w obiegu prawnym było niemożliwe choćby ze względów technicznych. W końcu wydana była na planach nie tej nieruchomości, dotyczyła prac, które nigdy nie zostały wykonane. Trudno zresztą aby było inaczej skoro ani wnioskodawca ani Skarb Państwa nie miał w rzeczywistości wystarczającego dostępu do nieruchomości by dostosować nieruchomość do zawartych w niej banialuk.
Co innego jeżeli za „stan faktyczny” uważa się informacje wskazujące na rzekome dysponowanie nieruchomością przez Skarb Państwa. I do tego wierzy się, że proces budowlany musi być prowadzony w oparciu o to założenie, nawet jeżeli gołym okiem widać, iż dokumenty dostarczone przez rzekomego dysponenta nic nie maja wspólnego z tym co jest w terenie. (Wkręcając przy tym właściciela mniejszościowego w zanegowanie swoich praw właścicielskich do nieruchomości ;-).
Złożyliśmy więc wniosek o usunięcie decyzji Burmistrza Miasta M nr 933014 z 1993 roku z obiegu prawnego. We wniosku wskazaliśmy na wszystkie wady tego dokumentu w rzeczywistości zdeterminowanej zapisami ksiąg wieczystych, sytuacją w terenie i dokumentacją Państwa Polskiego. W szczególności wskazaliśmy, iż wnioskodawczyni była właścicielka tylko 1/3 nieruchomości i nie miała udokumentowanej zgody na prowadzenie procesu budowlanego pozostałych osób mających prawa do nieruchomości (pozostałych współwłaścicieli i beneficjenta nałożonej na nieruchomość służebności osobistej). Ponadto wskazaliśmy, iż żadna nadbudowa się nie odbyła oraz na bezsporny fakt, iż plany przebudów były naniesione na planach nie istniejącej pod tym adresem zabudowy. Jak widać wady decyzji były bezsporne i poważne oraz prowadziły nie tylko do zamieszania wokół stanu prawnego i geodezyjnego nieruchomości. Przede wszystkim prowadziły do powstania poważnych wad technicznych nieruchomości, bo część z prac (adaptacje części poddasza) wykonano na rzeczywiście istniejącej i nie przystającej do planów nieruchomości.
Jednak nasz wniosek najwyraźniej nie był rozpatrywany w oparciu o rzeczywiście istniejącą w terenie sytuację i dokumenty Państwa Polskiego, bo decyzji Burmistrza Miasta M nr 933014 z 1993 roku nie usunięto do tej pory z obiegu prawnego.
Musimy wyznać, że niespecjalnie nas to zdziwiło. Po pierwsze dlatego, że już przeprowadzona batalia o usunięcie ewidentnie wadliwego wpisu z ewidencji gruntów pokazała nam, iż lokalne instytucje nie utożsamiają stanu faktycznego z tym co rzeczywiście istnieje w terenie i w dokumentach. Po drugie dlatego iż już wcześniej zauważyliśmy iż przynajmniej w niektórych lokalnych instytucjach decyzja Burmistrza Miasta M nr 933014 jest traktowana ze zdumiewającym bałwochwalstwem w przeciwieństwie do dokumentacji odzwierciedlającej to co rzeczywiście istnieje czy istniało w terenie.
Tym niemniej niedodefiniowanie pojęcia "stan faktyczny" wydaje się być zaskakujące, szczególnie w sytuacji gdy właśnie "stan faktyczny" uczyniono podstawą dla ustalania praw własności.
"W opinii, która jest własnością Senatu, sędzia Sądu Najwyższego, pan Gerard Bieniek, stwierdza, że w polskim systemie prawnym wpis własności do księgi wieczystej nie ma charakteru konstytutywnego. Co to znaczy? To znaczy, że niezależnie od tego jaki jest ten wpis to stan taktyczny świadczy o tym kto jest właścicielem.”
Sprawozdanie Stenograficzne z 13. posiedzenia Senatu Rzeczypospolitej Polskiej w dniach 4 i 5 czerwca 2008 r.
To czy lokalne instytucje przez "stan faktyczny" rozumieją to co rzeczywiście istnieje w terenie, dokumentach, rejestrach itp łatwo można było sprawdzić. Wystarczyło wnieść o unieważnienie pozwolenia na nadbudowę - decyzji Burmistrza Miasta M nr 933014 z 1993 roku w oparciu o przesłanki wynikające ze stanu faktycznego (rozumianego jako rzeczywista i udokumentowana sytuacja w terenie oraz dokumenty i rejestry Państwa Polskiego).
W rzeczywistości wynikającej z sytuacji w terenie i dokumentacji Państwa Polskiego ta decyzja była tak wadliwa, ze utrzymanie jej w obiegu prawnym było niemożliwe choćby ze względów technicznych. W końcu wydana była na planach nie tej nieruchomości, dotyczyła prac, które nigdy nie zostały wykonane. Trudno zresztą aby było inaczej skoro ani wnioskodawca ani Skarb Państwa nie miał w rzeczywistości wystarczającego dostępu do nieruchomości by dostosować nieruchomość do zawartych w niej banialuk.
Co innego jeżeli za „stan faktyczny” uważa się informacje wskazujące na rzekome dysponowanie nieruchomością przez Skarb Państwa. I do tego wierzy się, że proces budowlany musi być prowadzony w oparciu o to założenie, nawet jeżeli gołym okiem widać, iż dokumenty dostarczone przez rzekomego dysponenta nic nie maja wspólnego z tym co jest w terenie. (Wkręcając przy tym właściciela mniejszościowego w zanegowanie swoich praw właścicielskich do nieruchomości ;-).
Złożyliśmy więc wniosek o usunięcie decyzji Burmistrza Miasta M nr 933014 z 1993 roku z obiegu prawnego. We wniosku wskazaliśmy na wszystkie wady tego dokumentu w rzeczywistości zdeterminowanej zapisami ksiąg wieczystych, sytuacją w terenie i dokumentacją Państwa Polskiego. W szczególności wskazaliśmy, iż wnioskodawczyni była właścicielka tylko 1/3 nieruchomości i nie miała udokumentowanej zgody na prowadzenie procesu budowlanego pozostałych osób mających prawa do nieruchomości (pozostałych współwłaścicieli i beneficjenta nałożonej na nieruchomość służebności osobistej). Ponadto wskazaliśmy, iż żadna nadbudowa się nie odbyła oraz na bezsporny fakt, iż plany przebudów były naniesione na planach nie istniejącej pod tym adresem zabudowy. Jak widać wady decyzji były bezsporne i poważne oraz prowadziły nie tylko do zamieszania wokół stanu prawnego i geodezyjnego nieruchomości. Przede wszystkim prowadziły do powstania poważnych wad technicznych nieruchomości, bo część z prac (adaptacje części poddasza) wykonano na rzeczywiście istniejącej i nie przystającej do planów nieruchomości.
