|
|
Dostaliśmy właśnie od pewnej instytucji pismo, którego treść w naszym rozumieniu sprowadza się do grożenia konsekwencjami karnymi jeżeli nie zaprzestaniemy wyjaśniania powodów dla których funkcjonariusze państwowi poświadczają w dokumentach państwowych stan prawny "cwoczego domku" sprzeczny ze stanem ujawnionym w księgach wieczystych (nawet bez próby wykazanie prawdziwości tych twierdzeń). Groźba w naszej ocenie jest wiarygodna, bo już skazano nas (jeszcze nieprawomocnie) za odmowę uczestniczenia w procesie administracyjnym prowadzonym w oparciu o poświadczenie innego stanu prawnego niż ten ujawniony w księgach wieczystych.
Jednak nasza odpowiedź jest taka sama jak dla tajemniczych pajączków, które miały zwyczaj pobudzania czujek alarmowych w "ćwoczym domku".... W każdym razie otrzymanie wspomnianego pisma zdopingowało nas do uzupełnienia wpisów (które zaniedbaliśmy ok 14 maja) i przekonało, że o pewnych patologiach należy mówić publicznie.i głośno. Szczególnie gdy są dobrze udokumentowane.
|
|
Dzienniki Ćwoków są pisaną na bieżąco kroniką wydarzeń, które miały miejsce po narażeniu się lokalnej satrapi w pewnej uroczej mieścinie pod wielkim miastem. Z natury rzeczy taki przekaz na gorąco jest bardzo chaotyczny. Odzwierciedla bowiem nie tylko mające miejsce zdarzenia, ale również, szczególnie na początku, niekompletne rozumienie autorów tego co się wokół dzieje dzieje. Na pewno chaos opowieści zwiększały emocje; poczucie zagubienia, a nawet czasami paniki, które pojawiają się zawsze w nietypowej sytuacji gdy praktycznie rzecz biorąc nic nie działa tak jak, zgodnie z naszą wiedzą i doświadczeniem powinno.
Dla ułatwienia naszym czytelnikom zorientowania się w tej całej emocjonalno-intelektualnej gmatwaninie chcieliśmy tylko objaśnić, że w naszej ocenie opisywany okres dzieli się zasadniczo na cztery etapy.
Na początku myśleliśmy, że mamy do czynienia ze zwykłym prowincjonalnym ciemnogrodem, taką stereotypową Polską B. Co prawda dziwiło nas, że zaściankowość, której nie widać w codziennym życiu została tak dobrze zakonserwowana w instytucjach państwowych. Na tym etapie jednak myśleliśmy, że wszelkie nieprawidłowości zostaną szybko zaadresowane przez instancje nadrzędne i ciała kontrolne. A gdy to nie następowało - tłumaczyliśmy to sobie serią pomyłek, chodziliśmy po różnych instytucjach, rozmawialiśmy, naświetlaliśmy sprawę, pokazywaliśmy dokumenty i wskazywaliśmy na obowiązujące przepisy i.... nie mogliśmy zrozumieć dlaczego to nic nie daje..... Okres ten został opisany w pierwszym Dzienniku Ćwoków.
Stopniowo zaczęło do nas docierać, że instancje nadrzędne zamiast skorygować ewidentne błędy wystawiają dokumenty poświadczające o niedopatrzeniu się nieprawidłowości w działaniach, których za prawidłowe w żadnym wypadku uznać nie można.. No chyba że żyjemy w państwie w którym uchwalone akty prawne i przyjęte konwencje nie mają najmniejszego znaczenia, a o tym co jest zgodne z prawem a co nie jest decyduje miejscowa satrapia w zależności od swoich aktualnych potrzeb. Sprawdziliśmy więc w Konstytucji. Jednak nic takiego tam nie było. Poza tym jak by na to nie patrzeć jesteśmy krajem członkowskim Unii Europejskiej. Na pewno by nas tam nie przyjęto gdybyśmy nie trzymali przynajmniej pozorów praworządnego państwa. Jednak dokumenty przesyłane nam przez instytucje państwowe opowiadały coraz dobitniej całkowicie inną historię - wskazywały na całkowity i kompletny brak poszanowania dla podstawowych zapisów prawa. Weszliśmy więc w okres kompletnej dezorientacji i zagubienia. Okres ten opisuje przeważająca część drugich Dzienników Ćwoków.
