|
|
|
|
Przekładając z prawniczego na potoczną polszczyznę oznacza to, ze Sąd Najwyższy tak zinterpretował polskie prawo, że domniemanie wiarygodności przestały mieć całe księgi wieczyste, a zachowały tylko ich części II-IV określające stan prawny (czyli kto jest właścicielem i jakimi zobowiązaniami w stosunku do osób trzecich obciążona jest nieruchomość), ale nie dział I-O, który opisuje o jaką nieruchomość chodzi i gdzie się znajduje.
Najwyraźniej ze zbiorowym intelektem Sądu Najwyższego nie było najlepiej, skoro nie widział tego co nawet wioskowy głupek niewątpliwie byłby zdolny zauważyć (gdyby ktoś o jego opinie poprosił), to znaczy, że jeżeli pozbawimy wiarygodności dział ksiąg wieczystych opisujący gdzie się dana nieruchomość znajduje i jak wygląda to nie sposób ustalić dla jakiej nieruchomości jest prowadzona dana księga wieczysta. Może to być nawet krater na Księżycu.
Właściwie to można powiedzieć, ze w dniu 28 lutego 1989 Sąd Najwyższy dokonał tego czego przez ponad 40 lat nie miał odwagi zrobić komunistyczny reżim czyli zmienić prawa własności nieruchomości ujawnione w księgach wieczystych w czysta fikcję.
Od tego dnia jedynym rejestrem wiążącym nieruchomość z jej właścicielem (czy władającym) stała się ewidencja gruntów, budynków i lokali. Chociaż tez nie jesteśmy pewni czy zawarte w niej informacje o władających czy właścicielach mają czy raczej powinny mieć domniemanie wiarygodności. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ustalenia NIK iż " ewidencja jest często nieaktualna, prowadzona w sposób chaotyczny".
Być może intencją Sądu Najwyższego nie było bynajmniej podkładanie miny pod prawa własności, tylko wręcz przeciwnie wymuszenie, aby przy każdej transakcji przeniesienia praw własności do nieruchomości dokonywano uzgodnień ksiąg wieczystych, z ewidencja gruntów, budynków lokali i ze stanem faktycznym potwierdzonym przez uczestników transakcji i uwiecznionych w akcie notarialnym. Czyli de facto chodziłoby o wymuszenie ta drogą oczyszczenia rejestrów z postkomunistycznego bałaganu. Ale dobrymi chęciami jest podobno piekło wybrukowane i wyszło tak jak wyszło, pokazując przy okazji ile bagna potrafi narobić niekompetencja ulokowana na decyzyjnych stanowiskach gdy pozostawi się ją poza jakąkolwiek kontrolą....
Najwyraźniej ze zbiorowym intelektem Sądu Najwyższego nie było najlepiej, skoro nie widział tego co nawet wioskowy głupek niewątpliwie byłby zdolny zauważyć (gdyby ktoś o jego opinie poprosił), to znaczy, że jeżeli pozbawimy wiarygodności dział ksiąg wieczystych opisujący gdzie się dana nieruchomość znajduje i jak wygląda to nie sposób ustalić dla jakiej nieruchomości jest prowadzona dana księga wieczysta. Może to być nawet krater na Księżycu.
Właściwie to można powiedzieć, ze w dniu 28 lutego 1989 Sąd Najwyższy dokonał tego czego przez ponad 40 lat nie miał odwagi zrobić komunistyczny reżim czyli zmienić prawa własności nieruchomości ujawnione w księgach wieczystych w czysta fikcję.
Od tego dnia jedynym rejestrem wiążącym nieruchomość z jej właścicielem (czy władającym) stała się ewidencja gruntów, budynków i lokali. Chociaż tez nie jesteśmy pewni czy zawarte w niej informacje o władających czy właścicielach mają czy raczej powinny mieć domniemanie wiarygodności. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ustalenia NIK iż " ewidencja jest często nieaktualna, prowadzona w sposób chaotyczny".
Być może intencją Sądu Najwyższego nie było bynajmniej podkładanie miny pod prawa własności, tylko wręcz przeciwnie wymuszenie, aby przy każdej transakcji przeniesienia praw własności do nieruchomości dokonywano uzgodnień ksiąg wieczystych, z ewidencja gruntów, budynków lokali i ze stanem faktycznym potwierdzonym przez uczestników transakcji i uwiecznionych w akcie notarialnym. Czyli de facto chodziłoby o wymuszenie ta drogą oczyszczenia rejestrów z postkomunistycznego bałaganu. Ale dobrymi chęciami jest podobno piekło wybrukowane i wyszło tak jak wyszło, pokazując przy okazji ile bagna potrafi narobić niekompetencja ulokowana na decyzyjnych stanowiskach gdy pozostawi się ją poza jakąkolwiek kontrolą....
3. Czy Sejm i Senat wiedzą co robią?
Jeżeli czyjąkolwiek intencją byłoby porządkowania post-komunistycznego bałaganu w rejestrach dotyczących nieruchomości to musiałby zacząć od modyfikacji art 27 ustawy o księgach wieczystych i hipotece, który w chwili ogłoszenia brzmiał
"Art. 27. W razie niezgodności danych z ewidencji gruntów i budynków z oznaczeniem nieruchomości w księdze wieczystej państwowe biuro notarialne dokonuj* na wniosek właściciela nieruchomości, wieczystego użytkownika lub z urzędu — na skutek zawiadomienia właściwej państwowej jednostki organizacyjnej prowadzącej ewidencję gruntów i budynków — sprostowania oznaczenia nieruchomości na podstawia danych z tej ewidencji."
Mówiąc po prostu artykuł ten dopuszczał możliwość dostosowywania zapisów ksiąg wieczystych do ewidencji gruntów, budynków lokali bez uzgodnienia z władającym czy właścicielem nieruchomości. A wydawać by się mogło, że chyba każdy dzieciak potrafi sobie wykalkulować, że nie jest możliwe uzgadniane bałaganu panującego w tych rejestrach bez sięgnięcia do prywatnych zasobów właścicieli lub/i władających. Każde dokonane poza plecami właściciela czy władającego uzgodnienie nie uwzględniające posiadanych przez nich dokumentów jest uzgodnieniem z gruntu wadliwym, które nie zmniejsza, lecz wręcz przeciwnie powiększa istniejący bałagan.
Co ciekawe nasi ustawodawcy artykułem 27 się jak najbardziej się zajęli, lecz najwyraźniej ich zbiorowa wyobraźnia dorównuje zdolności przewidywania Sądu Najwyższego, bowiem prawo do dokonywania zmian "z urzędu" zachowano. Poniżej obecne brzmienie pierwszych dwóch paragrafów art 27 ustawy o księgach wieczystych i hipotece.
