LA  CORRUPTION
  • Blog
    • Kalendarium
    • Galeria
  • Dziennik XVII
    • Sam szczyt (administracja rządowa)
    • Sam szczyt (sądownistwo)
    • Efekty specjalne
  • Dziennik XVI
    • Sam szczyt
  • Dziennik XV
    • Sam szczyt
    • Efekty specjalne
  • Dziennik XIV
    • Instytucje od mienia Skarbu Państwa
    • Instytucje od geodezji
    • Instytucje od budownictwa
    • Sądownictwo powszechne
    • Prokuratura
    • Sam szczyt
    • Efekty specjalne
  • Streszczenie Dzienników I-XIII
  • Nawigator po Dziennikach I - XIII
    • Dziennik Ćwoków I >
      • Dziennik I - część 1
      • Dziennik I - część 2
      • Dziennik I - część 3
    • Dziennik Ćwoków II >
      • Dziennik II - część 1 i 1/2
      • Dziennik II - część 2 i 1/2 >
        • Wątek I
        • Wątek II
        • Wątek III
        • Wątek IV
        • Wątek V
        • Wątek VI
        • Wątek VII
      • Dziennik II - część 3 i 3/4 >
        • Wątek 2
        • Wątek 3
        • Wątek 4
        • Wątek 5
      • Dziennik II - część 4
    • Pzedwczesny epilog III >
      • Epilog (1)
      • Epilog (2)
      • Epilog (3)
      • Epilog (4)
    • Dziennik Ćwoków IV >
      • Gmina i powiat >
        • Urząd miasta
        • Sąd Rejonowy >
          • Sprawy Cywilne
        • Starostwo >
          • EGBiL i modernizacja
        • PINB
        • Prokuratura >
          • Sprawy Karne
    • Dziennik Ćwoków V >
      • Pan Krzysiu reality show
      • Rewizor reality show >
        • SA i administracja >
          • GUNB & co
        • SA i SKO >
          • SKO saute
        • SA , wojewoda i skargi
        • Sądy powszechne (1)
        • Sądy powszechne (2)
        • Prokuratura
    • Dziennik Ćwoków VI >
      • Polowanie na Skunksa (1)
      • Polowanie na Skunksa (2)
      • Polowanie na Skunksa (3) >
        • Urząd Miiasta M
        • Starostwo G.
        • PINB w G
        • Sąd Rejonowy w G.
        • Prokuratura Rejonowa w G
      • Polowanie na Skunksa (4)
      • Polowanie na Skunksa (5)
      • Dziennik Ćwoków VIa >
        • Wojewoda
      • Dziennik Ćwoków VIb >
        • Kancelaria Premiera & Co
        • KRS & Co
    • Dziennik Ćwoków VII >
      • Powiatowe Poczciwiny
      • Park Jurajski
      • Sam Szczyt
    • Dziennik Ćwoków VIII >
      • Kroczek pierwszy
      • Kroczek drugi >
        • Kroczek dwa i pół
        • Kroczek dwa i trzy czwarte
        • Kroczek drugi - podsumowanie
        • Kroczek drugi - wnioski
      • Kroczek trzeci
      • Kroczek czwarty
    • Dziennik Ćwoków IX >
      • Dodatek 1
      • Dodatek 2
      • Dodatek 3
      • Dodatek 4
    • Dziennik Ćwoków X >
      • Pisma w kiblowej sprawie
      • Co może Rząd?
      • Co może Sąd?
      • Przez kieszeń do rozumu
    • Dziennik Ćwoków XI >
      • Fiku-miku w powiaciku >
        • Fiku-miku w bałaganiku >
          • Fiku-miku w bałaganiku (vintage)
      • Fiku-miku ponad powiacikiem >
        • Fiku-miku w rządziku >
          • Fiku-miku w rządziku cd.
          • Fiku-miku w rządziku (o zwrociku)
        • Fiku-miku w sądziku >
          • Fiku-miku w sądziku cd.
          • Fiku-miku w sądziku (o zwrociku)
        • Gdzie by tu jeszcze napisać?
      • Fiku-miku w portfeliku
      • Kto jeszcze puka od dołu?
    • Dziennik Ćwoków XII >
      • Ostatni raz na serio >
        • Małe żuczki >
          • Dokum. 1923-2009
          • Dokum. UMM po 2009r
          • Dokum. Starostwo G. (Geo) po 2009r
          • Dokum. Starostwo G. (Arch-bud) po 2009r
          • Dokum. PINB w G. po 2009r
          • Budowlane P.S.
          • Dokum. Sąd Rejonowy w G. po 2009r
          • Dokum. Prokuratura Rejonowa w G po 2009r
        • Średnie żuczki
        • Duże żuczki >
          • W rządziku
          • W sądziku
      • Dogrywka >
        • Z ostrożności procesowej
        • Łopatologicznie raz jeszcze
        • Jeszcze kilka pytań....
        • Robi się coraz ciekawiej....
        • Super Extra - KPRM
        • Super Extra - KRS
    • Dziennik Ćwoków XIII >
      • Lokaksy
      • Nadrzędnialsy
      • Sam szczyt (Rząd) >
        • Jak pozwaliśmy KPRM ........
      • Sam szczyt (Sąd) >
        • Wielce Czcigodny Sąd Okręgowy & s-ka

Dziennik VIII c.d.

1/3/2017

0 Comments

 
CZĘŚĆ  IV
„Usprawiedliwienia”, podsumowania i wnioski.


Gdy czyta się opis funkcjonowania powiatu G, mimowolnie pojawia się podejrzenie monstrualnej korupcji i skrajnej demoralizacji pracowników lokalnych instytucji. W naszej opinii nie jest to ocena słuszna.  Nie trzeba mieć wcale złych intencji aby narobić niezłego bigosu. Wystarczy tylko zostać obarczonym zadaniem przekraczającym możliwości.
Lokalnych funkcjonariuszy najwyraźniej obciążono zadaniem uporządkowania rejestrów dotyczących nieruchomości.  A to zupełnie tak jakby herkulesowe zadanie powierzyć komuś kto nie  jest bynajmniej herkulesem i nie ma nawet ułamka  jego niezwykłych  zdolności. Bo nie oszukujmy się w instytucjach powiatowych raczej nie znajdziemy wybitnych specjalistów od ustalania praw własności zamotanych w wydarzenia historyczne.  
Zadanie więc było niemożliwe do wykonania, i to bynajmniej nie tylko dlatego, że lokalni funkcjonariusze państwowi maja problemy z czytaniem dokumentów (o co ich trudno nie podejrzewać), ale również z powodów..... nie do końca od nich zależnych

1. Nieznajomość terenu.
Początkowo nie mogliśmy wyjść ze zdumienia, ze w kilkunastotysięcznym miasteczku w którym wszyscy znają się niemalże jak łyse konie wiedzą o znacznej części miasta wydaje się być białą plamą.  Gdy jednak liznęliśmy trochę historii przestało nas to dziwić,
Miasteczko M jest bowiem przedwojennym letniskiem w którym po wojnie ulokowano bodajże 3 fabryki. Ma również bogatą historię konspiracji, bowiem w czasach II wojny światowej uznano, ze teren porośnięty lasem na którym z rzadka znajdują się piękne letniskowe wille (posadowione na dużych niegrodzonych działkach) jest dobrym miejscem na działalność konspiracyjną. Tym bardziej, że przez tą urocza i tajemnicza miejscowość przechodziła ważna linia kolejowa. Ulokowano wiec tutaj ważną placówkę konspiracyjną.  Po wojnie w miasteczku wytworzyły się niejako dwa światy. Jeden - to świat ludzi z fabryk. Był to uporządkowany świat ludzi z nowo stawianych bloków, w większości napływowych którzy żyli "po bożemu".  Był też świat "ludzi z willi", który niewątpliwie byłby interesującym obiektem badań dla każdego socjologa.  W czasach głodu mieszkaniowego pierwszych powojennych  lat zakwaterowywano pracowników fabryk w starych willach. Niejednokrotnie dokwaterowując ich niezbyt zachwyconym właścicielom lub współwłaścicielom. (czy tez osobom się za takich właścicieli podających, bo w okresie powojennej zawieruchy w miasteczku, które było w czasie wojny ważną placówką konspiracyjną takiej ewentualności w zasadzie także wykluczyć nie można). Jednak warunki życia w tych obiektach na siłę podzielonych na maleńkie mieszkanka ze wspólną kuchnia, łazienka etc nie były najlepsze. Toteż co zaradniejsi przeprowadzali się do lepszych warunków jakie oferowały bloki. Pozostawał element mniej zaradny, często obciążony różnymi problemami np alkoholiźmie. Równie wielki był eksodus właścicieli, którzy gnieździli się w tym co pozostało po tym jak władza ludowa dokwaterowała na ich własności po kilka rodzin. Ci mniej zaradni żyli często ze stopniowej wyprzedaży swoich gruntów czyli wielkich działek na których władza ludowa nigdy nie położyła łapy. Za to duże działki, które można było wynająć (a być może  nawet kupić) i bliskość dużego ośrodka przyciągały tzw inicjatywę prywatną, która w ówczesnych warunkach ustrojowych działała często na granicy obowiązującego wówczas prawa i była ostro infiltrowana przez bezpiekę.
Na skutek opisanych procesów pod koniec PRL-u  miasteczko M nie było w praktyce jednym miastem tylko dwoma rożnymi światami, która się nawzajem nie znały i mamy wrażenie, że głęboko sobą pogardzały. Po 1989 roku "świat willi" zaczął się rozpływać, a wraz z nim pamięć o nim.

2. Bałagan historyczny
Mówiąc o bałaganie historycznym zdecydowaliśmy się litościwie pominąć, to co z reguły nasuwa się na myśl, gdy się o tym myśli czyli wybrakowana dokumentacja czy niestarannie prowadzone rejestry. To wszystko oczywiście jest w miasteczku M i to być może nawet w nadprogramowej skali.  Nie jesteśmy bowiem pewni czy "wędrujące ulice" są lokalna specjalnością czy też częścią powszechnie występujących  historycznych zaszłości. Zjawisko "wędrujących ulic" wynika z faktu, ze przed wojna miasteczko posiadało w znakomitej większości drogi gruntowe przy których znajdowały się niegrodzone posesje.   O przemieszczenie takich ulic jest łatwo, szczególnie w tedy, gdy znaczną część właścicieli wygna z ich nieruchomości wojna, a po ulicach przetacza się ciężki sprzęt wojskowy.  
Ze skali bałaganu jaki mógł panować w rejestrach miasteczka M  zdaliśmy sobie sprawę jednak dopiero gdy ustaliliśmy, że we wczesnych latach 1970-tych w ramach tzw modernizacji ewidencji gruntów przerysowano mapę miasta. Na jakiej podstawie? Na chwile obecna możemy się tylko domyślać.  Jednak przerysowanie mapy miasta, które powstało w wyniku planowanej parcelacji na działki o regularnych kształtach i zbliżonej powierzchni na coś co przypominało groch z kapustą wskazuje na jakiś dziwny proces, chyba nie do końca bazujący na tym co się działo w terenie i co można znaleźć w lokalnych archiwach.
Właśnie ta cecha i zbieżność w czasie sprawiają, ze zaczynamy podejrzewać, ze spływające umowy indeminizacyjne mogły mieć w tym spory udział..