Jednak nasz wniosek najwyraźniej nie był rozpatrywany w oparciu o rzeczywiście istniejącą w terenie sytuację i dokumenty Państwa Polskiego, bo decyzji Burmistrza Miasta M nr 933014 z 1993 roku nie usunięto do tej pory z obiegu prawnego.
Musimy wyznać, że niespecjalnie nas to zdziwiło. Po pierwsze dlatego, że już przeprowadzona batalia o usunięcie ewidentnie wadliwego wpisu z ewidencji gruntów pokazała nam, iż lokalne instytucje nie utożsamiają stanu faktycznego z tym co rzeczywiście istnieje w terenie i w dokumentach. Po drugie dlatego iż już wcześniej zauważyliśmy iż przynajmniej w niektórych lokalnych instytucjach decyzja Burmistrza Miasta M nr 933014 jest traktowana ze zdumiewającym bałwochwalstwem w przeciwieństwie do dokumentacji odzwierciedlającej to co rzeczywiście istnieje czy istniało w terenie.
9. Co się zdarzyło w roku 2009?
Rok 2009 z pewnością był przełomowy jeżeli chodzi o stosunek lokalnych instytucji do "stanu faktycznego" naszej nieruchomości.
Przed rokiem 2009 powstał co prawda opisywany powyżej wadliwy zapis w ewidencji gruntów sugerujący istnienie praw Skarbu Państwa do terenu przedwojennej parceli 275a, której częścią jest nasza nieruchomość. Przed rokiem 2009 wydane zostało pozwolenie na nadbudowę - decyzja Burmistrza Miasta M nr 933014 z 1993 roku. Jednak poza tym życie na nieruchomości przy ul K 53 w M toczyło się normalnie. Jej właściciele przekazywali na rzecz innych osób prawa własności (1999, 2006, 2008, 2009), prowadzili legalne prace budowlane (2003 i 2004), uzyskiwali wnioskowane zaświadczenia (1996, 2004, 2005) a nawet dokonali podziału nieruchomości (2005). No i oczywiście cały czas płacili naliczane dla nich podatki od nieruchomości.
Natomiast po 2009 roku okazało się, iż będąc właścicielami nieruchomości nie możemy wykonać na naszej własności praktycznie żadnej czynności (z wyjątkiem zameldowania się i płacenia podatków czyli czynności które są wykonywane w oparciu o wskazane jednoznacznie dokumenty i nie przewidują bawienia się w ustalanie co jest, a co nie jest "stanem faktycznym" ).
Niestety o tym co się zdarzyło w roku 2009 żadna z instytucji państwowych nie chce nam powiedzieć. Nie będziemy w tym miejscu rozpisywać się na temat zasłyszanych rewelacji, iż podobno jakaś lokalna instytucja po przypisaniu do naszej nieruchomości praw Skarbu Państwa zbyła ja fikcyjnemu „lokatorowi”, pomimo, iż lokalne instytucje uparły się aby uwiarygadniać przynajmniej niektóre elementy tych plotek.
Najpewniejszą drogą do ustalenia tego co się stało w roku 2009 roku wydaje się być wydobycie dokumentacji w oparciu o którą ujawniano w rejestrach nieprawdziwe dane. Naszą ciekawość podkręca to, iż lokalne instytucje nie chcą nam tej dokumentacji pokazać pomimo iż najwyraźniej czują się już mocno udręczone naszymi ciągłymi wnioskami i zapytaniami. Jedynym sposobem w jaki walczą z naszą natarczywością jest po prostu pokątnie usuwanie wprowadzanych zmian do rejestrów kiedy je zauważymy i udawanie, iż wszystko jest w porządku lub tzw "iście w zaparte" licząc zapewnienie na to, że się w końcu odczepimy.
Zakres nanoszonych zmian w rejestrach daje niemalże pewność, iż po ujawnieniu podstaw dla majstrowania przy rejestrach ukaże się w całej krasie to co stało się ok roku 2009 roku i co sprawiło, że tak diametralnie po tej dacie zmienił się stosunek lokalnych instytucji do stanu faktycznego naszej nieruchomości. Szczególnie interesują nas podstawy dla następujących zmian:
Przed rokiem 2009 powstał co prawda opisywany powyżej wadliwy zapis w ewidencji gruntów sugerujący istnienie praw Skarbu Państwa do terenu przedwojennej parceli 275a, której częścią jest nasza nieruchomość. Przed rokiem 2009 wydane zostało pozwolenie na nadbudowę - decyzja Burmistrza Miasta M nr 933014 z 1993 roku. Jednak poza tym życie na nieruchomości przy ul K 53 w M toczyło się normalnie. Jej właściciele przekazywali na rzecz innych osób prawa własności (1999, 2006, 2008, 2009), prowadzili legalne prace budowlane (2003 i 2004), uzyskiwali wnioskowane zaświadczenia (1996, 2004, 2005) a nawet dokonali podziału nieruchomości (2005). No i oczywiście cały czas płacili naliczane dla nich podatki od nieruchomości.
Natomiast po 2009 roku okazało się, iż będąc właścicielami nieruchomości nie możemy wykonać na naszej własności praktycznie żadnej czynności (z wyjątkiem zameldowania się i płacenia podatków czyli czynności które są wykonywane w oparciu o wskazane jednoznacznie dokumenty i nie przewidują bawienia się w ustalanie co jest, a co nie jest "stanem faktycznym" ).
Niestety o tym co się zdarzyło w roku 2009 żadna z instytucji państwowych nie chce nam powiedzieć. Nie będziemy w tym miejscu rozpisywać się na temat zasłyszanych rewelacji, iż podobno jakaś lokalna instytucja po przypisaniu do naszej nieruchomości praw Skarbu Państwa zbyła ja fikcyjnemu „lokatorowi”, pomimo, iż lokalne instytucje uparły się aby uwiarygadniać przynajmniej niektóre elementy tych plotek.
Najpewniejszą drogą do ustalenia tego co się stało w roku 2009 roku wydaje się być wydobycie dokumentacji w oparciu o którą ujawniano w rejestrach nieprawdziwe dane. Naszą ciekawość podkręca to, iż lokalne instytucje nie chcą nam tej dokumentacji pokazać pomimo iż najwyraźniej czują się już mocno udręczone naszymi ciągłymi wnioskami i zapytaniami. Jedynym sposobem w jaki walczą z naszą natarczywością jest po prostu pokątnie usuwanie wprowadzanych zmian do rejestrów kiedy je zauważymy i udawanie, iż wszystko jest w porządku lub tzw "iście w zaparte" licząc zapewnienie na to, że się w końcu odczepimy.
