Nie ulega wątpliwości, że najbardziej idiotycznym elementem sprawy naszej nieruchomości jest to, że lokalne instytucje nie chcą nam powiedzieć dlaczego uważają, ze w miejscu naszej nieruchomości znajduje się ..... coś innego. Właśnie to sprawiło, ze mnóstwo czasu w ciągu ostatnich kilku lat zmarnowaliśmy na różnego rodzaju zgadywanki i znajdowanie jakiegoś prawdopodobnego wyjaśnienia.
W końcu doszliśmy jednak do wniosku, że lepszym pomysłem jest aby, zamiast szukać jakiegokolwiek racjonalnego rozwiązania tłumaczącego skąd wzięły się wszystkie urzędowe wygibasy, po prostu potraktować bełkot zawarty w dokumentach wystawianych przez instytucje państwowe poważnie.
Poważne potraktowanie okazało się pokazywać bardzo ciekawe rzeczy. Okazuje się bowiem, że instytucje państwowe ignorują prawa własności wynikające z dokumentów mających perfekcyjną ciągłość za okres II RP, PRL-u i III RP, a nawet samo istnienie naszej nieruchomości przynajmniej w aktualnie istniejącym kształcie będącym konsekwencja tego co działo się w wspomnianych okresach. Co więc jest dla instytucji państwowych wiążące? Hmm...pozostają chyba tylko jakieś dokumenty wywodzące się z okupacyjnego bałaganu III Rzeszy ;-), bo istotnie nie znaleźliśmy żadnych dokumentów dotyczących naszej nieruchomości dotyczących tego okresu.
No cóż idąc za tym ciosem sięgnęliśmy do prozy pamiętnikarskiej aby sprawdzić co się działo w tym czasie na rynku nieruchomościowym. Bardzo prędko trafiliśmy na wspomnienie właścicielki pobliskiej willi, która wojnę spędziła w jakiejś pracowni czy innym składziku, bo jej nieruchomość zarekwirowano na potrzeby kwatery Wermachtu. W zasadzie z jej wspomnień wynika, że w tym czasie w Miasteczku M działo się wszystko co usprawiedliwiałoby zdumiewające insynuacje odnośnie naszej nieruchomości. Prywatne nieruchomości były rekwirowane, przydzielane, rozdawane, zagospodarowywane zgodnie z potrzebami okupanta. Co tu dużo mówić w czasie wojny wszystko jest możliwe. Począwszy od zajęcia dowolnej nieruchomości na potrzeby skarbu państwa (okupacyjnego) poprzez postawienie na niej latryny (czy innego obiektu użyteczności publicznej np prowizorycznych koszar czy aresztu śledczego) a skończywszy na zagarnięciu przez kogoś cudzej osobowości na skutek wojennego bałaganu.
Jeżeli więc potraktujemy wystawiane przez instytucje powiatowe dokumenty dosłownie, to trudno jest się oprzeć wrażeniu, ze “najlepsza wiedza i umiejętności”, która według oświadczenia jednej z tych instytucji jest głównym narzędziem robienia tutaj geodezyjnych porządków, zaczęła uwiarygadniać, że Powiat G. jest ostatnim bastionem III Rzeszy. W takiej sytuacji należy odnieść się z pełnym zrozumieniem do niechęci pracowników lokalnych instytucji państwowych do informowania o tym właścicieli objętych tymi porządkami nieruchomości.
My ze swojej strony zapewniamy, ze przed zakupem nie poinformowano nas o tym, że kupujemy nieruchomość w parku tematycznym im Stanisława Barei czy ostatnim bastionie III Rzeszy. I jesteśmy coraz bardziej przekonani, że porządny łomot należy się nie tylko “najlepszej wiedzy i umiejętnościom” za wykreowanie takich pokładów absurdu, ale również tym co “najlepszej wiedzy i umiejętnościom” pozwalali się latami wykazywać.