Mamy wrażenie, ze w zbiorowej wyobraźni funkcjonariuszy państwowych jacyś kosmici (bo przecież ziemianie taka technologia nie dysponują) zabrali "ćwoczą nieruchomość", a na jej miejsce wstawili coś całkiem innego. Szkoda, że ta zbiorowa halucynacja nie ma odzwierciedlenia ani w rzeczywistości, ani w żadnych aktach spraw, które mieliśmy okazję obejrzeć, ani w rejestrach, które z mocy prawa cieszą się domniemaniem wiarygodności. W takich okolicznościach nie powinno więc dziwić, że wszystkie sprawy są procesowane w sposób naruszający nasze dobrze udokumentowane prawa wynikające z własności, bo skoro się wierzy, że kosmici..........
Podsumowując. Zaczynamy się więc umacniać w podejrzeniu, że nasze trwające problemy z urzędami to jakaś tragikomiczna opowieść o funkcjonariuszach państwowych dających się wkręcić w uwiarygadnianie czyiś zwidów i halucynacji. I to zwidów i halucynacji, które łatwo można byłoby łatwo zweryfikować w wyniku chociażby pobieżnego zaznajomienia się z aktami sprawy
To wszystko jest tym bardziej zdumiewające, że w uwiarygadnianie nieistniejącego stanu faktycznego i prawnego niewątpliwie nie można byłoby wciągnąć nikogo, kto chociażby pobieżnie przeczytałby akta sprawy. W końcu wystarczy na nie tylko zerknąć aby zorientować się, że sprawa dotyczy (lub ma bezpośredni związek z) nieruchomością. Nikt nie będzie chyba dyskutował z faktem, że przeprocesowanie takich spraw wymaga sprawdzenia kto jest właścicielem tej nieruchomości czyli zajrzenia do prowadzonych dla niej ksiąg wieczystych. W księgach wieczystych prowadzonych dla "ćwoczej nieruchomości" jest adnotacja o wystarczającej liczbie dokumentów, aby każdy funkcjonariusz posiadający podstawowe zdolności czytania zorientował się, ze wszelkie informacje o "podwójnym ohipotekowaniu", "innym stanie prawnym", "innym stanie faktycznym" to tylko wyjątkowo bezczelna próba wkręcenia go w bardzo brzydka sprawę. Nie trzeba chyba zapewniać, że dokładniejsze zapoznanie się z aktami sprawy, niejednokrotnie zawierające znaczna liczbę dokumentów niewątpliwie umocniłaby każdego nie-analfabetę w tym przekonaniu.
Przed daniem się wkręcić w tak absurdalna historię jak uwiarygadnianie rzekomego podwójnego ohipotekowania (czyli mówiąc w uproszczeniu istnienie wykluczających się praw własności) lub wręcz nieistniejącego stanu prawnego/faktycznego teoretycznie chroni funkcjonariuszy państwowych zasada jawności procesów czyli informowania stron o wszystkich faktach mających wpływ na przebieg sprawy. Jednak, przyznajmy uczciwie, bez chociażby pobieżnego, przeczytania akt sprawy trudno jest wpaść na to, że nie ma w nich ani kawałka dowodu na rzekome istnienie alternatywnego stanu prawnego czy faktycznego . W takim wypadku za graniczące z nieprawdopodobieństwem należy uznać wykalkulowanie sobie, że nie będąc wróżbitami i żyjąc w realnym świecie, cudzych zwidów i halucynacji nie widzimy. A nie wiedząc o nich nie możemy funkcjonariusza państwowego wyprowadzić z błędu. "eksplicite" (czyli kawa na ławę).
