|
|
1. Administracja Państwowa
Jak już pisaliśmy w Dzienniku VI zirytowani działaniem instytucji państwowych założyliśmy sprawę Kancelarii Premiera. Nie do końca wiedzieliśmy czego się spodziewać. Z pewnością nie spodziewaliśmy się tego, ze stanowisko Kancelarii Premiera będzie takie, ze to nie jej sprawa. I że stanowisko to podtrzymają dwa kolejne rządy
Prawdę mówiąc to podejrzewamy, że takiej sytuacji wymyśliliby żaden satyryk, nawet obdarzony najbardziej ułańską fantazja, bo przypomnijmy sprawa dotyczy tego, ze instytucje państwowe, w tym te bezpośrednio podległe Premierowi - nie uważają zapisów ksiąg wieczystych, wypisów z ewidencji gruntów czy treści aktów notarialnych za wiążące. I to do tego stopnia, ze nie widzą nic złego w zabawianiu się w uwiarygadnianie rzekomego istnienia fikcyjnych rozbieżności pomiędzy treścią tych dokumentów i rejestrów a stanem faktycznym. Oznacza to de facto, że wszelkie prawa własności ujawnione w tych dokumentach to właściwie fikcja. Ot taka bajka dla naiwnych.
No cóż rozumiemy, że są ludzie, którzy uważają, że Rząd jest od rzeczy WIELKICH; spotkania z innymi rządami, przecinania wstąg, przypinania orderów, płomiennych przemówień czy bankietów w ambasadach, wypowiadania wojen etc a do zajmowania się czymś mniejszym niż międzynarodowa korporacja nie powinien się zniżać. I po kontakcie z pełnomocnikiem Kancelarii już trzech kolejnych Premierów i korespondencja z kilkoma Ministerstwami poważnie zastanawiamy się czy właśnie nie z ludzi o takim rozumieniu "rządzenia" składają się nasze kolejne Rządy.
Nie będziemy więc nawet zaprzątać głowy obecnego Premiera i jego ministrów przypominaniem, ze aparat państwowy nie powinien zajmować się redystrybucja prywatnego mienia na podstawie jakiś niejawnych ustaleń (lub nawet czyiś urojeń). Bo w końcu do tego sprowadza się ignorowanie wszelkich dokumentów, które podobno są dowodem własności do nieruchomości w III RP.
Jeżeli już Rząd jest przekonany o tym, ze jest tylko od "rzeczy wielkich" to wypada wskazać, ze lobby bankowe nie jest rzeczą małą i nie powinien mieć interesów sektora bankowego aż tak głęboko w miejscu gdzie kura ma jajko. W końcu nie trzeba być geniuszem aby wiedzieć jaki wpływ ma przyzwolenie na ignorowanie zapisów ksiąg wieczystych (a tym samym ujawnionych w nich praw własności) dla oceny wartości porfolio pożyczek hipotecznych międzynarodowych banków, które w III RP sporo zainwestowały
W razie gdyby miłościwie nam panujący rząd (jak również dwa poprzednie) uważał, że nigdy nie twierdził, ze nie ma problemu z podważaniem wiarygodności systemu ksiąg wieczystych przez aparat państwowy to przypominamy, że takie jest właśnie stanowisko pełnomocnika Kancelarii Premiera w sprawie VI C 441/13 . Stanowisko to jest powtarzane na każdej rozprawie od kilku lat w imieniu trzeciego już rządu.
W razie gdyby były jakiekolwiek wątpliwości co do tego, ze jest to oficjalne stanowisko najwyższych organów administracji państwowej - to niewątpliwie już dawno powinno je rozwiać stanowisko Ministerstwa Infrastruktury ( i jego poprzedników), które w procesowaniu spraw przez GUNB i instytucje mu podległe podległe w oparciu o istnienie fikcyjnej rzeczywistości (podczas gdy zapisy ksiąg wieczystych ujawniają tą rzeczywiście istniejącą) nie dopatrzyło sie do chwili obecnej nieprawidłowości . Przynajmniej w takim stopniu aby nie pozwolić na kontynuowanie hucpy jaka jest wykorzystanie nadzoru budowlanego i administracji architektoniczno budowlanej nie tylko do uniemożliwiania bezpiecznego mieszkania we własnej nieruchomości, ale nawet wykazywania, że na na miejscu nieruchomości pięknie opisanej m. in w księgach wieczystych i ewidencji gruntów znajduje się coś innego pomimo iż wygląda dokładnie tak jak jest to opisane we wspomnianych rejestrach. Nawiasem mówiąc, to już sama koncepcja, że księgi wieczyste i ewidencja gruntów ma odzwierciedlenie w rzeczywistości na skutek wykonania prac, po których nie ma śladu i które trzeba wykazać "podstępnie" nie informując o tym stronom sprawy - wydaje nam się tak odjechana, że zastanawiamy się czy przyzwolenie na kontynuowanie tej hucpy aż do poziomu wiceministra nie sugeruje, że osoby pełniące eksponowane stanowiska nie powinny być poddawane regularnej ewaluacji przez odpowiedniego specjalistę. Oczywiście w celu uniemożliwienia kierowania państwem przez osoby, którym można wcisnąć największy kit.
Osiągnięcia dla utrzymania wiarygodności (lub raczej niewiarygodności) ksiąg wieczystych ciągle zmieniającego swoją nazwę ministerstwa, obecnie zwanego Ministerstwem Infrastruktury, bledną jednak w porównaniu z Ministerstwem Sprawiedliwości. Te bowiem wyglądają na najprawdziwszy sabotaż.
Zacznijmy od tego, ze Ministerstwo Sprawiedliwości utrzymuje na swoich stronach elektroniczna wersje ksiąg wieczystych. Tak na logikę powinno więc być zainteresowane przynajmniej utrzymaniem pozorów ich wiarygodności.
Chyba jednak taka logika w Ministerstwie Sprawiedliwości nie obowiązuje, bowiem konia z rzędem temu, kto wyjaśni dlaczego pozwala by w III RP w obiegu prawnym pozostawała Uchwałą Sądu Najwyższego z 28 lutego 1989 roku, która zdejmuje domniemanie wiarygodności z działu I-O ksiąg wieczystych. Tłumaczyliśmy już to chyba kilkukrotnie, że w dziale I-0 ksiąg wieczystych jest dokładnie opisane gdzie znajduje się nieruchomość dla której prowadzona jest dana księga wieczysta i jak ona wygląda. Jeżeli dział I-O nie cieszy się domniemaniem wiarygodności ( w czym o ile nas pamięć nie myli, nas zresztą upewniła pewna pani właśnie z Ministerstwa Sprawiedliwości) to właściwie nie wiadomo czego prawa ujawnione w pozostałych działach dotyczą. Nie musimy chyba dodawać, że nie znaleźliśmy na stronach Ministerstwa Sprawiedliwości żadnego ostrzeżenia w tej kwestii. co już samo w sobie powinno niezmiernie dziwić.
