Do tego SKO w kilku pismach poinstruowało nas, że nie znamy prawa i nie rozumiemy, że do nas należą tylko dwa lokale. No cóż z aktów notarialnych wynika coś całkiem innego, podobnie jak z ksiąg wieczystych i wypisu z rejestru gruntów. O czym SKO poinformowaliśmy żądając podania źródła swoich rewelacji, jednak najwyraźniej ta informacja tez w rozumieniu SKO nie jest przeznaczona dla naszych uszu, bowiem zamilkło. Prawdę mówiąc to może byśmy nawet nie przywiązywali do tego faktu wagi podejrzewając, że się po prostu spaliło ze wstydu, gdyby nie to, że nadal dzielnie i konsekwentnie wspiera Urząd Miasta podtrzymując wszelkie odmowy udzielenia informacji przez Urząd Miasta, niezależnie od tego w jakiej formie zostały złożone.
W rozumieniu SKO jawność w działaniu instytucji państwowych ma więc znaczne ograniczenia. Bo skoro można odmówić wiedzy o nieruchomości osobom, które w księgach wieczystych są ujawnione jako jej współwłaściciele, to powstaje pytanie czy w ogóle w rozumieniu SKO cokolwiek jest jawne.
Aby obraz stosunku SKO do prawa obywatela do informacji o jego własnej nieruchomości był pełny należy jeszcze opowiedzieć o pewnym wstydliwym incydencie.
# # #
Odpowiadając na wszelkie potencjalne zarzuty, że nie traktujemy instytucji państwowych z należyta powagą, informujemy, że my tylko opisujemy sytuacje, które wykreowali występujący w imieniu Rzeczypospolitej Polski funkcjonariusze państwowi i w związku z tym to ich należy uznać za adresatów tego typu uwag.