|
|
2. Historia pewnej hucpy czyli wyroki nr 2, 3 i 4
Zabytki miasteczka M***
W sprawie prawa administracji państwowej do uniemożliwiania mieszkania we własnym domu i do spowodowania uszczerbku na zdrowiu sądy administracyjne wypowiedziały się trzykrotnie. Czytając wyroki sądowe nie ma miejsca na wątpliwości, że według wspomnianego orzecznictwa jest to bezsprzeczne prawo administracji państwowej. Wyroki są prawomocne.
Wyrok nr 2 można by właściwie uznać za jeszcze trzymający jakieś pozory praworządności. Uchylono w nim sprzeciw wobec prac usuwających zagrożenie zdrowia, ale niestety nie dopatrzono się naruszenia prawa w fakcie jego wystawienia. Sprzeciw został uchylony z przyczyn hm... powiedzmy proceduralnych.
Być może sprawa by się rozeszła po kościach gdyby ta subtelna nagana trafiła na teren w którym takie subtelne aluzje są zrozumiałe. Nie trafiła. Od chwili wydania wyroku czekaliśmy około siedmiu miesięcy na informację, że organ administracji państwowej nie wyraża sprzeciwu wobec przeprowadzenia należnych prac. W między czasie doznaliśmy uszczerbku na zdrowiu i musieliśmy wyprowadzić się z domu. Tego oczywiście sędziowie wydający ten "salomonowy wyrok" nie byli w stanie przewidzieć. Ale mogli (i powinni) przewidzieć, że można uniemożliwiać doprowadzenie budynku mieszkalnego do stanu bezpiecznego na wiele sposobów i nie zajęcie w wyroku jasnego stanowiska w sprawie braku uprawnień administracji państwowej w tym zakresie zostanie zinterpretowane jako przyzwolenie.
Kolejny wyrok dotyczył nie podjęcia działań przez organ nadrzędny po uzyskaniu informacji, że jednostka podrzędna podejmuje działania skutkujące wymuszaniem trwałego utrzymywania zagrożenia zdrowia spowodowanego stanem budynku mieszkalnego. Sędziowie złożyli głowy i wymyślili, że instancja nadrzędna miała prawo do takich działań jeżeli informacja dotrze do nich w piśmie opatrzonym błędnym tytułem. Jak rozumiemy nie powinniśmy używać nagłówka "zażalenie" tylko "skarga". Na sędziach nie zrobił wrażenia fakt, że uszczerbek na zdrowiu istotnie zaistniał. Hmmm ..... Do chwili obecnej nie przesłano nam informacji o wyroku ani jego uzasadnienia. Czy kogokolwiek to dziwi? Wyrok jest oczywiście prawomocny.
W kolejnym wyroku WSA uprawomocniono "twórcze" wykorzystanie art 66 Prawa Budowlanego dla uniemożliwiania usunięcia zagrożenia zdrowia spowodowanego stanem technicznym budynku mieszkalnego. Uprawomocniono nakładanie obowiązku powtórnych ekspertyz bez wykazania potrzeby i wadliwości dostarczonej dokumentacji, Uprawomocniono ściąganie ich kosztów z osoby, która chce dom remontować i wykonała już wszystkie wymagane przez prawo ekspertyzy na własny koszt. Uprawomocnił nawet znikanie dokumentów z akt sprawy. W praktyce wyrok ten zagwarantował, że w dającej się przewidzieć przyszłości nie będziemy mogli wrócić do domu.
Pozostaje jeszcze ustalić, czy wydając powyższy wyrok sędziowie działali w imieniu państwa polskiego (jak jest pisane przy każdym wyroku) czy swoim własnym. W każdym bądź razie powyższe wyroki pokazują jak po cichu zmienia się Prawo z ustanowionego przez Sejm (czyli krajowego i europejskiego) na prawo kaduka.
Po długich dyskusjach zdecydowaliśmy się nie składać skargi kasacyjnej do NSA, bowiem uważamy, że ostatnie dwa wyroki powinny zostać usunięte w procedurze karnej, jeżeli wiarygodność sądownictwa administracyjnego ma być zachowana.
Wyrok nr 2 można by właściwie uznać za jeszcze trzymający jakieś pozory praworządności. Uchylono w nim sprzeciw wobec prac usuwających zagrożenie zdrowia, ale niestety nie dopatrzono się naruszenia prawa w fakcie jego wystawienia. Sprzeciw został uchylony z przyczyn hm... powiedzmy proceduralnych.
Być może sprawa by się rozeszła po kościach gdyby ta subtelna nagana trafiła na teren w którym takie subtelne aluzje są zrozumiałe. Nie trafiła. Od chwili wydania wyroku czekaliśmy około siedmiu miesięcy na informację, że organ administracji państwowej nie wyraża sprzeciwu wobec przeprowadzenia należnych prac. W między czasie doznaliśmy uszczerbku na zdrowiu i musieliśmy wyprowadzić się z domu. Tego oczywiście sędziowie wydający ten "salomonowy wyrok" nie byli w stanie przewidzieć. Ale mogli (i powinni) przewidzieć, że można uniemożliwiać doprowadzenie budynku mieszkalnego do stanu bezpiecznego na wiele sposobów i nie zajęcie w wyroku jasnego stanowiska w sprawie braku uprawnień administracji państwowej w tym zakresie zostanie zinterpretowane jako przyzwolenie.
Kolejny wyrok dotyczył nie podjęcia działań przez organ nadrzędny po uzyskaniu informacji, że jednostka podrzędna podejmuje działania skutkujące wymuszaniem trwałego utrzymywania zagrożenia zdrowia spowodowanego stanem budynku mieszkalnego. Sędziowie złożyli głowy i wymyślili, że instancja nadrzędna miała prawo do takich działań jeżeli informacja dotrze do nich w piśmie opatrzonym błędnym tytułem. Jak rozumiemy nie powinniśmy używać nagłówka "zażalenie" tylko "skarga". Na sędziach nie zrobił wrażenia fakt, że uszczerbek na zdrowiu istotnie zaistniał. Hmmm ..... Do chwili obecnej nie przesłano nam informacji o wyroku ani jego uzasadnienia. Czy kogokolwiek to dziwi? Wyrok jest oczywiście prawomocny.
W kolejnym wyroku WSA uprawomocniono "twórcze" wykorzystanie art 66 Prawa Budowlanego dla uniemożliwiania usunięcia zagrożenia zdrowia spowodowanego stanem technicznym budynku mieszkalnego. Uprawomocniono nakładanie obowiązku powtórnych ekspertyz bez wykazania potrzeby i wadliwości dostarczonej dokumentacji, Uprawomocniono ściąganie ich kosztów z osoby, która chce dom remontować i wykonała już wszystkie wymagane przez prawo ekspertyzy na własny koszt. Uprawomocnił nawet znikanie dokumentów z akt sprawy. W praktyce wyrok ten zagwarantował, że w dającej się przewidzieć przyszłości nie będziemy mogli wrócić do domu.
Pozostaje jeszcze ustalić, czy wydając powyższy wyrok sędziowie działali w imieniu państwa polskiego (jak jest pisane przy każdym wyroku) czy swoim własnym. W każdym bądź razie powyższe wyroki pokazują jak po cichu zmienia się Prawo z ustanowionego przez Sejm (czyli krajowego i europejskiego) na prawo kaduka.
Po długich dyskusjach zdecydowaliśmy się nie składać skargi kasacyjnej do NSA, bowiem uważamy, że ostatnie dwa wyroki powinny zostać usunięte w procedurze karnej, jeżeli wiarygodność sądownictwa administracyjnego ma być zachowana.
3. Bajka z morałem
Zabytki miasteczka M***
Obecnie w NSA zalega wyjątkowo nieprzyjemna sprawa do rozwoju której przyczyniła się radosna twórczość WSA opisana w poprzednich epizodach.