Nie chcemy w tym miejscu wchodzić w to co kierowało sędziami Sądu Najwyższego w lutym 1989 roku, gdy zdejmowali domniemanie wiarygodności z działu I-O. Mieliśmy wówczas inny system. Być może miało to jakiś sens. Ale utrzymywanie rzeczonej uchwały do chwili obecnej doprowadziło do tego, ze nawet Ministerstwa Sprawiedliwości (nie mówiąc już o innych instytucjach) nie bulwersuje to, ze sprawy związane z nieruchomością procesuje się we wszystkich instytucjach państwowych z jakimi mieliśmy do czynienia tak jakby zapisy ksiąg wieczystych, wypisy z ewidencji gruntów (podobno zastępującej dział I-O) czy akty notarialne (nawet te wystawiane po 1989 roku) to był zwykły szwindel.
Pozostaje więc iście hamletowskie pytanie czy toi głupota czy sabotaż. Osobiście stawiamy na głupotę, bo tylko skrajna głupota dorwawszy się do najwyższych stanowisk w administracji państwowej mogłaby uważać, że to jak bardzo dysfunkcjonalne jest państwo - to nie jej sprawa.
Jak już pisaliśmy w Dzienniku VI zirytowani działaniem instytucji państwowych założyliśmy sprawę Kancelarii Premiera. Nie do końca wiedzieliśmy czego się spodziewać. Z pewnością nie spodziewaliśmy się tego, ze stanowisko Kancelarii Premiera będzie takie, ze to nie jej sprawa. I że stanowisko to podtrzymają dwa kolejne rządy
Prawdę mówiąc to podejrzewamy, że takiej sytuacji wymyśliliby żaden satyryk, nawet obdarzony najbardziej ułańską fantazja, bo przypomnijmy sprawa dotyczy tego, ze instytucje państwowe, w tym te bezpośrednio podległe Premierowi - nie uważają zapisów ksiąg wieczystych, wypisów z ewidencji gruntów czy treści aktów notarialnych za wiążące. I to do tego stopnia, ze nie widzą nic złego w zabawianiu się w uwiarygadnianie rzekomego istnienia fikcyjnych rozbieżności pomiędzy treścią tych dokumentów i rejestrów a stanem faktycznym. Oznacza to de facto, że wszelkie prawa własności ujawnione w tych dokumentach to właściwie fikcja. Ot taka bajka dla naiwnych.
No cóż rozumiemy, że są ludzie, którzy uważają, że Rząd jest od rzeczy WIELKICH; spotkania z innymi rządami, przecinania wstąg, przypinania orderów, płomiennych przemówień czy bankietów w ambasadach, wypowiadania wojen etc a do zajmowania się czymś mniejszym niż międzynarodowa korporacja nie powinien się zniżać. I po kontakcie z pełnomocnikiem Kancelarii już trzech kolejnych Premierów i korespondencja z kilkoma Ministerstwami poważnie zastanawiamy się czy właśnie nie z ludzi o takim rozumieniu "rządzenia" składają się nasze kolejne Rządy.
Nie będziemy więc nawet zaprzątać głowy obecnego Premiera i jego ministrów przypominaniem, ze aparat państwowy nie powinien zajmować się redystrybucja prywatnego mienia na podstawie jakiś niejawnych ustaleń (lub nawet czyiś urojeń). Bo w końcu do tego sprowadza się ignorowanie wszelkich dokumentów, które podobno są dowodem własności do nieruchomości w III RP.
Jeżeli już Rząd jest przekonany o tym, ze jest tylko od "rzeczy wielkich" to wypada wskazać, ze lobby bankowe nie jest rzeczą małą i nie powinien mieć interesów sektora bankowego aż tak głęboko w miejscu gdzie kura ma jajko. W końcu nie trzeba być geniuszem aby wiedzieć jaki wpływ ma przyzwolenie na ignorowanie zapisów ksiąg wieczystych (a tym samym ujawnionych w nich praw własności) dla oceny wartości porfolio pożyczek hipotecznych międzynarodowych banków, które w III RP sporo zainwestowały
W razie gdyby miłościwie nam panujący rząd (jak również dwa poprzednie) uważał, że nigdy nie twierdził, ze nie ma problemu z podważaniem wiarygodności systemu ksiąg wieczystych przez aparat państwowy to przypominamy, że takie jest właśnie stanowisko pełnomocnika Kancelarii Premiera w sprawie VI C 441/13 . Stanowisko to jest powtarzane na każdej rozprawie od kilku lat w imieniu trzeciego już rządu.
W razie gdyby były jakiekolwiek wątpliwości co do tego, ze jest to oficjalne stanowisko najwyższych organów administracji państwowej - to niewątpliwie już dawno powinno je rozwiać stanowisko Ministerstwa Infrastruktury ( i jego poprzedników), które w procesowaniu spraw przez GUNB i instytucje mu podległe podległe w oparciu o istnienie fikcyjnej rzeczywistości (podczas gdy zapisy ksiąg wieczystych ujawniają tą rzeczywiście istniejącą) nie dopatrzyło sie do chwili obecnej nieprawidłowości . Przynajmniej w takim stopniu aby nie pozwolić na kontynuowanie hucpy jaka jest wykorzystanie nadzoru budowlanego i administracji architektoniczno budowlanej nie tylko do uniemożliwiania bezpiecznego mieszkania we własnej nieruchomości, ale nawet wykazywania, że na na miejscu nieruchomości pięknie opisanej m. in w księgach wieczystych i ewidencji gruntów znajduje się coś innego pomimo iż wygląda dokładnie tak jak jest to opisane we wspomnianych rejestrach. Nawiasem mówiąc, to już sama koncepcja, że księgi wieczyste i ewidencja gruntów ma odzwierciedlenie w rzeczywistości na skutek wykonania prac, po których nie ma śladu i które trzeba wykazać "podstępnie" nie informując o tym stronom sprawy - wydaje nam się tak odjechana, że zastanawiamy się czy przyzwolenie na kontynuowanie tej hucpy aż do poziomu wiceministra nie sugeruje, że osoby pełniące eksponowane stanowiska nie powinny być poddawane regularnej ewaluacji przez odpowiedniego specjalistę. Oczywiście w celu uniemożliwienia kierowania państwem przez osoby, którym można wcisnąć największy kit.
Osiągnięcia dla utrzymania wiarygodności (lub raczej niewiarygodności) ksiąg wieczystych ciągle zmieniającego swoją nazwę ministerstwa, obecnie zwanego Ministerstwem Infrastruktury, bledną jednak w porównaniu z Ministerstwem Sprawiedliwości. Te bowiem wyglądają na najprawdziwszy sabotaż.
Zacznijmy od tego, ze Ministerstwo Sprawiedliwości utrzymuje na swoich stronach elektroniczna wersje ksiąg wieczystych. Tak na logikę powinno więc być zainteresowane przynajmniej utrzymaniem pozorów ich wiarygodności.
