|
|
Sprawa przeszła przez jeszcze raz przez Wojewodę (tym razem inny wydział), jeszcze jedno WSA, NSA, jeszcze jedna prokuraturę z podobnym rezultatem. Byliśmy kompletnie skołowani, tym bardziej, że jak wspomnieliśmy sprawa była ewidentna.
Wreszcie odrobinę światłą rzuciła korespondencja z Ministerstwem Administracji i Spraw Wewnętrznych, które uświadomiło nas nie tylko, że obowiązek wynikający z art 304 par 2 kpk jest ograniczony do wiedzy o przestępstwie nabytej przy określonych czynnościach, ale również o istnieniu tajemniczego tworu zwanego "świadomością funkcjonariusza instytucji państwowej". Tylko uformowanie się w nim poczucia o możliwości popełnienia przestępstwa daje umocowanie do wykonania art 304 par 2 kpk czyli przekazania sprawy odpowiednim organom.
"Odnosząc się do cytowanego przez Panią w treści ww. pisma art. 304 § 2 Kodeksu postępowania karnego (dalej Kpk) uprzejmie informuję, że przepis ten nie ma zastosowania w zgłaszanej przez Panią do Ministerstwa sprawie. Sposób postępowania określony w tym przepisie stosuje się jedynie w sytuacji, w której pracownicy określonej instytucji państwowej lub samorządowej, prowadząc samodzielnie określone czynności służbowe, uzyskaliby wiadomości pozwalające na stwierdzenie, że doszło do popełnienia przestępstwa. Przestępstwo to musi pozostawać w związku z działalnością danej instytucji. Za prawidłowością takiego rozumowania przemawia fakt, że instytucja ta jest zobowiązana do przedsięwzięcia działań, mających na celu zabezpieczenie dowodów przestępstwa przed zniszczeniem, a to może uczynić wtedy, gdy przestępstwo zostało popełnione w ramach jej działalności. Pamiętać również należy, że obowiązek, o którym mowa w art. 304 § 2 Kpk powstaje w chwili, gdy w świadomości funkcjonariusza instytucji państwowej lub samorządowej ukształtowało się przekonanie, że zostało popełnione przestępstwo."
(całość korespondencji w sprawie tutaj)
Wyznamy szczerze, myśleliśmy, że Ministerstwo żartuje. Okazało się, że nie żartowało. Dyskusje na podobnym poziomie odbyliśmy jeszcze dwukrotnie z innymi instytucjami. Co więcej nasze segregatory zaczęły się napełniać dokumentacji, które w przeważającej części były poświadczeniem stanu sprzecznego ze stanem faktycznym/prawnym lub dokumentami poświadczającymi, że instytucja państwowa nie dopatruje się naruszenia prawa w istnieniu dokumentu będącego poświadczeniem stanu sprzecznego ze stanem faktycznym/prawnym.
W końcu musieliśmy przyjąć do wiadomości, że art 304 par 2 kpk nie jest przestrzegany w instytucjach państwowych (jak rozumiemy pod pozorem niedostatecznego pobudzenia świadomości instytucji (vel świadomości funkcjonariusza państwowego), a wadliwe dokumenty wystawione przez instytucje państwowe nie są usuwane. w takiej sytuacji jeżeli lokalny "satrapcia" mający "dojścia" w instytucjach państwowych po prostu skłoni naiwnego lub życzliwego funkcjonariusza państwowego do wystawienia wadliwego dokumentu poświadczającego okoliczności dla niego korzystne dokument ten zaczyna żyć własnym życiem, a o usunięciu go nie ma raczej mowy. Funkcjonariuszowi nic za to nie grozi (nasze 15 segregatorów wskazuje, że świadomość instytucji nie ma w zwyczaju formować poczucia zaistnienia przestępstwa) , a wprowadzony do obiegu prawnego dokument zmienia cały aparat państwowy w narzędzie, które będzie realizowało interesy lokalnego "satrapci" bezlitośnie mobbując jego ofiarę dopóki nie zaakceptuje swojej straty.
Po dokonaniu tego odkrycia, usiłując zrozumieć jego konsekwencje - napisaliśmy umieszczony poniżej tekst o dziurach w systemach, hakerach i Białych Kapeluszach
(więcej o nie przestrzeganiu art 3o4 pat 2 kpk można znaleźć na stronie Białych Kapeluszy)
Wreszcie odrobinę światłą rzuciła korespondencja z Ministerstwem Administracji i Spraw Wewnętrznych, które uświadomiło nas nie tylko, że obowiązek wynikający z art 304 par 2 kpk jest ograniczony do wiedzy o przestępstwie nabytej przy określonych czynnościach, ale również o istnieniu tajemniczego tworu zwanego "świadomością funkcjonariusza instytucji państwowej". Tylko uformowanie się w nim poczucia o możliwości popełnienia przestępstwa daje umocowanie do wykonania art 304 par 2 kpk czyli przekazania sprawy odpowiednim organom.
"Odnosząc się do cytowanego przez Panią w treści ww. pisma art. 304 § 2 Kodeksu postępowania karnego (dalej Kpk) uprzejmie informuję, że przepis ten nie ma zastosowania w zgłaszanej przez Panią do Ministerstwa sprawie. Sposób postępowania określony w tym przepisie stosuje się jedynie w sytuacji, w której pracownicy określonej instytucji państwowej lub samorządowej, prowadząc samodzielnie określone czynności służbowe, uzyskaliby wiadomości pozwalające na stwierdzenie, że doszło do popełnienia przestępstwa. Przestępstwo to musi pozostawać w związku z działalnością danej instytucji. Za prawidłowością takiego rozumowania przemawia fakt, że instytucja ta jest zobowiązana do przedsięwzięcia działań, mających na celu zabezpieczenie dowodów przestępstwa przed zniszczeniem, a to może uczynić wtedy, gdy przestępstwo zostało popełnione w ramach jej działalności. Pamiętać również należy, że obowiązek, o którym mowa w art. 304 § 2 Kpk powstaje w chwili, gdy w świadomości funkcjonariusza instytucji państwowej lub samorządowej ukształtowało się przekonanie, że zostało popełnione przestępstwo."
(całość korespondencji w sprawie tutaj)
Wyznamy szczerze, myśleliśmy, że Ministerstwo żartuje. Okazało się, że nie żartowało. Dyskusje na podobnym poziomie odbyliśmy jeszcze dwukrotnie z innymi instytucjami. Co więcej nasze segregatory zaczęły się napełniać dokumentacji, które w przeważającej części były poświadczeniem stanu sprzecznego ze stanem faktycznym/prawnym lub dokumentami poświadczającymi, że instytucja państwowa nie dopatruje się naruszenia prawa w istnieniu dokumentu będącego poświadczeniem stanu sprzecznego ze stanem faktycznym/prawnym.
W końcu musieliśmy przyjąć do wiadomości, że art 304 par 2 kpk nie jest przestrzegany w instytucjach państwowych (jak rozumiemy pod pozorem niedostatecznego pobudzenia świadomości instytucji (vel świadomości funkcjonariusza państwowego), a wadliwe dokumenty wystawione przez instytucje państwowe nie są usuwane. w takiej sytuacji jeżeli lokalny "satrapcia" mający "dojścia" w instytucjach państwowych po prostu skłoni naiwnego lub życzliwego funkcjonariusza państwowego do wystawienia wadliwego dokumentu poświadczającego okoliczności dla niego korzystne dokument ten zaczyna żyć własnym życiem, a o usunięciu go nie ma raczej mowy. Funkcjonariuszowi nic za to nie grozi (nasze 15 segregatorów wskazuje, że świadomość instytucji nie ma w zwyczaju formować poczucia zaistnienia przestępstwa) , a wprowadzony do obiegu prawnego dokument zmienia cały aparat państwowy w narzędzie, które będzie realizowało interesy lokalnego "satrapci" bezlitośnie mobbując jego ofiarę dopóki nie zaakceptuje swojej straty.
Po dokonaniu tego odkrycia, usiłując zrozumieć jego konsekwencje - napisaliśmy umieszczony poniżej tekst o dziurach w systemach, hakerach i Białych Kapeluszach
(więcej o nie przestrzeganiu art 3o4 pat 2 kpk można znaleźć na stronie Białych Kapeluszy)
1. O Czarnych i Białych Kapeluszach, hakerstwie, Kevinie Mitnicku i pop-kulturze
Hakerzy są ludźmi, którzy szukają "dziur" w systemach komputerowych. Istnienie tych "dziur" umożliwia nieuprawnionej osobie przejęcie kontroli nad systemem i sprawieniu, że będzie on wykonywał funkcje do których nie był przeznaczony. Hakerów można podzielić na "black hat" (Czarne Kapelusze), którzy wykorzystują to dla własnych korzyści i "white hat" (Białe Kapelusze), którzy po znalezieniu dziury w systemie wysyłają informacje o jej istnieniu umożliwiając w ten sposób jej załatanie zanim dobierze się do niej Czarny Kapelusz i narobi szkody.
Jednym z najsłynniejszych hakerów był Kevin Mitnick. Działał on w okresie gdy komputeryzacja była we wczesnym okresie rozwoju i wszelkie systemy były pełne dziur. Kevin Mitnick obrósł legenda, stał się jedna z ikon pop-kultury jako symbol hakerstwa. Taki komputerowy Robin Hood, geniusz programowania który potrafił "włamać się" do każdego komputera.
Jeżeli jednak odrzucimy mity i zagłębimy się w historię - czeka nas niespodzianka. Kevin Mitnick nie szukał dziur w oprogramowaniu. Nie rozbijał kodów. Nie wstawiał bug'ów. Jego hakerska działalność nie miała nic wspólnego z programowaniem, czy szerzej rozumiana informatyką. Nie była nawet high- tech. Kevin Mitnick włamywał się do komputerów wykorzystując najbardziej staromodna, istniejący od tysięcy lat metodę - manipulację człowiekiem. Jego wielki talent polegał na zdolności wzbudzenia zaufania i wmanipulowaniu pracowników atakowanych firm do zrobienia czegoś czego robić nie powinni w poczuciu, że nie tylko nie zrobili nic złego ale przede wszystkim dobrze wypełnili trudne zadanie, pomogli komuś etc.
Nawet sam Kevin Mitnick opisuje siebie jako socjotechnika (człowieka, który w praktyce wykorzystuje wiedzę z zakresu socjologii) a w jego, kultowej już książce "The art of deception" nie ma ani słowa o programowaniu, łamaniu kodów czy bug'ach. Cała książka jest poświęcona ludziom i sztuce manipulowania nimi.
Nie zmienia to faktu, że był on jednym z największych hakerów wszechczasów, bowiem potrafił wykorzystać dla swoich celów potężne systemy, wykorzystując ich najsłabszy punkt - naiwność i łatwowierność ludzką.
Właśnie naiwność i łatwowierność ludzka w połączeniu z brakiem zrozumienia celu pełnionej funkcji i złą oceną istniejących zagrożeń pozwala "zhakowac" nie tylko potężne systemy komputerowe, ale każdą strukturę, która nie posiada odpowiednich zabezpieczeń. Nawet aparat państwowy.
Jednym z najsłynniejszych hakerów był Kevin Mitnick. Działał on w okresie gdy komputeryzacja była we wczesnym okresie rozwoju i wszelkie systemy były pełne dziur. Kevin Mitnick obrósł legenda, stał się jedna z ikon pop-kultury jako symbol hakerstwa. Taki komputerowy Robin Hood, geniusz programowania który potrafił "włamać się" do każdego komputera.