Zakres nanoszonych zmian w rejestrach daje niemalże pewność, iż po ujawnieniu podstaw dla majstrowania przy rejestrach ukaże się w całej krasie to co stało się ok roku 2009 roku i co sprawiło, że tak diametralnie po tej dacie zmienił się stosunek lokalnych instytucji do stanu faktycznego naszej nieruchomości. Szczególnie interesują nas podstawy dla następujących zmian:
9A. Podstawa dla "wskrzeszania nieboszczyków"
Nie ukrywamy, ze interesuje nas co było podstawą dla ujawnienia w ewidencji gruntów w końcu lat 1970-tych informacji o wiecznym życiu Tomasza i Marii Łebkowskich - właścicieli terenu nieruchomości przy ul K 53 w M od 1923 roku do momentu zgonu i przeprowadzonych postępowań spadkowych w 1930 i 1935 roku.
Jednak naprawdę istotne jest to jaki dokument sprawił, iż w 2018 roku zewnętrzny audytor uznał ten zapis za prawidłowy pomimo, iż miał do swojej dyspozycji niezły stosik dowodów potwierdzających, że nie jest on zgodny z rzeczywistością. Dokumentem na którym oparł się audytor nie mogła być bezpośrednio księga hipoteczna "Willa Elibór" (mimo, iż audytor poniekąd się na nią powołał) ponieważ w księdze wyraźnie zapisano informacje o zgonie p. Łebkowskich w latach 1930-tych, przeprowadzonych postępowaniach spadkowych i swobodnym dysponowaniu odziedziczonym majątkiem przez ich spadkobierców. A w razie gdyby zewnętrznego audytora męczyło czytanie dokumentacji to miał na Cmentarzu Powązkowskim nagrobek rzeczonych "wiecznie żyjących" państwa Tomasza i Marii Łebkowskich..
Oczywiście możemy spekulować co też mogło być podstawą dla oceny zewnętrznego audytora. Jednak nie wydaje się prawdopodobne by mógł być to dokument o mniejszej wadze niż jakieś niedawne orzeczenie sądowe. Jednak są to już tylko nasze spekulacje.
Jednak naprawdę istotne jest to jaki dokument sprawił, iż w 2018 roku zewnętrzny audytor uznał ten zapis za prawidłowy pomimo, iż miał do swojej dyspozycji niezły stosik dowodów potwierdzających, że nie jest on zgodny z rzeczywistością. Dokumentem na którym oparł się audytor nie mogła być bezpośrednio księga hipoteczna "Willa Elibór" (mimo, iż audytor poniekąd się na nią powołał) ponieważ w księdze wyraźnie zapisano informacje o zgonie p. Łebkowskich w latach 1930-tych, przeprowadzonych postępowaniach spadkowych i swobodnym dysponowaniu odziedziczonym majątkiem przez ich spadkobierców. A w razie gdyby zewnętrznego audytora męczyło czytanie dokumentacji to miał na Cmentarzu Powązkowskim nagrobek rzeczonych "wiecznie żyjących" państwa Tomasza i Marii Łebkowskich..
Oczywiście możemy spekulować co też mogło być podstawą dla oceny zewnętrznego audytora. Jednak nie wydaje się prawdopodobne by mógł być to dokument o mniejszej wadze niż jakieś niedawne orzeczenie sądowe. Jednak są to już tylko nasze spekulacje.
9B. Tajemnicza dokumentacja z roku 2009
W 2012 roku zrobiono modernizację ewidencji gruntów i ku naszemu zdziwieniu okazało się, iż po tym ćwiczeniu ujawnione w ewidencji gruntów/zasobie geodezyjnym zabudowania dla naszej nieruchomości mają inny kształt i charakter niż istniejące w rzeczywistości, znajdujące się w znanej nam dokumentacji geodezyjno-budowlanej w tym tej z lat 2003-2005 i ujawnione w księgach wieczystych.
Starostwo G. odmówiło podania co jest podstawą dla dokonanych wpisów i dla świętego spokoju, po trwającej kilka lat batalii, większość z nich (ale nie wszystkie) usunęło. Jednak ustalenie co było podstawą ujawnionych zapisów nie było trudne, bowiem z obowiązujących rozporządzeń wynika, iż w praktyce mogła być to tylko dokumentacja budowlana, najprawdopodobniej dotycząca do tego prac odebranych przez nadzór budowlany. I to dokumentacja budowlana późniejsza od tej, która nam była znana i została przyjęta do zasobu budowlanego w latach 2003-2005, bowiem ewidencja gruntów nie zajmuje się ujawnianiem danych historycznych. .
Za fakt bezsporny można było więc przyjąć, iż bez naszej wiedzy złożono do zasobu budowlanego dokumentację dotyczącą fikcyjnych prac budowlanych (czyli prac, które się nigdy się nie zmaterializowały) na planach fikcyjnych (nigdy nie istniejących pod tym adresem) zabudowań i na wniosek osoby nie mającej uprawnień do dysponowania nieruchomością na cele budowlane. Z innych okoliczności możemy wnioskować, iż ta dokumentacja pochodzi z ok. 2009 roku.
To wszystko nie powinno nas chyba dziwić skoro podobny numer wywinięto w 1993 roku (wspomniane powyżej pozwolenie na nadbudowę - decyzja Burmistrza Miasta M. nr 933014 z 1993 roku). Tym niemniej fajnie byłoby się dowiedzieć kto tym razem pełnił rolę lokatora i kto odniósł z tego, jak domniemamy naszym kosztem, korzyści.
Wydział Geodezji i Kartografii Starostwa G. najwyraźniej przy okazji modernizacji ewidencji gruntów w 2012 roku usiłował jakoś zsynchronizować swoje dane z dokumentacją z ok 2009 roku według której nie my jesteśmy właścicielami nieruchomości bo, poza zmianami dotyczącymi zabudowań, usunięto też numery ksiąg wieczystych potwierdzające o nabyciu przez nas praw do nieruchomości z właściwej rubryczki.
Również zachowanie PINB w G i Wydziału Architektoniczno-Budowlanego Starostwa G wskazuje na wydanie za naszymi plecami jakiegoś pozwolenia budowlanego (być może pod pozorem odtworzenia starszej dokumentacji) na rzekome przeprowadzenie na naszej nieruchomości prac budowlanych i co więcej wskazujących również na ich odebranie. Najbardziej nas dziwi jednak fakt, że obie te jednostki zachowują się tak jakby nie mogły uwierzyć, iż nie zdołały się zmaterializować, ani wzmiankowane prace budowlane, ani nieruchomość na której miały być wykonane.