3. Willa a willa.
Być może nasze przekonanie, ze wadliwość  ustalań praw własności (czyli prawa do roszczeń odszkodowawczych) w trakcie procesu indeminizacyjnego  miała znaczny wpływ na wygenerowanie bałaganu, ale bałagan jaki panuje w dokumentacji dotyczącej tego procesu nie może napełniać zaufaniem.
Tym bardziej, ze nie musiało dochodzić nawet do oszustw indeminizacyjnych, aby proces ten mógł się stać przyczyną niezłego zamieszania wokół praw własności. Wystarczyło chociażby "usprawiedliwione niechlujstwo". Piszemy "usprawiedliwione" bowiem  trudno oczekiwać od funkcjonariusza  innego państwa aby orientował się w subtelnościach miasteczka M i zwracał uwagę na szczegóły, których nie tylko znaczenia ale nawet istnienia nie mógł podejrzewać.
Weźmy dla przykładu coś co nawet nas zaskoczyło.  Willa to nie tylko "wolno stojący większy budynek mieszkalny, jednorodzinny, powiązany zwykle z ogrodem" (definicja z wikipedii).  Przynajmniej w miasteczku M  "willa" to był zbiór parcel (niekoniecznie zabudowanych i niekoniecznie sąsiadujących) dla których była prowadzona jedna księga hipoteczna.  Parcele te pierwotnie miały jednego właściciela, ale gdy któraś z nich zastała sprzedana - to niekoniecznie wydzielano ją do innej księgi hipotecznej (co jak podejrzewamy pociągało za sobą konkretne koszty). Częstokroć ograniczano się tylko do zrobienia adnotacji o zmianie właściciela.  Innymi słowy nazwa willa Y może dotyczyć nawet kilkunastu parceli należących czasami już do różnych właścicieli, a jedyną rzeczą, która je łączy jest to , że w wyniku pierwotnej  parcelacji zostały wydzielone do jednej księgi hipotecznej "willa Y"
Toteż nie było nic niewłaściwego w wypłaceniu odszkodowania panu X za willę Y ( o ile oczywiście wylegitymował się aktualnym prawem własności).  Tylko później mógł powstać problem z lokalizacja tego za co odszkodowanie wypłacono (czyli tego co przeszło na własność Skarbu Państwa w wyniku tego procesu). Szczególnie jeżeli nie zachowała się księga hipoteczna, bo wówczas ustalenie których parcel ujawnionych w księdze wieczystej Y odszkodowanie dotyczyło mogło być naprawdę trudne do ustalenia. Tym, bardziej, ze do pewnego momentu posesje w miasteczku M nie były numerowane, tylko identyfikowane przez swoje unikalne nazwy.
Sama numeracja może też być przyczyną niezłego zamieszania. Już w latach 1930-tych do parceli przypisano numery. Od razu wprowadzono przy tym pewne zamieszanie bo wszystkie parcele narożne otrzymały po dwa numery przypisane do dwóch ulic, a jeśli trafi się parcela która sąsiaduje z trzema ulicami to dostawała numerów trzy. Numeracji tej nie zmieniano przez dłuższy okres czasu pomimo iż parcele były dzielone. Prowadziło to do takich paradoksów, że na przykład nr 21 przy ul K (czyli dawny adres naszej nieruchomości)  przypisywany był 3 nieruchomościom pochodzącym z oryginalnej parceli 21, czasami z różnymi literkami, czasami bez...  A po zmianie numeracji w w latach 1990-tych numer ten otrzymała nieruchomość położona na drugim końcu ul K.  Innymi słowy istny numerologiczny kogel-mogel.

4. Sąd Najwyższy nie pomaga......
Musimy obiektywnie przyznać, że aby się w tym całym  bałaganie rozeznać trzeba mieć nie tylko  bardzo szczególne kwalifikacje (o które co tu dużo mówić jest raczej  trudno) i dobra znajomość terenu (której w lokalnych instytucjach również brakuje), ale również jakieś punkty odniesienia. Przez punkty odniesienia  rozumiemy dokumenty i rejestry, które mają domniemanie wiarygodności dopóty nie wykaże się w jawnym postępowaniu sądowym ich wadliwości. Takie dokumenty i rejestry są punktem startowym dla dokonywania wszelkich ustaleń. Bez ich istnienia procesowi porządkowania historycznych zaszłości (jak eufemistycznie nazywa się pospolity bałagan w rejestrach) nie podołałby nawet Herkules.
Za likwidowanie tych punktów odniesienia zabrał się jednak w lutym 1989 roku Sąd Najwyższy ustalając w swojej uchwale, ze dział I-O (czyli tego opisującego jak wygląda nieruchomość i gdzie się znajduje )  nie ma domniemania wiarygodności. Jak już wielokrotnie tłumaczyliśmy - wysadziło to efektywnie cały system ksiąg wieczystych w powietrze. Bowiem posiadanie domniemania wiarygodności przez dział I-O  oznacza, że aby zakwestionować przypisanie księgi wieczystej do konkretnego kawałka gruntu trzeba wykazać  w jawnym postępowaniu sądowym, ze stan faktyczny jest inny. Jeżeli dział I-O nie ma domniemania wiarygodności - to nie trzeba niczego wykazywać.  Ponieważ według innej ustawy podstawą do wpisów w tym dziale są dane z ewidencji gruntów - wystarczy tylko przedstawić   pokazać  jakiś dokument pochodzący z tej ewidencji i  wskazujący,  że jest  inaczej.  I to bynajmniej nie w jawnym postępowaniu sądowym.  Mówiąc po prostu po pozbawieniu domniemania wiarygodności działu I-O, aby "usunąć" księgę wieczystą z danej nieruchomości wystarczy wprowadzić wadliwy dokument do ewidencji gruntów.  A o tym, że celuje w tym proces zwany "modernizacją" pisaliśmy w Dzienniku....
Pomijając te dywagacje na temat kryminogennego charakteru uchwały Sądu Najwyższego z 1989 roku, zauważyć należy, że największa szkoda jaka poczyniła jest to, ze księgi wieczyste przestały być wiarygodnym odniesieniem dla procesu porządkowania "zaszłości historycznych" związanych z prawem własności.  Nie są nim też dane z ewidencji gruntów, bo pomijając już fakt, że znajdują się w niej dokumenty o sprzecznej treści - to domniemanie wiarygodności nie obejmuje informacji o właścicielach zawartych w tej ewidencji.
Po narobieniu takiego bigosu nie do końca już nawet wiadomo jaki status mają akty notarialne np przeniesienia własności - są w końcu sporządzane na podstawie zapisów ksiąg wieczystych i wypisów z ewidencji gruntów.....  

5. Nie pomagają również inne instytucje.
Skoro dane z ewidencji gruntów (nie tylko wypis!!) są podstawa dla uaktualnienia wpisu w księdze wieczystej to ich wprowadzanie powinno być pod ścisłą kontrolą.  Tymczasem o wprowadzaniu zmian nie trzeba nawet informować właściciela.... Oczywiście informację o każdej zmianie przesyła się do szeregu instytucji. Jak możemy wyczytać  rozporządzenie Ministra Rozwoju Regionalnego i Budownictwa z 29 marca 2001 r.
"?49. 1. O dokonanych zmianach w danych ewidencyjnych starosta zawiadamia:
1) organy podatkowe — w wypadku zmian danych mających znaczenie dla wymiaru podatków: od nieruchomości, rolnego i leśnego,
2) wydział ksiąg wieczystych właściwego miejscowo sądu rejonowego — w wypadku zmian danych objętych działem I ksiąg wieczystych,
3) właściwe miejscowo jednostki statystyki publicznej — w wypadku zmian w cechach adresowych nieruchomości oraz dopisywania i wykreślania budynków,
4) osoby i jednostki organizacyjne, na których wniosek lub zgłoszenie zmiana została wprowadzona."
Jak się łatwo zorientować nie ma wśród nich osób ujawnionych w ewidencji jako właścicieli danego obiektu.  No cóż nie widzimy lepszego sposobu, aby wysadzić wiarygodność całego rejestru w powietrze. Z czego chyba lokalnie zdaje sobie sprawę wiele osób skoro jeden z funkcjonariuszy bodajże nadzoru budowlanego poinformował nas otwarcie, ze zapisy ewidencji gruntów mają "charakter informacyjny", a nie wiążący.

6. Strategie porządkowania?
Kiedyś zadaliśmy sobie trud i zaczęliśmy się zastanawiać co byśmy zrobili na miejscu lokalnego funkcjonariusza państwowego gdybyśmy musieli ustalić stan prawny jakiejś nieruchomości.  Zakładając, że nie znamy terenu i nie jesteśmy zbyt biegli w czytaniu dokumentacji i do tego nasz czas jest bardzo ograniczony.  Trudno by nam się było oprzeć na księgach wieczystych, bo one wiszą na ewidencji gruntów, której dane nie zawsze muszą wytrzymywać konfrontację z właścicielem. Najbezpieczniejsza opcją wydają się dokumenty wystawione przez inne instytucje państwowe, które już coś "ustaliły" (lub wydaje się, ze coś ustaliły) . A jeżeli "ustaliły" one , że prawo do nieruchomości ma Skarb państwa to w ogóle Bingo. W końcu nikt nie pociągnie funkcjonariusza państwowego do odpowiedzialności za działanie w interesie Skarbu Państwa.  A jeśli prawa Skarbu Państwa opierają się na wypłaceniu odszkodowania w ramach umowy indemizacyjnej to podwójne bingo.  W końcu są to "papiery" potwierdzone przez  dwa państwa - wydaja się więc być bezpieczna opcją.
Oczywiście ten scenariusz jest czysto hipotetyczny i podszyty duża doza ironii, ale czy możemy mieć gwarancje, że "ustalanie praw własności" nie odbywa się w powiecie w taki właśnie sposób skoro co pewien czas wychodzą takie sprawy jak nasza?

