Po spekulujmy jakie mogą być konsekwencje tego faktu. Załóżmy, że rozpatrujący jakąś sprawę funkcjonariusz państwowy trafił na dokumenty o wzajemnie sprzecznej treści lub informacja o istnieniu innego stanu dotarła do niego poza aktami sprawy. Ma on wówczas teoretycznie do wyboru
1) Zauważyć ich istnienie (lub dołączyć do akt sprawy jeżeli informacja o istnieniu innego stanu dotarła do niego poza aktami sprawy) i wykonać art 304 par 2 kpk czyli poinformować należne organy o okolicznościach wskazujących na zaistnienie przestępstwa (jeżeli są dwa dokumentu poświadczające wzajemnie wykluczające się stany to jeden z nich najprawdopodobniej musiał powstać na skutek przestępstwa), co teoretycznie spowodować usunięcie wadliwego dokumentu z obiegu prawnego
2) samemu ustalić jaki stan jest prawdziwy przy pomocy środków, którymi dysponuje. A mamy wrażenie, że przy dużej ilości sprzecznych ze sobą dokumentów krążących po instytucjach państwowych i ich archiwach, często jedynym środkiem jaki jest do dyspozycji funkcjonariusza jest przysłowiowy telefon do kogoś "kto zna sprawę"
W praktyce art 304 par 2 kpk jest przepisem martwym, więc droga opisana w punkcie 1 raczej nie będzie stosowana. Pozostają więc tylko takie środki jak "zasięgnięcie języka". Zrobienie rzetelnej analizy, opieranie się na innych dokumentach i dołączanie ich do akt sprawy jest przede wszystkim czasochłonne, a poza tym może przez niektórych być uważane za ryzykowne, bo może dać poszkodowanemu petentowi dowód że jest ofiarą bezprawnych działań z wykorzystaniem instytucji państwowych, a tym samym prawo do domagania się zadośćuczynienia od Skarbu Państwa. A mamy wrażenie, że może mieć to nieprzyjemne konsekwencje dla wielu osób, chciażby w postaci przysłowiowego "ciągania po sądach" jako świadka, składania zeznań etc. Poza tym nie można wykluczyć, że dochodzi jeszcze presja środowiskowa. W końcu nie można wykluczyć, ze istnienie sprzecznych dokumentów wynika z autentycznej pomyłki innego funkcjonariusza państwowego, a "kablowanie" (rozumiane jako poinformowanie o nieprawidłowości) w kulturze wielu środowisk jest grzechem głównym.
Z drugiej strony jeżeli osoba od której "zasięgnęło się języka" wprowadzi w błąd, to dla funkcjonariusza państwowego nie ma żadnych konsekwencji. W końcu za poświadczenie nieprawdy czy podjęcie decyzji, która nijak się ma do akt sprawy nic nie grozi (art 304 par2 kpk jest w końcu przepisem martwym). Dla funkcjonariusza ta opcja więc jest nie tylko mniej stresogenna, ale przede wszystkim bezpieczna.
A to że obywatela można w ten sposób skrzywdzić.... Na ten argument usłyszeliśmy kilka razy odpowiedź "Nic nie mogę zrobić, takie są przepisy". Tylko już nie wyjaśniono niestety co "przepisy" mają tu do rzeczy.
Niewątpliwie opisany schemat tłumaczy wystawianie przez szereg instytucji dziwnych dokumentów, które w zestawieniu ze znanymi nam aktami spraw wyglądają jak pospolite przestępstwa. Tłumaczy również dziwne twierdzenia zawarte w dokumentach państwowych, których prawdziwości nikt nie usiłuje nawet wykazać i których usunąć nikt nie chce. Z każdym kolejnym otrzymanym dokumentem, który w wersji rzeczywistości, która my znany (a do chwili obecnej żadna instytucja państwowa nie podjęła nawet próby wykazania jej wadliwości, pomimo kilkuset wymienionych pism) jest ewidentnym naruszeniem prawa, wzrasta prawdopodobieństwo, że nasze przypuszczenia odnośnie sytuacji jaka wytworzyła się w instytucjach państwowych po nadaniu statusu praktycznie martwego prawa art 304 par 2 kpk są w znacznym stopniu prawdziwe. (więcej w Aneksie Czarne_dziury i Bug_2 )