Jeżeli jednak odrzucimy mity i zagłębimy się w historię - czeka nas niespodzianka. Kevin Mitnick nie szukał dziur w oprogramowaniu. Nie rozbijał kodów. Nie wstawiał bug'ów. Jego hakerska działalność nie miała nic wspólnego z programowaniem, czy szerzej rozumiana informatyką. Nie była nawet high- tech. Kevin Mitnick włamywał się do komputerów wykorzystując najbardziej staromodna, istniejący od tysięcy lat metodę - manipulację człowiekiem. Jego wielki talent polegał na zdolności wzbudzenia zaufania i wmanipulowaniu pracowników atakowanych firm do zrobienia czegoś czego robić nie powinni w poczuciu, że nie tylko nie zrobili nic złego ale przede wszystkim dobrze wypełnili trudne zadanie, pomogli komuś etc.
Nawet sam Kevin Mitnick opisuje siebie jako socjotechnika (człowieka, który w praktyce wykorzystuje wiedzę z zakresu socjologii) a w jego, kultowej już książce "The art of deception" nie ma ani słowa o programowaniu, łamaniu kodów czy bug'ach. Cała książka jest poświęcona ludziom i sztuce manipulowania nimi.
Nie zmienia to faktu, że był on jednym z największych hakerów wszechczasów, bowiem potrafił wykorzystać dla swoich celów potężne systemy, wykorzystując ich najsłabszy punkt - naiwność i łatwowierność ludzką.
Właśnie naiwność i łatwowierność ludzka w połączeniu z brakiem zrozumienia celu pełnionej funkcji i złą oceną istniejących zagrożeń pozwala "zhakowac" nie tylko potężne systemy komputerowe, ale każdą strukturę, która nie posiada odpowiednich zabezpieczeń. Nawet aparat państwowy.
2. The art of deception czyli Josie, Kim i inni
Nie jest łatwo pisać o naiwności, łatwowierności ludzi szczególnie gdy w konsekwencji tego co manipulowana osoba uważa, ze niewielkie naruszenie procedur (którego celem w jej rozumieniu zapobieżenie powstania większej szkody) powstają wielkie straty, a efekt tych działań zaczyna niebezpiecznie podchodzić pod niektóre paragrafy kodeksu karnego. Oddajmy więc najpierw głos specjaliście
(Poniższe fragmenty pochodzą z książki The Art of deception)
".......to czynnik ludzki jest piętą achillesową systemów bezpieczeństwa. Bezpieczeństwo staje się zbyt często iluzją. Jeżeli do tego dodamy łatwowierność, naiwność i ignorancję, sytuacja dodatkowo się pogarsza...."
"......Ludzie z natury ufają innym, szczególnie, kiedy prośba jest zasadna. Socjotechnicy (przyp manipulatorzy) używają tej wiedzy, by wykorzystać ofiary i osiągnąć swe cele......."
"......Wszyscy czujemy wdzięczność, gdy ktoś dysponujący wiedzą, umiejętnościami i doświadczeniem oferuje nam pomoc w rozwiązaniu naszego problemu Socjotechnik (przyp manipulator) zdaje sobie z tego sprawę i wie, jak ten fakt wykorzystać......."
".... W pracy dla każdego najważniejsze jest ukończenie bieżącego zadania.Pod naporem tego argumentu praktyki związane z bezpieczeństwem często schodzą na dalszy plan i są pomijane lub ignorowane. Socjotechnicy ( przyp manipulatorzy) potrafią to wykorzystać....."
"....Ludzie z natury mają większy poziom akceptacji dla kogoś, kto podaje się za współpracownika i zna procedury oraz żargon firmy. (....)
Dzieje się to w różnych filiach sklepu lub firmy, których pracownicy nie mają ze sobą bezpośredniego kontaktu, a często załatwiają sprawy ze współpracownikami, których w ogóle nie znają....."
".....Oczywiście Josie zdawała sobie sprawę, że informacja o kliencie jest poufna.Nigdy nie pozwoliłaby sobie na rozmowę na temat rachunku jakiegoś klienta z innym klientem lub na publiczne ujawnianie prywatnych informacji. Jednak dla dzwoniącego z tej samej firmy stosuje się inne zasady. Kolega z pracy to członek tej samej drużyny — musimy sobie pomagać w wykonywaniu pracy. ......."
"....Opowiadając historyjkę o badaniach na potrzeby książki, pozbawiłem Kim podejrzeń. Wystarczy powiedzieć, że jest się pisarzem lub gwiazdą filmową, a wszyscy stają się bardziej otwarci......"
Właściwie wszystkie powyższe twierdzenia są truizmami. Wszyscy wiemy, że ludzie mogą być naiwni, ufają kolegom z pracy (nawet jeżeli znajomość ogranicza się do 3-5 rozmów telefonicznych), są wdzięczni za okazana pomoc, ale są również chętni do pomocy, działają pod stresem gdy muszą coś zrobić na określony termin, traktują celebrytów z zaufaniem zarezerwowanym dla dobrych znajomych. Cóż w tym odkrywczego?
Jednak powyższe cytaty zostały zaczerpnięte z książki opisującej jak te powszechnie znane i akceptowane ludzkie cechy mogą być wykorzystane jako narzędzie pospolitego przestępstwa....... Nie wolno zapominać, że jej autor (Kevin Mitnick) zanim stał się celebrytą i specjalista od zabezpieczeń był ściganym listem gończym przez amerykańskie organy śledcze, był kilkukrotnie skazany za hakerstwo i spędził kilka lat w więzieniu.
Bez względu na jego intencje można zaryzykować twierdzenie, że zapłacił wysoka cenę za przyciągniecie uwagi do faktu, ze przy braku odpowiednich procedur (lub dowolności w ich stosowaniu) pracownicy są podatni na manipulację i mogą być skłonieni do podjęcia szeregu szkodliwych działań za które ktoś przecież będzie musiał zapłacić......
Kim i Josie występujące w powyższych cytatach były pracownikami firm lub korporacji. A co by się stało gdyby były one urzędnikami, sędziami, prokuratorami lub innymi funkcjonariuszami państwowymi. Co się stanie gdy sprawny manipulator zhakuje aparat państwowy?
(Poniższe fragmenty pochodzą z książki The Art of deception)
".......to czynnik ludzki jest piętą achillesową systemów bezpieczeństwa. Bezpieczeństwo staje się zbyt często iluzją. Jeżeli do tego dodamy łatwowierność, naiwność i ignorancję, sytuacja dodatkowo się pogarsza...."
"......Ludzie z natury ufają innym, szczególnie, kiedy prośba jest zasadna. Socjotechnicy (przyp manipulatorzy) używają tej wiedzy, by wykorzystać ofiary i osiągnąć swe cele......."
"......Wszyscy czujemy wdzięczność, gdy ktoś dysponujący wiedzą, umiejętnościami i doświadczeniem oferuje nam pomoc w rozwiązaniu naszego problemu Socjotechnik (przyp manipulator) zdaje sobie z tego sprawę i wie, jak ten fakt wykorzystać......."
".... W pracy dla każdego najważniejsze jest ukończenie bieżącego zadania.Pod naporem tego argumentu praktyki związane z bezpieczeństwem często schodzą na dalszy plan i są pomijane lub ignorowane. Socjotechnicy ( przyp manipulatorzy) potrafią to wykorzystać....."
"....Ludzie z natury mają większy poziom akceptacji dla kogoś, kto podaje się za współpracownika i zna procedury oraz żargon firmy. (....)
Dzieje się to w różnych filiach sklepu lub firmy, których pracownicy nie mają ze sobą bezpośredniego kontaktu, a często załatwiają sprawy ze współpracownikami, których w ogóle nie znają....."
".....Oczywiście Josie zdawała sobie sprawę, że informacja o kliencie jest poufna.Nigdy nie pozwoliłaby sobie na rozmowę na temat rachunku jakiegoś klienta z innym klientem lub na publiczne ujawnianie prywatnych informacji. Jednak dla dzwoniącego z tej samej firmy stosuje się inne zasady. Kolega z pracy to członek tej samej drużyny — musimy sobie pomagać w wykonywaniu pracy. ......."
"....Opowiadając historyjkę o badaniach na potrzeby książki, pozbawiłem Kim podejrzeń. Wystarczy powiedzieć, że jest się pisarzem lub gwiazdą filmową, a wszyscy stają się bardziej otwarci......"
Właściwie wszystkie powyższe twierdzenia są truizmami. Wszyscy wiemy, że ludzie mogą być naiwni, ufają kolegom z pracy (nawet jeżeli znajomość ogranicza się do 3-5 rozmów telefonicznych), są wdzięczni za okazana pomoc, ale są również chętni do pomocy, działają pod stresem gdy muszą coś zrobić na określony termin, traktują celebrytów z zaufaniem zarezerwowanym dla dobrych znajomych. Cóż w tym odkrywczego?
Jednak powyższe cytaty zostały zaczerpnięte z książki opisującej jak te powszechnie znane i akceptowane ludzkie cechy mogą być wykorzystane jako narzędzie pospolitego przestępstwa....... Nie wolno zapominać, że jej autor (Kevin Mitnick) zanim stał się celebrytą i specjalista od zabezpieczeń był ściganym listem gończym przez amerykańskie organy śledcze, był kilkukrotnie skazany za hakerstwo i spędził kilka lat w więzieniu.
Bez względu na jego intencje można zaryzykować twierdzenie, że zapłacił wysoka cenę za przyciągniecie uwagi do faktu, ze przy braku odpowiednich procedur (lub dowolności w ich stosowaniu) pracownicy są podatni na manipulację i mogą być skłonieni do podjęcia szeregu szkodliwych działań za które ktoś przecież będzie musiał zapłacić......
Kim i Josie występujące w powyższych cytatach były pracownikami firm lub korporacji. A co by się stało gdyby były one urzędnikami, sędziami, prokuratorami lub innymi funkcjonariuszami państwowymi. Co się stanie gdy sprawny manipulator zhakuje aparat państwowy?
3. Państwo, socjotechnika i hakerzy.
Aparat państwowy
zasługuje na Białe Kapelusze.
Podobnie jak systemy komputerowe obsługujące firmy i korporacje, państwo jest skomplikowana i wysoce złożona strukturą. Czy można je zhakować jak systemy komputerowe? Historia dokładnie opisana szczegółowo na LaCorruption nie jest unikalna. Świadczy o tym chociażby szereg spraw opisanych również na milanleaks.pl. Pokazują najprawdopodobniej przynajmniej cześć mechanizmów takiego procesu.
Wygląda na to, że zhakowany aparat państwowy zaczyna zachowywać się jak narzędzie przestępstwa i wypluwa z siebie tony dokumentacji poświadczającej pozornie o przestępczym charakterze państwa. Wszystko sprzeczne z obowiązująca Konstytucja i obowiązującymi Ustawami. Przecież w świetle obowiązującego prawa aparat państwowy (urzędy, sad, prokuratura etc) nie mogą ani kwestionować praw własności, ani zmuszać do niekorzystnego dysponowania swoja własnością, ani poświadczać faktów sprzecznych z istniejąca dokumentacją, ani rozgrzeszać z czynów karalnych etc. Jednak szereg instytucji przypisało sobie takie właśnie właściwości, Jest to już udokumentowane zajmująca aż 15 segregatorów dokumentacją. Nie ma więc mowy o pomyłce czy przypadku.....
Już sam fakt istnienia tej dokumentacji zdaje się wskazywać na to, że system zabezpieczeń aparatu państwowego może być równie dziurawy jak system zabezpieczeń komputerowych w czasach Kevina Mitnick'a. Tylko wówczas możliwe jest jego zawieszenie tak całkowite i tak kompletne, jak w opisanych przypadkach.
Namierzyliśmy kilka potencjalnych dziur w działaniu instytucji państwowych. Właściwie to można je sprowadzić do jednej wielkiej megadziury, której istnienie sprawia, że stosowanie prawa w obrębie instytucji państwowych staje się opcjonalne. Podobnie jak usuniecie dokumentów powstałych nawet z ewidentnym naruszeniem prawa i ewidentnie krzywdzących.
