Wygląda więc na to, że o jawnych uzgodnieniach i o jawnym wyjaśnieniu sprawy nie mamy nawet co marzyć. Przynajmniej w powiecie.
Postanowiliśmy więc pokusić o małe podsumowanko.
# # #
Pozwolenie na nadbudowę z 1993 roku podpisane przez Pana Krzysia wydaje się cieszyć w powiecie nieprawdopodobna estymą. Pomimo iż zostało wydane na planach nie istniejącej nieruchomości. Przegrywają z nim księgi wieczyste, wypisy z rejestru gruntów, akty notarialne i nawet istniejąca rzeczywistość. Urząd Miasta poproszony o jego uzgodnienie z istniejąca dokumentacja (i rzeczywistością) najwyraźniej zamilkł obrażony. Zupełnie jakby świętokradztwem było już samo zgłoszenie takiego wniosku. Podobnie zresztą jak Prokuratura Rejonowa
Najlepiej jednak widać to na przykładzie nadzoru budowlanego, który zdaje się dwoić i troić uzgadniając istniejącą rzeczywistość z tym dokumentem (bodajże jedynym, którego wiarygodność zdaje się uznawać). Z tym "uzgadnianiem" to jest jednak trochę tajemnicza sprawa. Bo wygląda na to, że dla uwiarygodnienie powiatowych fantasmagorii inspirowanych dokumentem pana Krzysia koniecznie potrzebne są prace budowlane prowadzone w 2010 roku. W żadnym wypadku nie wcześniej. Czyżby więc wszystkie powiatowe fantasmagorie opierały się na założeniu, że jeszcze w 2009 roku nasza nieruchomość wyglądała tak jak w dokumencie podpisanym przez pana Krzysia?
Cóż takiego mogło mieć miejsce na przełomie 2009 i 2010 roku, że cały powiat staje niemalże na rzęsach aby wykazać, ze jeszcze w 2009 roku nasza nieruchomość wyglądała inaczej? Być może orzeczenie sądowe. Musiało by się sprowadzać ono co prawa do "uzgodnienia" jakichś fikcyjnych praw własności z równie fikcyjną rzeczywistością. Do tego bez udziału i powiadomienia właścicieli w momencie gdy nie tylko władali rzeczywiście istniejącą nieruchomością, ale również prowadzili intensywna korespondencję z różnymi instytucjami w związku z planowaną za płotem ich inwestycja (tj. w żaden sposób nie można byłoby więc wytłumaczyć braku ich powiadomienia brakiem kontaktu). Dokonanie w takiej sytuacji "uzgodnienia" dawałoby niewątpliwie odpowiedzialnemu za nie sędziemu niemalże 100% pewność znalezienia się na pierwszym miejscu w każdym plebiscycie na idiotę wszechczasów.
Zagadką pozostaje tylko to jak to się stało, że jeśli "orzeczenie" uzgadniające fikcyjny stan faktyczny rzeczywiście wydano, nikt w powiecie od ponad 5 lat nie puścił na ten temat przysłowiowej pary z pyska. Chociaż czy taką zagadką? Bo niby kto miałby nam powiedzieć. Sąd? . Z czysto ludzkiego punktu widzenia trudno oczekiwać aby od kogokolwiek aby kablował kolegów. Prokuratura? Postanowienia prokuratury zaskarża się do sądu. Może jesteśmy cyniczni, ale będąc powiatowym prokuratorem instynktownie oczekiwalibyśmy wielu lat ciągłych problemów po "podkablowaniu" sędziego w sądzie do którego są skarżone nasze postanowienia. Urząd Miasta? Gdyby Urząd Miasta dostarczył na potrzeby takiego "uzgodnienia" jakieś ewidentnie wadliwe kwity ze swoich pogrążonych w permanentnym bałaganie archiwów - też pewnie siedziałby cicho. A Starostwo? Żadne sądowe uzgodnienie z nieistniejącym stanem faktycznym nie jest możliwe bez dostarczenia wadliwego dokumentu z Ewidencji Gruntów, Budynków i Lokali. W końcu to jest miejsce w którym informacje o stanie faktycznym są co kilka lat uaktualniane w procesie tzw modernizacji (w praktyce generując jak się zdaje coraz większy bałagan więcej tutaj) Pozostaje jeszcze nadzór budowlany, który jest po pierwsze zależny od Starostwa zgodnie z zapisami Prawa Budowlanego. A poza tym nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić nikogo, kto przebierałby nogami żeby donieść do Prokuratury o okolicznościach wskazujących na możliwość popełnienie przestępstwa przez Sąd.
Podsumowując. Istnienie sądowego "orzeczenia" oznaczałoby co prawda powiatową zmowę w celu krycia ewidentnego przestępstwa, ale byłoby przynajmniej racjonalne. Nie możemy jednak wykluczyć, że istnieje jeszcze bardziej egzotyczna opcja czyli to, że poza dokumentem Pana Krzysia nic więcej nie ma. Innymi słowy, że zaliczyliśmy trwającą ponad 5 lat epopeję obalania naszych praw własności ujawnionych w księgach wieczystych o 100-letniej ciągłości wyłącznie na podstawie czyichś fantazji na temat starego dokumentu o wiarygodności "kwitu z pralni". Oznaczałoby to jednak, że powiat już naprawdę odleciał i do tego w kompletny kosmos.
Tak naprawdę istotne są naszym zdaniem jednak nie powiatowe psychozy (bo te trafiały się zawsze - Orson Wells i jego atak marsjan na New Jersey najlepszym przykładem), ale to jak zachowały się instytucje kontrolne. Bo niezależnie od tego czy mamy do czynienia z ewidentnym przestępstwem czy ewidentną psychozą nie ulega wątpliwości, ze powinny to unieszkodliwić, a nie pracowicie podkarmiać.
całość tutaj