Stopniowo jednak zaczęliśmy sklejać poszczególne kawałki informacji i zakiełkowało w nas podejrzenie, że procedury w instytucjach państwowych najwyraźniej jedną wspólną cechę z procedurami w programów komputerowych. Wystarczy znaleźć w nich jakąś lukę, potrafić (i chcieć) zrobić z niej użytek, aby móc wykorzystywać całą machinę do innych (i to niekoniecznie uczciwych) celów. Właśnie wtedy następuje taka sytuacja, że system na pozór działa, ale zarazem robi dziwne i wysoce szkodliwe rzeczy. Znaleźliśmy nawet kilka poważnych patologii, które istotnie zdają się wręcz zachęcać do wykorzystania struktur państwowych w niecnych celach. I co z naszego punktu widzenia jest jeszcze bardziej istotne - tłumaczą do pewnego stopnia mechanizmy, które sprawiają, że skorumpowanie pojedynczych urzędników może wystarczyć, by zakwestionować stan własności i na zasadzie efektu skrzydeł motyla zmienić aparat państwowy w narzędzie mobbingu wymuszające na ofierze zaakceptowanie straty. Mechanizmy te opisaliśmy w aneksach Czarne Dziury, Bug_1 i Bug_2.
Epilog w przeciwieństwie do pozostałych części nie opisuje działań instytucji państwowych - tylko nasze, mające na celu uporządkowanie sprawy czyli wymuszenie usunięcia z obiegu prawnego wszelkich dokumentów, które kwestionują bez podania powodu ujawniony w księgach wieczystych stan prawny (czyli nasze prawa własności), albo ujawnienie dokumentów dających podstawę do kwestionowania tego stanu prawnego. Obawiamy się jednak, że te ostatnie nie istnieją lub są nic nie wnoszącymi "błędami roztrzepanej urzędniczki"..... Dlaczego tak myślimy opisaliśmy już wcześniej w aneksach Czarne Dziury i Bug'ach.
Dla ułatwienia naszym czytelnikom zorientowania się w tej całej emocjonalno-intelektualnej gmatwaninie chcieliśmy tylko objaśnić, że w naszej ocenie opisywany okres dzieli się zasadniczo na cztery etapy.
Na początku myśleliśmy, że mamy do czynienia ze zwykłym prowincjonalnym ciemnogrodem, taką stereotypową Polską B. Co prawda dziwiło nas, że zaściankowość, której nie widać w codziennym życiu została tak dobrze zakonserwowana w instytucjach państwowych. Na tym etapie jednak myśleliśmy, że wszelkie nieprawidłowości zostaną szybko zaadresowane przez instancje nadrzędne i ciała kontrolne. A gdy to nie następowało - tłumaczyliśmy to sobie serią pomyłek, chodziliśmy po różnych instytucjach, rozmawialiśmy, naświetlaliśmy sprawę, pokazywaliśmy dokumenty i wskazywaliśmy na obowiązujące przepisy i.... nie mogliśmy zrozumieć dlaczego to nic nie daje..... Okres ten został opisany w pierwszym Dzienniku Ćwoków.
Stopniowo zaczęło do nas docierać, że instancje nadrzędne zamiast skorygować ewidentne błędy wystawiają dokumenty poświadczające o niedopatrzeniu się nieprawidłowości w działaniach, których za prawidłowe w żadnym wypadku uznać nie można.. No chyba że żyjemy w państwie w którym uchwalone akty prawne i przyjęte konwencje nie mają najmniejszego znaczenia, a o tym co jest zgodne z prawem a co nie jest decyduje miejscowa satrapia w zależności od swoich aktualnych potrzeb. Sprawdziliśmy więc w Konstytucji. Jednak nic takiego tam nie było. Poza tym jak by na to nie patrzeć jesteśmy krajem członkowskim Unii Europejskiej. Na pewno by nas tam nie przyjęto gdybyśmy nie trzymali przynajmniej pozorów praworządnego państwa. Jednak dokumenty przesyłane nam przez instytucje państwowe opowiadały coraz dobitniej całkowicie inną historię - wskazywały na całkowity i kompletny brak poszanowania dla podstawowych zapisów prawa. Weszliśmy więc w okres kompletnej dezorientacji i zagubienia. Okres ten opisuje przeważająca część drugich Dzienników Ćwoków.
Stopniowo jednak zaczęliśmy sklejać poszczególne kawałki informacji i zakiełkowało w nas podejrzenie, że procedury w instytucjach państwowych najwyraźniej jedną wspólną cechę z procedurami w programów komputerowych. Wystarczy znaleźć w nich jakąś lukę, potrafić (i chcieć) zrobić z niej użytek, aby móc wykorzystywać całą machinę do innych (i to niekoniecznie uczciwych) celów. Właśnie wtedy następuje taka sytuacja, że system na pozór działa, ale zarazem robi dziwne i wysoce szkodliwe rzeczy. Znaleźliśmy nawet kilka poważnych patologii, które istotnie zdają się wręcz zachęcać do wykorzystania struktur państwowych w niecnych celach. I co z naszego punktu widzenia jest jeszcze bardziej istotne - tłumaczą do pewnego stopnia mechanizmy, które sprawiają, że skorumpowanie pojedynczych urzędników może wystarczyć, by zakwestionować stan własności i na zasadzie efektu skrzydeł motyla zmienić aparat państwowy w narzędzie mobbingu wymuszające na ofierze zaakceptowanie straty. Mechanizmy te opisaliśmy w aneksach Czarne Dziury, Bug_1 i Bug_2.