W naszej opinii obowiązkiem sędziów NSA było wszczęcie postępowania dyscyplinarnego po otrzymaniu informacji o wyroku nr 1 i usunięcie nieprawidłowości, które modyfikując prawo umożliwiły kontynuowanie całej tej hucpy. Można by powiedzieć, że NSA sam sobie piwa naważył i będzie je musiał wypić. Oczywiście może z gracja odmówić wypicia i usiłować się wywinąć przy pomocy zawijasów prawnych, które będą tylko kolejnym potwierdzeniem kompletnego niedostosowania orzecznictwa ani do Konstytucji, ani do prawa unijnego, ani do ratyfikowanych umów międzynarodowych. Czyli dalsza eskalacja problemu. Bo mocno się zdziwimy jeżeli kolejny "salomonowy wyrok" nie zostanie przez administracje państwową odczytany jako przyzwolenie na kontynuacje po staremu.
W piwie, które NSA ma do wypicia jest cała masa bardzo niesmacznych składników
1) Poświadczenie Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków o zwolnieniu z opłat za wycinkę drzew (ok pół miliona złotych) na terenie dóbr klasztornych po poświadczeniu o ich rzekomym zagrożeniu dla zdrowia i mienia
2) Poświadczenie Wojewódzkiego konserwatora zabytków o zgodności z Miejscowym Planem Zagospodarowania Przestrzennego (MPZP) obiektu ewidentnie nie wypełniającego jego ograniczeń i do tego w ewidentny sposób naruszającego chroniony układ przyrodniczo-urbanistyczny.
3) Poświadczenie Starosty o prawie do budowy na terenie dóbr klasztornych obiektów sprzecznych z MPZP.
4) Poświadczenie Wojewody o tym, że jedynym ograniczeniem dóbr klasztornych jest zakaz garażowania TIR (wbrew założeniom MPZP)
5) Poświadczenia Burmistrza w sprawie MPZP wzajemnie sprzeczne ze sobą. Przy czym treść i termin wystawienia jednego z nich sugeruje, że jedynym celem mogło być dopasowanie interpretacji do złożonych wcześniej oświadczeń Starosty, Wojewody i Konserwatora Zabytków
6) Dowody na procesowanie wniosku na "rozbudowę" przez ponad 4 lata bez jakiejkolwiek dokumentacji technicznej budynku.
7) Być może również poświadczenie PINB o legalności "rozbudowywanego" budynku, którego prawidłowości nie możemy ustalić, bo ... odmówiono nam statusu stron sprawy. Mamy jednak swoje wątpliwości...
8) Wyrok WSA z odmową usunięcia wadliwych dokumentów z akt sprawy i odmowa ustosunkowania się do szeregu podnoszonych problemów
9) Lista stron sprawy ustalona na podstawie nieustalonej dokumentacji, z których wynika możliwość istnienia podwójnych ksiąg wieczystych dla jednej z nieruchomości sąsiadujących
Ponadto zastanawiamy się czy nie dołączyć do akt sprawy wraz z wezwaniem do wykonania 304 kpk par 2 wyroki WSA, które umożliwiły uniemożliwianie nam wykorzystywanie posiadanych zasobów mieszkaniowych co było skorelowane z sugestiami Wojewody odnośnie usunięcia nas jako strom sprawy.
Jakiś okolicznościowy toaścik do wypicia tego piwa proszę drogie NSA dopiszcie sobie samo.
W naszej opinii obowiązkiem sędziów NSA było wszczęcie postępowania dyscyplinarnego po otrzymaniu informacji o wyroku nr 1 i usunięcie nieprawidłowości, które modyfikując prawo umożliwiły kontynuowanie całej tej hucpy. Można by powiedzieć, że NSA sam sobie piwa naważył i będzie je musiał wypić. Oczywiście może z gracja odmówić wypicia i usiłować się wywinąć przy pomocy zawijasów prawnych, które będą tylko kolejnym potwierdzeniem kompletnego niedostosowania orzecznictwa ani do Konstytucji, ani do prawa unijnego, ani do ratyfikowanych umów międzynarodowych. Czyli dalsza eskalacja problemu. Bo mocno się zdziwimy jeżeli kolejny "salomonowy wyrok" nie zostanie przez administracje państwową odczytany jako przyzwolenie na kontynuacje po staremu.
W piwie, które NSA ma do wypicia jest cała masa bardzo niesmacznych składników
1) Poświadczenie Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków o zwolnieniu z opłat za wycinkę drzew (ok pół miliona złotych) na terenie dóbr klasztornych po poświadczeniu o ich rzekomym zagrożeniu dla zdrowia i mienia
2) Poświadczenie Wojewódzkiego konserwatora zabytków o zgodności z Miejscowym Planem Zagospodarowania Przestrzennego (MPZP) obiektu ewidentnie nie wypełniającego jego ograniczeń i do tego w ewidentny sposób naruszającego chroniony układ przyrodniczo-urbanistyczny.
3) Poświadczenie Starosty o prawie do budowy na terenie dóbr klasztornych obiektów sprzecznych z MPZP.
4) Poświadczenie Wojewody o tym, że jedynym ograniczeniem dóbr klasztornych jest zakaz garażowania TIR (wbrew założeniom MPZP)
5) Poświadczenia Burmistrza w sprawie MPZP wzajemnie sprzeczne ze sobą. Przy czym treść i termin wystawienia jednego z nich sugeruje, że jedynym celem mogło być dopasowanie interpretacji do złożonych wcześniej oświadczeń Starosty, Wojewody i Konserwatora Zabytków
6) Dowody na procesowanie wniosku na "rozbudowę" przez ponad 4 lata bez jakiejkolwiek dokumentacji technicznej budynku.
7) Być może również poświadczenie PINB o legalności "rozbudowywanego" budynku, którego prawidłowości nie możemy ustalić, bo ... odmówiono nam statusu stron sprawy. Mamy jednak swoje wątpliwości...
8) Wyrok WSA z odmową usunięcia wadliwych dokumentów z akt sprawy i odmowa ustosunkowania się do szeregu podnoszonych problemów
9) Lista stron sprawy ustalona na podstawie nieustalonej dokumentacji, z których wynika możliwość istnienia podwójnych ksiąg wieczystych dla jednej z nieruchomości sąsiadujących
Ponadto zastanawiamy się czy nie dołączyć do akt sprawy wraz z wezwaniem do wykonania 304 kpk par 2 wyroki WSA, które umożliwiły uniemożliwianie nam wykorzystywanie posiadanych zasobów mieszkaniowych co było skorelowane z sugestiami Wojewody odnośnie usunięcia nas jako strom sprawy.
Jakiś okolicznościowy toaścik do wypicia tego piwa proszę drogie NSA dopiszcie sobie samo.
4. Wysokie poprzeczki
Przez pewien czas myśleliśmy, że sadownictwu administracyjnemu ciężko będzie przebić swoje dotychczasowe "osiągnięcia". W końcu przyzwolenie na kontynuowaniu procesu administracyjnego w oparciu o poświadczenie, które nie dość, ze nie bardzo zgadza się z obowiązującym stanem prawnym to jeszcze zostało wystawione przez jednostkę do tego nie uprawniona postawiło poprzeczkę raczej wysoko. Jeszcze trudniejsze wydawało się wygenerowanie absurdu większego niż jest nie dopatrzenie się niczego niewłaściwego i przyzwolenie na kontynuowanie uniemożliwiania nam doprowadzenia własnej przestrzeni mieszkalnej do stanu bezpiecznego przy użyciu ......struktur nadzoru budowlanego.
Jednak musimy uderzyć się w pierś nasza winna. Nie doceniliśmy fantazji ułańskiej WSA. Przekonaliśmy się o tym gdy złożyliśmy do WSA odwołanie w sprawie decyzji WINB (Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego), który uniemożliwił nam doprowadzenie budynku mieszkalnego do stanu należnego poprzez likwidacje samowoli budowlanej (skoro nie mogliśmy przeprowadzić prac remontowych w przewidziany ustawa sposób - postanowiliśmy spróbować tej drogi).