7. Podsumowanie
Cały ten przydługi opis trudnej sytuacji funkcjonariusza lokalnej instytucji państwowej obarczonego zadaniem uporządkowania / ustalenia stanu prawnego nieruchomości nie ma na celu bynajmniej usprawiedliwiania kogokolwiek. Nie ma bowiem usprawiedliwienia dla nie zauważenia, ze jeżeli "ustalenia" odnośnie stanu prawnego nieruchomości są sprzeczne nie tylko z zapisami wszystkich rejestrów , kompletem aktów notarialnych i do tego jeszcze ze stanem faktycznym,  to z tymi "ustaleniami" jest coś nie tak. W naszej opinii osoby, które okazały się niezdolne do wyciągnięcia takich wniosków być może  mają  kwalifikacje do utrzymywania porządku na okolicznych skwerach, ale zdecydowanie nie powinny mieć przyzwolenia na bawienie się pieczątkami instytucji państwowych.
Tym niemniej w naszej opinii ich niekompetencja blednie w porównaniu z tą, jaka zagnieździła się w instytucjach nadrzędnych, których głównym obowiązkiem jest korygowanie działań instytucji powiatowych a nie przyjmowanie za prawdę objawiona najbardziej ewidentnych bzdur, które wyprodukował powiat. Jeżeli funkcjonariusze instancji nadrzędnych nie czuja się intelektualnie zdolni do zakwestionowania tego co sobie w powiecie wymyślą, to może należy im po prostu oficjalnie nadać tytuł powiatowych klakierów, aby ich okazale brzmiące tytuły nie wprowadzały nikogo w błąd. Jeszcze większa granda jest załatwianie wszystkiego "między sobą" bez oficjalnego poinformowania obywatela (czyli np nas) dlaczego nie  uznaje się jego praw własności.  
Jednak nawet to blednie w porównaniu z niekompetencja osób stanowiących lub interpretujących prawo.  Konsekwencje zdjęcia z działu I-O domniemania wiarygodności przewidzieć potrafiłby nawet średnio-rozgarnięty gimnazjalista. Podobnie zresztą jak konsekwencje zdjęcia obowiązku informowania właściciela o wszelkich zmianach dokonywanych w rejestrach w zakresie dotyczącym jego własności.  Natomiast konsekwencje zapewnienia całkowitej bezkarności funkcjonariuszom państwowym, bez względu na to jaką bzdurę poświadczą podejrzewamy, że przewidziałby nawet przedszkolak.
No cóż. Jak pisaliśmy już wcześniej w instytucjach państwowych, szczególnie tych najwyższego szczebla  nie zatrudnia się ani średnio-rozgarniętych gimnazjalistów, ani przedszkolaków.

8. Wnioski
Gdy kilka lat po zakupie nieruchomości okazało się, ze nasze prawa nie są respektowane - zbaranieliśmy. Jeszcze bardziej zbaranieliśmy gdy okazało się, że  nie respektowanie naszych praw ma zadziwiający charakter - to znaczy nie uznaje się, że na miejscu naszej nieruchomości .... jest nasza nieruchomość. I to pomimo iż ona nie tylko jak najbardziej stoi to jeszcze jest naprawdę dobrze udokumentowana.
Początkowo  wierzyliśmy, że to musi być jakaś pomyłka i szukaliśmy czegokolwiek co dawałoby podstawy dla istnienia jakichkolwiek wątpliwości. Jednak zamiast konkretnych faktów znajdowaliśmy coraz więcej patologii w funkcjonowaniu instytucji państwowych.  Punktem wspólnym tych patologi wydaje się być skrajna niekompetencja osób zatrudnianych w instytucjach państwowych.
Skrajna niekompetencja w instytucjach państwowych jest zbyt wielka pokusą dla cwaniaczków różnego kalibru by mogła długo leżeć odłogiem.  
Jaka jest  świadomość  w poszczególnych instytucjach, że są one wykorzystywane jako, co tu dużo mówić narzędzie pozwalające na bezkarne naruszanie prawa (oczywiście w rozumieniu obowiązujących ustaw) ?  Czy naprawdę w aparacie państwowym są zatrudniani ludzie, którzy są aż tak monstrualnie głupi aby pozwolić na zaistnienie sytuacji w której aparat państwowy przez kilka już lat zajmuje się  uwiarygadnianiem, ze na miejscu niewielkiej  nieruchomości znajduje się coś innego niż pokazuje dokumentacja z prawie 100-letnia ciągłością oraz istniejący stan faktyczny? I to pomimo iż nie ma na potwierdzenie tego zdumiewającego faktu nic co można byłoby dołączyć do akt sprawy czy chociażby pokazać?  Niestety coraz więcej okoliczności wskazuje  na to, że odpowiedź może być twierdząca.
Jest to cokolwiek zaskakujące rozwiązanie zagadki braku uznawania naszych dobrze udokumentowanych praw do zakupionej, przy zachowaniu należnej staranności nieruchomości.  Pozostaje już tylko wyjaśnienie kilku kosmetycznych drobiazgów. Czym zajmiemy się na kolejnych podstronach Dziennika VIII
0 Comments

Dziennik VIII

1/1/2017

0 Comments

 
CZĘŚĆ  III
Bałagan, przekręty i przeinaczenia

W części pierwszej opisaliśmy  jak mniej więcej wygląda "alternatywna rzeczywistość", która usiłuje się umieścić na naszej nieruchomości. Właściwie to jest ona tak ewidentnie różna od tego co znajduje się w terenie, że na dobra sprawę mogłoby to być równie dobrze Taj Mahal.  
Jest to bowiem nieruchomość o prawie dwukrotnie większej powierzchni działki zabudowana budynkiem przedwojennym (i do tego w innym kształcie niż ten wzniesiony naprawdę pod koniec lat 1950-tych). Ta nieruchomość z "alternatywnej rzeczywistości" została  porzucona po wojnie przez swoich pierwszych właścicieli. Najprawdopodobniej pozostawała we władaniu czy zarządzie gminy i do tego najprawdopodobniej z lokatorami  w przymusowym trybie najmu. Obecnie ta wirtualna nieruchomość jest własnością prywatną, przy czym Urząd Miasta nie chce wykluczyć ani że uczestniczył w jakiejś formie zakwestionowania stanu prawnego ujawnionego w księgach wieczystych (np jej nie zasiedział) ani że jej nie sprzedał.
Wykreowania takiej "alternatywnej rzeczywistości" w zbiorowym przeświadczeniu instytucji państwowych  pozornie wydaje się niemożliwe bez magicznej różdżki Harry'ego Pottera lub innego hokus-pokus.  Jednak ostatnie wydarzenia opisane w części drugiej ujawniły, że nie potrzebne są żadne czary jeżeli w instytucjach państwowych powszechnie ustala się stan prawny nieruchomości (czyli kto jest jej właścicielem i jak ona wygląda) nie na podstawie wiążących ustawowo dokumentów czy nawet w wyniku jawnej weryfikacji dokumentów o mniejszym ustawowo ciężarze gatunkowym (np zeznań świadków czy dowodów władania nieruchomością), ale na podstawie tego co instytucje powiatowe szepną do ucha odnośnie swoich "dyskretnych ustaleń" .  Nie jesteśmy co prawda jeszcze pewni czy jest to oficjalna procedura (co wydaje nam się raczej mało prawdopodobne) czy tez pospolite "ułatwianie sobie pracy" przez funkcjonariuszy państwowych mających poważne problemy z czytaniem dokumentów. Nie powinno jednak ulegać wątpliwości, ze efekt istnienia takich "procedur" czy zwyczajów jest łatwy do przewidzenia i porażający.  Po prostu raz poczynionych na poziomie powiatu "ustaleń" nie sposób zweryfikować.  Jakiekolwiek środki by  się nie przedsiębrało i jakiekolwiek dowody przedstawiało  zawsze napotyka się na mur fanatycznej wiary w prawidłowość ustaleń powiatu.
Warto jednak się zastanowić nad tym jak te ustalenia w powiecie są robione. W końcu nie są one autorstwa cynicznej organizacji przestępczej, ale wykwitem umysłu ludzi, którzy się uważają za przyzwoitych i uczciwych obywateli.  Największa zagadka nie jest bynajmniej dlaczego bez wahania poświadczają, ze na miejscu naszej nieruchomości znajduje się coś do niej tak podobnego jak Taj Mahal, ale dlaczego w to wierzą......
Odpowiedzią na to pytanie jest szereg patologi dobrze zadomowionych w sposobie funkcjonowania instytucji powiatu g. Najpierw jednak wypada się zastanowić co sprawiło, ze powiat, a mamy wrażenie, ze szczególnie jego organy samorządowe czy powiatowy  nadzór budowlany, stały się wyrocznia od praw własności. Mamy w tej kwestii nawet pewną teorię.