Sprawia to, że oficjalnie obowiązujące przepisy stają się martwe. Jest to wysoce niepokojące, bo są wśród nich przepisy z zakresu prawa karnego gwarantujące wiarygodność procesu administracyjnego czy sądowego. Bez ich przestrzegania struktury państwowe nieuchronnie podążają ścieżką ku dezintegracji wraz ze zwiększeniem się liczby wykorzystujących brak podstawowych zabezpieczeń "hakerów". W języku potocznym koniec tego procesu określa się jako przejęcie struktur państwowych przez "mafię", bowiem działalność przestępcza staje się nierozerwalnie związana z wykorzystywaniem aparatu państwowego.
Na prawdziwość naszej diagnozy wskazuje zgromadzona dokumentacja z której zdaje się wynikać, ze działanie instytucji państwowych opiera nie na przepisach prawa czy wykazanej prawidłowości dokumentacji, ale na ocenie sytuacji przez funkcjonariusza państwowego. Ma to nawet odzwierciedlenie w dokumentach wystawianych przez Prokuratury i Sądy, w których aż roi się od sformułowań typu "prokurator nie dopatrzył się" lub "w ocenie sądu".
System taki może nawet jako tako działać bo przecież większość ludzi jest w gruncie rzeczy uczciwa......
Przestaje działać gdy "ocena sytuacji" przez funkcjonariusza państwowego zaczyna rozjeżdżać się z obowiązującym prawem i dokumentacja zawartą w aktach sprawy. Czyli gdy pojawi się czynnik, który przekona funkcjonariusza państwowego, że aby postąpić należnie musi trochę "nagiąć" lub wręcz postąpić wbrew obowiązującym procedurom. W końcu pomijanie obowiązujących, ale "nieżyciowych" przepisów, aby postąpić zgodnie z "duchem prawa" czy zapobiec wykorzystywaniu 'kruczków prawnych" przez "podejrzany element" jest w pełni społecznie akceptowalne. Przynajmniej w tutejszej kulturze. A że nie ma to częstokroć odzwierciedlenia w aktach sprawy? No cóż przekazywane poza aktami informacje od wiarygodnego źródła często brzmią bardziej przekonująco od napisanych, czasami trudnym do zrozumienia językiem oficjalnych dokumentów. Funkcjonariusz państwowy może spokojnie dać upust swojej "ocenie sytuacji" w wystawianym dokumencie bo przed konsekwencjami złej "oceny" chroni go "martwość" przepisu nakazującego usuwanie nieprawidłowości w działaniu instytucji państwowych. A to z kolei sprawia, że nie stosowanie praktycznie rzecz biorąc wszystkich przepisów przestaje być karalne. Dlaczego więc nie ma postępować zgodnie z własnym przeczuciem? W końcu nie ma to żadnych konsekwencji.
Powstaje jednak pytanie kto może manipulować "przeczuciem" funkcjonariusza państwowego? Przynajmniej raz namierzyliśmy sprawcę. A była nim ...... instancja niższa. Czy oznacza to, że lokalny satrapcia (czyli lokalne grupy interesu mające wpływy w instytucjach gminnych i powiatowych) jest w stanie zawiesić cały aparat państwowy? Fakty mówią same za siebie.
White hat hakerzy (Białe Kapelusze) wyszukują dziury w działaniu systemów komputerowych i upubliczniają ta informacje, aby w ten sposób wymusić 'załatanie" tych dziur zanim ich istnienie zostanie wykorzystane z krzywda dla wielu ludzi. Aparat państwowy ma wpływ na życie wielu milionów ludzi. zasługuje więc na to aby mieć swoje Białe Kapelusze.......
Wygląda na to, że zhakowany aparat państwowy zaczyna zachowywać się jak narzędzie przestępstwa i wypluwa z siebie tony dokumentacji poświadczającej pozornie o przestępczym charakterze państwa. Wszystko sprzeczne z obowiązująca Konstytucja i obowiązującymi Ustawami. Przecież w świetle obowiązującego prawa aparat państwowy (urzędy, sad, prokuratura etc) nie mogą ani kwestionować praw własności, ani zmuszać do niekorzystnego dysponowania swoja własnością, ani poświadczać faktów sprzecznych z istniejąca dokumentacją, ani rozgrzeszać z czynów karalnych etc. Jednak szereg instytucji przypisało sobie takie właśnie właściwości, Jest to już udokumentowane zajmująca aż 15 segregatorów dokumentacją. Nie ma więc mowy o pomyłce czy przypadku.....
Już sam fakt istnienia tej dokumentacji zdaje się wskazywać na to, że system zabezpieczeń aparatu państwowego może być równie dziurawy jak system zabezpieczeń komputerowych w czasach Kevina Mitnick'a. Tylko wówczas możliwe jest jego zawieszenie tak całkowite i tak kompletne, jak w opisanych przypadkach.
Namierzyliśmy kilka potencjalnych dziur w działaniu instytucji państwowych. Właściwie to można je sprowadzić do jednej wielkiej megadziury, której istnienie sprawia, że stosowanie prawa w obrębie instytucji państwowych staje się opcjonalne. Podobnie jak usuniecie dokumentów powstałych nawet z ewidentnym naruszeniem prawa i ewidentnie krzywdzących.
Sprawia to, że oficjalnie obowiązujące przepisy stają się martwe. Jest to wysoce niepokojące, bo są wśród nich przepisy z zakresu prawa karnego gwarantujące wiarygodność procesu administracyjnego czy sądowego. Bez ich przestrzegania struktury państwowe nieuchronnie podążają ścieżką ku dezintegracji wraz ze zwiększeniem się liczby wykorzystujących brak podstawowych zabezpieczeń "hakerów". W języku potocznym koniec tego procesu określa się jako przejęcie struktur państwowych przez "mafię", bowiem działalność przestępcza staje się nierozerwalnie związana z wykorzystywaniem aparatu państwowego.
Na prawdziwość naszej diagnozy wskazuje zgromadzona dokumentacja z której zdaje się wynikać, ze działanie instytucji państwowych opiera nie na przepisach prawa czy wykazanej prawidłowości dokumentacji, ale na ocenie sytuacji przez funkcjonariusza państwowego. Ma to nawet odzwierciedlenie w dokumentach wystawianych przez Prokuratury i Sądy, w których aż roi się od sformułowań typu "prokurator nie dopatrzył się" lub "w ocenie sądu".
System taki może nawet jako tako działać bo przecież większość ludzi jest w gruncie rzeczy uczciwa......
Przestaje działać gdy "ocena sytuacji" przez funkcjonariusza państwowego zaczyna rozjeżdżać się z obowiązującym prawem i dokumentacja zawartą w aktach sprawy. Czyli gdy pojawi się czynnik, który przekona funkcjonariusza państwowego, że aby postąpić należnie musi trochę "nagiąć" lub wręcz postąpić wbrew obowiązującym procedurom. W końcu pomijanie obowiązujących, ale "nieżyciowych" przepisów, aby postąpić zgodnie z "duchem prawa" czy zapobiec wykorzystywaniu 'kruczków prawnych" przez "podejrzany element" jest w pełni społecznie akceptowalne. Przynajmniej w tutejszej kulturze. A że nie ma to częstokroć odzwierciedlenia w aktach sprawy? No cóż przekazywane poza aktami informacje od wiarygodnego źródła często brzmią bardziej przekonująco od napisanych, czasami trudnym do zrozumienia językiem oficjalnych dokumentów. Funkcjonariusz państwowy może spokojnie dać upust swojej "ocenie sytuacji" w wystawianym dokumencie bo przed konsekwencjami złej "oceny" chroni go "martwość" przepisu nakazującego usuwanie nieprawidłowości w działaniu instytucji państwowych. A to z kolei sprawia, że nie stosowanie praktycznie rzecz biorąc wszystkich przepisów przestaje być karalne. Dlaczego więc nie ma postępować zgodnie z własnym przeczuciem? W końcu nie ma to żadnych konsekwencji.
Powstaje jednak pytanie kto może manipulować "przeczuciem" funkcjonariusza państwowego? Przynajmniej raz namierzyliśmy sprawcę. A była nim ...... instancja niższa. Czy oznacza to, że lokalny satrapcia (czyli lokalne grupy interesu mające wpływy w instytucjach gminnych i powiatowych) jest w stanie zawiesić cały aparat państwowy? Fakty mówią same za siebie.
White hat hakerzy (Białe Kapelusze) wyszukują dziury w działaniu systemów komputerowych i upubliczniają ta informacje, aby w ten sposób wymusić 'załatanie" tych dziur zanim ich istnienie zostanie wykorzystane z krzywda dla wielu ludzi. Aparat państwowy ma wpływ na życie wielu milionów ludzi. zasługuje więc na to aby mieć swoje Białe Kapelusze.......
4. "Świadomości instytucji" czyli o genezie czarnej megadziury"Instytucje państwowe i samorządowe, które w związku ze swą działalnością dowiedziały się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu, są obowiązane niezwłocznie zawiadomić o tym prokuratora lub Policję.." (art 304 § 2.kpk)
"Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego podlega karze pozbawienia wolności do lat 3" (art 231 § 1. kk) Jak wynika z powyższych cytatów Kodeks Postępowania Karnego i Kodeks Karny w sposób jednoznaczny nakładają na funkcjonariuszy państwowych obowiązek powiadomienia odpowiednich organów jeżeli w czasie pełnienia obowiązków służbowych wejdą w posiadanie informacji wskazującej na popełnienie przestępstwa. Zapisy są jasne, czytelne. Intencja ustawodawcy oczywista. Zdawać by się mogło, że "kreatywne obejście" jest po prostu niemożliwe. A jednak ...... Pewien uczony człowiek pozwolił sobie na snucie rozważań na temat tych zapisów prawnych. Nie do końca co prawda rozumiemy co skłoniło go do dywagacji z których wynika, że aby móc wykonać art 304 par2 kpk w świadomości instytucji musi powstać przekonanie o istnieniu przestępstwa. Nie będziemy nawet kwestionować, że rozważania te mogły mieć głęboki sens w kontekście całej pracy uczonego człowieka. Co więcej absolutnie nie mamy zamiaru podważać wolności myśli i prawa do posiadania nawet najbardziej kontrowersyjnych poglądów. To co jednak należy zakwestionować - to prawo do przyjęcia tej interpretacji jako obowiązującej przez instytucje państwowe (korespondencja z GUNB, MAC i WSA). Istnienie przestępstwa jest faktem, a nie stanem świadomości. Kanibal może nie mieć świadomości popełniania przestępstwa, czy to jednak zwalnia kogokolwiek z odpowiedzialności karnej za zabicie człowieka w celach konsumpcyjnych? A co z seryjnymi gwałcicielami, którzy jak wskazuje na to seria niesmacznych żartów w rozumieniu niektórych robią przysługę swojej ofierze. Czy brak świadomości przestępstwa zwalnia ich z odpowiedzialności? Jeżeli zaczniemy uzależniać przyjęcie do wiadomości zaistnienia przestępstwa od "wzbudzenia świadomości" odchodzimy od doktryny równości wobec prawa, a przechodzimy do zasady uznaniowości w jego stosowaniu. Najwyraźniej instytucje państwowe nie dopatrują się w tym niczego niestosownego. No cóż..... Opis megadziury nie byłby kompletny bez dodania kilku przemyśleń rodem z sądownictwa administracyjnego. Wynika z nich, że sędziowie nie tylko nie muszą, ale wręcz nie mogą wykonać art 304 par 2 kpk. Mogą co najwyżej poinformować przewodniczącego sądu, a ten jak rozumiemy może podjąć działania (oczywiście jeżeli świadomość instytucji będzie wystarczająco pobudzona). Co to ma wspólnego z obowiązującymi ustawami? Nie możemy znaleźć związku. Rozumiemy jednak, że do chwili obecnej Naczelny Sad Administracyjny nie odciął się od tych poglądów. Będziemy sprawdzać dalej. # # # Jak widać coraz więcej faktów zdaje się wskazywać, ze art 304 par 2 kpk został w instytucjach państwowych wprowadzimy w stan śmierci klinicznej pozostawiając po sobie wielka ziejącą megadziurę. Bowiem nawet jeżeli nie ma obowiązku informowania organów ścigania nawet o poważnych przestępstwach, to kto by sobie głowę zawracał drobnymi uchybieniami. W końcu nawet jeżeli seria "drobnych uchybień" doprowadzi do ewidentnego przestępstwa to i tak nikomu włos z głowy nie spadnie, bo ...... art 304 par 2 i tak nikt nie stosuje. Podsumujmy jakie są konsekwencje istnienia tej megadziury? Mówiąc najprościej jest to równoznaczne z przyzwoleniem na działalność przestępczą w obrębie struktur państwowych. Czyny karalne popełnione przez funkcjonariusza państwowego są nieusuwalne o ile nie pobudzą "świadomości instytucji", a mamy nieodparte wrażenie, że ta ostania jest jak żelbeton - nie ruszy jej nawet trzęsienie ziemi. Należy wyrazić wdzięczność tej przeważającej większości funkcjonariuszy państwowych, którzy pomimo zapewnienia całkowitej bezkarności jednak w poczuciu obywatelskiego obowiązku trzymają się zapisów prawa. Jednak ziejąca megadziura pozostaje dziurą w bezpieczeństwie państwa i czyni zhakowanie aparatu państwowego dziecinnie prostym. Wystarczy tylko skłonić jednego urzędnika, by posłużył się pieczątka w nieodpowiedni sposób. Potem dalej samo idzie. Nikt nie usunie wadliwego dokumentu bo .... nie ma ani takich uprawnień ani możliwości skoro art 304 par 2 kpk jest martwy. Czy dzieje się tak we wszystkich strukturach w państwie? Jak wysoko sięga przyzwolenie na jej konserwowanie? I najważniejsze pytanie czy ludzie, którzy nie rozumieją konsekwencji istnienia opisanej megadziury powinni zajmować stanowiska decyzyjne? Odpowiedzi szukają Białe Kapelusze |
|
6. O transparentności i równości czyli jeszcze o sposobach hakowania Czarnej Megadziury
Gdy aparat państwowy zaczął wypluwać z siebie dokumenty, które jasno wskazywały na nieobowiązywanie coraz to nowych przepisów wiedzieliśmy, ze trafiliśmy na kolejny przejaw megadziury. Badając to zjawisko posłużyliśmy się znowu naszym doświadczeniem z komputerami, które wskazywało, że gdy następuje seria pozornie niepowtarzalnych awarii - trzeba szukać jej wspólnego mianownika, bowiem niepowtarzalne zdarzenia nie występują seriami.