Samowola była ewidentna, powstały w jej wyniku lokal nr 3 nie wypełniał nawet definicji lokalu mieszkalnego i do tego nie mógł powstać ze względu na ograniczenia prawne. Pełen komplet. Mimo to WINB poświadczył o braku samowoli budowlanej oświadczając ze lokal nr 3 powstał w wyniku prac budowlanych prowadzących do powstania lokalu nr 2. Nie przedstawił jednak nawet skrawka dokumentu na poparcie tej tezy. Hmmm ..... Ponadto 6 lat po powstaniu lokalu nr 2 ówcześni właściciele sporządzili akt notarialny przekazania części udziałów w nieruchomości w którym siłą rzeczy zalazł się opis budynku i ...... nie było w nim śladu po trzecim lokalu.
O tym, że WSA wydało wyrok w tej sprawie wiemy z informacji o przekazaniu dokumentacji z powrotem do WINB i PINB. Jaka była treść wyroku niestety nie wiemy. Gdy zwróciliśmy uwagę, że zapomniano nam go przesłać WSA odparło, że wcale nie poczuwa się do winy.
Treści wyroku możemy się tylko domyślać z faktu, że do chwili obecnej (a minęło już kilka miesięcy od jego wydania) nie otrzymaliśmy informacji ani o zwrocie kosztów, co zwyczajowo by nastąpiło (aczkolwiek nie ma 100% pewności) gdybyśmy sprawę wygrali, ani o wznowieniu postępowania administracyjnego, które musiałoby nastąpić po uchyleniu decyzji wyrokiem WSA.
Czyżby WSA podtrzymało decyzję podjętą na podstawie nie popartego niczym oświadczenia będącego w ewidentnej sprzeczności z dokumentacja zawartą w aktach sprawy? Czy jest możliwe, aby degrengolada sadownictwa administracyjnego osiągnęła aż taki poziom? Sami jesteśmy ciekawi.
Jednak musimy uderzyć się w pierś nasza winna. Nie doceniliśmy fantazji ułańskiej WSA. Przekonaliśmy się o tym gdy złożyliśmy do WSA odwołanie w sprawie decyzji WINB (Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego), który uniemożliwił nam doprowadzenie budynku mieszkalnego do stanu należnego poprzez likwidacje samowoli budowlanej (skoro nie mogliśmy przeprowadzić prac remontowych w przewidziany ustawa sposób - postanowiliśmy spróbować tej drogi).
Samowola była ewidentna, powstały w jej wyniku lokal nr 3 nie wypełniał nawet definicji lokalu mieszkalnego i do tego nie mógł powstać ze względu na ograniczenia prawne. Pełen komplet. Mimo to WINB poświadczył o braku samowoli budowlanej oświadczając ze lokal nr 3 powstał w wyniku prac budowlanych prowadzących do powstania lokalu nr 2. Nie przedstawił jednak nawet skrawka dokumentu na poparcie tej tezy. Hmmm ..... Ponadto 6 lat po powstaniu lokalu nr 2 ówcześni właściciele sporządzili akt notarialny przekazania części udziałów w nieruchomości w którym siłą rzeczy zalazł się opis budynku i ...... nie było w nim śladu po trzecim lokalu.
O tym, że WSA wydało wyrok w tej sprawie wiemy z informacji o przekazaniu dokumentacji z powrotem do WINB i PINB. Jaka była treść wyroku niestety nie wiemy. Gdy zwróciliśmy uwagę, że zapomniano nam go przesłać WSA odparło, że wcale nie poczuwa się do winy.
Treści wyroku możemy się tylko domyślać z faktu, że do chwili obecnej (a minęło już kilka miesięcy od jego wydania) nie otrzymaliśmy informacji ani o zwrocie kosztów, co zwyczajowo by nastąpiło (aczkolwiek nie ma 100% pewności) gdybyśmy sprawę wygrali, ani o wznowieniu postępowania administracyjnego, które musiałoby nastąpić po uchyleniu decyzji wyrokiem WSA.
Czyżby WSA podtrzymało decyzję podjętą na podstawie nie popartego niczym oświadczenia będącego w ewidentnej sprzeczności z dokumentacja zawartą w aktach sprawy? Czy jest możliwe, aby degrengolada sadownictwa administracyjnego osiągnęła aż taki poziom? Sami jesteśmy ciekawi.
5. Nie informowanie o wyrokach
W poprzednim akapicie pisaliśmy o wyroku o którym nie przesłano nam informacji pomimo iż został podjęty nie tylko w naszej sprawie, ale również z naszego wniosku. Być może do sprawy nie przywiązywalibyśmy aż takiej wagi gdyby to się zdarzyło pierwszy raz. Niestety tak nie jest.
Od kilku lat czekamy na uzasadnienie wyroku, który według naszej pamięci był ewidentnie sprzeczny z obowiązującym Kodeksem Karnym w zakresie, który w każdym cywilizowanym kraju jest uważany niemalże za "sacrum' czyli ochronie ludzkiego zdrowia i życia. O wyroku tym pisaliśmy już w epizodzie 2 "Historia pewnej hucpy". (cyt)
"..... wyrok dotyczył nie podjęcia działań przez organ nadrzędny po uzyskaniu informacji, że jednostka podrzędna podejmuje działania skutkujące wymuszaniem trwałego utrzymywania zagrożenia zdrowia spowodowanego stanem budynku mieszkalnego. Sędziowie złożyli głowy i wymyślili, że instancja nadrzędna miała prawo do takich działań jeżeli informacja dotrze do nich w piśmie opatrzonym błędnym tytułem. Jak rozumiemy nie powinniśmy używać nagłówka "zażalenie" tylko "skarga". Na sędziach nie zrobił wrażenia fakt, że uszczerbek na zdrowiu istotnie zaistniał. Hmmm ..... Do chwili obecnej nie przesłano nam informacji o wyroku ani jego uzasadnienia. Czy kogokolwiek to dziwi? Wyrok jest oczywiście prawomocny...".
Wyroku nam nie dostarczono pomimo iż prosiliśmy o jego uzasadnienie, bo rozważaliśmy złożenie skargi kasacyjnej. WSA twierdzi, ze wyrok nam przesłano, ale go nie odebraliśmy. Podobno mają na to dowód. Problem polega na tym, że odbieramy korespondencje regularnie raz na dwa tygodnie. Nie doręczenie przesyłki nie mogło więc nastąpić z naszej winy. Czy WSA wyjaśni sprawę? W naszej opinii powinno.
Tym bardziej, że w demokratycznym państwie prawa nie mógł zostać wydany wyrok odrzucający naszą argumentację, że instancja nadrzędna miała obowiązek podjąć działania w momencie uzyskania informacji o wymuszaniu przez podległa jednostkę utrzymania budynku mieszkalnego w stanie zagrażającym zdrowiu. Tym bardziej, że w konsekwencji doprowadziło to do uszczerbku na zdrowiu i wymusiło zaprzestanie wykorzystywania posiadanych zasobów mieszkaniowych. Utrzymywanie tego wyroku w obiegu prawnym podważa więc w naszym rozumieniu podstawy ustrojowe demokratycznego państwa polskiego zawarte w Konstytucji
Jest jeszcze jeden wyrok, którego nam jeszcze nie doręczono. Wyrok dotyczył nie uwzględnienia nas jako strony sprawy w ustalaniu legalności powstania budynku, który ma być rozbudowywany za naszym płotem. Absurd wykluczenia nas jako strony sprawy był oczywisty, chociażby z tego względu, że budynek ma być "rozbudowywany w odległości ok 10m od granicy z nasza nieruchomością. Oczywiście (po wykluczeniu nas jako strony sprawy) prowadzący postępowanie PINB uznał budynek za legalny. Dopóki nie zajrzymy do akt sprawy (czego obecnie nie możemy zrobić bo nie mamy statusu strony) nie możemy formułować żadnych oskarżeń, ale dziwne nam się wydaje, że reżim komunistyczny wydal instytucji kościelnej prawo do budowy obiektu sprzecznego ze świeżo narzuconymi ograniczeniami w zabudowie w tym terenie. Tym bardziej, że instytucja kościelna została ujawniona w księdze wieczystej jako właściciel nieruchomości dopiero kilkanaście lat później. Cuda się oczywiście zdarzają, ale jeżeli wszystko jest OK dlaczego nie pozwolono nam jako stronie uczestniczyć w tym postępowaniu i kontrolować prawidłowości podejmowanych decyzji??? W każdym razie gdyby wyrok WSA był dla nas korzystny najprawdopodobniej dostalibyśmy już informację o wznowieniu postępowania, tym razem z nami jako stroną. Do chwili obecnej taka informacja do nas nie dotarła. podobnie jak treść i uzasadnienie wyroku........