"Art. 27. Sprostowanie oznaczenia nieruchomości
1. W razie niezgodności danych katastru nieruchomości z oznaczeniem nieruchomości w księdze wieczystej, sąd rejonowy dokonuje - na wniosek właściciela nieruchomości lub wieczystego użytkownika - sprostowania oznaczenia nieruchomości na podstawie danych katastru nieruchomości.
2. Sprostowanie, o którym mowa w ust. 1, może być dokonane także z urzędu, na skutek bezpośredniego sprawdzenia danych w bazie danych katastru nieruchomości lub zawiadomienia jednostki prowadzącej kataster nieruchomości."
Teoretycznie co prawda o wszelkich zmianach w księgach wieczystych powinno się powiadomić właścicieli, tylko w księdze wieczystej nie ma rubryki "adres korespondencyjny". Więc przy takiej konstrukcji możliwe jest właściwie wysłanie "powiadomienia" na dowolny adres który się komuś wydaje prawdopodobny i odhaczenie, że adresat powiadomiony, ale powiadomienia nie odebrał.
Wobec takich komplikacji natury korespondencyjnej, właściciela nieruchomości przed odkryciem, że jego nieruchomość się przemieściła lub zmieniła kształt chroni tylko domniemana solidność z jaka teoretycznie powinna być prowadzona ewidencja gruntów, budynków i lokali. Ta sama o której, przypomnijmy, według notatki w wikipedii NIK się wyraził " ewidencja jest często nieaktualna, prowadzona w sposób chaotyczny"..
Wygląda to więc już raczej paskudnie, ale jeszcze nie doszliśmy do gwoździa programu, który nazywa się modernizacją
Jeżeli czyjąkolwiek intencją byłoby porządkowania post-komunistycznego bałaganu w rejestrach dotyczących nieruchomości to musiałby zacząć od modyfikacji art 27 ustawy o księgach wieczystych i hipotece, który w chwili ogłoszenia brzmiał
"Art. 27. W razie niezgodności danych z ewidencji gruntów i budynków z oznaczeniem nieruchomości w księdze wieczystej państwowe biuro notarialne dokonuj* na wniosek właściciela nieruchomości, wieczystego użytkownika lub z urzędu — na skutek zawiadomienia właściwej państwowej jednostki organizacyjnej prowadzącej ewidencję gruntów i budynków — sprostowania oznaczenia nieruchomości na podstawia danych z tej ewidencji."
Mówiąc po prostu artykuł ten dopuszczał możliwość dostosowywania zapisów ksiąg wieczystych do ewidencji gruntów, budynków lokali bez uzgodnienia z władającym czy właścicielem nieruchomości. A wydawać by się mogło, że chyba każdy dzieciak potrafi sobie wykalkulować, że nie jest możliwe uzgadniane bałaganu panującego w tych rejestrach bez sięgnięcia do prywatnych zasobów właścicieli lub/i władających. Każde dokonane poza plecami właściciela czy władającego uzgodnienie nie uwzględniające posiadanych przez nich dokumentów jest uzgodnieniem z gruntu wadliwym, które nie zmniejsza, lecz wręcz przeciwnie powiększa istniejący bałagan.
Co ciekawe nasi ustawodawcy artykułem 27 się jak najbardziej się zajęli, lecz najwyraźniej ich zbiorowa wyobraźnia dorównuje zdolności przewidywania Sądu Najwyższego, bowiem prawo do dokonywania zmian "z urzędu" zachowano. Poniżej obecne brzmienie pierwszych dwóch paragrafów art 27 ustawy o księgach wieczystych i hipotece.
"Art. 27. Sprostowanie oznaczenia nieruchomości
1. W razie niezgodności danych katastru nieruchomości z oznaczeniem nieruchomości w księdze wieczystej, sąd rejonowy dokonuje - na wniosek właściciela nieruchomości lub wieczystego użytkownika - sprostowania oznaczenia nieruchomości na podstawie danych katastru nieruchomości.
2. Sprostowanie, o którym mowa w ust. 1, może być dokonane także z urzędu, na skutek bezpośredniego sprawdzenia danych w bazie danych katastru nieruchomości lub zawiadomienia jednostki prowadzącej kataster nieruchomości."
Teoretycznie co prawda o wszelkich zmianach w księgach wieczystych powinno się powiadomić właścicieli, tylko w księdze wieczystej nie ma rubryki "adres korespondencyjny". Więc przy takiej konstrukcji możliwe jest właściwie wysłanie "powiadomienia" na dowolny adres który się komuś wydaje prawdopodobny i odhaczenie, że adresat powiadomiony, ale powiadomienia nie odebrał.
Wobec takich komplikacji natury korespondencyjnej, właściciela nieruchomości przed odkryciem, że jego nieruchomość się przemieściła lub zmieniła kształt chroni tylko domniemana solidność z jaka teoretycznie powinna być prowadzona ewidencja gruntów, budynków i lokali. Ta sama o której, przypomnijmy, według notatki w wikipedii NIK się wyraził " ewidencja jest często nieaktualna, prowadzona w sposób chaotyczny"..
Wygląda to więc już raczej paskudnie, ale jeszcze nie doszliśmy do gwoździa programu, który nazywa się modernizacją
4 Gwóźdź (do trumny) zwany "modernizacją"
Modernizacja ewidencji gruntów , budynków i lokali jest cyklicznym, przeprowadzanym co kilka lat uaktualnianiem zapisów wspomnianej ewidencji. Już sama koncepcja uaktualniania ewidencji, która powinna być aktualna w każdym punkcie czasowym wydaje się bardzo dziwna. Jeszcze dziwniejsze jest to, że zaleca się jej wykonanie firmie zewnętrznej, nieznającej specyfiki terenu (a tym samym z definicji niezdolnej do pełnej oceny wiarygodności dokumentów). Łatwym do przewidzenia efektem jest rozmycie odpowiedzialności i co się z tym wiąże generowanie coraz to większego bałaganu. Bałaganu z którym właściciel nieruchomości nic nie może zrobić, bo po pierwsze o zmianach w ewidencji gruntów, budynków i lokali właściciele nie są od pewnego już czasu informowani z urzędu . Po drugie jak wykazuje nasze doświadczenie gdy się nawet przez przypadek dowiedzą o wprowadzeniu do ewidencji czegoś co się nawet pozorów nie trzyma , to odmawia się nie tylko usunięcia nieprawidłowości, ale nawet wyjaśnienia skąd się ona w modernizacji wzięła. Jeżeli potraktować ćwoczą nieruchomość jako typowy przykład to można nawet bez informowania właściciela wstawić do ewidencji gruntów, budynków i lokali inny budynek (niż ten, który istnieje w rzeczywistości) i odmówić wyjawienia na podstawie czego to zrobiono i co więcej odmówić również usunięcia tak wykonanej "poprawki". Oceniając realistycznie w III RP nic nie chroni właściciela nieruchomości przed uzyskaniem pewnego dnia urzędowej informacji, ze mieszka w wieży należącej do smoka. A, ze wieży ani smoka nikt na oczy nie widział.... No cóż skoro nie "dopilnował" ,żeby smoka ani wieży nie było ujawnionych w rejestrach to niech sam się wini...