Ponadto gdyby rzeczywiście stopień naruszania prawa w obrębie struktur państwowych był tak wielki jak sugerowały otrzymywane dokumenty - wówczas dezintegracja państwa byłaby widoczna gołym okiem. Wystarczy wyjrzeć za okno aby stwierdzić, ze na chwilę obecną jeszcze nie jest. Sprawa wydawała się wyjątkowo tajemnicza.
Rozwiązanie dostarczyło nam Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej, którego pracownik po prostu "puścił farbę na papier" i napisał szczerze, że zabrania nam się wykonania niezbędnych prac budowlanych bo..... już je wykonaliśmy. Brzmiało to absurdalnie, ale uzmysłowiło nam, że sprawa, której to dotyczyło była procesowana przez wszystkie instancje nie w oparciu o akta sprawy, w których zagrożenie spowodowane stanem budynku mieszkalnego było bardziej niż należnie udokumentowane, ale w oparciu o jakieś informacje przekazywane poza aktami sprawy. Absurdalność tej sytuacji aż nas poraziła. Wskazywała bowiem, że nieudokumentowana informacja dosłownie "unieważniła" cały materiał dowodowy i stała się jedyna podstawa do podejmowania decyzji (!!!) Przy czym informacja ta mimo iż jej niedorzeczność aż porażała nigdy nie została poddana weryfikacji na przykład poprzez umieszczenie jej w aktach sprawy !!!
Uczuliło nas to na inne niby drobne informacje zawarte w dokumentach państwowych, które są w oczywisty sposób sprzeczne ze stanem faktycznym i aktami spraw. Mówiąc prościej zaczęliśmy szukać śladów informacji, które mogły trafić do dokumentów tylko wtedy gdy wystawiający je funkcjonariusz państwowy opierał się na niezweryfikowanych plotkach przekazywanych poza aktami sprawy.
Nasze poszukiwania okazały się nad wyraz owocne. W dokumentach wszystkich instytucji aż roi się od stwierdzeń pośrednio lub bezpośrednio podważających nasz stan własności. Nakłada się to na funkcjonująca w mieście plotkę o rzekomym wyszczuciu przez na jakiś niepełnosprawnych lokatorów (których nigdy w naszym domu nie było) i konsekwentnej odmowie Urzędu Miasta do poświadczenia faktów, które czynią wzmiankowane plotki absurdalnymi (np potwierdzenie, ze gmina nie miała nic wspólnego z nieruchomością). Sprawa wydaje się tym bardziej tajemnicza, że fakty, których potwierdzenia żądaliśmy od Urzędu Miasta są dobrze udokumentowane i gdy zorientowaliśmy się co może być na rzeczy dołączyliśmy zaprzeczające plotkom dokumenty do akt spraw w postaci opasłych wniosków dowodowych. Jednak ich obecność w aktach spraw niczego nie zmieniła. Powstaje więc pytanie o transparentność działania instytucji państwowych. Czy organy państwowe działają w oparciu o jawne akta spraw czy w oparciu o wewnętrzne informacje, których obywatel nie ma nawet możliwości poznać i zweryfikować. Odmowa ujawnienia treści notatek służbowych sporządzonych w związku z prowadzonymi sprawami nie nastraja optymistycznie.
Według zapisów prawa takie działanie jest oczywiście bezprawne i prowadzi do wystawiania ewidentnie wadliwych dokumentów, ale....... Skoro art 304 par 2 kpk jest przepisem martwym to usuwanie wszelkich nieprawidłowości staje się niemożliwe. Bo nawet jeżeli wykażemy czarno na białym, że np dana decyzja nie mogła być wystawiona w oparciu o znane nam akta sprawy to i tak żaden funkcjonariusz państwowy nie czuje się zobligowany do "wyprostowania sprawy. W końcu przepisu, który go do tego by zobowiązuje, oficjalnie się nie stosuje. A robienie przykrości innemu funkcjonariuszowi może narazić na środowiskowy ostracyzm.
W tej sytuacji każdy kto na dostęp do ucha urzędnika, sędziego czy prokuratora może po prostu de facto "unieważnić" całą dokumentację obecna w aktach sprawy i skłonić funkcjonariuszy państwowych do robienia rzeczy, które w świetle akt sprawy są ewidentnie bezprawne. Zhakowany w ten sposób aparat państwowy zmienia się w narzędzie przestępstwa.
Czy jest to zjawisko systemowe powszechnie występujące w obrębie wszystkich struktur? Upewniamy się. Póki co przypomnijmy brzmienie art 304 par 2 kpk
"Instytucje państwowe i samorządowe, które w związku ze swą działalnością dowiedziały się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu, są obowiązane niezwłocznie zawiadomić o tym prokuratora lub Policję.."
Ponadto gdyby rzeczywiście stopień naruszania prawa w obrębie struktur państwowych był tak wielki jak sugerowały otrzymywane dokumenty - wówczas dezintegracja państwa byłaby widoczna gołym okiem. Wystarczy wyjrzeć za okno aby stwierdzić, ze na chwilę obecną jeszcze nie jest. Sprawa wydawała się wyjątkowo tajemnicza.
Rozwiązanie dostarczyło nam Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej, którego pracownik po prostu "puścił farbę na papier" i napisał szczerze, że zabrania nam się wykonania niezbędnych prac budowlanych bo..... już je wykonaliśmy. Brzmiało to absurdalnie, ale uzmysłowiło nam, że sprawa, której to dotyczyło była procesowana przez wszystkie instancje nie w oparciu o akta sprawy, w których zagrożenie spowodowane stanem budynku mieszkalnego było bardziej niż należnie udokumentowane, ale w oparciu o jakieś informacje przekazywane poza aktami sprawy. Absurdalność tej sytuacji aż nas poraziła. Wskazywała bowiem, że nieudokumentowana informacja dosłownie "unieważniła" cały materiał dowodowy i stała się jedyna podstawa do podejmowania decyzji (!!!) Przy czym informacja ta mimo iż jej niedorzeczność aż porażała nigdy nie została poddana weryfikacji na przykład poprzez umieszczenie jej w aktach sprawy !!!
Uczuliło nas to na inne niby drobne informacje zawarte w dokumentach państwowych, które są w oczywisty sposób sprzeczne ze stanem faktycznym i aktami spraw. Mówiąc prościej zaczęliśmy szukać śladów informacji, które mogły trafić do dokumentów tylko wtedy gdy wystawiający je funkcjonariusz państwowy opierał się na niezweryfikowanych plotkach przekazywanych poza aktami sprawy.
Nasze poszukiwania okazały się nad wyraz owocne. W dokumentach wszystkich instytucji aż roi się od stwierdzeń pośrednio lub bezpośrednio podważających nasz stan własności. Nakłada się to na funkcjonująca w mieście plotkę o rzekomym wyszczuciu przez na jakiś niepełnosprawnych lokatorów (których nigdy w naszym domu nie było) i konsekwentnej odmowie Urzędu Miasta do poświadczenia faktów, które czynią wzmiankowane plotki absurdalnymi (np potwierdzenie, ze gmina nie miała nic wspólnego z nieruchomością). Sprawa wydaje się tym bardziej tajemnicza, że fakty, których potwierdzenia żądaliśmy od Urzędu Miasta są dobrze udokumentowane i gdy zorientowaliśmy się co może być na rzeczy dołączyliśmy zaprzeczające plotkom dokumenty do akt spraw w postaci opasłych wniosków dowodowych. Jednak ich obecność w aktach spraw niczego nie zmieniła. Powstaje więc pytanie o transparentność działania instytucji państwowych. Czy organy państwowe działają w oparciu o jawne akta spraw czy w oparciu o wewnętrzne informacje, których obywatel nie ma nawet możliwości poznać i zweryfikować. Odmowa ujawnienia treści notatek służbowych sporządzonych w związku z prowadzonymi sprawami nie nastraja optymistycznie.
Według zapisów prawa takie działanie jest oczywiście bezprawne i prowadzi do wystawiania ewidentnie wadliwych dokumentów, ale....... Skoro art 304 par 2 kpk jest przepisem martwym to usuwanie wszelkich nieprawidłowości staje się niemożliwe. Bo nawet jeżeli wykażemy czarno na białym, że np dana decyzja nie mogła być wystawiona w oparciu o znane nam akta sprawy to i tak żaden funkcjonariusz państwowy nie czuje się zobligowany do "wyprostowania sprawy. W końcu przepisu, który go do tego by zobowiązuje, oficjalnie się nie stosuje. A robienie przykrości innemu funkcjonariuszowi może narazić na środowiskowy ostracyzm.
W tej sytuacji każdy kto na dostęp do ucha urzędnika, sędziego czy prokuratora może po prostu de facto "unieważnić" całą dokumentację obecna w aktach sprawy i skłonić funkcjonariuszy państwowych do robienia rzeczy, które w świetle akt sprawy są ewidentnie bezprawne. Zhakowany w ten sposób aparat państwowy zmienia się w narzędzie przestępstwa.