Od kilku lat czekamy na uzasadnienie wyroku, który według naszej pamięci był ewidentnie sprzeczny z obowiązującym Kodeksem Karnym w zakresie, który w każdym cywilizowanym kraju jest uważany niemalże za "sacrum' czyli ochronie ludzkiego zdrowia i życia. O wyroku tym pisaliśmy już w epizodzie 2 "Historia pewnej hucpy". (cyt)
"..... wyrok dotyczył nie podjęcia działań przez organ nadrzędny po uzyskaniu informacji, że jednostka podrzędna podejmuje działania skutkujące wymuszaniem trwałego utrzymywania zagrożenia zdrowia spowodowanego stanem budynku mieszkalnego. Sędziowie złożyli głowy i wymyślili, że instancja nadrzędna miała prawo do takich działań jeżeli informacja dotrze do nich w piśmie opatrzonym błędnym tytułem. Jak rozumiemy nie powinniśmy używać nagłówka "zażalenie" tylko "skarga". Na sędziach nie zrobił wrażenia fakt, że uszczerbek na zdrowiu istotnie zaistniał. Hmmm ..... Do chwili obecnej nie przesłano nam informacji o wyroku ani jego uzasadnienia. Czy kogokolwiek to dziwi? Wyrok jest oczywiście prawomocny...".
Wyroku nam nie dostarczono pomimo iż prosiliśmy o jego uzasadnienie, bo rozważaliśmy złożenie skargi kasacyjnej. WSA twierdzi, ze wyrok nam przesłano, ale go nie odebraliśmy. Podobno mają na to dowód. Problem polega na tym, że odbieramy korespondencje regularnie raz na dwa tygodnie. Nie doręczenie przesyłki nie mogło więc nastąpić z naszej winy. Czy WSA wyjaśni sprawę? W naszej opinii powinno.
Tym bardziej, że w demokratycznym państwie prawa nie mógł zostać wydany wyrok odrzucający naszą argumentację, że instancja nadrzędna miała obowiązek podjąć działania w momencie uzyskania informacji o wymuszaniu przez podległa jednostkę utrzymania budynku mieszkalnego w stanie zagrażającym zdrowiu. Tym bardziej, że w konsekwencji doprowadziło to do uszczerbku na zdrowiu i wymusiło zaprzestanie wykorzystywania posiadanych zasobów mieszkaniowych. Utrzymywanie tego wyroku w obiegu prawnym podważa więc w naszym rozumieniu podstawy ustrojowe demokratycznego państwa polskiego zawarte w Konstytucji
Jest jeszcze jeden wyrok, którego nam jeszcze nie doręczono. Wyrok dotyczył nie uwzględnienia nas jako strony sprawy w ustalaniu legalności powstania budynku, który ma być rozbudowywany za naszym płotem. Absurd wykluczenia nas jako strony sprawy był oczywisty, chociażby z tego względu, że budynek ma być "rozbudowywany w odległości ok 10m od granicy z nasza nieruchomością. Oczywiście (po wykluczeniu nas jako strony sprawy) prowadzący postępowanie PINB uznał budynek za legalny. Dopóki nie zajrzymy do akt sprawy (czego obecnie nie możemy zrobić bo nie mamy statusu strony) nie możemy formułować żadnych oskarżeń, ale dziwne nam się wydaje, że reżim komunistyczny wydal instytucji kościelnej prawo do budowy obiektu sprzecznego ze świeżo narzuconymi ograniczeniami w zabudowie w tym terenie. Tym bardziej, że instytucja kościelna została ujawniona w księdze wieczystej jako właściciel nieruchomości dopiero kilkanaście lat później. Cuda się oczywiście zdarzają, ale jeżeli wszystko jest OK dlaczego nie pozwolono nam jako stronie uczestniczyć w tym postępowaniu i kontrolować prawidłowości podejmowanych decyzji??? W każdym razie gdyby wyrok WSA był dla nas korzystny najprawdopodobniej dostalibyśmy już informację o wznowieniu postępowania, tym razem z nami jako stroną. Do chwili obecnej taka informacja do nas nie dotarła. podobnie jak treść i uzasadnienie wyroku........
6. Przewlekłość, której nie stwierdzono czyli nieszczęsny lokal nr 3 raz jeszcze
Jednym z najbardziej zdumiewających wyroków wydanych przez WSA był wyrok w sprawie o przewlekłość. Skarżyliśmy SKO (Samorządowe Kolegium Odwoławcze), które przez ponad rok nic nie zrobiło z naszym odwołaniem od odmowy korekty zaświadczenia (w sytuacji gdy urząd wystawiający -Starosta- zaświadczenie nie potrafił przedstawić żadnego dowodu jego prawdziwości, a my mieliśmy całą teczkę dokumentów wskazujących, że zaświadczenie mijało się z prawdą). SKO "kisiło" sprawę przez ponad rok. Nasza cierpliwość się wyczerpała i poskarżyliśmy na bezczynność SKO do WSA. Sprawa była prosta i ewidentna. Byliśmy pewni wygranej i ..... spotkało nas rozczarowanie. WSA bezczynności się nie dopatrzyło stwierdzając, że "bezczynność samorządowego Kolegium Odwoławczego w Warszawie w prowadzeniu postępowania nie miała miejsca z rażącym naruszeniem prawa."
Po przegranej w WSA sprawa wróciła do SKO, które wydało jedna z najdziwniejszych decyzji jakie kiedykolwiek widzieliśmy. Oświadczyło po prostu, że sprawą się zajmować nie będzie a jak nam się nie podoba, to możemy składać o powtórne rozpatrzenie. Więc złożyliśmy. SKO za drugim podejściem czuło się komfortowo podtrzymując decyzje starosty o poświadczeniu o odmowie korekty zaświadczenia, którego prawdziwości nie był w stanie wykazać. Czy brzmi to już wystarczająco absurdalnie?
Nie jest to jednak jeszcze koniec wyczynów WSA w tej sprawie, bowiem jeden z wyroków WSA (jeden z tych o którym nas nawet nie raczono poinformować pomimo iż był z naszego wniosku) dotyczył tej samej kwestii - (wspomnianego w tytule) nieszczęsnego lokalu nr 3 czyli konstrukcji nie wypełniającej nawet definicji lokalu mieszkalnego, który został powołany do życia zaświadczeniem Starosty (nie popartym żadną dokumentacją), które jest powodem całego tego galimatiasu. Ponieważ do tej pory nie dostaliśmy informacji o wznowieniu postępowania w sprawie samowoli możemy domniemywać, ze WSA podtrzymało decyzję Nadzoru Budowlanego (II instancji), że lokal samowolą nie jest. Dowodem na to miał być dokument z 1993 roku wskazujący, ze lokal w tym czasie... nie istniał. (więcej w epizodzie 4)
Jak widać absurd goni absurd, a WSA zwija się jak może aby dostarczyć nam solidny materiał dowodowy poświadczający, ze w prawo stanowione przez Sejm i Senat wierzą tylko idioci i skończone wielkomiejskie naiwniaki.