Przykładowo Wydział Architektoniczno-Budowlany Starostwa G. nie przejmując się niczym po prostu zabronił nam prowadzenia koniecznych prac remontowych dla usunięcia zagrożenia dla zdrowia spowodowanego stanem technicznym budynku mieszkalnego. I jakoś nikt nie zdołał dopatrzeć się w tym naruszenia prawa pomimo, iż doprowadziło to do uszczerbku na zdrowiu i konieczności zaprzestania wykorzystywania dla celów mieszkalnych naszej własności.
W przypadku PINB w G wygląda to również co najmniej dziwnie. Po pierwsze dlatego, że mimo, iż sami PINB wezwaliśmy, to wszczął on postępowanie "z urzędu" zamiast na nasz wniosek (zupełnie jakby miał wątpliwości czy mamy prawo wnioskować o wszczęcie takiego postępowania). Po drugie dlatego, że dokumenty wystawiane w ramach tego postępowania przesyła do wiadomości Urzędu Miasta M., pomimo iż Urząd Miasta M. nie ma w rzeczywistości nic wspólnego z nieruchomością. Po trzecie, dlatego, że w ramach postępowania PINB usiłuje inwentaryzować prace budowlane, ale nie chce zdradzić jakie prace budowlane mają podlegać tej inwentaryzacji. Po czwarte dlatego, że kiedy skłoniliśmy PINB do jeszcze jednego postępowania w ramach którego miał się wypowiedzieć na temat decyzji nr 933014 z 1993 roku to PINB wydał rozstrzygniecie z którego wynika, że uznaje decyzję nr 933014 z 1993 roku za jedyny wiarygodny dokument dotyczący nieruchomości (pomimo iż dokumentacja nie przystaje do tego co jest w terenie). Natomiast pozostałą dokumentację , dotyczącą rzeczywiście istniejącego budynku, uznaje za niewiarygodną.
W takich okolicznościach dokumentacja z okolic 2009 roku wydaje się nam niezmiernie interesująca. Co w niej takiego jest, że zamiast po prostu dołączyć ją do akt sprawy i wszystko z nami jawnie wyjaśnić szereg pracowników różnych instytucji woli sprawiać wrażenie jakby żyli w alternatywnej rzeczywistości.
Starostwo G. odmówiło podania co jest podstawą dla dokonanych wpisów i dla świętego spokoju, po trwającej kilka lat batalii, większość z nich (ale nie wszystkie) usunęło. Jednak ustalenie co było podstawą ujawnionych zapisów nie było trudne, bowiem z obowiązujących rozporządzeń wynika, iż w praktyce mogła być to tylko dokumentacja budowlana, najprawdopodobniej dotycząca do tego prac odebranych przez nadzór budowlany. I to dokumentacja budowlana późniejsza od tej, która nam była znana i została przyjęta do zasobu budowlanego w latach 2003-2005, bowiem ewidencja gruntów nie zajmuje się ujawnianiem danych historycznych. .
Za fakt bezsporny można było więc przyjąć, iż bez naszej wiedzy złożono do zasobu budowlanego dokumentację dotyczącą fikcyjnych prac budowlanych (czyli prac, które się nigdy się nie zmaterializowały) na planach fikcyjnych (nigdy nie istniejących pod tym adresem) zabudowań i na wniosek osoby nie mającej uprawnień do dysponowania nieruchomością na cele budowlane. Z innych okoliczności możemy wnioskować, iż ta dokumentacja pochodzi z ok. 2009 roku.
To wszystko nie powinno nas chyba dziwić skoro podobny numer wywinięto w 1993 roku (wspomniane powyżej pozwolenie na nadbudowę - decyzja Burmistrza Miasta M. nr 933014 z 1993 roku). Tym niemniej fajnie byłoby się dowiedzieć kto tym razem pełnił rolę lokatora i kto odniósł z tego, jak domniemamy naszym kosztem, korzyści.
Wydział Geodezji i Kartografii Starostwa G. najwyraźniej przy okazji modernizacji ewidencji gruntów w 2012 roku usiłował jakoś zsynchronizować swoje dane z dokumentacją z ok 2009 roku według której nie my jesteśmy właścicielami nieruchomości bo, poza zmianami dotyczącymi zabudowań, usunięto też numery ksiąg wieczystych potwierdzające o nabyciu przez nas praw do nieruchomości z właściwej rubryczki.
Również zachowanie PINB w G i Wydziału Architektoniczno-Budowlanego Starostwa G wskazuje na wydanie za naszymi plecami jakiegoś pozwolenia budowlanego (być może pod pozorem odtworzenia starszej dokumentacji) na rzekome przeprowadzenie na naszej nieruchomości prac budowlanych i co więcej wskazujących również na ich odebranie. Najbardziej nas dziwi jednak fakt, że obie te jednostki zachowują się tak jakby nie mogły uwierzyć, iż nie zdołały się zmaterializować, ani wzmiankowane prace budowlane, ani nieruchomość na której miały być wykonane.
Przykładowo Wydział Architektoniczno-Budowlany Starostwa G. nie przejmując się niczym po prostu zabronił nam prowadzenia koniecznych prac remontowych dla usunięcia zagrożenia dla zdrowia spowodowanego stanem technicznym budynku mieszkalnego. I jakoś nikt nie zdołał dopatrzeć się w tym naruszenia prawa pomimo, iż doprowadziło to do uszczerbku na zdrowiu i konieczności zaprzestania wykorzystywania dla celów mieszkalnych naszej własności.
W przypadku PINB w G wygląda to również co najmniej dziwnie. Po pierwsze dlatego, że mimo, iż sami PINB wezwaliśmy, to wszczął on postępowanie "z urzędu" zamiast na nasz wniosek (zupełnie jakby miał wątpliwości czy mamy prawo wnioskować o wszczęcie takiego postępowania). Po drugie dlatego, że dokumenty wystawiane w ramach tego postępowania przesyła do wiadomości Urzędu Miasta M., pomimo iż Urząd Miasta M. nie ma w rzeczywistości nic wspólnego z nieruchomością. Po trzecie, dlatego, że w ramach postępowania PINB usiłuje inwentaryzować prace budowlane, ale nie chce zdradzić jakie prace budowlane mają podlegać tej inwentaryzacji. Po czwarte dlatego, że kiedy skłoniliśmy PINB do jeszcze jednego postępowania w ramach którego miał się wypowiedzieć na temat decyzji nr 933014 z 1993 roku to PINB wydał rozstrzygniecie z którego wynika, że uznaje decyzję nr 933014 z 1993 roku za jedyny wiarygodny dokument dotyczący nieruchomości (pomimo iż dokumentacja nie przystaje do tego co jest w terenie). Natomiast pozostałą dokumentację , dotyczącą rzeczywiście istniejącego budynku, uznaje za niewiarygodną.