Czy jest to zjawisko systemowe powszechnie występujące w obrębie wszystkich struktur? Upewniamy się. Póki co przypomnijmy brzmienie art 304 par 2 kpk
"Instytucje państwowe i samorządowe, które w związku ze swą działalnością dowiedziały się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu, są obowiązane niezwłocznie zawiadomić o tym prokuratora lub Policję.."
7. O prawie wasala czyli kolejny sposób "hakowania" czarnej megadziury
Niewiele osób zdaje sobie sprawę jak istotna jest wiarygodność ksiąg wieczystych dla systemów gospodarczych opartych na kredycie. Czyli mówiąc z pewnym uproszczeniem dla całej gospodarki kapitalistycznej. Księgi wieczyste są "Świętym Graalem", którego wiarygodności strzeże się w krajach o rozwiniętej gospodarce jak oka w głowie.
Jednak gdy art 304 kpk stał się praktycznie martwym przepisem wszelkie zabezpieczenia mające na celu zapewnienie wiarygodności ksiąg wieczystych zmieniły się w fikcję.
Gdy się czyta dokumenty urzędowe, które zdają się niespecjalnie przejmować zapisami ksiąg wieczystych i inną dokumentacja związaną z kwestią praw własności nieruchomości to ma się wrażenie, że struktury państwowe naszego kraju cały czas tkwią w mrokach średniowiecza. Wtedy cała ziemia należała do króla, który w zależności od własnych koniunkturalnych potrzeb (i siły drużyny wojów) zabierał ja lub oddawał wasalom. W tym systemie społecznym prawo własności nieruchomości nie miało większego znaczenia i księgi wieczyste, gdyby wtedy istniały, byłyby pewnie powszechnie ignorowane. Już w XIX wieku sytuacja była jednak inna. Nawet na terenie administrowanym przez carskie samodzierżawie.
Sposób w jaki prawa wynikające z zapisów ksiąg wieczystych są konsekwentnie ignorowane przez wszystkie struktury państwowe w sprawie opisanej na LaCorruption (a wydaje się, że nie są to jedyne przypadki) wskazuje, że w kulturze prawnej instytucji państwowych dokonał się regres nawet w stosunku do XIX wiecznego carskiego samodzierżawia - a to już mówi samo za siebie.
Najbardziej niepokojące jest jednak to, że przez ponad trzy lata prowadzenia wszelkich spraw z pogwałceniem praw wynikających z zapisów ksiąg wieczystych - nie podano powodu takiego postępowania. Jeżeli istnieją jakiekolwiek dokumenty kwestionujące te zapisy nie zostały one nigdy ujawnione pomimo wezwań kierowanych do wszystkich instytucji, które wystawiły dokumenty kwestionujące albo same zapisy, albo prawa z nich wynikające.
Jeżeli założymy istnienie takich dokumentów - ich weryfikacja byłaby dziecinnie prosta. Dlaczego więc nie są ujawniane? Dlaczego w kilkudziesięciu sprawach administracyjnych, sądowych, prokuratorskich etc nie dokonano należnych i transparentnych ustaleń? A może prawa wynikające z zapisów ksiąg wieczystych maja w tym kraju mniejsza wagę od na przykład wzruszającej bajki o wyszczuwanych nieistniejących lokatorach (która nawet jeżeli gdzieś krąży, to nigdy nie została udokumentowana w aktach sprawy)?
W każdym razie nikt do chwili obecnej nie poniósł konsekwencji z tytułu nierespektowania naszych praw własności ujawnionych w księgach wieczystych. Nie został usunięty ani jeden z wystawionych dokumentów kwestionujący (bez podania powodu) nasze prawa własności do nieruchomości. Ale trzeba przyznać, że jeżeli art 304 par 2 kpk jest przepisem martwym, to w końcu nikt nie miał nawet obowiązku tej sprawy zaadresować.
Wygląda to trochę tak jakby czarna megadziura powstała na skutek nierespektowania art 304 par 2 kpk cofnęla nas o jakieś tysiąc lat w rozwoju cywilizacyjnym.....
Czy jej istnienie doprowadziło do uznawania, że zapisów ksiąg wieczystych jest opcjonalne i zależało od "oceny sytuacji" przez funkcjonariusza państwowego? Czy nie stała się ona głównym powodem zacofania gospodarczego?
Sprawę wyjaśniamy.
Jednak gdy art 304 kpk stał się praktycznie martwym przepisem wszelkie zabezpieczenia mające na celu zapewnienie wiarygodności ksiąg wieczystych zmieniły się w fikcję.
Gdy się czyta dokumenty urzędowe, które zdają się niespecjalnie przejmować zapisami ksiąg wieczystych i inną dokumentacja związaną z kwestią praw własności nieruchomości to ma się wrażenie, że struktury państwowe naszego kraju cały czas tkwią w mrokach średniowiecza. Wtedy cała ziemia należała do króla, który w zależności od własnych koniunkturalnych potrzeb (i siły drużyny wojów) zabierał ja lub oddawał wasalom. W tym systemie społecznym prawo własności nieruchomości nie miało większego znaczenia i księgi wieczyste, gdyby wtedy istniały, byłyby pewnie powszechnie ignorowane. Już w XIX wieku sytuacja była jednak inna. Nawet na terenie administrowanym przez carskie samodzierżawie.
Sposób w jaki prawa wynikające z zapisów ksiąg wieczystych są konsekwentnie ignorowane przez wszystkie struktury państwowe w sprawie opisanej na LaCorruption (a wydaje się, że nie są to jedyne przypadki) wskazuje, że w kulturze prawnej instytucji państwowych dokonał się regres nawet w stosunku do XIX wiecznego carskiego samodzierżawia - a to już mówi samo za siebie.
Najbardziej niepokojące jest jednak to, że przez ponad trzy lata prowadzenia wszelkich spraw z pogwałceniem praw wynikających z zapisów ksiąg wieczystych - nie podano powodu takiego postępowania. Jeżeli istnieją jakiekolwiek dokumenty kwestionujące te zapisy nie zostały one nigdy ujawnione pomimo wezwań kierowanych do wszystkich instytucji, które wystawiły dokumenty kwestionujące albo same zapisy, albo prawa z nich wynikające.
Jeżeli założymy istnienie takich dokumentów - ich weryfikacja byłaby dziecinnie prosta. Dlaczego więc nie są ujawniane? Dlaczego w kilkudziesięciu sprawach administracyjnych, sądowych, prokuratorskich etc nie dokonano należnych i transparentnych ustaleń? A może prawa wynikające z zapisów ksiąg wieczystych maja w tym kraju mniejsza wagę od na przykład wzruszającej bajki o wyszczuwanych nieistniejących lokatorach (która nawet jeżeli gdzieś krąży, to nigdy nie została udokumentowana w aktach sprawy)?
W każdym razie nikt do chwili obecnej nie poniósł konsekwencji z tytułu nierespektowania naszych praw własności ujawnionych w księgach wieczystych. Nie został usunięty ani jeden z wystawionych dokumentów kwestionujący (bez podania powodu) nasze prawa własności do nieruchomości. Ale trzeba przyznać, że jeżeli art 304 par 2 kpk jest przepisem martwym, to w końcu nikt nie miał nawet obowiązku tej sprawy zaadresować.
Wygląda to trochę tak jakby czarna megadziura powstała na skutek nierespektowania art 304 par 2 kpk cofnęla nas o jakieś tysiąc lat w rozwoju cywilizacyjnym.....
Czy jej istnienie doprowadziło do uznawania, że zapisów ksiąg wieczystych jest opcjonalne i zależało od "oceny sytuacji" przez funkcjonariusza państwowego? Czy nie stała się ona głównym powodem zacofania gospodarczego?
Sprawę wyjaśniamy.
8. O granicach "orzecznictwa", "niezawisłości" i "oceny" czyli o systemowym "hakowaniu"
Dopóki pracowaliśmy w międzynarodowej korporacji i mieszkaliśmy w wielkomiejskich apartamentach byliśmy przekonani, że obowiązującym prawem są uchwalone przez Sejm i Senat ustawy. Wbrew temu co się niekiedy mówi - ustawy te nie są złe. Zresztą trudno się dziwić są przecież monitorowane przez Trybunał Konstytucyjny i szereg organizacji pozarządowych.
Z czego sobie nie zdawaliśmy sprawy - to to, że są one powszechnie ignorowane poza korporacyjno- wielkomiejską enklawą, a w Polsce B ich zapisy są po prostu fikcją.
Nasza dotychczasowa korespondencja z szeregiem instytucji wskazuje, że na skutek "orzecznictwa" obowiązujące prawo ma niewiele wspólnego z tym uchwalonym przez Sejm i Senat (przynajmniej w badanym przez nas zakresie). Dotychczasowa korespondencja wskazuje, że najgorzej jest z tym w prokuraturze i sądzie. Wszystko w końcu można usprawiedliwić "oceną sędziego/prokuratora", a bezkarność w ignorowaniu uchwalonych w Sejmie i senacie ustaw rzekomo wynika z "niezawisłości".
Fakt, ze zarówno prokurator jak i sędzia muszą się poruszać w granicach obowiązującego prawa, a niezawisłość nie jest synonimem bezkarności wydaje się już dawno zapomniany. Zresztą jak to wyegzekwować jeżeli art 304 par 2 kpk jest przepisem martwym. A "uśmiercając" go zrezygnowano nawet z pozorów kontroli tego czy działalność sądów i prokuratur mieści się w granicach obowiązującego prawa.
Tak rozumiane orzecznictwo stopniowo "unieważnia" albo czyni opcjonalnymi wszelkie przepisy uchwalone przez Sejm i Senat.
Wydaje się, że w takiej sytuacji wystarczy mieć wpływy w sądzie i prokuraturze aby zhakować cały aparat państwowy i uczynić go narzędziem przestępstwa.
Nie wątpimy w uczciwość przeważającej liczby funkcjonariuszy państwowych. Stwierdzamy tylko, że zebrana dokumentacja zdaje się wskazywać, że nie egzekwowanie art 304 par2 kpk sprawił,że struktury sądownictwa powszechnego i prokuratorskie stały się tak łatwe do zhakowania, że nie mogą już być gwarantem przestrzegania prawa. Dla ich zhakowania wystarczy tylko mieć ucho sędziego czy prokuratora. Później sprawa idzie dalej i wskazywanie, że sędzia lub prokurator dokonał czynu zabronionego jest traktowane jak świętokradztwo (czytaj zamach na jego niezawisłość i prawo do niezależnej oceny sytuacji). Tylko pozostaje pytanie co zostało jeszcze z demokracji (której strażnikiem są podobno struktury sądownicze) jeżeli sędziowie przypisują sobie prawo do np "rozgrzeszania" z wielokrotnego włamania, a prokuratorzy nawet odmawiają np zabezpieczenia materiału dowodowego dokumentującego poniesiona szkodę? Co jeszcze pozostało z demokracji skoro coraz więcej poszlak sugeruje, że struktury sądownicze i prokuratorskie nie zawsze szanują nawet prawa własności, zdrowia czy życia za to zdają się sankcjonować prawo do kradzieży i nadużyć? Nawet jeżeli to ostatnie zdarza się tylko okazjonalnie.....
W naszej ocenie nie egzekwowania art 304 kpk par 2 w strukturach sądowniczych, administracyjnych i prokuratorskich nie może współistnieć z systemami demokratycznymi.
Z czego sobie nie zdawaliśmy sprawy - to to, że są one powszechnie ignorowane poza korporacyjno- wielkomiejską enklawą, a w Polsce B ich zapisy są po prostu fikcją.
Nasza dotychczasowa korespondencja z szeregiem instytucji wskazuje, że na skutek "orzecznictwa" obowiązujące prawo ma niewiele wspólnego z tym uchwalonym przez Sejm i Senat (przynajmniej w badanym przez nas zakresie). Dotychczasowa korespondencja wskazuje, że najgorzej jest z tym w prokuraturze i sądzie. Wszystko w końcu można usprawiedliwić "oceną sędziego/prokuratora", a bezkarność w ignorowaniu uchwalonych w Sejmie i senacie ustaw rzekomo wynika z "niezawisłości".