Po przegranej w WSA sprawa wróciła do SKO, które wydało jedna z najdziwniejszych decyzji jakie kiedykolwiek widzieliśmy. Oświadczyło po prostu, że sprawą się zajmować nie będzie a jak nam się nie podoba, to możemy składać o powtórne rozpatrzenie. Więc złożyliśmy. SKO za drugim podejściem czuło się komfortowo podtrzymując decyzje starosty o poświadczeniu o odmowie korekty zaświadczenia, którego prawdziwości nie był w stanie wykazać. Czy brzmi to już wystarczająco absurdalnie?
Nie jest to jednak jeszcze koniec wyczynów WSA w tej sprawie, bowiem jeden z wyroków WSA (jeden z tych o którym nas nawet nie raczono poinformować pomimo iż był z naszego wniosku) dotyczył tej samej kwestii - (wspomnianego w tytule) nieszczęsnego lokalu nr 3 czyli konstrukcji nie wypełniającej nawet definicji lokalu mieszkalnego, który został powołany do życia zaświadczeniem Starosty (nie popartym żadną dokumentacją), które jest powodem całego tego galimatiasu. Ponieważ do tej pory nie dostaliśmy informacji o wznowieniu postępowania w sprawie samowoli możemy domniemywać, ze WSA podtrzymało decyzję Nadzoru Budowlanego (II instancji), że lokal samowolą nie jest. Dowodem na to miał być dokument z 1993 roku wskazujący, ze lokal w tym czasie... nie istniał. (więcej w epizodzie 4)
Jak widać absurd goni absurd, a WSA zwija się jak może aby dostarczyć nam solidny materiał dowodowy poświadczający, ze w prawo stanowione przez Sejm i Senat wierzą tylko idioci i skończone wielkomiejskie naiwniaki.
7. WSA i postanowienia SKO
Przez ostatnich kilka miesięcy słaliśmy do burmistrza miasta M** zapytania/ wnioski o zaświadczenia mające na celu zebranie przekonującego materiału dowodowego, ze Urząd Miasta nie wystawił żadnych dokumentów, które mogłyby być wykorzystane dla bezprawnego podważenia naszego prawa własności do ćwoczego domku. Ponieważ Urząd Miasta nigdy nie miał nic wspólnego z cwoczym domkiem wystawienie takich dokumentów oznaczałoby popełnienie ewidentnego przestępstwa przez Burmistrza lub/i innego wysokiego urzędnika. Wystawieniem takich dokumentów powinien być zainteresowany przede wszystkim Urząd Miasta chociażby po to aby usunąć wszystkie (w domniemaniu niesłuszne) podejrzenia. Urząd Miasta z jakiś względów wystawienia tych dokumentów odmawia, a SKO się z Urzędem Miasta najwyraźniej zgadza, bo podtrzymało prawie wszystkie decyzje o odmowie. Wobec kuriozalności takiego postępowania, które nie pozwala wykluczyć, ze Urząd Miasta czystego sumienia nie ma - zaskarżyliśmy wszystkie decyzje do WSA.
WSA otrzymawszy nasze odwołania, zamiast się zatrząść z oburzenia wobec tak ewidentnej odmowy udzielenia informacji osobie mającej oczywisty interes w sprawie (jak by na to nie patrzeć jest właścicielem 5/6 nieruchomości) i przekazać informację o przekroczeniu uprawnień należnym organom - spokojnie, zgodnie z procedura wystawiło rachunek na ponad 1 tys złotych. Rozumiemy, ze ilość spraw była duża i prawdę mówiąc, to gdybyśmy jeszcze mieli wiarę w to, że WSA działa w zgodzie z uchwalonymi przez Sejm i Senat aktami prawnymi - to pewnie byśmy ta sumę zapłacili. Jednak gdyby WSA uważało, że organy administracji publicznej nie mogą w świetle obowiązującego prawa odmawiać obywatelowi informacji o jego własnej nieruchomości - to byłoby zobowiązane do przekazania sprawy do prokuratury już na bardzo wczesnym etapie. Wobec takiego wolumenu odmów nie może być bowiem mowy o pomyłce, przypadku czy złym dniu w SKO czy Urzędzie Miasta..... Jednak najwyraźniej WSA nie dopatrzyło się w tym wszystkim niczego bezprawnego, bo wystawiło wspomniany rachunek na 1 tys złotych.
W takiej sytuacji testowo wnieśliśmy opłatę w sprawie dwóch odmów i z niecierpliwością czekamy co tym razem wykombinuje WSA. W każdym razie, jeżeli sprawa zostanie załatwiona w sposób należny tj.wykonane zostaną obowiązki wynikające z art 304,par 2kpk - będziemy bardzo zdziwieni. W końcu prawidłowe zbadanie sprawy wiązałoby się również z zadaniem pytania dlaczego kilkunastu (a może nawet kilkudziesięciu) spośród ich kolegów sędziów WSA podejmowało wyroki w sprawie rzeczonego budynku nie zawracając sobie głowy takim drobiazgiem jak różne "nieścisłości" w dokumentach wystawionych przez urzędników w zakresie jego stanu prawnego. Czas pokaże czy się w naszych przewidywaniach mylimy.......
WSA otrzymawszy nasze odwołania, zamiast się zatrząść z oburzenia wobec tak ewidentnej odmowy udzielenia informacji osobie mającej oczywisty interes w sprawie (jak by na to nie patrzeć jest właścicielem 5/6 nieruchomości) i przekazać informację o przekroczeniu uprawnień należnym organom - spokojnie, zgodnie z procedura wystawiło rachunek na ponad 1 tys złotych. Rozumiemy, ze ilość spraw była duża i prawdę mówiąc, to gdybyśmy jeszcze mieli wiarę w to, że WSA działa w zgodzie z uchwalonymi przez Sejm i Senat aktami prawnymi - to pewnie byśmy ta sumę zapłacili. Jednak gdyby WSA uważało, że organy administracji publicznej nie mogą w świetle obowiązującego prawa odmawiać obywatelowi informacji o jego własnej nieruchomości - to byłoby zobowiązane do przekazania sprawy do prokuratury już na bardzo wczesnym etapie. Wobec takiego wolumenu odmów nie może być bowiem mowy o pomyłce, przypadku czy złym dniu w SKO czy Urzędzie Miasta..... Jednak najwyraźniej WSA nie dopatrzyło się w tym wszystkim niczego bezprawnego, bo wystawiło wspomniany rachunek na 1 tys złotych.
W takiej sytuacji testowo wnieśliśmy opłatę w sprawie dwóch odmów i z niecierpliwością czekamy co tym razem wykombinuje WSA. W każdym razie, jeżeli sprawa zostanie załatwiona w sposób należny tj.wykonane zostaną obowiązki wynikające z art 304,par 2kpk - będziemy bardzo zdziwieni. W końcu prawidłowe zbadanie sprawy wiązałoby się również z zadaniem pytania dlaczego kilkunastu (a może nawet kilkudziesięciu) spośród ich kolegów sędziów WSA podejmowało wyroki w sprawie rzeczonego budynku nie zawracając sobie głowy takim drobiazgiem jak różne "nieścisłości" w dokumentach wystawionych przez urzędników w zakresie jego stanu prawnego. Czas pokaże czy się w naszych przewidywaniach mylimy.......
8. Bo to nie mój biznes...
Ostatnio WSA odrzuciło naszą skargę na bezczynność Wojewody. Sprawa dotyczyła wezwania do ujawnienia na jakiej podstawie ustalił on strony postępowania. Dla przypomnienia strony postępowania ustalone przez Wojewodę obejmowały dwoje z czwórki poprzednich właścicieli ćwoczej nieruchomości (z czego jednego dwa razy), natomiast nie obejmowały Pani Sąsiadki. Wojewoda zapytany przez nas skąd wziął tą dziwaczną listę stron sprawy nabrał wody w usta, a my usiłowaliśmy go skłonić, żeby jednak coś z siebie wydusił skarżąc się na jego bezczynność do WSA. Natomiast WSA skargę odrzuciło, stwierdzając, że to nie jego biznes bo ono jest od bezczynności tylko w wąskim zakresie.