Modernizacja ewidencji gruntów , budynków i lokali jest cyklicznym, przeprowadzanym co kilka lat uaktualnianiem zapisów wspomnianej ewidencji. Już sama koncepcja uaktualniania ewidencji, która powinna być aktualna w każdym punkcie czasowym wydaje się bardzo dziwna. Jeszcze dziwniejsze jest to, że zaleca się jej wykonanie firmie zewnętrznej, nieznającej specyfiki terenu (a tym samym z definicji niezdolnej do pełnej oceny wiarygodności dokumentów). Łatwym do przewidzenia efektem jest rozmycie odpowiedzialności i co się z tym wiąże generowanie coraz to większego bałaganu. Bałaganu z którym właściciel nieruchomości nic nie może zrobić, bo po pierwsze o zmianach w ewidencji gruntów, budynków i lokali właściciele nie są od pewnego już czasu informowani z urzędu . Po drugie jak wykazuje nasze doświadczenie gdy się nawet przez przypadek dowiedzą o wprowadzeniu do ewidencji czegoś co się nawet pozorów nie trzyma , to odmawia się nie tylko usunięcia nieprawidłowości, ale nawet wyjaśnienia skąd się ona w modernizacji wzięła. Jeżeli potraktować ćwoczą nieruchomość jako typowy przykład to można nawet bez informowania właściciela wstawić do ewidencji gruntów, budynków i lokali inny budynek (niż ten, który istnieje w rzeczywistości) i odmówić wyjawienia na podstawie czego to zrobiono i co więcej odmówić również usunięcia tak wykonanej "poprawki". Oceniając realistycznie w III RP nic nie chroni właściciela nieruchomości przed uzyskaniem pewnego dnia urzędowej informacji, ze mieszka w wieży należącej do smoka. A, ze wieży ani smoka nikt na oczy nie widział.... No cóż skoro nie "dopilnował" ,żeby smoka ani wieży nie było ujawnionych w rejestrach to niech sam się wini...
5. Ćwocza nieruchomość czyli przykład jak "robi się nieruchomości"
"Poprawki" naniesione w trakcie modernizacji w związku z ćwoczą nieruchomością, to znaczy te o których wiemy, dają pewien przekrój tego co się w modernizacji dzieje Nie znamy bowiem powodów dla których ćwocza nieruchomość mogłaby być wyjątkiem. Poniżej wymieniamy te wątpliwe "osiągnięcia modernizacji" o których zdołaliśmy się dowiedzieć.
1. W modernizacji w 1996 roku ujawniono, ze ćwoczą nieruchomością władają nie tylko jej żyjący właściciele, ale również dwa trupy z sąsiedztwa. Może to trochę nieelegancko tak mówić o nieżyjących pierwszych właścicielach sąsiadującej nieruchomości, ale absurd sytuacji nas usprawiedliwia. Po prostu wzięto ludzi, którzy kupili sąsiednią nieruchomość w tym samym czasie co pierwsi właściciele ćwoczej nieruchomości i zmieniono ich we władających ćwoczą nieruchomością. Piękno sytuacji polega na tym, ze o żadnej pomyłce nie może być mowy, bowiem dziwnym zrządzeniem losu zakup obydwu nieruchomości jest udokumentowany jednym aktem notarialnym. Nie bardzo jest nawet więc jak podkładać czy przekładać. Do chwili obecnej nie ujawniono skąd te rewelacje wzięto. O poprawieniu nawet nie ma mowy.
2. W modernizacji w latach 90-tych zmieniono granicę ćwoczej działki z sąsiednią nieruchomością (tą sama z której przemigrowano trupy). W jaki sposób można zmienić granice działki nie wchodząc na posesję, nie dokonując pomiarów i co najważniejsze nie uzyskując na to zgody właścicieli obydwu graniczących działek przekracza naszą wyobraźnię. Jednak nie możemy się kłócić z faktami. Takiego cudu najwyraźniej dokonano skoro ewidencja gruntów, budynków i lokali nie potrafi przedstawić nam ugody geodezyjnej, która na tą okoliczność powinna być sporządzona. To znaczy nie wiemy czy nie może czy nie chce. Nie chcemy być złośliwi, ale głupio byłoby gdyby się okazało, ze np stroną ugody był ktoś kogo noga nie postała na nieruchomości i o kogo istnieniu władający nieruchomością właściciele nic nie wiedzą..... Oczywiście to tylko podejrzenie, ale jak wytłumaczyć taki drobny fakt, ze płot cały czas stoi tak jak stał, czyli tak jakby granica działki nie uległa wcale zmianie. Oczywiście o korekcie "ustaleń" nie ma nawet mowy...
3. W modernizacji w roku 2002 pojawiła się działka o numerze historycznym ćwoczej nieruchomości 275a. Podobno znaleziono ją w trakcie badania ksiąg wieczystych. Jednak nie wiadomo jakich i Sąd Rejonowy do istnienia takiej działki w księgach wieczystych się nie przyznaje. Nie jest więc jasne skąd tą działkę wzięto. Ponadto jest szereg danych wskazujących, że jest to ewidentna fałszywka. Po pierwsze właściwa działka o tym numerze miała inna powierzchnie i przestała istnieć w 1968 roku gdy dokonano jej podziału. O tym, ze o inna działkę 275a chodzi raczej nie ma mowy, bo jako właścicieli ujawniono pierwszych właścicieli tej właściwej działki 275a. Co prawda data nabycia się nie zgadzała, ale nie bądźmy drobiazgowi. Tym niemniej właściciele od dawna nie żyją, a postępowanie spadkowe po nich została przeprowadzone już dawno temu. Prawa nabyły dzieci i wnuki (co jest zresztą udokumentowane), które działkę tą zbyły w latach 1950-1955. Rozległy termin transakcji jest świadectwem jakie trudności się piętrzyły przed dopięciem transakcji z rozsianymi po świecie spadkobiercami. Fałszywka nie fałszywka Starostwo zamiast ją usunąć spokojnie "przemigrowało" ją na inną działkę o kompletnie innych parametrach.
