Na początku tygodnia zostalismy nieco zaskoczeni przez instytucje lokalne w osobie Kierownik od Geodezji w Urzędu Miasta, która przysłała nam pismo gdzie beztrosko zasugerowała, że jak nie podoba nam się, że pozwolenie na "nadbudowę" wydane przez Pana Krzysia nie dotyczy tej nieruchomości, dla której prowadzone sa księgi wieczyste to możemy je sobie ksiegi wieczyste do do tego dokumentu dostosowac. Ze zdziwienia nad tym jak tej nieszczęsnej istocie która może naszą nieruchomość najprawdopodobniej zobaczyć z okien swojego zakładu pracy (iprzekonac się, ze dokument Pana Krzysia to bzdura) mogło przyjśc coś takiego do głowy - szczęki opadły nam do samej ziemi.
Zajeci ich podnoszeniem nie bylismy w stanie niestety wysłać do instytucji kontrolnych tyle maili ile zaplanowaliśmy w których prostym językiem tłumaczymy im, że jeśli okazuje się, że jakiś powiat robi je w trąbę to udawanie, że nic się nie widzi nie jest najlepszym pomysłem. Może to i lepiej bo dotychczas otrzymana korespondencja właściwie i tak na 100% przekonuje nas, że jakiekolwiek dalsze tłumaczenia są bezsensowne.
Bawiliśmy się co prawda myślą, że może jeszcze nie docenilismy stopnia analfabetyzmu funkcjonalnego ich pracowników. Być może powinnismy im jeszcze narysować komiks odnośnie tego co chcemy przekazać (najlepiej taki o poziomie komplikacji ala Teletubisie ). Jednak lepszym pomysłem będzie chyba przekierowanie naszych zapytań do instytucji nadrzędnych (co ma tą dodatkową zaletę, że pozwoli ustalić jak wysoko mozna zajść w hierarchi instytucji państwowych bez umiejętności czytania ze zrozumieniem).
Kończąc chcielibyśmy jednak jeszcze raz wyrazić zdziwienie ile bigosu może narobic sprawa która najprawdobniej trzyma się wyłącznie na tym, że kilka lat temu jakaś pani urzedniczka wyciągnęła z archiwum dokument o wiarygodności kwitu z pralni,przystawiła pieczątkę "zgodny z oryginałem" i puściła w obieg. Oczwiście pod warunkiem, ze w instytucjach kontrolnych zatrudnia sie funkcjinalnych analfabetów.