Chyba jednak taka logika w Ministerstwie Sprawiedliwości nie obowiązuje, bowiem konia z rzędem temu, kto wyjaśni dlaczego pozwala by w III RP w obiegu prawnym pozostawała Uchwałą Sądu Najwyższego z 28 lutego 1989 roku, która zdejmuje domniemanie wiarygodności z działu I-O ksiąg wieczystych. Tłumaczyliśmy już to chyba kilkukrotnie, że w dziale I-0 ksiąg wieczystych jest dokładnie opisane gdzie znajduje się nieruchomość dla której prowadzona jest dana księga wieczysta i jak ona wygląda. Jeżeli dział I-O nie cieszy się domniemaniem wiarygodności ( w czym o ile nas pamięć nie myli, nas zresztą upewniła pewna pani właśnie z Ministerstwa Sprawiedliwości) to właściwie nie wiadomo czego prawa ujawnione w pozostałych działach dotyczą. Nie musimy chyba dodawać, że nie znaleźliśmy na stronach Ministerstwa Sprawiedliwości żadnego ostrzeżenia w tej kwestii. co już samo w sobie powinno niezmiernie dziwić.
Nie chcemy w tym miejscu wchodzić w to co kierowało sędziami Sądu Najwyższego w lutym 1989 roku, gdy zdejmowali domniemanie wiarygodności z działu I-O. Mieliśmy wówczas inny system. Być może miało to jakiś sens. Ale utrzymywanie rzeczonej uchwały do chwili obecnej doprowadziło do tego, ze nawet Ministerstwa Sprawiedliwości (nie mówiąc już o innych instytucjach) nie bulwersuje to, ze sprawy związane z nieruchomością procesuje się we wszystkich instytucjach państwowych z jakimi mieliśmy do czynienia tak jakby zapisy ksiąg wieczystych, wypisy z ewidencji gruntów (podobno zastępującej dział I-O) czy akty notarialne (nawet te wystawiane po 1989 roku) to był zwykły szwindel.
Pozostaje więc iście hamletowskie pytanie czy toi głupota czy sabotaż. Osobiście stawiamy na głupotę, bo tylko skrajna głupota dorwawszy się do najwyższych stanowisk w administracji państwowej mogłaby uważać, że to jak bardzo dysfunkcjonalne jest państwo - to nie jej sprawa.
Pisma wysłane w dniu 24.11.2016 w związku ze sprawą VI C 441/13 |
do KPRM i GUNB, który został włączony jako strona decyzja sędziego |
1A. Pismo pierwsze
KANCELARIA PREZESA RADY MINISTRÓW 00583 Warszawa Warszawa ul. Aleje Ujazdowskie 1/3
WNIOSEK
Szanowna Pani Prezes Rady Ministrów!
W pierwszej kolejności pragnę zasygnalizować iż niniejsze pismo ma na celu upewnienie się, że stanowisko procesowe Pani pełnomocnika w sprawie VI C 441/13 prowadzonej przed Sądem Rejonowym w W** radcy M. K. jest oficjalnym stanowiskiem Pani rządu. Szczerze mówiąc wydawałoby się to wysoce nieprawdopodobne, gdyby nie to, ze jest stanowisko to powtarzane w trakcie każdej rozprawy w imieniu już trzeciego rządu. W takiej sytuacji trudno jest uznać, że pełnomocnik występujący w imieniu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów nie wie co robi, lub po prostu nie zapoznał się z aktami sprawy.
Tytułem przedstawienia przedmiotu sprawy. Dotyczy ona nie traktowania przez administracje państwową (podobnie zresztą jak przez inne organy państwowe) zapisów ksiąg wieczystych , ewidencji gruntów i aktów notarialnych sporządzanych w związku z zadysponowaniem tytułem własności do nieruchomości jako wiążących dokumentów. Ze względu na dobrze udokumentowana ciągłość własności i władania nieruchomością, której sprawa dotyczy - nie ma przestrzeni na inna interpretację nie tylko działań instytucji państwowych, które po 2009 roku bez podania powodu zaczęły procesować wszelkie sprawy tak jakby na miejscu rzeczonej nieruchomości znajdował się inny obiekt, ale również stanowiska zajętego przez Pani pełnomocnika w sprawie. To ostatnie sprowadza się to twierdzenia, że nie widzi odpowiedzialności KPRM za doprowadzenie do sytuacji w której aparat państwowy nie tylko nie respektuje doskonale udokumentowanych praw własności, ale też nie poczuwa się nawet do podania powodów takiego działania.
Szanowna Pani mam nadzieję, ze rozumie Pani konsekwencje dla Państwa Polskiego sytuacji w której stanowisko Pani pełnomocnika zostanie usankcjonowane wyrokiem sądowym. Będzie to bowiem oznaczało, że rząd III RP nie ma nawet woli ani obowiązku zagwarantowania ochrony praw własności do nieruchomości ujawnionych w rejestrach i dokumentach cieszących się ustawowym domniemaniem wiarygodności w tym księgach wieczystych. Co więcej w razie uznania przez sąd racji Pani pełnomocnika po należnym (w domniemaniu) zbadaniu sprawy zarówno przez stroną rządową jak i przez sąd - prawa własności do nieruchomości można będzie uznać za nie podlegające ochronie, a wszelkie dokumenty je ujawniające za niewiarygodne wbrew brzmieniu obowiązujących ustaw.
Z poważaniem
XX
KANCELARIA PREZESA RADY MINISTRÓW 00583 Warszawa Warszawa ul. Aleje Ujazdowskie 1/3
WNIOSEK
Szanowna Pani Prezes Rady Ministrów!
W pierwszej kolejności pragnę zasygnalizować iż niniejsze pismo ma na celu upewnienie się, że stanowisko procesowe Pani pełnomocnika w sprawie VI C 441/13 prowadzonej przed Sądem Rejonowym w W** radcy M. K. jest oficjalnym stanowiskiem Pani rządu. Szczerze mówiąc wydawałoby się to wysoce nieprawdopodobne, gdyby nie to, ze jest stanowisko to powtarzane w trakcie każdej rozprawy w imieniu już trzeciego rządu. W takiej sytuacji trudno jest uznać, że pełnomocnik występujący w imieniu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów nie wie co robi, lub po prostu nie zapoznał się z aktami sprawy.
Tytułem przedstawienia przedmiotu sprawy. Dotyczy ona nie traktowania przez administracje państwową (podobnie zresztą jak przez inne organy państwowe) zapisów ksiąg wieczystych , ewidencji gruntów i aktów notarialnych sporządzanych w związku z zadysponowaniem tytułem własności do nieruchomości jako wiążących dokumentów. Ze względu na dobrze udokumentowana ciągłość własności i władania nieruchomością, której sprawa dotyczy - nie ma przestrzeni na inna interpretację nie tylko działań instytucji państwowych, które po 2009 roku bez podania powodu zaczęły procesować wszelkie sprawy tak jakby na miejscu rzeczonej nieruchomości znajdował się inny obiekt, ale również stanowiska zajętego przez Pani pełnomocnika w sprawie. To ostatnie sprowadza się to twierdzenia, że nie widzi odpowiedzialności KPRM za doprowadzenie do sytuacji w której aparat państwowy nie tylko nie respektuje doskonale udokumentowanych praw własności, ale też nie poczuwa się nawet do podania powodów takiego działania.