Epilog w przeciwieństwie do pozostałych części nie opisuje działań instytucji państwowych - tylko nasze, mające na celu uporządkowanie sprawy czyli wymuszenie usunięcia z obiegu prawnego wszelkich dokumentów, które kwestionują bez podania powodu ujawniony w księgach wieczystych stan prawny (czyli nasze prawa własności), albo ujawnienie dokumentów dających podstawę do kwestionowania tego stanu prawnego. Obawiamy się jednak, że te ostatnie nie istnieją lub są nic nie wnoszącymi "błędami roztrzepanej urzędniczki"..... Dlaczego tak myślimy opisaliśmy już wcześniej w aneksach Czarne Dziury i Bug'ach.
Dowiedzieliśmy się, że zostaliśmy skazani w postępowaniu karnym za utrudnianie czynności administracyjnych..W praktyce oznacza to zrobienie z nas przestępców za to że odmówiliśmy uznania stanu prawnego nieruchomości sprzecznego z zapisami ksiąg wieczystych poprzez uczestnictwo w postępowaniu administracyjnym prowadzonym w oparciu o takie założenie. Procesowanie tej sprawy przypominało cyrk (więcej tutaj). Tak się złożyło, że w tym samym dniu przeczytaliśmy w Gazecie Wyborczej artykuł o kobiecie, która przez ponad 20 lat usiłowała odzyskać trzy miliony zabrane jej niesłusznie decyzją jakiegoś urzędnika. Jak rozumiemy ta sprawa zrujnowała jej życie. Gdy po raz kolejny sprawa trafiła do sądu - nie wytrzymała i popełniła samobójstwo. Takie właśnie historie sprawiają, że patrzymy na naszą sytuację z dystansem. Jak się wydaje nie jesteśmy wyjątkowymi pechowcami, którym przytrafiają się niestworzone rzeczy. Jesteśmy jednymi z j(ak się zdaje już sporej) grupy osób dla których "państwo przestało działać" zawieszone "błędem" pojedynczego funkcjonariusza państwowego, którego nikt nie ma obowiązku lub nikt nie chce usunąć. Opierając się tylko na informacjach prasowych przykładów można znaleźć pewna ilość. Żaden z nich nie powinien zaistnieć w praworządnym państwie
Dlatego dla nas nie jest problemem pojedynczy funkcjonariusz nawet jeżeli jego działania były wynikiem ewidentnej korupcji. Dla nas problemem są ludzie na szczycie hierarchii w instytucjach państwowych. którzy przez własną niewiarygodną wręcz niekompetencję (bo mamy nadzieję, że tylko o niekompetencję tutaj chodzi) utrzymują procedury, które umożliwiają, by pojedyncza nieprawidłowość, której się dopuścił pojedynczy funkcjonariusz państwowy zmieniała aparat państwowy w potężną machinę mobbingową niszczącą praworządnych obywateli.
Dlatego właśnie piszemy Dzienniki Ćwoków.
Dlatego dla nas nie jest problemem pojedynczy funkcjonariusz nawet jeżeli jego działania były wynikiem ewidentnej korupcji. Dla nas problemem są ludzie na szczycie hierarchii w instytucjach państwowych. którzy przez własną niewiarygodną wręcz niekompetencję (bo mamy nadzieję, że tylko o niekompetencję tutaj chodzi) utrzymują procedury, które umożliwiają, by pojedyncza nieprawidłowość, której się dopuścił pojedynczy funkcjonariusz państwowy zmieniała aparat państwowy w potężną machinę mobbingową niszczącą praworządnych obywateli.
Dlatego właśnie piszemy Dzienniki Ćwoków.
Dziennik pierwszy (pisany przed 08-2012) | Dziennik drugi (pisany po 08-2012). |
Aneks I (Czarne_dziury) | Aneks II (Bug_1) |
Aneks III (Bug_2) | Epilog (Składamy klocki) |
Sposób opowiadania o zdarzeniach prawdziwych został zainspirowany twórczością Andiego Kaufmana i Andiego Warhola. Składamy hołd ich pamieci.. |
Kapituła Wielkiego Kalesona i.... |