1. Mimowolne guru

Bałagan w rejestrach związanych z nieruchomościami jest faktem. Świadczy o tym chociażby ilość ksiąg wieczystych nie przypisanych do żadnej nieruchomości z jaka się zetknęliśmy. Ponadto analizując nieruchomości przy ul K w miasteczku M ze zdumieniem stwierdziliśmy, ze księgi wieczyste prowadzone dla naszej nieruchomości z perfekcyjnymi i aktualnymi wpisami - to rodzynek.   Z kolei ewidencja gruntów jest w takim stanie, ze do chwili obecnej zawsze wygłodniały fiskus nie odważył się wprowadzić podatku katastralnego.  Pomimo wielokrotnych zapowiedzi.
Wydawać by się mogło, że aby pozwolić na takim bałaganie akcję kredytową trzeba by nie rozumieć czym jest hipoteka.  A aby po wpuszczeniu kredytu w ten bajzel przyzwolić na jego niejawne porządkowania przez co tu dużo mówić z definicji niezbyt kompetentnych powiatowych funkcjonariuszy trzeba by kompletnie postradać zmysły.  Tym bardziej, ze wszelkie niejawne procesy, szczególnie te dokonywane przez osoby nie posiadające podstawowych kompetencji w danej dziedzinie dają w zasadzie 100% gwarancję narastania bałaganu w stopniu logarytmicznym.
Jednak trzęsące się ręce kilku funkcjonariuszy państwowych i histeryczne reakcje innych  nasuwają nam  całkiem proste wytłumaczenie tego jak do tego doszło. I to rozwiązanie które bynajmniej nie zakłada tak nadzwyczajnych zjawisk jak  zbiorowe szaleństwo czy spisek zmutowanych kurczaków -  tylko Stara Dobra Niekompetencję. Za to naprawdę wysokiego sortu.
Aby  doprowadzić  do wytworzenia zwyczaju ustalania stanu prawnego nieruchomości przy całkowitej nieświadomości właściciela, co prawda   nieoficjalnie i niejako samoistnie, nie trzeba wiele. Wystarczyłoby uczynić odpowiedzialnym za przygotowanie III RP do "wpuszczenia" kredytu hipotecznego osoby o naprawdę  kurzych móżdżkach, nie rozumiejących struktury, która zarządzają i nie przyjmujących do wiadomości tzw "feedbacku".  A mamy coraz silniejsze podejrzenie, że osób o takiej charakterystyce mogło nie brakować ani   wśród najwyższego eszelonu władzy  PRL  ani  III RP ...
Mówiąc najprościej  wystarczyło wyznaczyć nierealistyczny  termin na uporządkowanie bajzlu w rejestrach dotyczących nieruchomości. A ponieważ czas naglił - uprościć procedurę np opierać się na informacjach odnośnie  stanu faktycznego ustalonego przez jednostkę najniższego szczebla- jako tą, która jest najlepiej rozeznana w terenie.
Następnie dać sobie spokój z  monitorowaniem  w sposób skuteczny postępu w usuwaniu błędów czy niezgodności i nie przyjmować do wiadomości informacji o trudnościach jakie się pojawiały.  W wyznaczonym terminie odtrąbić sukces. A następnie nie przejmując się tym, że opisany sposób porządkowania mógł co najwyżej wygenerować jeszcze większy rozgardiasz -  dopilnować aby każda  informacja o jakiejkolwiek niezgodności czy błędzie w rzekomo uporządkowanych rejestrach powodowała bardzo dotkliwe przykrości nie tylko dla osoby, która ten błąd wykryła, ale również dla jak największej ilości współpracowników.  
W takich okolicznościach bardzo szybko wytworzyłaby się procedura dyskretnego zamiatania pod dywan, lub raczej dyskretnego stosowania nakazanej "uproszczonej" procedury tylko z pewnym.... opóźnieniem oraz drobnymi modyfikacjami wynikającymi ze zmienionych okoliczności (to znaczy z tego, że tym razem porządkuje się "nieoficjalnie" czy jak kto woli "dyskretnie"). Towarzyszyć temu musiałoby histeryczne unikania wszelkich działań, które mogłyby dać komukolwiek dowód istnienia bałaganu. Włączając w to dołączenia informacji do akt sprawy, do których zawsze może ktoś zajrzeć . Na przykład właściciel będący  stroną sprawy.
Chyba nawet średnio-rozgarnięty przedszkolak zauważyłby, że nic dobrego nie może wyniknąć może nawet nie tyle jeszcze z  powierzenia zadania ustalania stanu prawnego  jednostkom najniższego szczebla ile z  przyjmowanie ich ustaleń jako prawdy objawionej (już nawet nie wspominamy o objęciu ich jakimkolwiek nadzorem). Jednak w instytucjach państwowych nie zatrudnia się średnio-rozgarniętych  przedszkolaków. A dorośli ludzie czasami potrafią nie dostrzegać nawet oczywistych faktów. Szczególnie gdy  z jakiś względów uważają się za "wyjątkową kastę"

2. Po pierwsze bałagan czyli o kolejnych "udoskonaleniach" procedury dyskretnego porządkowania w powiecie.  
Początkowo zdziwiło nas, że gdy szukamy źródła wszelkich informacji o "alternatywnej rzeczywistości" to zawsze na końcu pojawia się Urząd Miasta M.  To on wprowadzi w latach 1970-tych i potwierdził w kolejnej modernizacji rzekome istnienie działki drogowej 275a należącej do pierwszych właścicieli. To on wydał pozwolenie na "nadbudowę w 1993 roku na planach fikcyjnej nieruchomości. To on odmawia wydania zaświadczenia odnośnie oczywistych faktów takich jak to, że nie miłą nic wspólnego z nasza nieruchomością i jej nie sprzedał. To tylko on mógł być wiarygodnym źródłem informacji o "lokatorze".  
 Co prawda ze swojego czasu zarówno nadzór budowlany jak i prokuratura ciśnięta przez nas aby wreszcie wyjaśnić wreszcie o co chodzi - obsesyjnie powtarzali, ze jest to "sprawa cywilna". Wskazywałoby to, że źródłem "dyskretnych ustaleń" jest jednak sąd. Co miałoby pewna logikę, bowiem tam właśnie można znaleźć największą ilość osób szkolonych zarówno w prawie cywilnym jak i karnym czyli posiadających kwalifikacje do robienia porządku w bałaganie dotyczącym praw własności i przynajmniej teoretycznie posiadających świadomość nie tylko wagi sprawy, ale również konsekwencji nienależnego przyłożenia się do zaadresowania problemu. Tyle teoria. Jednak jak się okazało odbiega ona od praktyki i to naprawdę znacznie.
Bowiem  nie oszukujmy się, jeżeli "ustalenia" te maja być  naprawdę "dyskretne" i ich głównym celem jest takie ich dokonanie, aby nie wyszło na jaw, ze jakieś wątpliwości w ogóle istniały - to sąd nie ma żadnych narzędzi aby zweryfikować nawet najbardziej bzdurne ustalenia dokonane przez gminę czy kogokolwiek innego.  Bowiem aby dokonać jakiejkolwiek weryfikacji musiałby zażądać do akt sprawy całego materiału dowodowego, poinformować o tym, ze jest bałagan czyli nadać oficjalny bieg sprawie. A zdaje się, ze właśnie tego za wszelka cenę chcą wszyscy uniknąć.
Dołączenie do akt sprawy całego materiału ma jeszcze jedna konsekwencję. Jeżeli są dokumenty wskazujące na "niejasną sytuację prawną" to może się zdarzyć, ze jedne z nich mogą wyglądać na ewidentne i pospolite przestępstwo.  Posiadanie takich informacji w aktach sprawy powinno skutkować przekazaniem sprawy do prokuratury.  A mieszkając w Polsce powiatowej już od kilku lat nie mamy żadnych wątpliwości, że w środowisku w którym się wszyscy znają często od dziecka  przekazanie informacji o tym, że istnieje podejrzenie iż syn przyjaciółki babci ( jednocześnie brat żony wujka i przyjaciel ze szkolnej ławy teścia) zrobił coś co podchodzi pod kodeks karny - może narazić na społeczny ostracyzm.  Z naszych obserwacji wynika, ze społeczny ostracyzm w powiatowych miasteczkach ma do dyspozycji broń naprawdę  masowego rażenia, która się nazywa "plotka".  Aby się nie przejmować tym, ze wszyscy mówią o nas naprawdę bardzo źle podejrzewając o całe zło świata albo jaszcze więcej - trzeba nie czuć się związanym zbyt mocno z lokalną społecznością. A takiego luksusu nie ma większość lokalnych funkcjonariuszy państwowych...
Podobne dylematy co sąd wydaje się mieć również lokalna Prokuratura, którą jak już pisaliśmy przestało nawet ruszać to, ze w dokumentacji istnieją dwie równolegle istniejące rzeczywistości z czego jedna wydaje się być  oparta jest na jakichś ewidentnych bzdurach

3. Po drugie przekręty

Istnienie nieformalnych procedur dyskretnego porządkowania tego, co oficjalnie zostało dawno uporządkowane tłumaczy nie tylko zdumiewający sposób procesowania spraw związanych z naszą nieruchomością przez funkcjonariuszy państwowych, ale przede wszystkim bezwarunkowe zaufanie do ustaleń "powiatowych". Uświadamia również jak łatwo  ktoś kto zna te mechanizmy może "zhakować" aparat państwowy i wkręcić go w uwiarygadnianie nieprawdziwych informacji.
Nie wyjaśnia jednak największej zagadki czyli dlaczego kilka świstków z ewidentnym poświadczeniem nieprawdy ma w powiecie większe poważanie niż duży wolumen konsekwentnie prowadzonej dokumentacji wśród której są również dokumenty i zapisy rejestrów posiadających ustawowe domniemanie wiarygodności.  Sprawa wydawała się tym bardziej zagadkowa, ze w prefabrykowanej na podstawie wspomnianych świstków "alternatywnej rzeczywistości" nie tylko my jesteśmy podejrzanymi charakterami, ale w zasadzie cały powiat g od co najmniej 100 lat tarza się w zbrodni, która objawia się wystawianiem dokumentów potwierdzających istnienie rzeczywistości w która obecnie cały aparat państwowy zdaje się nie wierzyć.
Prawdę mówiąc to działanie instytucji szczególnie tych lokalnych wydawało się tak irracjonalne, że już zaczynaliśmy tracić nadzieję, że da się to wyjaśnić inaczej niż przy pomocy spisku kosmitów, cyklistów czy zmutowanych kurczaków.  Przełom przyszedł, gdy jeden z sędziów, po tym jak udało nam się go skłonić (zresztą  po pięciu latach  cyrku) do dołączenie do akt sprawy całej dokumentacji naszej  nieruchomości zaczynając od lat 20-tych XX wieku -  wydał szybciutko prawidłowy (czyli uwzględniający rzeczywiście istniejąca sytuacje faktyczno-prawną) wyrok.  Wówczas pomyśleliśmy, że rozwiązaniem nurtującej nas zagadki może być fakt, że nikt nie uznał za stosowne zaznajomienie się  z nasza dokumentacją. No cóż najwyraźniej jest to absolutnie niekonieczne jeżeli wierzy się szczerze w istnienie "alternatywnej rzeczywistości" z lokalnej plotki. Tylko dlaczego?
Spojrzeliśmy więc na dokumenty związane z "alternatywna rzeczywistością" nie jako na ewidentną  bzdurę, której nikt nie chce usunąć z obiegu prawnego, ale tak jak patrzy na nie ktoś, kto niekoniecznie  zna naszą dokumentację, ale na pewno zna lokalne plotki.  No cóż  jeżeli dokumenty, którymi my się posługujemy są prawdziwe i nasze twierdzenia są prawdą  - to te od alternatywnej rzeczywistości wskazują najprawdopodobniej na ..... trzy próby dokonania jakiegoś naprawdę bezczelnego przekrętu.  Nie wydaje się więc nieprawdopodobne,  ze nikt w powiecie, w którym wszyscy się od lat dobrze znają,  nie bierze nawet takiej ewentualności pod uwagę.  Bo przyjęcie do wiadomości, ze nasze dokumenty są prawdziwe wymusza nie tylko przywrócenie należnego biegu naszym sprawom, ale również przyjęcie do wiadomości, że coś  dziwnego się musi dziać  w bogobojnym powiecie G. skoro mogło  dojść do tak absurdalnego i nieprawdopodobnego nagromadzenia "przekrętów" na jednej nieruchomości o naprawdę dobrze udokumentowanym stanie prawnym.
Myślimy, że może być nawet jeszcze gorzej. Bowiem studiując dokumenty związane nie tylko z naszą sprawa mamy jakieś niejasne podejrzenie, że w powiecie może być pewna ilość szanowanych  ludzi, którzy korzystali na "porządkowaniu" bałaganu jaki panuje w rejestrach.  W końcu nie jesteśmy właścicielami naszej nieruchomości (lub raczej tego co na jej miejscu umieściła zbiorowa powiatowa wyobraźnia) to ktoś więc na tym szacher-macher skorzystał.
Jeżeli więc tak wygląda powiatowa procedura "porządkowania"  stanu prawnego nieruchomości - to nasze dokumenty pokazują, ze nie ma ona nic wspólnego z prawdziwym porządkowaniem. Za to wydaje się mieć wiele wspólnego z procederem bezprawnego zawłaszczania nieruchomości......
Nie jest więc nie do pomyślenia, że nikt w bogobojnym powiecie g w którym instytucje państwowe są obsadzone przez ludzi, którzy o swojej uczciwości mają jak najwyższe mniemanie - nikt nie bierze po prostu pod uwagę, że nasze dokumenty mogą być prawdziwe i ich czytanie może być czymś więcej niż strata czasu.
My jednak takich ograniczeń  nie mamy przyjrzyjmy się więc temu na jakie przekręty mogą wskazywać ewidentnie wadliwe dokumenty w oparciu o które zbudowano alternatywna rzeczywistość na naszej nieruchomości