Nawet jeżeli WSA ma rację, że ten typ bezczynności nie leży w zakresie jego kompetencji, to zastanawiające jest dlaczego zwrotowi skargi nie towarzyszyło pouczenie jaki organ jest zobowiązany tego typu skargę rozpatrzyć. Zresztą z tego co pamiętamy, to jeżeli skarga została złożona do niewłaściwego organu - ma on obowiązek przekazać ją zgodnie z właściwościami, a nie odrzucać z informacją że nie leży w zakresie jego kompetencji czy obowiązków.......
Cóż , w tej sytuacji zrobimy chyba dwie rzeczy. Po pierwsze poskarżymy się na bezczynność Wojewody do Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji celem ustalenia czy ono też stwierdzi, że to jest nie jego biznes. Po drugie poskarżymy się WSA na sędziego który orzekał w sprawie bo niezależnie od tego czy wspomniana bezczynność jest czy nie jest jego biznesem to stosowanie art 304,par 2 kpk jest na pewno jego biznesem, a mówiąc wprost jeśli przeczytał akta sprawy to musiał mieć świadomość, że inne strony sprawy niż te które wynikają z zapisów ksiąg wieczystych muszą stanowić w jakiś dowód możliwości przestępstwa popełnionego przeciwko wiarygodności tych ksiąg wieczystych i nie miał prawa w takiej sytuacji nie zgłosić sprawy do odpowiednich organów niezależnie od tego co zrobił z naszą skargą.
Nawet jeżeli WSA ma rację, że ten typ bezczynności nie leży w zakresie jego kompetencji, to zastanawiające jest dlaczego zwrotowi skargi nie towarzyszyło pouczenie jaki organ jest zobowiązany tego typu skargę rozpatrzyć. Zresztą z tego co pamiętamy, to jeżeli skarga została złożona do niewłaściwego organu - ma on obowiązek przekazać ją zgodnie z właściwościami, a nie odrzucać z informacją że nie leży w zakresie jego kompetencji czy obowiązków.......
Cóż , w tej sytuacji zrobimy chyba dwie rzeczy. Po pierwsze poskarżymy się na bezczynność Wojewody do Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji celem ustalenia czy ono też stwierdzi, że to jest nie jego biznes. Po drugie poskarżymy się WSA na sędziego który orzekał w sprawie bo niezależnie od tego czy wspomniana bezczynność jest czy nie jest jego biznesem to stosowanie art 304,par 2 kpk jest na pewno jego biznesem, a mówiąc wprost jeśli przeczytał akta sprawy to musiał mieć świadomość, że inne strony sprawy niż te które wynikają z zapisów ksiąg wieczystych muszą stanowić w jakiś dowód możliwości przestępstwa popełnionego przeciwko wiarygodności tych ksiąg wieczystych i nie miał prawa w takiej sytuacji nie zgłosić sprawy do odpowiednich organów niezależnie od tego co zrobił z naszą skargą.
9. Interesująca debata o art 304 par 2 kpk
Przysłowiową kroplą, która przelała czarę, czyli wydarzeniem, które ostatecznie sprawiło, że przestaliśmy patrzeć na sądownictwo administracyjne jako na strażnika przestrzegania prawa była dyskusja na temat art 304 kpk Dla przypomnienia artykuł ten nakłada na każdego funkcjonariusza państwowego (w tym sędziego sądownictwa administracyjnego) obowiązek poinformowania odpowiednich organów o każdym podejrzeniu naruszenia prawa o jakim się dowie w trakcie pełnienia swoich obowiązków.
Ponieważ nasze doświadczenia z sądownictwem administracyjnym wzbudziły podejrzenie, że sądy administracyjne mają ten zapis w hmm...... "głębokim poważaniu" postanowiliśmy zadać bezpośrednie pytanie.
Otrzymaliśmy interesująca odpowiedź z której wynikało, że nasze podejrzenia nie są bezzasadne.
"Obowiązek prawny zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu, w stosunku do instancji państwowych i samorządowych, wynika z dyspozycji art 304 par 2 kpk.
Zarówno w orzecznictwie jak i doktrynie prezentowany jest pogląd, iż obowiązek ten ciąży jedynie na osobach pełniących funkcje kierownicza w instytucji państwowej, jaka jest sąd. Za osobę pełniąca funkcje kierownicze w sądzie uznaje się prezesa sądu, który kieruje sądem i reprezentuje go na zewnątrz. zatem sędzia rozpoznające sprawę, w związku z którą stwierdziłby popełnienie przestępstwa ściganego z urzędu powinien w drodze służbowej zwrócić się do prezesa sądu z wnioskiem o rozważenie wystąpienia do prokuratury lub policji na podstawie art 304 par 2 kpk z zawiadomieniem o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.
Dodatkowo należy wskazać, iż do powstania obowiązku zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, w rozumieniu art 304 kpk par 2 kpk, niezbędne jest ukształtowanie się w świadomości organu (w tym przypadku prezesa sądu) przekonania, ze zostało popełnione przestępstwo..."
Wzbudziło to nasze niekłamane zdziwienie bowiem nie bardzo zrozumiemy kto i na jakiej podstawie prawnej ma prawo do wyłączania całych grup zawodowych (sędziów i pracowników administracji publicznej nie pełniących funkcji kierowniczych) z przestrzegania zapisów Kodeksu Postępowania Karnego. Poza tym z zapisów prawa wynika, że art 304 par2 kpk należy wykonać po zaistnieniu okoliczności wskazujących na zaistnienie przestępstwa, a nie od tego co się ukształtuje w głowie pana prezesa sądu czy innej osoby na kierowniczym stanowisku).
Sprawę usiłowaliśmy wyjaśnić pisząc skargę. Jednak najwyraźniej przynajmniej jeden z sędziów NSA nie ma zbyt wielkich problemów z taką wypowiedzią. Jedyna nieprawidłowością jakiej się dopatrzył był fakt, że w ogóle podjęto próbę poinformowania nas o panujących w sądownictwie administracyjnym obyczajach. No cóż dało to interesujący obraz nie tylko stosunku jednego z najwyższych funkcjonariuszy sądownictwa administracyjnego do art 304 kpk ale również do sprawy jawności działania w obrębie tych struktur.
Ponieważ nasze doświadczenia z sądownictwem administracyjnym wzbudziły podejrzenie, że sądy administracyjne mają ten zapis w hmm...... "głębokim poważaniu" postanowiliśmy zadać bezpośrednie pytanie.
Otrzymaliśmy interesująca odpowiedź z której wynikało, że nasze podejrzenia nie są bezzasadne.
"Obowiązek prawny zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu, w stosunku do instancji państwowych i samorządowych, wynika z dyspozycji art 304 par 2 kpk.
Zarówno w orzecznictwie jak i doktrynie prezentowany jest pogląd, iż obowiązek ten ciąży jedynie na osobach pełniących funkcje kierownicza w instytucji państwowej, jaka jest sąd. Za osobę pełniąca funkcje kierownicze w sądzie uznaje się prezesa sądu, który kieruje sądem i reprezentuje go na zewnątrz. zatem sędzia rozpoznające sprawę, w związku z którą stwierdziłby popełnienie przestępstwa ściganego z urzędu powinien w drodze służbowej zwrócić się do prezesa sądu z wnioskiem o rozważenie wystąpienia do prokuratury lub policji na podstawie art 304 par 2 kpk z zawiadomieniem o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.
Dodatkowo należy wskazać, iż do powstania obowiązku zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, w rozumieniu art 304 kpk par 2 kpk, niezbędne jest ukształtowanie się w świadomości organu (w tym przypadku prezesa sądu) przekonania, ze zostało popełnione przestępstwo..."