W takich okolicznościach dokumentacja z okolic 2009 roku wydaje się nam niezmiernie interesująca. Co w niej takiego jest, że zamiast po prostu dołączyć ją do akt sprawy i wszystko z nami jawnie wyjaśnić szereg pracowników różnych instytucji woli sprawiać wrażenie jakby żyli w alternatywnej rzeczywistości.
9C. Tajemnicza wzmianka w księdze wieczystej
W 2019 roku w księdze wieczystej prowadzonej dla części wspólnych naszej nieruchomości wpisano wzmiankę o jej rzekomej niezgodności z rzeczywistym stanem prawnym. Podstawa dla ujawnienia tej wzmianki jest intrygująca z co najmniej kilku powodów.
Po pierwsze. Nie bardzo rozumiemy jak można wpisać wzmiankę o rzekomej niezgodności z rzeczywistym stanem prawnym do księgi, której rozbieżności ze stanem faktycznym ( w oparciu o który jest ustalany rzeczywisty stan prawny) nie da się wykazać. Kilkukrotnie wzywaliśmy Sąd Rejonowy w G aby wykazał już nawet nie istnienie niezgodności ze stanem faktycznym, ale chociaż istnienie takiej możliwości przy istniejących zapisach ksiąg wieczystych. Sąd Rejonowy w G oczywiście nic takiego nie mógł wykazać. Nie jest to bowiem możliwe przy tak spójnych i regularnych zapisach oraz zachowanej dokumentacji.
Po drugie. Nie rozumiemy jak jest możliwe aby istniała niezgodność z rzeczywistym stanem prawnym księgi wieczystej-matki, a nie było mowy o istnieniu takiej niezgodności dla wyodrębnionych z niej ksiąg wieczystych w wyniku podziałów nieruchomości (ostatni podział w 2005 roku). Tych ksiąg wyodrębnionych jest łącznie pięć i gdy do nich zaglądaliśmy nie było w nich śladu po wpisaniu informacji o jakiejkolwiek niezgodności.
Po trzecie. Nie rozumiemy jak możliwe jest wpisanie wzmianki o rzekomej niezgodności z rzeczywistym stanem prawnym księgi wieczystej bez wykazania złej wiary ujawnionych w nich co najmniej kilkunastu przekazań praw własności. Wykazanie złej wiary byłoby niezmiernie trudne zważywszy, iż część z nich odbyła się w wyniku postępowań spadkowych (odpowiednie postępowania sądowe), a beneficjantem jednego nieodpłatnego przekazania praw własności był sam Skarb Państwa. Z kolei wpisywanie wzmianki o rzekomej niezgodności z rzeczywistym stanem prawnym księgi, która relatywnie niedawno była podstawą dla transakcji kupna-sprzedaży, której dobrej wiary nie zdołano podważyć wygląda na pospolite chachmęcenie cudzej własności.
Po czwarte. Podstawa dla ujawnionej wzmianki jest tym bardziej intrygująca, że gdy zażądaliśmy jej ujawnienia Sąd Rejonowy w G po prostu usunął wzmiankę nie wyjaśniając niczego.
Oczywiście możemy spekulować co może być podstawą dla wpisania wzmianki o rzekomej niezgodności księgi wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym. Jednak analizując obowiązujące ustawy doszliśmy do wniosku, iż podstawą dla takiego działania może być tylko orzeczenie sądowe lub dokument podobnej wagi.
Na istnienie jakiegoś nie znanego nam orzeczenia sądowego lub dokumentu podobnej wagi najprawdopodobniej z ok 2009 roku wskazuje także sposób prowadzenia po tej dacie postępowań sądowych.
Jesteśmy niesamowicie ciekawi tego dokumentu z przyczyn identycznych jak w przypadku opisanej w poprzednim paragrafie dokumentacji budowlanej, datowanej mniej więcej na ten sam czas. Cóż może być w tym dokumencie, iż kilkudziesięciu sędziów, zamiast dołączyć go do akt sprawy i wszystko z nami jawnie wyjaśnić woli zachowywać się tak jakby przebywali w alternatywnej rzeczywistości.
Po pierwsze. Nie bardzo rozumiemy jak można wpisać wzmiankę o rzekomej niezgodności z rzeczywistym stanem prawnym do księgi, której rozbieżności ze stanem faktycznym ( w oparciu o który jest ustalany rzeczywisty stan prawny) nie da się wykazać. Kilkukrotnie wzywaliśmy Sąd Rejonowy w G aby wykazał już nawet nie istnienie niezgodności ze stanem faktycznym, ale chociaż istnienie takiej możliwości przy istniejących zapisach ksiąg wieczystych. Sąd Rejonowy w G oczywiście nic takiego nie mógł wykazać. Nie jest to bowiem możliwe przy tak spójnych i regularnych zapisach oraz zachowanej dokumentacji.
Po drugie. Nie rozumiemy jak jest możliwe aby istniała niezgodność z rzeczywistym stanem prawnym księgi wieczystej-matki, a nie było mowy o istnieniu takiej niezgodności dla wyodrębnionych z niej ksiąg wieczystych w wyniku podziałów nieruchomości (ostatni podział w 2005 roku). Tych ksiąg wyodrębnionych jest łącznie pięć i gdy do nich zaglądaliśmy nie było w nich śladu po wpisaniu informacji o jakiejkolwiek niezgodności.
Po trzecie. Nie rozumiemy jak możliwe jest wpisanie wzmianki o rzekomej niezgodności z rzeczywistym stanem prawnym księgi wieczystej bez wykazania złej wiary ujawnionych w nich co najmniej kilkunastu przekazań praw własności. Wykazanie złej wiary byłoby niezmiernie trudne zważywszy, iż część z nich odbyła się w wyniku postępowań spadkowych (odpowiednie postępowania sądowe), a beneficjantem jednego nieodpłatnego przekazania praw własności był sam Skarb Państwa. Z kolei wpisywanie wzmianki o rzekomej niezgodności z rzeczywistym stanem prawnym księgi, która relatywnie niedawno była podstawą dla transakcji kupna-sprzedaży, której dobrej wiary nie zdołano podważyć wygląda na pospolite chachmęcenie cudzej własności.
Po czwarte. Podstawa dla ujawnionej wzmianki jest tym bardziej intrygująca, że gdy zażądaliśmy jej ujawnienia Sąd Rejonowy w G po prostu usunął wzmiankę nie wyjaśniając niczego.
