Bez względu na to jaka była pierwotna przyczyna całego galimatiasu, zmieniła ona cały aparat państwowy w wielka machinę, która wymusza na nas uznanie jakiegoś bliżej niesprecyzowanego stanu prawnego, który jest dla nas ewidentnie niekorzystny. Machinę, która kpi sobie z faktów, istniejących dokumentów czy rejestrów, które według zapisów ustaw są najmocniejszym tytułem własności. Nawet jeżeli sprawa jest incydentalna powinna wzbudzić poważne zaniepokojenie.
W końcu aby zaistniała musiało zderzyć się kilka utrwalonych patologi w działaniu instytucji państwowych. Patologii, których być nie powinno, a których istnienie niechcący udokumentowaliśmy.
Chociażby odejście od doktryny jawności procesów przed instytucjami państwowymi (czyli informowania wszystkich uczestników o wszystkich faktach istotnych dla przeprocesowania sprawy). Gdyby poinformowano nas o przyczynach dla których nie uznaje się naszych praw wynikających z własności nieruchomości - wszystko wyjaśniłoby się przy procesowaniu pierwszej sprawy. Gdyby zachowany został zwyczaj uchylania dokumentów zawierających informacje, których sprzeczność ze stanem faktycznym łatwo wykazać - całe zamieszanie zniknęłoby krótko po wystawieniu pierwszego z serii naprawdę dziwnych dokumentów, które zalegają w naszych segregatorach. Gdyby respektowano zapisy rejestrów, które podobno cieszą się domniemaniem wiarygodności takich jak księgi wieczyste czy kataster, sprawy w ogóle by nie było etc. etc.
Największa patologią okazało się jednak nie jest to co legło u podstaw tego całego galimatiasu , lecz fakt, że w ciągu pięciu lat konsekwentnie odmawiano zatrzymania tej hucpy. I to aż do samego szczytu praktycznie każdej zaangażowanej instytucji.
Wszelkie próby zwrócenia osobom stojącym na czele instytucji uwagi na wymykająca się spod ich kontroli sytuację były kwitowane odpowiedziami, które najczęściej sprowadzały się do tego, że usuwanie nieprawidłowości nie leży w zakresie ich kompetencji. Zdumiewająca zaiste interpretacja obowiązującego prawa składana w imieniu tych co pełniąc najwyższe funkcje w instytucjach są odpowiedzialni za prawidłowe jej funkcjonowanie.. Czyżby osoby stojące na czele instytucji państwowych nie kontrolowały nawet własnych kancelarii? A może nie zdają sobie sprawy, że zapewnienie prawidłowości funkcjonowania instytucji jest ich najważniejszym zadaniem?
Stare porzekadło głosi, że "gdy kot śpi to myszy harcują". Jednak absurdu jaki został wygenerowany wokół jednego niewielkiego domku z niewielkiej miejscowości nie tłumaczy żaden kot. Nawet martwy i wypchany. Na myśl przychodzi raczej struś.
Niezorientowanym tłumaczymy, że przysłowiowy struś jest skądinąd miłym stworzeniem wyposażonym w szereg specyficznych dla niego właściwości. Przede wszystkim jest nielotem. Zbyt wysoko jego wyobraźnia więc nie ma szans poszybować. Po drugie z problemami radzi sobie po strusiemu czyli chowa głowę w podłoże aby nikt nie podejrzewał, że mógł je zobaczyć (nawet jeżeli podłożem jest beton). Po trzecie łyknie wszystko. Podobno nie ma nawet problemu z przełknięciem budzika, toteż tym bardziej przełknie każde nawet najbardziej bzdurne wytłumaczenie. Po czwarte łapaniem myszy się nie zajmuje bo to przecież poniżej jego strusiej godności.
Czy szczyty instytucji państwowych obsiadły strusie? Hmm.... Jeżeli tak to mamy dla nich kiepska wiadomość. My z natury szanujemy i traktujemy poważnie instytucje państwowe i osoby stojące na ich czele. Ze śmiertelna powagą podchodzimy więc do wszystkich odpowiedzi jakie przez te instytucje zostały wyprodukowane. W końcu nie możemy zakładać, że na szczycie instytucji siedzi ktoś kto nie rozumie i nie wie co się w jego imieniu pisze.
P.S.
A tak na marginesie to szukamy sponsora na ufundowanie strusiego jaja w celu obdarowania każdego zidentyfikownego strusia, który załapał etat na szczycie instytucji państwowej.