Być może specjalnie by nas to nie zainteresowało gdyby nie swoisty stosunek do decyzji podziału tej właściwej działki 275a dokonanego w roku 1968. Wszystko jest pięknie udokumentowane, dokumenty zachowały się w perfekcyjnym stanie, ale do posiadania tego dokumentu w swoich zasobach prowadzące ewidencję Starostwo przyznało się dopiero gdy okazało się, ze my ten dokument mamy.... I nadal nie jesteśmy pewni czy nie chowa go dalej po kątach. Zupełnie tak jakby mu ten dokument do jakiejś koncepcji nie pasował.
4. Starostwo nabiera wody w usta gdy pytamy je jakie zmiany w kwestii ćwoczej nieruchomości wprowadziły ostatnie modernizacje. To milczenie jest zastanawiające, bowiem ostatnio, w niewiadomych okolicznościach w wyrysie pojawił się .... inny budynek. Znaczy się inny niż ten, który się tam naprawdę znajduje i który na wyrysach widniał jeszcze w 2003 roku. Budynek rzeczywiście istniejący był również w złożonej w Starostwie inwentaryzacji do podziału z 2004 roku, na podstawie informacji z której sporządzane są wypisy z ewidencji gruntów, budynków i lokali. Wydawałoby się, ,ze jest to jakaś drobna i trywialna pomyłka, gdyby nie to, ze prowadzące ewidencję Starostwo uparło się że nie wyjaśni skąd się wziął na wyrysie inny budynek i błędu nie usunie. Lub raczej zażądało od nas abyśmy dostarczyli dokumenty w zakresie powstania zmian. Tylko jakich zmian, skoro w rzeczywistości nic się nie zmieniło? I budynek z wyrysu Starostwa jak nie istniał tak nie istnieje....
Jeżeli się te wszystkie zmiany pozbiera to wygląda to trochę tak jakby konsekwentnie wprowadzano do modernizacji ewidentnie fałszywe dokumenty zabagniające czysta sytuację prawna ćwoczej nieruchomości. Ze względu na ewidentna fałszywość tych dokumentów usunięcie ich z modernizacji nie powinno być problemem. Tym bardziej, ze w latach 1999, 2005, 2006, 2008, 2009 podpisywano akty notarialne przeniesienia własności części nieruchomości czyli de facto potwierdzano zgodność istniejącej rzeczywistości z zapisami ksiąg wieczystych i ewidencji gruntów, budynków i lokali. jest więc udokumentowane, że nie ma nawet skrawka niezgodności pomiędzy stanem faktycznym a zapisami ksiąg wieczystych i wypisami z ewidencji gruntów budynków i lokali.
Dlaczego więc nie można usunąć z ewidencji ewidentnych fałszywek? Czy uwiarygodnienie tych fałszywek przez dołączenie do zasobów geodezyjnych jest powodem dla którego nie respektuje się naszych praw własności do nieruchomości w obrębie instytucji państwa polskiego? A jeżeli tak, to dlaczego nie można nawet powiedzieć tego głośno i uzgodnić powtórnie w sposób jawny? Czyżby w oparciu o nie zdołano już potwierdzić jakieś ściągnięte z sufitu prawa? Dlaczego oficjalnie nie jesteśmy informowani, ze postępowania są prowadzone w oparciu o założenie, ze na miejscu ćwoczej nieruchomości znajduje się coś innego i dopiero wystawiane dokumenty uprzytomniły nam, ze w ten sposób usiłuje się nas wkręcić w potwierdzenie rzekomego istnienia innego stanu prawnego/faktycznego? Czyżby dokonanie jawnych uzgodnień ujawniało istnienie mechanizmów, które sprawiają, ze prawa własności do nieruchomości są czystą fikcją?
Czasami zastanawiamy się ile spraw podobnych do naszej toczy się obecnie przed instytucjami III RP? W każdym razie Im dłużej zwleka się z wyjaśnieniem sprawy ćwoczej nieruchomości i przedstawieniem zarzutów karnych osobom uczestniczącym w tej hucpie - tym mniej prawdopodobne się wydaje, ze mamy do czynienia z jakąś punktową nieprawidłowością.
"Poprawki" naniesione w trakcie modernizacji w związku z ćwoczą nieruchomością, to znaczy te o których wiemy, dają pewien przekrój tego co się w modernizacji dzieje Nie znamy bowiem powodów dla których ćwocza nieruchomość mogłaby być wyjątkiem. Poniżej wymieniamy te wątpliwe "osiągnięcia modernizacji" o których zdołaliśmy się dowiedzieć.
1. W modernizacji w 1996 roku ujawniono, ze ćwoczą nieruchomością władają nie tylko jej żyjący właściciele, ale również dwa trupy z sąsiedztwa. Może to trochę nieelegancko tak mówić o nieżyjących pierwszych właścicielach sąsiadującej nieruchomości, ale absurd sytuacji nas usprawiedliwia. Po prostu wzięto ludzi, którzy kupili sąsiednią nieruchomość w tym samym czasie co pierwsi właściciele ćwoczej nieruchomości i zmieniono ich we władających ćwoczą nieruchomością. Piękno sytuacji polega na tym, ze o żadnej pomyłce nie może być mowy, bowiem dziwnym zrządzeniem losu zakup obydwu nieruchomości jest udokumentowany jednym aktem notarialnym. Nie bardzo jest nawet więc jak podkładać czy przekładać. Do chwili obecnej nie ujawniono skąd te rewelacje wzięto. O poprawieniu nawet nie ma mowy.
2. W modernizacji w latach 90-tych zmieniono granicę ćwoczej działki z sąsiednią nieruchomością (tą sama z której przemigrowano trupy). W jaki sposób można zmienić granice działki nie wchodząc na posesję, nie dokonując pomiarów i co najważniejsze nie uzyskując na to zgody właścicieli obydwu graniczących działek przekracza naszą wyobraźnię. Jednak nie możemy się kłócić z faktami. Takiego cudu najwyraźniej dokonano skoro ewidencja gruntów, budynków i lokali nie potrafi przedstawić nam ugody geodezyjnej, która na tą okoliczność powinna być sporządzona. To znaczy nie wiemy czy nie może czy nie chce. Nie chcemy być złośliwi, ale głupio byłoby gdyby się okazało, ze np stroną ugody był ktoś kogo noga nie postała na nieruchomości i o kogo istnieniu władający nieruchomością właściciele nic nie wiedzą..... Oczywiście to tylko podejrzenie, ale jak wytłumaczyć taki drobny fakt, ze płot cały czas stoi tak jak stał, czyli tak jakby granica działki nie uległa wcale zmianie. Oczywiście o korekcie "ustaleń" nie ma nawet mowy...
