Dla ułatwienia naszym czytelnikom zorientowania się w tej całej emocjonalno-intelektualnej gmatwaninie chcieliśmy tylko objaśnić, że w naszej ocenie opisywany okres dzieli się zasadniczo na cztery etapy.
Na początku myśleliśmy, że mamy do czynienia ze zwykłym prowincjonalnym ciemnogrodem, taką stereotypową Polską B. Co prawda dziwiło nas, że zaściankowość, której nie widać w codziennym życiu została tak dobrze zakonserwowana w instytucjach państwowych. Na tym etapie jednak myśleliśmy, że wszelkie nieprawidłowości zostaną szybko zaadresowane przez instancje nadrzędne i ciała kontrolne. A gdy to nie następowało - tłumaczyliśmy to sobie serią pomyłek, chodziliśmy po różnych instytucjach, rozmawialiśmy, naświetlaliśmy sprawę, pokazywaliśmy dokumenty i wskazywaliśmy na obowiązujące przepisy i.... nie mogliśmy zrozumieć dlaczego to nic nie daje..... Okres ten został opisany w pierwszym Dzienniku Ćwoków.
Stopniowo zaczęło do nas docierać, że instancje nadrzędne zamiast skorygować ewidentne błędy wystawiają dokumenty poświadczające o niedopatrzeniu się nieprawidłowości w działaniach, których za prawidłowe w żadnym wypadku uznać nie można.. No chyba że żyjemy w państwie w którym uchwalone akty prawne i przyjęte konwencje nie mają najmniejszego znaczenia, a o tym co jest zgodne z prawem a co nie jest decyduje miejscowa satrapia w zależności od swoich aktualnych potrzeb. Sprawdziliśmy więc w Konstytucji. Jednak nic takiego tam nie było. Poza tym jak by na to nie patrzeć jesteśmy krajem członkowskim Unii Europejskiej. Na pewno by nas tam nie przyjęto gdybyśmy nie trzymali przynajmniej pozorów praworządnego państwa. Jednak dokumenty przesyłane nam przez instytucje państwowe opowiadały coraz dobitniej całkowicie inną historię - wskazywały na całkowity i kompletny brak poszanowania dla podstawowych zapisów prawa. Weszliśmy więc w okres kompletnej dezorientacji i zagubienia. Okres ten opisuje przeważająca część drugich Dzienników Ćwoków.
Stopniowo jednak zaczęliśmy sklejać poszczególne kawałki informacji i zakiełkowało w nas podejrzenie, że procedury w instytucjach państwowych najwyraźniej jedną wspólną cechę z procedurami w programów komputerowych. Wystarczy znaleźć w nich jakąś lukę, potrafić (i chcieć) zrobić z niej użytek, aby móc wykorzystywać całą machinę do innych (i to niekoniecznie uczciwych) celów. Właśnie wtedy następuje taka sytuacja, że system na pozór działa, ale zarazem robi dziwne i wysoce szkodliwe rzeczy. Znaleźliśmy nawet kilka poważnych patologii, które istotnie zdają się wręcz zachęcać do wykorzystania struktur państwowych w niecnych celach. I co z naszego punktu widzenia jest jeszcze bardziej istotne - tłumaczą do pewnego stopnia mechanizmy, które sprawiają, że skorumpowanie pojedynczych urzędników może wystarczyć, by zakwestionować stan własności i na zasadzie efektu skrzydeł motyla zmienić aparat państwowy w narzędzie mobbingu wymuszające na ofierze zaakceptowanie straty. Mechanizmy te opisaliśmy w aneksach Białe Kapelusze, Bug_1 i Bug_2.
Epilog w przeciwieństwie do pozostałych części nie opisuje działań instytucji państwowych - tylko nasze, mające na celu uporządkowanie sprawy czyli wymuszenie usunięcia z obiegu prawnego wszelkich dokumentów, które kwestionują bez podania powodu ujawniony w księgach wieczystych stan prawny (czyli nasze prawa własności), albo ujawnienie dokumentów dających podstawę do kwestionowania tego stanu prawnego. Obawiamy się jednak, że te ostatnie nie istnieją lub są nic nie wnoszącymi "błędami roztrzepanej urzędniczki"..... Dlaczego tak myślimy opisaliśmy już wcześniej w aneksach Białe Kapelusze i Bug'ach.