3.1  Tajemnicze słowo "indeminizacja"
Jak pisaliśmy w latach 1970-tych pojawiła się w ewidencji gruntów informacja z której wynika, że   parcela 275a (z której pochodzi m. in nasza nieruchomość) należy do pierwszych właścicieli. Informacja ta pojawiła się co najwyżej kilka lat po tym jak właściwą działkę 275a podzielono decyzja Rady Narodowej na wniosek kolejnych właścicieli. O czym zresztą można się było w każdej chwili przekonać wykonawszy krótki spacer.  Uznanie, że  pierwsi  właściciele parceli 275a są cały czas właścicielami  działki drogowej 275a było tym bardziej zdumiewające, ze jeden z nich umarł o 1930 roku i przeprowadzono po nim postępowanie spadkowe o którym adnotację datowaną właśnie na rok 1930 znaleźliśmy także w księdze hipotecznej. Osoby  właścicieli nie były jedynymi "nieścisłościami" w  tej informacji. Nie zgadzała się również data nabycia nieruchomości przez pierwszych właścicieli. Wyglądało to trochę tak jakby autorem tej informacji był ktoś kto nie miał zielonego pojęcia o tym co się dzieje w terenie ani dostępu do lokalnych archiwów.
Jednak zarazem informacja pochodziła z tak wiarygodnego źródła, ze pomimo iż była ewidentna bzdurą dołączono ja do ewidencji gruntów i z uporem maniaka przechowywano.
Cała sprawa sprawa znowu była tak absurdalna, że pierwszym wyjaśnieniem, które przychodziło na myśl musiał być siła rzeczy przysłowiowy spisek zmutowanych kurczaków ;-). Jednak wszystko zaczęło mieć mniej surrealny charakter gdy  poznaliśmy tajemniczo brzmiące słowo "Indeminizacja"  .....
Indeminizacja to odszkodowanie,wynagrodzenie strat i szkód.  PRL zawarła w latach 1948-1971 dwanaście umów indemnizacyjnych z innymi państwami - regulując w ten sposób kwestię odszkodowań za mienie pozostawione w PRL-u będące własnością obywateli tych 12 państw.  
Umowy sprowadzały się do tego, ze PRL wypłacał każdemu państwu z którym podpisał taka umowę  sumę pieniędzy, która według estymat pokrywała wszystkie roszczenia obywateli tych państw do  PRL-u.  
Na  dokonane półwieku temu zadośćuczynienie za pozostawione mienie zwróciliśmy uwagę  gdy okazało się, ze jedna z nieruchomości w stosunku do której m.in. Urząd Miasta M  wykonał  całą masę irracjonalnych czynności znalazła się na liście nieruchomości za które zostały wypłacone odszkodowania w ramach wspomnianych indeminizacji.
Bardzo nas to zdziwiło ponieważ gdzieś w głowie kołatała informacja, ze po 1989 roku właściciele tej nieruchomości zwrócili się o zwrot i zostali odprawieni z kwitkiem czym podobno byli nawet bardzo oburzeni.  Zaczęliśmy więc szperać w materiałach i istotnie znaleźliśmy informacje o rozczarowanych właścicielach w artykule Gazety Wyborczej oraz wzmiankę o ich pojawieniu się w akcie notarialnym zakupu nieruchomości przez Urząd Miasta M od Starostwa.
Interesujących informacji znaleźliśmy więcej, bowiem okazało się, ze według aktu notarialnego Skarb Państwa nie nabył bynajmniej nieruchomości w wyniku wypłaty odszkodowania w ramach umowy indeminizacyjnej - tylko na skutek ..... zasiedzenia.  
Dalej było jeszcze ciekawiej bowiem w 1999 roku jakaś instytucja reprezentująca Skarb Państwa (potem jej rolę przejęło Starostwo G) złożyła wniosek o wznowienie postępowania o zasiedzenie z udziałem osób prywatnych (być może właścicieli, którzy się zgłosili?) , które ciągnęło się kilka lat przez Sądem Rejonowym aż w końcu uznano, ze nie ma podstaw dla jego wznowienia.
Również w stosunku do innej nieruchomości znajdującej się na liście nieruchomości objętych indeminizają - podaje się  postępowanie sądowe jako sposób nabycia praw własności przez Urząd Miasta.
Innymi słowy z tymi indeminizacjami to jakaś dziwna sprawa. Wygląda to bowiem trochę tak jakby prawa własności Skarbu państwa nabyte w wyniku indeminizacji były tak niepewne i podejrzane, że postanowiono w latach 1980-tych  "legalizować" je np. zasiedzeniem.
Być może  niewiele by nas to obeszło gdyby nie to, ze  szukaliśmy jak funkcjonariusze powiatu G mogli skutecznie przekonać siebie, że  informacja o pierwszych właścicielach ciągle władających parcelą 275a nie jest kompletną bzdurą.

3.2 Tajemnice indeminizacji

Czy tajemnicza informacja o działce drogowej 275a należącej do pierwszych właścicieli może być dowodem na to, że  nasza nieruchomość mogła zostać spłacona w wyniku procesu indeminizacyjnego?  Zgodnie z prawem nie. Po pierwsze dlatego, ze spadkobiercy pierwszych właścicieli sprzedali ja w pięknie udokumentowanej transakcji w latach 1950-1955. Po drugie dlatego, że nie przebywali w krajach objętych indeminizacją. A po trzecie jeden z pierwszych właścicieli nie żył już w 1930 roku - nie mógł się więc po to roszczenie zgłosić.
Natomiast czy nasza nieruchomość nie została spłacona komuś kto się poddawał za spadkobiercę? No cóż jeżeli proces wypłacania odszkodowań nie byl należycie nadzorowany to nie można tego wykluczyć. Co więcej jest kilka przesłanek wskazujących, ze tak się właśnie mogło stać.  Wskazuje na to chociażby to, ze dokumenty  poświadczające o rzekomym istnieniu "alternatywnej rzeczywistości" zaczęły się pojawiać już w latach 1970-tych.  Czyli w mrocznych czasach PRL-u kiedy nikt się specjalnie prawami własności nie przejmował. Najmocniejszym argumentem wskazującym na taka ewentualność jest to, ze wszelkie dokumenty związane z "alternatywna rzeczywistością" tak bardzo rozmijają się z rzeczywistością w terenie, ze musiały być  wystawiane przez kogoś kto albo nie wiedział co pisze, albo nie miał dostępu do informacji o tym co się dzieje w terenie ani o dokumentach ujawnionych w lokalnych rejestrach albo usiłował bzdury wyprodukowane przez kogoś takiego wykorzystać lub zalegalizować.   Ponadto indeminizacja jest  jedynym procesem, który nam przychodzi do głowy, który mógł się odbyć bez zajrzenia do ksiąg wieczystych czy dołączenia wypisu czy wyrysu z ewidencji gruntów. A każdy, kto w dowolnym punkcie historii zajrzał do tych rejestrów musiałby się zorientować, że konsekwentna dokumentacja wyklucza jakikolwiek szwindel.
Dodajmy do tego, że Urząd Miasteczka M ani władania ani zarządu nieruchomością wykluczyć nie chce, pomimo iż "nie ma żadnych dokumentów".  Jaki byłby sens takiego uporu gdyby nie miało to poważnych konsekwencji prawnych. Na przykład nie było dowodem, ze prawa do naszej nieruchomości miał w pewnym momencie Skarb Państwa. To samo dotyczy Starostwa, które również nie chce usunąć dokumentu sugerującego, że właścicieli na naszej nieruchomości nikt przez bardzo długi okres czasu nie widział.
Czy więc znaleziona podobno w latach 1970-tych podobno jako "wpis jawny" w czasie badania ksiąg wieczystych informacja jest śladem  oszustwa indeminizacyjnego popełnionego w odległych latach 1960-tych?  Tego nie możemy ustalić ze 100% pewnością, bowiem przechowujące dokumenty związane z indeminizaja Ministerstwo Finansów ma dokumentację w takim stanie, że nie może niczego wykluczyć.  
Nie powinno więc ulegać wątpliwości, ze mamy do czynienia ze przekrętem indeminizacyjnym. Pytanie jednak brzmi czy  jest to prawdziwy przekręt indeminizacyjny (to znaczy czy rzeczywiście wypłacono kilka dekad temu w dalekim kraju  odszkodowanie komuś kto podawał się za właściciela naszej nieruchomości ) czy przekręt indeminizacyjny podrabiany ....