3. W modernizacji w roku 2002 pojawiła się działka o numerze historycznym ćwoczej nieruchomości 275a. Podobno znaleziono ją w trakcie badania ksiąg wieczystych. Jednak nie wiadomo jakich i Sąd Rejonowy do istnienia takiej działki w księgach wieczystych się nie przyznaje. Nie jest więc jasne skąd tą działkę wzięto. Ponadto jest szereg danych wskazujących, że jest to ewidentna fałszywka. Po pierwsze właściwa działka o tym numerze miała inna powierzchnie i przestała istnieć w 1968 roku gdy dokonano jej podziału. O tym, ze o inna działkę 275a chodzi raczej nie ma mowy, bo jako właścicieli ujawniono pierwszych właścicieli tej właściwej działki 275a. Co prawda data nabycia się nie zgadzała, ale nie bądźmy drobiazgowi. Tym niemniej właściciele od dawna nie żyją, a postępowanie spadkowe po nich została przeprowadzone już dawno temu. Prawa nabyły dzieci i wnuki (co jest zresztą udokumentowane), które działkę tą zbyły w latach 1950-1955. Rozległy termin transakcji jest świadectwem jakie trudności się piętrzyły przed dopięciem transakcji z rozsianymi po świecie spadkobiercami. Fałszywka nie fałszywka Starostwo zamiast ją usunąć spokojnie "przemigrowało" ją na inną działkę o kompletnie innych parametrach.
Być może specjalnie by nas to nie zainteresowało gdyby nie swoisty stosunek do decyzji podziału tej właściwej działki 275a dokonanego w roku 1968. Wszystko jest pięknie udokumentowane, dokumenty zachowały się w perfekcyjnym stanie, ale do posiadania tego dokumentu w swoich zasobach prowadzące ewidencję Starostwo przyznało się dopiero gdy okazało się, ze my ten dokument mamy.... I nadal nie jesteśmy pewni czy nie chowa go dalej po kątach. Zupełnie tak jakby mu ten dokument do jakiejś koncepcji nie pasował.
4. Starostwo nabiera wody w usta gdy pytamy je jakie zmiany w kwestii ćwoczej nieruchomości wprowadziły ostatnie modernizacje. To milczenie jest zastanawiające, bowiem ostatnio, w niewiadomych okolicznościach w wyrysie pojawił się .... inny budynek. Znaczy się inny niż ten, który się tam naprawdę znajduje i który na wyrysach widniał jeszcze w 2003 roku. Budynek rzeczywiście istniejący był również w złożonej w Starostwie inwentaryzacji do podziału z 2004 roku, na podstawie informacji z której sporządzane są wypisy z ewidencji gruntów, budynków i lokali. Wydawałoby się, ,ze jest to jakaś drobna i trywialna pomyłka, gdyby nie to, ze prowadzące ewidencję Starostwo uparło się że nie wyjaśni skąd się wziął na wyrysie inny budynek i błędu nie usunie. Lub raczej zażądało od nas abyśmy dostarczyli dokumenty w zakresie powstania zmian. Tylko jakich zmian, skoro w rzeczywistości nic się nie zmieniło? I budynek z wyrysu Starostwa jak nie istniał tak nie istnieje....
Jeżeli się te wszystkie zmiany pozbiera to wygląda to trochę tak jakby konsekwentnie wprowadzano do modernizacji ewidentnie fałszywe dokumenty zabagniające czysta sytuację prawna ćwoczej nieruchomości. Ze względu na ewidentna fałszywość tych dokumentów usunięcie ich z modernizacji nie powinno być problemem. Tym bardziej, ze w latach 1999, 2005, 2006, 2008, 2009 podpisywano akty notarialne przeniesienia własności części nieruchomości czyli de facto potwierdzano zgodność istniejącej rzeczywistości z zapisami ksiąg wieczystych i ewidencji gruntów, budynków i lokali. jest więc udokumentowane, że nie ma nawet skrawka niezgodności pomiędzy stanem faktycznym a zapisami ksiąg wieczystych i wypisami z ewidencji gruntów budynków i lokali.
Dlaczego więc nie można usunąć z ewidencji ewidentnych fałszywek? Czy uwiarygodnienie tych fałszywek przez dołączenie do zasobów geodezyjnych jest powodem dla którego nie respektuje się naszych praw własności do nieruchomości w obrębie instytucji państwa polskiego? A jeżeli tak, to dlaczego nie można nawet powiedzieć tego głośno i uzgodnić powtórnie w sposób jawny? Czyżby w oparciu o nie zdołano już potwierdzić jakieś ściągnięte z sufitu prawa? Dlaczego oficjalnie nie jesteśmy informowani, ze postępowania są prowadzone w oparciu o założenie, ze na miejscu ćwoczej nieruchomości znajduje się coś innego i dopiero wystawiane dokumenty uprzytomniły nam, ze w ten sposób usiłuje się nas wkręcić w potwierdzenie rzekomego istnienia innego stanu prawnego/faktycznego? Czyżby dokonanie jawnych uzgodnień ujawniało istnienie mechanizmów, które sprawiają, ze prawa własności do nieruchomości są czystą fikcją?
Czasami zastanawiamy się ile spraw podobnych do naszej toczy się obecnie przed instytucjami III RP? W każdym razie Im dłużej zwleka się z wyjaśnieniem sprawy ćwoczej nieruchomości i przedstawieniem zarzutów karnych osobom uczestniczącym w tej hucpie - tym mniej prawdopodobne się wydaje, ze mamy do czynienia z jakąś punktową nieprawidłowością.
6. Tak zwany rys historyczny
Jak się zdaje zadziwiające "ustalenia" modernizacji nie są ograniczone bynajmniej do ćwoczej nieruchomości. Dobrym przykładem są tu ulice w miasteczku M. i dziwaczna plątanina działek o która się pod nimi znajduje, a która pojawiła się właśnie w wyniku modernizacji.
Tytułem wstępu wypada podać pewien rys historyczny. Otóż przedwojenne parcelacje wykonywane w miasteczku M. wyglądały w ten sposób, że każda parcela składała się z gruntu właściwej działki oraz przylegającej do niej części ulicy. Dokładnie w tej formie zapisywane były w księgach wieczystych np. plac 3650 m2 z tego 150m2 pod ulicą.
Gdzieś w czasie II wojny światowej zaczęły się przy aktach notarialnych sprzedaży działek pojawiać zapisy, że kawałek gruntu pod ulicą przekazuje się gminie. Po wojnie przekazywanie już nie gminie ale skarbowi państwa działek pod ulicami przy okazji wykonywania operacji typu podział czy sprzedaż parceli dalej była praktykowana. Teoretycznie wychodzi więc, że takich kawałków skarb państwa/gmina powinna mieć całkiem sporo.