Fakt, ze zarówno prokurator jak i sędzia muszą się poruszać w granicach obowiązującego prawa, a niezawisłość nie jest synonimem bezkarności wydaje się już dawno zapomniany. Zresztą jak to wyegzekwować jeżeli art 304 par 2 kpk jest przepisem martwym. A "uśmiercając" go zrezygnowano nawet z pozorów kontroli tego czy działalność sądów i prokuratur mieści się w granicach obowiązującego prawa.
Tak rozumiane orzecznictwo stopniowo "unieważnia" albo czyni opcjonalnymi wszelkie przepisy uchwalone przez Sejm i Senat.
Wydaje się, że w takiej sytuacji wystarczy mieć wpływy w sądzie i prokuraturze aby zhakować cały aparat państwowy i uczynić go narzędziem przestępstwa.
Nie wątpimy w uczciwość przeważającej liczby funkcjonariuszy państwowych. Stwierdzamy tylko, że zebrana dokumentacja zdaje się wskazywać, że nie egzekwowanie art 304 par2 kpk sprawił,że struktury sądownictwa powszechnego i prokuratorskie stały się tak łatwe do zhakowania, że nie mogą już być gwarantem przestrzegania prawa. Dla ich zhakowania wystarczy tylko mieć ucho sędziego czy prokuratora. Później sprawa idzie dalej i wskazywanie, że sędzia lub prokurator dokonał czynu zabronionego jest traktowane jak świętokradztwo (czytaj zamach na jego niezawisłość i prawo do niezależnej oceny sytuacji). Tylko pozostaje pytanie co zostało jeszcze z demokracji (której strażnikiem są podobno struktury sądownicze) jeżeli sędziowie przypisują sobie prawo do np "rozgrzeszania" z wielokrotnego włamania, a prokuratorzy nawet odmawiają np zabezpieczenia materiału dowodowego dokumentującego poniesiona szkodę? Co jeszcze pozostało z demokracji skoro coraz więcej poszlak sugeruje, że struktury sądownicze i prokuratorskie nie zawsze szanują nawet prawa własności, zdrowia czy życia za to zdają się sankcjonować prawo do kradzieży i nadużyć? Nawet jeżeli to ostatnie zdarza się tylko okazjonalnie.....
W naszej ocenie nie egzekwowania art 304 kpk par 2 w strukturach sądowniczych, administracyjnych i prokuratorskich nie może współistnieć z systemami demokratycznymi.
9. O prawie, sprawiedliwości i kamiennych tablicach.
Jak najprawdopodobniej większość ludzi nigdy nie zastanawialiśmy nad różnicą pomiędzy prawem a sprawiedliwością. Właściwie to te dwa wyrazy traktowaliśmy jak synonimy. Dopiero gdy struktury wymiaru sprawiedliwości zaczęły zachowywać się tak jakby miały nie tylko nasze prawa w głębokim poważaniu, ale również prawo (w rozumieniu obowiązujących ustaw) zaczęliśmy się zastanawiać.
Dodatkowym impulsem było wygrzebanie gdzieś z zakamarków pamięci zasłyszanych gdzieś fraz na temat zadań sądownictwa komunistycznego, które służyło wdrażaniu sprawiedliwości społecznej, a prawo było tylko narzędziem dla realizowania tego celu. Tworzyło to całkiem "zgrabny układ", który umożliwił na przykład prowadzenie procesów pokazowych, na których realizowano właśnie "sprawiedliwość komunistyczna", a nie egzekwowano zapisy obowiązującego prawa. Takie podejście do struktur wymiaru sprawiedliwości pozwala na ich instrumentalne użycie, bo sprawiedliwość jest w gruncie rzeczy bardzo ulotnym pojęciem.
Przede wszystkim poczucie sprawiedliwości jest bardzo subiektywne i w znacznej części zależy od wzorców kulturowych. Inne jest poczucie sprawiedliwości w kulturach ludożerców (sprawiedliwe jest zjedzenie ofiary bo dała się złapać) a inne w np w krajach kultury zachodniej gdzie życie ludzkie jest traktowane jako najwyższe dobro. Inne jest w prymitywnych społeczeństwach patriarchalnych, gdzie kobieta ma niejednokrotnie status niższy od ulubionych zwierząt, a inne w krajach zachodnich gdzie wyemancypowanie i równouprawnienie kobiet jest uznawane za fakt oczywisty. Inne poczucie sprawiedliwości kazało ludziom średniowiecza ratować najpierw inwentarz, a potem dzieci (o ile się zdążyło), a inne w np w krajach kultury zachodniej uważa się , że gdzie dzieciom (nie tylko własnym) okazywać trzeba największa troskę.
Pojęcie sprawiedliwości jest różne nawet w obrębie tej samej kultury. Sięgając chociażby do przedwojennej Warszawy. Inne poczucie sprawiedliwości miał mieszkaniec Czerniakowskiej, Powiśla, Nowego Światu czy pałacu Czartoryskich. Sprawiedliwość wydaje się więc być jednym z najbardziej niejednoznacznych pojęć. Pewnie właśnie dlatego wszystkie zaawansowane cywilizacje, aby nie dopuścić do narzucenia całemu społeczeństwu norm uznawanych za "sprawiedliwe" przez wąską grupę ludzi wprowadzały pojęcie prawa.
Prawo jest w gruncie rzeczy zbiorem zasad, które są uniwersalne i/lub których przestrzeganie jest konieczne dla utrzymania integralności społeczeństwa i państwa, które te zasady przyjęło.
Każdy system prawny prawny od Dekalogu do współczesnych aktów ustawodawczych można podzielić na dwie części. Jedna część zawiera reguły, których przestrzeganie gwarantuje integralność państwa/wspólnoty (sposób działania instytucji, kwestie obronności etc). Druga, z reguły znacznie bardziej obszerna, określa prawa jednostek i reguluje wzajemne stosunku międzyludzkie wyznaczając granice, których nie wolno przekroczyć. Należy przy tym podkreślić, że każdy dobrze skonstruowany system prawny bierze pod opiekę najsłabszych, uniemożliwiając tym samym "rabunkową gospodarkę zasobami ludzkimi" czyli mówiąc po prostu nadmierna eksploatacje i krzywdzenie najgorzej sytuowanych grup społecznych.
Współczesny stopień skomplikowania życia gospodarczego i społecznego sprawił, że zapisane na kamiennych tablicach "nie zabijaj" "nie kradnij" (które były absolutnie wystarczające w małych i rozsianych po znacznych przestrzeniach społecznościach) trzeba było zastąpić szeregiem opasłych kodeksów. Większość z nich zajmuje się problemami, które nie istniały w świecie ludzi dla których napisano Dekalog na dwóch kamiennych tablicach. Tym niemniej większość ze współczesnych przepisów po prostu doprecyzowuje i dostosowuje do współczesnych realiów kilka uniwersalnych zasad ułatwiając tym samym poruszanie się w skomplikowanej współczesnej rzeczywistości.
Prawo nie jest może tworem doskonałym, jednak jego poszanowanie jest gwarantem stabilności i jest przeciwstawieniem "prawa pieści" czy "prawa kaduka" czyli sytuacji całkowitej niepewności i całkowitej zależności od widzimisię grupy osób (lub jak kto woli ich poczucia "sprawiedliwości"), które w danej chwili są w pozycji silniejszego. To ostatnie nie sprzyja budowaniu, oszczędzaniu etc, bowiem w każdej chwili owoce pracowitości i zapobiegliwości mogą zostać po prostu zabrane. Kultura poszanowania prawa jest przewagą ewolucyjna danej grupy ludzi, bowiem daje poczucie stabilności i w ten sposób daje motywację do wysiłku, którego efekty będzie można skonsumować dopiero za jakiś czas.
Prawo jest zbiorem sztywnych reguł wypisanych na przysłowiowych "kamiennych tablicach". Sprawiedliwość jest pojęciem znacznie bardziej koniunkturalnym i wysoce niejednoznacznym. Uznanie prymatu "sprawiedliwości" nad "prawem" w danym kraju jest papierkiem lakmusowym wskazującym, ze idzie on w kierunku totalitaryzmu w którym pojęcie dobra czy zła jest równoznaczne z interesem rządzącej grupy. Bez względu na to czy jest to wszechwładne bezpieka, junta czy zorganizowane grupy przestępcze.
Jak należy interpretować przypadki wskazujące na niezdolność sądów, prokuratur czy administracji państwowej do procesowania spraw w oparciu o obowiązujące prawo? Na pewno nie są one oznaką nadrabiania zapóźnień cywilizacyjnych w stosunku do krajów dojrzalej demokracji. Czy jako społeczeństwo powinniśmy się na nie godzić? Czy raczej powinniśmy domagać się przywrócenia bezwzględnego poszanowania prawa i usunięcia czarnych dziur, które umożliwiają jego ignorowanie, nawet jeżeli ma to miejsce sporadycznie i w imię czyjegoś poczucia sprawiedliwości?
Dodatkowym impulsem było wygrzebanie gdzieś z zakamarków pamięci zasłyszanych gdzieś fraz na temat zadań sądownictwa komunistycznego, które służyło wdrażaniu sprawiedliwości społecznej, a prawo było tylko narzędziem dla realizowania tego celu. Tworzyło to całkiem "zgrabny układ", który umożliwił na przykład prowadzenie procesów pokazowych, na których realizowano właśnie "sprawiedliwość komunistyczna", a nie egzekwowano zapisy obowiązującego prawa. Takie podejście do struktur wymiaru sprawiedliwości pozwala na ich instrumentalne użycie, bo sprawiedliwość jest w gruncie rzeczy bardzo ulotnym pojęciem.
Przede wszystkim poczucie sprawiedliwości jest bardzo subiektywne i w znacznej części zależy od wzorców kulturowych. Inne jest poczucie sprawiedliwości w kulturach ludożerców (sprawiedliwe jest zjedzenie ofiary bo dała się złapać) a inne w np w krajach kultury zachodniej gdzie życie ludzkie jest traktowane jako najwyższe dobro. Inne jest w prymitywnych społeczeństwach patriarchalnych, gdzie kobieta ma niejednokrotnie status niższy od ulubionych zwierząt, a inne w krajach zachodnich gdzie wyemancypowanie i równouprawnienie kobiet jest uznawane za fakt oczywisty. Inne poczucie sprawiedliwości kazało ludziom średniowiecza ratować najpierw inwentarz, a potem dzieci (o ile się zdążyło), a inne w np w krajach kultury zachodniej uważa się , że gdzie dzieciom (nie tylko własnym) okazywać trzeba największa troskę.
Pojęcie sprawiedliwości jest różne nawet w obrębie tej samej kultury. Sięgając chociażby do przedwojennej Warszawy. Inne poczucie sprawiedliwości miał mieszkaniec Czerniakowskiej, Powiśla, Nowego Światu czy pałacu Czartoryskich. Sprawiedliwość wydaje się więc być jednym z najbardziej niejednoznacznych pojęć. Pewnie właśnie dlatego wszystkie zaawansowane cywilizacje, aby nie dopuścić do narzucenia całemu społeczeństwu norm uznawanych za "sprawiedliwe" przez wąską grupę ludzi wprowadzały pojęcie prawa.
Prawo jest w gruncie rzeczy zbiorem zasad, które są uniwersalne i/lub których przestrzeganie jest konieczne dla utrzymania integralności społeczeństwa i państwa, które te zasady przyjęło.