Wzbudziło to nasze niekłamane zdziwienie bowiem nie bardzo zrozumiemy kto i na jakiej podstawie prawnej ma prawo do wyłączania całych grup zawodowych (sędziów i pracowników administracji publicznej nie pełniących funkcji kierowniczych) z przestrzegania zapisów Kodeksu Postępowania Karnego. Poza tym z zapisów prawa wynika, że art 304 par2 kpk należy wykonać po zaistnieniu okoliczności wskazujących na zaistnienie przestępstwa, a nie od tego co się ukształtuje w głowie pana prezesa sądu czy innej osoby na kierowniczym stanowisku).
Sprawę usiłowaliśmy wyjaśnić pisząc skargę. Jednak najwyraźniej przynajmniej jeden z sędziów NSA nie ma zbyt wielkich problemów z taką wypowiedzią. Jedyna nieprawidłowością jakiej się dopatrzył był fakt, że w ogóle podjęto próbę poinformowania nas o panujących w sądownictwie administracyjnym obyczajach. No cóż dało to interesujący obraz nie tylko stosunku jednego z najwyższych funkcjonariuszy sądownictwa administracyjnego do art 304 kpk ale również do sprawy jawności działania w obrębie tych struktur.
10. Feudalne porządki
Od 2009 do 2011 roku prowadziliśmy z NSA interesująca korespondencje. Jej powodem było szokujące dla nas postępowanie WSA (opisane w epizodzie 1), który uchylił się od usunięcia z akt sprawy poświadczeń ewidentnie sprzecznych ze stanem faktycznym i w oparciu o tak skonstruowane akta sprawy wydał wyrok. Jak rozumiemy z faktu uzyskania odpowiedzi na nasze pisma podnoszące te kwestie NSA zostało skutecznie poinformowane o zaistniałych okolicznościach i jak się wydaje absolutnie nie podzielało naszego niepokoju.
Czytając korespondencje w tej sprawie odnieśliśmy wrażenie, że poziom merytoryczny sędziów NSA jest tak żenująco niski, że nie maja nawet świadomości posiadania innych obowiązków niż te wynikające z zapisów k.p.p.s.a. (kodeks postępowania przed sądami administracyjnymi) a te ostatnie chyba tez do końca nie rozumieją. Nie sądzimy bowiem, by kppsa rzeczywiście pozwalał sędziom na wydawanie wyroków na podstawie akt zawierających ewidentnie wadliwa dokumentację.
Z korespondencji z NSA wyzierała nie tylko nieznajomość podstawowych dogmatów prawnych obowiązujących we wszystkich państwach demokratycznych, ale przede wszystkim absolutna pogarda dla racji obywatela. Rozumiemy, że przy kiepskiej znajomości prawa podjęcie merytorycznej dyskusji przez sędziów jest ryzykowne. Tym niemniej za wysoce niepokojące uznać należy uchylanie się od zbadania sprawy pod pozorem nie złożenia przez nas skargi kasacyjnej. Wadliwe wyroki powinny być usuwane z urzędu, bowiem utrzymywanie ich w obiegu prawnym po prostu poświadcza o nieprawidłowości w funkcjonowaniu państwa szczególnie gdy sprawa dotyczy tak podstawowej kwestii jak wydawanie wyroku na podstawie dokumentacji zawierającej poświadczenia sprzeczne ze stanem faktycznym.
Jeszce większym problemem jest sposób implementacji tzw przymusu adwokacko-radcowskiego (co praktycznie uniemożliwia nam podnoszenie naszych racji w skargach kasacyjnych). Przymus adwokacko- radcowski sprowadza się do tego, ze jedynymi argumentami, które zostają zawarte w skargach kasacyjnych są te, które wynajęty prawnik uzna za właściwe. Obywatel nie ma żadnych instrumentów prawnych dla wymuszenia na wynajętym prawniku uwzględnienia jego uwag w skardze kasacyjnej, a tym samym zaprezentowania swoich wątpliwości np przed NSA.
Co na to NSA
"Przymus adwokacko-radcowski związany jest z wysokimi wymaganiami formalnymi stawianymi skardze kasacyjnej, których niezachowanie grozi jej odrzuceniem bez merytorycznego rozpoznania. Wobec skomplikowanego stanu prawnego i faktycznego wielu spraw oraz uzależnienia - co do zasady - możliwości rozpoznania tychże spraw przez NSA od granic zaskarżenia sformułowanych w skardze kasacyjnej, to w dobrze rozumianym interesie strony jest zapewnienie skardze kasacyjnej odpowiedniego poziomu merytorycznego i formalnego. Faktem jest, że sądy administracyjne nie dysponują skutecznymi mechanizmami gwarantującymi efektywną realizację przez profesjonalnych pełnomocników powierzanych im zadań, jednak rzetelność wykonywania zawodu adwokatów i radców prawnych objęta jest nadzorem organów samorządu zawodowego."
No cóż gratulujemy dobrego samopoczucia. Ale niestety żyjemy w kraju, gdzie np nasza pani Sąsiadka po 4 latach i 4 profesjonalnych pełnomocnikach (w tym dwóch z urzędu) nie rozumie swojej sytuacji prawnej, a przynajmniej część stanowisk procesowych sporządzonych przez jej pełnomocników zawierała poświadczenia sprzeczne ze stanem faktycznym. W takiej sytuacji gwarantujemy szanownym sędziom NSA, że likwidacja przymusu adwokacko-radcowskiego nie może nie poprawić jakości składanych skarg kasacyjnych i to zarówno pod względem merytorycznym jak i formalnym. Tylko czy sędziowie m. in NSA są merytorycznie przygotowani do wolnej dyskusji na znacznie wyższym poziomie i wyjścia z zaklętego kręgu wzajemnej (prawniczej) adoracji. Ich dotychczasowe wystąpienia pozostawiają wiele miejsca na wątpliwości. ....
Czytając korespondencje w tej sprawie odnieśliśmy wrażenie, że poziom merytoryczny sędziów NSA jest tak żenująco niski, że nie maja nawet świadomości posiadania innych obowiązków niż te wynikające z zapisów k.p.p.s.a. (kodeks postępowania przed sądami administracyjnymi) a te ostatnie chyba tez do końca nie rozumieją. Nie sądzimy bowiem, by kppsa rzeczywiście pozwalał sędziom na wydawanie wyroków na podstawie akt zawierających ewidentnie wadliwa dokumentację.
Z korespondencji z NSA wyzierała nie tylko nieznajomość podstawowych dogmatów prawnych obowiązujących we wszystkich państwach demokratycznych, ale przede wszystkim absolutna pogarda dla racji obywatela. Rozumiemy, że przy kiepskiej znajomości prawa podjęcie merytorycznej dyskusji przez sędziów jest ryzykowne. Tym niemniej za wysoce niepokojące uznać należy uchylanie się od zbadania sprawy pod pozorem nie złożenia przez nas skargi kasacyjnej. Wadliwe wyroki powinny być usuwane z urzędu, bowiem utrzymywanie ich w obiegu prawnym po prostu poświadcza o nieprawidłowości w funkcjonowaniu państwa szczególnie gdy sprawa dotyczy tak podstawowej kwestii jak wydawanie wyroku na podstawie dokumentacji zawierającej poświadczenia sprzeczne ze stanem faktycznym.
Jeszce większym problemem jest sposób implementacji tzw przymusu adwokacko-radcowskiego (co praktycznie uniemożliwia nam podnoszenie naszych racji w skargach kasacyjnych). Przymus adwokacko- radcowski sprowadza się do tego, ze jedynymi argumentami, które zostają zawarte w skargach kasacyjnych są te, które wynajęty prawnik uzna za właściwe. Obywatel nie ma żadnych instrumentów prawnych dla wymuszenia na wynajętym prawniku uwzględnienia jego uwag w skardze kasacyjnej, a tym samym zaprezentowania swoich wątpliwości np przed NSA.