Szanowna Pani mam nadzieję, ze rozumie Pani konsekwencje dla Państwa Polskiego sytuacji w której stanowisko Pani pełnomocnika zostanie usankcjonowane wyrokiem sądowym. Będzie to bowiem oznaczało, że rząd III RP nie ma nawet woli ani obowiązku zagwarantowania ochrony praw własności do nieruchomości ujawnionych w rejestrach i dokumentach cieszących się ustawowym domniemaniem wiarygodności w tym księgach wieczystych. Co więcej w razie uznania przez sąd racji Pani pełnomocnika po należnym (w domniemaniu) zbadaniu sprawy zarówno przez stroną rządową jak i przez sąd - prawa własności do nieruchomości można będzie uznać za nie podlegające ochronie, a wszelkie dokumenty je ujawniające za niewiarygodne wbrew brzmieniu obowiązujących ustaw.
Z poważaniem
XX
1B. Pismo drugie
KANCELARIA PREZESA RADY MINISTRÓW 00583 Warszawa Warszawa ul. Aleje Ujazdowskie 1/3
WNIOSEK
W związku ze sprawą VI C 441/13 toczącą się przed Sądem Rejonowym w W. przesyłam do wiadomości Kancelarii Prezesa Rady Ministrów złożony do Ministerstwa Finansów wniosek o wydanie zaświadczenia iż nieruchomość położona w M. obejmująca działkę o dawnym numerze 275a (aktualnie 72, 73 oraz 1/10 obr 05-17) znajdującą się w M. przy ul. K., ani też żadna jej część nie była przedmiotem umów indeminizacyjnych zawieranych przez Państwo Polskie.
Wskazuję przy tym iż w przypadku gdyby Ministerstwo Finansów odmówiło wydania takiego zaświadczenia nie powinno ulegać wątpliwości iż możemy mieć do czynienia z wyłudzeniem odszkodowania przez osoby podające się za właścicieli nieruchomości (jest doskonale udokumentowane iż w czasie zawierania umów indeminizacyjnych właściciele nieruchomości nie tylko byli obywatelami polskimi, ale też osobiście władali rzeczoną nieruchomością - czego Kancelaria Prezesa Rady Ministrów Nie może nie być nieświadoma choćby z uwagi na materiały otrzymane w trakcie postępowania VI C 441/13 oraz przesłane przez portal LaCorruption.org w okresie sierpień-wrzesień 2016). W takim przypadku za wysoce zadziwiające uznać należałoby jednak stanowisko Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz podległych jej organów administracji, które mając nie tylko możliwość, ale też obowiązek wyjaśnienia jawnego sprawy z prawowitymi właścicielami nieruchomości, których prawa ujawnione są w księgach wieczystych W***/0000****/5, W***/0005****/6, W***/0005****/3, W***/0005****/0 oraz doskonale udokumentowane zdecydowali się na podejmowanie czynności, które w najlepszym wypadku można określić jako nieracjonalne i szkodliwe dla interesu Państwa Polskiego.
Z poważaniem
XX
KANCELARIA PREZESA RADY MINISTRÓW 00583 Warszawa Warszawa ul. Aleje Ujazdowskie 1/3
WNIOSEK
W związku ze sprawą VI C 441/13 toczącą się przed Sądem Rejonowym w W. przesyłam do wiadomości Kancelarii Prezesa Rady Ministrów złożony do Ministerstwa Finansów wniosek o wydanie zaświadczenia iż nieruchomość położona w M. obejmująca działkę o dawnym numerze 275a (aktualnie 72, 73 oraz 1/10 obr 05-17) znajdującą się w M. przy ul. K., ani też żadna jej część nie była przedmiotem umów indeminizacyjnych zawieranych przez Państwo Polskie.
Wskazuję przy tym iż w przypadku gdyby Ministerstwo Finansów odmówiło wydania takiego zaświadczenia nie powinno ulegać wątpliwości iż możemy mieć do czynienia z wyłudzeniem odszkodowania przez osoby podające się za właścicieli nieruchomości (jest doskonale udokumentowane iż w czasie zawierania umów indeminizacyjnych właściciele nieruchomości nie tylko byli obywatelami polskimi, ale też osobiście władali rzeczoną nieruchomością - czego Kancelaria Prezesa Rady Ministrów Nie może nie być nieświadoma choćby z uwagi na materiały otrzymane w trakcie postępowania VI C 441/13 oraz przesłane przez portal LaCorruption.org w okresie sierpień-wrzesień 2016). W takim przypadku za wysoce zadziwiające uznać należałoby jednak stanowisko Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz podległych jej organów administracji, które mając nie tylko możliwość, ale też obowiązek wyjaśnienia jawnego sprawy z prawowitymi właścicielami nieruchomości, których prawa ujawnione są w księgach wieczystych W***/0000****/5, W***/0005****/6, W***/0005****/3, W***/0005****/0 oraz doskonale udokumentowane zdecydowali się na podejmowanie czynności, które w najlepszym wypadku można określić jako nieracjonalne i szkodliwe dla interesu Państwa Polskiego.
Z poważaniem
XX
1C. Pismo trzecie
GŁÓWNY URZĄD NADZORU BUDOWLANEGO 00-512 Warszawa Warszawa ul. Krucza 38/42
WNIOSEK
Szanowny Panie Główny Inspektorze Nadzoru Budowlanego!
Czy jest Pan pewien , że stanowisko procesowe Pana pełnomocnika w sprawie VI C 441/13 toczącej się przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Śródmieścia w Warszawie jest oficjalnym stanowiskiem GUNB z całą świadomością konsekwencji jakie to za sobą pociąga?
Stanowisko to jest co najmniej zadziwiające , bowiem sprowadza się do twierdzenia o niedopatrzeniu się nieprawidłowości w podejmowaniu przez pracowników nadzoru budowlanego czynności w celu wykazania rzekomej rozbieżności pomiędzy zapisami ksiąg wieczystych, wypisami z ewidencji gruntów i treścią aktów notarialnych dla nieruchomości przy ul K 53 w M, a rzeczywistym stanem faktyczno-prawnym. Czyli na uwiarygadnianiu istnienia pod wspomnianym adresem fikcyjnej rzeczywistości faktyczno-prawnej, bo ta naprawdę istniejąca zawsze była i jest w pełni zbieżna z zapisami wymienionych dokumentów i rejestrów (o zachowanej prawie 100- letniej ciągłości).
Jedynym dokumentem posiadającym jak się zdaje wiarygodność w oczach GUNB i organów nadzoru budowlanego mu podległych jest decyzja o pozwoleniu na nadbudowę (w rzeczywistości był to projekt zagospodarowania poddasza) wydana przez Burmistrza Miasta M w 1993 roku na planie (nie wyrysie z ewidencji gruntów) nie istniejącej pod adresem nieruchomości. Co więcej decyzja została wydana dla działki oznaczonej jako 275a pomimo, ze numeracja ta została zarzucona ok. 20 lat wcześniej lat, a sama działka 275a przestała istnieć na mocy decyzji podziału na trzy części z przekazaniem Skarbowi Państwa części pod drogą na podstawie decyzji administracyjnej podziału z 1968 roku oraz aktu notarialnego zniesienia współwłasności z roku 1973. Jakby tego było mało osoba, której wydano owo pozwolenie na nadbudowę nie miała prawa do dysponowania istniejąca nieruchomością na cele budowlane, będąc wówczas właścicielką tylko 1/3 udziałów rzeczywiście istniejącej nieruchomości.