W latach 70-tych zmieniono sposób numeracji działek w miasteczku M., a przy okazji dokonano swoistej regulacji numeracji gruntu pod ulicami. Od tej pory ulica nie składała się już z działek pochodzących z przylegających do niej parceli, ale była jedną działką zajmującą całą ulicę. Jak nietrudno się domyśleć działka ta miała miejscami różny stan własnościowy czym jednak w latach 70-tych nikt się specjalnie nie przejmował.
Sytuacja taka przetrwała do lat 90-tych kiedy weszły nowe regulacje prawne według których każda działka musi mieć jednolity stan prawny i w modernizacjach prowadzonych w pierwszych latach XXI wieku zaczęto ulice do tych regulacji dostosowywać prowadząc kolejne modernizacje.
Niestety tu zaczyna się zagadka, a właściwie kilka.
Jak się zdaje zadziwiające "ustalenia" modernizacji nie są ograniczone bynajmniej do ćwoczej nieruchomości. Dobrym przykładem są tu ulice w miasteczku M. i dziwaczna plątanina działek o która się pod nimi znajduje, a która pojawiła się właśnie w wyniku modernizacji.
Tytułem wstępu wypada podać pewien rys historyczny. Otóż przedwojenne parcelacje wykonywane w miasteczku M. wyglądały w ten sposób, że każda parcela składała się z gruntu właściwej działki oraz przylegającej do niej części ulicy. Dokładnie w tej formie zapisywane były w księgach wieczystych np. plac 3650 m2 z tego 150m2 pod ulicą.
Gdzieś w czasie II wojny światowej zaczęły się przy aktach notarialnych sprzedaży działek pojawiać zapisy, że kawałek gruntu pod ulicą przekazuje się gminie. Po wojnie przekazywanie już nie gminie ale skarbowi państwa działek pod ulicami przy okazji wykonywania operacji typu podział czy sprzedaż parceli dalej była praktykowana. Teoretycznie wychodzi więc, że takich kawałków skarb państwa/gmina powinna mieć całkiem sporo.
W latach 70-tych zmieniono sposób numeracji działek w miasteczku M., a przy okazji dokonano swoistej regulacji numeracji gruntu pod ulicami. Od tej pory ulica nie składała się już z działek pochodzących z przylegających do niej parceli, ale była jedną działką zajmującą całą ulicę. Jak nietrudno się domyśleć działka ta miała miejscami różny stan własnościowy czym jednak w latach 70-tych nikt się specjalnie nie przejmował.
Sytuacja taka przetrwała do lat 90-tych kiedy weszły nowe regulacje prawne według których każda działka musi mieć jednolity stan prawny i w modernizacjach prowadzonych w pierwszych latach XXI wieku zaczęto ulice do tych regulacji dostosowywać prowadząc kolejne modernizacje.
Niestety tu zaczyna się zagadka, a właściwie kilka.
7. Zagadka pierwsza czyli kształty niespotykane w przyrodzie
Efektem modernizacji polegającej na podziale ulic na działki o jednolitym stanie prawnym nie były bynajmniej regularne prostokąty wynikające z przedwojennej parcelacji. Zamiast tego pojawiły się np. działki o rzekomo jednolitym stanie prawnym które musiałyby pochodzić jednocześnie z kilku przedwojennych parceli do tego niekoniecznie leżących obok siebie (mogłoby to owszem mieć sens gdyby były to działki będące własnością gminy/skarbu państwa, ale nie są). Jak do tego doszło jest niestety całkowicie niezrozumiałe bo wbrew obiegowej opinii przedwojennych ksiąg hipotecznych dla miasteczka M. ocalało całkiem sporo (tj. ustalenie która działka pod ulicą wzięła się z której parceli jest jak najbardziej wykonalne). Nawet więc pobieżne ich przejrzenie pozwala na stwierdzenie, że ustalenie jednolitego stanu prawnego działek pod ulicami które nie należą do gminy/skarbu państwa w takiej formie jak można aktualnie zobaczyć w wielu przypadkach musi być błędne. Zupełnie nie rozumiemy więc jak mogło do nich dojść. Zwłaszcza, że w warunkach technicznych dla zamówienia na wykonanie jednej z modernizacji ewidencji gruntów dla miasteczka M. znaleźliśmy coś takiego jak "Przeprowadzenie badań hipotecznych dla całego terenu objętego modernizacją". Badania hipoteczne czego więc przeprowadzono, żeby ustalić aktualny (kompletnie sprzeczny z informacjami z ksiąg hipotecznych) rozkład działek pod ulicami?
Efektem modernizacji polegającej na podziale ulic na działki o jednolitym stanie prawnym nie były bynajmniej regularne prostokąty wynikające z przedwojennej parcelacji. Zamiast tego pojawiły się np. działki o rzekomo jednolitym stanie prawnym które musiałyby pochodzić jednocześnie z kilku przedwojennych parceli do tego niekoniecznie leżących obok siebie (mogłoby to owszem mieć sens gdyby były to działki będące własnością gminy/skarbu państwa, ale nie są). Jak do tego doszło jest niestety całkowicie niezrozumiałe bo wbrew obiegowej opinii przedwojennych ksiąg hipotecznych dla miasteczka M. ocalało całkiem sporo (tj. ustalenie która działka pod ulicą wzięła się z której parceli jest jak najbardziej wykonalne). Nawet więc pobieżne ich przejrzenie pozwala na stwierdzenie, że ustalenie jednolitego stanu prawnego działek pod ulicami które nie należą do gminy/skarbu państwa w takiej formie jak można aktualnie zobaczyć w wielu przypadkach musi być błędne. Zupełnie nie rozumiemy więc jak mogło do nich dojść. Zwłaszcza, że w warunkach technicznych dla zamówienia na wykonanie jednej z modernizacji ewidencji gruntów dla miasteczka M. znaleźliśmy coś takiego jak "Przeprowadzenie badań hipotecznych dla całego terenu objętego modernizacją". Badania hipoteczne czego więc przeprowadzono, żeby ustalić aktualny (kompletnie sprzeczny z informacjami z ksiąg hipotecznych) rozkład działek pod ulicami?
8 Zagadka druga czyli zaginiona własność gminy/skarbu państwa
Po tym jak okazało się, że skarbowi państwa zginęła działka pod ulicą przekazana w latach 60- tych przez ówczesnych właścicieli ćwoczej działki postanowiliśmy zgłębić temat. Jak się okazało dobrze udokumentowanych przypadków pozyskania działek pod ulicami przez gminę/skarb państwa jest całkiem sporo i nijak się one mają do aktualnego stanu mienia gminy/skarbu państwa.