Oczywiście możemy spekulować co może być podstawą dla wpisania wzmianki o rzekomej niezgodności księgi wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym. Jednak analizując obowiązujące ustawy doszliśmy do wniosku, iż podstawą dla takiego działania może być tylko orzeczenie sądowe lub dokument podobnej wagi.
Na istnienie jakiegoś nie znanego nam orzeczenia sądowego lub dokumentu podobnej wagi najprawdopodobniej z ok 2009 roku wskazuje także sposób prowadzenia po tej dacie postępowań sądowych.
Jesteśmy niesamowicie ciekawi tego dokumentu z przyczyn identycznych jak w przypadku opisanej w poprzednim paragrafie dokumentacji budowlanej, datowanej mniej więcej na ten sam czas. Cóż może być w tym dokumencie, iż kilkudziesięciu sędziów, zamiast dołączyć go do akt sprawy i wszystko z nami jawnie wyjaśnić woli zachowywać się tak jakby przebywali w alternatywnej rzeczywistości.
9D. Tajemniczy wymiar podatku od nieruchomości
Kilka lat temu zauważyliśmy iż Urząd Miasta M nalicza nam podatek od nieruchomości dla innych parametrów niż dla rzeczywiście istniejących obiektów.
Rozpoczęła się wielka batalia z kilkukrotnym odwoływaniem się do SKO w W. SKO w W w końcu wyegzekwowało właściwe naliczanie podatków. Jednak nie wyjaśniło podstawowej sprawy czyli podstaw działania Urzędu Miasta M. Cały czas więc nie wiemy ani skąd Urząd Miasta M wziął dane w oparciu o które naliczał nam podatki ani dlaczego bronił się rękami, nogami i pieczątką przed naliczaniem ich w sposób prawidłowy.
A coś nam podpowiada, iż ujawnienie tego może wiele nam wytłumaczyć. Być może dowiemy się nawet skąd Urzędowi Miasta M wzięło to, że nie chce wykluczyć tego, że nasza nieruchomość była objęta kwaterunkiem, zarządem Gminy M. oraz tego, że nią bez naszej wiedz nią zadysponowano. Mogłoby się przecież wydawać, że Urząd Miasta M. jako poważna instytucja ma nawet większy niż my interes aby uciąć absurdalne plotki o zbywaniu prywatnych nieruchomości fikcyjnym „lokatorom”. Prawda?
Rozpoczęła się wielka batalia z kilkukrotnym odwoływaniem się do SKO w W. SKO w W w końcu wyegzekwowało właściwe naliczanie podatków. Jednak nie wyjaśniło podstawowej sprawy czyli podstaw działania Urzędu Miasta M. Cały czas więc nie wiemy ani skąd Urząd Miasta M wziął dane w oparciu o które naliczał nam podatki ani dlaczego bronił się rękami, nogami i pieczątką przed naliczaniem ich w sposób prawidłowy.
A coś nam podpowiada, iż ujawnienie tego może wiele nam wytłumaczyć. Być może dowiemy się nawet skąd Urzędowi Miasta M wzięło to, że nie chce wykluczyć tego, że nasza nieruchomość była objęta kwaterunkiem, zarządem Gminy M. oraz tego, że nią bez naszej wiedz nią zadysponowano. Mogłoby się przecież wydawać, że Urząd Miasta M. jako poważna instytucja ma nawet większy niż my interes aby uciąć absurdalne plotki o zbywaniu prywatnych nieruchomości fikcyjnym „lokatorom”. Prawda?
10. Wykazujemy pewne zrozumienie dla lokalnych instytucji
Przez dekadę wydreptaliśmy niejedną ścieżkę do lokalnych instytucji . I mamy nieodparte wrażenie iż lokalnym instytucjom coś się pokręciło jeśli chodzi o to czym jest stan faktyczny i zaczęły go utożsamiać z prawami Skarbu Państwa.
Nawet nas to specjalnie nie dziwi. Dotarły do nas bowiem informacje iż przynajmniej pewna ilość osób związanych z instytucjami państwowymi szczerze wierzy iż w miasteczku M Skarb Państwa powinien mieć duże tereny inwestycyjne, które mu zaginęły. Nie wydaje się jednak prawdopodobne aby takie tereny rzeczywiście kiedykolwiek istniały.
Dodajmy do tego wypowiedź jednego z funkcjonariuszy państwowych dotyczącą niedalekiej miejscowości (która zasłynęła sprawą zgłoszonych roszczeń do mienia Skarbu Państwa, którego nigdy nie było), który aktualnie zatrudniony jest zresztą w Urzędzie Miasta M.
Sądząc z jego wypowiedzi, ów przemiły człowiek mając do czynienia z roszczeniem dotyczącym mienia Skarbu Państwa, którego (jak się potem okazało) nigdy nie było w ogóle nie był zainteresowany dociekaniem czy prawa Skarbu Państwa były czy ich nie było tylko tym, żeby przypadkiem prokuratura nie zaczęła dociekać dlaczego z tego rzekomego mienia skarbu Państwa gmina nie wyciąga żadnych korzyści
"Były wójt jest też przekonany, iż paradoksalnie najmniej stracą mieszkańcy. Jeśli decyzją ministra spadkobiercy G odzyskają grunty, to odbiorą te niezabudowane, co do pozostałych wystąpią o zawarcie aktów notarialnych, a w innych przypadkach wystąpią o odszkodowanie do Skarbu Państwa. Ale co najciekawsze mówi, że - spadkobiercy G mogą też wystąpić o zwrot utraconych dochodów, nawet za okres ostatnich 10 lat – od państwa, od gminy i od obecnie władających gruntami. - Zakłada też , - że państwo po wypłacie odszkodowań, a to niebagatelna kwota - wystąpi z regresem do gminy, która winna czerpać dochody z tych gruntów… Może też tak być, że tam gdzie strata będzie mieć duże rozmiary, milionowe kwoty, ręce we wszystko włoży prokurator i zada pytanie: dlaczego gmina nie czerpała dochodów do których była zobowiązana?"
(cytat zaczerpnięty z http://www.pogotowiedziennikarskie.pl/niezalezna-informacja-lokalna/artykuly/kpina-z-prawa-wlasnosci ; Monika Hebda-Dziedzic; 13.08.2014)
W tej sytuacji nie wydaje się niemożliwe, że lokalnym instytucjom mogło się ze stresu trochę pokręcić. Być może ze strachu przed mityczną prokuraturą uznały, że bezpieczniej jest przyjmować iż stanem faktycznym są mityczne prawa Skarbu Państwa i kreować sytuację w której mogą wytłumaczyć dlaczego gmina z tych mitycznych praw nie czerpała żadnych korzyści . Albo z jakichś innych względów uznały iż bezpieczną opcją jest podążanie za dokumentacją będącą podstawą dla wpisów w latach 1970-tych.
