Jeżeli dobrze zrozumieliśmy wynika to ze specyficznej interpretacji prawa, w której wszelkie instytucje państwowe są poza jurysdykcja prokuratury. I tak na przykład jeżeli urzędnik zrobi coś czego nie powinien, to odpowiednim, organem do wyjaśnienie sprawy są instancje nadrzędne, bo Prokuratura nie może ingerować w proces administracyjny. Jeżeli narozrabia sędzia to jak wyżej, bo prokuratura nie może ingerować w działania niezależnego sądownictwa.
Być może na pierwszy rzut oka taki sposób myślenia może wydawać się nawet poprawny, jednak w praktyce zapewnił całkowita bezkarność pracownikom instytucji państwowych i doprowadził do rozwoju kultury "rżnięcia głupa" o której już wielokrotnie pisaliśmy (nazywając to zjawisko łańcuszkami błędów).
Dla przypomnienia "rżniecie głupa" polega na robieniu przez kolejnych pracowników różnych instytucji drobnych i na pozór pozbawionych znaczenia pomyłek. Jednak każda kolejna pomyłka buduje na poprzedniej i na końcu tego łańcuszka zostaje podjęta decyzja, która pojęta być nie mogła, ale wydający ja funkcjonariusz po prostu opierając się na poprzednich "pomyłkach" znowu się trochę pomylił. Za korygowanie takich spraw instancje nadrzędne się nie biorą, bo mają zwyczaj rozpatrywać sprawę pomyłki instancji niższej bez kontekstu, (bo reszta to nie ich sprawa). A wtedy mamy drobna zdarzenie pozornie bez konsekwencji prawnej.
Innymi słowy wszyscy funkcjonariusze instytucji państwowych żyją w przekonaniu o własnej cnocie , a dzieją się rzeczy, które dziać się nie powinny.
B. Bez względu na to jak bardzo Prokuratura Rejonowa w G wierzy w świętość zasady nieingerencji w proces sądowy czy administracyjny to jednak istnieje granica za którą "nieingerencja" zmienia się w zwykły parasol ochronny roztoczony nad działalnością przestępczą. W naszej opinii nie można wykluczyć, ze Prokuratura Rejonowa w G tą granicę już przekroczyła.
więcej