Co na to NSA
"Przymus adwokacko-radcowski związany jest z wysokimi wymaganiami formalnymi stawianymi skardze kasacyjnej, których niezachowanie grozi jej odrzuceniem bez merytorycznego rozpoznania. Wobec skomplikowanego stanu prawnego i faktycznego wielu spraw oraz uzależnienia - co do zasady - możliwości rozpoznania tychże spraw przez NSA od granic zaskarżenia sformułowanych w skardze kasacyjnej, to w dobrze rozumianym interesie strony jest zapewnienie skardze kasacyjnej odpowiedniego poziomu merytorycznego i formalnego. Faktem jest, że sądy administracyjne nie dysponują skutecznymi mechanizmami gwarantującymi efektywną realizację przez profesjonalnych pełnomocników powierzanych im zadań, jednak rzetelność wykonywania zawodu adwokatów i radców prawnych objęta jest nadzorem organów samorządu zawodowego."
No cóż gratulujemy dobrego samopoczucia. Ale niestety żyjemy w kraju, gdzie np nasza pani Sąsiadka po 4 latach i 4 profesjonalnych pełnomocnikach (w tym dwóch z urzędu) nie rozumie swojej sytuacji prawnej, a przynajmniej część stanowisk procesowych sporządzonych przez jej pełnomocników zawierała poświadczenia sprzeczne ze stanem faktycznym. W takiej sytuacji gwarantujemy szanownym sędziom NSA, że likwidacja przymusu adwokacko-radcowskiego nie może nie poprawić jakości składanych skarg kasacyjnych i to zarówno pod względem merytorycznym jak i formalnym. Tylko czy sędziowie m. in NSA są merytorycznie przygotowani do wolnej dyskusji na znacznie wyższym poziomie i wyjścia z zaklętego kręgu wzajemnej (prawniczej) adoracji. Ich dotychczasowe wystąpienia pozostawiają wiele miejsca na wątpliwości. ....
11. NSA znowu nie wyszło......
Przez długi okres czasu zastanawialiśmy się jak NSA wybrnie z sytuacji, która poniekąd samo naważyło odmawiając wyjaśnienia jak doszło do wydania wyroku na podstawie nie uporządkowanej i ewidentnie wadliwej dokumentacji (patrz epizod 3). W naszym rozumieniu wydawanie prawidłowych wyroków bez usunięcia z akt sprawy dokumentów poświadczających fakty ewidentnie nieprawdziwe jest po prostu fizycznie niemożliwe. NSA chyba jednak wierzy w nadprzyrodzoną moc sędziów, bo się wówczas z naszą argumentacją nie zgodziło. Czas płynął. My w międzyczasie zdążyliśmy zauważyć, że sądownictwo administracyjne zdaje się nie mieć w zwyczaju przejmowania się nie tylko takimi drobiazgami jak nieprawdziwe fakty poświadczone w dokumentach będących w aktach sprawy, ale również cała zawartością akt sprawy. Inaczej nie mogłoby wydawać tak cudacznych wyroków jak mu się już kilkukrotnie zdarzyło. I to w przypadku tylko jednej nieruchomości. NSA najwyraźniej spędziło czas mniej konstruktywnie, bo nie zdążyło nawet spostrzec jakie są efekty takiego postępowania. Naiwnie myśleliśmy, że jak stanie oko w oko z konsekwencjami realizowania swoich koncepcji prawnych, czyli aktami sprawy, które są już znacznie większa grandą niż były w czasie gdy prowadziliśmy nasza pouczającą korespondencję - to zdobędzie się na chwilę refleksji.
Aby mu to umożliwić wskazaliśmy, że postępowanie zostało wszczęte na podstawie dokumentu, który nie tylko poświadczał inna wersję rzeczywistości niż istniejąca, to jeszcze był wydany przez instytucję do wydawania takich poświadczeń nieuprawnioną i zasugerowaliśmy (a przynajmniej tak nam się wydawało), że nie można wykluczyć iż w trakcie trwania procesu administracyjnego podjęto bezprawne próby zmiany stanu prawnego "ćwoczej nieruchomości" (lub stworzenia iluzji takiej zmiany), aby uniemożliwić nam blokowanie szkodliwej i bezprawnej inwestycji. Jak dla nas wyglądało to jak bagno, pod którym nikt przy zdrowych zmysłach nie miał by się odwagi podpisać bez dokonania należnych ustaleń. Usłużnie wnieśliśmy nawet o zawieszenie sprawy. A NSA..... najwyraźniej żyje w innej rzeczywistości prawnej, bo wyrok wydało. Pozornie dla nas korzystny, jest tylko jedno ale...... nie usuwając wadliwych dokumentów uwiarygodniło swoim wyrokiem nie istniejące faktu. Bo przecież chyba nikt nie uwierzy, że samo NSA nie dopatrzyło się naruszenia prawa w czymś tak wadliwym jak powyżej opisaliśmy. Nie wątpimy, że NSA czuje się ze sobą komfortowo
My natomiast dostaliśmy do ręki jeszcze jeden wyrok pokazujący współdziałanie sądownictwa administracyjnego w uwiarygadnianiu nieistniejących stanów prawnych poprzez wydawanie wyroków i postanowień w oparciu na założenie ich prawdziwości. I wcale nie czujemy się lepiej wiedząc, ze jesteśmy ofiarą nie tyle tajemniczego doktora Evil lecz niewyobrażalnej głupoty, niekompetencji i braku wyobraźni wśród ludzi, którym dano prawo do "niezależnej oceny".
Mamy nadzieję, że naszej oceny nie pogłębi dokładniejsza lektura uzasadnienia wyroku, do której się wkrótce zabierzemy
Aby mu to umożliwić wskazaliśmy, że postępowanie zostało wszczęte na podstawie dokumentu, który nie tylko poświadczał inna wersję rzeczywistości niż istniejąca, to jeszcze był wydany przez instytucję do wydawania takich poświadczeń nieuprawnioną i zasugerowaliśmy (a przynajmniej tak nam się wydawało), że nie można wykluczyć iż w trakcie trwania procesu administracyjnego podjęto bezprawne próby zmiany stanu prawnego "ćwoczej nieruchomości" (lub stworzenia iluzji takiej zmiany), aby uniemożliwić nam blokowanie szkodliwej i bezprawnej inwestycji. Jak dla nas wyglądało to jak bagno, pod którym nikt przy zdrowych zmysłach nie miał by się odwagi podpisać bez dokonania należnych ustaleń. Usłużnie wnieśliśmy nawet o zawieszenie sprawy. A NSA..... najwyraźniej żyje w innej rzeczywistości prawnej, bo wyrok wydało. Pozornie dla nas korzystny, jest tylko jedno ale...... nie usuwając wadliwych dokumentów uwiarygodniło swoim wyrokiem nie istniejące faktu. Bo przecież chyba nikt nie uwierzy, że samo NSA nie dopatrzyło się naruszenia prawa w czymś tak wadliwym jak powyżej opisaliśmy. Nie wątpimy, że NSA czuje się ze sobą komfortowo
My natomiast dostaliśmy do ręki jeszcze jeden wyrok pokazujący współdziałanie sądownictwa administracyjnego w uwiarygadnianiu nieistniejących stanów prawnych poprzez wydawanie wyroków i postanowień w oparciu na założenie ich prawdziwości. I wcale nie czujemy się lepiej wiedząc, ze jesteśmy ofiarą nie tyle tajemniczego doktora Evil lecz niewyobrażalnej głupoty, niekompetencji i braku wyobraźni wśród ludzi, którym dano prawo do "niezależnej oceny".
Mamy nadzieję, że naszej oceny nie pogłębi dokładniejsza lektura uzasadnienia wyroku, do której się wkrótce zabierzemy
Kapituła Wielkiego Kalesona i.... |