Innymi słowy Sąd Rejonowy w G* zachowuje się tak jakby jak najbardziej poprawne były działania sędziów procesujących sprawy przy założeniu, że w miejscu rzeczywistej nieruchomości jest inny obiekt z innym właścicielem niż wynika z akt sprawy, dokumentów i rejestrów z okresu Państwa Polskiego i rzeczywistej sytuacji w terenie. A za całe zamieszanie winę ponosił Wydział Ksiąg Wieczystych posiadając księgi wieczyste, które śmią odzwierciedlać sytuację w okresie administracji Państwa Polskiego, z sumiennie odnotowywanymi wszelkim zmianami i zachowanymi aktami. Czemu jest jednak winny Wydział Ksiąg Wieczystych? Bo wygląda na to, że temu, iż ksiąg wieczystych nie wybrakował lub nie spalił ;-).
Mówiąc jednak poważnie - to obsesyjne trzymanie się jakiegoś dokumentu reprywatyzacyjnego (bo, przypominamy tylko w procesie reprywatyzacji można wprowadzić jako wiążące informacje, które z rzeczywistością w okresie administracji Państwa Polskiego nie mają nic wspólnego) przez instytucje państwowe pomimo iż nie zgadza się on z niczym zaczyna wyglądać naprawdę dziwnie. Zupełnie tak jakby jakiś dokument reprywatyzacyjny był prawdą objawioną wyrytą na kamiennych tablicach, która sprawia, że "nieważne" staje się wszystko co jest z nią sprzeczne.
Najbardziej zdumiewające jest jednak to, co uzmysłowiła nam z całą wyrazistością nasza ostatnia korespondencja z Sądem Rejonowym w G*. Czyli to, że winę za to, że jakiś dokument reprywatyzacyjny nie zgadza się ani z całością dokumentacji powstałej w okresie administracji Państwa Polskiego, ani z sytuacją w terenie ponoszą w rozumieniu aparatu państwowego bynajmniej nie te instytucje, które wprowadziły przez proces reprywatyzacyjny do obiegu prawnego prawa jakiegoś wojennego "szmalcownika", ale te, które dokonały należnej staranności by dokumentacje w okresie administracji Państwa Polskiego starannie prowadzić i pieczołowicie przechować. I nie jest to bynajmniej problem tylko Sądu Rejonowego w G.
Kiedy jednak zaczęliśmy się zastanawiać, czy przypadkiem wszyscy nie zwariowali - przypomniało nam się, że kilku w instytucjach (oczywiście nie były to sądy) nieoficjalnie poinformowano nas, że "to jest sprawa cywilna". Natomiast z lektury orzecznictwa wiemy, że sądy są związane nawet wadliwą decyzją administracyjną, (dla przykładu orzeczenia, które cytowaliśmy we wstępie do Dogrywki ) I co więcej sąd jest związany sytuacją w terenie, a nie własnymi księgami wieczystymi. Czyżbyśmy więc mieli do czynienia z klasycznym sądowo-administracyjnym qui pro quo? To znaczy czy przypadkiem administracja nie żyje w przekonaniu, że sąd ustalił, iż nasza nieruchomość ma inny stan prawny niż wynika z ich dokumentów i to jest dla nich wiążące, bo wiadomo orzeczenie sądowe. Z kolei sąd, jak wynika z orzecznictwa, czuje się związany jakimś dokumentem administracyjnym (np z procesu reprywatyzacji) z którego wynika, że do naszej nieruchomości prawa ma kto inny, a w terenie jest nie ten obiekt dla którego są prowadzone księgi wieczyste . Najprostszym sposobem byłoby jawne wyjaśnienie sprawy. Ale do tego żadna instytucja się nie pali, bowiem w rozumieniu administracji oznaczałoby to ujawnienie, ze dekadami prowadzili wadliwą (tzn sprzeczną z orzeczeniem sądowym) dokumentację. Natomiast w rozumieniu sądu jawne wyjaśnienie sprawy oznaczałoby ujawnienie, ze latami prowadzono wadliwe (tzn sprzeczne z jakimś dokumentem administracyjnym) księgi wieczyste. A Prokuratura? Prokuratura już wielokrotnie poinformowała nas o tym, ze nie ingeruje w procesy sądowe i administracyjne.
Pozostaje więc pytanie co jest tym mitycznym orzeczeniem sądowym, które wiąże organy administracji? Czy przypadkiem nie jest to jedna ze spraw przeprocesowanych tak jakby na miejscu naszej nieruchomości znajdowało się coś innego mającego innego właściciela bez poinformowanie nas o co chodzi? Oraz co jest tym mitycznym dokumentem administracyjnym, którym sąd jest związany? Czy przypadkiem nie jest to dokumentacja budowlana np legalizacja samowoli budowlanej legalnego obiektu na stanie prawnym wynikającym z reprywatyzacji. (co opisaliśmy tutaj)
Sprawę należy niewątpliwie wyjaśnić bo dzieje się tu najwyraźniej coś bardzo, ale to bardzo absurdalnego.
więcej