W czasie II wojny światowej sprzedaż parceli powiązana była z przekazaniem przypisanego do niej gruntu pod ulicą na rzecz gminy. Jest to doskonale udokumentowane w stosunku do szeregu nieruchomości i wystarczy zajrzeć do ksiąg hipotecznych aby się o tym przekonać. Niezrozumiałe jest więc jak to się stało, że nie odkryła tego firma wykonująca modernizację zwłaszcza wobec tego, że w warunkach technicznych zamówienia na wykonanie modernizacji na które trafiliśmy figuruje coś takiego jak , "Przeprowadzenie badań hipotecznych dla całego terenu objętego modernizacją" (no chyba, że trafiliśmy na bardzo niestandardowe warunki zamówienia).
Starostwo po zapytaniu o działki które w ten sposób pozyskał skarb państwa nawet nie jest w stanie wskazać ich lokalizacji. Ciekawe co więc się stało z mapami na których te działki figurowały i które istniały jeszcze w latach 60-tych?
Przechodząc do lat 60-tych w innym kontekście to wtedy ówcześni właściciele ćwoczej działki przekazali przylegający do niej kawałek pod ulicą skarbowi państwa. Jak się zdaje nie uczynili tego dobrowolnie i z potrzeby serca. Po prostu dzielili wtedy swoją działkę na dwie części które aktualnie są działką ćwoków oraz sąsiadów i takie było wymaganie odpowiednich władz, które wydawały zgodę na podział. Ponieważ trudno domniemać, że wymaganie to było wyrazem wyjątkowej złośliwości władzy wobec ówczesnych właścicieli ćwoczej działki domniemamy, że był to standard i każdy kto dzielił działkę w tym okresie oddawał część pod ulicą skarbowi państwa. Aby wytropić takie działki wystarczy zajrzeć do ksiąg wieczystych i poczytać akty prawne,zwłaszcza te dotyczące nieodpłatnego przekazania gruntu skarbowi państwa bo tak się składa, że wszystko odbywało się z zachowaniem wszelkich procedur.
Jak wiec to się stało, że nie dokonano tego w ramach jakiegoś "przeprowadzenia badań hipotecznych dla całego terenu objętego modernizacją" ?
Po tym jak okazało się, że skarbowi państwa zginęła działka pod ulicą przekazana w latach 60- tych przez ówczesnych właścicieli ćwoczej działki postanowiliśmy zgłębić temat. Jak się okazało dobrze udokumentowanych przypadków pozyskania działek pod ulicami przez gminę/skarb państwa jest całkiem sporo i nijak się one mają do aktualnego stanu mienia gminy/skarbu państwa.
W czasie II wojny światowej sprzedaż parceli powiązana była z przekazaniem przypisanego do niej gruntu pod ulicą na rzecz gminy. Jest to doskonale udokumentowane w stosunku do szeregu nieruchomości i wystarczy zajrzeć do ksiąg hipotecznych aby się o tym przekonać. Niezrozumiałe jest więc jak to się stało, że nie odkryła tego firma wykonująca modernizację zwłaszcza wobec tego, że w warunkach technicznych zamówienia na wykonanie modernizacji na które trafiliśmy figuruje coś takiego jak , "Przeprowadzenie badań hipotecznych dla całego terenu objętego modernizacją" (no chyba, że trafiliśmy na bardzo niestandardowe warunki zamówienia).
Starostwo po zapytaniu o działki które w ten sposób pozyskał skarb państwa nawet nie jest w stanie wskazać ich lokalizacji. Ciekawe co więc się stało z mapami na których te działki figurowały i które istniały jeszcze w latach 60-tych?
Przechodząc do lat 60-tych w innym kontekście to wtedy ówcześni właściciele ćwoczej działki przekazali przylegający do niej kawałek pod ulicą skarbowi państwa. Jak się zdaje nie uczynili tego dobrowolnie i z potrzeby serca. Po prostu dzielili wtedy swoją działkę na dwie części które aktualnie są działką ćwoków oraz sąsiadów i takie było wymaganie odpowiednich władz, które wydawały zgodę na podział. Ponieważ trudno domniemać, że wymaganie to było wyrazem wyjątkowej złośliwości władzy wobec ówczesnych właścicieli ćwoczej działki domniemamy, że był to standard i każdy kto dzielił działkę w tym okresie oddawał część pod ulicą skarbowi państwa. Aby wytropić takie działki wystarczy zajrzeć do ksiąg wieczystych i poczytać akty prawne,zwłaszcza te dotyczące nieodpłatnego przekazania gruntu skarbowi państwa bo tak się składa, że wszystko odbywało się z zachowaniem wszelkich procedur.
Jak wiec to się stało, że nie dokonano tego w ramach jakiegoś "przeprowadzenia badań hipotecznych dla całego terenu objętego modernizacją" ?
9. Zagadka trzecia czyli tak zwany rozjazd
O ile w przypadku tego co robią ze swoimi nieruchomościami osoby prywatne można jeszcze próbować zasłaniać się ich niedbalstwem, niewiedzą czy wręcz przysłowiowym w miasteczku M. "niedopilnowaniem babci". Co jednak myśleć jeśli gigantyczny bałagan pojawia się nie na styku osoba prywatna- ewidencja gruntów, ale Urząd Miasta M. - ewidencja gruntów. Jak wynika z wykonanego lokalnie badania pod koniec 2014 roku było co najmniej kilkadziesiąt rozbieżności w tym co urząd miasta M. podawał jako swoją własność i tym co w ewidencji gruntów figurowało jako jego własność.
Okazało się też, że Starostwo nie jest świadome odnośnie części decyzji komunalizacyjnych wydanych przez Wojewodę na rzecz Urzędu Miasta (co jest swoistym paradoksem bo aby wydać taka decyzję potrzebna jest jego opinia i z rozdzielnika dostaje takie rzeczy do wiadomości).
Sam urząd miasteczka M. jak się okazuje nie do końca panuje też nad swoim mieniem. Z wykonywanych przez całe lata 90-te spisów mienia zostały mu jakieś niedobitki dokumentów, niektórych pozyskiwanych nieruchomości latami nie ujawnia w księgach wieczystych, niektóre nieruchomości nie wie skąd ma i nawet nie jest pewien,że jest ich właścicielem (chociaż jest to akurat dobrze udokumentowane), zdarzyło mu się przestawić lokalizację kilku ulic (chociaż nikt nie pamięta jak).
Innymi słowy abstrahując już od wadliwości samej ewidencji gruntów chaos panujący w urzędzie miasta znacznie zwiększa prawdopodobieństwo, że np. w modernizacji wpłynie do niej jakieś potwierdzenie istnienia nieistniejącego stanu faktycznego czy prawnego które następnie zacznie żyć własnym życiem. Doskonałym przykładem jest tu przykład jednej z ulic którą Urząd Miasta M. próbuje od lat przestawić. Ponieważ trafił jednak na upartego mieszkańca, który ma doskonale udokumentowane gdzie ulica (będąca zresztą jedynym dojazdem do jego nieruchomości jest) więc od lat trwa w dziwacznym zawieszeniu nie chcąc potwierdzić żadnej lokalizacji ulicy (ani tej rzeczywistej i dobrze udokumentowanej,ani tej którą z jakichś przyczyn próbuje wykazać).