Co prawda mamy pewien problem z trwającą od ponad dekady odmową ujawnienia co jest podstawą ich działania, jakie czynności wykonano na naszej własności bez mówienia nam o tym i jawnego wyjaśnienia sprawy. Jednak mimo to z oceną lokalnych instytucji wstrzymamy się do momentu w którym wypłynie więcej informacji odnośnie motywów ich działania.
Nie mamy natomiast absolutnie zrozumienia dla instytucji nadzoru, które latami nie potrafiły zauważyć, że lokalnym instytucjom coś się pokręciło i doprowadzić do jawnego wyjaśnienia co najmniej cudacznej sytuacji. Wręcz przeciwnie konsekwentnie konserwowały lokalne hmm... zwyczaje gorliwie upewniając lokalne instytucje w przekonaniu o rzekomej prawidłowości ich działania. I to zarówno w kwestii przyjmowania iż stan faktyczny to fikcyjne prawa Skarbu Państwa , a nie to co istnieje czy istniało w terenie i jest potwierdzone w dokumentach i rejestrach Państwa Polskiego. Jak i w kwestii odmowy ujawnienia skąd się te rzekome prawa Skarbu Państwa wzięły i jawnego wyjaśnienia sprawy z prywatnymi właścicielami nieruchomości.
Nawet nas to specjalnie nie dziwi. Dotarły do nas bowiem informacje iż przynajmniej pewna ilość osób związanych z instytucjami państwowymi szczerze wierzy iż w miasteczku M Skarb Państwa powinien mieć duże tereny inwestycyjne, które mu zaginęły. Nie wydaje się jednak prawdopodobne aby takie tereny rzeczywiście kiedykolwiek istniały.
Dodajmy do tego wypowiedź jednego z funkcjonariuszy państwowych dotyczącą niedalekiej miejscowości (która zasłynęła sprawą zgłoszonych roszczeń do mienia Skarbu Państwa, którego nigdy nie było), który aktualnie zatrudniony jest zresztą w Urzędzie Miasta M.
Sądząc z jego wypowiedzi, ów przemiły człowiek mając do czynienia z roszczeniem dotyczącym mienia Skarbu Państwa, którego (jak się potem okazało) nigdy nie było w ogóle nie był zainteresowany dociekaniem czy prawa Skarbu Państwa były czy ich nie było tylko tym, żeby przypadkiem prokuratura nie zaczęła dociekać dlaczego z tego rzekomego mienia skarbu Państwa gmina nie wyciąga żadnych korzyści
"Były wójt jest też przekonany, iż paradoksalnie najmniej stracą mieszkańcy. Jeśli decyzją ministra spadkobiercy G odzyskają grunty, to odbiorą te niezabudowane, co do pozostałych wystąpią o zawarcie aktów notarialnych, a w innych przypadkach wystąpią o odszkodowanie do Skarbu Państwa. Ale co najciekawsze mówi, że - spadkobiercy G mogą też wystąpić o zwrot utraconych dochodów, nawet za okres ostatnich 10 lat – od państwa, od gminy i od obecnie władających gruntami. - Zakłada też , - że państwo po wypłacie odszkodowań, a to niebagatelna kwota - wystąpi z regresem do gminy, która winna czerpać dochody z tych gruntów… Może też tak być, że tam gdzie strata będzie mieć duże rozmiary, milionowe kwoty, ręce we wszystko włoży prokurator i zada pytanie: dlaczego gmina nie czerpała dochodów do których była zobowiązana?"
(cytat zaczerpnięty z http://www.pogotowiedziennikarskie.pl/niezalezna-informacja-lokalna/artykuly/kpina-z-prawa-wlasnosci ; Monika Hebda-Dziedzic; 13.08.2014)
W tej sytuacji nie wydaje się niemożliwe, że lokalnym instytucjom mogło się ze stresu trochę pokręcić. Być może ze strachu przed mityczną prokuraturą uznały, że bezpieczniej jest przyjmować iż stanem faktycznym są mityczne prawa Skarbu Państwa i kreować sytuację w której mogą wytłumaczyć dlaczego gmina z tych mitycznych praw nie czerpała żadnych korzyści . Albo z jakichś innych względów uznały iż bezpieczną opcją jest podążanie za dokumentacją będącą podstawą dla wpisów w latach 1970-tych.
Co prawda mamy pewien problem z trwającą od ponad dekady odmową ujawnienia co jest podstawą ich działania, jakie czynności wykonano na naszej własności bez mówienia nam o tym i jawnego wyjaśnienia sprawy. Jednak mimo to z oceną lokalnych instytucji wstrzymamy się do momentu w którym wypłynie więcej informacji odnośnie motywów ich działania.
Nie mamy natomiast absolutnie zrozumienia dla instytucji nadzoru, które latami nie potrafiły zauważyć, że lokalnym instytucjom coś się pokręciło i doprowadzić do jawnego wyjaśnienia co najmniej cudacznej sytuacji. Wręcz przeciwnie konsekwentnie konserwowały lokalne hmm... zwyczaje gorliwie upewniając lokalne instytucje w przekonaniu o rzekomej prawidłowości ich działania. I to zarówno w kwestii przyjmowania iż stan faktyczny to fikcyjne prawa Skarbu Państwa , a nie to co istnieje czy istniało w terenie i jest potwierdzone w dokumentach i rejestrach Państwa Polskiego. Jak i w kwestii odmowy ujawnienia skąd się te rzekome prawa Skarbu Państwa wzięły i jawnego wyjaśnienia sprawy z prywatnymi właścicielami nieruchomości.
11. Analfabetyzm cyfrowy w instytucjach nadzoru
W poszukiwaniu tego czemu instytucje nadzoru nie reagują na uwiarygadnianie rzekomego istnienia fikcyjnych praw Skarbu Państwa do naszej dobrze udokumentowanej nieruchomości przekopaliśmy większość legislacji i orzecznictwa. Niestety nie znaleźliśmy nic. Poza jednym drobiazgiem. Mniej więcej wtedy kiedy zaczęły się nasze problemy z nieruchomością weszły do powszechnego użytku oficjalne cyfrowe rejestry takie jak elektroniczne księgi wieczyste oraz elektroniczna ewidencja gruntów. Spowodowało to przeniesienie do przestrzeni cyfrowej większości informacji z "papierowych" zasobów.