Każdy system prawny prawny od Dekalogu do współczesnych aktów ustawodawczych można podzielić na dwie części. Jedna część zawiera reguły, których przestrzeganie gwarantuje integralność państwa/wspólnoty (sposób działania instytucji, kwestie obronności etc). Druga, z reguły znacznie bardziej obszerna, określa prawa jednostek i reguluje wzajemne stosunku międzyludzkie wyznaczając granice, których nie wolno przekroczyć. Należy przy tym podkreślić, że każdy dobrze skonstruowany system prawny bierze pod opiekę najsłabszych, uniemożliwiając tym samym "rabunkową gospodarkę zasobami ludzkimi" czyli mówiąc po prostu nadmierna eksploatacje i krzywdzenie najgorzej sytuowanych grup społecznych.
Współczesny stopień skomplikowania życia gospodarczego i społecznego sprawił, że zapisane na kamiennych tablicach "nie zabijaj" "nie kradnij" (które były absolutnie wystarczające w małych i rozsianych po znacznych przestrzeniach społecznościach) trzeba było zastąpić szeregiem opasłych kodeksów. Większość z nich zajmuje się problemami, które nie istniały w świecie ludzi dla których napisano Dekalog na dwóch kamiennych tablicach. Tym niemniej większość ze współczesnych przepisów po prostu doprecyzowuje i dostosowuje do współczesnych realiów kilka uniwersalnych zasad ułatwiając tym samym poruszanie się w skomplikowanej współczesnej rzeczywistości.
Prawo nie jest może tworem doskonałym, jednak jego poszanowanie jest gwarantem stabilności i jest przeciwstawieniem "prawa pieści" czy "prawa kaduka" czyli sytuacji całkowitej niepewności i całkowitej zależności od widzimisię grupy osób (lub jak kto woli ich poczucia "sprawiedliwości"), które w danej chwili są w pozycji silniejszego. To ostatnie nie sprzyja budowaniu, oszczędzaniu etc, bowiem w każdej chwili owoce pracowitości i zapobiegliwości mogą zostać po prostu zabrane. Kultura poszanowania prawa jest przewagą ewolucyjna danej grupy ludzi, bowiem daje poczucie stabilności i w ten sposób daje motywację do wysiłku, którego efekty będzie można skonsumować dopiero za jakiś czas.
Prawo jest zbiorem sztywnych reguł wypisanych na przysłowiowych "kamiennych tablicach". Sprawiedliwość jest pojęciem znacznie bardziej koniunkturalnym i wysoce niejednoznacznym. Uznanie prymatu "sprawiedliwości" nad "prawem" w danym kraju jest papierkiem lakmusowym wskazującym, ze idzie on w kierunku totalitaryzmu w którym pojęcie dobra czy zła jest równoznaczne z interesem rządzącej grupy. Bez względu na to czy jest to wszechwładne bezpieka, junta czy zorganizowane grupy przestępcze.
Jak należy interpretować przypadki wskazujące na niezdolność sądów, prokuratur czy administracji państwowej do procesowania spraw w oparciu o obowiązujące prawo? Na pewno nie są one oznaką nadrabiania zapóźnień cywilizacyjnych w stosunku do krajów dojrzalej demokracji. Czy jako społeczeństwo powinniśmy się na nie godzić? Czy raczej powinniśmy domagać się przywrócenia bezwzględnego poszanowania prawa i usunięcia czarnych dziur, które umożliwiają jego ignorowanie, nawet jeżeli ma to miejsce sporadycznie i w imię czyjegoś poczucia sprawiedliwości?
10. O granicy (błędu) i dziejach grzechu
Korespondencja urzędowa w której jest łańcuszek funkcjonariuszy państwowych z których każdy nie dopatrzył się ewidentnej nieprawidłowości i na podstawie ewidentnie wadliwych dokumentów wystawiał inne dokumenty, przywodzi na myśl takie dzieła kanonu literatury jak "Dzieje grzechu" Żeromskiego czy "Granica" Nałkowskiej. Podnoszone w nich problemy sprowadzały się do ukazania jak seria drobnych moralnych kompromisów prowadzi do już nieakceptowalnego społecznie występku. Nie można karać człowieka przysłowiowym ukamieniowaniem za pomyłkę, ale gdy seria życiowych "pomyłek" sprowadzi go na manowce...... W którym miejscu zostaje przekroczona granica pomiędzy tym co akceptowalne, a tym co powinno być potępione? W którym miejscu człowiek powinien mieć świadomość, że doszedł do granicy, której przekroczyć mu nie wolno. Nawet jeżeli jest to tylko maleńki kroczek?
Oceniając postępowanie funkcjonariuszy państwowych trzeba pamiętać, że ich "błędy" czy "przeoczenia" nie są zdarzeniami bez konsekwencji. Jeżeli powstaje szkoda, ktoś musi ponieść jej konsekwencje. Zwolnienie funkcjonariusza państwowego z odpowiedzialności oznacza po prostu, że jacyś obywatele będą musieli pokrywać straty z własnego majątku. Na przykład godząc się z utratą wartości własnej nieruchomości lub obniżonym standardem życia na skutek sprzecznych z prawem decyzji, które zostały wydane na skutek wspomnianych "przeoczeń" czy "błędów".
Nie mamy zamiaru wykazywać, że każda pomyłka funkcjonariusza państwowego powinna być karalna. Każdy ma prawo do pomyłki. Twierdzimy jednak, że powinien istnieć urzędowy odpowiednik "5 grzechów głównych", których popełnienie ma dla każdego funkcjonariusza państwowego niejako automatycznie konsekwencje karne. W naszej opinii powinni być karani ci funkcjonariusze państwowi, którzy uznali, że lepiej nie zauważyć błędu niższej instancji. Szczególnie w sytuacji gdy błąd ten został wyraźnie wskazany przez stronę sprawy. uważamy, że powinni być również karani funkcjonariusze państwowi, którzy wydaja decyzje/postanowienia/wyroki w oparciu o akta sprawy w których obecne są ewidentnie wadliwe dokumenty. Szczególnie gdy zostało to należnie wskazane przez stronę. Nie rozumiemy również dlaczego automatycznie nie są karani ci, którzy poświadczają fakty, których istnienia nie są w stanie wykazać. Stwarza to wrażenie jakby było przyzwolenie na podejmowanie działań w oparciu o informacje nie obecne w aktach sprawy, których prawdziwości jest co najmniej wątpliwa..
Podsumowując, uważamy, że surowej karze powinien podlegać funkcjonariusz, który po zaznajomieniu się z aktami sprawy nie mógł nie wiedzieć, iż postępuje niewłaściwie, nawet jeżeli w "jego świadomości nie ukształtowało się przekonanie o zaistnieniu" nieprawidłowości czy nawet przestępstwa. Funkcjonariusz, który nie dopatruje się przestępstwa np w poświadczeniu nieprawdy po prostu nie ma kwalifikacji dla pełnienia tej funkcji. Dotyczy to w naszej opinii przede wszystkim sędziów i prokuratorów.....
W chwili obecnej w imię swoiście pojętej sprawiedliwości z odpowiedzialności zwalniani są wszyscy funkcjonariusze państwowi, a wystawione, nawet z ewidentnym naruszeniem prawa, dokumenty utrzymywane są w obiegu prawnym. Pozwala na to oczywiście powszechne niestosowania art 304 kpk. W wyniku tego cały koszt "pomyłek", a może nawet świadomego przestępstwa ponosi obywatel, którego prawa zostały naruszone w wyniku opisanego procesu. A cały aparat państwowy na skutek uznawania ważność wadliwych dokumentów staje się niejako narzędziem do wymuszenia na ofierze absorbcji kosztów naruszenia jej praw..
Stanowi to swoistą puente rozważań o prawie i sprawiedliwości oraz niestosowaniu art 304 kpk w obrębie instytucji państwowych.
Oceniając postępowanie funkcjonariuszy państwowych trzeba pamiętać, że ich "błędy" czy "przeoczenia" nie są zdarzeniami bez konsekwencji. Jeżeli powstaje szkoda, ktoś musi ponieść jej konsekwencje. Zwolnienie funkcjonariusza państwowego z odpowiedzialności oznacza po prostu, że jacyś obywatele będą musieli pokrywać straty z własnego majątku. Na przykład godząc się z utratą wartości własnej nieruchomości lub obniżonym standardem życia na skutek sprzecznych z prawem decyzji, które zostały wydane na skutek wspomnianych "przeoczeń" czy "błędów".
Nie mamy zamiaru wykazywać, że każda pomyłka funkcjonariusza państwowego powinna być karalna. Każdy ma prawo do pomyłki. Twierdzimy jednak, że powinien istnieć urzędowy odpowiednik "5 grzechów głównych", których popełnienie ma dla każdego funkcjonariusza państwowego niejako automatycznie konsekwencje karne. W naszej opinii powinni być karani ci funkcjonariusze państwowi, którzy uznali, że lepiej nie zauważyć błędu niższej instancji. Szczególnie w sytuacji gdy błąd ten został wyraźnie wskazany przez stronę sprawy. uważamy, że powinni być również karani funkcjonariusze państwowi, którzy wydaja decyzje/postanowienia/wyroki w oparciu o akta sprawy w których obecne są ewidentnie wadliwe dokumenty. Szczególnie gdy zostało to należnie wskazane przez stronę. Nie rozumiemy również dlaczego automatycznie nie są karani ci, którzy poświadczają fakty, których istnienia nie są w stanie wykazać. Stwarza to wrażenie jakby było przyzwolenie na podejmowanie działań w oparciu o informacje nie obecne w aktach sprawy, których prawdziwości jest co najmniej wątpliwa..
Podsumowując, uważamy, że surowej karze powinien podlegać funkcjonariusz, który po zaznajomieniu się z aktami sprawy nie mógł nie wiedzieć, iż postępuje niewłaściwie, nawet jeżeli w "jego świadomości nie ukształtowało się przekonanie o zaistnieniu" nieprawidłowości czy nawet przestępstwa. Funkcjonariusz, który nie dopatruje się przestępstwa np w poświadczeniu nieprawdy po prostu nie ma kwalifikacji dla pełnienia tej funkcji. Dotyczy to w naszej opinii przede wszystkim sędziów i prokuratorów.....
W chwili obecnej w imię swoiście pojętej sprawiedliwości z odpowiedzialności zwalniani są wszyscy funkcjonariusze państwowi, a wystawione, nawet z ewidentnym naruszeniem prawa, dokumenty utrzymywane są w obiegu prawnym. Pozwala na to oczywiście powszechne niestosowania art 304 kpk. W wyniku tego cały koszt "pomyłek", a może nawet świadomego przestępstwa ponosi obywatel, którego prawa zostały naruszone w wyniku opisanego procesu. A cały aparat państwowy na skutek uznawania ważność wadliwych dokumentów staje się niejako narzędziem do wymuszenia na ofierze absorbcji kosztów naruszenia jej praw..
Stanowi to swoistą puente rozważań o prawie i sprawiedliwości oraz niestosowaniu art 304 kpk w obrębie instytucji państwowych.
11. Podsumowanie
W naszej opinii art 304 par 2 kpk jest jednym z najważniejszych zapisów w prawodawstwie polskim. Gwarantuje on usuwanie pod groźbą kary określonej w art 231 kk (kara za niedopełnienie obowiązków) wszelkich nieprawidłowości powstałych w działaniu struktur państwowych, oraz nieprawidłowości o których informacje docierają do tych struktur.
Nie wiemy jak doszło do uzyskania przez ten artykuł w praktyce statusu martwego prawa, jednak spowodowało to, że na wszelkie nieprawidłowości, jakie mają miejsce w dzianiu instytucji państwowych można patrzeć przez palce, a w konsekwencji funkcjonariusze państwowi, którzy do powstania nieprawidłowości (świadomie lub nieświadomie) doprowadzili mogą być pewni bezkarności. W rezultacie powstała olbrzymia dziura w mechanizmach zabezpieczających prawidłowość działania struktur państwowych. A historia uczy nas, ze wszelkie dziury z definicji wcześniej czy później zaczynają być wykorzystywane przez grupy przestępcze, niejednokrotnie na olbrzymia skalę.