Co prawda praktycznie rzecz biorąc wszystkie nasze pisma od ok trzech lat zawierają wyraźne oświadczenia i odnośniki do dokumentów, które jednoznacznie identyfikują istniejący stan prawny, ale najprawdopodobniej nie są one czytane. Podobnie jak wielokrotnie składane obszerne wnioski dowodowe.zawierające dziesiątki dokumentów, które powstają gdy kolejni właściciele władają nieruchomością
Musimy wyznać, ze przez pewien okres czasu usiłowaliśmy wytłumaczyć sobie działania funkcjonariuszy nie tyle nieznajomością akt sprawy, ile przekazywanymi poza nimi informacjami o jakimś rzekomym orzeczeniu sądowym lub sprawie rzekomo prowadzonej przez prokuraturę. Jednak prawa własności ujawnione w księdze wieczystej maja pierwszeństwo przed nieujawnionym orzeczeniem sądowym. Natomiast informacja o rzekomym postępowaniu prowadzonym przez prokuraturę w ogóle się niczego nie trzyma, bowiem oznaczałoby to, że mając poważne wątpliwości co do naszych praw własności prokuratura nie wpisała ostrzeżenia do ksiąg wieczystych umożliwiając domniemanym złoczyńcom (czyli nam) sprzedaż nieruchomości niczego nie podejrzewającej osobie trzeciej (co de facto oznaczałoby, ze jest z nami w jakiejś kryminalnej zmowie). Po przemyśleniu doszliśmy więc do wniosku, że aby po przeczytaniu akt sprawy dać się wkręcić w takie "informacje" przekazywane poza nimi trzeba by było mieć znaczny poziom niedorozwoju umysłowego. A o to oczywiście żadnego funkcjonariusza państwowego nie podejrzewamy.
Wydaje się więc, że III RP jest krajem w którym przez 5 lat, w trakcie procesowania kilkudziesięciu spraw nie trafił się w instytucjach państwowych ani jeden funkcjonariusz, który chociażby pobieżnie przejrzałby akta sprawy......... Jeżeli to nie uprawnia nas do wpisania III RP do Księgi Absurdalnych Rekordów Guinessa to oznacza, ze nawet ona nie jest w stanie pomieścić takiej dozy nonsensu
# # #.
Oczywiście ktoś kto lubuje się w teoriach konspiracyjnych mógłby podejrzewać, że przyczyna całego galimatiasu jest nie tyle wystawianie dokumentów przez instytucje państwowe bez zapoznania się z aktami sprawy, lecz powszechne przyzwolenie na brak poszanowania dobrze udokumentowanych praw własności ujawnionych w księgach wieczystych i ewidencjach pełniących role katastru. I to nawet w sytuacji gdy zawsze odzwierciedlały one istniejący stan faktyczny (jak to ma miejsce gdy właściciele władają na swoją nieruchomością). Jednak to też uprawniałoby nas do wpisania III RP do Księgi Absurdalnych Rekordów jako jedynego demokratycznego kraju, dla którego funkcjonariuszy bardziej istotne jest krycie wyjątkowo głupich i bezczelnych prowincjonalnych przekrętów niż utrzymanie wiarygodności systemu ksiąg wieczystych. Wydaje się to jednak bardzo nieprawdopodobne, bo księgi wieczyste są gwarantem nie tylko nienaruszalności prawa własności do nieruchomości, ale również bankowych balance-sheet'ów. Jednak po 5 latach obcowania z oparami absurdu wydobywającymi się z instytucji państwowych nie mamy odwagi niczego wykluczyć........
Tak czy siak III RP zasługuje na wpis do księgi absurdalnych rekordów tylko musimy upewnić się czy wybraliśmy dobrą kategorię
P.S.
Nasza inicjatywa wpisania III RP nie jest bynajmniej spowodowana wysublimowana złośliwością, jest jedynie próba zwrócenia uwagi na katastrofalny stan poszanowania praw własności przez instytucje państwowe ze szczególnym uwzględnieniem struktur wymiaru sprawiedliwości.
Poza tym nie ukrywamy, że mamy nadzieje, iż skłoni to chociaż jedna decyzyjną osobę do przeczytania (chociażby pobieżnego) akt spraw, czyli de facto zakończenia całej hucpy i podjęcia kroków w celu zapobieżenia pojawienia się podobnej sytuacji w przyszłości.