Nasze obsesyjne poszukiwanie dokumentów (jak podejrzewaliśmy powstałych około 2009 roku) podważających nasze prawa własności do "ćwoczego domku"wynikające z zapisów ksiąg wieczystych przestało mieć sens. Okazało się bowiem, że dział I-O, w którym opisuje się gdzie znajduje się nieruchomość dla której prowadzona jest księga wieczysta i jakie są jej parametry nie jest uznawany jako wiarygodny w obrębie instytucji państwa polskiego. Dział I-O jest bodajże jedynym dokumentem państwowym nie cieszącym się domniemaniem wiarygodności. Teoretycznie można więc go podważyć przy pomocy każdego dokumentu wystawionego przez instytucje państwowe. Nawet wystawionego w niezwiązanej z tą nieruchomością sprawie.
Bez względu na to czy nasze podejrzenia są słuszne (czyli czy w 2009 roku doszło do powstania dokumentów podważających nasze prawa nabyte na podstawie zapisów ksiąg wieczystych, aktów notarialnych potwierdzających prawa sprzedających, wypisów z powiatowego rejestru gruntów etc,) czy też nie - od 2010 roku doszło do wystawienia już chyba kilkuset dokumentów, które stan ujawniony w znanych nam księgach wieczystych kwestionują pośrednio lub bezpośrednio (np potwierdzając prawidłowość prowadzenia postępowania w sposób ignorujący nasze prawa wynikające z zapisów znanych nam ksiąg wieczystych). Zgodnie z oświadczeniem Ministerstwa Sprawiedliwości każdy z nich ma większą wiarygodność niż księgi wieczyste, bowiem przy niewiarygodności działu I-O nie jest pewne dla jakiej nieruchomości są one prowadzone.
Wynika stąd, że od ponad 3 lat aparat państwowy (z prokuraturą i sądownictwem włącznie) wystawił dziesiątki dokumentów, które mogą być użyte do wywłaszczenia nas z nieruchomości kupionej od władających nią właścicieli, którzy swoje prawa własności mogą wywieść od momentu wydzielenia działki przy parcelacji majątku ziemskiego z przeznaczeniem na działki budowlane czyli od ok 1920 roku (jeżeli chodzi o grunt). Budynek, który powstał na działce ok roku 1957 był nieprzerwanie we władaniu właścicieli i ich najbliższej rodziny. Co więcej nieruchomość nigdy nie była we władaniu osób trzecich, nie było w nim kwaterunku, najemców etc. Wydawałoby się, że nie ma żadnego punktu zaczepienia dla kwestionowania stanu prawnego nieruchomości ujawnionego w znanych nam księgach wieczystych, a jednak powstały już dziesiątki dokumentów kwestionujących, zdawałoby się niemożliwy do zakwestionowania stan prawny. Nie byłoby to możliwe bez istnienia w instytucjach państwowych specyficznych procedur opisanych przez nas w aneksach jako czarna_megadziura, bug_1, i bug_2. W naszej opinii procedury te w gruncie rzeczy są "interpretacją" prawa, która pozwala prawo ominąć, usuwając w ten sposób zabezpieczenia gwarantujące prawidłowość procesu administracyjnego/sądowniczego/prokuratorskiego etc.
Co prawda uważamy za wysoce prawdopodobne, że na samym początku był jakiś czynnik sprawczy, na przykład dokument pozornie nie dotyczący "ćwoczej nieruchomości", lecz potwierdzający na zasadzie pomyłki lub niedomówienia, ze na jej miejscu znajduje się inna nieruchomość. I to najprawdopodobniej wystarczyłoby aby uruchomić cały proces wykorzystujący wspomniane procedury.
I tak gdyby nie uczyniono z zapisu art 304 par 2 kpk przepisu martwego (czarna dziura opisana w Aneksie I) - takiego dokumentu nie można byłoby pozostawić w obiegu prawnym, bez dokonania korekty. Ponieważ art 304 par 2 kpk jest przepisem martwym dokument ten pozostał w obiegu prawnym ciesząc się domniemaniem wiarygodności i wykreował nową rzeczywistość prawną. Gdyby dział I-O ksiąg wieczystych cieszył się domniemaniem wiarygodności - informacje zawarte w tym dokumencie byłyby bez znaczenia. Jednak dział I-O domniemaniem wiarygodności się nie cieszy (bug_1 opisany w Aneksie II), a ewidentnie wadliwy dokument i owszem. Gdyby zachowana została jawność procesów administracyjnych/ prokuratorskich/ sądowniczych etc, wówczas po dołączeniu tego dokumentu do akt sprawy można by się było do niego odnieść łatwo byłoby go zneutralizować dołączając dziesiątki innych dokumentów wykazujących jego wadliwość, a funkcjonariusz zobowiązany do podejmowania decyzji na podstawie akt sprawy musiałby go zignorować. Jednak procesy administracyjne /sądowe/ prokuratorskie nie były prowadzone najwyraźniej według tej zasady skoro kończące je dokumenty niejednokrotnie nijak się mają do znanych nam akt sprawy i zawartych w nich informacji. (bug_2 opisany w aneksie III).
W rozumieniu litery prawa (czyli obowiązujących ustaw), nie widzimy możliwości abyśmy nie byli ofiarami ewidentnego przestępstwa, bowiem funkcjonariusze państwowi nie maja teoretycznie umocowania do poświadczania innego stanu prawnego niż ten ujawniony w księgach wieczystych. W razie istnienia wątpliwości mogą co najwyżej zawiesić postępowanie do wyjaśnienia sprawy, dołączając do (dostępnych stronom) akt informację, co jest źródłem ich wątpliwości. Nie jest więc możliwe, aby bez naruszenia prawa można było wystawiać krzywdzące nas dokumenty, nie podając nawet podstaw dla zawartych w nich twierdzeń. Tyle teoria, W praktyce jednak jak opisaliśmy w aneksach istnieją w instytucjach państwowych procedury, które takie działania umożliwiają. Procedury takie nie powinny istnieć nie powinny istnieć w praworządnym państwie. Sprawiają one, że aparat państwowy jest łatwy do zhakowania i wykorzystania jako narzędzie przestępstwa.
W naszej opinii ich istnienie jest konsekwencją nieprawdopodobnie wręcz niskiej kultury prawnej i przygotowania merytorycznego do wykonywania zawodu całego środowiska sędziowskiego. Nie jest bowiem możliwe, aby zdumiewające interpretacje i procedury, rozmontowujące podstawowe zabezpieczenia gwarantowane przez obowiązujące ustawodawstwo (nawet te nie będące bezpośrednia konsekwencją "radosnego orzecznictwa" sądów) mogły się utrzymać w obiegu prawnym w sytuacji gdyby orzekający sędziowie rozumieli koncepcje prawa i rolę sądownictwa w strukturach demokratycznego państwa w stopniu chociażby podstawowym.