W naszej opinii powszechne ignorowanie zapisów art 304 par 2 kpk zapewniło całkowitą bezkarność całym grupom zawodowym. i to tym grupom, których etyka jest kluczowa dla funkcjonowania państwa. Paradoksalnie w efekcie nie tylko usuwanie nieprawidłowości w działaniu struktur państwowych stało się opcjonalne (a jeżeli za przymknięcie oka nic nie grozi to po co narażać się na pretensje tych co świadomie lub nieświadomie narozrabiali). Ale przede wszystkim uczyniło pracowników aparatu państwowego bardzo podatnymi na naciski nieformalne. Nie wiemy czy naprawdę wprowadzający zwyczaj ignorowania art 304 par 2 kpk byli aż tak naiwni, ze nie zdawali sobie sprawy, że dużo łatwiej jest ulec prośbom nawet upierdliwej i nielubianej teściowej jeżeli za "drobna przysługę" nic nie grozi. A przecież naciski na funkcjonariuszy państwowych wywierają nie tylko nielubiani członkowie rodziny..... Nawet jeżeli odpowiedzialni za ignorowanie art 304 par 2 kpk nie zdawali sobie sprawy z tej prostej zależności , to elementy skłonne do wykorzystywania wszelkich "luk prawnych" na pewno szybko się zorientowały. Na jak wielka skalę wykorzystywana jest "życzliwość" funkcjonariuszy państwowych spowodowana poczuciem całkowitej bezkarności wynikającej z niestosowania art 304 par 2 kpk? Nie wiemy. Wiemy jednak, ze bez egzekwowania zapisów wspomnianego artykułu tylko uczciwość przeważającej części pracowników instytucji państwowych chroni przed zmianą państwa polskiego w aparat przestępczy zhakowany przez ludzi "mających dojścia" do pracowników instytucji państwowych nawet niskiego szczebla. Jednak z pewnością nie jest to żadna pociecha czy usprawiedliwienie w oczach tych którzy padają ofiarą takiego procederu.
Jeszcze raz podkreślamy, że nie twierdzimy, że funkcjonariusz państwowy szczebla podstawowego powinien być karany więzieniem za podjęcie wadliwej decyzji. Twierdzimy natomiast, że za jej nie usunięcie w sytuacji gdy jej wadliwość była wykazana w odwołaniu/zażaleniu/skardze powinny być wyciągane poważne konsekwencje. Z kolei surowe konsekwencje karne powinny w naszej opinii, być wyciągane w stosunku do funkcjonariuszy państwowych, który z pełna świadomością uchylili się od wykorzystania wszelkich narzędzi prawnych jakimi dysponują (z art 304 par 2 kpk włącznie) po uzyskaniu informacji, że wykazane nieprawidłowości w funkcjonowaniu instytucji państwowych nie są usuwane przez instancje odwoławcze czy ciała kontrolne.
Jest absolutnie nie do zaakceptowania sytuacja aby najwyższe organy w państwie współdziałały (nawet jeżeli czynią to tylko przez zaniechanie) w utrzymywaniu w obiegu prawnym dokumentów będących wyrazem ewidentnych nieprawidłowości w działaniu instytucji państwowych nawet najniższego szczebla i w ten sposób świadome przyzwalały na wykorzystywanie aparatu państwowego dla mobbowania obywateli, którzy mieli nieszczęście stać się ofiarą (świadomej lub nieświadomej) pomyłki czy bezprawnych działań funkcjonariusza państwowego.
Decyzja o obróceniu art 304 par 2 kpk w praktycznie martwe prawo nie zapadła na poziomie gminnym czy powiatowym. Najwyraźniej decydentom w instytucjach centralnych zabrakło wyobraźni (lub kompetencji) by widzieć związek pomiędzy nieusuwaniem nawet ewidentnych nieprawidłowości w działaniu instytucji państwowych, a możliwością zhakowania tych struktur i użycia ich do celów sprzecznych z prawem. Najwyraźniej nie rozumieli,, że w dalszej konsekwencji prowadzić to może do całkowitej utraty kontroli nad nimi. W naszej opinii to właśnie w tych instytucjach należy poszukać osób odpowiedzialnych za opisane w na kolejnych podstronach eksploity i to właśnie tam powinny być podjęte działania w celu likwidacji wielkiej czarnej dziury w funkcjonowaniu systemów zabezpieczających prawidłowość działania struktur państwowych.
zarazem należy sobie zadać pytanie czy osoby nie rozumiejące związku pomiędzy nie usuwaniem nieprawidłowości w działaniu struktur państwowych a potencjalna możliwością wykorzystania ich dla celów przestępczych powinny pełnić funkcje decyzyjne w najwyższych organach państwowych? W każdym bądź razie mamy nadzieję, że obnażając eksploity wykorzystujące nie egzekwowanie art 304 par 2 kpk skłonimy nie tylko do refleksji, ale do zatkania wielkiej dziury w strukturach bezpieczeństwa i doprowadzimy pociągnięcia do odpowiedzialności osób, które swoja niekompetencją i brakiem wyobraźni doprowadziły do powstania i konserwowania wielkiej czarnej dziury.
P.S.
Nie egzekwowanie art 304 par 2 kpk nie wydaje się być zjawiskiem nowym. Białe Kapelusze w żadnym wypadku nie wiążą tego zjawiska z konkretna siłą polityczną. Co więcej uważamy, że dotychczasowe nie zaadresowanie problemu wskazuje na poważny problem w rozumieniu roli państwa we wszystkich ważniejszych siłach politycznych w kraju.
Nie wiemy jak doszło do uzyskania przez ten artykuł w praktyce statusu martwego prawa, jednak spowodowało to, że na wszelkie nieprawidłowości, jakie mają miejsce w dzianiu instytucji państwowych można patrzeć przez palce, a w konsekwencji funkcjonariusze państwowi, którzy do powstania nieprawidłowości (świadomie lub nieświadomie) doprowadzili mogą być pewni bezkarności. W rezultacie powstała olbrzymia dziura w mechanizmach zabezpieczających prawidłowość działania struktur państwowych. A historia uczy nas, ze wszelkie dziury z definicji wcześniej czy później zaczynają być wykorzystywane przez grupy przestępcze, niejednokrotnie na olbrzymia skalę.
W naszej opinii powszechne ignorowanie zapisów art 304 par 2 kpk zapewniło całkowitą bezkarność całym grupom zawodowym. i to tym grupom, których etyka jest kluczowa dla funkcjonowania państwa. Paradoksalnie w efekcie nie tylko usuwanie nieprawidłowości w działaniu struktur państwowych stało się opcjonalne (a jeżeli za przymknięcie oka nic nie grozi to po co narażać się na pretensje tych co świadomie lub nieświadomie narozrabiali). Ale przede wszystkim uczyniło pracowników aparatu państwowego bardzo podatnymi na naciski nieformalne. Nie wiemy czy naprawdę wprowadzający zwyczaj ignorowania art 304 par 2 kpk byli aż tak naiwni, ze nie zdawali sobie sprawy, że dużo łatwiej jest ulec prośbom nawet upierdliwej i nielubianej teściowej jeżeli za "drobna przysługę" nic nie grozi. A przecież naciski na funkcjonariuszy państwowych wywierają nie tylko nielubiani członkowie rodziny..... Nawet jeżeli odpowiedzialni za ignorowanie art 304 par 2 kpk nie zdawali sobie sprawy z tej prostej zależności , to elementy skłonne do wykorzystywania wszelkich "luk prawnych" na pewno szybko się zorientowały. Na jak wielka skalę wykorzystywana jest "życzliwość" funkcjonariuszy państwowych spowodowana poczuciem całkowitej bezkarności wynikającej z niestosowania art 304 par 2 kpk? Nie wiemy. Wiemy jednak, ze bez egzekwowania zapisów wspomnianego artykułu tylko uczciwość przeważającej części pracowników instytucji państwowych chroni przed zmianą państwa polskiego w aparat przestępczy zhakowany przez ludzi "mających dojścia" do pracowników instytucji państwowych nawet niskiego szczebla. Jednak z pewnością nie jest to żadna pociecha czy usprawiedliwienie w oczach tych którzy padają ofiarą takiego procederu.
Jeszcze raz podkreślamy, że nie twierdzimy, że funkcjonariusz państwowy szczebla podstawowego powinien być karany więzieniem za podjęcie wadliwej decyzji. Twierdzimy natomiast, że za jej nie usunięcie w sytuacji gdy jej wadliwość była wykazana w odwołaniu/zażaleniu/skardze powinny być wyciągane poważne konsekwencje. Z kolei surowe konsekwencje karne powinny w naszej opinii, być wyciągane w stosunku do funkcjonariuszy państwowych, który z pełna świadomością uchylili się od wykorzystania wszelkich narzędzi prawnych jakimi dysponują (z art 304 par 2 kpk włącznie) po uzyskaniu informacji, że wykazane nieprawidłowości w funkcjonowaniu instytucji państwowych nie są usuwane przez instancje odwoławcze czy ciała kontrolne.
Jest absolutnie nie do zaakceptowania sytuacja aby najwyższe organy w państwie współdziałały (nawet jeżeli czynią to tylko przez zaniechanie) w utrzymywaniu w obiegu prawnym dokumentów będących wyrazem ewidentnych nieprawidłowości w działaniu instytucji państwowych nawet najniższego szczebla i w ten sposób świadome przyzwalały na wykorzystywanie aparatu państwowego dla mobbowania obywateli, którzy mieli nieszczęście stać się ofiarą (świadomej lub nieświadomej) pomyłki czy bezprawnych działań funkcjonariusza państwowego.
Decyzja o obróceniu art 304 par 2 kpk w praktycznie martwe prawo nie zapadła na poziomie gminnym czy powiatowym. Najwyraźniej decydentom w instytucjach centralnych zabrakło wyobraźni (lub kompetencji) by widzieć związek pomiędzy nieusuwaniem nawet ewidentnych nieprawidłowości w działaniu instytucji państwowych, a możliwością zhakowania tych struktur i użycia ich do celów sprzecznych z prawem. Najwyraźniej nie rozumieli,, że w dalszej konsekwencji prowadzić to może do całkowitej utraty kontroli nad nimi. W naszej opinii to właśnie w tych instytucjach należy poszukać osób odpowiedzialnych za opisane w na kolejnych podstronach eksploity i to właśnie tam powinny być podjęte działania w celu likwidacji wielkiej czarnej dziury w funkcjonowaniu systemów zabezpieczających prawidłowość działania struktur państwowych.
zarazem należy sobie zadać pytanie czy osoby nie rozumiejące związku pomiędzy nie usuwaniem nieprawidłowości w działaniu struktur państwowych a potencjalna możliwością wykorzystania ich dla celów przestępczych powinny pełnić funkcje decyzyjne w najwyższych organach państwowych? W każdym bądź razie mamy nadzieję, że obnażając eksploity wykorzystujące nie egzekwowanie art 304 par 2 kpk skłonimy nie tylko do refleksji, ale do zatkania wielkiej dziury w strukturach bezpieczeństwa i doprowadzimy pociągnięcia do odpowiedzialności osób, które swoja niekompetencją i brakiem wyobraźni doprowadziły do powstania i konserwowania wielkiej czarnej dziury.
P.S.
Nie egzekwowanie art 304 par 2 kpk nie wydaje się być zjawiskiem nowym. Białe Kapelusze w żadnym wypadku nie wiążą tego zjawiska z konkretna siłą polityczną. Co więcej uważamy, że dotychczasowe nie zaadresowanie problemu wskazuje na poważny problem w rozumieniu roli państwa we wszystkich ważniejszych siłach politycznych w kraju.
Kapituła Wielkiego Kalesona i.... |