Z jednej strony uczyniło to wiele informacji bardziej dostępnymi dla osób potrafiących poruszać się w przestrzeni cyfrowej. Z drugiej natomiast strony utrudniło dostęp do wielu informacji analfabetom cyfrowym.
Nie sposób oprzeć się wrażeniu iż pracownicy organów kontroli instancyjnej działają w sprawie nieruchomości przy ul K 53 w M tak jakby należeli bez wyjątku do tej drugiej kategorii. Bowiem nikt kto zapoznałby się ze zrozumieniem z treścią cyfrowych rejestrów nie mógłby uwierzyć, że dla naszej nieruchomości mogą istnieć inne prawa niż nasze. Dla przykładu ; w samych elektronicznych księgach wieczystych jest bowiem prawie 10 względnie świeżych zapisów pokazujących, że właściciele byli, władali nieruchomością, wykonywali w stosunku do niej różne czynności mające znaczenie prawne i lokalne instytucje jak najbardziej się z tymi czynnościami w tym czasie zgadzały. Informacji o nieruchomości przy ul K 53 w M jako o mieniu "państwowym" nie ma także w żadnym dostępnym nam spisie mienia, które z jakiegokolwiek tytułu jest w strefie oddziaływania Skarbu Państwa (np własność, zarząd, samoistne władania, objęcie kwaterunkiem etc)
Jednak instytucje nadzoru konsekwentnie potwierdzają o prawidłowości działań podejmowanych po 2009 roku przez lokalne instytucje w stosunku do nieruchomości pod adresem K 53 w M. Życzliwie wyciągamy z tego wniosek, że nasza sprawa przez dekadę nie trafiła ani razu na biurko funkcjonariusza państwowego, który potrafiłby ze zrozumieniem czytać cyfrowe rejestry. A przypominamy, że w tym czasie, w kilkudziesięciu instytucjach bezpośredniego lub pośredniego nadzoru zajmowało się sprawami związanymi z naszą nieruchomością ok 400 funkcjonariuszy państwowych z czego znaczną część stanowili prawnicy. Jeżeli nasza życzliwa ocena jest słuszna to analfabetyzm cyfrowy w instytucjach nadzoru jest zjawiskiem więcej niż powszechnym.
Życzliwie przyjmujemy więc iż prowadząc program cyfryzacji instytucji państwowych zapomniano o najważniejszym, a mianowicie o tym by pracowników instytucji państwowych przeszkolić w zakresie korzystania z wprowadzanych rejestrów cyfrowych.
Oczywiście możemy przyjąć iż pracownicy instytucji państwowych potrafią posługiwać się rejestrami cyfrowymi, ale jest to równoznaczne z uznaniem iż instytucje nadzoru świadomie poświadczają o prawidłowości przypisywania praw Skarbu Państwa do prywatnej nieruchomości w oparciu o jakieś PRL-owskie pomyłki „wskrzeszające” przedwojennych nieboszczyków. A w to iż Skarb Państwa III RP obrabia rękami instytucji państwowych swoich obywateli z nieruchomości metodą "na zmartwychwstałego nieboszczyka" doprawdy nie chce nam się wierzyć.
Będziemy więc sprawę wyjaśniać do skutku.
Z jednej strony uczyniło to wiele informacji bardziej dostępnymi dla osób potrafiących poruszać się w przestrzeni cyfrowej. Z drugiej natomiast strony utrudniło dostęp do wielu informacji analfabetom cyfrowym.
Nie sposób oprzeć się wrażeniu iż pracownicy organów kontroli instancyjnej działają w sprawie nieruchomości przy ul K 53 w M tak jakby należeli bez wyjątku do tej drugiej kategorii. Bowiem nikt kto zapoznałby się ze zrozumieniem z treścią cyfrowych rejestrów nie mógłby uwierzyć, że dla naszej nieruchomości mogą istnieć inne prawa niż nasze. Dla przykładu ; w samych elektronicznych księgach wieczystych jest bowiem prawie 10 względnie świeżych zapisów pokazujących, że właściciele byli, władali nieruchomością, wykonywali w stosunku do niej różne czynności mające znaczenie prawne i lokalne instytucje jak najbardziej się z tymi czynnościami w tym czasie zgadzały. Informacji o nieruchomości przy ul K 53 w M jako o mieniu "państwowym" nie ma także w żadnym dostępnym nam spisie mienia, które z jakiegokolwiek tytułu jest w strefie oddziaływania Skarbu Państwa (np własność, zarząd, samoistne władania, objęcie kwaterunkiem etc)
Jednak instytucje nadzoru konsekwentnie potwierdzają o prawidłowości działań podejmowanych po 2009 roku przez lokalne instytucje w stosunku do nieruchomości pod adresem K 53 w M. Życzliwie wyciągamy z tego wniosek, że nasza sprawa przez dekadę nie trafiła ani razu na biurko funkcjonariusza państwowego, który potrafiłby ze zrozumieniem czytać cyfrowe rejestry. A przypominamy, że w tym czasie, w kilkudziesięciu instytucjach bezpośredniego lub pośredniego nadzoru zajmowało się sprawami związanymi z naszą nieruchomością ok 400 funkcjonariuszy państwowych z czego znaczną część stanowili prawnicy. Jeżeli nasza życzliwa ocena jest słuszna to analfabetyzm cyfrowy w instytucjach nadzoru jest zjawiskiem więcej niż powszechnym.
Życzliwie przyjmujemy więc iż prowadząc program cyfryzacji instytucji państwowych zapomniano o najważniejszym, a mianowicie o tym by pracowników instytucji państwowych przeszkolić w zakresie korzystania z wprowadzanych rejestrów cyfrowych.
Oczywiście możemy przyjąć iż pracownicy instytucji państwowych potrafią posługiwać się rejestrami cyfrowymi, ale jest to równoznaczne z uznaniem iż instytucje nadzoru świadomie poświadczają o prawidłowości przypisywania praw Skarbu Państwa do prywatnej nieruchomości w oparciu o jakieś PRL-owskie pomyłki „wskrzeszające” przedwojennych nieboszczyków. A w to iż Skarb Państwa III RP obrabia rękami instytucji państwowych swoich obywateli z nieruchomości metodą "na zmartwychwstałego nieboszczyka" doprawdy nie chce nam się wierzyć.
Będziemy więc sprawę wyjaśniać do skutku.
od kiedy uniemozliwia nam się usunięcie zagrozenia zdrowia w budynku w którym mieszkamy. |
od kiedy zostaliśmy zmuszeni do opuszczenia domu. |
od kiedy zorientowaliśmy się, że gminno-powiatowym instytucjom coś się poprzestawiało. |