3.3 Indeminizacja "podrabiana"?

Po otrzymaniu od Ministerstwa Finansów pisma z którego wynika, że dokumentacja odnośnie indeminizacji jest w takim stanie, że w zasadzie nie można ze 100% pewnością wykluczyć nawet indemninizacji nieruchomości takiej jak nasza - zaczęliśmy mieć pewne nieśmiałe podejrzenie. Podejrzenie to stało się silniejsze gdy zdaliśmy sobie sprawę z trochę nieoczekiwanej okoliczności - a mianowicie takiej, że przynajmniej teoretycznie z prawa własności  w 1989 roku były uporządkowane i zaszłości historyczne spowodowane czym innym niż bałaganem były u progu III RP absolutnie marginalnym zjawiskiem.
Bo przeanalizujmy po kolei. Drobna, a często nawet średnia własność została zachowana. Właścicielom nacjonalizowanej dużej i średniej własności wypłacano odszkodowania. Możemy się co prawda kłócić czy te odszkodowania nie były przypadkiem tylko symboliczne, ale z prawnego punktu widzenia sprawa była uregulowana. Uregulowano sprawę opuszczonego mienia poniemieckiego i zaburzańskiego czyli sprawy związane z niezawiniona przez PRL  zmiana granic.
Umowy indeminizacyjne natomiast załatwiały kwestię prawną własności osób, które mieszkając  krajach innego bloku nie mogły rozporządzać swoją nieruchomością pozostawiona na terenie ziem polskich. Umowy indeminizacyjne zostały podpisane z krajami w których mieszkała znakomita większość wojennej emigracji.
W tak uregulowanej sytuacji prawnej spraw dotyczących własności  nieruchomości można podejrzewać, że w znakomitej większości nieruchomości, które były w rękach Skarbu Państwa jeżeli nie zostały przejęte w innym trybie - mogły zostać spłacone w wyniku indeminizacji. Ustalenie tego na 100% byłoby możliwe gdyby dokumenty indeminizacyjne były w należytym porządku. Ale nie są.
Wzbudziło nas to podejrzenie, ze w takich warunkach mógł się rozwinąć zwyczaj traktowania jako "państwowej" każdej nieruchomości, na której znajdzie się już nawet nie ślad obecności Skarbu Państwa, ale cokolwiek coby ten ślad mogło udawać.
W przypadku naszej nieruchomości nie możemy bowiem wykluczyć, że cała legenda trzyma się wyłącznie na tym, ze w latach 70-tych ktoś dopisał przedwojennych właścicieli działki 275a do kawałka gruntu pod ulicą, aby ukryć fakt, że znajdowała się tam „czarna dziura”. Czarna dziura  wynikała z tego, że ulica najprawdopodobniej w czasie II wojny światowej uległa przesunięciu o parę metrów (nie ma w tym nic niezwykłego, była drogą gruntową otoczoną nieogrodzonymi parcelami po której poruszał się ciężki sprzęt), co znalazło odzwierciedlenie w kształcie naszej nieruchomości, ale nie znalazła odzwierciedlenia w kształcie  nieruchomości, których kształt wyznaczano później (przed wojna nieruchomości nie były w większości grodzone).
Innym pretekstem, dla udawania, ze nasza nieruchomość była w rękach Skarbu Państwa mogło być, to, ze w latach 1980-tych planowano w utworzenie w tej okolicy parku. Nigdy tych planów nie zrealizowano, nigdy nie doszło do wywłaszczenia właścicieli i co więcej zrezygnowano z tych planów bardzo szybko, bo już  na początku lat 90-tych.
Kolejnym pretekstem mogło być zamieszkiwanie na terenie posesji osoby nie będącej rodzina właścicieli (czyli w domyśle lokatorki). Co prawda osoba ta była w rzeczywistości byłą właścicielką, której prawo do zamieszkania wynikało z ustanowienia przy sprzedaży nieruchomości prawa do służebności osobistej mieszkania. Tym niemniej pretekst dobry jak dwa poprzednie ;-)
Podobnych pretekstów można znaleźć bez liku dla wielu prywatnych nieruchomości. Czy takie właśnie preteksty służą jako dowód dokonania indeminizacji nieruchomości i wirtualnego "przekazania" jej w ręce Skarbu Państwa bez informowani o tym właścicieli?
No cóż wskazywać na to mogą takie historie jak ta związana z naszą nieruchomością, przy której Urząd Miasta nie chce wykluczyć władania Gminy, lokatora, dokonania "uzgodnień", sprzedaży. I  pomimo iż nic poza wymienionymi pretekstami w historii nieruchomości znaleźć nie można co by mogło wskazywać na to, że Skarb Państwa miał z nieruchomością cokolwiek wspólnego......

3.4 Tajemniczy " dobrodziej" po raz pierwszy.
Decyzja 933014  Burmistrza Miasta M  z 1993 roku dająca pozwolenie na "nadbudowę" budynku mieszkalnego (z dalszej części dokumentu wynika jednak, że  chodziło w gruncie rzeczy  o zagospodarowanie poddasza) na szkicu nieistniejącej pod danym adresem nieruchomości trudno uznać za coś innego drobną kombinację budowlaną. Do tego absolutnie bezcelową.
Konia z rzędem temu kto odgadnie dlaczego "inwestorka" (określana zresztą przez nadzór budowlany jako "właścicielka") potwierdziła istnienie pod adresem K w M innej nieruchomości niż ta, która była własnością jej i jej rodziny poprzez złożenie wniosku o pozwolenie na "nadbudowę" na planach nie istniejącej nieruchomości.
Można oczywiście podejrzewać ja o najgorsze - to znaczy o to, że miała niecne plany  uwiarygodnienia, że w miejscu nieruchomości należącej do niej (1/3) i jej rodziny (2/3) oraz nieruchomości sąsiadów znajduje się coś innego do czego prawo miała tylko ona. Teza ta jednak nie jest do obronienia, bo przeczą temu jej kolejne działania, które jednoznacznie wskazują, że nie miała bynajmniej zamiaru nic nikomu zwędzić. Już trzy lata później dogadała się z pozostałymi współwłaścicielami nieruchomości w zakresie wydzielenia w budynku 3 lokali mieszkalnych. Przynajmniej w zakresie by złożyć odpowiedni wniosek z dokumentacją architektoniczną w Urzędzie Miasta - tym razem na planach rzeczywiście istniejącej nieruchomości. W 1999 roku sprezentowała połowę swoich udziałów bratu (akt notarialny), W 2003 osobiście wykreślała służebność osobistą mieszkania poprzedniej właścicielki, która  sprzedając nieruchomość dziadkom  inwestorki zachowała sobie takie prawo. W 2005 podzielono w końcu budynek mieszkalny na lokale oczywiście na planach rzeczywiście istniejącej nieruchomości i według posiadanych udziałów - w czym "inwestorka" jak najbardziej uczestniczyła (akt notarialny). A w 2009 roku "inwestorka" sprzedała swoją cześć nieruchomości (znowu akt notarialny).
Jak widać "inwestorka" nie miała intencji niczego nikomu zabierać. Nie potrafimy też wymyślić żadnego racjonalnego powodu dla którego  miałaby uwiarygadniać istnienie w miejscu jej własności czegoś innego. Kto ja więc do tego skłonił i dlaczego?
Pewną wskazówka może być to, że z lektury decyzji 933014 tj.  pozwolenia na "nadbudowę" z 1993 roku (tej wydanej na planach nieistniejącej nieruchomości) dowiadujemy się, że nie jest ona bynajmniej pozwoleniem na żadna nadbudowę tylko na adaptację części strychu i to do tego adaptacje zakończona już w ok (o ile nas pamięć nie myli)  90%. Wygląda więc na to, że wspomniana decyzja nie była bynajmniej pozwoleniem na nadbudowę, tylko legalizacja samowoli budowlanej. A to zmienia bardzo wiele.
To że inwestorka zdecydowała się na prowadzenie prac bez należnego pozwolenia nie wydaje się dziwne. Było tu chyba dość powszechne zważywszy, że w tej okolicy często  uzyskanie wszystkich pozwoleń było niemożliwe (np część właścicieli była nieosiągalna), a życie wymuszało robienie szeregu inwestycji.  Dziwne natomiast wydaje się to że prace zalegalizowano na planach nie istniejącej nieruchomości.  Jeszcze dziwniejsze wydaje się to jeżeli zważymy, ze osoba przyłapana na samowoli nie bardzo jest w pozycji aby stawiać warunki. Wydaje się więc, ze nie była to bynajmniej jej inicjatywa...
Czyżby posłużenie się planami nieistniejącej nieruchomości (a tym samym potwierdzenie istnienia fikcyjnego stanu faktycznego ) było warunkiem dokonania legalizacji prawie ukończonych prac? Kto na tym korzystał? Bo na pewno nie "inwestorka", która znaliśmy co prawda przelotnie, ale sprawiła na nas osoby, która zaprasza  wszelkie  kłopoty.  Jeżeli nasza ocena jest słuszna to można gdybać odnośnie tego  kto ja wykorzystał i jaka miał z tego  korzyść. Dla nas jednak istotna dla wyjaśnienia sprawy  wydaje się tylko jedno. Mianowicie udział Urzędu Miasta M, który wydaje się być jedyna siłą, która mogła skłonić do legalizacji samowoli na planach nieistniejącej nieruchomości. A już na pewno był jedyna siłą, która mogła taką legalizacje zatwierdzić.
Dlaczego Urząd Miasta M (lub raczej jego funkcjonariusze) uważali, ze mogą bezkarnie współdziałać, a może nawet nakłaniać do uwiarygadniania fikcyjnej rzeczywistości osoby nie mające w tym  żadnego interesu (a wręcz przeciwnie ponoszące na skutek tego straty)?  
Czy jest możliwe aby miało to coś wspólnego z  prawdziwym lub spreparowanym przekrętem indeminizacyjnem sprzed lat?  Czyżby przekonano ówczesną "inwestorkę", że ma "nieważne"  dokumenty podobnymi środkami jak się to próbuje zrobić z nami  czyli odmawiając procesowania spraw przy założeniu istnienia udokumentowanej w nich rzeczywistości (pomimo iż ona istnieje)?  Czy decyzja 933014 z 1993 roku wskazuje jak na taka sytuacje reagują ludzie nie rozumiejący dokumentów i mający zaufanie do instytucji państwowych?  Czy złożenie wniosku o zalegalizowanie samowoli na planach nie istniejącej nieruchomości było warunkiem "pójścia na rękę"  dokonania legalizacji?  
W każdym razie sprawa zaczyna wyglądać co raz bardziej interesująco.

