Stany prawne zdają się być różne zależne od sprawy, którą się prowadzi i nie maja żadnego związku z jawnymi aktami sprawy (przynajmniej nie w tej formie w której nam się je pokazuje), ani z jawnymi księgami wieczystymi prowadzonymi dla nieruchomości.
Oczywiście do chwili obecnej nie pokazano ani skrawka dokumentu w oparciu o który ustalono "alternatywne stany" (czyli te, które nie wynikają z zapisów znanych nam ksiąg wieczystych), nawet wtedy gdy w oparciu o jeden z nich uniewinniono sprawcę kilkukrotnego nieautoryzowanego wejścia do naszego pomieszczenia, czy skazano nas za rzekome utrudnianie czynności administracyjnych.
A zdaje się to być tylko wierzchołkiem góry lodowej, bowiem w prowadzonych z naszym udziałem sprawach wielokrotnie zauważyliśmy rzeczy, które wydają ewidentnie niewłaściwe jeżeli są oceniane w oparciu o wiedzę czerpana z pokazywanych nam akt sprawy. Rozumienie jawności procesu wydaje się więc być w obrębie struktury sądowniczej cokolwiek specyficzne.
Jak powszechne jest przekonanie o wyższości "oceny sędziego" nad udokumentowanymi faktami. I przekonanie, że kultura prawna obywateli nie predysponuje do tego aby byli informowani o wszystkich faktach mających wpływ na działania sądu w sprawie, która ich dotyczy?
Bez względu na to czy mamy do czynienia z aberracją czy z systemowym niedostosowaniem sądownictwa do funkcjonowania w strukturach państwa demokratycznego mamy wrażenie, że wygenerowano widowisko przy którym "Latający cyrk Monty Pythona" wydaje się być dziełem włoskiego neorealizmu.
# # #
Odpowiadając na wszelkie potencjalne zarzuty, że nie traktujemy instytucji sądu z należyta powagą, informujemy, że my tylko opisujemy sytuacje, które wykreowali występujący w imieniu Rzeczypospolitej Polski sędziowie i w związku z tym to ich należy uznać za adresatów tego typu uwag.