Pozostaje więc niejasne dlaczego są Państwo przekonani, ze dane zawarte w opisanej decyzji z 1993 roku, pomimo swojej oczywistej i wielokrotnej wadliwości są wiążące w przeciwieństwie do zapisów ksiąg wieczystych, wypisów z ewidencji gruntów czy aktów notarialnych. ak rozumiem przekonanie jest tak silne, że nie jest go w stanie zachwiać nawet fakt, ze rzeczona nieruchomość wygląda tak jak wynika to z zapisów ksiąg wieczystych, wypisów z ewidencji gruntów, czy treści aktów notarialnych. Zresztą jak rozumiem z przyzwolenia na sposób w jaki są prowadzone postępowania i czego dotyczą - wytłumaczyli sobie Państwo ta drobną niedogodność niedawnym przebudowaniem nieruchomości pomimo, że nie ma śladów dla prowadzenia takich prac.
Podsumowując. Analizując stanowisko GUNB w sprawie VI C 441/13 ma się wrażenie, ze ta instytucja pogrążyła się w jakichś oparach szaleństwa. Tym niemniej stanowisko pełnomocnika jest tożsame z konsekwentnie nie dopatrywaniem się nieprawidłowości w opisanym działaniu przez bodajże 6 lat co najmniej kilkunastu funkcjonariuszy GUNB w co najmniej kilkudziesięciu sprawach (korespondencja była naprawdę bogata). Jak wynika z informacji zamieszczonych na stronie GUNB co najmniej dwóch funkcjonariuszy notorycznie nie dopatrujących się nieprawidłowości w opisanym wykorzystaniu nadzoru budowlanego do uwiarygadniania fikcyjnego stanu faktyczno-prawnego nieruchomości zostało nawet awansowanych. Nadaje to ich opinii w kwestii uprawnień nadzoru budowlanego w opisanej sprawie dodatkowej wagi.
Wobec powyższego jeszcze raz należy zadać pytanie czy rzeczywiście funkcjonariusze GUNB procesując sprawy związane z nieruchomością przy ul K^ 53 w M* rzeczywiście nie przekroczyli swoich uprawnień i czy rzeczywiście GINB przekonany jest iż główną funkcją organów nadzoru budowlanego jest uwiarygadniania fikcyjnych stanów faktyczno-prawnych nieruchomości.
z poważaniem
XX
GŁÓWNY URZĄD NADZORU BUDOWLANEGO 00-512 Warszawa Warszawa ul. Krucza 38/42
WNIOSEK
Szanowny Panie Główny Inspektorze Nadzoru Budowlanego!
Czy jest Pan pewien , że stanowisko procesowe Pana pełnomocnika w sprawie VI C 441/13 toczącej się przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Śródmieścia w Warszawie jest oficjalnym stanowiskiem GUNB z całą świadomością konsekwencji jakie to za sobą pociąga?
Stanowisko to jest co najmniej zadziwiające , bowiem sprowadza się do twierdzenia o niedopatrzeniu się nieprawidłowości w podejmowaniu przez pracowników nadzoru budowlanego czynności w celu wykazania rzekomej rozbieżności pomiędzy zapisami ksiąg wieczystych, wypisami z ewidencji gruntów i treścią aktów notarialnych dla nieruchomości przy ul K 53 w M, a rzeczywistym stanem faktyczno-prawnym. Czyli na uwiarygadnianiu istnienia pod wspomnianym adresem fikcyjnej rzeczywistości faktyczno-prawnej, bo ta naprawdę istniejąca zawsze była i jest w pełni zbieżna z zapisami wymienionych dokumentów i rejestrów (o zachowanej prawie 100- letniej ciągłości).
Jedynym dokumentem posiadającym jak się zdaje wiarygodność w oczach GUNB i organów nadzoru budowlanego mu podległych jest decyzja o pozwoleniu na nadbudowę (w rzeczywistości był to projekt zagospodarowania poddasza) wydana przez Burmistrza Miasta M w 1993 roku na planie (nie wyrysie z ewidencji gruntów) nie istniejącej pod adresem nieruchomości. Co więcej decyzja została wydana dla działki oznaczonej jako 275a pomimo, ze numeracja ta została zarzucona ok. 20 lat wcześniej lat, a sama działka 275a przestała istnieć na mocy decyzji podziału na trzy części z przekazaniem Skarbowi Państwa części pod drogą na podstawie decyzji administracyjnej podziału z 1968 roku oraz aktu notarialnego zniesienia współwłasności z roku 1973. Jakby tego było mało osoba, której wydano owo pozwolenie na nadbudowę nie miała prawa do dysponowania istniejąca nieruchomością na cele budowlane, będąc wówczas właścicielką tylko 1/3 udziałów rzeczywiście istniejącej nieruchomości.
Pozostaje więc niejasne dlaczego są Państwo przekonani, ze dane zawarte w opisanej decyzji z 1993 roku, pomimo swojej oczywistej i wielokrotnej wadliwości są wiążące w przeciwieństwie do zapisów ksiąg wieczystych, wypisów z ewidencji gruntów czy aktów notarialnych. ak rozumiem przekonanie jest tak silne, że nie jest go w stanie zachwiać nawet fakt, ze rzeczona nieruchomość wygląda tak jak wynika to z zapisów ksiąg wieczystych, wypisów z ewidencji gruntów, czy treści aktów notarialnych. Zresztą jak rozumiem z przyzwolenia na sposób w jaki są prowadzone postępowania i czego dotyczą - wytłumaczyli sobie Państwo ta drobną niedogodność niedawnym przebudowaniem nieruchomości pomimo, że nie ma śladów dla prowadzenia takich prac.
Podsumowując. Analizując stanowisko GUNB w sprawie VI C 441/13 ma się wrażenie, ze ta instytucja pogrążyła się w jakichś oparach szaleństwa. Tym niemniej stanowisko pełnomocnika jest tożsame z konsekwentnie nie dopatrywaniem się nieprawidłowości w opisanym działaniu przez bodajże 6 lat co najmniej kilkunastu funkcjonariuszy GUNB w co najmniej kilkudziesięciu sprawach (korespondencja była naprawdę bogata). Jak wynika z informacji zamieszczonych na stronie GUNB co najmniej dwóch funkcjonariuszy notorycznie nie dopatrujących się nieprawidłowości w opisanym wykorzystaniu nadzoru budowlanego do uwiarygadniania fikcyjnego stanu faktyczno-prawnego nieruchomości zostało nawet awansowanych. Nadaje to ich opinii w kwestii uprawnień nadzoru budowlanego w opisanej sprawie dodatkowej wagi.