3.5 Tajemniczy "dobrodziej" po raz drugi.

To że Pani Sąsiadka została oszukana nie powinno ulegać wątpliwości. Nikt nie kupuje 26 m2 w substandardzie (dostęp do ubikacji z łazienką tylko z maleńkiej kuchni, która jest dostępna ze wspólnej klatki schodowej) na poddaszu w budynku nie dostosowanym nawet do pełnienia funkcji budynku wielorodzinnego (do tego pozbawionego nawet części legalnych mediów).  A już na pewno nie robi tego płacąc "warszawską cenę" za m2.
Na to, ze na Pani Sąsiadce dokonano oszustwa świadczy również fakt, że najwyraźniej nie tylko ona, ale również osoby z nią związane uważają, że jest właścicielka znacznie większej części nieruchomości niż ta, która wynika ze znanych nam dokumentów, a jeden z jej prawników nie tylko oskarżał nas o "wyszczucie" jej z czegoś to jeszcze na podstawie jej upoważnienia chciał przejąc zarząd nad nieruchomością.  Twierdził również wiele innych interesujących rzeczy. A mianowicie , że to my zostaliśmy oszukani i przynajmniej część dokumentów, którymi się posługujemy jest nieważna. Jednak gdy przyszło do wyjaśniania o co chodzi nabierał wody w usta niczym Pani Sąsiadka i osoby z nią związane.  
Po pewnym czasie przestaliśmy się temu dziwić. Uzmysłowiliśmy sobie bowiem, ze Pani Sąsiadka wzięła kredyt na zakup swojej części nieruchomości.  Przez "swoją część nieruchomości" rozumiemy to co pani Sąsiadka ma według znanych nam dokumentów. Tych samych, których "ważności" zdaje się nie uznawać (a przynajmniej tak wynika z ich zachowania) nie tylko  żadna instytucja państwowa , ale również prawnicy Pani Sąsiadki.
Nie da się więc ukryć, że w tej "alternatywnej rzeczywistości" w której nasze prawa własności są nieważne - Pani Sąsiadka  wzięła kredyt na "nieważne" papiery.  Nic więc dziwnego, ze każdy kto wierzy w alternatywną rzeczywistość i działa w interesie pani Sąsiadki nie może nam nic pokazać. Gdy sobie to uświadomiliśmy straciliśmy nadzieję, ze uzyskamy jakieś wyjaśnienia z tej strony.
Nie interesują nas jednak urojone "problemy" kredytowe pani Sąsiadki.  Nie specjalnie interesuje nas nawet właścicielka jakiej części naszej nieruchomości jest w tej "alternatywnej rzeczywistości".  Interesuje nas natomiast i to bardzo kto jej tą "alternatywną" rzeczywistość wcisnął i od kogo w tej "alternatywnej rzeczywistości" swoje prawa nabyła.
Jeszcze bardziej nas interesuje dlaczego po tylu sprawach sądowych, porady u tylu prawników nadal trwa w swoim przekonaniu odnośnie praw własności pomimo iż niczego nam nie może pokazać. I dlaczego osoby, którym swoje prawa w nieruchomości usiłowała sprzedać wydawały się jakoś nadmiernie podekscytowane możliwością ich nabycia dopóty, dopóki ..... nie poinformowaliśmy ich o sprawach sądowych i nie podaliśmy numerów ksiąg wieczystych.
Nie do końca rozumiemy kto za naszymi plecami rozporządza nasza nieruchomością tak skutecznie, ze nie tylko wkręca kolejna osobę w uwiarygadnianie tego czego nie ma, ale również zapewnia jej pomoc wszelkich instytucji państwowych.  Mamy jednak coraz większe podejrzenie, ze nie jest to bynajmniej osoba prywatna, bo nie widzimy możliwości aby tyle mogły zdziałać zapewnienia nawet komplet laureatów Nagrody Nobla.  Bardziej prawdopodobne wydaje się, ze taki efekt mogłaby osiągnąć instytucja państwowa np sprzedając za przysłowiową złotówkę bezprzetargowo odnalezione mienie rzekomo należące do Skarbu Państwa nie ujęte w oficjalnych rejestrach.  I właśnie w tym kontekście bardzo wiele daje nam do myślenia fakt, ze Urząd Miasta M nie tylko nie chciał wydać nam zaświadczenia, ze nigdy naszą nieruchomością nie zarządzał, nie władał ale nawet że jej nie sprzedał. Pomimo iz  twierdzi, ze  w rejestrach księgowych nie ma po tym ani śladu.  Pamiętajmy, ze jest to ten sam urząd, który w 1993 roku zalegalizował samowole na planach nieistniejącej nieruchomości pomimo iż "inwestorka" nie miała w tym żadnego interesu.
Powstaje więc pytanie na co my właściwie trafiliśmy?

4 Po trzecie przeinaczenia
Opisaliśmy już jak generuje się coraz większy bałagan w rejestrach i dokumentacji dotyczącej nieruchomości najprawdopodobniej przy pomocy mniej lub bardziej nieoficjalnych procedur porządkowania tego co oficjalnie już dawno zostało uporządkowane. Opisaliśmy również jak najprawdopodobniej seria oszustw mogła wygenerować kilka dokumentów, które mogą być wykorzystane jako "dowód" na istnienie innej rzeczywistości w miejscu gdzie stoi nasza nieruchomość. Jednak posługiwanie się  opisanymi  śmieciowymi dokumentami to niewątpliwie zbyt mało aby  móc przekonać szereg funkcjonariuszy państwowych (nawet tych powiat), że na miejscu naszej nieruchomości znajduje się coś co ma taki sam związek z tym co istnieje naprawdę  w terenie (jak również zresztą w dokumentacji) jak przysłowiowe Taj Mahal.  I to nawet  przy istnieniu opisanych mniej lub bardziej nieoficjalnych procedur "porządkowania" bałaganu w rejestrach dotyczących nieruchomości.
 Aby bowiem taki absurd, kal ten który udokumentowaliśmy na przykładzie naszej nieruchomości,  mógł powstać  w instytucjach  powiatu g musiał rozwinąć się jeszcze jeden nawyk. Już wielokrotnie sygnalizowaliśmy , że w powiecie g wypracowano zwyczaj przeinaczeń pociągnięty już chyba do rangi sztuki.  My ten nawyk nazwaliśmy "łańcuszkiem błędów" inni "grą w gamonia". Spośród powszechnie używanych kolokwialnych określeń dla tego typu działalności najbliższe jest chyba  "rżniecie głupa". Zwyczaj ten sprowadza się  do wystawiania dokumentów o niejednoznacznej treści, które w zależności od wiedzy i kompetencji czytającego  mogą być rozumiane w różny sposób. "Łańcuszek" takich dokumentów może stanowić wystarczająca "podkładkę" do dokonania przez kolejnego funkcjonariusza państwowego czynności do której nie ma żadnych uprawnień w realnie istniejących okolicznościach. "Podkładka" sprawia jednak, że może on udawać, że po prostu jest tylko niekompetentny lub się tylko pomylił.  Kilka przykładów takich dokumentów podaliśmy w Dzienniku .......
Musi to być naprawdę powszechna praktyka skoro tylko w sprawach w których byliśmy stroną co najmniej właśnie na podstawie takich dokumentów, pozornie bez znaczenia prawnego wystawiano postanowienia, decyzję czy wyroki. By nie być gołosłownym
1.  Sprzeciw wobec przeprowadzenia prac remontowych przy użyciu jako "podkładki" postanowienie  PINB o rzekomym wstrzymaniu prac budowlanych. Abstrahując od faktu, że prace budowlane były całkowicie wymyślone, to miały one zakres inny niż prace , których nie pozwolono wykonać i nie miały z nimi żadnego związku.
2. Pozwolenie na budowę wydane przy użyciu opinii konserwatora zabytków o rzekomej zgodności z Miejscowym Planem Zagospodarowania Przestrzennego. Opinia ta nie ma żadnego znaczenia prawnego, bowiem to nie konserwator jest od wydawania takiej opinii. Na marginesie należy podkreślić, że opinia odpowiedniego organu (tj. wypis z planu zagospodarowania) była obecna w aktach sprawy i wykluczała mozliwość zrealizowania inwestycji.
W sprawie stanu prawnego naszej nieruchomości zdetektowaliśmy już kilka przypadków takich "gierek"
1. Urząd Miasteczka M nie może zaświadczyć, ze Gmina nie była samoistnym posiadaczem naszej nieruchomości/ nie zarządzała naszą nieruchomością/ nie sprzedała naszej nieruchomości/ nie ulokowała lokatora na naszej nieruchomości bo..... nie ma żadnych dokumentów.  Przy czym w uzasadnieniach znajdowały się zawsze dywagacje na temat interesu prawnego. W sytuacji, która istnieje naprawdę uzasadnienie tej odmowy brzmi po prostu idiotycznie, ale jak odczyta to ktoś kto myśli, ze nasza nieruchomość istotnie była we władaniu gminy etc....  Brzmi prawie jak potwierdzenie prawda?
2. Wyrok I C 170/10 unieważniający umowę z 25.05.2005 i odmowa sądu dla uzupełnienia uzasadnienia wyroku poprzez wydanie zaświadczenia, ze wyrok dotyczył umowy "quad usum", a nie umowy wydzielenia lokali mieszkalnych.  My oczywiście wiemy czego ów wyrok dotyczył, ale jak odczytają ten wyrok osoby, które z jakiś (nieujawnionych zresztą) względów uważają, że umowa wydzielenia lokali jest nieważna i była jedyną umową podpisaną w dniu 25.05.2005? Co ciekawe od ponad pół roku Sąd nie chce nam wydać zaświadczenia potwierdzającego, ze wyrok dotyczył umowy "quad usum".
3. Postanowienie PINB wstrzymujące prace budowlane z 2010 roku. My wiemy, ze żadnych prac w tym czasie nie prowadzono i że postanowienie zostało uchylone. Ale jak odczyta ten dokument ktoś, kto myśli, ze w 2010 roku nieruchomość przebudowano? (zresztą postanowienie już po jego uchyleniu było wykorzystywane jako materiał dowodowy na wykazanie prowadzenie w tym czasie prac budowlanych, niestety nie powiedziano nam  jakich ;-)
Jak widać jeżeli komuś powiedziano, ze nasza nieruchomość była w rękach gminy a następnie ludzie posiadający jakieś podejrzane kwity (czyli w domyśle my) "uwiarygodnili"  je dokonując fikcyjnego podziału nieruchomości a następnie aby "uwiarygodnić" swoje papiery po raz drugi przebudowali nieruchomość - znajda potwierdzenie tej bajki w wymienionych dokumentach......
Co więcej widzimy spory potencjał dla wystawienie szeregu dokumentów opisywaną techniką, które "potwierdzą"  istnienie alternatywnej rzeczywistości. Np
1. Fakt, że Starostwo z uporem wartym lepszej sprawy nie chce usunąć informacji o działce drogowej 275a nie pozwala wykluczyć, ze dokument ten pomimo iz ewidentnie wadliwy i sprzeczny z pozostałą dokumentacją stał się pretekstem np dla   poświadczenia, że Starostwo posiada informacje sięgające lat 1970-tych pokazujące, ze działka 275a cały czas była własnością pierwszych właścicieli i była we władaniu gminy (oczywiście mowa o ewidentnie wadliwej informacji o rzekomym istnieniu drogowej działki 275a należącej do pierwszych właścicieli z pominięciem całej dokumentacji dotyczącej rzeczywistej działki 275a z zachowaną ciągłością od 1923 roku)
2. Ponieważ Urząd Miasta M nie chce usunąć decyzji nr 933014 z 1993 roku ani sprawia, że nie można wykluczyć, że stała się ona pretekstem dla poświadczenia, że Urząd Miasta posiada dowód, ze  jeszcze w 1993 roku istniała działka 275a w formie niepodzielonej. I to dokument wystawiony przez osobę określona jako współwłaścielką nieruchomości w dokumentach, którymi my się posługujemy.
3.  W kwartale w którym znajduje się nasza nieruchomość planowano kiedyś zrobienie parku. Szybko z tego zrezygnowano, ale jeżeli  jakiś urząd napisze, ze "według panu zagospodarowania z roku ...... w miejscu naszej nieruchomości znajdował się park" to technicznie nie będzie to nieprawdą, tylko ...... takim drobnym przeinaczeniem.  Bo w końcu parku w tym miejscu nigdy nie było, Były tylko plany na bliżej nieokreślona przyszłość z których zresztą szybko zrezygnowano.....
Jak widać stosując technikę przeinaczeń można w oparciu o kilka dokumentów bez znaczenia lub wręcz wadliwych wykreować "alternatywną rzeczywistość".  Rzeczywistość, która zaczyna żyć własnym życiem, bo nikt nie sprawdza na jakiej podstawie wydano najbardziej nieprawdopodobne i absurdalne poświadczenia.....

