Dziennik XII dedykujemy czterem kolejnym Kancelariom Premiera, kilku ministerstwom, kilku kolejnym składom Krajowej Rady Sądowniczej oraz Sądowi Najwyższemu i NSA, które okazały się równie profesjonalne i kompetentne jak reszta aparatu państwowego.
1. O urokach przeniesienia się na prowincję
Mniej więcej dekadę temu kupiliśmy wydzieloną część nieruchomości w uroczym podstołecznym miasteczku. Kupiliśmy ją z zachowaniem należnych formalności i sprawdziliśmy wszystko co trzeba sprawdzić przed kupieniem.
Niedługo potem (ok 2009 roku) okazało się jednak, że nie możemy w lokalnych instytucjach załatwić w zasadzie niczego co jest związane z naszą nieruchomością. A po kilku następnych zorientowaliśmy się, że dokumenty wystawiane w sprawie naszej nieruchomości są formułowane tak jakby na jej miejscu znajdował się inny obiekt z innym właścicielem i inną historią (w której kluczową rolę zdaje się odgrywać to, że była ona w posiadaniu Skarbu Państwa, a potem przeszła w czyjeś prywatne ręce). Kiedy zażądaliśmy od lokalnych instytucji wyjaśnienia o co tu chodzi to po prostu tych wyjaśnień odmówiły (więcej w poprzednich Dziennikach Ćwoków).
Cokolwiek zdezorientowani drążyliśmy sprawę dalej i w ten sposób w ciągu 9 lat zaliczyliśmy wątpliwą przyjemność korespondencyjnej znajomości (żeby nie powiedzieć zażyłej przyjaźni ;-) z czterema kolejnymi Kancelariami Premiera, kilkoma ministerstwami, KR, Sądem Najwyższym, NSA, Kancelarią Prezydenta, RPO, ABW, CBA i tak dalej. Oczywiście nikt nie dopatrzył się żadnych nieprawidłowości, ani nie chciał nam wyjaśnić co jest grane.
2. Jak zrobiono z nas posiadaczy ostatniej latryny III Rzeszy
Mimo iż instytucje państwowe nie chciały nam nic wyjaśnić to kilka rzeczy jednak powiedziały. Między innymi to, że na naszej nieruchomości powinien według nich znajdować się budynek użyteczności publicznej klasy PKOB 1274 co oznacza szalet publiczny (względnie koszary, areszt śledczy, bursę itp). Obok powinna zdaje się stać trzypiętrowa przedwojenna willa z lokatorami do której jakieś prawa ma Skarb Państwa. Do naszych protestów, że nic podobnego na naszej nieruchomości nie ma instytucje państwowe podchodzą z najwyższą podejrzliwością .
Po kilku latach szarpania się z instytucjami państwowymi, które podejrzewaliśmy o jakieś straszliwe przewały natury reprywatyzacyjnej postanowiliśmy podejść do sprawy systematycznie i ustalić jakie warunki musiałyby zajść, żeby instytucje państwowe miały rację. Przejrzeliśmy wszystkie dokumenty na temat historii nieruchomości jakie udało nam się zgromadzić ( a jest tego z dwie szafy) i doszliśmy do wniosku, że z czasów administracji II RP, PRL i III RP niestety nic nie wyciśniemy. Jest bowiem doskonale udokumentowane, że II RP, PRL i III RP (przy najmniej do 2009 roku) uznawały te same prawa własności, które my mamy.
Została więc ewentualnie okupacja. Cóż czasy były ciężkie, właścicieli na miejscu nie było, a jak wyczytaliśmy w jednym pamiętniku nieopodal Wermacht urządził sobie kwaterę, magazyny i nie wiadomo co jeszcze. Być może więc naszą nieruchomość też wówczas zagarnął i zbudował na niej jakąś służbową latrynę (bo ślady po koszarach, areszcie śledczym etc to pewnie byśmy zauważyli). Co do tej trzypiętrowej willi z lokatorami to wyczytaliśmy, że gdzieś w pobliżu Wermacht urządził też służbowy burdelik. Hmm... i pomyśleć, że kiedy różne gumowe rzeczy w ogródku wykopywaliśmy to bardzo źle myśleliśmy o zakładzie rzemieślniczym, który na naszej nieruchomości funkcjonował w latach 1960-tych.
3. PRL versus III Rzesza
Po dalszym zgłębieniu tematu okazało się, że w Manifeście PKWN (dokument założycielski PRL) zapisano, iż mienie odebrane niemieckiemu okupantowi oddane będzie prawowitym właścicielom. Tak więc można domniemać, że właściciele naszej nieruchomości zaraz po wojnie odzyskali swoją nieco splugawioną nieruchomość. Żaden dekret władzy ludowej do nieruchomości nie miał zastosowania, nawet pod kwaterunek się nie kwalifikowała więc kolejni właściciele żyli sobie spokojnie aż do roku 2009. Być może właśnie wtedy jakiś oszołom musiał znaleźć jakiś stary spis rzekomego „poniemieckiego mienia”, omyłkowo wziął je za "państwowe" i postanowił zrobić z tego użytek. A instytucje państwowe nie wiedzieć czemu z entuzjazmem podeszły do tego pomysłu rekonstrukcji historycznej.
Tak więc instytucjom państwowym gratulujemy. Jeśli mają lepszy pomysł na wyjaśnienie swoich działań to oczywiście chętnie się zapoznamy. Chociaż w naszej opinii najlepszym pomysłem byłoby pokazanie nam papierów na podstawie których działają. Oczywiście jeśli instytucje państwowe zamiast papierów mają jakichś "wiarygodnych świadków" którzy doskonale pamiętają, że w latrynie na naszej nieruchomości niejeden raz sr*** to oczywiście też chętnie zapoznamy ;-)
PS. Pominęliśmy oczywiście wiele innych atrakcji, ale na pewno do nich wrócimy w dalszej części Dziennika XII.