O ile w przypadku tego co robią ze swoimi nieruchomościami osoby prywatne można jeszcze próbować zasłaniać się ich niedbalstwem, niewiedzą czy wręcz przysłowiowym w miasteczku M. "niedopilnowaniem babci". Co jednak myśleć jeśli gigantyczny bałagan pojawia się nie na styku osoba prywatna- ewidencja gruntów, ale Urząd Miasta M. - ewidencja gruntów. Jak wynika z wykonanego lokalnie badania pod koniec 2014 roku było co najmniej kilkadziesiąt rozbieżności w tym co urząd miasta M. podawał jako swoją własność i tym co w ewidencji gruntów figurowało jako jego własność.
Okazało się też, że Starostwo nie jest świadome odnośnie części decyzji komunalizacyjnych wydanych przez Wojewodę na rzecz Urzędu Miasta (co jest swoistym paradoksem bo aby wydać taka decyzję potrzebna jest jego opinia i z rozdzielnika dostaje takie rzeczy do wiadomości).
Sam urząd miasteczka M. jak się okazuje nie do końca panuje też nad swoim mieniem. Z wykonywanych przez całe lata 90-te spisów mienia zostały mu jakieś niedobitki dokumentów, niektórych pozyskiwanych nieruchomości latami nie ujawnia w księgach wieczystych, niektóre nieruchomości nie wie skąd ma i nawet nie jest pewien,że jest ich właścicielem (chociaż jest to akurat dobrze udokumentowane), zdarzyło mu się przestawić lokalizację kilku ulic (chociaż nikt nie pamięta jak).
Innymi słowy abstrahując już od wadliwości samej ewidencji gruntów chaos panujący w urzędzie miasta znacznie zwiększa prawdopodobieństwo, że np. w modernizacji wpłynie do niej jakieś potwierdzenie istnienia nieistniejącego stanu faktycznego czy prawnego które następnie zacznie żyć własnym życiem. Doskonałym przykładem jest tu przykład jednej z ulic którą Urząd Miasta M. próbuje od lat przestawić. Ponieważ trafił jednak na upartego mieszkańca, który ma doskonale udokumentowane gdzie ulica (będąca zresztą jedynym dojazdem do jego nieruchomości jest) więc od lat trwa w dziwacznym zawieszeniu nie chcąc potwierdzić żadnej lokalizacji ulicy (ani tej rzeczywistej i dobrze udokumentowanej,ani tej którą z jakichś przyczyn próbuje wykazać).
10. Zagadka czwarta czyli zarząd, władanie i samoistne posiadanie
Jeszcze jedną ciekawostką związaną z modernizacją są jej ustalenia odnośnie tego którymi kawałkami ulic gminnych Urząd Miasta M. zarządza, którymi włada, a które ma w samoistnym posiadaniu, co często wygląda tak, że na jednej ulicy kawałkami występują wszystkie trzy stany, które pojawiły się oczywiście w trakcie modernizacji.
Niestety to skąd z kolei wzięły się w modernizacji pozostaje zagadką bo jak się okazuje Urząd Miasta M. nie prowadzi żadnych rejestrów w których odnotowywałby takie informacje. Tak więc powstaje pytanie jeśli informacja o zarządzie, władaniu, samoistnym posiadaniu Urzędu Miasta M. nie wzięła się z jego rejestrów to skąd się wzięła?
***
Na zakończenie. Próby wyjaśnienia ze starostwem różnych anomalii modernizacji kończą się stwierdzeniem, że ustalono to w modernizacji i starostwo nie ma pojęcia na podstawie czego. W kilku przypadkach starostwo przyznało ponadto, że modernizacja ewidencji gruntów ustaliła coś błędnie.
Tak dla przypomnienia oraz tytułem podsumowania powyższych 10 punktów cały czas mówiliśmy o rejestrze który pełni rolę katastru i na podstawie którego lokalizuje się gdzie znajduje się dana nieruchomość oraz jakie są jej parametry (powierzchnia, kształt). Zgodnie z uchwałą Sądu Najwyższego z 1989 roku.
Jeszcze jedną ciekawostką związaną z modernizacją są jej ustalenia odnośnie tego którymi kawałkami ulic gminnych Urząd Miasta M. zarządza, którymi włada, a które ma w samoistnym posiadaniu, co często wygląda tak, że na jednej ulicy kawałkami występują wszystkie trzy stany, które pojawiły się oczywiście w trakcie modernizacji.
Niestety to skąd z kolei wzięły się w modernizacji pozostaje zagadką bo jak się okazuje Urząd Miasta M. nie prowadzi żadnych rejestrów w których odnotowywałby takie informacje. Tak więc powstaje pytanie jeśli informacja o zarządzie, władaniu, samoistnym posiadaniu Urzędu Miasta M. nie wzięła się z jego rejestrów to skąd się wzięła?
***
Na zakończenie. Próby wyjaśnienia ze starostwem różnych anomalii modernizacji kończą się stwierdzeniem, że ustalono to w modernizacji i starostwo nie ma pojęcia na podstawie czego. W kilku przypadkach starostwo przyznało ponadto, że modernizacja ewidencji gruntów ustaliła coś błędnie.
Tak dla przypomnienia oraz tytułem podsumowania powyższych 10 punktów cały czas mówiliśmy o rejestrze który pełni rolę katastru i na podstawie którego lokalizuje się gdzie znajduje się dana nieruchomość oraz jakie są jej parametry (powierzchnia, kształt). Zgodnie z uchwałą Sądu Najwyższego z 1989 roku.
Dziennik pierwszy (pisany przed 08-2012) | Dziennik drugi (pisany po 08-2012). |
# Wstęp - Jak w Bollywood # Część pierwsza - Co to jest Polska B. # Część druga - O podtrzymywaniu Polski B # Część trzecia - Co wiedzą instancje nadrzędne # Część trzy i pół - Co wie pani Sąsiadka |
# Wstęp - Na rodzimym gruncie # Część jeden i pół - Więcej o Polsce B. # Część dwa i pół - W obronie ciemnogrodu? # Część trzy i trzy czwarte - A może o to chodzi? # Część czwarta - Pytania i wątpliwości |
Aneks I (Czarne_dziury) | Aneks II (Bug_1) |
Aneks III (Bug_2) | Epilog (Składamy klocki) |