Wobec powyższego jeszcze raz należy zadać pytanie czy rzeczywiście funkcjonariusze GUNB procesując sprawy związane z nieruchomością przy ul K^ 53 w M* rzeczywiście nie przekroczyli swoich uprawnień i czy rzeczywiście GINB przekonany jest iż główną funkcją organów nadzoru budowlanego jest uwiarygadniania fikcyjnych stanów faktyczno-prawnych nieruchomości.
z poważaniem
XX
1D. Pismo czwarte
GŁÓWNY URZĄD NADZORU BUDOWLANEGO 00-512 Warszawa Warszawa ul. Krucza 38/42
WNIOSEK
W związku ze sprawą VI C 441/13 toczącą się przed Sądem Rejonowym w Warszawie przesyłam do wiadomości Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego:
1. złożony do Ministerstwa Finansów wniosek o wydanie zaświadczenia iż nieruchomość położona w M. obejmująca działkę o dawnym numerze 275a (aktualnie 72, 73 oraz 1/10 obr 05-17) znajdującą się w M. przy ul. K, ani też żadna jej część nie była przedmiotem umów indeminizacyjnych zawieranych przez Państwo Polskie.
Wskazuję przy tym iż w przypadku gdyby Ministerstwo Finansów odmówiło wydania takiego zaświadczenia nie powinno ulegać wątpliwości iż możemy mieć do czynienia z wyłudzeniem odszkodowania przez osoby podające się za właścicieli nieruchomości (jest doskonale udokumentowane iż w czasie zawierania umów indeminizacyjnych właściciele nieruchomości nie tylko byli obywatelami polskimi, ale też osobiście władali rzeczoną nieruchomością - czego Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego nie może nie być nieświadomy choćby z uwagi na materiały otrzymane w trakcie postępowania VI C 441/13 oraz w związku z licznymi postępowaniami GUNB dotyczącymi nieprawidłowości w procesowaniu spraw dotyczących nieruchomości przy ul. K 53 przez organy nadzoru budowlanego).
W takim przypadku za wysoce zadziwiające uznać należałoby jednak stanowisko Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego oraz podległych jej organów administracji, które mając nie tylko możliwość, ale też obowiązek wyjaśnienia jawnego sprawy z prawowitymi właścicielami nieruchomości, których prawa ujawnione są w księgach wieczystych W***/0000****/5, W***/0005****/6, W***/0005****/3, W***/0005****/0 oraz doskonale udokumentowane zdecydowali się na podejmowanie czynności, które w najlepszym wypadku można określić jako nieracjonalne i szkodliwe dla interesu Państwa Polskiego.
Z poważaniem
GŁÓWNY URZĄD NADZORU BUDOWLANEGO 00-512 Warszawa Warszawa ul. Krucza 38/42
WNIOSEK
W związku ze sprawą VI C 441/13 toczącą się przed Sądem Rejonowym w Warszawie przesyłam do wiadomości Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego:
1. złożony do Ministerstwa Finansów wniosek o wydanie zaświadczenia iż nieruchomość położona w M. obejmująca działkę o dawnym numerze 275a (aktualnie 72, 73 oraz 1/10 obr 05-17) znajdującą się w M. przy ul. K, ani też żadna jej część nie była przedmiotem umów indeminizacyjnych zawieranych przez Państwo Polskie.
Wskazuję przy tym iż w przypadku gdyby Ministerstwo Finansów odmówiło wydania takiego zaświadczenia nie powinno ulegać wątpliwości iż możemy mieć do czynienia z wyłudzeniem odszkodowania przez osoby podające się za właścicieli nieruchomości (jest doskonale udokumentowane iż w czasie zawierania umów indeminizacyjnych właściciele nieruchomości nie tylko byli obywatelami polskimi, ale też osobiście władali rzeczoną nieruchomością - czego Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego nie może nie być nieświadomy choćby z uwagi na materiały otrzymane w trakcie postępowania VI C 441/13 oraz w związku z licznymi postępowaniami GUNB dotyczącymi nieprawidłowości w procesowaniu spraw dotyczących nieruchomości przy ul. K 53 przez organy nadzoru budowlanego).
W takim przypadku za wysoce zadziwiające uznać należałoby jednak stanowisko Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego oraz podległych jej organów administracji, które mając nie tylko możliwość, ale też obowiązek wyjaśnienia jawnego sprawy z prawowitymi właścicielami nieruchomości, których prawa ujawnione są w księgach wieczystych W***/0000****/5, W***/0005****/6, W***/0005****/3, W***/0005****/0 oraz doskonale udokumentowane zdecydowali się na podejmowanie czynności, które w najlepszym wypadku można określić jako nieracjonalne i szkodliwe dla interesu Państwa Polskiego.
Z poważaniem
2. Sądownictwo
Wydawać by się mogło, ze nic nie może przebić najwyższych organów administracji państwowej w państwie, którego gospodarka oparta jest na kredycie, która twierdzi, że nie uznawanie ksiąg wieczystych (będących jakby nie patrzeć podstawą zabezpieczeń kredytowych) za wiążące przez organy państwowe - to nie ich biznes. Jednak wrażenie to szybko pryska, gdy podejmuje się próbę zwrócenia uwagi na ten ważny problem najwyższych władz sądowniczych.
O ile bowiem zdarzają się w przyrodzie rządy, które nie maja problemu z nawet całkowita dysfunkcja podległej im administracji (zajmują one zwykle najwyższe pozycje na liście najbardziej skorumpowanych państw świata), o tyle musimy wyznać, że do tej pory nie słyszeliśmy o najwyższych strukturach sądowniczych, które nie maja problemu z nie uznawaniem przez sądownictwo wiążącego charakteru tego co jest ustawowo najmocniejszym tytułem prawa własności do nieruchomości. Nie powinno to chyba dziwić, bowiem osoby pełniące najwyższe funkcje sądownicze też są właścicielami nieruchomości i z reguły nie chcą aby ktokolwiek to kwestionował. Tym bardziej bez podania powodu
Aby więc naczelne organy sądownicze uznawały, ze nie jest ich sprawą to, ze funkcjonariusz państwowy (w tym sędzia) nie raczy uznawać ujawnionych w księgach wieczystych praw bez podania powodu (czyli w domyśle, bo mu się tak podoba) - to musiałoby się w nich zebrać wysoce specyficzne gremium. Mówiąc po prostu musieliby w tych organach zasiąść ludzie, którzy nie tylko uważają, ze pilnowane przestrzeganie prawa w tak podstawowym zakresie jak uznawanie praw własności to nie ich działka, ale również nie mają zielonego pojęcia do czego służą nie tylko księgi wieczyste, ale również system sądowniczy jako całość.