4.1 "Prace analityczne" -  królowa przeinaczeń

Jest jednak jeszcze prostszy sposób wykreowania "alternatywnej rzeczywistości" a nazywa się on "prace analityczne".  "Pracami analitycznymi" podparł się Urząd Miasteczka M w sprawie ul B. Sprawa ul B jest jedna z tych spraw w których Urząd Miasta M nie uznaje dobrze udokumentowanej rzeczywistości nie mówiąc dlaczego. (pisaliśmy o tym w Dzienniku II ) Przypadek ul B nie dotyczy co prawda nieruchomości prywatnej (przynajmniej oficjalnie), ale istnienia dobrze udokumentowanej drogi gminnej, której istnienia nie chce zaakceptować Urząd Miasta M.  Ostatnio  jego pracownicy poinformowali, że ustalono fakt nieistnienia ul B w trakcie "prac analitycznych". Brzmi dobrze, poważnie i wiarygodnie, prawda? W końcu przeprowadzenie prac analitycznych sugeruje, że zbadano wszelkie okoliczności i dokumenty, wyciągnięto z nich logiczne wnioski i sporządzono odpowiedni raport. Jednak dociekliwi mieszkańcy chcieli się dowiedzieć na podstawie czego ustalono że dobrze udokumentowana ulica nie istnieje.  Po serii pytań okazało się co następuje; Nie ma żadnego dokumentu z prac analitycznych, nie poddano badaniu i analizie żadnych dokumentów. "Prace analityczne" polegały na tym, ze kilku pracowników urzędu siadło sobie i pogadało.....    No cóż jeżeli tak wyglądają "prace analityczne" to można w ich wyniku ustalić dosłownie wszystko. Nawet to, ze ul B to wieża Eifla stojąca na pasie startowym dla statków komicznych.

cdn
0 Comments

    Archiwum

    November 2023
    July 2023
    October 2022
    August 2022
    July 2022
    May 2022
    November 2021
    September 2021
    November 2019
    October 2019
    September 2019
    August 2019
    July 2019
    June 2019
    May 2019
    April 2019
    November 2018
    October 2018
    June 2018
    May 2018
    April 2018
    March 2018
    November 2017
    October 2017
    September 2017
    August 2017
    July 2017
    June 2017
    April 2017
    March 2017
    January 2017
    December 2016
    November 2016
    October 2016
    September 2016
    August 2016
    July 2016
    June 2016
    May 2016
    February 2016
    January 2016
    August 2015
    June 2015
    May 2015
    April 2015
    March 2015
    July 2014
    June 2014
    May 2014
    April 2014
    October 2013
    September 2013
    August 2013
    July 2013
    June 2013
    May 2013
    April 2013
    March 2013
    February 2013
    January 2013
    December 2012
    November 2012
    October 2012
    September 2012
    August 2012
    July 2012
    June 2012
    May 2012
    April 2012
    March 2012
    February 2012
    January 2012
    December 2011
    November 2011
    October 2011
    September 2011
    August 2011
    July 2011
    June 2011
    May 2011

    RSS Feed

Powered by Create your own unique website with customizable templates.
Photos from mattjiggins, Robert Couse-Baker, Sarah Gadd, controlarms, eflon, Mike Licht, NotionsCapital.com, ~Brenda-Starr~, Philgarlic, mikecogh, Cea., srqpix, reneetb, Toronto Public Library Special Collections, Ewan-M, archer10 (Dennis), Tamago Moffle, Sterling College, Roberto Verzo, zoyachubby, Thoth, God of Knowledge, pfly, Kecko, jmcarthy99, torre.elena, manoftaste.de, angelocesare, Dan4th, Jasmine&Roses, Laura Nolte, swanksalot, 401(K) 2012, mueritz, pierre-alain dorange, Katie@!, Milica Sekulic, Sporthotel Achental, hjjanisch, hjjanisch, Alex E. Proimos, annieb, srqpix, ahisgett, Sweet One, onlyberlin, Neville10, simononly, avlxyz, sludgegulper, Ritzee Rebel, pablo.sanchez, Florin Gorgan, susivinh, ollesvensson, LoboStudio Hamburg, Lablascovegmenu, SleetDro, comedy_nose, Nic's events, Andrew Morrell Photography, ismael villafranco, David Blaine, erix!, California Cthulhu (Will Hart), Muffet, Dawn Endico, James & Vilija, włodi, sahlgoode, SilverScreenJean, yeowatzup, Muffet, Bob Dass, Remi Mathis, drapetomania, Slideshow Bruce, conner395, Jayson Emery, Ardent Photography, spilltojill, Salid, Stifts- och landsbiblioteket i Skara, Boston Public Library, Son of Groucho, rosmary, John.Karakatsanis, Images_of_Money, onlyberlin, atomicjeep, bloomsberries, twm1340, ginnerobot, D Petzold Photography, vince42, BobMacInnes, grongar, Brett Jordan, Robot B, NechakoRiver, Remi Mathis, Calgary Reviews, Steve Snodgrass, Smabs Sputzer, griannan, Mark Wheadon, AJC1, Dougtone, jetheriot, jespahjoy, misteraitch, Dirty S, Ephemeral Scraps, Tamago Moffle, yrrek, quinn.anya, Rooey202, chada, JeremyMcWilliams, hardworkinghippy, OliBac, mikebaird, dvanzuijlekom, cuatrok77, the Italian voice, llorias, stevendepolo, Ashborne Bristol Photography, Mary-Lynn, rharrison, cbransto, Chopianissima, judy_breck, pablo.sanchez, phonogalerie.com, Putneypics, State Records NSW, rusvaplauke, katsommers, Paco Espinoza Photography, Dana Moos, El Bibliomata, Karen Roe, laogooli, Lemsipmatt, matrianklw, blumenbiene, judy_breck, Sterling College, Justin A. Wilcox, sancho_panza, WordRidden, tuppus, twoshortplanks, akeg, 70023venus2009, zerok, riptheskull, emma.maria, waferboard, nottsexminer, ibm4381, garryknight, rahego, PhotoAtelier (Glen), Nesster, Evil Preacher, orangeacid, _Pek_, Dun can, goodiesfirst, jpockele, Marysol*, BobMacInnes, Steve Snodgrass, apple_pathways, prayitno, Chadie dela Cruz, mikecogh, ducksandbooks, dok1, maciekSz, Alkan de Beaumont Chaglar, happy_serendipity, Stig Nygaard, Chez Eskay, Maurizio Costanzo - mavik2007, jinterwas, bortescristian, swanksalot, firepile, fauxto_digit, Migle Seikyte, ralpe, SidPix, mrkathika, theogeo, Jessiner, Rodrigo_Amorim, Mohammed Alborum, Elsie esq., visulogik, orangeacid, Franco Folini, hans s, romana klee, Bondesgaarde, farmalldanzil, Nicholas_T, Travels with a dog and a Camera :), joe calhoun, Jasmine&Roses, avlxyz, meaduva, The Travelling Bum, blmurch, MonkeySimon, Yortw, dalbera, Tekniska museet, liebeslakritze, morberg, ilovegreenland, Yinghai, ddfreedl, DoNotLick, adamnsinger, Jeff Belmonte, Claus Rebler, Paul Lowry, BFS Man, cygnus921, Wrote, grecolina, matthewf01, jdn, OliBac, dok1, keetr, Shaylor, bunnygoth, bloomsberries, kimberlyannryan, Gudlyf, aschaf, Vincent_AF, onnola, Infomastern, avlxyz, Carly & Art, joiseyshowaa, erix!, Jim Anzalone, Vectorportal, Dainis Matisons, geishaboy500, jmcarthy99, eva101, David Paul Ohmer, Nomadic Lass, riptheskull, L'eau Bleue, Paul Stainthorp, jfgornet, Christian Haugen, sleepyneko, thegardenbuzz, Renodesertfoxstill, Alex E. Proimos, brizzle born and bred, CarbonNYC, nissennetz, Matt From London, taberandrew, JC i Núria, Rachel Strohm, California Cthulhu (Will Hart), C Jill Reed, jbcurio, RambergMediaImages, Martin Pettitt, Copper Kettle, DonkeyHotey, Sarah G..., Monika Kostera (urbanlegend), onnola, mattandrubydavis, Francis Storr, net_efekt, gbaku, born1945, lostinfog, McD22, adactio, Lars Plougmann, New Brunswick Tourism | Tourisme Nouveau-Brunswick, Jorbasa, *King of the Ants*, mikecogh, antonikon, krossbow, Hans Pama