Jak opisaliśmy na poprzedniej podstronie jeśli weźmiemy wykwity gminno-powiatowej fantazji poważnie to wychodzi, że lokalne instytucje uparły się aby wykazać wyższość praw własności mogących wywodzić się co najwyżej z okupacyjnego bałaganu III Rzeszy nad prawami potwierdzanymi przez II RP, PRL i III RP (przynajmniej do 2009 roku).
Oczywiście nie jest to żadna teoria spiskowa. Jest to tylko kwintesencja absurdu jaki potrafi się spontanicznie wygenerować gdy da się wolną ręki lokalnym instytucjom w porządkowaniu zabałaganionej sytuacji geodezyjno-własnościowej terenu. Jednocześnie nie zapewniając im odpowiedniego przeszkolenia, nie ustawiając procedur i nie zapewniając nadzoru. Prawdę mówiąc to biorąc pod uwagę, że pracownicy lokalnych instytucji nie do końca chyba rozumieją co robią, nie mają wystarczająco czasu i może zdarzać się, że są pod presją różnych rodzinno-towarzyskich układów to, to że efektem jest taki absurd nie powinno właściwie dziwić.
Znacznie większy problem mamy z instytucjami nadzoru, które nie dość że przez lata zaniedbań doprowadziły do takiej sytuacji to jeszcze kiedy przez ostatnich kilka lat dostając liczne sygnały odnośnie tego co dzieje się w miasteczku M. (nie tylko my słaliśmy) nie raczyły ruszyć swoich urzędowych czterech liter, żeby chociaż sprawdzić o co chodzi. Prawdę mówiąc to zaczynamy się zastanawiać czy w instytucjach państwowych w ogóle nie zarzucono zwyczaju czytania dokumentów obecnych w aktach sprawy oraz pism do nich adresowanych i nie wprowadzono zwyczaju procesowane na podstawie "wyjaśnień" od instancji podrzędnych uzyskanych np przez telefon. W każdym razie to tłumaczyłoby przynajmniej dlaczego treść wystawianych przez instancje nadrzędne dokumentów wydaje się jakby nie z tego świata, a przynajmniej jakby dotyczyła całkiem innego przypadku. Niewątpliwie takie działanie w pełni wypełnia definicję prawidłowo sprawowanego nadzoru i jest niezwykle efektywne ;-).
Wypada nam mieć tylko nadzieję, ze uświadomienie sobie do jakiego absurdu doprowadzono (i to w powiecie gdzie planowana jest wielka strategiczna inwestycja) wstrząśnie wreszcie sumieniami instytucji nadzoru. I tym razem zamiast "nie dopatrywać się", "potwierdzać o prawidłowości" czy "przekazywać według właściwości" spuszczą lokalnym instytucjom potężny łomot za ich dotychczasowe osiągnięcia, przeprowadzą drobiazgową kontrolę oraz zainicjują proces porządkowania "teoretycznie sprzecznych danych" (tym razem z udziałem osób "nie posiadających umiejętności odczytu i komentarza", które w ustaleniach maja tzw interes prawny). Oczywiście przy założeniu, ze instytucje nadzoru maja coś takiego jak hmm... sumienie. Jak również, że uznanie iż latami zatrudniano pracowników nie posiadających podstawowych kompetencji (być może nawet do czytania akt sprawy ze zrozumieniem) i nie wypełniających podstawowych procedur (być może nawet w zakresie zapoznania się z aktami sprawy przed jej rozpatrzeniem) nie jest w ich obrębie uważane za gorsza opcję niż uwiarygadnianie iż polityką III RP jest zastępowanie praw własności uznawanych przez Państwo Polskie w kolejnych odsłonach (II RP, PRL i III RP) prawami które mogą co najwyżej wywodzić się z jakiegoś nadania przez III Rzeszę.