Na wypadek, gdyby jakiś sędzia Sądu Najwyższego czy Naczelnego Sądu Administracyjnego nas czytał, to spieszymy z wyjaśnieniem, że struktury sądownicze służą do wyegzekwowania przestrzegania prawa. A jeżeli nie są w stanie dopilnować poszanowania nawet podstawowych zasad w stopniu tak podstawowym jak procesowanie spraw związanych z nieruchomością w oparciu o rzeczywisty stan prawny a nie urojony - to należałoby je po prostu rozwiązać i zbudować od początku. Jest to bowiem niepodważalny dowód, ze stały się one nie tyle gwarantem przestrzegania prawa, ale źródłem bezprawia. Nie jest przy tym istotnie, czy przyczyna takiej sytuacji jest korupcja, nieuczciwość, służalczość czy monstrualna głupota osób, którym pozwolono nosić togi.
Na to, że sędziowie Sądu Najwyższego wydają się być całkowicie nieświadomi na czym polega ich rola wskazuje korespondencja z Sądem Najwyższym w którym nieodmiennie uświadamia się nas, ze Sąd Najwyższy nie jest od zajmowania się sygnałami o tym, ze w sądownictwie coś złego się dzieje. Musi to budzić szczególne zdumienie, bowiem to właśnie Sąd Najwyższy zdaje się być w znacznym stopniu źródłem całego zamieszania dzięki uchwale, którą wydał w lutym 1989 roku i która zdejmowała domniemanie wiarygodności z działu I-O ksiąg wieczystych.
Jak się domyślamy podejmując ta kuriozalna uchwałę w 1989 roku ówcześni sędziowie prawdopodobnie założyli, że w ewidencji gruntów (obecnie gruntów, budynków i lokali) znajdują się wiarygodne informacje odnośnie tego jaka księga jest przypisana do jakiego kawałka gruntu. Nie wiemy czy było to prawda w 1989 roku, ale w chwili obecnej informacje zawarte w ewidencji gruntów mają najwyraźniej w instytucjach państwowych podobne poważanie jak księgi wieczyste czyli ..... żadne. I prawdę mówiąc trudno się temu dziwić skoro co pewien czas przeprowadzane są modernizacje w sposób, który opisaliśmy w Dzienniku IV, a o zmianach wprowadzanych w trakcie tego procesu nie trzeba nawet informować właścicieli nieruchomości, której one dotyczą. Wynika to z rozporządzenia Ministra bodajże z roku 2002.
Przy takiej konstrukcji prawnej nie powinno dziwić jeżeli pewnego dnia właścicieli nieruchomości zostanie poinformowany, że nie jest już jej właścicielem, bo..... "nie dopilnował". Taki przypadek zresztą opisaliśmy w Dzienniku II jako przypadek pań A. Rzekome "niedopilnowanie", które polegało najwyraźniej na tym, że wspomniane panie nie sprawdzały codziennie czy im ktoś czegoś w ich prawach własności nie pozmieniał w rejestrach za ich plecami okazało się nieodkręcalne.
Jednak zajmowanie się tego typu sprawami jak konsekwencje uchwalonych i utrzymywanych w obiegu prawnym aktów prawnych np uchwał - najwyraźniej jest poniżej Sądu Najwyższego. Nawet wtedy gdy dostaje sygnał, że powstało z tego niezgorsze bagno....
jeżeli więc podsumujemy dotychczasową korespondencję to wynika więc, ze sędziowie Sadu najwyższego mają swoiste rozumienie swojej funkcji uważając, że sprowadza się ona do dokonania analizy w uznany przez nich za stosowny sposób dojściu do jakiś wniosków, którym nadaje kształt np uchwały. A to jaki wpływ będą ich intelektualne przemyślenia miały na rzeczywistość i czy ich procesy intelektualne nie doprowadziły do błędnych wniosków - to nie ich działka. No cóż w historii świata już taka fucha istniała. Nie nazywała się jednak "niezwisły sędzia" tylko Pytia i urzędowała w mieście Delfy.
Podobnie swoja funkcje pojmują chyba również sędziowie Naczelnego Sądu Administracyjnego, którzy, pomimo iż przez pewien okres czasu bombardowaliśmy ich skargami - nie dopatrzyli się niczego niestosownego w procesowaniu spraw w oparciu o urojony stan prawny. Należy to uznać za kuriozalne bowiem orzeczenia sądownictwa administracyjnego są umieszczane w bazie sądowniczej i służą jako rozdaj wykładni prawa dla administracji państwowej. Jednak NSA nie miało problemu z tym, że w rzeczonej bazie orzeczniczej wzrasta wolumen orzeczeń, które jasno pokazują, że administracja państwowa nie jest związana zapisami ksiąg wieczystych (z szeregiem wpisów dokonanych po 1989 roku), wypisami z ewidencji gruntów (w zakresie w jakim uzupełnia pozbawiony domniemania wiarygodności dział I-O), czy treścią aktów notarialnych. Sprawa orzeczeń wydanych w sprawie naszej nieruchomości w żadnym wypadku nie może więc być traktowana jako jakiś indywidualny przypadek - wyznaczyła ona bowiem sposób interpretacji prawa czyniąc w zasadzie wymienione rejestry i dokumenty - prawnie nie wiążącymi dla administracji państwowej. Chyba nikt w obrębie sądownictwa administracyjnego tego jednak nie rozumie, bowiem gdy wnieśliśmy o ich usunięcie z bazy orzeczniczej odmówiono nam uzasadniając, że ..... orzeczeń się z bazy nie usuwa.
No cóż podobnie jak w przypadku Sądu Najwyższego pogratulować kontynuowania pięknej greckiej tradycji. Tylko o ile nas pamięć nie myli bełkot, który Pytia wydawała w po nawdychaniu się jakichś ziółek, był co prawda uznawany za coś w rodzaju głosu bogów, ale jego dostosowaniem do warunków ziemskich zajmowała się cała kasta kapłanów. Może więc czas by ktoś wreszcie zajął się weryfikacją "przemyśleń" sędziowskich i dostosowywaniem ich do obowiązującego prawa. Na przykład Trybunał Stanu lub chociaż Prokuratura.
Wydawać by się mogło, ze nic nie może przebić najwyższych organów administracji państwowej w państwie, którego gospodarka oparta jest na kredycie, która twierdzi, że nie uznawanie ksiąg wieczystych (będących jakby nie patrzeć podstawą zabezpieczeń kredytowych) za wiążące przez organy państwowe - to nie ich biznes. Jednak wrażenie to szybko pryska, gdy podejmuje się próbę zwrócenia uwagi na ten ważny problem najwyższych władz sądowniczych.
O ile bowiem zdarzają się w przyrodzie rządy, które nie maja problemu z nawet całkowita dysfunkcja podległej im administracji (zajmują one zwykle najwyższe pozycje na liście najbardziej skorumpowanych państw świata), o tyle musimy wyznać, że do tej pory nie słyszeliśmy o najwyższych strukturach sądowniczych, które nie maja problemu z nie uznawaniem przez sądownictwo wiążącego charakteru tego co jest ustawowo najmocniejszym tytułem prawa własności do nieruchomości. Nie powinno to chyba dziwić, bowiem osoby pełniące najwyższe funkcje sądownicze też są właścicielami nieruchomości i z reguły nie chcą aby ktokolwiek to kwestionował. Tym bardziej bez podania powodu
Aby więc naczelne organy sądownicze uznawały, ze nie jest ich sprawą to, ze funkcjonariusz państwowy (w tym sędzia) nie raczy uznawać ujawnionych w księgach wieczystych praw bez podania powodu (czyli w domyśle, bo mu się tak podoba) - to musiałoby się w nich zebrać wysoce specyficzne gremium. Mówiąc po prostu musieliby w tych organach zasiąść ludzie, którzy nie tylko uważają, ze pilnowane przestrzeganie prawa w tak podstawowym zakresie jak uznawanie praw własności to nie ich działka, ale również nie mają zielonego pojęcia do czego służą nie tylko księgi wieczyste, ale również system sądowniczy jako całość.
Na wypadek, gdyby jakiś sędzia Sądu Najwyższego czy Naczelnego Sądu Administracyjnego nas czytał, to spieszymy z wyjaśnieniem, że struktury sądownicze służą do wyegzekwowania przestrzegania prawa. A jeżeli nie są w stanie dopilnować poszanowania nawet podstawowych zasad w stopniu tak podstawowym jak procesowanie spraw związanych z nieruchomością w oparciu o rzeczywisty stan prawny a nie urojony - to należałoby je po prostu rozwiązać i zbudować od początku. Jest to bowiem niepodważalny dowód, ze stały się one nie tyle gwarantem przestrzegania prawa, ale źródłem bezprawia. Nie jest przy tym istotnie, czy przyczyna takiej sytuacji jest korupcja, nieuczciwość, służalczość czy monstrualna głupota osób, którym pozwolono nosić togi.
Na to, że sędziowie Sądu Najwyższego wydają się być całkowicie nieświadomi na czym polega ich rola wskazuje korespondencja z Sądem Najwyższym w którym nieodmiennie uświadamia się nas, ze Sąd Najwyższy nie jest od zajmowania się sygnałami o tym, ze w sądownictwie coś złego się dzieje. Musi to budzić szczególne zdumienie, bowiem to właśnie Sąd Najwyższy zdaje się być w znacznym stopniu źródłem całego zamieszania dzięki uchwale, którą wydał w lutym 1989 roku i która zdejmowała domniemanie wiarygodności z działu I-O ksiąg wieczystych.
Jak się domyślamy podejmując ta kuriozalna uchwałę w 1989 roku ówcześni sędziowie prawdopodobnie założyli, że w ewidencji gruntów (obecnie gruntów, budynków i lokali) znajdują się wiarygodne informacje odnośnie tego jaka księga jest przypisana do jakiego kawałka gruntu. Nie wiemy czy było to prawda w 1989 roku, ale w chwili obecnej informacje zawarte w ewidencji gruntów mają najwyraźniej w instytucjach państwowych podobne poważanie jak księgi wieczyste czyli ..... żadne. I prawdę mówiąc trudno się temu dziwić skoro co pewien czas przeprowadzane są modernizacje w sposób, który opisaliśmy w Dzienniku IV, a o zmianach wprowadzanych w trakcie tego procesu nie trzeba nawet informować właścicieli nieruchomości, której one dotyczą. Wynika to z rozporządzenia Ministra bodajże z roku 2002.
Przy takiej konstrukcji prawnej nie powinno dziwić jeżeli pewnego dnia właścicieli nieruchomości zostanie poinformowany, że nie jest już jej właścicielem, bo..... "nie dopilnował". Taki przypadek zresztą opisaliśmy w Dzienniku II jako przypadek pań A. Rzekome "niedopilnowanie", które polegało najwyraźniej na tym, że wspomniane panie nie sprawdzały codziennie czy im ktoś czegoś w ich prawach własności nie pozmieniał w rejestrach za ich plecami okazało się nieodkręcalne.
Jednak zajmowanie się tego typu sprawami jak konsekwencje uchwalonych i utrzymywanych w obiegu prawnym aktów prawnych np uchwał - najwyraźniej jest poniżej Sądu Najwyższego. Nawet wtedy gdy dostaje sygnał, że powstało z tego niezgorsze bagno....
jeżeli więc podsumujemy dotychczasową korespondencję to wynika więc, ze sędziowie Sadu najwyższego mają swoiste rozumienie swojej funkcji uważając, że sprowadza się ona do dokonania analizy w uznany przez nich za stosowny sposób dojściu do jakiś wniosków, którym nadaje kształt np uchwały. A to jaki wpływ będą ich intelektualne przemyślenia miały na rzeczywistość i czy ich procesy intelektualne nie doprowadziły do błędnych wniosków - to nie ich działka. No cóż w historii świata już taka fucha istniała. Nie nazywała się jednak "niezwisły sędzia" tylko Pytia i urzędowała w mieście Delfy.
Podobnie swoja funkcje pojmują chyba również sędziowie Naczelnego Sądu Administracyjnego, którzy, pomimo iż przez pewien okres czasu bombardowaliśmy ich skargami - nie dopatrzyli się niczego niestosownego w procesowaniu spraw w oparciu o urojony stan prawny. Należy to uznać za kuriozalne bowiem orzeczenia sądownictwa administracyjnego są umieszczane w bazie sądowniczej i służą jako rozdaj wykładni prawa dla administracji państwowej. Jednak NSA nie miało problemu z tym, że w rzeczonej bazie orzeczniczej wzrasta wolumen orzeczeń, które jasno pokazują, że administracja państwowa nie jest związana zapisami ksiąg wieczystych (z szeregiem wpisów dokonanych po 1989 roku), wypisami z ewidencji gruntów (w zakresie w jakim uzupełnia pozbawiony domniemania wiarygodności dział I-O), czy treścią aktów notarialnych. Sprawa orzeczeń wydanych w sprawie naszej nieruchomości w żadnym wypadku nie może więc być traktowana jako jakiś indywidualny przypadek - wyznaczyła ona bowiem sposób interpretacji prawa czyniąc w zasadzie wymienione rejestry i dokumenty - prawnie nie wiążącymi dla administracji państwowej. Chyba nikt w obrębie sądownictwa administracyjnego tego jednak nie rozumie, bowiem gdy wnieśliśmy o ich usunięcie z bazy orzeczniczej odmówiono nam uzasadniając, że ..... orzeczeń się z bazy nie usuwa.
No cóż podobnie jak w przypadku Sądu Najwyższego pogratulować kontynuowania pięknej greckiej tradycji. Tylko o ile nas pamięć nie myli bełkot, który Pytia wydawała w po nawdychaniu się jakichś ziółek, był co prawda uznawany za coś w rodzaju głosu bogów, ale jego dostosowaniem do warunków ziemskich zajmowała się cała kasta kapłanów. Może więc czas by ktoś wreszcie zajął się weryfikacją "przemyśleń" sędziowskich i dostosowywaniem ich do obowiązującego prawa. Na przykład Trybunał Stanu lub chociaż Prokuratura.
Dziennik pierwszy (pisany przed 08-2012) |
Dziennik drugi (pisany po 08-2012). |
Dziennik trzeci (pisany po 04-2014). |
Dziennik czwarty (pisany po 03-2015). |
Dziennik piąty (pisany po 01-2016). |
Dziennik szósty (pisany po 04-2016). |